Bohaterowie: Kris (Wu Yifan), Lay (Zhang Yixing)
Pairingi: Kray
Gatunek: fluff
Tematyka: manga, okruchy życia
Narracja: 1 os.
Ostrzeżenia: smut (chociaż nie wiem czy tak bym to nazwała)
Opis:
Mangaka staje przed poważnym wyzwaniem: musi stworzyć dzieło całkiem inne od jego poprzednich serii. Inspiracją do ich stworzenia ma stać się młody, przystojny asystent, ze świeżymi pomysłami. Czy uda im się stworzyć razem "Happy Love Story"?
- Nie – powiedziałem pewnie, ale wewnątrz byłem jedną wielką galaretą. Bałem się, choć dobrze wiedziałem, że ta rozmowa w końcu nastąpi. - Co mnie obchodzi moda, przecież... - zacząłem, chcąc się jakoś się bronić.
- Nas obchodzi – odpowiedział spokojniej, w porównaniu do mnie. Ciągle miałem jednak wrażenie, że swoim wzrokiem zaraz wywierci mi dziurę w brzuchu. - Dobrze wiesz, że sprzedaż twoich dzieł strasznie spadła. Nikt nie chce czytać tych łzawych historii, ale na twoje szczęście... - Westchnął głęboko, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Ciągle jesteś kojarzony z twoim pierwszym sukcesem i dopóki ta dobra reputacja pozostaje masz okazję się wybić z innym tytułem. - Gdy usłyszałem te słowa byłem bliski płaczu. Dlaczego? To było prawdą. Tytuły ostatnich moich dzieł, upadały gdzieś na dół rankingu. Niewiele osób doceniało moją ciężką pracę. Nieprzespane noce, czasem nawet opuchnięte opuszki palców, do tego jeszcze moje podkrążone oczy, które stały się moją typową cechą. Całkiem nie zważałem na to, jak wyglądałem, gdy poświęcałem się pracy. Wcielałem się w bohaterów, odzwierciedlając każdy gest przez nich wykonany na papierze.
- Łzawych historii? - powtórzyłem z oburzeniem. - To życie! To nie moja wina, że właśnie tak ono wygląda. Chcesz, żebym zaczął tworzyć bajki? - warknąłem. Liczyłem, że powiem to bardziej spokojnie, jednak nieduża ilość snu całkiem pozbawiła mnie samokontroli.
- Kris... - zaczął, składając ręce, co miał robić w zwyczaju, gdy chciał kogoś pocieszyć, lub coś wytłumaczyć. - Książka... czy też manga jest po to, żeby odciągnąć ludzi od rzeczywistości. Proszę przypomnij mi historie głównego bohatera twojej mangi, którą teraz tworzysz. - Machnął ręką w moją stronę. Spojrzałem na niego swoimi lekko podpuchniętymi oczami. Musiałem kilkakrotnie przewertować w myślach jego pytanie. Historia? Przecież nie myślałem o niczym innym przez ostatni miesiąc. Szczegóły fabuły układałem nawet biorąc prysznic.
- Główny bohater poznaje miłość swojego życia, po czym odkrywa, że choruje na śmiertelną chorobę. Przed śmiercią mówi o tym swojemu partnerowi, a ten zostawia go, przez co główny bohater umiera w samotności.
- I ty uważasz, że ktoś będzie zadowolony po przeczytaniu tego? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem. - Ludzie tacy są, nie potrzebują przygnębiających historii, całkiem pozbawionych nadziei.
- Mam wyrysować szczęśliwe miłostki licealistów, przy których nastolatki będą piszczeć? Jak skończymy tą rozmowę przypomnij mi, żebym pozbierał swoją dumę – szepnąłem pod nosem. Miałem dość. Nigdy nie widziałem takiej historii. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie takiej idealnej miłości. Skoro nie byłem w stanie, to nie potrafiłem tego przelać na papier.
- Tak. Nikt nie prosił cię o tworzenie bajek – sprostował natychmiast, po czym poprawił okulary. - Chcę po prostu dostać uroczą, ale dojrzałą historie o miłości dwóch mężczyzn. Nic depresyjnego. Nie ingeruję w twoją twórczą inwencję. To zwykła prośba – dokończył, uśmiechając się. Spojrzałem na niego tempo. Miałem wrażenie, że to nie wszystkie instrukcje, jakie miał mi przekazać.
