niedziela, 29 grudnia 2013

ich DWÓCH w piekle




            Kai opadł bezwładnie na łóżko. Miał dość całego dnia. Wszystkim zajęło trochę czasu, zanim zrozumieli sytuację, w której się znaleźli. Nie mogli uciec. Nie mogli wrócić na ziemię, omijając te wszystkie zasady. Po śmierci powinno być im obojętne, gdzie się znajdują, ale gdy stanęła przed nimi możliwość wyboru, wiele osób zaczęło się zastanawiać nad powrotem na ziemię. Nawet za taką cenę. Niby padły jakieś obietnice i propozycje życia razem, bez zabijania się, ale mało kto w nie wierzył. Jednak, gdyby ten plan się udał wszyscy żyli by bezpiecznie, aż do czasu w którym Jaejoong uświadomi sobie, że jego starania i plany okazały się bezowocne. Nikt nie ma pojęcia, jak zachowa się demon, gdy jego "projekt" się nie powiedzie. Kai czuł jednak, że prędzej, czy później ktoś pęknie. Jego natura podpowiadała mu, żeby raczej nikomu nie ufać. Był niemal pewny, że Jaejoong przygotował coś w zanadrzu.
            Brunet podniósł głowę, słysząc pukanie do drzwi.
            - Proszę - wyrzucił cicho. Drewniane drzwi uchyliły się, aż w końcu wyszedł zza nich ciemnowłosy chłopak, z radosnym, pełnym entuzjazmu uśmiechem.
            - Cześć. Nie wiem, czy mnie pamiętasz, jestem...
            - D.O. Tak, pamiętam - przerwał mu, leżący na łóżku brunet. - Ja nazywam się Jongin, ale możesz mi mówić Kai - dodał. Podniósł się, siadając na brzegu łóżka. Spojrzał, spod ciemnych kosmyków włosów na stojącego w progu bruneta. - Czego chcesz? - wyrzucił po chwili ciszy.
            - A! No bo... Okazało się, że połowa pokoi jest zamknięta, a otwartych jest tylko sześć. Kris stwierdził, że Jaejoong zrobił to specjalnie i rozdzielił nas do pokoi tak, jak według niego będzie pasować. Tak, żebyśmy się nie pozabijali na wstępie. Mi przypadł ten pokój. Mam nadzieje, że to nie problem? - zapytał z niewinnym uśmiechem.
            - Nie. Spoko. Tylko nie dobieraj się do mnie w nocy - zaśmiał się Jongin. Ułożył się ponownie na swoim łóżku, wtulając się w poduszkę. D.O bez słowa usiadł na sofie, stojącej przy dużym oknie. Pokój który dzielił z Kaiem nie był jakąś akademicką klitką, z którą miał do czynienia przez niemal całe swoje życie. Był dość spory, a przede wszystkim wyglądał bogato. Ściany były wyłożone ciemnobrązową tapetą, która miała na sobie wzory w jaśniejszym kolorze. Tapicerka mebli była w kawowym kolorze, takim samym, jak długie zasłony. Mahoniowe meble wyglądały na stare, bogate i drogocenne. Ich masywne zdobienia przypominały barokowe elementy. Natomiast jedno wielkie, pojedyncze łóżko stało przy przeciwległej, od okna ścianie.
            - Kai? - szepnął cicho brunet. - Myślisz, że to wszystko prawda? - zapytał niepewnie. Jongin podniósł głowę, przyglądając się D.O.
            - Chodzi ci o tego demona? Wygląda na to, że tak. Jednak wydaje mi się, że jego plan się może nie sprawdzić. Na pewno znajdziemy jakieś wyjście - dokończył z uśmiechem. D.O zacisnął usta w wąską linię.
            - Chodzi mi o nasze wspomnienia - powiedział cicho. - Dlaczego mamy w nich luki? Nie pamiętam swojego imienia... dlaczego? - Brunet opuścił wzrok. Ciągle pamiętał słowa demona, który mówił, że niektóre wspomnienia mogą zabić. Dlaczego jego prawdziwe imię mogło mu zagrażać? Co mogło za sobą kryć? Te wszystkie pytania ciągle dręczyły D.O.
            - Ja też niewiele pamiętam. Znam swoje imię, pamiętam swoją śmierć i trochę wróciła mi pamięć odnośnie rodziny, ale... - Brunet westchnął. - Wiem, że nie pamiętam o czymś ważnym, a z drugiej strony czuje, że jest mi z tym lżej. Czy twoje imię jest takie ważne? Jesteś szczęściarzem, bo pamiętasz, jakim człowiekiem byłeś. - D.O. przyglądał się brunetowi z uśmiechem, jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił. - Ja zapomniałem najważniejszej części siebie. Tak jakoś czuje...
            - Wkrótce ją odnajdziesz - odpowiedział brunet. Przyglądał mu się z uroczym uśmiechem.
            - Ach! Od tych suchych tekstów jeszcze bardziej mi się spać zachciało. Idziesz? - zapytał Jongin, poklepując wolne miejsce, obok siebie.
            - Co? Dwójka obcych facetów w jednym łóżku?! - krzyknął D.O.
            - A co? Widzisz w tym coś podejrzanego? - zapytał lekko zaskoczony Jongin. Niższy chłopak obrócił głowę, czując jak jego policzki lekko się rumienią. - Jak się boisz to możesz spać na sofie, lub na podłodze. Ja się stąd nie ruszam! - Brunet przykrył się kołdrą, wtulając się w poduszkę. D.O niechętnie podszedł do łóżka, kładąc się z drugiej strony. Obrócił się tyłem do Kaia, ściskając róg poduszki.
            - A tak z innej beczki... z kim dzieli pokój ten cały... Luhan? - zapytał cicho Jongin, przypominając sobie jego uśmiechniętą twarz, którą widział, gdy tylko zamykał oczy.
            - On? Z Sehunem. A czemu pytasz?
            - Nie! Nic... Po prostu byłem ciekawy... a reszta?
            - Hmm... Nie wiem, jak jest teraz, ale Kris rozdzielił ich tak, że byli w miarę zgodni. Hej! Nie mówi, że chcesz się wymienić współlokatorem? - krzyknął chłopak, po kilku minutach ciszy lekko płaczliwym głosem. Kai roześmiał się pod nosem.
            - Nie... O to się nie martw, pingwinku - szepnął cicho.
            - Pingwinku? - Brunet obrócił się w stronę Kaia, zaplatając swoje nogi kołdrą.
            - Trochę przypominasz...
            - Ej! Nie pozwolę ci się tak nazywać. - Na twarzy D.O pojawił się wyraźny grymas, a jego policzki lekko się zaczerwieniły. Jongin spojrzał na niego z uśmiechem. Przy tym chłopaku czuł się jakoś lżej. Uciekała od niego myśl, że przecież może tutaj zginąć. Ledwie się znali, a brunet uśmiechał się na jego widok. Takich ludzi określa się słowem "przyjaciel"?


