sobota, 11 stycznia 2014

TRZECIA godzina


            Słońce z daleka posłało jeden promień, jakby na pożegnanie, zachodząc za horyzont. Demon zmrużył oczy, spoglądając w jego kierunku z wyrzutem. Powoli szedł kamienną ścieżką, trzymając za sobą splecione dłonie. Lubił tu przychodzić. To było całkiem inne miejsce, z inną scenerią niż ta, która otaczała go codziennie. To jedno miejsce udało mu się odwzorować na tym, co pamiętał. Miał tylko jedno miłe wspomnienie ze swojego ziemnego życia i lubił się nim otaczać.
            Zatrzymał się nagle, spoglądając przed siebie. Zimny podmuch wiatru lekko zmierzwił jego włosy. Zatrzymanie dwunastki osób w tym wymiarze, w takim stanie, w jakim znajdowali się na ziemi, wymagało od niego ogromnych pokładów mocy, więc nie miał jej na tyle, żeby w pełni kontrolować ten wymiar. Wiatr zawiał mocniej, po raz kolejny, roznosząc za sobą odrobinki srebrnego pisaku. Właściwie były to błyszczące kawałki szkła, które oszlifowały się już, przez toczący je od wieków wiatr.
            Jaejoong zasłonił oczy ręką, idąc dalej. W końcu wiatr stał się słabszy. Demon zatrzymał się,  spoglądając przed siebie. Jego oczom ukazała się lekko zniszczona ławka, z której skorupami schodziła już biała farba, odkrywając drewnianą powłokę. Nad nią falowały drobne gałązki płaczącej wierzby, która uginała się w łuk, nad stojącą przy niej ławką. Poszarzałe już listki drzewa opadały na nią, co jakiś czas. Było tak, jak pamiętał. Westchnął głęboko, spoglądając z rozmarzeniem na drzewo. Podszedł ostrożnie, siadając na ławce. To miejsce sprawiało, że choć przez chwilę mógł czuć się człowiekiem. Gałęzie drzewa nad nim obijały się o siebie przy każdym podmuchu powietrza. Demon zamknął oczy, starając się o niczym nie myśleć i wsłuchiwać się w szelest suchych listków wierzby. Chciałby wrócić choć na chwilę do tej chwili, gdy czuł się kochany. Teraz miłość nie była dla niego niczym specjalnym. Raczej głupią bajką, którą opowiada się dziecku. Nie ma miłości. Jest przywiązanie, albo symbioza - gdy jeden potrzebuje drugiego. Jednak ta "różowa" wizja życia w miłości, przeznaczenie, dozgonne zaufanie, było dość kuszące. Jaejoong często żałował, że nie jest w stanie znowu w nią uwierzyć.
            - Kto by pomyślał, że cię tu znajdę, Jaejoong - usłyszał obok siebie. Bez żadnego wyrazu twarzy, spojrzał na siedzącą obok niego kobietę. Jej ciemne, krótkie włosy opadały lekko na oczy, oraz otulały policzki. Jej wzrok wydawał się przenikliwy i demoniczny, tak samo jak uśmiech, którym teraz raczyła, siedzącego obok Jaejoonga. - Twoje zmysły są chyba osłabione, skoro nie wyczułeś mnie wcześniej. Po tobie bym się tego nie spodziewała.
            - Po co się tutaj włóczysz, Gain? - zapytał szorstko.
            - Oj tam zaraz włóczysz... Nie mam prawa cię odwiedzić? Może się martwiłam?
            - Martwiłaś? Taaa ten żart nigdy mnie nie znudzi - zadrwił chłopak. - Mów od razu, czego chcesz. Nie mam nastroju na rozmowy z tobą.
            - Jak zwykle taki chłodny... Przydałaby ci się jakaś kobieta - zaśmiała się brunetka, przejeżdżając delikatnie palcem po jego ramieniu.
            - Gain... - szepnął, wbijając w towarzyszkę złowrogie spojrzenie.
            - Dobra... dobra. Już mówię. Właściwie... jestem tu z pewną propozycją. - Założyła nogę, za nogę. - Wiem już wszystko odnośnie twojego "projektu". Chce się przyłączyć, ale... za odpowiednią cenę.
            - Jesteś naprawdę zuchwała, myśląc, że w ogóle cię potrzebuje - syknął. Brunet wstał, poprawiając płaszcz, do którego przyczepiło się kilka liści.
            - Nawet mnie nie wysłuchałeś... - Złożyła usta w dzióbek. - Byłabym twoją obroną. Ty, wysokiej rangi demon, w tak słabym stanie, to niezły kąsek dla reszty... nieprawdaż? Poczekaj, jak reszta sępów zleci się, żeby zabić cię tylko po to, żeby podnieść swoje znaczenie w piekle. Zużywasz dużo mocy na te małe zabaweczki, więc w tym czasie ja mogłabym zająć się ochroną tego przedsięwzięcia i... ochroną ciebie. - Jaejoong spojrzał na nią pustym wzrokiem. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się nawzajem w swoje oczy, w całkowitej ciszy. Gain wydawała się bardziej pewna siebie, niż kiedykolwiek. Jej czerwone usta wykrzywiły się w pewnym siebie uśmieszku, a zwierzęcy wzrok niemal przecinał Jaejoonga na wskroś.
            - Czego chcesz w zamian? - zapytał w końcu.
            - Widzę, że cię zainteresowałam - odpowiedziała, pełna  satysfakcji. - Więc... Chce duszy jednego z tych dzieciaków. Da się załatwić prawda?
            - To zależy... kogo...
            - O! Czyżbyś w tej dwunastce miał kogoś, kogo chcesz chronić? - Kobieta wstała, stając naprzeciw bruneta. Położyła rękę na jego klatce piersiowej w miejscu, w którym znajdowało się serce. - Chyba osłabłeś bardziej niż myślałam.
            - Nie kpij ze mnie! - krzyknął, odpychając ją od siebie. - Jest tam po prostu jedna dusza, która... byłaby za wysoką zapłatą, za twoją pomoc.
            - Teraz to mnie zaciekawiłeś... Nie, nie spokojnie. Wcale nie zabiorę ci jakiegoś tam klejnociku. Po prostu... tu chodzi o mój honor. Wstyd się przyznać, ale między twoimi szczurami laboratoryjnymi jest duszyczka, która uciekła od spłaty mojego kontraktu. To jak... zgadasz się?
            - Podaj jego imię. - Kobieta zamyśliła się. Wzięła głęboki oddech, po czym podeszła do demona. Wskazała mu gestem ręki, aby się pochylił. Złapała go ręką za kark, szepcząc coś do ucha.
            - No... kto by pomyślał - wyszeptał z złośliwym uśmieszkiem brunet.