- Oczywiście. Postaram się – powiedziałem z nieszczerym uśmiechem, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. - To już wszystko? - zapytałem, wstając gwałtownie.
- Nie. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Chcę być pewny, że nie rzucasz słów na wiatr. - Spojrzał na mnie z wyższością. Jego wyraz twarzy niemal mówił, że czuł się dumny, że mnie przechytrzył.
- Dziękuje – odpowiedziałem, ciągle się uśmiechając. - Poradzę sobie bez pomocy na tym etapie prac.
- Przykro mi. Już znalazłem dla ciebie asystenta. - Podszedł do drzwi, za jego biurkiem. Uchylił je delikatnie. - Lay pozwól na chwilę – zawołał, stojąc w progu. Usłyszałem czyjeś coraz głośniejsze kroki, a chwilę później do pomieszczenia wszedł wysoki blondyn. Zwykła, biała koszulka delikatnie opinała się na jego ciele, odkrywając też umięśnione ramiona. Największym atutem mężczyzny były jednak różane usta. Lekko rozchylone, idealne. Nie mogłem odciągnąć wzroku od tej pięknej twarzy i błyszczących oczu, które również wpatrywały się we mnie. - Proszę... od dzisiaj łączy was przymusowa współpraca – powiedział, popychając blondyna w moją stronę, z zadziornym uśmiechem. - W przeciwieństwie do ciebie, Lay ma świeże spojrzenie na życie i dostarczył mi plan fabuły, który zaakceptowałem.
- Co? - powiedziałem wyższym głosem, choć to było całkiem niekontrolowane. Skierowałem w mojego wydawce mordercze spojrzenie. - Czyli już wszystko ustaliliście? Mam po prostu stworzyć coś, co się sprzeda? - zapytałem, zaciskając dłonie w pięści. Byłem naprawdę zmęczony a to nie pomagało moim skołatanym myślą.
- Możesz spróbować! Z resztą pomysł Laya na pewno ci się spodoba. To chłopak z wyobraźnią. - Poklepał go po plecach, z dumną miną. Blondyn odpowiedział mu tylko życzliwym uśmiechem.
- Chłopak z wyobraźnią. - burknąłem pod nosem. - Dobra. I tak nie mam wyjścia – dodałem, po czym otworzyłem drzwi. - Dziękuje za rozmowę – wyrzuciłem niechętnie, zamykając za sobą drzwi. "Ten Lay jest cholernie dołujący. Mam ich gdzieś. I tak zrobię to po swojemu." - To jedyne myśli, jakie wtedy krążyły mi po głowie.
Pospiesznie upiłem łyk kawy, jakby te dwie sekundy miały mnie zbawić. Od dwóch godzin siedziałem nad tym scenariuszem, dodając do niego własne poprawki. To miała być nasza ugoda, ale dla mnie każdy fragment tego planu był nierealny, przesłodzony i nie do przyjęcia.
- Więc są jakieś problemy? - Usłyszałem za sobą nieznany mi głos. Przerażony o mało nie poplułem się kawą.
- Czy ty do cholery pukasz? - krzyknąłem, obracając się w stronę blondyna. - Nikt nie wchodzi do mojego biura! Jestem zajęty – dodałem już trochę spokojniej. Lay spoglądał na mnie z uroczym, niewinnym uśmiechem.
- Dobrze... przepraszam. Chciałem tylko zapytać, czy wstawił Pan jakieś poprawki?
- Mów mi na ty. - Podszedłem do biurka, na którym leżały porozrzucane kartki. - A co do poprawek... mam nadzieje, że masz czas do wieczora. - Obróciłem się, trzymając w rękach kilka kartek A4.
