czwartek, 30 stycznia 2014

sojusz CZTERECH żywiołów


            Kris lekko pchnął uchylone drzwi, odsuwając się w bok w taki sposób, żeby reszta zgromadzonych za nim mogła zobaczyć co jest w środku. Wszyscy podeszli bliżej, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Na wzorzystym dywanie, miejscami można było zauważyć plamy, bordowej krwi, które prowadziły do leżącego nieopodal Laya. Szatyn leżał na podłodze, z głową przechyloną w bok. Jego oczy były zamknięte, a skóra przeraźliwie blada, nabierając już miejscami sinego koloru. Usta były lekko rozchylone i sine, jedynie miejscami mogły przybierać bardziej różowawy, naturalny kolor. Włosy chłopaka były lekko rozczochrane, a z boku, nad skronią wydawały się ciemniejsze, za sprawą ciemnoczerwonej krwi, która lekko je skleiła, zasychając też na policzku chłopaka. Jedna z dłoni Yixinga była wyciągnięta w stronę drzwi. Na jego palcach można było zauważyć nieduże rany, które były oznakami obrony przed napastnikiem. Ogólnie rzecz biorąc pozostała jedenastka była właśnie obserwatorem prawdziwego miejsca zbrodni. 
            Kris nie pokazywał po sobie żadnej reakcji, stojąc przy ścianie. Widok ciała martwego przyjaciela nie wzbudził w nim paniki. On jako pierwszy go znalazł i powiadomił o tym resztę. Nie spodziewał się, że coś takiego się stanie. Tao natomiast ciągle nie odrywał wzroku od Krisa. Nie dawało mu to wszystko spokoju. Jego wczorajsze znalezisko, a teraz podejrzane zachowanie Wufana. Wiedział, że nie znał go na tyle, żeby domyślić się, czy zachowuje się tak z jakiegoś poważniejszego powodu, czy po prostu taki jest. Jednak był pewien, że niewiele osób zachowało by zimną krew, widząc martwe ciało, w budynku w którym są zamknięci. Tą panikę na pewno potęguje też świadomość, że zabójca jest gdzieś między nimi. Większość podszeptów Zitao wskazywało na to, że Kris może mieć coś z tym wspólnego. W końcu wczoraj wyszedł z pokoju, obiecując, że się "tym zajmie". Czy właśnie to miał na myśli? 
            Baekhyun chciał podejść bliżej, zauważając, że reszta wydaje się lekko poruszona. Tłum ludzi przed drzwiami nie dawał mu takiej możliwości. Do tego z każdą reakcją kogoś obok, on sam stawał się bardziej przerażony i chciał zobaczyć, o co chodzi, choćby, żeby uspokoić swoje myśli. Przepchnął się między kilkoma osobami, które były tak osłupiałe, że nawet szczególnie nie zwróciły na niego uwagi. Gdy w końcu podszedł na tyle blisko, żeby ujrzeć, o co im chodzi, jego wzrok od razu powędrował w stronę Laya. Chłopak odruchowo zasłonił usta dłonią. Chciał zamknąć oczy, ale nie mógł. W jego gardle narastał krzyk, ale przecież nie chciał panikować. Zaczął się trząść, gdy przez jego głowę zaczęły przepływać coraz czarniejsze myśli: "Ktoś go zabił? Czy to się zaczęło? Ktoś jest mordercą?". Odsunął się do tyłu, nie mogąc zapanować nad ugiętymi już nogami. Wycofał się na tyle, żeby, oprzeć się o siane na korytarzu. 
          - To... to nie może być prawda - jęknął cichym głosem, a jego chude palce wbijały się w twardą powierzchnię za nim, jakby chciał się trzymać jej w taki sposób, żeby ciągle stać w pionie. - Proszę... Chcę stąd wyjść - wysyczał, przez zaciśnięte zęby. Z jego oczu zaczęły płynąć łzy i chociaż tak bardzo się starał, nie mógł nad nimi zapanować. Usiadł, opierając się plecami o ścianę. Zasłonił swoją twarz za skulonymi nogami, cicho łkając.
          Chanyeol przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, nie wiedząc, co zrobić. Chciał go pocieszyć, jednak nie chciał kłamać, że wszystko będzie dobrze i że wyjdą stąd wszyscy. Już są w tym gronie dwie ofiary. Jedna nieżywa, a druga zatraciła się w sobie, stając się mordercą. Już nie ma dwunastki i nie będzie. Po za tym pierwsze morderstwo było jedną z najtrudniejszych rzeczy. Już nie mogą się łudzić, że nic takiego się nie stanie. Jaejoong miał racje. Natura ludzka zawsze zwycięży. Nawet nad najdoskonalszymi ideami. 
          Brunet podszedł do chłopaka, siadając obok niego. Jedną ręką ostrożnie chciał pogłaskać go po głowie, jednak wycofał się w połowie, nie wykonując tego gestu. Zamiast tego gwałtownie przytulił się do chłopaka, chowając swoją głowę w jego ramieniu. 
          Xiumin spojrzał przelotnie na martwe ciało, po czym z westchnieniem wycofał się w tył, pozostawiając pozostałym wolne pole. Suho przyglądał się jego reakcji już od dłuższego czasu, tak jakby właśnie Xiumin w jego oczach był potencjalnym sprawcą. Kłócił się z Layem nie raz, po za tym był "niepokornym duchem" i nie jednokrotnie powtarzał, jak ważne jest dla niego wyjście stąd, nawet za wszelką cenę. Suho dokładnie badał go wzorkiem, aż w końcu czerwonowłosy spojrzał na niego, odwzajemniając to pewnym siebie uśmiechem. 
          Chen z przerażeniem spoglądał na widok przed nim. Martwe ciało jego przyjaciela leżało na ziemi. Nie tak go pamiętał. Jego usta zawsze były uśmiechnięte, a skóra nigdy nie była tak przerażająco blada. Do tego jego idealne, czekoladowe włosy były pokryte teraz miejscami bordowym kolorem. Zasłonił usta, spoglądając na resztę. Zdezorientowany ich zachowaniem, panicznie rozglądał się wokół. Jego wzrok zatrzymał się na Sehunie. W końcu coś do niego dotarło. Lay wczorajszego wieczoru ruszył w poszukiwaniu klucza. Klucza, który Sehun odstawił na miejsce. Więc Oh też musiał wiedzieć, o tajemniczym znalezisku Laya. To już łącznie osobami, które znały jedną z największych tajemnic Laya były trzy. Sehun zacisnął dłonie na ramieniu Luhana, widząc jak chłopak pustym wzrokiem wpatrywał się w widok na przeciw. Wyglądał, jakby nic nie czuł. Jego ciało było, jak marionetka, a on sam był tylko biernym obserwatorem wszystkich wydarzeń. Sehun doskonale o tym wiedział. Starał się podtrzymywać Luhana na duchu, choćby swoją obecnością.
          Jongin przyglądał im się z daleka, starając się odwrócić wzrok. Nie wiedział dlaczego, aż tak bardzo interesuje się tą dwójką. Nawet teraz, kiedy w jego głównie pojawiały się myśli o przyszłym, nieuniknionym sądzie, przez co wszyscy od razu muszą skupić się na zbrodni i znalezieniu sprawcy, on sam nie mógł odwrócić myśli od Sehuna i Luhana. Coś go niepokoiło w stojącym obok blondyna chłopaku. Nie umiał tego nazwać, ale po prostu mu nie ufał.
          Obok niego stał D.O. Również, jak Luhan nie zrobił żadnego większego gestu, jedynie pustym wzrokiem wpatrywał się w jeden punkt. Jego duże, kakaowe oczy nie mogły zrozumieć, czy widziany obraz jest realny, czy jest tylko snem, lub dziełem jego przerażonej wyobraźni.
          W istnej ciszy ktoś nagle zaczął bić brawo. Wszyscy rozglądali się wokół, szukając źródła dźwięku. Tuż obok nich, pojawił się Jaejoong z pewnym siebie uśmieszkiem.
          - Witam wszystkich - wyrzucił, po chwili, czując na sobie pełne nienawiści spojrzenia pozostałej jedenastki. - Naprawdę przykro mi, że nasze kolejne spotkanie musiało nastąpić w takich okolicznościach. - Złośliwy uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Macie dosłownie kilkanaście minut, żeby zbadać miejsce zbrodni, ponieważ zegar Laya ruszył i później nie będzie to możliwe.
          - Zegar? - zapytał sam siebie Kris, wpatrując się w demona. Nie oczekiwał od niego żadnych wyjaśnień, ale była to dla niego spora wskazówka dotyczące tego wymiaru.
          - Mamy... dokonać sekcji? - wyszeptał Chen, lekko drżącym głosem.
          - Nie musicie, ale wtedy wasz sprawca, który ciągle jest wśród was, zostanie tutaj, patrząc na śmierć dwóch kolejnych osób. To jak? - zapytał z uśmiechem. Wszyscy popatrzyli na siebie, zastanawiając się nad tym, jak poważna stała się ta sprawa. Wkrótce zostanie wybrany sędzia, a jeśli jemu nie uda się wskazać dobrego sprawcy, to dwie kolejne osoby opuszczą to sanktuarium.


          Drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, po czym ostatnia osoba weszła do środka. Jongin niepewnie wszedł do sali zwanej "Szachownicą". Pozostała dziesiątka niespecjalnie zwróciła na niego uwagę, ale już po przekroczeniu progu Jongin poczuł na sobie wzrok Jaejoonga. Demon siedział na na końcu sali, podpierając głowę ręką. Uśmiechnął się na widok Kaia, po czym wstał ze swojego miejsca, podchodząc bliżej. Brunet czuł, że przeżywa pewnego rodzaju Deja Vu, gdy demon stanął naprzeciw wszystkich zebranych, z tym samym uśmiechem, kpiącym ze wszystkiego co dobre.
          - Nie myślałem, że tak szybko się spotkamy - zaczął, trzymając za sobą złożone ręce. - Właściwie wezwałem was tutaj z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest oddanie wam waszych pieczęci. Po tym, jak na waszych duszach zostało odciśnięte piętno, co pomogło wam uzyskać moc potrzebujecie jeszcze czegoś, aby ją zmaterializować. Potrzebujecie run. - Mężczyzna podszedł do zajmowanego przez siebie wcześniej miejsca. Obok tronu stał nieduży stolik, na których leżało dwanaście, ustawionych w kręgu pierścieni. - Podchodźcie do mnie pojedynczo - odpowiedział po chwili.
          Pierwsza osoba, jaka podeszła do Jaejoonga, to Kris. Z pokerową twarzą staną przed nim, nie odwracając od niego wzroku. Jaejoong złapał opuszkami palców jeden z pierścieni, po czym bez słowa podał go Krisowi. Wszyscy z uwagą przyglądali się tej scenie. 
          Za raz po nim podszedł Chen. Demon uśmiechnął się na jego widok, po czym wręczył mu kolejny pierścień. Gdy brunet odszedł, tuż za nim już czekał Tao. Jaejoong spojrzał na niego chłodno, po czym wręczył mu jeden z pierścieni. 
          - Uważaj, jak będziesz używać swojej mocy. Czas każdego z was jest zatrzymany. Wystarczy, że tylko go przyśpieszysz, a twoja ofiara umrze śmiercią naturalną. Twoja moc jest jedną z najpotężniejszych w tej chwili - dodał, po czym położył pierścień na jego dłoni. - Złem byłoby zmarnować taką okazję, prawda? - Uśmiechnął się przebiegle.
          Tao bez słowa odszedł, zwalniając kolejkę Xiuminowi, Sehunowi i Luhanowi. "Co może znaczyć, że nasz czas jest "zatrzymany"? To oznacza, że jesteśmy tacy, jak kilka minut przed śmiercią?" - Brunet spojrzał na pierścień, po czym wrzucił go do kieszeni.
          W końcu w sali pozostały tylko trzy ostatnie osoby, bez pierścienia. Jaejoong spojrzał na stojącego niemal przy drzwiach Jongina. Chłopak bez słowa ruszył w jego stronę. Podszedł bliżej, pokonując kilka marmurowych schodków. Czuł narastający w jego klatce piersiowej ból. Jego serce biło coraz mocniej, a on sam starał się zachować spokój, podchodząc do demona. Jaejoong sięgnął po jeden z pierścieni. 
          - Powinieneś mi podziękować - powiedział, podając mu srebrny przedmiot. 
          - Dlaczego? - Zdziwiony Kai spojrzał na niego z pogardą. 
          - Dzięki temu odzyskasz namiastkę swojej "wolności" - wyjaśnił z uśmiechem, dokładnie akcentując ostatnie słowo. 
          Demon rozejrzał się wokół, zastanawiając się, kto jeszcze do niego nie podszedł. Jego wzrok zatrzymał się na twarzy niepozornego szatyna, którego zapłakane oczy zakrywała przydługa grzywka. 
          - Byun Baekhyun - zawołał Jaejoong. 
          Chłopak półprzytomnie podniósł wzrok, spoglądając na niego pytająco. Odkąd widział martwe ciało Laya ciężko było mu utrzymać kontakt z rzeczywistością. Mimo to podszedł powoli do demona, ze spuszczoną głową. Jaejoong ostrożnie wziął jeden z pierścieni, po czym delikatnie złapał dłoń szatyna. Zaskoczony Baekhyun przyglądał mu się otępiałym wzrokiem. Demon ostrożnie wsunął pierścień na palec chłopaka, po czym z czułością złożył pocałunek na jego dłoni. Gdy jego chłodne wargi dotknęły delikatnej skóry Baekhyuna, szatyn czuł, jak przez jego ciało przebiega dreszcz. Przerażony chłopak gwałtownie odsunął rękę, przyciskając ją do siebie. Jaejoong spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, po czym uśmiechnął się, pokazując idealne zęby. 
          - Światło do ciebie pasuje - wyjaśnił po chwili, wskazując pierścień. - Z tak jasną duszą jesteś moim przeciwieństwem. Proszę, nie zmieniaj się - dodał po chwili półszeptem. Baekhyun patrzył w jego oczy, lekko speszony. Zza jego ramienia po chwili wyłonił się Chanyeol, który przez chwilę przyglądał się tej scenie. 
          - Baeki - zaczął łagodnie. - Zajmujesz kolejkę. Stawaj z resztą - dokończył, ze sztucznym uśmiechem. Baekhyun skinął tylko głową, po czym powrócił na swoje miejsce. Odchodząc spojrzał jeszcze przelotnie na Jaejoonga, który nie odrywał od niego wzroku. Gdy tylko Byun odszedł od demona, Chanyeol wbił w Jaejoonga swój wściekły wzrok. Ciemnowłosy podał mu ostatni z pierścieni, nie spoglądając nawet na jego twarz. 
          - Czego od niego chcesz? - zapytał cicho. 
          - O co ci chodzi? - Demon spojrzał na niego wściekłym wzrokiem. - Jeśli chcesz ze mną prowadzić pogawędki tego typu, to wyzwij mnie na pojedynek. 
          - Nie jestem głupi - warknął. - Nie zbliżaj się do niego - dodał ciszej, po czym posłał mężczyźnie złowrogie spojrzenie. Demon uśmiechnął się, spoglądając na odchodzącego bruneta. Gdy Chanyeol dołączył do reszty, Jaejoong wstał ze swojego miejsca, wychodząc do przodu. Stanął przed liczną grupą, która spoglądała na niego wyczekująco.
          - Dzięki tym pierścieniom będzie można wyznaczyć sędziego. Ubierzcie pierścienie - rozkazał demon. Cała grupa wykonała ten rozkaz, patrząc na niego ze zdziwieniem. - Gdy pierścień jednego z was zaświeci na niebiesko, oznacza to, że został on wybrany na sędziego. Zaczynamy? Wyciągnijcie rękę z ubranym pierścieniem nad siebie - Wszyscy zgodnie podnieśli dłoń, spoglądając na siebie nawzajem. Każdy modlił się, aby przypadkiem nie dostąpić tego zaszczytu. 
          - Luhan? - wyszeptał zmartwiony Sehun. Blondyn z przerażeniem spojrzał na swoją dłoń. Jego sygnet błyszczał niepokojącym, turkusowym blaskiem. Luhan poczuł, jak jego serce zatrzymuje się. Przerażony gwałtownie przycisnął dłoń do siebie, zasłaniając błyszczący sygnet. Pomimo tego wszyscy skupili swój wzrok na Luhanie, wzdychając z ulgą, że nie pało na nich. 
          - Skoro już mamy sędziego, pozostało wam szukać dowodów. Według mnie wasz czas to trzydzieści minut. - Wszyscy gwałtownie ruszyli w stronę wyjścia, jedynie dwójka z całej grupy stała w bezruchu, wsłuchując się w kroki innych. Sparaliżowany strachem Luhan nadal stał na środku sali, ściskając swoją dłoń, z ciągle błyszczącym pierścieniem. 
          - Luhan? - zapytał łagodnie chłopak. Jongin podszedł do blondyna widząc, jak bardzo przeraziło go to, co dziś miało miejsce. 
          - Nic nie mów Jongin - wyszeptał łagodnie. - Jako sędzia... jestem odpowiedzialny za ostateczną decyzję. Co jeśli kogoś skażę na śmierć? Jeśli przeze mnie ktoś umrze? - Obrócił się, patrząc na Kaia, zaszklonymi oczami. - To za duża sprawa, żebyś próbował mnie pocieszać - dodał po chwili, w ogóle nie zwracając uwagi, na przebywającego z nimi w pomieszczeniu Jaejoonga. 
          - I tak nie jestem dobry w pocieszaniu - odpowiedział z uśmiechem. - Po prostu chciałem ci obiecać, że postaram się, żeby winowajca sam się przyznał do winy. Nie chce, żebyś musiał decydować. Jak będziesz się denerwować, to patrz na mnie - dodał jeszcze, podchodząc do drzwi. Luhan od razu poszedł jego śladem. Gdy drzwi się zamknęły, Jaejoong westchnął z ulgą. Bał się, że jego plan może się nie udać, ale zanim zdążył zwątpić, ktoś rozpoczął grę. 