            - Nareszcie jesteś. Znowu szwendałeś się po jakiś lochach z Layem? - rzucił szorstko, odwracając się w stronę okna. 
            - Układałem z nim zasady dotyczące naszego funkcjonowania tutaj. - Kris zrzucił z siebie czarną bluzę, kładąc ją na krześle obok. 
            - Pozwolisz, że nie będę wypytywał cię, o wasze ściśle tajne plany - burknął Tao. - Mało mnie one obchodzą. 
            - Jesteś zazdrosny - zaśmiał się blondyn. 
            - Nie... Zastanawiam się tylko, dlaczego wy podjęliście się rządzenia resztą? 
            - Nie powiedziałbym "rządzenia", po prostu...
            - Co? - przerwał mu brunet. Obrócił się w jego stronę. - Kris, ocknij się. Nikogo tu nie znamy. Nie możemy im tak po prostu ufać, a Lay...
            - Wiem do czego zmierzasz. Nie martw się. Mam wszystko pod kontrolą. Nie jestem taki głupi, jak ci się wydaje. - Kris spojrzał na Tao, wbijając w niego swój badawczy wzrok. Jego ciemne oczy pałały wściekłością. "Też coś wyczuł. Jest mądrzejszy, niż mi się wydawało. W sumie... był jedyną osobą, którą nie udało mi się przechytrzyć." - pomyślał Kris, ciągle wpatrując się w chłopaka naprzeciw. 
            - Uważaj na siebie, Kris - odpowiedział po chwili ciszy młodszy chłopak, a jego zwykle wojowniczy wzrok złagodniał, ukazując swoją drugą naturę. Blondyn uśmiechnął się, słysząc jego słowa. 
            - O mnie się nie martw. Sam mówiłeś, nikomu nie można ufać, ja też mogę należeć do tej grupy nie godnych zaufania. Skup się na sobie. - Kris wstał, po czym nie spoglądając już więcej na chłopaka, wyszedł z pokoju.
            Brunet w osłupieniu rozważał w myślach jego reakcję. Nie znał go. Wtedy, pierwszego dnia w Sanktuarium, Kris podszedł do niego z propozycją sojuszu. Tao ciągle miał wrażenie, że jego twarz wydawała mu się znajoma, ale blondyn natychmiast wyjaśnił mu, że znali się tylko przelotnie. Wytłumaczył, że często widywali się w drodze do pracy, ale nie zamienili ze sobą słowa. Wtedy Tao nie pytał o szczegóły. Wydawało mu się strategicznie dobrą opcją zawarcie z kimś jakiejś współpracy, tym bardziej, że przez pierwsze kilka dni nie był sobą. Zapomniał niemal wszystko, łącznie z tym, jakim był człowiekiem. Był skołowany i słaby. W końcu jednak garstka wspomnień z dzieciństwa do niego wróciła. Nie były one tak kolorowe, jak myślał, więc wraz z nimi powrócił też do niego rozsądek. Im bardziej przyglądał się Krisowi, tym bardziej był pewien, że ten coś ukrywał. Głupie wymówki, które ciągle wypowiadał, stawały się dla niego obelgą. "Czy on myśli, że jestem, aż tak głupi?" - pytał się sam siebie za każdym razem, gdy chłopak zbywał go, słysząc pytania odnośnie swojego życia na ziemi. Później do tego wszystkiego doszło to obrzydliwe spojrzenie, którym go raczył, co jakiś czas. Spoglądał na niego, jak na wroga, albo obiekt badań. Tao nie miał pojęcia, o czym wtedy myśli, ale gdy tylko tak robił, na jego plecach pojawiały się ciarki i czuł w sobie nieograniczoną chęć ucieczki. Kris był osobą, która wydawała się być jedną wielką zagadką, gdy tylko Tao czuł, że jednak jeszcze może mu ufać, ten odcinał go od poczucia, że może być jego przyjacielem. Tak, jakby Kris, co jakiś czas przypominał mu, że znajdują się wśród stada owiec, w którym gdzieś może kryć się wilk. Ranił młodszego, jakby tylko po to, żeby nie pozwolić mu się przywiązać. Tao ciągle zastanawiał się, po co to wszystko? Wyglądało to tak, jakby Kris przygotowywał go na to, że kiedyś go zawiedzie, lub opuści z jakiegoś powodu, który tylko on zna. Chłopak bał się tego momentu. 
            Brunet z westchnieniem rzucił się na łóżko. Przechylił głowę w tył, dostrzegając kątem oka coś, co go zaciekawiło. Podniósł się niechętnie, przyglądając się stojącemu obok krzesłu, na którym leżała bluza Krisa. Z jej kieszeni wystawał fragment notesu, który z jakiegoś powodu przykuł wzrok Tao. Brunet spojrzał odruchowo w stronę drzwi, po czym sięgnął po przedmiot należący do Wufana. Z uśmiechem ścisnął notatnik, po czym z otworzył go. Pierwsza część stron była wyrwana, a jakikolwiek tekst zaczynał się, od pogrubionego tytułu "Sanktuarium, czas bliżej nie znany." Na dalszych kartkach widniały jakieś notatki, dotyczące projektu "Casso", oraz dokładne rozmieszczenie pomieszczeń. Każdy kolejny fragment tekstu był oznaczony jakąś cyferką, jakby adekwatny, do liczby dni spędzonych w tym wymiarze.
            Tao z coraz mniejszym entuzjazmem przerzucał kolejne strony, po czym zatrzymał się na jednej z nich. Były to spostrzeżenia o pozostałej jedenastce. Zniecierpliwiony brunet pospiesznie szukał w zapiskach swojego imienia. W końcu na nie trafił. Na jednej z kartek, niemal na samym końcu Kris napisał: "Imię: Tao. Opis: Informacje kompletne. Zagrożenie: Spore, spoglądając na jego poprzedni życiorys.
            - "Poprzedni życiorys"? - powtórzył brunet w myślach. Pospiesznie przejrzał resztę kartek, jednak nic więcej, o sobie nie znalazł. Włożył notes z powrotem do kieszeni właściciela. Tyle ile się dowiedział wystarczyło, żeby jego podejrzenia miały jakieś pokrycie. Kris znał go lepiej za życia, niż chciał się do tego przyznać. 


