Anyohaseyo! Dziś dodaje ostatnią część mojego oneshota z Himlo. Podsumowując ten ff nie miał za dużo wielbicieli, ale muszę dodać ostatnią część (w końcu moja ulubiona) xD
Co do dalszych planów, to od razu mówię, że ten miesiąc i następny będą dla mnie bardzo pracowite. Mam dość wiele pomysłów i chciałam je jak najszybciej zrealizować. W pierwszej kolejności dodam planowany już od dawna oneshot z Baekyeolem, który piszę z Uszati. Ogólnie został on stworzony właśnie z myślą o Halloween. Co do "Bron from Evil" to kolejny rozdział będzie już na pewno ostatnim ( 9 - szczęśliwa liczba w Japonii ahahahaha się złożyło) Niby trochę mi głupio, że tak mało się ich pojawiło. :/
W każdym razie - zapraszam do czytania i komentowania. :D
A no i wybaczcie mi błędy, bo na pewno jakieś się znajdą.
_________________________________________________
Zelo położył bukiet na szpitalnej półce. Barwna folia zaszeleściła, mnąc się wokół kwiatów. Blondyn spojrzał troskliwie, na śpiącego Himchana. Jego ciemne włosy były jedyną dominującą barwą, wśród śnieżnobiałego wystroju sali. Jego skóra była blada, więc niemal wtapiała się w białą pościel, dorównując jej odcieniem. Zelo przyjrzał się dokładniej, jego raną. Zadrapania na policzku nie wyglądały na groźne, ale posiniaczone i poranione dłonie przerażały, na sam widok.
-Zelo... -wyszeptały jego popękane usta. -Widziałem, że tu przyjdziesz. Cieszę się... -dodał ochrypłym głosem. Z oczu blondyna popłynęły łzy. Przygryzł dolną wargę, wstrzymując rumień na policzku.
-Przepraszam... -wyszeptał, pochylając głowę. -To wszystko... moja wina.
-Nie wygłupiaj się! -warknął Himchan. -Chyba nie muszę ci mówić, kogo spotkałem.
-Wiem... ale kim on jest? Czego od ciebie chciał? -zapytał jednym tchem.
-Nie widziałem jego twarzy, jedynie słyszałem jego głos -podniósł się z trudem, siadając na szpitalnym łóżku. Zelo zmrużył oczy, zaciskając pięści. -On się nami bawi, Jun Hong. Musisz na siebie uważać. Obiecaj mi, że nie zostaniesz sam, ani na minutę -Zelo w odpowiedzi skinął twierdząco głową. Nękały go takie wyrzuty sumienia, że byłby w stanie oddać duszę, gdyby Himchan o to poprosił -Będę się czuł pewniej, jak wyjdę ze szpitala i będę cię pilnować osobiście, ale do tego czasu... dbaj o siebie.
-Nie mówiłeś nikomu o tym, co się naprawdę stało? -zapytał nieśmiało blondyn, po dłuższej chwili ciszy.
-Dlaczego o to pytasz? Nie ufasz mi? -Pochylił się nad nim. Ich twarze niemal się stykały. Zelo poczuł, jak jego ręce się pocą, pod wpływem gorącego wzroku bruneta. -Nie martw się. Nikomu nic nie powiedziałem. Oczywiście nie uwierzyli by w przypadkowe znalezienie ciała... a teraz ten wypadek, więc przyznałem się, że to była moja wizja, a ty poszedłeś za mną bez mojej wiedzy.
-Uwierzyły?
-Taaa... Nie było problemu -Zelo westchnął z ulgą, słysząc te słowa.
-Co zrobimy z tym "Łowcą"? -zapytał po chwili ciszy. Himchan spojrzał w zaszklone oczy Zelo, który próbował uniknąć jego spojrzenia.
-Musimy go dopaść jako pierwsi -rzucił, bez emocji brunet. Zelo podniósł wzrok na bladą twarz bruneta.
-Jak chcesz to zrobić? -zapytał drżącym głosem, bojąc się odpowiedzi.
-Postaramy się oddać go w ręce policji -odpowiedział z uśmiechem. Zelo czuł się pewniej przy Himchanie. Wydawało się, że brunet panuje nad sytuacją, i że nic mu przy nim nie grozi.
-Nie chce, żeby znowu coś ci się stało. Mogłem wtedy wrócić z tobą -wyrzucił, nękany przez sumienie. -Nie chce się z tobą rozstawać -jego głos się załamał i z trudem wymawiał kolejne słowa. Oddychał ciężko, tak jakby coś uciskało jego klatkę piersiową. Himchan przez chwilę wpatrywał się w niego z zaskoczeniem, ale ten wyraz twarzy szybko zastąpił uśmiech. Pochylił się nad nim i uniósł jego podbródek do góry, tak aby udostępnić sobie jego usta. Zelo nie sprzeciwiał się, nawet nie drgnął, będąc tylko biernym obserwatorem. Himchan za to ciągle starał się ochłonąć. Wstrzymywał oddech, patrząc w jego niewinne oczy. Wsunął rękę między włosy Zelo, zbliżając swoje usta do jego. Ich oddechy się wyrównały. Wargi Zelo drżały, pod wpływem bliskości bruneta. W końcu ich usta się połączyły, tak jakby wargi stanowiły puzzle od zawsze pasujące do siebie. Zelo oddał pocałunek brunetowi, ale pozwolił, aby to jego język dominował w tym "tańcu". Przysunął się bliżej do bruneta, dając mu tym samym znak, żeby chłopak nie przerywał. Wszystkie myśli w jego głowie nagle się rozpłynęły, a umysł trafił do innej rzeczywistości. Dopiero, gdy usta, które stały się całym jego światem, oddaliły się, udało mu się powrócić do rzeczywistości.