            Kai wyszedł z baru, wzdychając ciężko. Nie miał ochoty wracać do domu i znowu wysłuchiwać krzyków swoich rodziców. Odkąd ich matka zaczęła pracować, ojciec ciągle wypominał jej to, że zaniedbuje rodzinę, do tego często obrywało się Kaiowi, za to, że nie jest takim synem, jakim być powinien. Ich kłótnie były bez najmniejszego powodu wszczynane i bez jakichkolwiek wniosków kończone. Nawet, gdy nie padały już szczodre przekleństwa, to i tak nie mogli nawet w ciszy spędzić czasu razem. Matka często wyjeżdżała, zostawiając jedynie jakąś karteczkę z przeprosinami, za to ojciec stawał się coraz bardziej zgorzkniały. Jedynym sposobem na uzyskanie chodź skrawka świętego spokoju, było wyjście z domu i to jak najdalej. 
            Jongin miał swoje ulubione miejsca, do których mógłby uciec. Jednym z nich był bar, kilka ulic od domu. Lokal przepełniony alkoholem, dymem z papierosów i ludźmi z problemami. To miejsce było jedyną ucieczką, która jakoś uspokajała Jongina. Nikt o nic nie pytał. Barman bez słowa podsuwał mu pod nos szklankę, z jakimś tanim alkoholem, gdy tylko widział, że brunet ma gorszy, niż zwykle humor. Nie musiał myśleć wtedy o tym, czego ludzie od niego oczekują, co jeszcze może się w jego życiu zepsuć i nie myślał o dręczącej go samotności. 
            Westchnął ciężko, spoglądając na szare chmury, kotłujące się na niebie. Drobna mżawka szybko przerodziła się w większy deszcz. Potężne krople uderzały o ziemię, gromadząc się na jej powierzchni. Przez te kilka sekund wszystko wokół było mokre. Kai poprawił płaszcz, niechętnie wychodząc spod bezpiecznego dachu budynku. Spojrzał gniewie na niebo, gdy kolejne krople uderzały o jego twarz. Pochylił głowę, czując jak chłodna woda spływa z jego ciemnych włosów i bladych policzków. Szedł powoli, ze spuszczoną głową, wgapiając się w czubki swoich butów. Przy każdym kolejnym kroku słyszał charakterystyczny chlupot. Drżał przy każdym powiewie zimnego powietrza. 
            - Jongin? - Usłyszał za sobą łagodny, męski głos. - Czy ty mnie unikasz? - Brunet obrócił się, chcąc zobaczyć rozmówcę. Tuż za nim stał młody chłopak, ściskający w rękach czerwoną parasolkę, pod którą był całkowicie skulony. Kai nie widział większej części jego twarzy. Jedynie podbródek i malinowe usta. Nagle cały obraz się rozmył, jakby wszystko pokrywała krystaliczna woda.
            Jongin otworzył oczy, gdy świadomość zaczęła powoli do niego wracać. Ponownie zobaczył ten zaciemniony pokój. "To był sen?"


            Kai niechętnie wszedł do dużego pokoju. Okazało się, że zjawił się tam, jako ostatni. Wszyscy zajęli już miejsca, przy ogromnej ławie w salonie. Mogłoby się wydawać, że to najprzyjemniejszy pokój w całym sanktuarium. Jasne, złoto-beżowe ściany przyjemnie rozświetlały pokój. Chociaż meble były wykonane z ciemnego mahoniu, to i tak ich kolor przyjemnie wyróżniał się, od reszty pomieszczenia. 
            - No nareszcie jesteś - rzucił D.O, poklepując wolne miejsce, obok siebie. Kai podszedł do niego z uśmiechem, siadając na wskazanym przez chłopaka krześle. Cała reszta zachowywała się tak, jakby obecność, czy nieobecność Jongina nieszczególnie ich interesowała. 
            - Więc... mam dla was małą propozycję. Wczoraj na własną rękę szukaliście stąd wyjścia - zaczął Chanyeol niskim głosem. - Co powiecie na to, żeby przeszukać ten budynek grupami? 
            - Co ci to da? - zapytał obojętnie Tao. 
            - To co? Według ciebie mamy tu po prostu siedzieć?! 
            - Jesteśmy w bardzo dziwnej sytuacji, ale to nie powód, żeby się kłócić - zaczął Luhan. - Wydaje mi się, że uda nam się wydostać, dzięki jego zasadą. 
            - Co? Chcesz się zabijać... - zaczął cicho Baekhyun, z niedowierzaniem spoglądając na blondyna. 
            - Nie no... Nie mówię tutaj o jednej z zasad, mam na myśli zasadę siódmą - wyjaśnił blondyn, wyciągając przed siebie gładką kartkę papieru. Jedenaście par oczu natychmiast spojrzało na trzymany przez niego przedmiot. 
            - Skąd to masz? - Kris sięgnął po kartkę, wyciągając ją z dłoni Luhana. 
            - Znalazłem ją na drzwiach pokoju. 
            - Co to, Kris? - Tao wyjrzał zza ramienia kolegi, spoglądając na kartkę. 
            - "12 zasad Casso"? - przeczytał cicho Kris. Wszyscy podeszli bliżej chłopaka, chcąc spojrzeć na trzymany przez niego kodeks. - "1. Bogiem sanktuarium jest Jaejoong." - przeczytał niższym głosem. 
            - "Bogiem"? Co to za psychopata? - wyrzucił cicho Sehun. Szatyn podszedł do Luhana, po czym objął go w pasie i ułożył podbródek na jego ramieniu. Kai przygryzł dolną wargę, spoglądając na tą dwójkę. Coś się między nimi zmieniło. Jeszcze wczoraj nie byli sobie tacy bliscy. Odsunął się od zgrai zebranej wokół Krisa, siadając na wcześniej zajętym miejscu. Nagle ogarnęła go niesamowita wściekłość, a co gorsze chłopak nie znał jej źródła. Zacisnął mocniej pięści, odwracając wzrok. 
            - "7. Aby uratować więcej niż inną osobę, można wyzwać Boga do pojedynku. Jeżeli wzywająca go osoba wygra, wszyscy ocalali są wolni." - przeczytał na głos Kris. - "8.Wszyscy otrzymują "piętno" - moc, dzięki której stają się niemal równi z Bogiem. Piętno jest związane z rodzajem śmierci, lub stylem życia." - Jongin podniósł głowę z zaciekawieniem.
            "Rodzajem śmierci, lub stylem życia?" - zapytał sam siebie. "Jakie ja miałem życie?" - Myślał, spoglądając na pozostałą jedenastkę. - "Każdy z nich wydaje się być inny. Kris i Lay wydają się mądrzy, ale jednocześnie opiekuńczy, nie tak jak Xiumin, który wydaje się być zwykłym egoistą, ale z poczuciem humoru, którego nie stracił nawet w takiej sytuacji. Chen jest jednym z najbardziej tajemniczych osób, z całej jedenastki. D.O jest sympatyczny, na pewno za życia był dobrym człowiekiem. Sehun... on mnie strasznie denerwuje, ta jego słodka buźka i zawsze pewna siebie mina. O Suho i Tao wiem niewiele. Tao tylko najwidoczniej trzyma się z Krisem. Baekhyun wydaje się być najbardziej zagubiony, całe szczęście zjawił się taki Chanyeol, który zachowuje się, jak jego starszy brat. Aa... no i Luhan, dlaczego mam do niego tak mieszane uczucia?" - Jongin wstał, podchodząc do drzwi. Miał już wyjść, gdy ktoś złapał go za rękaw bluzy.
            - Gdzie idziesz, Kaiuś? - zapytał D.O, patrząc na niego dużymi oczami.
            - Kaiuś?
            - Co? Nie podoba ci się?
            - Nie... Możesz na mnie wołać, jak chcesz - odpowiedział z uśmiechem. Brunet zamyślił się. - "Pingwinku DO DO" - powiedział w końcu, przypominając sobie ksywkę, którą dał mu poprzedniego dnia.
            - Ej! Weź! - warknął brunet, ze złą miną. Kai poczochrał jego ciemne włosy, uśmiechając się pod nosem. - Ale dlaczego wychodzisz? - zapytał raz jeszcze. Twarz Kaia diametralnie zmieniła wyraz.
            - Nie mam ochoty z nimi siedzieć - odburknął.
            - Ej! Wy dwaj! - krzyknął z daleka Lay. - Mam nadzieje, że nigdzie nie idziecie. Na tych spotkaniach organizacyjnych musimy być wszyscy - dokończył szatyn.
            - Dobra, dobra - odpowiedział Kai.
            - Więc? Jakieś ustalenia? - zapytał w końcu Xiumin, siedzący gdzieś na samym końcu sali. - Nie wiem, po co wam te spotkania. Nie dziwie się, że Jongin chce wyjść. Po co się przywiązywać? Po co mamy trzymać się całą dwunastką? Nic nie rozumiecie? To demon! Gramy z demonem. Zna ludzi na wylot! To oczywiste, że zrobi wszystko, żeby ktoś w końcu kogoś zabił. Pchnąć człowieka do morderstwa jest łatwo - dodał znudzony Xiumin. Podszedł do drzwi, omijając przy tym Kaia i D.O. - Wyślijcie mi pocztówkę z piekła - wyrzucił, kładąc rękę na klamce.
            - Ej! Gdzie ty idziesz? - zawołał za nim Lay.
            - Pieprz się - warknął Xiumin, zatrzaskując za sobą drzwi. Wszyscy w ciszy spoglądali na siebie nawzajem. Coś po tych słowach się zmieniło. Wszyscy mogli być potencjalnymi, przyszłymi zabójcami.