- Serio? - zapytał chłopak, odruchowo łapiąc się za głowę. - Pokaż to. - Wyrwał kartki z moich rąk, od razu wlepiając w nie wzrok. Przyglądałem się jego skupionej minie, gdy przeglądał kolejne linijki tekstu. Jego twarz nie zmieniała wyrazu. Nie wykazywała żadnych emocji. Korzystałem z tej okazji, że, mogłem się na niego chwilę pogapić, bez kontrolowania się, oraz tego głupiego uczucia, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Nienawidziłem tego. - Ale... Ty chcesz zmienić wszystko... - wybełkotał ledwie wyraźnie.
- O! Widzę, że wyłapałeś aluzję.
- Czytałem wszystkie twoje mangi, wiesz? - Głos chłopaka trochę się zmienił. - Zawsze chciałem ci powiedzieć w twarz, co wtedy myślałem. - Podszedł do mnie bliżej. Czułem się przerażony i sparaliżowany strachem. - Sądzę, że w każde twoje dzieło przelewasz całego siebie. To źle – szepnął. - Każdy wie o tobie wszystko.
- Ha! Wiesz o mnie wszystko? Jesteś głupi, tak myśląc. Sam wszystkiego o sobie nie wiem. Tylko w jednym masz racje... Wczuwam się w to, co tworze. Skoro myślisz, że mnie rozumiesz i znasz, to powinieneś darować sobie ten głupi pomysł z tą dziecinną historią i pozwolić mi tworzyć, jak chcę! - krzyknąłem.
- Jesteś dziecinnym, głupim egoistą – odpowiedział mi szorstkim głosem. Myślałem, że po tylu latach przestałem przejmować się wszelką krytyką, ale jego słowa trafiały niemal prosto do mnie, omijając wybudowaną przez wiele lat ścianę z niechęci do ludzi i świata. Czułem, że moje serce bije trochę szybciej. Nie odwracałem od niego wzroku, jednak był on tak groźny, że miałem ochotę płakać i prosić o wybaczenie.
- Yyy... Co? - wybełkotałem, licząc, że usłyszałem coś innego.
- Nie odróżniasz pasji od swojej pracy – wyjaśnił w końcu. - Dorośnij i zacznij to odróżniać. Nie mam zamiaru ci ustępować.
- Ja tobie tym bardziej – odpowiedziałem, zdając sobie dopiero po chwili sprawę, jak dziecinnie to zabrzmiało. Nasze wściekłe spojrzenia się spotkały. - To wypowiedzenie wojny? - zapytałem już spokojniej, siadając na wcześniej zajętym miejscu.
- Oczywiście. W końcu się złamiesz i zaczniesz wreszcie normalnie myśleć – burknął, zbierając zostawione przez siebie wcześniej materiały. Nie zwróciłem na to uwagi, ale był naprawdę wściekły. Jego ręce trzęsły się, a on sam zbladł, przygryzając dolną wargę. Jego lśniące oczy zakrywały kosmyki włosów. Przyglądałem mu się ze skupieniem. - Co się gapisz? - syknął, ze łzami w oczach. Czułem się winny, przecież zdenerwował się tak przeze mnie. - Nie myślałem, że współpraca z tobą będzie tak trudna. Nie wiesz, prawda? Wyobraź sobie, że mnie dużo kosztowało wymyślenie tego scenariusza. Pomyślałeś o tym?
- Nie no spoko. Prze-przepraszam – wybełkotałem, zaskoczony jego reakcją.
- Jeśli ten projekt.... nie wyjdzie, to zostanę zwolniony, ale... co cię to obchodzi. Nie wiem po co ci to w ogóle mówię – odpowiedział niższym głosem, jakby sam do siebie. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak szybko atmosfera się zmieniła, do tego rozmowa, która była pod moją kontrolą nagle została przejęta przez Laya, przez którego czułem teraz cholerne wyrzuty sumienia. Patrzyłem, stojąc w bezruchu, jak blondyn wychodził zatrzaskując za sobą drzwi. Jednak coś mnie zaniepokoiło: "O co chodzi? Przecież tego chciałem."
- Thomas i Michael, serio? Co to za pedalskie imiona? - zapytałem z ustami zapchanymi ciastkiem. Lay spojrzał tylko na mnie znad kartek, kręcąc głową.