-Co jest z tobą dzieciaku? -wyszeptał, ciągle nie wypuszczając Zelo z objęć. -Znam cię kilka dni, a czuje się, jakbyś był jedyną ważną dla mnie, na tym świecie osobą.
-A widziałeś mnie w swojej przyszłości? -zapytał blondyn, uśmiechając się nonszalancko.
-Jeśli cię tam nie zobaczę, to... stworzę własną przyszłość -wyszeptał ciepłym głosem.
~*~
-Jun Hong! -Usłyszał czyjś krzyk z drugiego końca korytarza. Rozpędzony Luhan z trudem omijał tłum ludzi na korytarzu. Zelo uśmiechnął się ciepło, gdy zobaczył szatyna.
-Co się stało Lulu? -zapytał widząc go zadyszanego, niczym maratończyka. Nie mógł złapać powietrza. Tak, jakby było ono dla niego za gęste. Ugiął kolana, pochylając się do przodu. Zużywał resztki tlenu do oddechu, więc nie miał go na tyle, by coś powiedzieć. Jego policzki z sekundy, na sekundę starały się coraz bardziej czerwone.
-Szukałem cię, wszędzie -powiedział, robiąc wdech po każdym słowie. -Jakiś koleś złapał mnie przed szkołą... kazał ci to przekazać -wyciągnął przed siebie pomiętą, brązową kopertę. -Nie musiałem tak biec, ale powiedział, że to cholernie ważne i że chodzi o Himchana... no więc -jego głos prawie wrócił do normy. Chłopak podał mu kopertę, a Zelo otworzył ją niepewnie, po czym wyciągnął z niej małą złożoną na pół kartkę.
Co powiesz na małą zabawę. Zagram z tobą w grę.
Jeśli spotkasz się ze mnę w sobotę o 17.00 w miejscu,
gdzie znalazłeś tą dziewczynę, to daruje życie temu, twojemu kochasiowi.
Masz wybór. Dodatkowo, jeśli się zgodzisz, obiecuje ci,
że po polowaniu wyjadę z miasta. Jeśli mi nie wierzysz...
to postaraj się to przewidzieć. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek.
Obserwuje ciebie i tego kretyna w szpitalu. Znam każdy wasz ruch,
więc jakikolwiek sygnał, czy cień podejrzenia, a zginie jedna
z osób, które tak bardzo chcesz bronić.
PS: Następnym razem, przypadkiem nie wpadnijcie na to, żeby
się pieprzyć na tym szpitalnym łóżku.
Twój ukochany Łowca.
Zelo zasłonił usta ręką. Luhan widząc jego zaniepokojoną minę, starał się wychylić i sprawdzić, co tak bardzo zmartwiło kolegę. Blondyn niedbale zgiął papier i wepchnął ją z powrotem do koperty, po czym włożył ją do kieszeni, również zginając na pół. "Obserwuje nas?" -Zapytał sam siebie w myślach. Rozejrzał się wokół. Żadnych ciekawskich spojrzeń. Żadnych ukrytych uśmieszków. Więc co? Nie mogło mu przecież chodzić o wizję, ponieważ one nie obejmują tak dokładnie każdej minuty swojego życia, a co dopiero jeśli mają one dotyczyć innej osoby. Czy naprawdę jego moc była tak silna? Zelo nie mógł nawet tak myśleć, bo to było równoznaczne z złożeniem broni. Miał już cień pomysłu, jak rozwiązać sprawę. Musiał tylko zbić Łowcę z tropu i odciąć go od jego niemagicznego źródła informacji. "Napisał, że obserwuje mnie i Himchana... Dwie osoby w jednym czasie? Zapewne nie ma współpracowników... a nawet moc nie pozwala na taką kontrolę. Więc co łączy szpital... i szkołę?"
-Jun Hong? Jun Hong... -Luhan pomachał mu ręką, przed oczami. -Wszystko dobrze? -Zelo podniósł na niego swój nieprzytomny wzrok.
-Jak wyglądała osoba, która ci to dała? -zapytał ze sztucznym uśmiechem, który miał symbolizować, że wszystko jest normalnie.
-Czy ja wiem...? Wyglądał, jak uczeń naszej szkoły, chłopak w naszym wieku. No... może tylko był trochę wyższy i lepiej zbudowany -wycedził przez zęby. -Ale... coś się stało?
-Nie... nic -odpowiedział, starając się wypaść, jak najbardziej normalnie. -Po prostu... chodźmy już na lekcje, co? Zaraz dzwonek.