            - Xiumin. - Chłopak obrócił się, słysząc swoje imię. Z grymasem na twarzy przyglądał się, stojącemu za nim Layowi. Czerwonowłosy włożył ręce do kieszeni spodni, patrząc na chłopaka swoimi dużymi, orzechowymi oczami z ogromną niechęcią.
            - Czego chcesz? - syknął.
            - Słyszałem, że nie było cię na twojej zmianie wczoraj. - Lay złożył ręce na piersi, przyglądając się chłopakowi.
            - No i co z tego?
            - Musimy jakoś normalnie funkcjonować, a bez żadnego planu się nie da - wyjaśnił krótki szatyn. gestykulując przy tym. - Nie podoba mi się, że tak to olewasz. Jak chcemy...
            - Dobra... rozumiem - przerwał mu Xiumin. - Po prostu... nie najlepiej się czułem.
            - Trzeba było mi o tym powiedzieć.
            - Co? Od kiedy stałeś się taki ważny? - Na twarzy chłopaka pojawił się złośliwy uśmieszek. - Pan dyrektor... - zadrwił chłopak.
            - Nie kpij sobie. - Wściekły wzrok chłopaka lustrował śmiejącego się naprzeciw Azjatę.
            - Ależ skąd! - Z twarzy czerwonowłosego nie znikał uśmiech. - Nie martw się. Teraz będę ci się już z wszystkiego tłumaczył - dodał, kłaniając się nisko. - Wszystko dla waszej wysokości.
            - Xiumin... - syknął Lay, spoglądając na chłopaka wściekłym spojrzeniem. Czerwonowłosy nic nie odpowiedział. Obrócił się na pięcie, uśmiechając się z satysfakcją. Lay westchnął głęboko, starając się jakoś uspokoić. Nie wiedział, o co im wszystkim chodzi. Od początku chciał zrobić wszystko, żeby nie było najmniejszego powodu, do rozpoczęcia gry w której ktokolwiek mógłby zginąć, ale ostatnio miał dziwne wrażenie, że jego starania są odbierane wręcz przeciwnie.
            - Lay? - Szatyn zauważył stojącego obok niego blondyna. Kris przyglądał mu się swoimi ciemnymi oczami. Wyglądało na to, że właśnie wyszedł ze swojego pokoju i nie był w najlepszym humorze.
            - Coś się stało? - zapytał Yixing, zaskoczony jego obecnością.
            - Zdajesz sobie sprawę z tego, że robisz sobie wrogów?
            - W jaki niby sposób? - odpowiedział kpiąco szatyn.
            - Nie chodzi mi o Xiumina. Chodzi mi o wszystko, co robisz. Ustalone zasady... dlaczego wpisałeś w nie rodzaje kar, za ich nieprzestrzeganie. Przejrzałem wszystko. Nic dziwnego, że się buntują. Chcesz ich złamać, tak to właśnie wygląda. - Twarz Krisa nie miała żadnego wyrazu.
            - Nie wiem o co ci...
            - Po co to robisz? Co knujesz? - zapytał w końcu z pełnym nienawiści spojrzeniem.
            - Chyba wyciągasz zbyt pochopne wnioski. Z nudów szukasz już jakiś intryg? - Na twarzy Laya pojawił się blady uśmiech.
            - Wiem, że coś ukrywasz. Z resztą... nie ja jeden miałem takie podejrzenia. Prędzej, czy później to się wyda, ale nie wiem, czy wtedy będzie tu dla ciebie miejsce.
            - Czy ty mi grozisz?
            - Ostrzegam - dodał cicho, obracając się na pięcie. Lay przeklął pod nosem, spoglądając na odchodzącego Krisa. Wszystko szło nie po jego myśli, ale zamierzał wykonać ten plan do końca.