- Nawet imion już się czepiasz? - Rzucił moje notatki na blat. Siedział naprzeciwko mnie, przy biurku zaścielonymi notatkami i szkicami. Splótł ręce, wbijając we mnie badawcze spojrzenie. Jego ciemne oczy przybrały cieplejszy odcień, gdy w tęczówkach odbijało się słoneczne światło, wydostające się zza okna za mną. - Powiedz mi, kiedy właściwie zająłeś się mangą? - Wiedziałem, że w końcu padnie to pytanie. Ludzie zawsze się zastanawiają, jaką trzeba przebyć drogę, by zostać cenionym mangaką, ale niestety od sukcesu zależy głównie szczęście, bo nigdy nie wiadomo, co ludziom się spodoba.
- Nic specjalnego – wyrzuciłem w końcu. - W dzieciństwie czytałem mangi nałogowo i jakoś nie wydawało mi się to trudne do stworzenia. Odruchowo wziąłem ołówek i uczyłem się na własnych błędach – odpowiedziałem bez emocji.
- Twoja pierwsza manga, "Somebody 2 Love" była całkiem inna od reszty. Dlatego była takim sukcesem – powiedział bardziej do siebie, tak jakby wypowiedział swoje myśli na głos. Nie wiedziałem, że tak bardzo przejmował się moją osobą. Chyba nadawał się jak nikt inny na mojego asystenta.
- Więc rozumiem, że chcemy powtórzyć sukces? - dodałem z uśmiechem. Lay natychmiast podniósł głowę, spoglądając na mnie z zaskoczeniem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie z powagą, nawet nie mrugał, nie odrywając ode mnie swoich czekoladowych oczu.
- Co? - zapytałem w końcu.
- Wydawało mi się, że pierwszy raz odkąd cię widzę nie powiedziałeś nic depresyjnego – zaśmiał się chłopak.
- To nic takiego. Przez tą twoją głupotę zacząłem w to wierzyć. - Blondyn upił łyk kawy, ponownie spoglądając w papiery zgromadzone przed nim. W końcu udało nam się dojść do jakiegoś kompromisu, a skutkiem tego było rozpoczęcie pracy. Musiałem, a właściwie chciałem sprawdzić, czy scenariusz Laya się sprawdzi.
- Dialogi są głupie... - wyrzuciłem po chwili. Zdenerwowany Yixing położył głowę na blacie stołu wzdychając ciężko. Od samego rana słuchał wszystkich moich zastrzeżeń odnośnie fabuły, postaci itd. Chyba spodziewał się kilku drobnych poprawek, ale ja chyba nieco pokrzyżowałem mu plany.
- Boże... zabierz mnie do siebie – wyszeptał, nie podnosząc swojej głowy. Spojrzałem na niego odruchowo.
- Tylko nie ośliń rysunków postaci – zaśmiałem się, widząc jego blond czuprynę na stosiku kartek.
- Dawaj ten dialog – burknął Lay, wyrywając mi kartki z dłoni. - Która rozmowa ci się nie podoba? - zapytał płaczliwym głosem.
- Wyznanie. - Ponownie upiłem łyk kawy, tym razem pozostawiając w naczyniu jedynie połowę cieczy. Lay podszedł do mnie, siadając naprzeciw. Nasze kolana stykały się. Odłożyłem filiżankę, po czym z zaciekawieniem przyglądałem się Layowi. Chłopak przerzucił kolejne strony, szukając wspomnianej przeze mnie sceny. Przyglądałem mu się uważnie, chociaż ogarniało mnie dziwne uczucie. O niczym nie myślałem, patrzyłem tylko na piękne usta przystojnego chłopaka, których kąciki co jakiś czas unosiły się ku górze, pozostawiając w policzkach urocze dołeczki. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale opętało mnie to błogie uczucie, czułem się jak zahipnotyzowany, przyglądając się Layowi. Nieświadomie uśmiechnąłem się lekko, podpierając głowę ręką. Dopiero po kilku długich sekundach otrząsnąłem się, znajdując w końcu nazwę na tą dziwną chorobę. Chorobę której nie miałem zamiaru znowu przechodzić. I tak jak za machnięciem czarodziejskiej różyczki wrócił stary, chłodny Kris. Odchrząknąłem.
- Co ty właściwie robisz? - zapytałem, jak najbardziej chłodno.