-Co? -zapytał zaskoczony Luhan. -Od kiedy ty się tym przejmujesz?
-Zabawny dziś jesteś -zaśmiał się pod nosem ciągnąć go w stronę sali. Miał ochotę się rozpłakać. Wszystko w nim krzyczało, ale musiał zachować minę pokerzysty, bo w końcu gra się dopiero rozpoczęła. Pierwszą rzeczą, jaką postanowił zrobić, było spotkanie z Himchanem. Chciał się z nim zobaczyć, przed tym, co postanowi. Zostało mu zginąć i obronić hyunga, albo sprawić, żeby Łowca stał się ofiarą.
~***~
Himchan oddychał głęboko. Pot zrosił jego czoło. Nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył. Miał ochotę rozpłakać się, pod wpływem emocji. Właśnie wchodził przez bramę szpitala, gdy poczuł, że kolejna wizja się zbliża. Jej przekaz był dość konkretny. Ta sama zaśnieżona droga. To samo miejsce. Podążał samotnie zaśnieżoną, ledwie widoczną ścieżką. Zebrało się więcej śniegu, niż ostatnio, więc droga była dwa razy trudniejsza do przebycia. Na końcu drogi zobaczył go. Wyciągniętą w jego stronę, martwą dłoń blondyna. Wokół było mnóstwo krwi, a zerwane taśmy policyjne, falowały na wietrze. Brunet pochylił się nad złudnie prawdziwym ciałem Zelo. W jego oczach zebrały się łzy, ale dalej tępo patrzył w przestrzeń. Wiedział, że musi, jak najszybciej wrócić do domu. Nie dopuścić do kolejnego ataku Łowcy. Nie chciał pozwolić na to, żeby ta przyszłość stała się prawdą. Musiał wybudzić się z szoku, starał się uspokoić, co przychodziło mu z trudem. Himchan podpierał się ręką o chropowaty murek, nie mogąc utrzymać równowagi. Jego nogi uginały się mimowolnie, nie mogąc utrzymać się w pionie. Chciał oszukać się, że to tylko głupia wizja, która się nie sprawdzi, ale nie mógł usunąć ze swojej świadomości faktu, że to może być prawdą. Dopiero dźwięk klaksonu obudził go z myśli. Spojrzał z zaskoczeniem w stronę wydobywającego się dźwięku. Zobaczył Yeon Rin, czekającą na niego w samochodzie, na parkingu. Chwiejnym, ale szybkim krokiem brunet podszedł do drzwi auta. Otworzył je szybko, siadając obok kobiety.
-Coś ty taki blady? -zapytała, bez przywitania. -Na pewno dobrze się czujesz?
-Nie mamy na to czasu. Musisz jak najszybciej zawieść mnie do domu -rzucił szybko. YeonRin wyglądała na zaskoczoną. -No jedź do cholery! -ponaglił kobietę, nie panując nad swoimi nerwami. Bez pytań nacisnęła pedał gazu i zjechała z podjazdu. Ufała Himchanowi i nie musiała go o nic pytać. Przyspieszyła na prostej drodze. Udzielił się jej niepokój bruneta.
-Chodzi o Zelo, prawda? -rzuciła krótkie pytanie, nie oczekując nawet na odpowiedź. -Nie musisz się zbyt martwić. Został w domu i ma się dobrze.
-I tak ma pozostać -warknął Himchan, nie mogąc już usiedzieć na miejscu. Całe szczęście nie było większego ruchu. Droga była niemal pusta. Brunet cały czas wpatrywał się w szybę, starając się uspokoić. Wjeżdżali już na podjazd. Zanim jeszcze samochód dokładnie zahamował, chłopak szarpnął mocno drzwiczkami auta, które otworzyły się wpuszczając do środka świeże powietrze. Niemal wyskoczył z auta, po czym jak najszybciej podbiegł do drzwi domu. Wbiegł do środka, niczym burza. Rozejrzał się dokładnie, po czym wbiegł na schody, panicznie martwiąc się o blondyna. Kierował się do jego pokoju. Po drodze natknął się na HyoRin. Kobieta wyglądała na zaskoczoną, gdy brunet przebiegł obok niej bez słowa. Himchan szybko skręcił w lewo. Od razu nacisnął klamkę i wbiegł do środka. Tak, jak się obawiał, nikogo nie było w środku.
-Himchan? -Usłyszał za sobą zatroskany głos Hyo Rin. Obrócił głowę, oczekując pozytywnych wieści. -Jeśli szukasz Zelo, to wyszedł dziesięć minut temu -wystarczyło to jedno zdanie, żeby całe życie Himchana na chwilę się zatrzymało.
-Wie pani, gdzie poszedł? -zapytał rozżalonym głosem. Kobieta pokręciła przecząco głową.