          Chanyeol zamknął za sobą drzwi, delikatnie opierając palce o ich gładką powierzchnię. Czuł się dziwnie. Gdy tylko wszedł do tego pomieszczenia razem z resztą, chłodny dreszcz przebiegł przez jego ciało. Atmosfera tam panująca była inna. Ciało odmawiało jakichkolwiek ruchów, a do tego w powietrzu można było wyczuć zapach śmierci. I chociaż sam zapach śmierci to tylko metafora, to jej obecność była w tym miejscu niemal namacalna. Po prostu stawała się zjawiskiem tak wyraźnym, że nie dawało się tego w inny, mniej irracjonalny sposób wyrazić.
          Brunet odwrócił głowę, starając się choć na moment nie zatrzymywać wzroku na martwym ciele Laya. Nie miał zamiaru pogłębiać tego uczucia odrętwienia i lęku, jakie go teraz ogarniało. Choć może to było po prostu obrzydzenie do śmierci? Brutalna rzeczywistość, ubrana w namacalne fakty, do tego tak przedmiotowo przedstawiona. W końcu minęło kilka dni, a tuż przed Chanyeolem leży martwe ciało osoby, która przed chwilą się uśmiechała. Kilka godzin temu mówiła, chodziła, oddychała, a teraz leży bez jakiegokolwiek śladu życia, jak lalka. Jak to się stało, że Lay już nigdy się nie obudzi? Kto za to odpowiada? - Te pytania nie raz już padły i padną ponownie, ale przy następnej okazji, do reszty grupy będzie należeć odpowiedzenie na nie. W końcu wśród nich znajdował się morderca, który teraz ukrywał się, za sztucznym cierpieniem, czy też chłodnym i opanowanym zachowaniem. To oczywiste, że się nie przyzna. Dla mordercy w tym wymiarze wykrycie okazuje się końcem gry i trafieniem tam, gdzie trafiła ofiara, którą on sam pozbawił życia.
          Z tego właśnie powodu, oraz braku czasu Sehun wyznaczył trzy grupy. Luhan od razu zgodził się na ten pomysł i nie była to wcale zła decyzja. Pozwalała na dokładne rozmieszczenie wszystkich i zgromadzenie wielu dowodów, w krótkim czasie. W pierwszej grupie znajdował się właśnie Luhan, jako sędzia i osoba nadzorująca zbieranie dowodów, również w tym ma mu pomóc Sehun, który jest razem z nim w grupie, oraz Kai, któremu zostało przydzielone zbieranie zeznań. Druga grupa zajmowała się badaniem trybu życia Laya i jego poczynań przez te kilka dni. W tym celu mają za zadanie sprawdzić głównie jego pokój i rzeczy osobiste. W tej grupie znajdował się Baekhyun, Tao, Chen i D.O. Ostatniej grupie zostało przydzielone najgorsze zadanie - badanie miejsca zbrodni. W szeregach tych szczęściarzy był Chanyeol, Kris, Xiumin, oraz Suho, którego tu przydzielono przez jego doświadczenia z nauką medycyny, jeszcze za życia.
          - Chan - zawołał delikatnym głosem Kris, spoglądając na bruneta, który stał niczym słup soli, wlepiając wzrok w martwe ciało Laya. Szatyn leżał na brzuchu z rękami ułożonymi wzdłuż tułowia. Jego głowa była przechylona na bok, tak że martwe, otwarte oczy wpatrywały się w pusty punkt, na końcu pokoju. Jego wzrok był przerażający. Źrenice były lekko zwężone, a sam wygląd oczów, przywoływał na myśl pusty wzrok lalki. Cera chłopaka również mogła być do niej porównywana, ponieważ jego policzki były nienaturalnie blade i przypominały porcelanę. Idealnie blade, bez odcieni różu, czy jakiegokolwiek cieplejszego koloru. No może oprócz rozchylonych ust chłopaka, które w kącikach nabierały sinej barwy, kontrastującej z bladą cerą. Ostatnią, wyraźną barwą była zaschnięta krew na skroni i czole chłopaka. Jedna stróżka wydawała się mieć swoje ujście, z czubka głowy, przedzierając się przez jego włosy, a jej suche koryto prowadziło aż do brwi. Tak samo wyglądała skroń szatyna, która tylko miejscami zwracała szczególną uwagę , ponieważ większość krwi sklejała pasma włosów. Kolor cieczy również nie był żywszy. Ciemno bordowa, miejscami już żółtawa maź, rozmazana na policzku chłopaka wskazywały na to, że ciało Laya zostało znalezione kilka godzin, po zadaniu mu tych śmiertelnych obrażeń. - Chanyeol! - krzyknął ponownie Kris, nie widząc reakcji ze strony zagapionego przyjaciela.
          - Hm? - wymruczał ochrypłym głosem chłopak, spoglądając ledwie przytomnie na Wufana.
          - Poszukajcie dowodów - zwrócił się do niego i do Xiumina. - My zajmiemy się badaniem ciała. O ile wam to pasuje? - Wszyscy w odpowiedzi zgodnie kiwnęli głowami. Kris rozejrzał się wokół. Mała klitka, w której się znajdowali, nie wyglądała na trudną do przeszukania, ale mimo wszystko dokładne sprawdzenie wszystkiego musiało być pracochłonne. Blondyn podszedł do ciała Yixinga, beznamiętnie spoglądając na obraz przed sobą. Niemal tuż przy zwłokach znajdował się niewielki, metalowy przedmiot. Podstawka złotego świecznika mieniła się miejscami ciemno-bordowym kolorem. Kris niepewnie ją podniósł, a jego oczom ukazało się szkarłatne kółko, odbite od podstawy przedmiotu.
          Suho uklęknął, przy martwym Layu, przyglądając się jego raną. Delikatnym ruchem ręki przechylił jego głowę, starając się nie patrzeć w jego oczy. Starał się nie myśleć o niczym innym, niż o teorii i zachować się w pełni profesjonalnie. Jeżeli pozwoliłby sobie na chwilę słabości, mógł być pewien, że jego pomoc okaże się bezwartościowa i wiele dowodów może zniknąć, razem z ciałem Yixinga. Chłopak przyglądał się uważnie śladom krwi. Pomiędzy włosami, ciemne skorupy wskazywały drogę do ran. Większość z nich nie była głęboka. Ślady były miejscami lekko opuchnięte, najwidoczniej od kilkukrotnych uderzeń. Do tego wszystkie znajdowały się z prawej strony. Niektóre ze śladów były na tyle brutalne, że skóra na nich była lekko otarta, nieraz aż do kości. Jednak dopiero w środkowej części czaszki i z tyłu głowy można było zauważyć możliwe, śmiertelne ciosy. Czaszka wydawała się pęknięta.
          - Chyba mam narzędzie zbrodni - dodał po chwili Kris, wskazując na metalowy przedmiot na wprost od Suho.
          - Pasuje do zadanych ran - wyjaśnił cicho szatyn, ponownie zajmując się swoją pracą.
          Chanyeol zerknął tylko na nich kątem oka. Czuł się mocno skołowany, wykonując to zadanie. Nigdy nie miał styczności, z tego typu kryminalistyką. Im bardziej się rozglądał za czymś podejrzanym, tym bardziej każdy fragment otoczenia wydawał mu się dowodem. Brunet wycofał się nieco do tyłu, po czym poczuł, że na czymś się zatrzymał. Uderzył biodrem w jedną z odsuniętych szafek, czemu towarzyszył przeraźliwy hałas. Chanyeol odwrócił się, spoglądając na odsuniętą szufladę. Musiała być otwarta przed ich przyjściem, więc możliwe jest że ktoś czegoś w niej szukał na chwilę przed morderstwem.
          - Ej! Xiumin! - Machnął ręką do chłopaka, stojącego przy drzwiach. - Czy ta szafka nie była przypadkiem schowkiem na klucze, do których miał dostęp tylko Lay? - zapytał brunet, gdy zaciekawiony Xiumin podszedł do niego.
          - No to ona - potwierdził. - Z tego, co wiem, powinno być w niej siedemnaście kluczy - dodał po chwili.
          - Skąd wiesz?
          - Słyszałem, jak Sehun mówił do Chena, że "jak coś to ja oddałem tam całą siedemnastkę kluczy, więc powtórz Layowi, żebym później nie miał problemów", czy jakoś tak - zacytował Sehuna, przedrzeźniając jego głos.
          - Podsłuchiwałeś?
          - Nie. Gadałem wtedy z Chenem, w sprawie pokoju. Chciałem się z nim wymienić - wyjaśnił, po czym wyciągnął z szuflady pęk kluczy. Powoli przeliczył każdy z osobna, odpychając je od reszty tylko i wyłącznie obuszkiem palca. - Szesnaście - wyszeptał. Chanyeol natychmiast wyciągnął je z dłoni chłopaka, powtarzając czynności czerwonowłosego. Jego zaschnięte wargi powoli szeptały kolejne liczby, a wzrok uważnie przeskakiwał z klucza, na klucz.
          - Szesnaście - odpowiedział zrezygnowany. - Jednego brakuje?
          - To chyba oczywiste, ale... czy klucz mógłby być motywem? - Xiumin z niedowierzaniem przyglądał się reszcie metalowych przedmiotów.
          - Jeśli rzeczywiście było ich siedemnaście, a do tego jedyna osoba, która sprawowała nadzór nad kluczami nie żyje, to chyba to nie może być przypadek? - Chanyeol zerknął jeszcze raz do szuflady w poszukiwaniu zguby. W końcu z rezygnacją położył klucze na półce. - Kris! Chyba coś znaleźliśmy - zawołał, stojącego przy Suho blondyna. Wufan z lekka niechęcią podszedł do chłopaków.
          - Wydaje nam się, że nie ma jednego klucza - wyjaśnił natychmiast Xiumin. Powiedział to, tak szybko, że ciężko go było zrozumieć.
          - Ile ich jest? -zapytał beznamiętnie Kris, wskazując pęk kluczy na półce.
          - Szesnaście - odpowiedział natychmiast Chanyeol. Kris otworzył szerzej oczy, z przerażenia. Odsunął Chana, spoglądając nerwowo do szuflady. - Cholera! - warknął, zamykając ją z hukiem. - To pewnie motyw - wyszeptał cicho, sam do siebie. - To był ważny klucz - wyjaśnił w końcu, stojącej przy nim dwójce chłopaków, która wyglądała na zaskoczonych jego nagłą reakcją.
          - Do czego?
          - Rzekomo do wyjścia - odpowiedział zrezygnowany Kris. - To była tajemnica, którą Lay strzegł, jak oka w głowie. Wiedział, ile złudnej nadziei to w was wywoła, a prawda była taka, że to było dość niebezpieczne, po za tym nie można było przewidzieć, co czeka nas za murami.
          - Kurwa! Mieliście klucz do wyjścia i trzymaliście to w sekrecie?! - krzyknął Xiumin, zdenerwowany tym, co usłyszał. Nie spodziewał się takiej prawdy.
          - Nie wiadomo, czy to równie dobrze nie był klucz do śmierci - odpowiedział Kris, na swoją obronę. Trzy pary oczu nie odrywały od niego, swojego morderczego spojrzenia, w ciszy słuchając, co blondyn ma im do powiedzenia. - Nie możecie nas winić. Trzymając to w tajemnicy, właśnie zabójstwa chcieliśmy uniknąć. Myślicie, że gdyby jeden klucz mógł nas zbawić, to czy plan Jaejoonga nie byłby trochę niedoprecyzowany?
          - Czyli ktoś oprócz was musiał o tym kluczu wiedzieć. - Chanyeol przygryzł dolną wargę.
          - To nie musiało wcale mieć nic wspólnego z kluczem. - Usłyszeli za sobą głos Suho. - Lay ma na rękach niewielkie rany i na szyi niewielkie zadrapania. Wygląda na to, że przed śmiercią z kimś się bił.
          - Więc mamy dwie opcje. Pierwszą z nich jest to, że Lay wszedł do pokoju i zobaczył, jak ktoś próbuje ukraść klucz, z jego szafki. Zdenerwowany wszczyna awanturę ze złodziejem. Awantura kończy się bójką, a sprawca zabija Laya w samoobronie, leżącą najbliżej niego rzeczą.
          - To znaczy, że musieli stać niedaleko tych półek, w chwili zadania ciosu. Tu leżał przedmiot zbrodni i ciało Laya. To by wyjaśniało, dlaczego narzędziem zbrodni jest coś tak przypadkowego.
          - Jest jeszcze druga opcja. Lay siedząc w tym pokoju natrafił na kogoś, z kim się wcześniej pokłócił. Doszło między nimi do bójki, która zakończył się zabójstwem.
          - Albo ktoś po prostu nie wytrzymał presji, chciał stąd uciec i widząc Laya stwierdził, że to idealny moment - wyrzucił Xiumin, z pewnym siebie uśmieszkiem.
          - Tylko, że żadna z tych dwóch, ostatnich opcji nie wyjaśnia, gdzie zniknął siedemnasty klucz.
          - Piąty klucz - poprawił go Kris. - Lay ponumerował pomieszczenia otwarte, gdy tworzył mapę budynku.
          - Nie było na niej piątki - odpowiedział po chwili zastanowienia Suho.
          - Bo mapa nie była skończona. Ostatnia część zniknęła.
          - Więc sprawca był osobą, która albo wiedziała o kluczu wcześniej, albo odnalazła ostatnią część mapy, z piątym pomieszczeniem - wyrecytował powoli Chan, starając się poukładać to w swoim umyśle.  - Nic nie rozumiem - jęknął rozżalonym głosem. - A motyw?
          - Wolność - wyrzucił jednym słowem Xiumin.


          Chan nacisnął drżącą dłonią klamkę, otwierając drzwi do pokoju, który do niedawna dzielił z Layem. Brunet od dłuższego czasu, nie mógł ogarnąć swoich chaotycznych myśli. W końcu dokładnie kilka godzin temu widział martwe ciało swojego przyjaciela. Ciągle myślał, co mógłby zrobić, żeby to się nie wydarzyło. Obwiniał się. Przecież był jedyną osobą, która najbardziej znała Yixinga. Mógł jakoś powstrzymać tą tragedię. 
          Wszedł do środka, wpuszczając za sobą pozostałych Czuł się inaczej, przebywając w tym pokoju. Czegoś brakowało. Ogarniający bruneta niepokój, przyprawiał go o mdłości. Niepewnie rozejrzał się wokół. Klitka, jaką dzielił z Layem była najmniejszym pomieszczeniem w całym sanktuarium, ale była jednym z niewielu pokoi, w którym znajdowały się dwa łóżka, więc Lay i Chen nie chcieli narzekać na metraż. Oprócz dwóch łóżek stała tu jedna, ogromna szafa, dwa, niemal puste regały i jedno biurko przysunięte w róg ściany. Jego ciemny blat był zasypany stosami kartek, między którymi leżały jakieś książki. Do tego na przysuniętym do biurka krześle, leżała sterta ciuchów. 
          - Nic nie przestawiałem w rzeczach Laya - odpowiedział niemal natychmiast Chen. - Wszystko wygląda tak, jak zawsze - dodał po chwili, czując się tak, jakby wypowiadał największe kłamstwo. Przecież bez Laya to nie było "jak zawsze"
          - Chorujesz? - zapytał odruchowo Baekhyun, wskazując butelki z lekami i kilka pustych szklanek, przy łóżku. 
          - Trochę... Gardło mnie boli, a nawet więzły chłonne - odpowiedział, z nikłym uśmiechem. 
          -A! Dlatego jesteś tak grubo ubrany. No mnie też niedawno coś rozłożyło, ale tylko miałem niewielką gorączkę. - Baekhyun uśmiechnął się do Chena, na chwilę zapominając, po co się tu zebrali. Natomiast D.O od razu podszedł do biurka, zawalonego kartkami. Złapał jedną z nich, czytając jej treść. Rozchylił lekko swoje czerwone usta, przeglądając kolejne linijki tekstu, z uwagą. Większość z nich dotyczyła "Casso". Miejsc, opisów zabezpieczeń, planów budynku. Na niektórych kartkach były napisane zapasy przedmiotów codziennego użytku, oraz pomieszczenia, w których były składowane. Według zapisków Laya nie tylko żywność była uzupełniania, co jakiś czas. 
          - Masz coś, D.O? - zapytał, stojący przy nim Tao. Brunet odruchowo wzdrygnął się, słysząc jego głos tak blisko. 
          - Nic szczególnego. 
          - Nie dziwię się. Dlaczego Lay miałby trzymać coś ważnego na wierzchu? - burknął pod nosem Tao, siadając na łóżku, stojącym niemal tuż przy biurku. - Ej! Chen... opowiedz nam coś o Layu - zawołał brunet, kładąc się w poprzek łóżka. 
          - Bardzo by nam się to przydało - stwierdził zgodnie Baekhyun. - W końcu nie wiemy nic, żeby stwierdzić, co w jego otoczeniu mogło być podejrzane i tak dalej. 
          - Od czego mam zacząć? - Brunet zamyślił się. - Szczerze przyznam, że gdy ja nocowałem tu po raz pierwszy, nie mogłem nawet zmrużyć oka. Byłem roztrzęsiony, bałem się i miałem wielki mętlik w głowie. Za to Lay był wyjątkowo spokojny. Następnego dnia długo rozmawialiśmy i opowiedział mi co nieco o swoim poprzednim życiu, ale i też o tym, że nie zamierza bezczynnie czekać. Od tamtego momentu kręcił się do późna po budynku, a do tego jeszcze później zasypiał. Dzięki swojej pracy odkrył ogromny system podziemi, lochów i piwnic, oraz sprawdzał zamknięte pomieszczenia. Pewnie więcej o jego zajęciach wie Kris, bo ja raczej rzadko rozmawiałem z Layem, na te tematy. 
          - Czyli.... Najwięcej wie Kris? - wyszeptał jakby sam do siebie Tao. Zaczynał się coraz bardziej martwić. Od niedawna prowadził swoje tajemne śledztwo w sprawie Krisa, ale śmierć Laya i jego powiązania z Wufanem dołożyły mu tylko więcej niewyjaśnionych pytań. Kris, jakiego znał zaczynał znikać na jego oczach, albo nawet z przyjaciela stawać się wrogiem. Brunet wstał, kładąc stopy na podłodze, po drugiej stronie łóżka. Gdy tylko przesunął nogę, wykonując ruch, usłyszał szelest papieru. Spojrzał w dół, zauważając pod swoją piętą zgięty róg kartki. Schylił się, zerkając pod łóżko. Wyciągnął spod niego kilka ukrytych tam zapisków. Wstał na równe nogi, trzymając je w rękach. Na niektórych były nieduże fragmenty zapisków, ale resztę zajmowały głównie rysunki. A właściwie plany jakiegoś pomieszczenia. Tao przyglądał się im, z zaskoczeniem, nie rozpoznając żadnego z zamieszczonych na planie korytarzy. D.O podszedł do chłopaka, zerkając zza jego ramienia. Złożył usta w dzióbek, przyglądając się kartką. 
          - Daj to na chwilę - szepnął niższy chłopak. Tao posłusznie wręczył mu kilka kartek. D.O natychmiast podszedł do biurka, po czym, wyciągnął z ułożonej przez siebie sterty jedną z podobnie wyglądających kartek. Położył ją na blacie biurka, przykładając do niej drugą kartkę. - Każda ze stron to plany innego piętra - wyjaśnił z uśmiechem. - Ta część, którą znalazł Tao, to pomieszczenia pod "Szachownicą". 
          - Co? - Baekhyun otworzył szerzej oczy. 
          - A co to za piątka? - Wskazał cyferkę, nakreśloną przy jednych z drzwi, na planie. Tao widział już mapy u Krisa i tego typu cyferkami były oznaczone otwarte pomieszczenia. 
          - To wyjście - odpowiedział niższym głosem Chen, podchodząc do chłopaków.  