            Baekhyun zawiązał fartuszek, wdychając ciężko. Kwiatowy wzór raczej nie wyglądał wyjątkowo, ale trochę go pocieszał tak, jak fakt, że takie pomieszczenie, jak kuchnia, znajduje się w sanktuarium - arenie walki na śmierć i życie. To w sumie jedyne miejsce, które kojarzyło się chłopakowi z domem. Ogólnie mało było takich miejsc. Każde pomieszczenie, jakie Baekhyun przechodził, od pojawienia się tutaj, wydawały mu się przesiąknięte krwią i nienawiścią do tych murów. Takie negatywne emocje, całkowicie dołowały chłopaka. Nie mógł wytrzymać w takim miejscu, jakby nagromadzone tu zło go dusiło.
            - O! Tu jesteś - wyrzucił ciemnowłosy chłopak, wchodząc do kuchni. Zamknął za sobą drzwi, po czym obrócił się w stronę niższego chłopaka. Nie mógł powstrzymywać odruchowego uśmiechu, gdy zobaczył Baekhyuna w fartuszku, trzymającego drewnianą łyżkę. Jego jasno-brązowe włosy sterczały w każdą stronę, oplatając blade policzki. Jego usta o brzoskwiniowym kolorze były lekko rozchylone, a niewinny jak zawsze wzrok, był zmierzony w stojącego przy drzwiach chłopaka. - Zdziwiłem się, że przydzielono nam pierwszy dyżur w kuchni. - Chanyeol podszedł do chłopaka. - Masz jeszcze jeden fartuszek, moja gosposiu? - zapytał ze złośliwym uśmieszkiem. Baekhyun spojrzał na siebie przelotnie, po czym poprawił lekko podwinięty fartuszek. Jego półprzytomny wzrok skierował się później w stronę Chanyeola, który ciągle przyglądał mu się z uśmiechem. Szatyn odwrócił wzrok, czując, że jego twarz oblewa rumieniec. Nie znał się na żartach i nie wiedział, jak na nie reagować. Tak samo, jak nie potrafił odczytywać ludzkich emocji tak po prostu. Dla niego słowa, które wypowiada człowiek były dosłowne i nie doszukiwał się ich prawdziwego znaczenia przez np. tonację głosu, czy mimikę.
            - Powinieneś mi pomóc, a nie...
            - Dobra, dobra - zaśmiał się Chan. - Co mam zrobić?
            - Może ugotuj makaron - odpowiedział szybko Baekhyun, wskazując gestem ręki garnczek pełny wody, stojący na kuchence.
            - No dobra. - Chanyeol otworzył pierwszą szafkę przy oknie i wyciągnął opakowanie makaronu. - Wolę nie wiedzieć, skąd on to tu bierze - dodał, mając zapewne na myśli Jaejoonga. Chan może nie potrafił zawsze kierować się rozsądkiem, ale znał się na ludziach. Wiedział komu ma ufać i jeśli poznał osobę wartą zaufania, darzył ją szacunkiem. Jaejoong taki nie był. Wszystko, co pokazywał w każdym swoim geście wypełniała obłuda. Było jej pełno. Jakby kłamał samym istnieniem.
            - Ej... Chan. Myślisz, że tutaj da się żyć normalnie? - zapytał szatyn, przerywając krojenie warzyw. Chanyeol spojrzał na niego lekko zaskoczony.
            - Nie wiem, czy to dobre pytanie. Nie wiem, czy my w ogóle żyjemy -odpowiedział, otwierając opakowanie, gdy woda zaczęła się gotować. Gdy miał już chwycić łyżkę, leżącą obok, Baekhyun złapał go za rękę. Zaskoczony Chan podniósł na niego wzrok. Szatyn ze śmiertelnie poważną miną, trzymał jego dłoń.
            - Widzisz mnie... prawda? Do tego mogę cię dotknąć... widzisz? Żyjemy - wyjaśnił z promiennym uśmiechem. Chanyeol odruchowo odpowiedział  mu tym samym. Gdy Baekhyun trzymał go za rękę, czuł się mniej pewnie, niż zazwyczaj. Dziwne uczucie opanowało jego ciało. Ciepły dreszcz wywoływany dotykiem niższego chłopaka był lekko niepokojący.
            - Masz rację - odpowiedział Chanyeol, nie potrafiąc wydukać nic innego.
            - Zastanawiam się tylko na jak długo... - Westchnął. - Pamiętasz, jak demon powiedział, że część z nas to ofiary, a część to łowcy? - Szatyn wrócił do wcześniejszego zajęcia. Podniósł niewielki nóż, po czym sprawnym ruchem kroił kolejne warzywa. - Jestem pewny, że ja stanę się ofiarą.
            - Nie możesz tak myśleć! Nikt nie może... - Chłopak na chwilę zamilkł, a w pomieszczeniu panowała grobowa cisza. - Wiem! Możemy go przetrzymać, ale przyda się plan "B". - Oczy bruneta lśniły, a w ciemnych źrenicach tańczyły płomyki ekscytacji.
            - Plan "B"?
            - No. Stworzymy jednostkę, która będzie wszystko nadzorować i...
            - I co? Pokonacie go? - Szatyn zrzucił warzywa do stojącej obok miski.
            - Co cię ugryzło?
            - Sorry... Trochę się boje... To dlatego - dodał po chwili. - Nie wydaje mi się, że długo tu wytrzymam.
            - Skąd to złe nastawienie? Dopóki masz Chanyeola, nic złego ci nie grozi - odpowiedział dumnie chłopak, wskazując na siebie. Bekhyun spojrzał na niego z ciepłym uśmiechem. Przez dłuższy czas nie odrywał od niego wzroku, tak jak i Chanyeol od niższego od niego szatyna. Spoglądali w swoje oczy w całkowitej ciszy.
            - Chan, wiesz co?
            - Co? - zapytał chłopak lekko zawstydzony.
            - Makaron się przypala - powiedział Baekhyun monotonnym głosem, wskazując na garnczek przed Chenem, z którego wygotowała się już woda.
            - Cholera! - Chanyeol natychmiast złapał leżącą obok łyżkę i przemieszał posklejany makaron. Baekhyun z bladym uśmiechem przyglądał się poczynaniom chłopaka. Nie znał go dobrze, ale już wiedział o nim dość sporo. Chanyeol był po prostu otwartą osobą. Potrafił zjednać sobie wszystkich wokół jednym uśmiechem. Ciągle był pełen optymizmu i energii. Już pierwszego dnia poznał się z całą jedenastką. Każdy odbierał go pozytywnie. Po za tym Baekhyun ciągle miał przed oczami scenę, gdy chłopak postawił się Jaejoongowi podczas, gdy on sam nie mógł się choćby ruszyć przez strach. Chan nie był taki jak on, był odważny. Może troszkę porywczy, ale wydawał się być dobrą osobą, która zrobi wszystko, by chronić innych. Baek mu zazdrościł. Zawsze chciał taki być. Zawsze chciał tak otwarcie mówić, co myśli i mieć na tyle odwagi, żeby wstawić się w czyjeś obronie. Żałował, że nie pamiętał swojej śmierci, ale zamiast tego pamiętał całe swoje życie. Po prostu wegetował. Nie miał większych zmartwień, nie podejmował ryzyka. Jego życie było jednokolorowe. Nudnie idealne.
            - Baekhyun? Coś się stało? - Z myśli wybudził go zmartwiony głos Chanyeola. Szatyn półprzytomnie podniósł wzrok.
            - A... to nic. Zamyśliłem się.
            - No bo... od kilku minut uderzasz tym nożem w deskę, a skroiłeś już wszystkie warzywa. No... a makaron mi wypominasz - zaśmiał się Chan.
            - Ah... Jestem po prostu trochę zmęczony - wydukał cicho, przecierając oczy. Nie kłamał. Poprzedniej nocy nie mógł zasnąć, układając sobie w głowie wszystkie fakty. Ostatecznie dziś był niewyspany i ledwie przytomny, a nie wymyślił żadnego racjonalnego wyjścia z tej sytuacji.
            - To idź się położyć, ja dokończę - odpowiedział brunet, przeczesując grzywkę chłopaka. - Zaraz ci tam przyniosę coś do jedzenia.
            - Poradzisz sobie? - zapytał łamiącym się głosem.
            - No pewnie! To tylko trochę żarcia. Po za tym, jak ci pozwolę dalej gotować, to pewnie zaśniesz przy tym garnku.
            - Jak coś, to mnie zawołaj. Na pewno poradzisz sobie sam?
            - Aishhh. Wiedziałem, że taki jesteś. O wszystko i wszystkich się martwisz. Po-ra-dzę so-bie - powiedział brunet, akcentując każdą sylabę wypowiedzianego zdania.
            - No co? Mam wyrzuty sumienia zostawiając cię tu samego z pracą.
            - No a co tu jest do zrobienia? Tylko doprawię. Jedynym problemem mogą być ci wygłodniali ludzie, jak tu wpadną. Idź już lepiej się położyć, bo wydajesz się coraz bladszy. - Chłopak odruchowo położył rękę na czole Baekhyuna. - Cholera. Ty nie masz gorączki?
            - Czy to... możliwe?
            - Nie wiem, ale tym bardziej nie pozwolę ci tu zostać. - Chanyeol poprowadził chłopaka w stronę wyjścia. Otworzył mu drzwi. Baekhyun wyszedł z opuszczoną głową bez słowa, ale w progu obrócił, się, spoglądając na Chana, z bladą miną.
            - No wiec... Przepraszam - wybełkotał.
            - Weź Przestań! Jesteśmy drużyną Baeki - powiedział natychmiast brunet z radosnym uśmiechem. - Zawsze możesz na mnie polegać.


