niedziela, 13 marca 2016

Epilog - "zapukaj do OSTATNICH drzwi"

- Chyba... nic się nie zmieniło, co?
- Ale jakoś jest zbyt pusto...
- A czego niby brakuje?
- Mi? Miałoby mi czegoś brakować? Wszystko jest na miejscu... mam swój motor i...
- Wiec KOGO brakuje?
- Nie wiem. Chyba... Czasem widzę go w swoich snach, ale nie wiem kto to. Czy to coś znaczy? To był ktoś ważny?
- Tak, jeśli ci go brakuje.
- O ważnym się nie zapomina.
- To byłoby za łatwe.
- Ale czemu wydaje mi się, że chce o nim pamiętać? To jak... na mnie patrzył, uśmiechał się i ten jego głos, no i dotyk... tak dotyk. Potrzebuje go objąć, chce wiedzieć, że jest blisko, a nawet nie wiem...
- Kto to?
- Tak. Ta pustka, luka... sprawia, że reszta się we mnie nie układa.
- Wiec mnie znajdź i odzyskaj, Jongin

○●○

            - Znowu nie spałeś? - Brunet wywnioskował to po pełnym mordu wzroku, jakim Kai karmił cały świat.
            - Ta... - odpowiedział obojętnie. W kolejny poranek, który nadszedł za wcześnie, Jongin zmierzał z przyjacielem w tym samym kierunku co zawsze. Oboje dzisiaj mieli zajęcia. Do budynku w którym się odbywały prowadził najpiękniejszy w całym mieście ogród. Dla zmęczonych monotonią swojego życia studentów nie był on szczególnie trafionym prezentem, ponieważ nikt z nich nie miał nawet ochoty rozczulać się nad pięknem kwiatów, czy rozłożystych krzewów. Większość, w tym Jongin, obierała za swój cel marmurowe schody, prowadzące do ciężkich drzwi i to właśnie one przykuwały wzrok.
           - Znowu to samo?
           - Tak... To nawet trochę upiorne. Ciągle dostaje we śnie te same pytania. - Jongin opuścił bezsilnie ręce, wzdychając ciężko. - Czy ja jestem jakiś opętany? Jeszcze... zawsze przed obudzeniem słyszę: "Wiec mnie znajdź, Jongin." - Chanyeol słysząc to przewrócił znacząco oczami i poprawił tylko leżący luźno na ramieniu plecak.
           - Z mojego punktu widzenia... to jakaś babska paranoja. Daj mi znać jak zaczniesz czytać horoskopy.
           - Właściwie szukałem podobnych sytuacji w internecie - przyznał się Jongin.
           - Boże. - Park aż położył dłoń na swoim czole. - Jongin... bardziej przerażające jest to, co ci przychodzi do głowy. - Nie było szans na jakiekolwiek zrozumienie ze strony Chanyeola, wiec Kai ostatecznie się poddał wzruszając obojętnie ramionami. Park zawsze sprowadzał go na ziemię, najczęściej miał jednak racje. "To tylko sny... znaczą niewiele, są tylko sygnałem na co należy zwrócić uwagę, co dręczy myśli, a co zsuwamy na bok." - powtarzał bezustannie.
            - Potrzebny ci ktoś, Jongin. Skończysz jako pustelnik. - Chanyeol wyrównał tempo z Kaiem. - Stąd wszystkie twoje problemy.
           - Niby czemu? - zapytał kpiąco Jongin. - Myślisz, że jak sobie kogoś znajdę to nagle świat zostanie się kolorowy?
          - Nie. Ktoś inny po prostu zajmie twoje myśli, nie będziesz miał żadnej "luki" - odpowiedział natychmiast Park, jakby miał już nawet przygotowaną odpowiedzieć. Jongin nic nie mówił przez dłuższą chwilę, bo nie potrafił znaleźć argumentów na to, że Park się myli, jednak był pewny, że to co mówi nie jest prawdą. Jakoś nie wierzył, że posiadanie kogoś miałoby cokolwiek poprawić skoro jego problemy nie tkwiły właśnie w tym miejscu. Miał wrażenie, że Chanyeol i tak zawsze wszystko zwali na samotność Kaia, chcąc go za wszelką cenę z kimś sfatać. To jednak dla "przyszłej druhny" Chanyeola było nie małym problemem, ponieważ żeby zainteresować Jongina ta osoba musi być tak wyjątkowa, że prawdopodobnie nikt taki nie chodzi po ziemi. Nie ważne jak piękni, zabawni, czy ogólnie idealni ludzie zbliżali się do Jongina, ten miał wrażenie, że już kogoś ma. Czuł pustkę, ale kogoś miał, tylko po prostu zgubił tą osobę.