          Luhan z uśmiechem poprawił długi płaszcz, spoglądając w lustro. Jego ciemne oczy błyszczały, odbijając się w tafli lustra. Ich kakaowy odcień mieszał się wokół ciemniejszej źrenicy, a nad nimi unosiła się koronka rzęs. Luhan uważnie wpatrywał się w swoje odbicie, wlepiając wzrok w oczy postaci naprzeciw. Wydawał się jakiś inny. Wszystko wydawało się inne. Ciemny materiał stroju, jaki jest obowiązkowy na zebraniach, zwijał mu się na ramionach, podtrzymując wielki kaptur, który chwilowo spoczywał na jego plecach. Blondyn rozchylił lekko usta, jakby chcąc sprawdzić, czy nieznajoma mu osoba, naprzeciwko zrobi tak samo. Dopiero odwrócił wzrok, od swojego odbicia, widząc czyjąś sylwetkę za swoim ramieniem. Jej obecność zdradziło lustro. Spojrzał gniewnie w tamtym kierunku.
          - Czego chcesz Kai? - zapytał niechętnie. Miał ochotę pobyć sam. Odkąd ogłoszono, że jest sędzią, wszyscy przybiegali do niego z ważnymi i mało istotnymi faktami, przekrzykując się nawzajem. Cisza była wskazana dla jego i tak już skołatanych myśli.
          - Wszystko okey? - zapytał nieśmiałym głosem brunet. Luhan odwrócił się, spoglądając na niego. Również miał już na sobie wymagany strój, jednak wyglądał w nim całkiem inaczej. Jego ciemne włosy, zasłaniały równie czarne oczy, które wydawały się być całkiem przygaszone.
          - Myślisz, że się denerwuje? - zapytał cicho, uśmiechając się pod nosem. Podszedł do sofy stojącej pod ścianą, siadając na niej z westchnięciem ulgi. - No pewnie, że tak - wyszeptał ciszej. - Co jeśli się mylimy? Jeśli te dowody nie wystarczą? Nie dość, że zabiję niewinną osobę, to jeszcze mnie czeka ten sam los.
          - Właśnie po to do ciebie przyszedłem. - Jongin podszedł do chłopaka, wlepiając w niego swoje ciepłe spojrzenie. - Tak, jak mówiłem. Wszystko jest pewne i nie masz się o co martwić. - Brunet uklęknął przy nim, podpierając się brodą o swoją dłoń, położoną na oparciu sofy. Luhan podniósł wzrok, spoglądając w jego oczy.
          - Nie możesz mi tego obiecać prawda? - zapytał płaczliwym głosem. - Nie możesz na sto procent obiecać mi, że wszystko dobrze się skończy.
          - Mówisz o sądzie?
          - Nie. Mówię o "Casso". Wszystko właśnie się zaczęło. Nie myślałem o tym wcześniej, ale... my straciliśmy właśnie połowę szans na przeżycie. Lay to dopiero początek. Nie możesz mi obiecać, że wyjdziemy stąd żywi, prawda? - W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza. Luhan wyczekująco wpatrywał się w Jongina, za to brunet po raz pierwszy, od długiego czasu opuścił wzrok, unikając palącego spojrzenia blondyna. W końcu nie dostając odpowiedzi, starszy westchnął głośno, odwracając od niego wzrok.
          - A jeśli... mogę ci to obiecać? - Kai wstał z pewnym siebie wyrazem twarzy. Pochylił się nad Luhanem, spoglądając mu w oczy. Coś się w nim zmieniło. Zazwyczaj puste tęczówki, o matowym kolorze błyszczały, jakby zostały pobudzone do życia. - Jeśli obiecam ci, że... spotkamy się w prawdziwym świecie? - zapytał półszeptem, pochylając się nad Luhanem w taki sposób, że dzieliła ich odległość kilku centymetrów. Brunet podpierał się dłonią, o oparcie sofy. Blondyn siedzący na niej, wpatrywał się w młodszego chłopaka, jak zahipnotyzowany, nie mogąc oderwać wzroku, od jego twarzy. Pamiętał to uczucie.
          - Luhan, my już... - Usłyszeli głos Sehuna, który wbiegł do pokoju. Gdy jego wzrok nakierował się na dwójkę chłopaków, zaniemówił, stojąc w bezruchu. Jedną ręką nadal trzymał klamkę drzwi. Z lekko rozchylonymi ustami wpatrywał się w Jongina, pochylonego nad Luhanem. - Ja... Luhan musisz już iść na salę - dodał po chwili spokojnym głosem.
          - Oczywiście, już idę. - Blondyn wstał, nie obdarzając Kaia nawet przelotnym spojrzeniem. Nałożył na głowę kaptur, zbliżając się do drzwi. Gdy już miał wyjść zatrzymał się, stając przy Sehunie. - Pamiętam o twojej obietnicy, Jongin - wyrzucił, nawet nie obracając się do tyłu. Kai uśmiechnął się pod nosem, jakby całkowicie zapominając o obecności Sehuna, który świdrował go wściekłym spojrzeniem już od jakiegoś czasu. W końcu Luhan zniknął za drzwiami. Kai miał zrobić to samo, gdy drzwi zamknęły się tuż przed jego twarzą. Spojrzał pytająco, na stojącego obok Sehuna, która przytrzymywał je ręką.
          - Co robisz? - zapytał natychmiast, spoglądając na niego chłodno.
          - Chciałem cię zapytać o to samo - syknął szatyn, ciągle trzymając rękę na drzwiach.
          - Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?
          - Luhan. Jest dla mnie ważny. To chyba widać. Nic dziwnego, że widzę każdą zmianę w jego otoczeniu. Wszystko, co jest częścią jego życia jest też moją. Tak było zawsze. Nie podoba mi się to, co robisz. - Sehun podszedł bliżej Kaia. - Jeśli... ta twoja chęć niesienia pomocy i bawienia się w pocieszyciela jest przypadkowa, to przenieś ją na kogoś innego. Pamiętaj o tym. To ostrzeżenie. Nie jestem głupi.
          - Chyba... źle mnie oceniłeś. Nie mam zamiaru bawić się z wami, w jakieś miłosne trójkąty - warknął brunet. - Puść mnie i skończ z tą sceną, jak z telenoweli. - Sehun odsunął rękę. - A! I jeszcze jedno... Pamiętaj, że ja też nie jestem głupi. Dbaj o niego - dodał z uśmiechem satysfakcji. Jongin ruszył przed siebie, tą samą drogą, którą szedł kilka minut temu. Znowu musiał wrócić na tą cholerną salę.
          Z jakiegoś powodu czuł się, jak przed bardzo ważnym egzaminem. Ucisk w żołądku nie dawał mu spokoju. Ciężki oddech wypełniał jego płuca, a do tego przebierał palcami dłoni, ze zdenerwowania. Wszystko miało się właśnie rozstrzygnąć. Kilka poprzednich godzin Kai zajmował się zbieraniem zeznań. Już w sumie wtedy miał swoje podejrzenia, odnośnie tego, kto jest sprawcą. Wtedy wszyscy mieli już wybrane typy. Jednak tak, jak się spodziewał mógł poznać ich opinię podczas przesłuchań. Większość z nich nie wniosła nic szczególnego, do wydarzeń z tamtego wieczora. Znaczący głos mieli tylko Kris, Chen, Xiumin, Tao, Chanyeol, Luhan i Sehun. Do tego można było już od razu stwierdzić, że wśród nich ukrywa się sprawca. Podczas wszystkich przesłuchań można było natrafić na jeden, wiążący się z wszystkim akcent. Tajemniczy klucz, który miał doprowadzić wszystkich do wyjścia z sanktuarium. Głównie to on pojawiał się w wypowiedziach całej grupki. Jego istnienie potwierdzało przynajmniej pięć osób i do tego pojawiały się dowody świadczące, że to prawda. Wyjście stąd nie było legendą. Jedyną tajemnicą pozostawał jednak klucz. Zniknął po zabójstwie Laya i całkiem prawdopodobne, że miał go zabójca. To właściwie był ostateczny, obciążający dowód, którego teraz brakowało.
          Brunet powolnym krokiem wszedł na sale. Wyglądała ona nieco inaczej, niż zwykle. W pomieszczeniu było dużo chłodniej, a na marmurowej posadce widniał wypalony znak, w kształcie koła. Przypominał tarczę zegara, tylko że w miejscu godzin znajdowały się znaki, które można było zauważyć też na pierścieniach, które zostały wręczone wszystkim przed rozprawą. Brunet niepewnie spojrzał na swój pierścień, przyglądając się znajomej już mu runie. Rozejrzał się w poszukiwaniu swojego znaku. Na tarczy zegara zauważył symbol. Miał już stanąć na wyznaczonym miejscu, gdy do pomieszczenia weszła reszta zebranych już wcześniej przed salą chłopaków. Każdy z nich rozglądał się wokół, po raz pierwszy spoglądając na tajemniczy krąg naprzeciw. Jednak nie tylko to zmieniło się w wystroju sali. Również podest, z którego zwykle witał ich Jaejoong, przeszedł niewielkie przemeblowanie. Tym razem na tej widowni znajdowały się już trzy miejsca.
          - Zajmijcie miejsca. Rozpoczynamy Sąd Ostateczny - powiedział głośno Luhan, stojący na końcu Sali, przed trzema wolnymi miejscami. Z poważną miną stał, przyglądając się, jak pozostała dziesiątka szuka swoich znaków i ustawia się, w określonych miejscach. Jongin stanął na swoim symbolu, a gdy tylko to zrobił ,znak zaświecił się na jasnoniebieski kolor. Zaskoczony rozejrzał się wokół, tak jednak działo się również, z resztą run których właściciele zjawiali się, na wyznaczonych miejscach.
          Gdy większa część koła zalśniła turkusowym kolorem, również Luhan zajął swoje miejsce. W tym momencie na sali zjawił się Jaejoong i dwójka całkiem nieznanych nikomu osób. Demon powoli podszedł do przodu, stając niemal w tym miejscu, gdzie Luhan. Jego towarzysze wykonali ten sam ruch, stając po jego obuch stronach. Jednym z nich był nieco niższy od Jaejoonga mężczyzna, z błyszczącymi czarnymi oczami, niemal tak ciemnymi, że tęczówki wypełniały większą część oka. Miał nieco dłuższe włosy, które opadały na czoło i lekko przysłaniały oczy. Jednak najbardziej charakterystyczną cechą w jego wyglądzie był kpiący, ze wszystkiego uśmiech, który nie znikał z twarzy chłopaka. Drugą nieznajomą osobą była wysoka kobieta. Ciemnowłosa Azjatka, ubrana w długą czerwoną, obcisłą suknię z dwoma rozcięciami, od kostek, aż do bioder. Jej przeszywające spojrzenie wydawało się niemal palić, gdy tylko ktoś się na nie natknął.
          - Właśnie spotykamy się na pierwszym Sądzie Ostatecznym. Ofiarą jest: Zhang Yixing, dwudziestotrzyletni chłopak. Powodem jego zjawienia się w "Casso" było umyśle zabójstwo, jakiego padł ofiarą, podczas kradzieży w ich domu. Jego czas ruszył kilka godzin temu i jego istnienie również w tym świecie zostanie oficjalnie zamknięte. Powodem dzisiejszego zebrania jest ustalenie sprawcy tego czynu. Więc... Rozpoczynamy obrady. - Jaejoong razem z pozostałą dwójką zajął miejsca, przyglądając się dalszemu przebiegowi działań.
          Wszystkie spojrzenia nagle zostały skierowane na Luhana, który wyszedł na środek, oddychając głęboko. Jego serce biło niczym oszalałe. Odruchowo spojrzał w stronę chłopaka naprzeciw, który nie odrywał od niego wzroku. Jongin spoglądał na niego z otuchą. Luhan skinął głową, po czym przełknął ślinę, przygotowując myśli i składając je w kompletne zdania.
          - Zacznę od przedstawienia wszystkich dowodów - zaczął drżącym głosem. - Lay zginął od uderzenia w głowę, tępym narzędziem, które zostało znalezione obok jego ciała. Był nim mosiężny świecznik. Uderzenia w głowę były wykonywane kilkakrotnie. Przez rodzaj broni, jaka została użyta do tej zbrodni można przypuszczać, że zabójstwo zostało wykonane pod wpływem chwili, silnych emocji, albo zostało użyte w samoobronie. Ponadto motywem zbrodni ma być klucz, który miał być wyjściem z budynku sanktuarium. Jego istnienie potwierdzają, nie tylko zeznania świadków, ale i mapa znaleziona w pokoju Laya, łącznie z jego zapiskami. Przez wzgląd na zeznania świadków i zebrane dowodu, postanawiam zgłosić jako podejrzane następujące osoby... - Luhan westchnął głęboko. Przymknął na chwilę powieki, czując, że zaczyna mu się robić gorąco. - Sehun - wypowiedział pierwsze imię, niemal drżąc, pod wpływem żalu. Wstydził się nawet spojrzeć szatynowi w twarz. - Chen, Kris, Xiumin i Tao - dokończył jednym tchem. - Proszę o ustosunkowanie się, do zarzucanych zarzutów.
          Pierwszą osobą, jaka zdecydowała się zeznawać był Xiumin. Wyszedł na środek sali, z pewną siebie miną. - Ostatni raz widziałem Laya na korytarzu. Zwrócił mi uwagę, na moje nie przestrzeganie jego zasad. Z resztą... nie po raz pierwszy. Mimo że nie posiadam alibi, na swoją obronę mogę jedynie przypomnieć, że nie wiedziałem o istnieniu klucza, więc nie miałem motywu - wyrecytował sztywną regułkę, według szablonu przebiegającego sądu.
          - Czy kłóciłeś się z Layem w dniu jego śmierci? - zapytał, stojący na wprost niego Sehun.
          - Tak, ale Lay od dłuższego czasu narobił sobie wielu wrogów, więc idąc tym tropem, każdy z nas może być winny. - Xiumin bardzo dobrze wiedział, że ktoś zada mu to pytanie.
          - Czy byłeś świadkiem, jak ktoś inny kłóci się z ofiarą? - zapytał kolejny raz Sehun.
          - Byłem świadkiem kłótni Laya z Krisem - odpowiedział niemal natychmiast.
          - W takim razie wzywam Krisa - wyrzucił oficjalnie Luhan. Wezwany blondyn wyszedł bez słowa na środek sali.
          - Jako osoba znająca Laya mogę opowiedzieć, dlaczego mimo braku potwierdzonego alibi, nie mogę być sprawcą. - Odchrząknął. - Wiedziałem o znalezionym kluczu i znałem powody, dla których jego istnienie zostało ukryte. Nie potrzebowałem pozbycia się Laya. Nasza awantura wynikła tylko i wyłącznie dlatego, że ostrzegałem go, przed wrogami, których miał coraz więcej.
          - Wiesz w jakich okolicznościach Lay odnalazł klucz? - zapytał Luhan, nie podnosząc nawet wzroku na Krisa. Jego pytanie było czysto spontaniczne. Uświadomił sobie właśnie, że może uda mu się odnaleźć krótszą drogę, do znalezienia sprawcy.
          - Tak. Lay przeszukiwał pomieszczenia znajdujące się pod tą salą i w końcu natrafił na miejsce w którym odnalazł klucz. Poszukiwania prowadził wtedy z pomocą Chena.
          - Więc do wyjaśnienia wzywam Chena - wyrzucił natychmiast blondyn. Automatycznie po wypowiedzianych przez niego słowach, Chen wyszedł na środek sali.
          - Zgadza się. Wiedziałem o kluczu i znalazłem go razem z Layem - odpowiedział drżącym głosem.
          - Czy oprócz ciebie i Krisa ktoś wiedział, o znalezionym kluczu?
          - Tak. - Chen obrócił głowę, spoglądając na szatyna. - Sehun. Wczoraj zatrzymał mnie i kazał przekazać Layowi, że odłożył klucze na swoje miejsce i że żaden z nich nie zginął. Teraz podejrzewam, że to mogło sprowokować  Laya do tego, żeby zjawił się wieczorem w tamtym pokoju.
          - Więc podejrzewasz Sehuna o to, że wiedząc o kluczu chciał się zemścić na Layu i zabrać go dla siebie? - zapytał Kai. Chen skinął tylko głową, nie spoglądając nawet na Sehuna, który wszystkie oskarżenia znosił z niesamowitym spokojem.
          - Więc wzywam Sehuna - wypowiedział drżącym głosem Luhan. Te słowa naprawdę bolały. Musiał jednak prowadzić rozprawę w ustalony sposób. Sehun z wysoko podniesioną głową wyszedł na środek sali.