            Sehun wszedł do pokoju z trudem zamykając za sobą drzwi. W rękach trzymał dwie miski z parującą potrawą. 
            - Co tak ładnie pachnie? -zapytał Luhan, schodząc z nisko osadzonego parapetu. 
            - Udało mi się coś wyrwać od Chanyeola. Dziś był ich dyżur w kuchni - odpowiedział Sehun, podając jedno z naczyń blondynowi. - Uważaj. Gorące - dodał z ciepłym uśmiechem. Luhan objął palcami ceramiczną miskę, nie spuszczając z niej wzroku. 
            - Dziękuje - powiedział, gdy szatyn usiadł obok niego. Sehun ostatnio zachowywał się dość dziwnie. Chociaż Luhan nie był przyzwyczajony do jego bliskości (bo o niej zapomniał), to Sehun w ogóle nie stopował się w okazywaniu uczuć. Blondyn odpychał go za każdym razem, dając mu tym samym znak, że przecież nic nie pamięta i czuje się nieswojo. Chociaż szatyn chciał zrobić dla niego wszystko, to jego uczucia były dla Luhana czymś nowym i każdy uścisk, czy dotyk był dla niego nietypowy i wywoływał u niego poczucie żalu. W końcu to Luhan nic nie pamiętał. Gdyby to on został przez kogoś zapomniany, nie dawałoby mu to spokoju i bolało bardziej niż największe obelgi. Dlatego spędzanie czasu z Sehunem stawało się ostatnio dla niego trochę niewygodne. 
            Luhan z niechęcią odłożył miskę z zupą, po spróbowaniu. 
            - Za ostre? - zapytał cicho Sehun, spoglądając na niego niepewnie. 
            - Nie... Gorące - wyszeptał blondyn. Szatyn uśmiechnął się. Wziął swoją łyżkę, nabierając na nią niewielką ilość zupy. Ostudził ją ostrożnie, chuchając na nią. Luhan przyglądał mu się z zaskoczoną miną. 
            - Chyba sobie żartujesz - syknął blondyn, gdy młodszy chłopak podsunął łyżkę pod nos. 
            - No dalej - powiedział Sehun wyższym głosem, z zadziornym uśmiechem. 
            - To zawstydzające... 
            - Lepiej zjedz, bo jak nie, to... mam w zanadrzu wiele bardziej zawstydzających rzeczy - zaśmiał się chłopak. Luhan posłał mu gniewne spojrzenie, po czym otworzył usta i pozwolił Sehunowi się nakarmić. 
            - Niedobre... - powiedział po chwili. Jego policzki były lekko zaróżowione. 
            - Ode mnie ci nie smakuje? - Wstrząśnięty Sehun odłożył miskę, na co Luhan zaśmiał się tylko pod nosem, niczym małe dziecko, któremu udało się zrobić komuś na złość. 
            - Ej... Sehun... ile się znaliśmy? - zapytał Lu, spoglądając na niego z uśmiechem. 
            - Hmmm... Znaliśmy się długo, ale byliśmy ze sobą cały rok - dokończył z uśmiechem. Usiadł na łóżku po turecku. - Mieszkałem blisko ciebie. Na tej samej ulicy. Codziennie przechodziłeś pod moim oknem. Zawsze tylko patrzyłem, jak ze szczęśliwym uśmiechem wychodziłeś i wracałeś do domu. Zawsze byłeś szczęśliwy, za to cię podziwiałem. Chciałem, żebyś podzielił się ze mną tym szczęściem...
            - Sehun? - Blondyn złapał go za rękaw, wpatrując się w jego oczy. - Przepraszam - dokończył ze smutkiem. Szatyn spojrzał na niego z zaskoczeniem. Luhan odwrócił głowę, wpatrując się pustym wzrokiem w przeciwległą ścianę. Czuł się winny, Wydawało mu się, że Sehun kocha go nad życie, a on nie może mu za to nic dać w zamian. Nic nie pamiętał. Nic nie czuł. Był, jak lalka, która tylko funkcjonuje i żywi się nadzieją, że jednak żyje. Luhan pamiętał, że ktoś był ważny w jego życiu. Osoba ta była przy nim zawsze. Denerwowała go, ale mógł na tej osobie polegać. Kochał tego kogoś, ale im bardziej próbował sobie tą osobę przypomnieć, tym bardziej jego umysł stawał się zamknięty. 
            - Hej... ej... - Szatyn złapał Luhana za podbródek. - Nie jesteś mi nic winien. Po prostu przy mnie bądź - odpowiedział Sehun, widząc posmutniałego chłopaka. Gdy dokładnie spoglądał w jego oczy, coś nie pozwalało mu racjonalnie myśleć. Oddychał szybciej, przyglądając się jego idealnym malinowym ustą, których dolna warga, jakby łamała się w połowie. Nie mógł też odwrócić wzroku od jego ciemnych oczu, które aż szkliły się od łez. Pochylił się nad nim, ostrożnie sięgając do jego ust. Przejechał opuszkami palców po jego bladym policzku. Chciał nad sobą zapanować, ale nie potrafił. Miał go tak blisko. Nareszcie znowu był jego. Mocno złapał jego podbródek, odsuwając rozsądek i uciszając jego sprzeciwiający się głos w głowie. Wbił się łapczywie w usta chłopaka. Nie chciał już czekać. Wiedział, że może zapłacić za ten gest dość drogo. Luhan może stracić do niego resztki cierpliwości i zaufania. Przecież chłopak drżał przy każdym jego dotyku, a co dopiero pocałunku. Sehun przysunął się bliżej, pozwalając sobie na coraz więcej. Luhan ku jego zaskoczeniu wcale go nie odpychał. To było, jak ich pierwszy pocałunek. Niepewny i niewinny, jakby w ten sposób badali siebie nawzajem i poznawali się od nowa.