            - Na pewno nie podglądasz? - szepnął Sehun do ucha nieco niższego chłopaka. Luhan ostrożnie szedł na wyczucie, przed siebie. Miał oczy zasłonięte ciemnogranatową opaską, przez co kompletnie nic nie widział. Automatycznie wyciągnął przed siebie ręce, żeby nie uderzyć w jakąś przeszkodę. Sehun koordynował jego ruchy, przy tym prowadził go do ustalonego miejsca, trzymając jedną rękę na ramieniu blondyna, a drugą na jego biodrze.
            - To dziecinne. Po prostu mnie tam zaprowadź normalnie - wyrzucił płaczliwym głosem Luhan, po raz kolejny potykając się o własne nogi. 
            - No to prowadzę - zaśmiał się chłopak. - To miało być niespodzianką. Nawet Lay nie wie, że zabrałem ze schowka te klucze - wyszeptał ciszej. Ostrożnie prowadził chłopaka wąskim korytarzem, którego podłoga i ściany były zbudowane z drobnych kamieni. Sehun trzymał go, jak najcenniejszą rzecz, opuszkami palców dotykając jego ciała, tak jakby od silniejszego dotyku, blondyn miałby się uszkodzić. Ciągle w to nie wierzył. W jego obecność, tu, razem z nim. Miał go obok siebie i to było takie realne. Luhan był dla niego dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wyprowadził go schodami w górę, uważając na każdy kolejny schodek. - No dobra. Możesz już patrzeć - dodał po chwili szatyn, zatrzymując się przed wielkimi drzwiami. Luhan ostrożnie ściągnął ciemną opaskę, rozglądając się po nieznanym mu pomieszczeniu. Wokół panował półmrok. Sehun wyciągnął z kieszeni spodni spory pęk kluczy. Wybrał jeden z nich, duży, metalowy, który jako jeden nie był spleciony z resztą i luzem leżał na jego dłoni, obok kółka na którym wisiały pozostałe klucze różnego koloru i wielkości. Klucz gładko wszedł do zamka, jednak nie chciał się w nim przekręcić, więc wyraźnie nie pasował. 
            - Cholera... nie ten? - zapytał sam siebie. Przyjrzał się metalowemu przedmiotowi. Wydawało mu się dziwne, że nie pasuje do tych drzwi. To jedyny klucz, który był na tyle duży, żeby pasować do tego zamka. Nigdzie indziej nie było tak dużych drzwi.
            Sehun wrzucił klucz z powrotem do kieszeni. Miał już użyć jakiegoś innego, gdy Luhan wyprzedził go, otwierając ciężkie drzwi zwykłym pchnięciem.
            - Były otwarte - wyjaśnił z uśmiechem. Sehun lekko zaskoczony, półprzytomnie spojrzał przed siebie. Jasne, dzienne światło wypełniało całe pomieszczenie przed nimi. Oboje byli tak bardzo przyzwyczajeni do ciemności, że nawet blade światło niemal kuło ich oczy. Luhan uśmiechnął się pod nosem, widząc widok przed sobą. Ogród. Prawdziwy, tętniący życiem ogród.
            - To tutaj - wyrzucił zawstydzony Sehun, wskazując gestem ręki, aby towarzysz wszedł do środka. Ucieszony chłopak z dziecięcą radością wbiegł do środka. Pomieszczenie było spore, a nad nim rozciągał się szklany dach, ukazujący turkusowe niebo. Widniały na nich niewielkie iskrzące gwiazdy, tak jakby właśnie zbliżał się wieczór.
            Luhan szedł powoli ścieżką, prowadzącą do niewielkiej altanki, na środku placu. Wokół niej wyrastał wysoki labirynt z krzewów różanych, a nieopodal rosły wysokie drzewa, o drobnych fioletowych kwiatach. Głównie wszędzie jednak były róże, no może oprócz kilku mniejszych kwiatów, takich jak konwalie, czy irysy, ale głównie tamte dwa gatunki zostały posadzone wokół drewnianej altanki. Blondyn rozglądał się wokół, z radosnym uśmiechem. To miejsce było dla niego, jak podmuch wolności.
            - Czy... Jaejoong zajmuje się tym ogrodem? Co w takiej budowli w ogóle robi ogród? - zapytał natychmiast, nie potrafiąc wypowiedzieć nic innego. W jego głowie kotłowało się, tak wiele pytań. Głównie pobudzonych radością i zachwytem tym miejscem.
            - Tak. Wydaje mi się, że to nie takie złe miejsce, na jakie na pierwszy rzut oka wygląda.
            - Dziwne - wyszeptał blondyn, delikatnie łapiąc jedną z róż. Jego blade palce oplotły ją, gładząc jej jedwabiste, czerwone płatki. Była piękna. - On nie wygląda na kogoś, kto się o cokolwiek troszczy - powiedział bardziej do siebie.
            - Mało o nim wiemy, na to wygląda. - Sehun podszedł do Luhana, łapiąc go w pasie. Blondyn lekko się wzdrygnął, wybudzając się z transu. - No, ale musisz przyznać, że to miejsce jest całkiem romantyczne - szepnął do jego ucha, niższym głosem. - Chciałem z tobą porozmawiać. - Złapał chłodną dłoń chłopaka, ciągnąc go za sobą w stronę altanki. Powoli wyszli po niedużych schodkach. Starszy chłopak posłusznie szedł jego śladem. - Właściwie to nic specjalnego - zaczął, lekko zawstydzony. - Po prostu chciałem cię o coś zapytać. - Oboje podeszli do wąskiej ławeczki na końcu niedużej, drewnianej altanki. Sehun usiadł na niej z uśmiechem, po czym wyczekująco spojrzał na stojącego przy nim Luhana. - Siadaj - dodał, poklepując swoje kolana.
            - Nie... to ja... - zaczął chłopak drżącym głosem, po czym usiadł na miejscu obok, uśmiechając się niepewnie do Sehuna, jakby przepraszając za to, że siedzenie u innego chłopaka na kolanach, to jeszcze dla niego za dużo. Nie wiedział dlaczego, tak się stresował. Później, po każdej takiej głupiej akcji przeklinał się w myślach.
            - Luhan... - zaczął cicho chłopak. Atmosfera nagle się zmieniła. Stała się bardziej poważna i na pewno cięższa. Nawet Sehun wyglądał trochę inaczej. Ciemne kosmyki jego włosów układały się idealnie, a niektóre z nich lekko zasłaniały jego oczy, ale Luhan doskonale wiedział, że chłopa kątem oka spoglądał na niego. Zacisną wargi, które ułożyły się w wąską linię. - Boje się, że twoje wspomnienia... jeśli one nie wrócą, to... czy zostaniesz ze mną mimo wszystko? - zapytał, niepewnie, nie podnoszą wzroku na blondyna.
            - Skąd pomysł, że nie wrócą mi wspomnienia? - Luhan położył dłoń na jego splecionych rękach. - Nie martw się. Przypomnę sobie i wszystko będzie, jak dawniej - dokończył z uśmiechem.
            - Dla mnie teraz jest lepiej - odpowiedział, zaciskając jego dłoń w swoich. - Ale... ja pytam, czy mimo wszystko mnie nie opuścisz? Teraz oczekuję od ciebie ostatecznej odpowiedzi - dodał, pochylając się nad nim. Luhan czuł, że jego policzki się rumienią, a stres opanowuje jego ciało. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. "Skąd nagle u Sehuna pojawiło się takie pytanie?" - pomyślał.  Nawet jeśli znali się już kilkanaście lat, dla Luhana to było kilka dni, a teraz Oh oczekuje od niego odpowiedzi. To za wcześnie. Za wcześnie na takie pytania i na takie tematy. Nawet jeśli teraz padłyby jakieś odpowiedzi, to nie byłyby wiarygodne.
            - Pozwól mi też o coś zapytać. - Luhan spoważniał, spoglądając na chłopaka ze skupieniem. - Jeśli odpowiesz, ja odpowiem na twoje pytanie. - Obrócił się w stronę szatyna, lekko zdenerwowany. - W jaki sposób zgięliśmy? - zapytał w końcu, choć to zdanie ledwie przeszło mu przez gardło. Nie był pewien, czy w ogóle chciał wiedzieć. Sehun również totalnie zaniemówił. Jego twarz zbladła, a idealne różane usta, były lekko rozchylone. Jego włosy w odcieniu czekolady lekko zasłaniały ciemne oczy, które w skupieniu spoglądały na Luhana. Wyglądał, jak zahipnotyzowany.
            Sehun wstał, odwracając wzrok od chłopaka. Przygryzł dolną wargę, po czym odszedł kilka kroków, od ławki, opierając się o ściankę altanki.
            - Wiesz co... zapomnijmy o tej rozmowie - wyszeptał po chwili, stojąc tyłem do chłopaka. Luhan z zaskoczeniem obserwował jego reakcję. Poczuł dziwny ucisk w żołądku. Nie potrafił wskazać jego pochodzenia, jednak na pewno był smutny, ale i jednocześnie rozczarowany. Nie oczekiwał w sumie, że Sehun mu odpowie. O takich rzeczach nie mówi się od tak. Pewnie młodszy chłopak chciał uciec od tego tematu, dlatego właśnie Luhan poczuł się winny, że w ogóle go o to pytał.
            - Ja mogę ci odpowiedzieć - zaczął, przerywając tą przerażającą ciszę. - Zostanę z tobą, Sehun - dodał z niewinnym uśmiechem.