-Ale nie martw się. Ma przy sobie telefon. Po prostu zadzwoń -rzuciła pierwszym lepszym pomysłem, na który chłopak początkowo nie wpadł, choć wydawała się to oczywistym wyjściem. Brunet wyciągnął telefon z kieszeni spodni i pospiesznie wybrał numer Zelo. Oczekiwanie na rozmowę trwało wieczność, a zakończeniem tego było to, że JunHong nie odbierał. Zrezygnowany brunet usiadł na brzegu łóżka, bezsilnie opuszczając ręce. Nie wiedział, co zrobić, gdzie go szukać i czy na pewno nic mu nie jest? Przeczesał ręką swoje ciemne włosy. Czuł się przegrany, chociaż nie chciał się poddawać. Spojrzał przed siebie. Jego wzrok niemal natychmiast powędrował na szafkę, stojąca przy łóżku, na której leżał nietypowy przedmiot. Ciemno brązowa koperta z licznymi śladami użycia, w postaci pomięcia i obszarpanych końców. Obecność czegoś takiego, na widoku, w pokoju Zelo budziło u niego złe przeczucia i czuł, że właśnie nim powinien się kierować. Himchan złapał papierowy przedmiot. Szybko przeczytał treść listu, który znalazł w środku. Brunet nigdy nie czuł takiego przerażenia. "Zelo naprawdę tak ryzykuje? Jest aż taki głupi? Nie... on chce to zrobić dla mnie. Kretyn!" -Zacisnął palce na kartce, która została przez nie podziurawiona. Musiał go powstrzymać. Nie mógł mu na to pozwolić.
~*~
Zelo ruszył naprzeciw, czując podobny strach, jak wtedy, gdy podążał za swoją wizją. Jednak, tym razem coś było inaczej. Nie czuł już tej samej niepewności. Ufał sobie i wiedział, że jego plan się uda. Wierzył, że wszystko się powiedzie, chociaż sporo ryzykował. Robił to nie tylko dla siebie, ale i dla Himchana. Wierzył, że oboje chcieliby takiego obrotu spraw. Jedyną rzeczą, jaka przepełniała Zelo strachem, była świadomość, że jak coś pójdzie nie tak, to nigdy nie zobaczy Himchana, a do tego on zapewne ciągle będzie się obwiniał, za jego śmierć. Nie było już odwrotu. Musiał iść dalej, bo w końcu wiedział, czego się spodziewać.
Jak podejrzewał od razu zobaczył w oddali czyjąś sylwetkę. Zbliżył się do niej na tyle, że obraz twarzy stał się wyraźny. Jego oczom ukazał się wysoki szatyn, stojący niemal po kolana w śniegu. Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, widząc drobną sylwetkę blondyna. Zelo wyobrażał sobie kogoś całkiem innego. Wydawało mu się, że Łowca, to wysoki, tęgi mężczyzna o odrażającym uśmieszku, nieco przypominający zawodnika baseballa. Ku jego zaskoczeniu opis Luhana rzeczywiście okazał się trafny. Przed JunHongiem stał wysoki, dobrze zbudowany szatyn, o skośnych oczkach. Zelo czuł, jak jego ręce drżały ze zdenerwowania. Jego kark oblał zimny pot, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Nie był w stanie opisać tego uczucia. Gorące powietrze utknęło gdzieś między płucami, a gardłem. Oczy łzawiły od tego uczucia gorąca, więc chłopak z trudem starał się zachować maskę pokerzysty, a był to ważny element jego planu.
Jak podejrzewał od razu zobaczył w oddali czyjąś sylwetkę. Zbliżył się do niej na tyle, że obraz twarzy stał się wyraźny. Jego oczom ukazał się wysoki szatyn, stojący niemal po kolana w śniegu. Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie, widząc drobną sylwetkę blondyna. Zelo wyobrażał sobie kogoś całkiem innego. Wydawało mu się, że Łowca, to wysoki, tęgi mężczyzna o odrażającym uśmieszku, nieco przypominający zawodnika baseballa. Ku jego zaskoczeniu opis Luhana rzeczywiście okazał się trafny. Przed JunHongiem stał wysoki, dobrze zbudowany szatyn, o skośnych oczkach. Zelo czuł, jak jego ręce drżały ze zdenerwowania. Jego kark oblał zimny pot, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Nie był w stanie opisać tego uczucia. Gorące powietrze utknęło gdzieś między płucami, a gardłem. Oczy łzawiły od tego uczucia gorąca, więc chłopak z trudem starał się zachować maskę pokerzysty, a był to ważny element jego planu.
-Nie myślałem, że naprawdę tu przyjdziesz, pisklaku -rzucił, podchodząc bliżej. Zelo też chciał wykonać kilka kroków w jego stronę, ale stres spowodował, że nie mógł wykonać żadnego ruchu. -Zabawny z ciebie chłopiec...
-Kim jesteś? -wyrzucił Zelo, niemal dławiąc się powietrzem.
-Nie wiem po co ci to, ale... jakieś informacje ci się należą -odchrząknął. -Nazywam się Bang YongGuk -odpowiedział z dumą. -Teraz moja kolej, żeby cię o coś zapytać -podchodził coraz bliżej, szurając butami przez śnieg. Po kilku sekundach, stał niemal kilka centymetrów przed Zelo, a on patrzył na niego całkiem sparaliżowany strachem, licząc uderzenia serca. -Dlaczego tu przyszedłeś? Tu, znaczy... do mnie? -zapytał cichym, ale głębokim głosem. Jego słowa niemal przenosił wiatr, a one melodyjnie odbijały się wokół echem. Blondyn stał w bezruchu, ciągle milcząc. Czas na chwilę się zatrzymał. Płatki śniegu, jakby nie chciały spaść na ziemie towarzysząc przy tym wirującej w powietrzu niepewności. Szatyn wpatrywał się w niego wyczekująco, czekając na odpowiedź.