           - Nie mam na to ochoty. Nie wszyscy maja takie szczęście jak ty - odpowiedział w końcu Kai mając na myśli uroczego chłopaka, który ostatnio kręcił się przy Chanyeolu a ten przy nim.
            - Bo ja niczego nie komplikuje. To jedyna prosta zasada... - Chen milczał przez moment chcąc zobaczyć cień zainteresowania na oczach Kaia, ale otrzymał w zamian tylko obojętne spojrzenie. - Owszem... kocham Baekhyuna, ale nie drąże tego tematu. Nie zadaje sobie niepotrzebnych pytań, ciesze się po prostu... że go mam i że wszechświat pozwolił nam spróbować. - Kai aż uśmiechnął się przysłuchując się temu pełnemu emocji występowi przyjaciela.
            - Dojrzałe myślenie - rzucił tylko w ramach jakiegoś komentarza, ale do samej rady nie chciał się stosować. Chanyeol westchnął tylko doskonale zdając sobie z tego sprawę. W końcu Kai był osoba której ciężko było cokolwiek wytłumaczyć. Do tego czekała ich jeszcze przeprawa przez tłumy klębiące się przed drzwiami szkoły, wiec głębszy wdech Chanyeola był uzasadniony.
         - Myślę trochę inaczej - odezwał się głośniej Jongin, tak żeby przyjaciel usłyszał go pomimo zagłuszających ich rozmów uczniów. - Wszystko co robimy ma jakiś cel. Jeśli mam kogoś spotkać to zadecyduje o tym przeznaczenie.
          - Skąd ci się wzięły takie tematy? Zwykle z samego rana opowiadasz mi o tym co zjesz jak wrócisz, że chce ci się spać i jakiego koloru są twoje bokserki...
          - Tak po prostu - odpowiedział szybko Jongin nie mając ochoty na takie tematy.
          - Samotność uderza ci do głowy - powiedział Chan, kiedy podchodzili do schodów. Właśnie tego komentarza Jongin nie chciał usłyszeć, wolał nic nie mówić i nie komentować chcąc być jak najszybciej w szkole. Gdy tylko stał na drugim stopniu książka, która spadła z okna pofrunęła w dół, po czym uderzyła w głowę Jongina. Początkowo chłopak nie wiedział skąd padło uderzenie, ale leżąca u jego stóp książka, była odpowiedzią. W tym właśnie momencie z góry rozległ się głośny śmiech grupki chłopaków, którzy najwidoczniej dobrze się bawili w klasie na piętrze. Kai miał dość takich wygłupów pierwszaków, którzy uważali, że zrzucanie czegoś na kogoś z okna jest śmieszne. Pochylił się i podniósł książkę która leżała na schodach. Zacisnął ją mocno w dłoni i spojrzał w górę, nienawiści kipiała z jego ciemnych oczu.
           - Kai... Kai, spokojnie. - Usłyszał za sobą głos Chanyeola, który próbował go uspokoić obawiając się najgorszego. Pewnie w jego rozchisteryzowanej wyobraźni pojawiały się obrazy tego jak Jongin miota książka przed siebie, prosto w okno.
         Jongin nie zobaczył jednak na górze czyjeś ucieszonej z żartu twarzy, ale wręcz przeciwnie... jakiegoś zmartwionego blondyna, ucieleśnienie niewinności. Jego różowawe policzki otaczała owalka rozwianych włosów, które padały tez na jego oczy.
          - Przepraszam - powiedział chłopak. Spomiędzy najpiękniejszych warg jakie widział Jongin uciekł głos znajomy mężczyźnie. Znał go... i znał te usta... "Znalazłem cie..." - powiedział sam do siebie w myślach.