            Lay z westchnieniem wszedł do pokoju, nie podnosząc nawet wzroku na stojącego niecały metr od niego chłopaka. Był już zmęczony, a do tego czekał go wieczorny dyżur przy kolacji. 
            - Wiedziałem, że przyjdziesz na czas - odpowiedział ciemnowłosy chłopak, uśmiechając się do niego. To był pierwszy szczery uśmiech, jaki dziś widział. Do tego uśmiech Chena mógł podnieść na duchu nawet najbardziej przygnębioną osobę. Gdy ten zwykle poważny chłopak się uśmiechał wzrok wszystkich automatycznie wędrował na niego. 
            - W końcu moja kolej, co nie - odpowiedział ochrypłym głosem chłopak. 
            - Jakbyś się nie zjawił, to wcale bym cię nie winił. Widziałem, że nie spałeś w nocy. W końcu dzielimy razem pokój. - Chen wytarł mokre dłonie w wzorzysta ścierkę. Rzucił ją na blat obok siebie, po czym podszedł do kuchenki. Lay podszedł do niego niechętnie, spoglądając na rozłożone już naczynia. 
            - Widzę, że ty też nie próżnowałeś. Już prawie wszystko skończone - powiedział szatyn, z podziwem patrząc na niemal gotowy już posiłek. 
            - Nudziło mi się. Praktycznie nie mam nic tutaj do roboty - odwrócił się do chłopaka z uśmiechem. - A! Właśnie... Sehun kazał przekazać, że pożyczył twoje klucze, ale już odniósł je na miejsce. Mówił, że chciał się zapytać wcześniej, ale nie mógł cię znaleźć. 
            - Klucze? A po co były mu potrzebne? 
            - Chciał się dostać do tego ogrodu na górze - wyjaśnił z uśmiechem. - Wiesz... poszedł tam z Luhanem - dodał po chwili. Na dźwięk tych słów na twarzy Laya pojawił się złośliwy uśmieszek, taki sam, jak u Chena. 
            - Chwila! Wziął wszystkie klucze?! - zapytał nagle szatyn, całkiem zmieniając wyraz twarzy. 
            - Chyba tak...
            - Zastąp mnie na chwilę. - Chłopak odszedł od kuchenki, nie spoglądając nawet na Chena. - Muszę coś sprawdzić. - Brunet spojrzał na niego półprzytomnie. Lay był nieźle przerażony. Niemal na sztywnych nogach podszedł do drzwi, po czym otworzył je nerwowym ruchem ręki, wychodząc, zamykając za sobą drzwi. Chen domyślał się już po jego reakcji, co mogło doprowadzić Yixinga do takiego stanu. Wiedział od początku, że ten klucz przyniesie im wiele niemiłych niespodzianek. 




            Kai wstał z łóżka, delikatnie zsuwając z siebie kołdrę. Ledwie przytomnie spojrzał na śpiącego obok D.O. Jego ciemne włosy  sterczały w każdą stronę, a na bladą twarz padało słabe światło, wydostające się zza grubych zasłon. Jongin uśmiechnął się pod nosem, po czym ruszył ociężale w stronę drzwi. Jego oczy były lekko opuchnięte i ledwie widział na nie w półmroku. Brunet przeczesał ręką ciemne włosy, po czym otworzył delikatnie drzwi. Był zmęczony, ale nie mógł zasnąć. Gdy tylko zamykał oczy, jego serce biło szybciej. Jego sny ciągle się powtarzały, aktywując kolejną serie wspomnień. 
            Brunet wyszedł na balkon, który rozciągał się wzdłuż długiego korytarza, na piętrze. Świerze powietrze było czymś, czego teraz potrzebował. Podszedł bliżej do muru, który odgradzał go, od przepaści. Biały kamień, z którego był wykonany miał na sobie zielonkawy nalot. Jongin oparł się o niego rękami, spoglądając na rozciągający się przed nim widok. Dwa ogromne, błyszczące księżyce unosiły się nad horyzontem, odbijając się w tafli wody, otaczającej budynek. Kolor nieba, jak zwykle był niezmienny, ciemnogranatowy, z turkusowymi rozbłyskami, tak jakby własnie za nim kryło się słońce. Całą ziemię pokrywała jakby marmurowa podłoga, lub ziemia srebrnego koloru, na której miejscami znajdowała się niewielka ilość wody, jednak była ona tak nieskazitelnie przeźroczysta, że jej tafla wyglądał, jak lustro. Wokół było niemal pusto, więc ten obraz rozciągał się, aż do horyzontu. Gdzieniegdzie tylko znad wody wynurzały się skały w podobnym, do ziemi kolorze. Obok nich wyrastały wysokie drzewa, o ciemnym pniu i czerwonych drobnych liściach. Na wprost od wyjścia można też było zauważyć kamienistą ścieżkę, jednak prowadziła ona w nieznanym kierunku, znikając za murem budynku. 
            - Ładnie, prawda? - wyszeptał czyjś melodyjny głos. Jongin odwrócił głowę, chcąc zobaczyć jego właściciela. Uśmiechnął się ciepło, na widok radosnej twarzy blondyna. Jasne kosmyki włosów oplatały jego blade policzki, które przypominały porcelanę, natomiast duże ciemne oczy, były skupione na widoku rozciągającym się przed nim. 
            - Taaa - odpowiedział beznamiętnie Kai, obracając się z powrotem w stronę barierki. Luhan stanął obok niego, spoglądając na widok przed nimi z rozmarzeniem. 
            - Tu jest pięknie, ale... gdy widzę, że ten krajobraz jest całkiem inny, od tego, który na co dzień widywałem, to zaczynam tęsknić.  W sumie nie tak sobie wyobrażałem piekło. 
            - To jeszcze nie piekło. 
            - To może być jeszcze gorzej? - zapytał z zadziornym uśmiechem.  
            - To chyba nie jest zależne od miejsca, co nie? Na przykład wydaje mi się, że na ziemi życie dla niektórych też było piekłem, chociaż jedyne, co pamiętam to swoją śmierć i kilka drobnych wspomnień - zaczął. - Chyba dla mnie też śmierć była ucieczką, bo wiem, że było mi obojętne, czy żyje, czy nie. To jest dowód na to, że na ziemi mogło być gorzej. 
            - Ciężko jest żyć bez wspomnień. Ja też niewiele pamiętam, gdyby nie Sehun...
            - Sehun? - powtórzył Jongin, nieco bardziej zaciekawiony. 
            - Taa, gdyby nie on, nie wiedziałbym nic o sobie. 
            - Znaliście się za życia?
            - Tak. Żałuje, że nic z tego nie pamiętam - szepnął cicho. Kai przysłuchiwał mu się uważnie. Czuł lekkie ukłucie zazdrości, gdy Luhan mu o tym mówił. On nikogo nie miał, do tego niewiele pamiętał, a Luhan i Sehun mogą na sobie polegać. - No, ale wszyscy wrócimy na ziemię i będzie, jak dawniej. 
            - Bardzo optymistyczna wizja - zaśmiał się brunet. - Ja tam nie wiem, czy mam po co wracać - szepnął bardziej do siebie, zaciskając dłonie mocniej na betonowej barierce. Luhan posmutniał, widząc reakcję chłopaka. Odruchowo położył rękę na jego głowie, czochrając jego ciemne włosy. 
            - Wszystko będzie dobrze - szepnął ciepłym głosem. Kai rozchylił usta ze zdziwienia. Znał ten dotyk. Jego serce zabiło mocniej. Ktoś już go tak kiedyś pocieszał. Nawet ciepło tej dłoni wydawało się podobne. Półprzytomnie spojrzał na Luhana, który odpowiedział mu tylko niewinnym uśmiechem.