-Ja... Nie chciałem, żeby znowu coś cię stało Himchanowi... przeze mnie -wyszeptał ledwie słyszalnie. Nim nawet zdążył dokończyć zdanie, Bang wybuchnął śmiechem, nie ukrywając w żaden sposób swojego rozbawienia.
-Domyślałem się, że tak zrobisz -odpowiedział, gdy trochę ochłonął, wycierając łzy z kącika oka, jak po jakimś dobrym żarcie. -Tylko wiesz... mi od początku chodziło o ciebie. Nigdy nie polowałem, na tego drugiego -jego głos stał się bardziej głęboki. Wyciągnął rękę nad Zelo, który skulił się, przygotowując się na uderzenie. Ku jego zaskoczeniu mężczyzna rozczochrał włosy blondyna, tak jak robią to dorośli chcąc pochwalić małe dziecko. -Powiedz mi... jak znalazłeś jej ciało? -zapytał, po czym uśmiech zniknął z jego twarzy.
-Tak, jak ty znalazłeś nas -odpowiedział szorstko blondyn. Bang YongGuk pokręcił przecząco głową.
-Nie... to coś innego. Widzisz, dzieciaku...wizje ograniczone są do tego stopnia, że nie są w stanie jednoznacznie, bez żadnych symboli ukazać istotnych faktów. Potrzeba wielu lat doświadczenia, żeby znać i rozumieć wszystkie powiązania i kojarzyć je z faktami.
-Ty tak umiesz? -zapytał naiwnie.
-Oczywiście, że nie, ale ja, to inna bajka. Nie polegam tylko na swojej mocy, bardziej interesuje mnie to, jak ty tego dokonałeś? -Pochylił się nad Zelo. Oddech szatyna ogrzewał jego policzek. -Jesteś Pośrednikiem, prawda? Słyszysz je? -szepnął do jego ucha. -Ona ci o mnie powiedziała, prawda?
-Nawet jeśli... boisz się? -W głosie Zelo można było usłyszeć nutkę satysfakcji.
-Chyba nie tak, jak ty. Trochę mi smutno, że masz taki dar, a dałeś się tak szybko złapać. -Wyciągnął przed siebie rewolwer jednym, płynnym ruchem. -No dalej... wzywaj te swoje duchy. Zginęli, bo byli słabi za życia, więc po śmierci też nie są dla mnie żadnym zagrożeniem. Wśród żyjących nie ma miejsca, dla słabych graczy -wybełkotał pod nosem, zaciskając mocniej rękę na uchwycie rewolweru, ciągle trzymając kciuk na jego kurku.
-Wiesz, czym są duchy? Materializują się z cierpienia i bólu, które zaznały. Nic ich tu nie trzyma, jednak z jakiegoś powodu, nie mogą iść dalej. Opłakują swoją śmierć i przegrane nadzieje, ale najbardziej to, że... choć już cierpiały, to ciągle nie mogą pozbyć się świadomości i tych wspomnień. Nie są im potrzebne walki, czy zemsty, o których mówisz. Chcą tylko, żeby ktoś usłyszał ich krzyk i wymierzył sprawiedliwość.
-Więc... chcę usłyszeć twój krzyk -syknął. Zelo obrócił głowę, słysząc szelest gałęzi za sobą. Jak się spodziewał zaraz po nim wzrok szatyna również powędrował w tamto miejsce. Z daleka można było usłyszeć, jak śnieg z gałęzi uderza o twardą skorupę lodowych górek, wokół pnia. Przerażony Zelo nie mógł uwierzyć własnym oczom, widząc biegnącego z oddali bruneta. Chłopak nie zatrzymywał się ani na moment. Serce blondyna mocniej zabiło na jego widok, a oczy zaczęły piec, nie mogąc powstrzymać łez.
-Uciekaj stąd! -krzyknął dławiącym się głosem. Himchan całkiem wykończony biegiem, stanął naprzeciw niego.
-Coś ty sobie myślał idąc tu sam, co? Coś ty sobie w ogóle myślał?! Czy ty w ogóle myślałeś?! -Himchan nie wiedział, czy najpierw opieprzać go za to, że znowu nie dotrzymał obietnicy, czy pocałować, za to, że nic mu nie jest.
-Tak, myślałem. O tobie -odpowiedział pospiesznie blondyn. -Nie powinno cię tu być -wysyczał. -Proszę... uciekaj -szepnął.
-Nawet o tym nie myśl. -Brunet wyciągnął przed siebie pistolet, mierząc w Bang YongGuka. -Wyjdziemy stąd razem.