            Lay odrzucił jedną, ciężką deskę, która zastawiała kolejne drzwi. Znajdowali się w zakurzonym składzik, do którego prowadziła kładka pod podłogą, na parterze. Odkąd cała dwunastka zjawiła się w sanktuarium, wszyscy skupiają się na znalezieniu wyjścia. Lay wraz z Krisem starają się nadzorować resztę, aby stworzyć mapę pomieszczenia i jakoś zgodnie funkcjonować na jakiś wspólnych zasadach. Z każdym dniem wizja spokojnego życia wydawała się bardziej realna, ale najmniejsza sprzeczka mogła wszystko zniszczyć.
            - Chen... Cholera, pomóż mi - syknął, szarpiąc zamkiem. Drzwi nie wyglądały na trudne do wyważenia. Brunet podszedł do chłopaka, kierując strumień światła latarki, na zamek drzwi. Drobne okruchy kurzu falowały wokół. 
            - Zamek jest czymś zablokowany, musimy je wyważyć - powiedział szybko Chen, wskazując na drzwi. 
            - Masz rację... - Lay spojrzał pospiesznie na zablokowany czymś, metalowy zamek. Chen rozglądał się w poszukiwaniu czegoś, czym można by rozwalić zawiasy. Pomieszczenie nie było dużo, ale panujący w nim chaos był nie do opisania. Nie dość, że pomieszczenie było ciasne, to jeszcze znajdowały się w nim zniszczone meble i metalowe przedmioty, będące zapewne kiedyś częścią jakiś mebli, czy ozdób. Całe to wysypisko pokrywała ciężka warstwa kurzu i pajęczyn. 
            Chen zauważył podpierający ścianę ciężko młot. Pospiesznie podniósł go za grubą. drewnianą rączkę, po czym przeczołgał go z trudem w stronę Laya, drugą ręką trzymając latarkę. 
            Lay z uśmiechem odebrał go z rąk bruneta. Bez problemu uniósł go do góry, na wysokość ramienia. Zacisnął mocniej palce na drążku, po czym zamachnął a metalowy młot uderzył o brzeg drzwi, gdzie znajdowały się zawiasy. Zardzewiały metal nawet nie drgnął. Chłopak kilkakrotnie powtórzył czynność, po czym drzwi runęły z hukiem na zakurzoną podłogę pomieszczenia przed nimi. 
            - Nie za cicho? - rzucił sarkastycznie Chen. 
            - E tam... Założę się, że nikt nie zna tego miejsca, oprócz Jaejoonga, a on... wygląda na to, że nie ma nic przeciwko naszemu przeszukiwaniu sanktuarium. Chodź - dodał jeszcze, łapiąc bruneta za rękaw bluzy. Chen ostrożnie szedł jego śladem, przechodząc przez zrujnowane, poobijane drzwi. 
Pomieszczenie w którym się znaleźliśmy było pewnego rodzaju korytarzem. Małe kwadratowe pomieszczenie było całkiem puste. Na samym jego końcu znajdowały się jedynie drzwi. Nad nimi wisiała wyblakła tablica z jakimś napisem. 
            - Patrz! To chyba wyjście - rzucił rozentuzjazmowany Lay. 
            - Lay... Chyba... nie byliśmy tu pierwsi. - Blondyn obrócił się, po czym jego uśmiech znikł. Chen zaświecił światłem latarki na kąt przy drzwiach. Ich oczom ukazało się już niemal zasuszone ciało jakiegoś mężczyzny. Jego skóra przypominała pognieciony papier, ale w większości widać było kości. Jego szczęka była szeroko otwarta, a oczodoły puste. Miał na sobie ciemnozieloną bluzę i spodnie, które tylko miejscami pokazywały jasny kolor jeansu. - Może lepiej stąd chodźmy... Jeśli jemu się nie udało, to znak, że stąd nie można uciec. - Lay wyrwał latarkę z ręki Chena. Podszedł do zwłok, pochylając się nad nimi. Brunet przyglądał się poczynaniom chłopaka z przerażeniem. Lay podniósł rękę nieboszczyka, zauważając w jego zaciśniętej dłoni metalowy przedmiot. Ostrożnie wyciągnął go, słysząc strzelanie zaschniętych kości. Chen przyglądał mu się z obrzydzeniem. 
            - Klucz - wyrzucił cicho, obracając się w stronę Chena z uśmiechem. Chłopak podszedł do drzwi. Klucz idealnie pasował do zamka. Lay przekręcił go, po czym drzwi lekko się uchyliły. Chen podszedł ostrożnie do chłopaka, chcąc zajrzeć na zewnątrz. Zanim jednak zdążył przyjrzeć się krajobrazowi poza sanktuarium, Lay zamknął drzwi. Pospiesznie przekręcił klucz w zamku, po czym wrzucił go do kieszeni. Zaskoczony Chen spojrzał na szatyna pytająco. 
            - To będzie nasza tajemnica - wyszeptał chłopak, przykładając palec do ust. Chen niczego nie rozumiał. To była przecież ich szansa, żeby uciec, a Lay wolał zachować to w tajemnicy? Dlaczego?