○●○

          Koniec nigdy nie jest końcem. Nie ważne jaki nada mu się tytuł, ani jak będzie brzmieć ostatnie zdanie. Nic nie kończy się na tyle, żeby nie można było snuć historii dalej. Sehun pamiętał o tym, żegnając się z życiem. Wiedział, że jeszcze kiedyś się z nim spotka, bo żadne pożegnanie nie jest całkiem ostatecznym. Chociaż wtedy było to dla niego absurdem, bo wraz z zamknięciem oczu, zniknięciem świadomości historia powinna się zakończyć. Tak jednak nie było.
           Straszliwa ból, gorycz i nienawiść, umieranie w płomieniach dusząc się dymem, a później, kiedy wszystko ucichło... zakończył się rozdział Sehuna, albo i książka, ale nie historia. Świadomość Sehuna przeniosła się w inne miejsce. Znalazła się w Casso i pociągnęła za sobą z poprzedniego życia te same marzenia i fantazje. Właściwie jedna - był nią Luhan. Prawie się udało spełnić to marzenie, ale okazało się, że walka jaką Sehun musiał toczyć o Lu wcale się nie skończyła. Nawet spełnione marzenie wymagało pilnowania, aby na pewno nie odeszło. Sehun zrozumiał, że popełnił błąd, ale zanim zdążył go naprawić kolejny rozdział, czy też tom powieści się zakończył. Jednak nadal nie zakończyła się historia.
          Gdy tkwił w ciemności, w której nawet on sam zatracił swoje kontury i nie potrafił dostrzec swojego ciała myślał, że to koniec. Wokół coś go otaczało... bo wiedział, że coś czaiło się w pobliżu, ale równocześnie miał wrażenie, że jest właśnie w miejscu w którym nie ma kompletnie nic. To paradoks zaświatów w których błądzi dusza. Nie tylko otoczenie budziło tak wiele wątpliwości... Sehun miał wrażenie, że wokół niego nie ma powietrza, ani czasu, że nie ma jego ciała... albo bardziej, że cała ta ciemność wokół niego... jest właśnie nim, jedna skupiona myślą, nieuchwytną materią z własnymi potworami, które ukrywały się w tej ciemności, będąc kiedyś w nim samym. Chociaż nie było nic, Sehun czuł wokół siebie wszystko. Pamiętał, że po raz drugi nie żył, tym razem zabity przez Gain. Nie sądził, że po drugiej śmierci... tej ostatecznej nadal będzie CZYMŚ i będzie GDZIEŚ... czyli jego historia trwała. Zaczęła nawet nabierać tempa gdy zobaczył w ciemności tlący się płomień. Długo szedł w jego kierunku, ale ten nadal był daleko kusząc swoim światłem niepokornym wobec ciemności. Sehun powinien się poddać, zakończyć tą bezsensowną wędrówkę, ale miał w sobie jeszcze wole walki. W końcu posiadał powód aby żyć i nie dać się pochłonąć ciemności. Uparcie, krok za smolistym krokiem zbliżał się do iskierki w której widział jedyną nadzieje. W momencie gdy obraz przed jego oczami zaczynał ciemnieć, wyciągnął żałośnie dłoń w stronę światła, a właściwie miał wrażenie, że to zrobił. Niczym błogosławieństwo... płomień pozwolił mu się zdobyć. Zbliżył się do Sehuna i w tym momencie z ciemności wyłoniło się jego ciało... pojawiły się kontury, a płomień stał się częścią jego ciała... zastąpił martwe, chłodne serce. To naznaczyło Sehuna pierwiastkiem piekła, który przyjął się w nowej ofierze niczym pasożyt.
         Gdy tylko Sehun ponownie otworzył oczy po wydostaniu się z ciemności, niechętnie przywitał nowa rolę. Gain, która pilnowała aby Oh obudził się w nowej postaci, stała się jego panią. Dostrzegła w Sehunie bunt do Boga, niechęć do dobra które tak często było trudniejsze niż zło, wiec strzegąc płomienia świecy kobieta była pewna sukcesu. Nie każdy przecież zasługiwał na błogosławieństwo od piekła. Sehun miał w sobie cząstkę mocy Jaejoonga, wiec z jego własną... mógł stać cię niszczycielską siła przed którą zadrży nawet odległe niebo i pokłoni się ziemia. Gain musiała jedynie dbać o swoją własność, szlifować i czekać na efekty swojej pracy.
          Ogromne płaty śniegu w kolorze popiołu sypały się z góry. Tam nie było nieba, nic nie padało z chmur, to świat Jaejoonga kruszył się, bo jego Pan zginął. Sehun czuł w powietrzu zapach śmierci i miał wrażenie, że pod jego stopami grunt rozkrusza się, jakby całość miała natychmiast runąć. Wszystko pękało z części na części, na coraz mniejsze fragmenty. Rozpadło się wszystko, co kiedyś wydawało się stałe... popadało w ruinę. Demon i jego wizja, ludzkie życie i nadzieja, każda z tych rzeczy miała świadków, nawet tych niemych w postaci murów sanktuarium. Niestety po ani jednej z tych rzeczy nie zostało nic oprócz gruzów.