-Zaczyna robić się ciekawie -skomentował krótko szatyn. -Pan bohater wcale nie jest tu potrzebny. Przyłażąc tu, robisz tylko z tego bardziej dramatyczną scenę, aż szkoda mi na ciebie kuli -dodał wymierzając lufę w stronę zagrażającego mu bruneta. Himchan mierzył badawczym wzrokiem, każdy gest przeciwnika. Uśmiechnął się pewnie, patrząc prosto w jego oczy. Dłoń bruneta drżała, pod wpływem emocji. Wiedział, że każda jego decyzja jest głupia i nieprzemyślana, ale niestety każda z nich otwierała kolejne rozwidlenie i kolejne wyjścia. Dlatego się tu znalazł. Mierząc do mordercy, żeby bronić ukochanego, którego kilkanaście dni temu znał tylko z widzenia. Właściwie, już wtedy by go bronił. Gdy jeszcze jego matka nie przyjęła prośby HyoYoo i nie wprowadziła się wraz z Himchanem do domu Zelo, brunet widywał go codziennie rano i jego ciepły uśmiech był jedyną rzeczą, która poprawiała mu humor. Nie żałował żadnego kroku po drodze, która prowadziła do ich wspólnego spotkania. Jeśli dalsza podróż tym szlakiem zaprowadzi go do śmierci, to najwidoczniej taka miała być przyszłość. Bang YongGuk widział jego niepewność. Ciało bruneta napinało się gdy tylko napastnik zrobił głębszy oddech. Himchan wyczekując od dłuższej chwili odpowiedniego momentu nacisnął spust, powierzając swoje życie jednemu pociskowi, który przecinał powietrze, aby dosięgnąć ciała szatyna. Niecałą setną sekundy po wystrzale, rozległ się drugi. Wszystko było błyskawiczne, ale tym razem sekundy wyznaczały dalszy ciąg zdarzeń. Zelo z ulgą zauważył, że szatyn został postrzelony z ręki Himchana. Rozbryzg krwi, przy jego wijącym się z bólu ciele, był tego najlepszym dowodem. Ten widok był tak upajający, że blondyn nie zwrócił nawet uwagi na widmo drugiego pocisku. Dopiero po chwili obrócił głowę, czując, jak ręka bruneta stojącego obok drży. Wzrok Himchana wędrował gdzieś po bliżej nieokreślonej oddali. Jego palce mocno zacisnęły się na zakrwawionej już bluzie. Upadł na kolana, gdy świadomość odtworzyła w końcu ból, pozbywając się z jego ciała adrenaliny. Zelo z przerażeniem starał się utrzymać jego bezwładne ciało, które i tak w ostateczności spoczęło w jego ramionach. JunHong płakał cicho, czując w sercu identycznie przeszywający ból.
-Przepraszam... Nie chciałem cię opuszczać -wyszeptał Himchan, czując ciepłe łzy blondyna na swoim policzku. Nie mógł odróżnić ich od własnych.
-Dlaczego po mnie przyszedłeś? Poradziłbym sobie... chciałem, żebyś mi zaufał... -Blondyn zacisnął jego dłoń w swojej.
-Nie wygłupiaj się. Poświęcenie się, nie jest wcale czymś szlachetnym, ale tylko oznaką poddania się -jego głos słabnął. -Ty jesteś na to za silny. Widzę twoją siłę, gdy ciągle się uśmiechasz. Wszystko niszczysz i przyporządkowujesz swoim uśmiechem. Nawet mnie... Tak bardzo chciałem cię nie pokochać, ale...wygrałeś tę walkę. -Zelo nie mógł przestać płakać. Wtulił się w ramię bruneta, chowając twarz. -Ufam ci. Bałem się tylko, że wycenisz kogoś tak bezwartościowego, jak ja wyżej niż swoje własne życie.
-Przestań! -warknął. -Kocham cię... Dlaczego...dlaczego musiałeś się wtrącać? -Podniósł głowę, słysząc czyjś śmiech za sobą. Szatyn przyglądał im się od dłuższej chwili, trzymając się za zranione ramię.
-Nieźle... jak na początek -wytarł zakrwawione palce w rękaw. -Ale i tak musiałem cię ukarać, amatorze -rzucił Bang, ciągle uśmiechając się pod nosem. Zelo przyglądał mu się z daleka, nie odrywając od niego zapłakanych oczu. Poczuł palący gniew i bezsilność, która tliła się w jego sercu, gdy drwiący uśmiech znowu zawitał na twarzy Banga. Szatyn spojrzał na bębenek rewolweru. Został mu ostatni pocisk. Obrócił kołowrotkiem, po czym wepchnął bębenek do środka. Rozległ się charakterystyczny dźwięk. -Zelo! Mam dla ciebie zabawę -wykrzyczał z radością dziecka. Blondyn troskliwym spojrzeniem objął blednącą twarz Himchana. Pocałował go w czoło, zostawiając samotnie na białym śniegu. Wstał zdeterminowany. Liczyła się każda minuta, a Bang YongGuk stał się przeszkodą. -Wiesz... czym jest rosyjska ruletka? - zapytał z uśmiechem szatyn. Zelo skinął twierdząco głową. -Musisz coś wiedzieć... tak na marginesie. W dniu mojego narodzenia... matka miała ostatnią wizję. Wizję mojej śmierci. Nie zostało mi dużo czasu, więc może ta wiadomość upewni cię, że masz niemal wygraną ze mną, już w kieszeni. Ta gra jest ułatwiona dla jasnowidzów, więc jest jedna zasada. Komu uda się przewidzieć, że pocisk jest w jego rękach może nim zabić drugiego gracza, rozumiesz?