- Zagrajmy to – zaproponował wręczając mi kopię scenariusza.
- Żartujesz? - zapytałem zaskoczony, spoglądając na zapisaną starannym pismem Laya kartkę.
- Zobaczysz, że to nie jest takie głupie. - Zadowolony Lay wstał ze swojego miejsca, podchodząc do mnie jeszcze bliżej. Położył rękę na moim ramieniu, a drugą dłonią trzymał kartkę. Czułem, że miejsce w którym dotykał mnie Lay zaczyna mnie mrowić, a moje mięśnie napięły się jakby broniąc się przed dotykiem przystojnego chłopaka.
- Już jestem, chciałeś o czymś ze mną porozmawiać? - przeczytał pierwszą linijkę, wcielając się w jedną postać z mangi. Zaniemówiłem, wgapiając się tępo w kartkę. Bałem się, że jeśli tylko uda mi się wypowiedzieć choć jedno słowo, to zacznę się panicznie jąkać, a chciałem zrobić tylko jedno – dotrzymać danej sobie obietnicy.
- Cieszę się, że znalazłeś dla mnie choć moment. Ostatnio rzadziej ci się to zdarza – odpowiedziałem bez emocji.
- O co ci chodzi? - Lay usiadł przy mnie. - Znowu wszczynasz awanturę. Ostatnio zachowujesz się dziwnie.
- To przez ciebie. - Położyłem kartkę na kolanach. - Nie wiem co mam o tym powiedzieć. Od tego co się wydarzyło ostatnio nie jestem sobą. Gdy tylko jestem sam... mam cholerną ochotę cię dotknąć. Wszędzie słyszę twój śmiech, który tylko doprowadza mnie do szaleństwa. Chciałbym cię mieć dla siebie... powiedzieć ci to wszystko co myślę, ale nie umiem. - Podniosłem wzrok, spoglądając prosto w oczy Laya. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, ale w końcu udało mi się przywrócić zdrowy rozsądek. Wstałem gwałtownie, odsuwając się od Yixinga. Nie mogłem tego ukryć. Ten facet był całkiem w moim stylu. Niemal ucieleśnieniem mojego gustu. Ciężko było mi opanować się przy tym ideale. - Mówiłem, że to bez sensu – warknąłem, krążąc po biurze. Chciałem się trochę uspokoić. Oddychałem głęboko, chcąc zebrać myśli. - Dobra... dziś zajmę się rysowaniem szkicu.
Ponownie pochyliłem się nad kartką, starając się trzeźwo spojrzeć na rysowany przeze mnie szkic. Podświetlony stół do rysowania tylko bardziej męczył moje oczy, niż pozwalał zauważyć niewłaściwe linie. Wszystko wydawało mi się niewłaściwe. Dlatego otaczała mnie masa zmiętych kartek, które zrzucałem pod moje nogi, jako przeszkadzający przedmiot. Kilka stron udało mi się narysować, jednak na tym zakończyła się moja dobra passa, która została przerwana, gdy musiałem narysować spotkanie głównych bohaterów. Problemem stał się wyraz twarzy. Ciągle brakowało "tego czegoś" w mimice. Spojrzenie nie wyrażało tego zachwytu.
Manga nie była czymś, z czego można by wyżyć. Niestety rzeczywistość jest okrutna i jak myślisz, że jesteś w stanie zarabiać ze swojego hobby, to szybko dowiadujesz się, że to nie jest takie proste. - Po prostu musisz być najlepszy w tym, co robisz. Nie myślałem, że ja również zaliczę się do tych osób, ale właśnie dostałem taką szansę przy mojej debiutanckiej mandze – "Somebody 2 Love". Przyniosła mi spore zyski. Nie tylko mi, ale i mojemu wydawcy. Nareszcie byłem szczęśliwy, ale los dość szybko ukarał mnie za to, że uzyskałem to szczęście bez krzty goryczy. Wszystko mi wychodziło. Właśnie wtedy zjawił się on. Zakochałem się w nim od razu, myśląc, że to idealna książkowa miłość o której tak marzyłem. Zitao całkiem odebrał mi rozsądek. Nie myślałem o niczym innym oprócz niego. Nie zauważyłem, że zacząłem się uzależniać od tej miłości. Oddałem mu całego siebie, ale on wcale nie czuł tego samego. Nie byłem osobą, którą kochał. Byłem chwilową zabawką. Po zerwaniu wszystko w co wierzyłem się rozsypało. Zacząłem patrzeć na świat inaczej. Jakby kolorowa otoczka, zasłaniająca przed moim wzrokiem całe zło tego świata nagle została zdjęta, a ja widziałem wady, na której wcześniej nie zwracałem uwagi. Nie potrafiłem się już dalej okłamywać, że prawdziwa miłość, przeznaczenie, albo druga połówka to mit.