          Sehun posłusznie szedł za swoją panią, stawiając krok za krokiem. Gain nie była już służąca Seungyeon i nawet nikt nie podejrzewał, że jest winna śmierci dziewczyny. Demonom nieznane były przypadki jej pokroju, gdzie służąca objęta paktem i obietnicą posłuszeństwa miała siłę przeciwstawić się swojemu właścicielowi. To wymagało ogromnej siły, a złamanie obietnicy, która złożył demon było karane śmiercią, lub utratą wszelkich sił. Jednak Gain miała się dość dobrze. Szła przed Sehunem ściskając dłońmi ciemne futro, o jaśniejszym nalocie w kolorze beżu. Oczy kobiety były otoczone smolistym makijażem, dopełniającym błysk w jej tęczówkach. Ta czerń z bielą jej cery rzucała się w oczy, pasowały do niej nawet potargane przez wiatr czarne włosy. 
          - Sępy się zleciały! - zawołała kobieta. Z daleka wyłaniał się już plac, jeszcze ledwie widoczny przez biała mgłę, ale jednak w bieli zgęstniałego powietrza wyłaniał się zarys jakiegoś mężczyzny. Gain uśmiechnęła się szeroko i pobiegła przed siebie, zostawiając Sehuna z tyłu. Im bliżej pochodziła, tym bardziej przezroczysta stawała się mgła, a ukryte pod nią elementy robiły się wyraźne.
          - Tak myślałam, że Cię tutaj spotkam, Jonghyun - powiedziała nawet jeszcze nie widząc twarzy mężczyzny. - Gdzie pojawia się nieszczęście, tam ty grasz rolę jego cienia - syknęła złośliwie na co mężczyzna nawet nie odpowiedział. Jego wzrok był skupiony na czymś, a nawet na kimś innym. Z odrazą tkwił spojrzeniem w martwym ciele mężczyzny, leżącym u jego stóp. Jaejoong leżał na roztrzaskanej posadzce, a jego martwe ciało otaczała krew. Ta skorupka, która została po potężnym demonie teraz była idealnym zwieńczeniem jego upadku. Ten obraz dopełniły też mury sanktuarium, które zamiast budować więzienie runęły, ścieliły ziemię.
          - Trzeba po nim posprzątać. Zawsze tak jest jak się komuś za dużo pozwala - odezwał się Jonghyun.
          - Jednak miał jakieś serce... oddał życie tym, którymi powinien się żywić. - Gain uśmiechnęła się złośliwie patrząc na Jaejoonga jak na głupca. Nie była zdziwiona, że tak wyglądał koniec wielkiego Pana. Juz dawno podejrzewała, że Jaejoong tworząc Casso szukał dla siebie mordercy, to on chciał stać się ruiną i umrzeć po wielu wiekach udręki.
          - Nic dziwnego... był jak każdy demon który rodzi się z człowieka - warknął Jonghyun z odrazą. Sam nie mógł tego o sobie powiedzieć, był upałym duchem, nigdy nie miał ludzkich uczuć. - Sentyment tych pół demonów sprawiają tylko problemy - dodał zdenerwowany.
          Gain nie mogła się z tym nie zgodzić, wiec nie zawarła głosu. Skupiła się na obecności Sehuna za sobą, który wcale nie był zainteresowany tym co stało się z Jaejoongiem, ani nawet nieznajomym demonem. On zjawił się w miejscu w którym stało Sanktuarium z innych powodów. Wzrokiem szukał Luhana. Po raz pierwszy wolał go nie zobaczyć... bo jeśli znalazłby jego ciało pomiędzy ruinami ich wspólnego więzienia, musiałby się pogodzić z jego ostateczna stratą. Wtedy... okazało by się, że wszytko co zrobił nie miało sensu i przedłużanie takiego życia bez Luhana dopiero stało by się piekłem. W bladej mgle dostrzegał zarysy i kształty, a jego serce biło mocniej gdy tylko jakiś przypominał czymkolwiek Luhana.
          - Nie ma go tutaj - rzuciła obojętnie Gain, nawet nie odwracając się w stronę Huna. Wiedziała, że Oh czeka właśnie na tą nowinę, ale nie powiedziała mu tego wcześniej, bo nie była zadowolona z tego, że potrafiła dostrzec w Sehunie tęsknotę za czymś ludzkim.
           - Wypleń z niego to co zostało z człowieka. Inaczej skończy jak Jaejoong - skomentował Jonghyun, oceniając od razu cala sytuacje. Sam nie pochwal tego, nie ważne jak duża siłę miał teraz Sehun. Oh słysząc te słowa z obojętna miną podszedł do swojej pani. W momencie w którym dotarło do niego, że Luhan nie został przecięty bronią, która jako jedyna mogła go zabić, był już szczęśliwy i nadal miał swój cel. Tylko to wybrane błogosławione ostrze było w stanie zaszkodzić duszy i ostatecznie zakończyć życie nie tylko demona, ale każdego życia.
          - To już nie jest ważne, Jonghyunie. On zapomni... Nie jest taki słaby jak Jaejoong. Nie bez powodu wybrałam z nich właśnie Sehuna. - Oh nie słuchał ich rozmowy. Tkwił w swoim świecie, pamiętając tylko aby niczego po sobie nie pokazać. Gain miała rację, Jongin... Suho... jego rodzice - każdy z nich miał rację; Sehun był potworem. Jednak jeśli był w nim pierwiastek dobra, to był nim Luhan, dlatego Sehun zamierzał go odzyskać. Planował użyć wszystkich swoich sił, aby Lu z rąk Jongina, ziemi, a nawet życia. Widział, że Luhan jest częścią jego duszy, która musi wrócić do całości.
          - Nawet mu w tym pomogę... - Mówiąc to Jonghyun spojrzał na Sehuna dość wymownie. Po chwili do tego kompletu dodał cyniczny uśmiech. - Musze zabić to nad czym nasz Bóg, Jaejoong się ulitował - Jonghyun skierował te słowa niczym wyzwanie. Sehun zrozumiał, że jeśli chce odzyskać Luhana, musi się pospieszyć. Musi zdążyć przed samym diabłem.