* * *

Annyonghaseyo! 
Wiem, że ze sporym opóźnieniem, ale nareszcie dodaje rozdział drugi Casso. W sumie specjalnie dumna z niego nie jestem, ale akcja jakoś się musi rozwinąć. xD 
Dziękuje wszystkim nowym obserwującym i osobą, które zostawiły swoją opinię <33 Cieszę się, że choć trochę przypadło wam to opowiadanie do gustu, chociaż ja dalej mam co do niego mieszane uczucia. xD
W sumie mam spore opóźnienie i powinnam się wreszcie wziąć do kupy, ale wena ostatnio ma chyba przerwę świąteczną i olewa mnie po całości pffffffff Właściwie miałam już w planach dodanie na te święta 12 mini oneshotów, z tytułami kilku wybranych piosenek EXO (album Exo ver. Izzy hahahahha) no, ale dodanie ich naraz byłoby trochę kłopotliwe patrząc na to, że ja się z rozdziałami nie mogę na czas wyguzdrać hahaha, no więc postanowiłam dodawać je według kolejności, jaką wybierzecie - czyli według ankiety xD

ALBUM EXO (paringi nie powinny się zmienić xD)

Wolf (SeKai) smut
Growl (Kaisoo) fluff
Peter Pan (Sulay) fluff
Don`t Go (Taoris) angst
Baby Don`t Cry (Baekyeol) angst
3.6.5 (LuBaek) fluff
Heart Attack (Kaibaek) angst
Black Pearl (Hunhan) fantasy
XOXO (Kray) fluff
Let Out The Beast (Taohun)  fluff
Lucky (Taohan) fantasy
My Lady (Xiuchen) fluff

◀ ◀  ROZDZIAŁ 1                 12 ZASAD CASSO                   ROZDZIAŁ 3 ▶ ▶

14 komentarzy:

  1. Ten rozdział strasznie mi się podobał. Zadziało się w końcu trochę pomiędzy członkami eksperymentu.
    Mam teraz tak bardzo zagmatwane w głowie, przez moje przypuszczenia, że aż boli XD
    Bo myślę sobie, będzie kaisoo, ten chłopak pod parasolem to D.O po czym myślę po przeczytaniu rozdziału do końca: Nie to pewnie Luhan, zdradzał Sehuna z Kaiem, bo Kai jest zazdrosny o Luhana. No ale co wtedy by robił D.O? I tak sobie rozkminiam, bo skoro Sehun kochał Luhana i byli razem, ale jednocześnie Kai nie pamiętał osoby, która go dopełniała, a ma mieszane uczucia do Lu? Boże co za teorie XD
    No dobra w każdym razie, ja się bardzo ciesze z opisanego wątku hunhana. :3 Tylko mi smutno, że Luhan go nie pamięta :<
    Wyczuwam Baekyeolaaa na odległość XD hahah ale ten paring jest taki piękny, że proszę Cię, niech oni w tym opowiadaniu będą się do siebie zbliżać powoli ;-;
    Lay... a może on ma jakieś konszachty z Jaejoongiem? :O Bo w sumie, przecież mogliby uciec, alboo Lay już tu kiedyś był...