          - To prawda. Zabrałem klucze z szafki bez wiedzy Laya, jednak nie wiedziałbym gdzie one są, gdyby nie pomoc Tao, więc jest kolejną osobą, która również wiedziała o tym, gdzie się znajdują.
          - Czy podejrzewasz, że Tao mógłby dokonać tej zbrodni? - zapytał Luhan, starając się ciągle zachowywać profesjonalnie.
          - Nie. Jednak ciągle jestem ciekawy, co takiego robił, gdy nie miał alibi i skąd ma, aż tyle informacji.
          - Wzywam więc na przesłuchanie Tao. - Ciemnowłosy chłopak powoli wyszedł na środek. Ten szablon przesłuchań zaczynał być już monotonny, jednak wraz z każdym zeznaniem i pytaniem krąg wokół mordercy się pomniejszał.
          - Nie mam alibi, ani żadnych faktów, które coś wniosą do sprawy - odpowiedział chłodno, spoglądając wściekłym spojrzeniem na Luhana.
          - Skąd wiedziałeś o miejscu położenia kluczy? - zapytał Sehun, uśmiechając się sam, do siebie.
          - Od Krisa - odpowiedział beznamiętnie.
          - Tao... gdzie spędziłeś noc w czasie zabicia Laya? - Kris wbił przeszywające spojrzenie w bruneta naprzeciwko. Wszyscy wstrzymali oddech, po raz pierwszy słysząc to pytanie. Nikt nie miał pojęcia, że alibi Tao jest, aż tak słabe. Nawet Luhan wstrzymał oddech spoglądając raz na Krisa, raz na Tao. - Odpowiedz - warknął chłopak.
          - To nie miało żadnego związku z Layem. To miało związek tylko z tobą, Kris - wyrzucił przez zęby. Spojrzał pełnym bólu spojrzeniem, w stronę odrętwiałego blondyna. Przez chwilę spoglądali w swoje oczy. Kris nie mógł zrozumieć, kiedy przegapił moment, w którym Tao był mu tak daleki. Co się stało? Wcześniej tak na niego nie patrzył. Wydawał się zamknięty w sobie i trochę nieufny, jednak teraz wyglądał, jakby został zraniony. Zraniony przez Krisa. - Skoro to nie ma związku ze sprawą, mogę nie odpowiadać na to pytanie. Żadne dowody mnie nie obciążają, więc to przesłuchanie nie jest konieczne.
          - Więc kogo wyznaczyłbyś na sprawcę? - zapytał cicho Luhan. Wzrok Tao powędrował w stronę zebranych na końcu sali demonów.
          - Jaejoong - rzucił poważnym głosem. Na twarzy zebranej na końcu sali trójki pojawiły się uśmiechy.
          - Zaczyna robić się ciekawie - wyszeptał Hongbin, siadając wygodniej na swoim miejscu. Nie odrywał wzroku, od pełnych nienawiści oczu Zitao. Jaejoong nie mógł przestać się uśmiechać, spoglądając na zszokowane oczy pozostałej dziesiątki. Klasnął w dłonie, wstając ze swojego miejsca.
          - Więc teraz moja kolej? - zapytał Luhana, jakby fakt, że uczestniczy w tym przedsięwzięciu był czymś wspaniałym. Z chorą ekscytacją wyszedł przed szereg. - Niezłe zagranie. Wezwanie mnie na świadka rzeczywiście jest dobrym posunięciem, z waszej strony. Nie muszę wam tego ułatwiać, ale skoro... to pierwszy raz, to mogę wam trochę pomóc. Zacznijmy od tego, że klucz o którym tak dużo mówicie rzeczywiście prowadził do wyjścia, a ja doskonale o tym wiedziałem. Wszystko było przygotowane właśnie po to, żebyście zatęsknili za wolnością. Czy nie mówiłem? Stąd nie można uciec. A mówiąc to miałem na myśli nie ten budynek, ale... ten świat. Tak, jak się spodziewałem jeden z was znalazł klucz. Wtedy wystarczyło tylko wmówić mu, że jest on bardzo ważny i że to tylko moje niedopatrzenie. Zaproponowałem Layowi wolność, w zamian za klucz. Kusząca propozycja i spodziewałem się, że się zgodzi. Jednak nie był tak pochopny. Najpierw wypytywał mnie, co jest poza budynkiem. Czy można stąd uciec z pomocą tego klucza i tak dalej. Dość mądra z niego była osóbka. Czy ktoś wiedział o moim układzie z Layem? - Mężczyzna uśmiechnął się. - Była tylko jedna osoba, która o tym wiedziała i ona jest sprawcą.
          - Czy... czy Lay zgodził się na warunki umowy? - zapytał cicho Luhan, nie mogąc pozbierać myśli.
          - Nie. - Odpowiedź demona zaskoczyła wszystkich wokół. Wszyscy spoglądali na siebie nawzajem szepcząc coś między sobą.
          - Kto jest tą osobą, która wiedziała, o waszym układzie? - zapytał Kai, spoglądając na demona spod ciemnego kaptura.
          - Mam wam podać imię sprawcy? - Demon zaśmiał się pod nosem. - Tak łatwo nie będzie. Mogę was jednak naprowadzić, na pewną wskazówkę - zaproponował. - Co z alibi Sehuna? - Wzrok wszystkich skierował się w stronę szatyna. Chłopak zaskoczony rozglądał się wokół, jakby chciał się tłumaczyć wszystkim, że nie wie, o co chodzi demonowi. Jego kark zrosiło kilka kropel potu. Poprawił klejącą się do czoła grzywkę, po czym wyszedł na środek, nie czekając nawet na wezwanie Luhana.
          - Moje alibi nie jest potwierdzone, ale zaraz po wyjściu z ogrodu razem z Luhanem i odłożeniu kluczy na swoje miejsce, postanowiliśmy coś zjeść. Widziałem kilka minut wcześniej Chena w kuchni, więc wiedziałem, że przygotowuje jedzenie. Po jakimś czasie, z nudów postanowiłem sprawdzić, czy już skończył, jednak w kuchni nikogo nie było, więc poszedłem go poszukać, żeby zapytać, czy już mogę wziąć kolację do pokoju. W spiżarni i u chłopaków go nie spotkałem, więc poszedłem z powrotem do jadalni, wziąłem jedzenie i zaniosłem je do pokoju. To tyle - dokończył z uśmiechem. - Nie widzę w tym nic specjalnego.
          - W sumie racja... między rozdawaniem posiłków, a ostatnim potwierdzonym widzeniem Chena mija jakieś półgodziny. Tak na oko - powiedział Chanyeol, spoglądając na bruneta naprzeciwko.
          - Chen zostajesz wezwany, jako podejrzany - zawołał Luhan. - Potwierdź swoje alibi. - Chen ze spuszczoną głową wyszedł na środek sali. Czuł na sobie te wszystkie pełne nienawiści spojrzenia. Tak bardzo chciał właśnie tego uniknąć.
          - Ja nie mogę... już... - wyszeptał. - Poddaje się - wyrzucił ze łzami w oczach. - Muszę wam coś powiedzieć. Pozostanie tutaj było dla mnie niemal pewną przegraną. Nauczyłem się już nie raz przegrywać, ponieważ nie chwaląc się... na tym polegało moje życie. Lay był moim przeciwieństwem. Nie znałem go długo, ale był osobą, którą podziwiałem... tak było do pewnego momentu. Wydawał mi się bohaterem, nawet wtedy... szczególnie wtedy, gdy znalazł wyjście. Od początku upominał mnie, żeby tą wiadomość zachować w sekrecie. Wtedy myślałem, że... robi to dla nas... że... - Chłopak starł łzy, drżącą dłonią. - Pewnego dnia zobaczyłem go z Jaejoongiem. Rozmawiali o kluczu, o... tym swoim układzie. Usłyszałem, jak Lay którego podziwiam powiedział: Nie ma tu nikogo, kogo życie by coś znaczyło, albo: Ten klucz to niewielka zapłata za moją wolność. Przecież... ten klucz to była nasza wolność. Przez to, że Jaejoong tak bardzo chciał go odzyskać i przez to, że byłem taki szczęśliwy, że jakaś furtka się otwarła, całkiem przestałem racjonalnie myśleć. Chciałem odebrać mu klucz, zanim wymieni go, na naszą śmierć. Tylko że... nadal go podziwiałem - wyszeptał przez łzy, które ciekły z jego policzków. - Tamtego dnia... chciałem go przekonać, że nie ma racji, chciałem też siebie przekonać... że Lay jest dalej tak idealny, jak go postrzegałem. Wtedy jednak zobaczyłem kogoś innego. Tak bardzo chciał odzyskać klucz, że... był gotowy mnie za to zabić. - Chen wypowiedział te słowa z takim trudem, że jego głos, jakby łamał się przy każdym wypowiadanym słowie. - Ja... wtedy wziąłem tą... i ja... uderzyłem go kilka razy... ale nie pamiętam kiedy on upadł... nie pamiętam, co robiłem później. Pamiętam tylko jego wzrok, gdy zaciskał ręce, na moim gardle - wyszeptał, odruchowo dotykając szyi.
          - Przyznajesz się do zabicia Laya? - zapytał od razu Luhan. Chen nie mogąc wydukać z siebie ani jednego słowa, skinął twierdząco głową.
          - Jego słowa potwierdzają znalezione dowody, oraz zeznania świadków - wyszeptał Jongin. - Wiedziałem, że się przyznasz... Chen. Jednak... powiedz nam, gdzie jest klucz? - Brunet spojrzał pustym wzrokiem na Kaia. Ściągnął kaptur, powolnym, spokojnym ruchem. Gdy ciemny materiał opadł na jego plecy, chłopak rozpiął górę płaszcza i rozsunął ciemny szal, zawinięty wokół szyi. Baekhyun przyglądał mu się uważnie, przypominając sobie moment, gdy Chen wspominał, że jest chory. Na jego posiniaczonej szyi wisiał niewielki wisiorek, na którego końcu można było od razu zauważyć mosiężny klucz.
          - Nie chciałem, żeby ktoś go znalazł u mnie w pokoju - wyjaśnił z uśmiechem. - Przepraszam... że nie przyznałem się od razu. - Jego ciemne oczy ponownie wypełniły łzy, które błyszczały w świetle świec. Chen westchnął głośno. - To koniec. Jaejoong... moja gra się skończyła - zwrócił się do demona, siedzącego na swoim miejscu. Brunet westchnął głęboko, wstając z niechęcią.
          - Nie chcesz wiedzieć, jak wyglądało twoje życie? Chcesz na chwilę odzyskać swoje wspomnienia? - zapytał głębokim głosem, który odbijał się echem w uszach wszystkich zgromadzonych. Chen pokręcił głową.
          - Nie... Opowiedz mi o Layu - poprosił, bezwładnie opuszczając ręce.
          - Jak chcesz. - Jaejoong uśmiechnął się złośliwie. - Lay od urodzenia nie był dzieckiem, które szukało swojej drogi. On znał ją, od momentu poczęcia. Jego rodzina miała surowe zasady. Wszystko, o czym musiał decydować, musiało się z nimi pokrywać. Wszystkie szkoły ukończył z wyróżnieniami, tylko po to, żeby zastąpić swojego ojca, w rodzinnej firmie i sprawować funkcję głowy rodziny. Krótko mówiąc, całe jego życie było planem. Tylko że... tuż przed śmiercią Lay zrobił znaczący krok dla siebie. Zadecydował się spełnić wszystkie swoje marzenia i zwiedzić miejsca, w których nie był. Kiedy rozpoczął swoje prawdziwe życie, którego nie mógł się doczekać coś się wydarzyło... tego samego dnia do jego domu wkradła się grupa  złodziei. Nie spodziewali się znaleźć w domu rodziny, ale właśnie tamtego dnia, w domu rodziców został Lay. Napad się nie udał, ponieważ chłopak, przed śmiercią z ręki kryminalistów, włączył alarm. Umarł w męczarniach skatowany, z wieloma ranami kutymi. Wybrałem go do eksperymentu licząc na jego odwagę i nie przeliczyłem się.
          - Lay... naprawdę ci odmówił? - zapytał jeszcze raz słabszym głosem.
          - Tak. Mam dla ciebie jeszcze jedną tajemnice - wyszeptał demon. Podszedł do chłopaka, pochylając się nad nim. - Ten klucz... prowadził do zamkniętego pomieszczenia. Wiesz... którego... to była moja najdoskonalsza pułapka - szepnął do jego ucha. Chen otworzył szerzej oczy. Przypomniał sobie pokój przepełniony ciałami. Oni wszyscy myśleli, że znaleźli wyjście. Chłopak oddychał głęboko, przypominając sobie rozdrapane drzwi. Paznokcie wbite w ich drewnianą powłokę i rozszarpane zwłoki. Oni mogli zostać tam zamknięci. Podzielić los tej grupy ludzi. Klucz, który miał im uratować życie miał ich go pozbawić. Lay podjął dobrą decyzję. - Cii... Nikomu nic nie powiesz - szepnął demon, zasłaniając jego usta. Jego druga ręka złapała wisiorek, wiszący na szyi chłopaka i szarpnął nim mocno, tak że zapięcie niemal się rozkruszyło. Wziął metalowy klucz do ręki, z uśmiechem rzucając go w stronę pozostałej dziesiątki. - To prezent! - krzyknął, gdy klucz uderzył o posadzkę, a głośny dźwięk odbił się echem w pomieszczeniu. Niczego nieświadoma grupa spoglądała na tajemniczy przedmiot. Chen z przerażeniem przyglądał się, jak Suho podniósł go, zaciskając w dłoni. "Oni zginą... Nie." - Krzyczał w myślał brunet, jednak nie był w stanie nic powiedzieć. Coś jakby go sparaliżowało i ciało, które należało do niego, opuściła dusza. Przyglądał się samemu sobie, który bez jakiegokolwiek wyrazu twarzy spoglądał na resztę. - Tylko się o niego nie pozabijajcie - zadrwił demon, uśmiechając się złośliwie. Obrócił się w stronę chłopaka. - To jak? zaczynamy? - zapytał zaciskając dłonie na jego ramionach. Niewyjaśnione, dziwne uczucie opanowało całe jego ciało. - Osobiście wybiorę ci karę. Pożegnaj się z resztą - powiedział głośniej. Z oczów Chena zaczęły płynąć łzy. Spoglądał na wszystkich rozżalonym wzrokiem. Przecież on tego nie chciał. Nie był mordercą, ale zabił. Czy to go nim czyniło? Grupka chłopaków spoglądała na niego ze smutkiem. Niektórzy nawet zaczęli płakać, przyglądając się smutnym oczom bruneta. Jeszcze inni patrzyli na niego złowrogo, jak na winnego, jak na zabójce. - Możecie wyjść - krzyknął Jaejoong.
          Wszyscy powoli zbliżali się do wyjścia. Nikt się nie obrócił. Nikt nie chciał na to patrzeć. Gdy drzwi trzasnęły z hukiem, demon obrócił bezwładne ciało chłopaka, w swoją stronę. - Powtórzymy twoją śmierć - odpowiedział ze złośliwym uśmiechem. Chen wpatrywał się w przerażająco głębokie oczy demona. Dreszcz na jego dłoniach, zaczął stawać się coraz wyraźniejszy. Demon uśmiechnął się złośliwie, zaciskając mocniej chłodną dłoń półprzytomnego Chena. Jedna fala chłodnego bólu przebiegła, od jego rąk, aż do kręgosłupa. Jęknął cicho. Zbolałym wzrokiem spojrzał na demona, który z chorą ekscytacją patrzył w jego oczy. Kolejna fala elektryczności ponownie przebiegła przez jego ciało. Nogi chłopaka się ugięły, a umysł z trudem starał się nadążać, za wszystkimi czynnikami wywołującymi ten ból. Mięśnie jakby całkiem straciły siłę, a piekące uczucie ogarniało całe jego ciało. Upadł na podłogę, nie potrafiąc już stać na nogach. Spojrzał na swoje dłonie. Skóra na nich była czerwona, do tego od poparzenia pojawiły się ogromne pęcherzyki. Ból był nie do wytrzymania. Do tego można było wyczuć zapach palącego się ciała. Chen krzyknął, zaciskając dłonie. Przygryzł dolną wargę, starając się wytrzymać ból. Ogarniały go mdłości. Po kilku sekundach męczarni demon podszedł do niego, kładąc dłoń, na jego obolałej ręce. Ostatnia fala elektryczności przebiegła przez jego ciało, pozbawiając go przytomności. Martwe ciało chłopaka upadło na podłogę, a nad nim unosił się dym, z spalonych na skórze ran.
          - Więc to tak wyglądają te twoje sądy - powiedziała Gain, podchodząc bliżej.
          - Umierają tak, jak mieli umrzeć na ziemi. Po prostu oddaje im ten ból.