            Lay niepewnie wszedł do ciemnego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Był spanikowany. Jego ręce trzęsły się, a serce chciało wyskoczyć z piersi. Otworzył jedną z szafek, szukając kluczy. Westchnął z ulgą widząc ich pęk na swoim miejscu, jednak nie  tego szukał. Przesunął je w poszukiwaniu cennego klucza, który był jedyną drogą, by stąd wyjść. Przerażony poczuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej, szalejąc w jego piersi. 
            - Cholera - syknął pod nosem, przeszukując dokładnie szufladę, jednak bez efektów. 
            - Czegoś szukasz? - powiedział ktoś, stojący w progu. Lay nie widział dokładnie twarzy z takiej odległości, jednak poznał tą osobę po głosie. - Pozwoliłem go sobie zatrzymać, chyba nie masz nic przeciwko? - zapytał z psychopatycznym uśmiechem chłopak. 
            - Oddaj go - warknął Lay. 
            - Co? Dlaczego? Czyli jednak ten klucz jest, tak cenny? Mogłeś znaleźć dla niego lepszą kryjówkę. Wiem do jakich drzwi pasuje i nie mam zamiaru zatrzymać tego w sekrecie. Ktoś jeszcze oprócz mnie wie o tym kluczu? 
            - Dwie osoby - wyrzucił cicho Lay. - Co chcesz z tym zrobić? - zapytał po chwili ciszy. 
            - Czy to nie proste? To, co ty powinieneś zrobić. Chce po prostu nas uwolnić. 
            - Nie wiesz, co robisz - warknął szatyn. - To za wcześnie, do tego wyjście stąd bez przygotowania i informacji to pewna śmierć, nawet nie wiesz, co...
            - Jeśli tu zostaniemy czeka nas śmierć! - krzyknął chłopak. Lay spojrzał na niego wściekłym wzrokiem. 
            - Oddaj klucz - warknął, podchodząc do niego, starając się utrzymać nerwy na wodzy. 
            - Dlaczego tak ci zależy na tym kluczu? 
            - Nie chcę ich skazać na pewną śmierć! Oddaj go! - Lay pchnął chłopaka na przeciwległą ścianę. Ten jęknął tylko, gdy jego ciało ze sporym impetem uderzyło o twardą powierzchnię. 
            - Kłamiesz... Powiedz mi prawdę - szepnął.
            - Oddaj klucz! - Lay ponownie uderzył chłopaka, jednak tym razem w brzuch, wykorzystując do tego spore pokłady siły. Poszkodowany oddychał głęboko, łapczywie łapiąc powietrze. - Nie wiesz, co na siebie ściągasz! - Uderzył go ponownie, po czym chłopak osunął się na ziemie. 
             - Wiem, że reszta musi się, o tym dowiedzieć, może uda nam się jakoś wyjść - wyszeptał chłopak słabym głosem. Lay poniósł go za bluzę, przyciskając go do ściany. 
             - Nie baw się w bohatera, nie wiedząc, jakie to wywoła ryzyko - krzyknął prawie do jego ucha. Chłopak resztami sił starał się odepchnąć Laya, jednak bez skutku. Yixing zacisnął dłonie na jego szyi. - Oddaj klucz i zapomnij o tym, że on w ogóle istnieje - syknął, tracąc panowanie nad nerwami. Nigdy taki nie był. Zawsze nad sobą panował, jednak odkąd znalazł ten klucz, zagrożenie jest zbyt duże. 
            - Masz zamiar mnie o niego nawet zabić? 
            - Po prostu cię ostrzegam - wyszeptał, zwalniając uścisk. 
            - Chodzi ci tylko o wyjście stąd. O wszystkim wiem. O Jaejoongu też - odpowiedział chłopak z pewnym siebie uśmiechem.
            Coś w Layu pękło. Zacisnął mocniej dłonie na szyi chłopaka. Zacisnął zęby, wbijając w niego swoje puste spojrzenie. Zatracił się w tym, co robił. Jego myśli były wyłączone, a całą swoją nienawiść i bezsilność przekształcał w siłę, która pozwalała mu coraz mocniej zaciskać sine już palce na ciele innej osoby. Oczy ofiary były już niemal zamknięte, a usta wykrzywione w grymasie. Powoli tracił przytomność. Aby się jakoś ratować starał się sięgnąć do półki, stojącej obok. Jego palce błądziły po blacie, chcąc dosięgnąć czegokolwiek, czym mógłby się pozbyć napastnika. W końcu udało mu się sięgnąć do ciężkiego, mosiężnego stojaka na świece. Zamachnął się, uderzając raz w głowę szatyna. Lay jęknął z bólu, rozluźniając nieco uścisk. Chłopak bez zastanowienia uderzył go, po raz drugi. Ciosy powtarzały się kilkukrotnie, dopóki ręce Laya ostatecznie oddaliły się od szyi jego niedoszłej ofiary. 
            Yixing poczuł, jak między jego włosami sączy się ciepła, kleista maź. Odruchowo dotknął zranionego miejsca i półprzytomnie spojrzał na swoje zakrwawione palce. Ciężko było mu zapanować nad wzrokiem, który przerywał i rozmywał widziany przez niego obraz. Do tego powoli tracił czucie w nogach i reszcie ciała. Ponownie podszedł do chłopaka, wykorzystując resztki sił i nieudolnie starał się zabrać z jego ręki zakrwawiony przedmiot. Wystraszony chłopak uderzył po raz kolejny napastnika, na tyle mocno, że kilka kropli krwi rozbryzgało się po jego dłoni. Jego ruchy były niekontrolowane i nerwowe. Półprzytomnie przyglądał się, jak ciało Laya opada bezwładnie na podłogę. W pomieszczeniu zrobiło się nagle cicho. Ich ciężkie oddechy, westchnienia i odgłosy towarzyszące szarpaninie zamknął ostatni huk. 
            - Lay? - zawołał cicho chłopak, ochrypłym głosem. - Lay! - krzyknął, pochylając się nad nim ponownie. Jego spanikowany wzrok starał się zrozumieć otaczające go obrazy. Rozejrzał się wokół. Najpierw spojrzał na trzymany przez siebie w dłoni przedmiot. Mosiężny stojak był zakrwawiony, a z jego podstawki kapała ciemnoczerwona krew. Później odruchowo spojrzał na ciało Yixinga, które leżało nieruchomo na ziemi. - Zabiłem... go? - zapytał sam siebie, wypuszczając przedmiot z dłoni. Narzędzie zbrodni uderzyło o podłogę, pozostawiając po sobie charakterystyczny dźwięk. Oddychał głęboko. Jego myśli kotłowały się w głowie, a na jedyne pytanie "Co zrobić?", które powtarzało się kilkakrotnie nie potrafił odpowiedzieć, co doprowadzało go do obłędu. - Zabiłem kogoś... - szepnął. Pochylił się nad chłopakiem, delikatnie szturchając jego ramię. - Hej... Lay... obudź się... Nie wygłupiaj się... ja... - szeptał. Nie mógł w to uwierzyć. Wszystko działo się tak szybko. Tragedia powstała z durnych przypadków i głupiej kłótni. Nie... Właściwie powodem tej śmierci była chęć wolności.