●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●○●

Witam po tak długiej przerwie. Tak... kiedyś musiało to nastąpić i musiałam dodać epilog. Dawno temu myślałam, że poczuje ulgę gdy go napisze i wreszcie dodam, ale im bardziej zbliżałam się do końca, tym większe miałam wrażenie, że jednak będę tęsknić.
Casso było opowiadaniem dzięki któremu dowiedziałam się, że jeszcze wielu rzeczy musze się nauczyć jeśli mówimy o dobry pisaniu. Po skończeniu go zwracam uwagę na większe detale, stwierdzam, że nie zawsze "więcej" znaczy "lepiej", a mniej zrozumiale to nie zawsze madrzej. Nie straciłam radości z pisania, chociaż niedawno myślałam o tym, żeby zostawić w tyle blogi i wszystko co z tym związane, skoro i tak niczego nie dodaje. Wydaje mi się, że nie byłabym w stanie tego zrobić, bo mam jeszcze wiele pomysłów i chce chociaż 1/52920163519 z nich Wam pokazać. Mam nadzieje, że będę mieć czas, aby je tworzyć a wy cierpliwość aby na nie czekać. Stwierdziłam, że jeśli powstanie jakaś kolejna partówka to tym razem przygotuję się wcześniej, aby regularnie dodawać posty i nie zostawiać czytelników z miesięcznymi przerwami. Możliwe, że nawet mogłaby to być kolejna część "Casso", a może nawet mojego pierwszego na tym blogu 2mina. Wiele pomysłów czeka też na to aż je skończę wiec na razie nie będę niczego obiecywać.
Dziękuję każdemu kto poświęcił chociaż chwile na poznanie "Casso". Dzięki wam miałam siłę, aby w ogóle doprowadzić to do końca.