          Suho lekko zdenerwowany trzasnął drzwiami, zamykając je za sobą. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego pytająco. 
          - Chanyeol? - zapytał z zaskoczeniem, gdy jego wzrok natrafił na siedzącego przed nim chłopaka. Jego wściekły wyraz twarzy gwałtownie się zmienił. Mrugnął kilkakrotnie, spoglądając na pozostałych ze zdziwieniem. - Co to za zebranie? 
          - A ty co taki zaskoczony? Myślałeś, że ktoś już chce cię załatwić? - zakpił, siedzący przy stole Sehun. Jego malinowe usta wykrzywiły się, w pewnym siebie uśmieszku. Wszyscy znowu znajdowali się w "Złotej Sali", czyli w głównym pokoju zebrań. D.O, Chanyeol, Sehun czekali już, od dłuższego czasu na zagubioną owieczkę Suho, choć zaczynali już wątpić, że przyjdzie. 
          - Jak miało mi to nie przyjść do głowy, jak kazałeś mi tu przyjść samemu i nie mówiłeś dlaczego? - warknął lekko zdenerwowany, wbijając swój wściekły wzrok w Chanyeola. 
          - Chwila. Naprawdę podejrzewałeś, że...
          - Chanyeol byłby tak głupi? - zaśmiał się Sehun, wchodząc wyższemu brunetowi w zdanie. - Nie... że ktokolwiek byłby, tak głupi? - Suho bez słowa, ale z widocznym grymasem na twarzy usiadł na miejscu obok D.O. Śmiech Sehuna doprowadzał go do szału i gdyby tylko myśli mogły zabijać, Sehun zginął by przynajmniej dziesięć razy, w ciągu minuty. 
          - Dobra, nieważne. Wreszcie powiem z jakiego powodu was zwołałem - zaczął zadowolony Chanyeol, składając ręce. - Już nie ma naszej dwunastki, została już tylko dziesiątka, a po pierwszym zabójstwie możliwe są kolejne. Co ja mówię? Na pewno będą. Nie chcę, żeby po tym wszystkim jeszcze coś się wydarzyło. - Zacisnął ręce w pięści tak, że paznokcie niemal wbijały mu się w skórę. - Nie pozwolę, żeby ten pieprzony demon wygrał. 
          - I co? - burknął Suho, beznamiętnie spoglądając na blat stołu przed nim. - My mamy go zabić? Czy może zrobimy to, co zaczął robić Lay? 
         - Ja też nie mam pojęcia, po co poruszasz ten temat. - Cichy głos D.O wydawał się teraz jednym z najgłośniejszych dźwięków, w tej ciężkiej atmosferze. 
         - Może mnie posłuchacie? -Brunet podszedł do nich bliżej, po czym oparł się rękami, o blat stołu. - Jest jeszcze jedno wyjście. Mamy te całe moce. Musimy tylko poćwiczyć i...
         - Co? Żartujesz - warknął Sehun. - To nie Hogwart! 
         - A właściwie, dlaczego tylko poprosiłeś o to naszą trójkę - zapytał D.O wlepiając swój badawczy wzrok w Chanyeola. Brunet stanął prosto, przygryzając dolną wargę. 
         - Cztery żywioły... - wyrzucił cicho. 
         - Co? - Sehun nachylił się, niemal kładąc głowę na stole. 
         - Wydawało mi się, że największą potęgą są cztery żywiołu. W końcu... gdy będziemy razem, nie możemy przegrać - odpowiedział nieśmiało. 
         - Jak to widzisz? W końcu mamy przeciwko sobie jeszcze inne grupy mocy. 
         - Grupy? - D.O mrugnął swoimi wielkimi oczami, wlepiając otępiały wzrok w Suho. 
         - Grupa z mocami natury posługuje się w końcu gestami, do walki, ale mamy też grupę posługującą się mocami, z pomocą umysłu. Mózg zawsze będzie szybszy od gestów, a my...
         - Przecież nie ze sobą na wzajem będziemy walczyć - przerwał mu Chanyeol. - Mamy jednego wroga i choć bardzo się różnimy nasz los zależy od współpracy. Każdy z nas mógł być na miejscu Laya. To może nie być jedyna ofiara. Pomyśleliście o tym? Mógł zrobić wiele wspaniałych rzeczy, do tego dowiedzieliśmy się dziś, że mimo wszystko zawsze o nas myślał. On chciał, żebyśmy wydostali się stąd, jak najmniejszym kosztem. Do tego każdy z nas może być Chenem. Każdy z nas może zabić. Oni nie chcieli nic takiego zrobić. Oboje chcieli pomóc, ale mimo wszystko przydarzyło się pierwsze zabójstwo, a my ciągle jesteśmy tutaj. A ja... nie chce nikogo z was stracić. Proszę... pomóżcie mi. - Wyraz twarzy Chanyeola był poważny, a jego ciemne oczy wgapiały się, w pozostałą trójkę, która również nie miała odwagi odwrócić wzroku. 
         - Powiedzmy, że w to wchodzę. Razem może nam się udać - wyrzucił niskim głosem Suho. Chanyeol uśmiechnął się radośnie, pokazując swoje idealnie białe zęby. Było po nim widać, jakie to dla niego ważne i jak wielką ekscytację, to u niego wywołuje. Zawsze był osobą, która wolała działać, niż bezczynnie przyglądać się sytuacji. Do tego, im sytuacja była cięższa, tym gorzej czuł się przyglądając się jej powolnemu rozwojowi. 
         - Ja też mogę spróbować, jednak nikogo nie chce zabijać. Mogę tylko wam pomóc w treningach, walce i tak dalej - odezwał się niepewnie D.O. Spojrzenia chłopaków skierowały się w stronę ostatniej osoby, która siedziała w milczeniu. 
         - Sehun... - szepnął Chanyeol. - Pomyśl o osobach, które musisz bronić - powiedział z bladym uśmiechem. Sehun, spoglądał kolejno na wszystkich wokół. Wydawał się być osaczony i przyparty do muru. To właśnie wyrażała jego mina. Przez te kilka minut Chanyeolowi udało się zasiać ziarenko nadziei u D.O i Sehuna, którzy jakby zarazili się jego optymizmem. 
         - No dobrze... - wyszeptał zrezygnowany szatyn. Chanyeol uśmiechnął się szeroko, jakby na znak zwycięstwa. W jego dużych kakaowych oczach tańczyły ogniki ekscytacji. Właśnie wszystko miało się zmienić i los miał być w ich rękach. 
         - Wydaje mi się, że musimy wybrać lidera grupy - wyrzucił z niewinnym uśmiechem Chanyeol. - Ja się do tego nie nadam. Chciałem to zaproponować Suho. - Wskazał na szatyna. 
         - Co? Ale, że co ja miałbym niby robić? 
         - Poprowadź nas do wolności - zaśmiał się Sehun. 