-Zaczynamy -rzucił pewnie blondyn. Bang z uśmiechem przyłożył broń do skroni i bez wahania nacisnął spust. Głuchy odgłos pustego magazynku niczym go nie zaskoczył. Z uśmiechem podał rewolwer Zelo. Chłopak delikatnie objął go palcami. Nie spodziewał się, że jest taki lekki. Nigdy nie trzymał broni w ręku, więc jego palce niezdarnie błądziły od uchwytu, aż po kabłak spustowy rewolweru. Wstrzymał oddech, przykładając lufę do siebie. Jego mózg z opóźnieniem odczytał dźwięk pustego magazynku, który już dawno rozległ się w powietrzu. Z ulgą podał dłoń szatynowi. YongGuk tym razem ostrożniej złapał ją w dłoń. Przysunął delikatnie do skroni, zamykając oczy. Długo wahał się, czy nacisnąć spust, a gdy już to zrobił, otworzył przerażone oczy, słysząc szczęk pustego magazynku. Podał broń dalej. Zelo westchnął z ulgą, że YongGuk nie był w posiadaniu pocisku. Zapewne od razu wymierzył by go w blondyna i gra zostałaby zakończona. Zelo przejął rewolwer, powtarzając ten sam gest. Zanim jednak nacisnął spust, coś go powstrzymało. Jakby ktoś położył dłoń na jego ramieniu. Chłód wokół niego jakimś cudem był jeszcze ostrzejszy. Chłopak wyraźnie czuł zaciskające się na jego ramieniu palce. Kątem oka nie zobaczył niczyjej sylwetki, ale czuł czyjąś obecność. "Już czas..." -Usłyszał czyjś, odbijający się echem głos. Zakłócony, ale wyraźny. Odciągnął chłodną lufę od swojej skroni i wycelował ją w szatyna.
-Szach Mat -rzucił naciskając spust. Pocisk przeciął powietrze, trafiając w próżnie. Świst kuli przebiegł obok głowy szatyna, jednak blondyn nie wyglądał na zaskoczonego tym faktem.
-Przegrałeś swoją szansę Zelo... To koniec -rzucił Himchan z uśmiechem.
-Tak myślisz? -Na twarzy Zelo pojawił się uśmiech tryumfu. Wokół zrobiło się głośno. Dziesiątki ludzkich głosów odbijały się echem między gęstymi drzewami. Z każdej strony wyłoniły się sylwetki policjantów, którzy otoczyli Banga, mierząc do niego.
-Spisałeś się, -Inspektor poklepał Zelo po ramieniu. -Wybacz, że tak długo, ale mieliśmy problem ze znalezieniem waszej lokalizacji. Musiałeś zepsuć nadajnik. -Zelo nie słuchał słów mężczyzny. Wypuścił z ręki rewolwer, który wpadł do śniegu. Odwrócił się na pięcie, chcąc jak najszybciej pobiec do Himchana. Policjant złapał go za rękę. Blondyn spojrzał na niego z oburzeniem.
-Przykro mi... Już go zabraliśmy -Zelo znowu poczuł płynące po policzku łzy. Upadł na kolana, bezsilnie siadając na śniegu. Jego tępy wzrok lawirował gdzieś między horyzontem, a niebem. Zapomniał, gdzie się znajduje, a wszystkie odgłosy ucichły. Wszystko... moc znowu zabrała mu wszystko.
-Nie złapiecie Łowcy! -Usłyszał głos Banga, więc podniósł na chwilę nieprzytomny wzrok. Morderca ruszył w stronę policjantów, zabierając ze sobą nienaładowany rewolwer. Wycelował nim w jednego z mężczyzn. Kilka kuli natychmiast pofrunęło w jego stronę. Każda z nich go trafiła, w tym jedna okazała się śmiertelna, trafiając prosto w serce. Z ust mężczyzny wypłynęła stróżka krwi. W rękach ciągle trzymał nienaładowany pistolet. Upadł na ziemie, robiąc ostatni oddech. Jego przepowiednia się sprawdziła. Zginął. Poddał się. Gra była nareszcie skończona.