* * * 

Przepraszam, że tak późno! Większe spóźnienie to mają chyba tylko 2ne1 ze swoim albumem. xD 
Na początku chciałam przeprosić, że tak długo nie dodawałam, bo w końcu notka miała pojawiać się co tydzień, a nie co (prawie) trzy tygodnie. 
Martwi mnie trochę, że fabuła tego opowiadania przypomina wam inne opowiadania no i wątek z Danganronpy - od razu wyjaśniam, że sądy rzeczywiście są zaczerpnięte z tego anime, ale tu kończą się wszelkie podobieństwa, bo fabuła tego opowiadania o EXO jest bardzo stara, a odnowiłam ją właśnie w te wakacje. No, ale dziękuje wszystkim osobą, które czytają ten ff - dzięki wam mam motywacje, żeby w ogóle pisać. :* Kocham was wszystkich xD 
Mam nadzieje, że nie namieszałam wam zbytnio w głowie po tym rozdziale. Oczywiście wszystko będzie później wyjaśnione, ale jeśli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach, od razu odpowiem. xD 
A no i dziękuje Uszati za nowy szablon ze słodkim Luhankiem, oraz Minam za moją nową okładkę do dodanych za niedługo oneshotów "Album EXO" haha (a tak na marginesie, jeśli ktoś nie głosował, to zapraszam xD) Następny rozdział pojawi się w następny weekend (choćbym miała przykuć się do komputera i trzymać wenę za nogę). 

◀ ◀ ROZDZIAŁ 2                                                               ROZDZIAŁ 4 ▶ ▶

8 komentarzy:

  1. O Bogu! Kto zabił Laya? :O Czy Luhan był blisko z Kaiem w prawdziwym życiu? Jak zginął Sehun i Lu? Ile pytań mi siedzi w głowie, normalnie skończyć w takim momencie to zbrodnia! Chyba powiadomię Jaejoonga...
    No zabiłaś mnie tym rozdziałem, był taki fantastyczny, dużo się działo. Tylko nie odpowiadaj mi na te pytania powyżej, bo chcę mieć niespodziankę.
    A na koniec napiszę, że wyczuwam pewien trójkącik ]:->
    Weeeeny! Pisz, pisz, pisz, bo świetnie Ci to wychodzi!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy pojawiła się pierwsza w opowiadaniu postać żeńska, i w dodatku taka, a nie inna (chociaż przecież można było wykorzystać dziewczęta spod skrzydeł jednej wytwróni, co chyba jest ostatnio bardzo na miejscu w fanfikach), wiedziałam, że choćby nie wiem jak potoczyła się akcja, ja to opowiadanie będę czytać. Pomijam nawet fakt, że kreacja tej bohaterki zupełnie mi się nie podoba, bo zazwyczaj, jeżeli już ktoś wykorzystuje tą osobę, to właśnie tak ją przez tekst prowadzi. Powinnam się przyzwyczaić... ale i tak po cichu liczę, że być może to nie jedyna (zaskakująca w wyborze, acz całkiem do przewidzenia w wizerunku) niespodzianka. Alternatywne uniwersa to dobra płaszczyzna, żeby łączyć różne motywy, więc czemu ograniczać się do jednego kanonu postaci?
    Niemniej, widzę, że jak początkowo założenie wyglądało "wyjdziemy wszyscy", tak powoli to zaangażowanie w dobro ogólne gaśnie. I w zasadzie to bardzo naturalnie wyszło; nie ma od razu wszechnienawiści, jednak powoli zaczynają się tworzyć konflikty (jeden całkiem poważny; mam swoich faworytów co do roli pierwszej ofiary, ale pozwolę sobie nie dzielić się nimi - bo coś mi mówi, że to będzie ktoś, kogo nikt się nie spodziewa). Minęła pierwsza faza szoku, zaczął się etap niepewności. Czyli teraz być może nastąpi załamanie, a po nim desperacja; zwłaszcza, że już nie jest tak miło, skoro pierwotny plan legł w gruzach (bo siłą rzeczy, dwunastka sanktuarium już nie opuści). Ale to tak sobie tylko wieszczę, a że wróżka ze mnie marna...
    W czasie czytania wynotowywałam sobie drobne błędy (tycie, naprawdę, nic poważnego, podejrzewam, że żaden nie powstał z niewiedzy, a raczej wszystkie są wynikiem przeoczeń, które zdarzają się każdemu, pewnie mój komentarz również ma ich kilka) - przecinków było zbyt dużo lub zbyt mało cztery czy trzy razy, jednak to nie zmieniało sensu zdania. Mam tylko ciut poważniejsze zastrzeżenia do dwóch określeń: "ziemny" to nie jest najszczęśliwszy wyraz, a przynajmniej nie brzmi dobrze w tym kontekście, w którym został użyty powyżej. Po pewnych medytacjach ośmielę się zaproponować "ziemski". Poza tym, nie ma chyba sensu, żeby określać kogokolwiek "Azjatą", kiedy wszyscy bohaterowie nimi są - posłużenie się narodowością byłoby już bardziej na miejscu. Nie są to błędy w czystym tego słowa znaczeniu, ale jakoś rzuciły mi się w oczy.
    Pozdrawiam i życzę przypadkowemu mordercy jednego z bohaterów mądrej, przekonującej wymówki, bo mieć przeciwko sobie dziesięciu, opcjonalnie wrogo nastawionych ludzi, to chyba nie jest sytuacja marzeń...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzieś Ty była przez całe moje życie?
    Hardo pluję sobie w brodę, że wcześniej nie przysiadłam do Twojej twórczości, postanawiam poprawę!
    Krótko odnośnie rozdziału i całego opowiadania- zaskakujesz.
    Zaskakujesz, masz cholernie dopracowany pomysł na fabułę, wszystko idealnie ze sobą gra, każde słowo jest jak kolejna kreska do rysunku, przedstawiającego rozwiązanie akcji, całość dopięta na ostatni guzik... Może chaotycznie to napisałam, ale WOW, kobieto wielkie WOW.
    Bohaterowie podobają mi się jak diabli, podoba mi się też to, że na tę chwilę nic nie jest dla mnie jasne i obecnie gubię się we własnych domniemanych teoriach odnośnie kolejnych wydarzeń w fabule. No cóż, chyba zostanę Twoją fanką.
    Czekam na kolejne części i lecę penetrować resztę Twoich dzieł. Dużo weny, pozdrawiam cieplutko! :)
    [yaoitown]