    A tak btw. to mam kol o ksywce Casso i zawsze jak czytam to mam wrażenie, ze to ona XD
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah Kocham to!
    Bardzo wciąga, zresztą tak samo jak poprzednie opowiadanie.
    Jestem baaaaardzo ciekawa tego opowiadanie, a wiedząc że ty je piszesz jestem pewna że się w nim zakocham jeszcze bardziej ^^
    Życzę weny i czasu na pisanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. O Bogu! Pingwinek rozłożył mnie na części pierwsze! Genialne. Serio. Już nie mogłam się doczekać tego rozdziału, takie smaki mi zrobiłaś poprzednim, że ho ho. I tak sobie czytam początek i mówię: KAISOO! Ale potem ten uśmiech Luhana wszystko zniszczył. Coś mam wrażenie, że Kaia nie ciągnie do Pingwinka tylko właśnie do Lu :< I moje życie legło w Gruzji.
    Kaiuś też rozwalił mi system! A te całe 12 zasad jest niesamowite. Podziwiam Cię, że chciało Ci się tyle głowić nad ich wymyślaniem... Właściwie to nie wiem ile Ci to zajęło... :D Aczkolwiek wiedz, że podziwiam :3
    No i ten Xiumin arogancki! Totalnie do niego nie pasuje taki słodki pyszczek, ale to może nawet lepiej? Ciągle taki słodziak a tu *bam* przyszły potencjalny morderca :>
    Hunhany hunhany hunhany wszędzie, co to będzie, co to będzie!? Ten pocałunek był nieziemski, w końcu się do niego dobrał :> Tylko, żeby Lu go zaakceptował...
    No i teraz mam czworokącik chętny do mordu - Kaisoo i hunhan. Ten będzie zazdrosny o tego, a tamten o tamtego :D Czemu ja to czuję, że tak będzie? xD
    Właśnie: dlaczego Lay taki chytrus? Czo ty jednorożcu kombinujesz...
    Czekam na dalszy ciąg! No po prostu zwaliło mnie z nóg.
    Hwaiting~!

    OdpowiedzUsuń
  4. okej, mój blogger nie poinformował mnie ani o rozdziale pierwszym, ani tym bardziej o tym. Przepraszam, naprawdę ;___;
    Skomentuję tutaj również za rozdział pierwszy, dobrze?
    Na początku. Jesteś otaku (wszechwiedzący twitter), pewnie oglądałaś "danganronpę" prawda? xD Jeżeli nie, to chcę ci powiedzieć, że bardzo podobne xD Czemu ludzie mnie uprzedzają cały czas w czymś takim? *O*
    Podoba mi się panujący tutaj klimat tego Kościoła, łatwo mogę sobie to wyobrazić, a to duży plus. Od początku wiedziałam, że to opowiadanie będzie równie dobre, co 2min. :)
    Najbardziej chyba podoba mi się tutaj Lay. Bardzo go lubię. I jeżeli moje podejrzenia co do anime są słuszne, można powiedzieć, że odwzorowuje osobę, której tam naprawdę nie lubiłam >.<
    Ech, nie wiem, co napisać, takie genialne to było. Mam nadzieję, że następny rozdział niedługo się pojawi ♥
    Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
  5. OMOMO *O*O* Nie mogłąm się doczekac tego rozdziału, a do 3 to chyba zawału dostanę @.@ Kocham to opowiadanie ^^ To jest..... BOSKIE. Serio powinni zrobić z tego film xDDD haha, wenki dużo Hwaiting ^.~ i informuj na twitterze :D @ChunJoe12

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem, skąd Ty bierzesz takie pomysły. NIE. MAM. POJĘCIA. Ale są genialne. *^* Przy Twoich fickach, te moje wypociny to są jakieś malutkie mróweczki. TT
    Nie ogarniam, dlaczego masz do tego ficka mieszane uczucia, skoro on jest ŚWIETNY! Z każdym czytanym przeze mnie zdaniem, czuję się, jak to opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga (za niedługo chyba wejdę w laptop o.o). *^* Biję pokłony, rijal. <3
    KaiSoo, KaiSoo, KaiSoo, czy coś z tego będzie, hym? xDDD Kurczę, śpią już w jednym łóżku, to musi coś znaczyć! *KaiSoo shipper lvl: Mana* To samo BaekYeol. <3 Wielbię Cię za to, że go tu wrzuciłaś. :D Może nie w takim stopniu jak HunHana (za którego mogłabym obsypywać Cię płatkami róż, a za to, co się stało w tym rozdziale, mogę dodać do tego cukierki <33333), ale jednak, Baek i Chan to genialne połączenie. Nawet przyjacielskie. :3 Każde kocham. <3 Jeszcze jak Chanyeol tak się opiekuje Baekkiem... T.T Moje baekyeolowe serduszko płacze, ale to są zdecydowanie łzy szczęścia. TT
    Xiumin nadal mnie tu zadziwia... Bardzo mnie zadziwia... Baozi, kim ty jesteś? O.O
    Poza tym ostatnia scena zostawiła tym razem u mnie mieszane uczucia.... Czy oni odnaleźli wyjście? o.o Jeśli tak, to co ten Lay odpiernicza? Tak, tak, ogarniam, że to nie może się tak szybko skończyć, w końcu to dopiero drugi rozdział, ale.... Jestem nieźle bardzo zszokowana. Q.Q
    Czekam niecierpliwie na trzeci rozdział. Bardzo, BARDZO niecierpliwie. *^* WENY, IZZY, WENY! I nie chcę słyszeć o tym, że złapał Cię leń! NIE CHCĘ! Bo jak tylko się dowiem, że się opierniczasz w pisaniu, to Mana Brutal się uaktywni i już nie będzie tak przyjemnie. *szyderczy uśmiech*
    HWAITING! <333