Zrezygnowany wyrzuciłem kolejny szkic. Odruchowo zabrałem z blatu wolną, śnieżnobiałą kartkę. Objąłem palcami mój ulubiony ołówek starannie rysując wstępny szkic. Błyskawicznie narysowałem sylwetki postaci, włosy, omijając szczegóły takie jak oczy, usta, brwi itd. Odłożyłem na chwilę ołówek, spoglądając na postępy mojej pracy. Nie byłem jeszcze zachwycony, ale jak na razie niczego nie udało mi się zepsuć. Musiałem to sobie wyobrazić. Tęskne spojrzenia dwójki chłopaków... nie, to nie to można zobaczyć w realnym świecie. Rozluźniłem się, zamykając oczy. Nie mogłem sobie realnie tego wyobrazić. Zdenerwowany wstałem, zostawiając rozpoczętą pracę. Poszedłem do szafki przy łóżku, na której stała butelka soju. Nalałem sobie szklankę alkoholu, chociaż czułem, jak w mojej głowie już szumi od jego nadmiaru. Wróciłem do biurka, lekko pochylony. Już widać było po mnie zmęczenie. Gdy tylko spoglądałem w okno naprzeciw mnie, za którym panował istny mrok, widziałem wygląd swojej przerażającej twarzy. Moje oczy były lekko podpuchnięte i sine, natomiast usta całkiem straciły kolor. Włosy były rozczochrane, stercząc w każdą stronę. Posłałem swojemu odbiciu gniewne spojrzenie, po czym gwałtownie położyłem szklankę na blacie biurka. Kilka kropli spadło na kartkę, ale specjalnie się tym nie przejąłem. Oparłem się o krzesło, spoglądając przed siebie. Ponownie zobaczyłem tą samą, całkiem obcą mi postać. Zmrużyłem oczy, dokładnie badając swoje odbicie na szybie. Nie miałem pojęcia, kiedy tak się zmieniłem. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już nie byłem tą osobą, której oczy tryskały entuzjazmem i która potrafiła uśmiechać się, nawet gdy czuła się podle. Co się stało z tamtym Krisem? Przestał śnić i żyć w mandze. Każdy człowiek prędzej czy później zbierał się po nieudanej miłości, ale dla tak naiwnego dzieciaka, jak ja to był koniec świata, a gdy wróciłem do rzeczywistości wszystko wydawało mi się całkiem obce i szare. Nawet, gdy chciałem wrócić do bycia "tym samym Krisem", to wydawało mi się, że to nie we mnie zaszły zmiany, ale w całym świecie. Wszystko wokół było pozbawione sensu, okrutne i szare, a ja czułem się, jak oszukane dziecko, które dopiero teraz to zauważyło.
Upiłem łyk soju, ponownie spoglądając w swoje odbicie. Byłem naprawdę beznadziejny. Uniosłem trochę podbródek, wypijając ostatki alkoholu ze szklanki. Czułem, jak płyn przechodzi przez gardło, dając to odczucie ciepła w środku. Uśmiechnąłem się do siebie, odkładając pustą szklankę. Miałem już wrócić do "pracy", gdy zauważyłem, jak wyświetlacz mojego telefonu świeci się, pokazując jakiś obcy numer. Od tygodnia regularnie dostawałem telefony od wydawcy, ale wydawało mi się, że on nie dzwoniłby o tak później porze. Miałem odrzucić telefon na bok i całkiem zignorować, że ktokolwiek do mnie dzwonił, ale gdy tylko odgłos wibracji na chwilę ucichł, ktoś ponownie dzwonił, nie dając za wygraną.