* * *

Witam! Przepraszam, że tak późno, tym bardziej, że przysięgałam, że z następnym rozdziałem się bardziej zmobilizuje. No niestety czasu coraz mniej, ale nareszcie są ferie i uda mi się wszystko nadgonić. Jak zwykle u mnie planów dużo, ale gorzej z realizacją. No, ale po pierwsze rozdział z dydykiem dla Chodzę Po Cichutku bo w sumie dzięki niej udało mi się i tak skończyć go szybciej, niż normalnie (trochę męczyłam się z tymi wątkami kryminalnymi). <3 
A no i ankieta została zamknięta a według jej kolejności będę dodawać planowane oneshoty (czyli: 3.6.5, XOXO, Heart Attack, Black Pearl, Wolf, Peter Pan/Growl, Don`t Go, Let Out The Beast, Baby Don`t Cry, My Lady, Lucky) Dziękuje, za głosowanie. xD 
Co do kolejnych niespodzianek, to na blogu pojawi się wkrótce (yhym do 10 lutego) pewien oneshot - fanom hunhana (nie fanom też) nie radzę na niego nawet zerkać wzrokiem. hahahaha Za to nie obrażę się, jak zostawicie komentarz pod tą notką, nawet głupie "Super", albo "To było takie beznadziejne, że nawet nie wiem po co to komentuje.
Wszystkim którzy już mają ferie (szczęściarze) i tym którzy za kilka dni będą mieć (*żółwik*), oraz tym, którzy sobie jeszcze trochę poczekają (pomodlę się za was) życzę udanych dwóch tygodni wolności xD. 
A i proszę przez palce patrzeć na błędy i literówki, których może być masa - nie sprawdzałam tego jakoś szczególnie dokładnie. 

◀ ◀ ROZDZIAŁ 3                                                                ROZDZIAŁ 5 ▶ ▶

11 komentarzy:

  1. Czekałam, czekałam i się doczekałam XD
    Świetny rozdział, trochę długi ale ja takie ubóstwiam <33
    Bardzo dziękuję za tą dedykacje <333
    Weny i jeszcze raz weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No i nie mam pojęcia co napisać. TO BYŁO GENIALNE ;;
    W ogóle taki świetny pomysł na opowiadanie, te wszystkie opisy i...arghh! Nie wiem od czego zacząć... Nie spodziewałam się, że to Chen był zabójcą + szalik i choroba - mistrzostwo. Moje wątpliwości potwierdzał Sehun i chwilami Jongin, bo Xiumin powiedział na końcu "wolność", co było podobne do słów Jaejoonga. No i Baekhyun z tym całym pierścieniem, który dostał od niego, chcę czegoś więcej pomiędzy nimi, mam wrażenie, że Jae wykorzysta w pewien sposób chłopaka. Na pewno padnę przy kolejnym rozdziale, tyle tu emocji i akcji, że zgon jest nieunikniony. Dodatkowo sojusz czterech żywiołów ;; Może pozostali będą przeciwko tej czwórce? I wszystko się pogmatwa... Ale ktoś musi wygrać, Tao? Z jego super mocą? Nie masz litości kobieto TT__TT Genialna historia!
    Życzę duuużo weny! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogólne i na początku chciałam nadmienić, że znalazłam literówki i inne błędy. Nie były to jakieś szalenie zrzucające z krzeseł przejęzyczenia czy inne sprawy tego typu, ale o ile się nie mylę, gdzieś w środku słówko „padło” zamieniło się na „pało”, a raz nawet pojawili się oczowie (nigdy nie słyszałam o obecności tej przedziwnej rasy na obliczu…), których chyba trzeba jednak zamienić na stare, dobre oczy. Po grzebaniu w internetach okazuje się, że ta forma też jest poprawna (jednak nie bez kontrowersji)… jednak brzmi nieciekawie, zwłaszcza w opowiadaniu napisanym bardzo dobrze. Więcej błędów nie pamiętam z imienia i nazwiska, ale raczej było ich jeszcze kilka; nic poważnego w każdym razie, co utrudniałoby czytanie. Zwykłe przeoczenia, jakiś brak kropki, jakiś przecinek ponad program.
    Zapomniałam, że miałam patrzeć przez palce na poprawność… uh. Przepraszam. Teraz przejdę do peanów, zachwytów i tak dalej.
    Pierwsza krew zawsze wywołuje najwięcej emocji, bo jak mogłoby być inaczej? Dodatkowo bohaterowie otrzymują śmieszne – lub nie całkiem – moce, prowadzą śledztwo, a standardowo dzieje się, cóż ukrywać, dużo. Ktoś zostaje nawet wyciągnięty przed szereg i zmuszony decydować, kto zabił… i to wydaje się o wiele gorsze niż nawet improwizowana sekcja czy (dosłowne) wchodzenie w czyjeś życie(i zapiski) z buciorami. Trochę bawi mnie to, jak nagle wszyscy okazują się Sherlockami, ale w następnej chwili widzę, że wcale nie czują się dobrze w tej roli. Naprawdę nie mają pojęcia, co robić (chociaż inne akapity sugerują, że przed śmiercią wszyscy chodzili z lupą w tylnej kieszeni jeansów, tak na wszelki wypadek – ta rozbieżność nieco, minimalnie przeszkadza).
    Dziwi mnie tylko, że obeszło się bez publicznego szukania czarownic, co być może świadczy o wysokim poziomie człowieczeństwa żywej jedenastki (niestety) bohaterów, ale zarazem im go odbiera. Tylko jeden zareagował skrajnie, reszta raczej tłumiła w sobie prawdziwe reakcje. Lubię jednak to, jak na sądzie wszyscy po kolei kopią pod sobą dołki; przerzucają winę z jednego na drugiego, aż łańcuszek się zamyka, ktoś pęka, koniec zabawy (przynajmniej dla tego jednego ogniwka).
    Jestem pod wrażeniem okrucieństwa naczelnego demona. Zachował się jak przystało na istotę pozbawioną uczuć i tym podobnych rzeczy. Widzę też – nie wiem, czy nie nadinterpretuję, ale zaryzykuję napisać to głośno – ironię w tym, że Lay jako pierwszy pożegnał się z (za)światem. Przecież miałby moc leczenia… gdyby zdążył, rzecz jasna, dostać pierścień. Jeden, by wszystkimi rządzić…
    [Po przeczytaniu, że kobieta – demon – obecna na sądzie była wysoka, boję się pomyśleć o tym, że te jej oficjalne nieco ponad półtora metra to już wysokość! W takim przypadku… Kris chyba kwalifikuje się już do jakichś mutacji na poziomie komórkowym…]
    Poprzednie rozdziały były podobny do [tutaj należy wstawić nazwę anime na „D”, które mało rozgarnięta ja nie umie napisać bez błędu] w stopniu śladowym; albo po prostu ja ich nie widziałam, bo obejrzałam całą serię dopiero po ich lekturze (zastanawiając się, jakim cudem nie zwróciłam na nie uwagi wcześniej, co jest w tej chwili mało istotne). Widać pewne zbieżności, ale w zasadzie każdy tekst można posądzać o zbyt nachalne aluzje literackie – ja biorę to opowiadanie takim, jakim jest, nawet, jeśli okaże się kubek w kubek takie samo jak wcześniej wspomniane anime. Mogłabym, szczerze mówiąc, podać jeszcze kilka podobieństw do innych prac, ale czy to ma sens? Nie chcę patrzeć na to przez taki pryzmat i nie będę. Przepraszam, że się rozpisałam...
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń
  5. Powiem ci, że z każdym rozdziałem coraz bardziej kocham to opowiadanie. Wszystko jest tutaj dopracowane i chociaż całkowicie nie mam już weny na komentowanie, naskrobię te parę linijek ♥
    Powiem ci szczerze, że nie spodziewałam się Chena. Już bardziej Sehuna, tak mi mówiła jego postawa, ale później przypomniałam sobie o Luhanie i o jego stosunku do niego, więc właściwie niemożliwym dla mnie stało się, żeby to on zabił. Ale pewnie już coś wykombinowałaś. Uch ;;;
    Również pomysł tych czterech żywiołów mnie zaciekawił. Aż przed chwilą jeszcze na chwilę podejrzałam, kto tam był. Czytałam to wszystko wczoraj, podczas ogólnego mindfucka, ale teraz jest już w porządku.
    Suho, Sehun, D.O, Chanyeol~ W sumie, powiem szczerze, nie mogę się przyzwyczaić do D.O w opowiadaniach xD Zwykle jest Kyungsoo, a tutaj jest tak inaczej xD Ale okej, to tylko marudzenie zmęczonej Levi~
    Przyznam ci szczerze, że uwielbiam Jaejoonga ♥ Jako demona i w ogóle xD
    (Jako Taemint wszędzie wypatruję Taemina... Ale powinnaś to wywnioskować po moich komentarzach pod BFE...)
    Okej, tak więc wielkie Hwaiting~