    OdpowiedzUsuń
  4. woooow. Super! boże, ciesze się że kogoś uśmierciłaś -_-
    No ale mniejsza. Mimo, że to dopiero początek bardzo mi się podoba ^^
    Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały
    Hwaiting! ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Ahhh mówiłam że kogoś uśmiercisz;;; wiedziała to, wiedziałam XD zajebiste całe opowiadanie jak i rozdział <3 czekam z niecierpliwością na rozdział 4 xD
    Mam nadzieję że dasz radę z "Albumem EXO" ;)
    Hwaiting! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Noo, powiem szczerze, że z każdym rozdziałem robi się coraz więcej tajemnic i pojawiają się coraz to lepsze wątki. Nawet Hunhan mi nie przeszkadza, co serio mnie dziwi, ale po przeczytaniu tylu opowiadań o nich chyba po prostu do nich przywykłam xd zresztą, ostatnio zauważyłam, że lubię wszystkie pairingi w EXO, chociaż Lukai i Baekyeol zawsze pozostaną moimi ulubionymi :d
    Ale wracając do rozdziału, to dlaczego Lay, co?! Nie sądziłam, że tak marnie skończy i to praktycznie na samym początku opowiadania. Kto go zabił? Eish, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi... W sumie to żadnych odpowiedzi xd

    OdpowiedzUsuń
  7. nie mogę, rzecz jasna, opuścić jeszcze nowszego rozdziału i muszę coś napisać od siebie. gain, z jednej strony jej nie lubię, bo już wydaje mi się sukowata, a z drugiej strony też jej nie lubię, bo nie wiem, kto jest jej dłużny z całej dwunastki dzieciaczków. jaejoong też nie lepszy, nie wiem kto jest dla niego z chłopaków najważniejszy. ;__;
    kris, coraz bardziej mi się on nie podoba, jak boga kocham, wydaje mi się być najbardziej z nich wszystkich doinformowany, jeśli chodzi o poprzednie życia reszty. kto wie, może to on wyjdzie jakoś zwycięsko z tego projektu, chociaż nie wiem, mam mieszane uczucia.
    jezu, jezu, czy mi się wydaje, czy sehun, luhan i jongin tworzą mały trójkącik? moje serce zaczęło się hardo radować, mimo że nie wiem czy to prawda. chociaż byłoby naprawdę ciekawie, jeśli jednak moje przypuszczenia się sprawdziły (kolejne feelsy)
    i na końcu, totalny punkt kulminacyjny całego rozdziału - śmierć yixinga, co mnie całkowicie zszokowało. powiem ci, że stawiałam bardziej na sehuna jako pierwszą ofiarę. a yixing to przecież mój biaslist ruiner! nie może on pierwszy umrzeć, no, nie zgadzam się! według mnie, tym, który przyczynił się do śmierci laya, jest pan oh, bo przecież to on miał klucz, który jako jedyny był luzem. wkładał go do kieszeni przy luhanie, kiedy pokazywał mu ogród. taka mała dygresja, jeśli jestem przy spotkaniu hunhan w ogrodzie, jestem ciekawa co takiego sehun ukrywa przed luhanem, jak dużo wie o ich poprzednim życiu, sknera jeden. i znów wracam do poprzedniego wątku, tak, wydaje mi się, że to sehun jest mordercą, nie ma za bardzo innego kandydata na to. no to, panie oh, ma pan u mnie wielkiego hejta za to. ;__;
    izzy, wiesz jak ja bym chciała zobaczyć taki film (na podstawie twojego ficzka oczywiście) z całą dwunastką chłopaków. miałabym tak wielki fangirl, że nie wiem czy bym miała szansę przeżycia. naprawdę.
    czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. życzę dużo czasu i weny do pisania!

    OdpowiedzUsuń
  8. Więcej... mroku (╯°□°)╯︵ ┻━┻
    Do tego jeszcze duża szczypta melancholii i byłabym w niebie. Powoli jest coraz lepiej, jednak samo zachowanie niektórych postaci i prowadzone dialogi nie do końca przypadły mi do gustu. /Czy ta DiDi zawsze musi znaleźć powód do marudzenia? No musi./
    Cały czas jestem przekonana, że Sehun coś ukrywa, chociaż robisz z tych naszych HunHanów takie niewiniątko. Do tego bardzo jestem ciekawa co z D.O... Mało go coś.
    No i skoro Xing zginął czas na sąd. Kto będzie sędzią? ⊙︿⊙ I choć moje serduszko byłoby najszczęśliwsze gdyby przeżyła cała 12 to wiem, że przeżyje z nich tylko garstka, jak nie jeden bo takie zakończenia zawsze są najlepsze i najmocniej zapadają w pamięć czytelnikowi.
    Jeszcze dwa dni i weekend, wtedy się będę mogła przysiąść i przeczytać więcej... choć nie śpieszy mi się~ jeden na dzień to dobre tempo, tak~ Nie chciałabym przeczytać wszystkiego na raz, w ten sposób mam czas na przemyślenie tego i próby rozgryzienia niektórych rzeczy.
    No, ale to chyba ode mnie wszystko na dziś~
    Dziękuję za mile spędzony wieczór dzięki Twojemu ff~

    OdpowiedzUsuń