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio chyba opowiadania tego typu są popularne - nie tylko jako wesoła (bo jeżeliby taka nie była, czy miałaby sens?) twórczość blogowa, literatura (głównie fantastyczna) też idzie w tym kierunku: wrzuć do jednego worka dużo postaci i powiedz im, że tylko jedna wyjdzie z worka żywa. Najlepiej, żeby to byli zwykli ludzie, bo to ciekawe - co osoba, którą mijasz na ulicy, która kupuje przed tobą marchewki w sklepie zrobiłaby, gdyby musiała wybierać? Niemniej, rozpisałam się, a nawet w ogóle nie przeszłam do samego opowiadania opublikowanego powyżej...
    (Zauważyłam też, że mnóstwo blogów ma teraz te szalenie estetyczne, acz wyglądające prawie jednakowo nagłówki z artystycznym chaosem przejść i pędzli... epidemia XXI wieku...? Niezwykle intryguje mnie też napis "Shadows is everywhere", ale w zasadzie angielski znam na poziomie ledwie komunikatywnym, więc być może tam jednak nie powinno być liczby mnogiej czasownika "być".)
    Co do samego opowiadania, nie mogę powiedzieć, że mi się nie podoba albo nie jest dobre, bo to nieprawda. Uważam jednak, iż wystarczająco dużo komplementów pojawiło się powyżej, więc po co je powielać? Tekst jest tajemniczy, ale w pełni zrozumiały, i w sposób trochę naznaczony pop-kulturą mroczny, jednak bez popadania w Upadłe Anioły (zawsze wielką literą, żeby podkreślić znaczenie, czy co tam jest do podkreślania), humanitarne Wampiry. Jedyne demony (na szczęście zapisane tak, że nie zakrawa to o dziwne przekonania religijne) są znośne i całkiem jadalne. Bolą mnie jedynie nieco płytko opisane relacje między bohaterami - nie twierdzę, że są do końca złe, ale mogłyby być ciut bardziej realistyczne, skoro opowiadanie nie stroni od naturalizmu. Nie istnieje coś takiego, jak uwielbiana przez autorki blogowe "miłość w jeden dzień, ale za to na zawsze" - chyba, że bohaterowie są pod wpływem alkoholu, a później życie w postaci nowego członka rodziny (poczętego bez świadomości) zmusza ich do wspólnej egzystencji. Każdy ludź potrzebuje czasu, nie ma tak, że naprawdę mocne uczucie wyrośnie sobie ot tak, bo kolega z ławki ma ładne oczy, wyjdę za niego! Z drugiej strony rozumiem, że to może być presja wywołana stresującą i trudną (co tu ukrywać, przecież ktoś właśnie kazał im zabijać) sytuacją - człowiek może robić wtedy rzeczy, które nie są racjonalne. Ale jednak nie do końca przekonuje mnie to, że można znać ludzi po mniej niż dniu, dwóch znajomości (patrz: rozdzielanie do pokojów) lub monstrualna sympatia do kogoś obcego (patrz: prawie wszystkie pary).
    Uff, przepraszam za długość. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to jakoś ciągle powoduje, że nie mogę się przekonać do tego opowiadania. Jak wymyślałam do niego fabułę ( a było to dawno), to jeszcze kpopowa twórczość w tym stylu prawie w ogóle się tak nie pojawiała, a teraz widziałam już kilka blogów z podobną fabułą i to mnie jakoś trochę zniechęciło. Tak samo, jak fakt, że fabuła jest trochę "ściśnięta", żeby nie znudzić ludzi fragmentami z "normalnego życia" bohaterów. Jeśli chodzi o relacje między bohaterami, to wszystko powoli będzie się wyjaśniać. :D

      Usuń
  8. Widzę, że już niektórych ciągnie ku sobie :d scena pomiędzy Chanyeolem i Baekhyunem była urocza, tak samo pomiędzy Kyungsoo i Kaiem czy Luhanem i Sehunem, na razie nic takiego się nie dzieje, powoli poznają siebie nawzajem, więc czekam niecierpliwie na rozwinięcie akcji. Wybacz, ze tak krótko, ale sama rozumiesz: nowy rok xd
    btw wszystkiego najlepszego w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne jest to opowiadanie nie mogę się doczekać dalszej części ;)
    oby tak dalej <3
    Wielkiej weny życz ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Uuu... Kai zazdrosny o Luhanka ;] Tak namiętnie tam było u Lu i Sehuna *-*
    Z góry można założyć, że na pewno Kris jest Łowcą, bo on jest do tego po prostu stworzony.
    Znalazłam w końcu czas i musiałam to przeczytać, bo od niedawana stałam się twoją wierną fanką i będę czytać wszystko, a czuję się zaszczycona tym, że mogłam zrobić dla ciebie obrazek do tych one-shotów z EXO.
    Ten rozdział był spokojny, ale masz rację, trzeba jakoś rozkręcić akcję, więc nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów.
    Powodzenoa i weny życzę ~

    OdpowiedzUsuń
  11. bosze odkryłam tego bloga wczoraj, te opowiadanie jest SUPER q_q przypomina mi jedno anime *danganronpa♥* i podoba mi się ogólnie motyw :D i czemu z mojego ultimate jest ten zły... XD
    wczoraj jak czytałam prolog to taki majdfak bo kai umiera i takie... aha a to dopiero prolog, czyli wiem, że potem dalej będzie XD !
    potem jak wszyscy sie poznali i były przedstawione zasady i motyw z zabójstwem i sędzią to to mi właśnie tamto anime przypomina tak jak to, że są zamknięci w 12 osób :o ale wiem, że pewnie nie specjalnie to było,b o możesz sama pierwszy raz słyszeć, że coś podobnego jest XD tlyko tam szkoła ale kij.
    dzięki twojemu opku śniło mi się exo - kolejny plus tego ff XD
    ogólnie na pewno będę czytać następne rozdziały, bo serio się wciągnęłam a to dopiero 2 rozdziały były!
    pozdrawiam i weny życzę :3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  12. ech, a ja już myślałam, że nie dotrę tu do ciebie z komentarzami, ale jednak udało mi się przezwyciężyć (co prawda na chwilę) lenia! powiem po raz milionowy, że kocham bardzo tego ficzka i z każdym kolejnym rozdziałem wciąga mnie coraz bardziej. rany, rany, już na początku zabijasz momentami hunhan, kaisoo i baekyeol, wszystkie są naj naj. kyungsoo pingwinek, ja nie wiem, kai, co ty chcesz przez to wyrazić, ale wiem, że to był podryw, ja wiem. XD chanyeol też się zabawia powoli z baekhyunem co mnie bardzo cieszy, a sehun to już w ogóle start z grubej rury (feelsy, kochana, feelsy ;__;) yixing, coś tam zobaczył za tymi drzwiami? żadna tajemnica, ja chcę wiedzieć, no! (właśnie sobie wyobraziłam go, jak dokładnie sylabizuje to słowo, boże, jak słodko) ;___;

    OdpowiedzUsuń
  13. W tym rozdziale mamy już więcej akcji. Coś - no powoli - coś się dzieje. Jednak ja chyba już z reguły najbardziej jestem zaciekawiona Kaiem no i idąc za Twoimi sugestiami w tekście - jakie są jego powiązania z Luhanem?
    Fakt, że lubiłam HunHana, ale tutaj u Ciebie w ten sposób po prostu ścierpieć. Bleh, taki nachalny, trochę psycho dla mnie Sehun.
    O i Xiu mi się podoba wyjątkowo, liczę, że szybko dowiem się czegoś o nim więcej.
    Sam tekst nadal jest dość stary, ma ponad rok z tego co widzę i wciąż nie brak w nich błędów. Mimo to moim zdaniem opowiadanie wydaje się być warte odświeżenia, bo skoro rozwinęłaś swoje umiejętności mogłabyś nadać rozdziałom dokładnie taką postać jaką chcesz, prawda?
    Liczę na to, że może skorzystasz z mojej rady.

    OdpowiedzUsuń