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam na ten blog przez przypadek. Konkretniej, w jakiś nudny wieczór, kiedy dopadł mnie tzw. głód na czytanie. Naprawdę nie żałuję. Przepraszam, że komentuję dopiero teraz.

    Nawet nie wiem od czego zacząć. Pochłonęłam historię "Casso" praktycznie bez opamiętania. Jakiekolwiek pozytywne słowa i tak nie są w stanie oddać tego, jak bardzo podziwiam Cię za rozplanowanie każdej sceny oraz zobrazowania tego w taki sposób. Potrafisz wywoływać u mnie przeróżne emocje. Należą Ci się pokłony również za dokładne opisy relacji oraz ich zmienności między bohaterami.
    Historia "Casso" zupełnie mnie wkręciła. Przez tę część mam jeszcze większy mętlik w głowie. Cudownie piszesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. powoli zaczyna brakować mi słów, jeśli chodzi o komentowanie czegokolwiek na twoim blogu, kochana. jedyne, co mogę tu pisać w nieskończoność, to: PRZESTAŃ MNIE WRESZCIE ZABIJAĆ DO CHOLERY!!11 chciałabym również przeprosić za tak ogromną dziurę w komentowaniu, ale leń robi jednak swoje. :l
    hmm, co bym tu mogła jeszcze... ach! najbardziej podobał mi się sąd, strasznie! pls, ta aura i to wypieranie się, że żaden z nich tego nie zrobił. największe zdziwienie ogarnęło mnie po tym, jak dowiedziałam się, że zabójcą pana jednorożca zjaranej księżniczki był jongdae. mimo wszystko całym sercem byłam za sehunem, że to on za tym wszystkim stoi. nie zorientowałem się w ogóle, na przykład z tyn szalikiem chena, naprawdę myślałam, że on jest chory, a nie, że ukrywa zadrapania i ślady po bójce. plus śmierć jongdae, wspaniała. :>>>
    tak trochę wyczuwam trójkącik na linii sehun-kai-luhan, tak trochę bardzo. naleśnik pervert drugiego dna zawsze doszukać się musi. XD
    pisz szybko kolejny rozdział, chcę wiedzieć kto będzie kolejną ofiarą, bo po tobie mogę się wszystkiego spodziewać. XD

    OdpowiedzUsuń
  8. okej, ja jestem chyba jakaś głupia. xD
    trafiłam tu w sumie przez przypadek, a to opowiadanie zaczęłam czytać od..trzeciego rozdziału. -.- tak, jakoś to wielkie TRZECIA mnie nie ruszyło specjalnie, więc czytałam od tego. xD bo ogólnie to ja myślałam, że to One Shot. ;p i takie "hm. a skąd tu Jaejoong? o_O" no ale do rzeczy. kiedy się zorientowałam, że to jednak nie one shot, postanowiłam przeczytać to całe, od początku, więc znalazłam jakoś ten pierwszy rozdział i znalazłam się na czwartym. oczywiście trzeciego drugi raz nie czytałam, bo i po co. teraz już kurcze wiem po co! jak czytałam ten opis sądu, to przez cały czas, na bieżąco opowiadałam koleżankom co się dzieje (nie żeby je to obchodziło..xD) i ja TAK IM PŁAKAŁAM że o matko, Luhan sędzią, Sehun zabił (ekhem.) a to jedyny pairing tu i że jak mogłaś ich rozbić. bo przecież Luhan nie powie, że to Sehun, nawet jeśli się tego dowie, bo Sehun by umarł. no ale jak wskaże źle, to umrze Luhan. i pairing tak czy inaczej by się rozwalił. więc płakałam nad tym strasznie. xD jeszcze, no nie oszukujmy się - Sehun zachowywał się bardzo podejrzanie. praktycznie nic nie robił (nie to co Chen, który jakichś tam dowodów szukał), a i alibi żadnego nie miał. do tego dochodziły jeszcze potyczki z Kai'em no I TEN KLUCZ!
    ale jakie było moje zdziwienie gdy Chen przyznał się do winy. oh jak ja się zdziwiłam. wiesz dlaczego? dlatego że ja kur*a czytać nie umiem. a jeszcze ten trzeci rozdział czytałam o trzeciej w nocy, więc czego nie napisałaś, to sobie domyśliłam. jak Chen się przyznał do winy, to przejrzałam jeszcze raz cały trzeci rozdział i dopiero wtedy zauważyłam, że tam ani razu nie padło imię Sehun. że za każdym razem pisałaś "chłopak" albo coś w tym stylu. no czy ja nie jestem żałosna, skoro ja tam w miejscu każdego "chłopaka" widziałam "Sehun"? i jeszcze myślałam, że ten sąd ciut nie ma sensu, żadnych emocji, skoro ja już wiem kto zabił...
    eh..
    NIGDY WIĘCEJ FANFICÓW W ŚRODKU NOCY. xDD

    OdpowiedzUsuń
  9. Takie to długie piszesz, że wczoraj dałam radę przeczytać tylko jeden rozdział, ale dzisiaj będę czytać dalej :D
    Po pierwsze: wciąż nie wierzę, że Lay nie żyje, po prostu nie dopuszczam do siebie tej myśli! Już wolałabym, żeby Xiumina zabili, ale nie jego… :C podobało mi się to, jak każdy w tej sytuacji zaczął oskarżać któregoś z pozostałych. No, może nie każdy, bo Luhan, Baek i DO byli w takim szoku, że mało co do nich docierało. Jak się okazuje prawie każdy miał motyw, żeby zabić Laya, ale nie spodziewałam się, że to Chen go zabił! DLACZEGO ZABIŁAŚ TROLLA CHENA!? Wiesz, że mam o to cholerny żal? :( aż myślałam, że się popłaczę i ciągle tylko ‘niee, błagam! Niech mu odpuszczą, przecież on się bronił, on nie chciał! Zobaczcie, on nawet płacze! On tego żałuje!’. Wszyscy się odwrócili i odeszli. Jeszcze Jaejoong z tym kluczem wyskoczył, a Chen nawet nie miał szans ich ostrzec. I dobrze! Niech tam lezą i niech ich coś zeżre! Ale nie Luhana, Kaia, Baeka i Chana! Resztę oddaję w twoje ręce :D no, prócz Sehuna jeszcze, więc zostaje niewiele do zabicia XD nie obraziłabym się, gdyby Xiuminowi coś się stało, jakoś działa mi na nerwy >< a może już mu się coś stało tylko w następnych rozdziałach?(trzymam kciuki!)
    Wiesz jak na mnie działa Kai kręcący się przy Luhanie? Ty to wiesz, co ja lubię :D jeszcze jak przyszedł do niego przed sądem i tak się pochylał… tylko takie coś ‘pocałuj go, doskonale wiemy, że tego chcesz!’, a tutaj wlazł ten poczwar Sehun i wszystko popsuł, chociaż pewnie i tak by się nie pocałowali, ale łudzić zawsze się można :D Sehun jest zazdrosny, podoba mi się ten trójkąt, ale mam nadzieję, ze ostatecznie będzie Lukai, a nie Hunhan ;p
    Czyżby Jaejoong miał chrapkę na Baekhyuna? O.o jego zachowanie jest co najmniej dziwne, ale i tak nie ma nic lepszego od zazdrosnego Chanyeola :D to takie słodkie!
    Omo, już nie mogę się doczekać, aż będę czytać kolejne rozdziały, ale najlepiej czyta się je wieczorem, bo jest lepszy klimat :D więc z czasem wrócę z kolejnymi komentarzami :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakaś poprawa stylistyczna powoli się pojawia...chyba. Za bardzo skupiam się na fabule, do tego czytałam to najszybciej jak mogłam, więc po prostu poddałam się tekstowi nie próbując samej przeanalizować wątku kryminalnego, więc rozwiązanie go było dla mnie dużym zaskoczeniem. Chena nie podejrzewałam nawet trochę, pięknie to rozegrałaś, a rodzaj przydzielanej kary wzbudził we mnie dreszcze przez to jak widziałam to oczyma wyobraźni.
    Mimo wszystko nadal te z lekka infantylne momenty, gdy reszta nie czuje na sobie presji i stresu związanej z miejscem ich pobytu nie podoba mi się... to tak jakby zapomnieli, że tak czy siak już nie żyją. Wszyscy.
    No i tak, literówki, to wszystko, etc... Jeśli sprawdzamy tekst samemu, bez bety zajmuje to co najwyżej 1/2 czasu przeznaczonego na pisanie jeśli pisaliśmy jednym ciągiem, więc proszę byś przykładała do tego większą uwagę raz jeszcze. Naprawdę jestem wyczulona na te szczególiki i sądzę, że nie tylko ja, ale większość pewnie pomija ten fakt.
    No, ale nie będę Ci przygnębiać, bo jeszcze zaraz pomyślisz, że będę Cię tylko krytykować, a zapomnisz, że kilka zdań wcześniej wyraziłam swoje szerokie uznanie ~

    OdpowiedzUsuń