~*~
Zelo podniósł głowę do góry, rozkoszując się wiosennym słońcem. Zapach wody roznosił się wokół. Drzewa przyozdobiły się zielonymi, drobnymi listkami. Nie myślał, że znowu tu przyjdzie. Przy porannej wiosennej mgle, to miejsce wyglądało inaczej. Senna atmosfera sugerowała, jak bolesne wydarzenia się tu rozgrywały. To nieodczuwalne wrażenie spowodowało, że ludzie sami zaczęli nazywać go "Wzgórzem Snów" Na pamiątkę ofiar mordercy, który został zabity w tym samym miejscu, został postawiony biały krzyż na środku polany. Uczniowie klasy, w której uczyła się JiEun zawiązali długie, białe wstążki na gałęziach brzóz, otaczających polanę. Białe wstęgi falowały przez wiatr, uderzając jedna, o drugą. Żadne miejsce nie wyglądało tak pięknie i nie wywoływało tyle cierpienia jednocześnie. Szczególnie dla Zelo. Nie myślał, że tak się zmieni. Był silniejszy, chociaż tak wiele stracił tamtego dnia. Pusty wzrok Himchana ciągle pozostawał w jego pamięci, a krew ciągle kleiła jego palce. Niektórych wspomnień nie da się pozbyć. Pozostają w pamięci i odbijają piętno na innych. Nawet śmierć nie jest wystarczającym wyzwoleniem. Blondyn przeczesał włosy ręką, ze zdenerwowaniem. Chciałby, żeby to się nigdy nie wydarzyło, a to miejsce nie było przesiąknięte krwią. Często, od tamtego dnia zastanawiał się, dlaczego YongGuk to robił. Lubił panować nad losem i kontrolować poczynania innych ludzi, bo uznawał, że został do tego stworzony? Nawet na nim, dar odcisnął piętno. Narodził się w cieniu śmierci, który mu towarzyszył do końca. Tak, jak i wszyscy, którzy otrzymali moc, coś stracili. Zelo stracił ojca, YongGuk świadomość, a Himchan rodzinę. Wszystko, żeby wyrównać sprawiedliwie talenty.
-Wiedziałem, że to będziesz. -Blondyn usłyszał za sobą znajomy głos. Brunet przysunął się do niego, kładąc rękę na jego ramieniu. -Mogłeś chociaż na mnie poczekać. Jeszcze nie do końca doszedłem do siebie -szepnął, rozglądając się wokół. Zelo uśmiechnął się ciepło czując jego ciepły oddech na swoim karku.
-No, ale w końcu znów tu jesteśmy. -Zelo westchnął głęboko.
-Wiesz... Ciągle mnie coś zastanawia -wyszeptał, obejmując chłopaka, po czym położył głowę na jego ramieniu.
-Co takiego? -Blondyn starał się ukryć to, że jego policzki ciągle się rumienią, pod wpływem dotyku Himchana.
-Jak wezwałeś policję?
-To był ten mój plan. Założyli mi podsłuch i kamizelkę kuloodporną. Wszystko poszłoby gładko, gdyby nie to, że ty się zjawiłeś.
-Tak się dzieję, gdy mi o czymś nie mówisz -szepnął tuż przy jego uchu.
-Nie miałem, jak ci powiedzieć. Bang YongGuk naprawdę nas obserwował, jednak... udało mi się go rozgryźć.
-Niby jak?
-Rzeczywiście nie korzystał jedynie ze swoich mocy, ale korzystał też z ciekawego talentu. Udało mu się włamać niemal do wszystkich komputerów, nadzorujących monitoring, w całym naszym mieście. Kiedy się tego domyśliłem, udało mi się zdobyć prywatny numer komisarza i zadzwoniłem do niego, gdy byłem pewien, że nie znajduje się w zasięgu monitoringu.
-Chyba nie muszę się, aż tak o ciebie martwić... -Obrócił chłopaka twarzą do siebie. Przysunął go bliżej, mając na wyłączność jego usta -Mówiłem ci, że cię nie opuszczę.
-Proszę... Chodźmy stąd najpierw... źle się tu czuje -wyszeptał Zelo, zamykając oczy. Himchan złapał go za rękę i poprowadził w kierunku ścieżki. Oboje obrzucili tęsknym spojrzeniem drewniany krzyż na środku placu, którego otaczały poplątane wstążki. Wiatr zawiał gwałtowniej, prosto w ich stronę. Oboje obrócili się twarzą do niego, mrużąc oczy. Jedna z wstążek walczyła w wiatrem, ale w końcu urwała się i falując pofrunęła prostu do nich. W niewyjaśniony sposób, oplotła ich złączone dłonie. Oboje spojrzeli na siebie pytająco, po czym ich wzrok powędrował na białe końcówki tasiemki.
-To podziękowanie? -zapytał Zelo bardziej sam siebie. Czuł w powietrzu obecność JiEun.
-Nie...To błogosławieństwo -Uśmiechnął się Himchan. -Może teraz ja cię zapytam... widzisz naszą przyszłość?
-Ciągle widzę swoją... w końcu, stoi przede mną -wyszeptał z rumieńcem na twarzy. Wydawało się, że wszystko było już tak, jak powinno być. Wszystko miało wreszcie natrafić na dobre tory, ale to nie był koniec rachunku, który mieli spłacić. Gra się nie skończyła. Zmieniła się tylko plansza.
Ale super opowiadanie *-*
OdpowiedzUsuńWow ; ) świetne !
OdpowiedzUsuńSkoro to nie koniec...możemy liczyć na drugą część? :3
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. Opowiadanie czytało się bardzo przyjemnie i potrafiło też trzymać w napięciu. Mimo,że HimLo to nie mój paring to tutaj go pokochałam^^
TO JEST PERFEKCYJNE. Przeczytałam jednym tchem. Dziękuję za to, jak mogłam się wzruszyć czytając to dzieło.
OdpowiedzUsuń~ Yumi