5 komentarzy:

  1. To jest jedno z pierwszych ff, które pojawiło się, gdy zaczęłam swoją przygodę z EXO, yaoi itd. Cieszę się, że udało Ci się je zakończyć, ponieważ Casoo jest na serio wyjątkowe przez tematykę oraz piękne opisy. Na serio pięknie piszesz! Uwielbiam Casso! Na serio z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów. Najgorsza była dla mnie śmierć Kyungsoo, czego nigdy nie wymarzę z pamięci. Jego było mi najbardziej szkoda w całym tym ff. I jeszcze to jak zawiódł go Kai. Bardzo bolesny cios dla fanki kaisoo. Ponadto, gratuluję wykreowania tak dziwnej postaci Sehuna. Pomimo tego, że on nie ma wielu zalet, to gościa na serio polubiłam. Miło, że tak bardzo kochał Luhana i się o niego martwił, niemiło, że skrzywdził swojego brata! To zaskoczyło! Na serio mocny zwrot akcji. O kailu się nie wypowiem, ponieważ nie przepadam za tym pairingiem i mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Historia taorisa była równie piękna, co smutna. Fajnie to wymyśliłaś. Przez całe ff dogryzali sobie, ale wynagrodziła to końcówka. Zastanawiałam się, który z nich pęknie i strzeli. Jednak oni woleli popełnić samobójstwo. Pewnie nie wydaje się to takie romantyczne, ale Casso zmienia oblicze każdej śmierci. I został mi jeszcze Baekyeol. Przy nich też pocisnęłaś! Na serio! Najpierw śmierć Baekhyuna, co pięknie opisałaś, a potem Chanyeol, który wolał umrzeć niż żyć bez niego. Oni również byli tutaj uroczą parką! Jakoś tam skróciłam to, co mi się podobało, więc mogę przejść do epilogu. Kai w końcu odzyskał Luhana. Wbrew pozorom dobrze się stało. Obaj przeszli koszmar, teraz mogą być razem. Przejdę jednak do drugiej części epilogu, która powaliła mnie na kolana, bo marnie mi się pisze o szczęśliwym kailu. Nowa wersja Sehuna powala na kolana. I to faktycznie budzi głód na drugą część Casso, gdzie Hunnie będzie chciał odzyskać Luhana. Ale Ty zadecydujesz, co będziesz chciała pisać. I jeśli 2min jest tak samo ciekawy i mroczny, jak Casso to powinnam go przeczytać, a potem czekać na drugą część.
    Powtórzę się, ale na serio bardzo się cieszę, że skończyłaś Casso. Czasem dodawałaś rozdziały w dość dużym odstępie czasowym, jednak nic nie zmienia faktu, że je napisałaś dla swoich czytelników. Za to Ci serdecznie dziękuję, ponieważ Casso jest jednym z moich ulubionych ff w blogosferze. Nawet fakt, że pojawia się tutaj kailu nie zmieni mojego zdania! Bo jest warte przeczytania!
    Życzę Ci weny oraz chęci do pisania, by powstało kolejne takie cudowne opowiadanie.
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie było jednym z pierwszych jakie poznałam i jest też jednym z tych które zapamiętam do końca życia. Opisy i bohaterowie to arcydzieło. Życzę Ci dużo weny, bo po cichu liczę na kontynuację, a jeśli nie to inne fanficki Twojego autorstwa, bo sztos *.* Ciesze się, że nie poddałaś się i to dokonczyłaś <3 hwaiting ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Dodałaś to! Wspaniałe! Ciekawy epilog, najpierw Jongin i co ciekawe z Chanem ;o; a potem akcja głównie skupia się na Sehunie, nieźle.. Czytałam od początku, podoba mi się, czekam na dodatki, kurcze jakieś yaolce, wyjaśnienia ;OOo;

    OdpowiedzUsuń
  4. No ani słowa, ani słowa o tym, że dodałaś epilog... dobrze wiesz jak bardzo chciałam go przeczytać!
    Pierwsza scena z Chanem i Kaiem była przecudna, strasznie się cieszę, że wszyscy dostali kolejną szansę i z tego co widzę, że znowu mogą być razem. Naprawdę, cóż tu powiedzieć o Casso... Ono się nie skończyło, pewnie dobrze o tym wiesz. Nawet jeśli nie napiszesz dalej, będzie trwało i to Twoja zasługa. Tym zakończeniem dałaś swoim czytelnikom okazję do snucia tego jak może wyglądać dalszy los Sehuna i innych, w konfrontacji z pozostałymi demonami. Casso jest inne od wszystkiego co do tej pory czytałam, nie potrafię sprecyzować w jakim dokładnie stopniu, ale to na pewno pozytywne.
    Twój progres zawarty tutaj jest wręcz namacalny; pal licho te kilka literówek i brak niektórych polskich znaków, naprawdę bardzo się poprawiłaś i wiem, że pracujesz nad tym, nie wierzę byś była w stanie kiedyś porzucić pisanie. Wiem, że do kolejnego opowiadania wprowadzisz to, czego się nauczyłaś i zaskoczysz nas wszystkich niezwykłymi kreacjami postaci, błyskotliwymi dialogami i przystępnymi, ale równocześnie pięknymi opisami.
    Jestem dumna z Ciebie, mój Nabisiu~
    Wiesz, że mocno trzymam za Ciebie kciuki, a teraz przede wszystkim byś spełniła własne oczekiwania jeśli chodzi o zakończenie szkoły ~
    Hwaiting Izulku~

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, nie wiem co powiedzieć, ponieważ milion lat nie czytałam niczego, bo a to nie miałam chęci, a to nie miałam czasu, ale tak się cieszę, że dodałaś ten epilog. Podoba mi się takie zakończenie. A może kolejna część historii? Nie wiem, ale kocham Casso i na pewno w wakacje przeczytam całość od początku do końca, bo jestem zakochana w każdej postaci, którą wykreowałaś, w każdej historii, która została tutaj zawarta. Podziwiam, bo to opowiadanie jest przesiąknięte tyloma uczuciami, które nie tylko cieszą serce, ale też doprowadzają do łez, do płaczu, który trwa i nie zawsze kończy się od razu po przeczytaniu jednego rozdziału. Ja niesamowicie wczuwałam się w każdego uczestnika Casso i razem z nimi czułam konsekwencje ich wyborów, które były różne. Nie mnie oceniać ich poczynania, ja mogłam poczuć tylko kawałek ich cierpienia, dlatego, każdego z nich mocno podziwiam. Kocham opisy śmierci, bo w jej obliczu mogłam pokochać osoby, których nienawidziłam w tym ff. Motyw Baekhyuna i Jaejoonga był dla mnie jednym z ulubionych. Może to było okrutne i bolesne, ale Baekhyun i Chanyeol teraz cieszą się ze sobą życiem, a miłość Demona do człowieka, była po prostu piękna. Kocham ten mroczny klimat, który stworzyłaś. Jest niesamowity, dlatego chcę ci podziękować, że miałam szansę to wszystko przeczytać i chociaż przez parę godzin zaistnieć w twoim świecie. Dziękuję, bo niewątpliwie poświęciłaś temu wiele czasu i samej siebie, dlatego na prawdę Cię podziwiam. Jest to po prostu arcydzieło.
    Dla mnie jest obojętne, co dalej napiszesz, ja to przeczytam, na pewno, choćbym już w ogóle nie śledziła losów koreańskich bandów, dla tego stylu pisania, przeczytam wszystko i będę cierpliwie czekać.^^

    OdpowiedzUsuń