- Cholera – warknąłem, łapiąc komórkę do ręki. Odebrałem telefon, przykładając urządzenie do ucha. Chciałem opieprzyć osobę, która dzwoniła do mnie o tej porze, jednak za nim tylko zdążyłem chłodno przywitać rozmówcę usłyszałem w słuchawce znajomy głos.
- Co ty sobie myślisz? - krzyknął Lay bez przywitania. - Nie odbierasz telefonu i znikasz kretynie? - dodał. W tle za jego zdyszanym głosem słyszałem świst wiatru.
- Może... "hej" – powiedziałem ochrypłym głosem, którego sam się przeraziłem. - Wypadałoby się przywitać – dodałem po chwili.
- Co? Chyba sobie żartujesz dupku! - krzyknął.
- Ładnie, ładnie. Powinieneś mówić do mnie bardziej oficjalnie, prawda? Gdzie twój szacunek? - zakpiłem. Był naprawdę zdenerwowany. Słyszałem w słuchawce jego oddech i ciche westchnięcia.
- Jesteś pijany? - Jego głos zabrzmiał tak, jakby to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- No co ty! To przynosi mi wenę.
- Jesteś pijany... - powtórzył, przerażającym tonem.
- O co ci chodzi? To przez brak weny – zaśmiałem się. - Po za tym dobrze mi idzie z pomocą tej flaszeczki.
- Jadę do ciebie – rzucił krótko.
- Po co? Chcesz mi pomóc? Może pozować nago? - wyszeptałem lekko ochrypniętym głosem. Po tych słowach usłyszałem sygnał zakończonego połączenia. Uśmiechnąłem się pod nosem, rzucając telefon na biurko.
- Cholerny dupek – warknąłem poważniejszym tonem. Ostatnio ciągle tylko mnie denerwował. Nie miał do mnie szacunku, był całkowicie bezpośredni, albo raczej bezczelny. Ciągle prawił mi kazania, chociaż to ja byłem od niego starszy. Był głupio zapatrzony w pracę i podchodził do niej entuzjastycznie. On był... starym mną.
Zacisnąłem dłoń na pustej szklance, którą miałem przed pójściem Laya napełnić i ponownie opróżnić, jakby udowodnić tym samemu sobie, że ten dzieciak nie ma prawa mi rozkazywać.
Zniechęcony usiadłem na krześle, odwracając się w stronę biura. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Lay zwracał całą moją uwagę. Zwykle nie interesowało mnie co kto o mnie myśli, albo co do mnie mówi, ale każde słowo Laya, jego zachowanie, postawa wobec mnie i ten uśmiech to było coś, co doprowadzało mnie do szału. Domyśliłem się, że mojemu wydawcy nie chodziło tylko o jego kompetencje, ale i o to, żeby zachowywał się, jak moja matka. Opiekowanie się mną i znoszenie moich humorków, to było coś, czego mój wydawca nie był już w stanie znieść, więc postanowił zwalić robotę na młodego pracownika. Chyba, że wybór Laya był spowodowany jeszcze kilkoma powodami. Na przykład wydawcy mogło chodzić o moje skłonności. W końcu Lay był naprawdę seksowny. Wszystko w nim było idealne. Od czubka głowy i cudnych włosów, do palców. Był po prostu moim ideałem i to irytowało mnie jeszcze bardziej. Do tego jeszcze z jednego powodu doprowadzał mnie do szału. Był całkiem inny niż Tao. Od zerwania otaczałem się jego kopiami. Chciałem jakoś złagodzić ten ból po jego stracie. Wystarczyło, że był podobny do Tao z wyglądu, a nawet tylko to, że miał podobny uśmiech. Raz nawet zagadałem w barze do faceta tylko dlatego, że zamówił tego drinka, którego zawsze zamawiał Tao. Spędzałem z tymi facetami tylko jedną noc, po czym gdy tylko emocje opadły, a mnie budził całkiem obcy zapach innej osoby, innej niż Tao, czułem się jak dziwka. Za każdym razem czułem do siebie wstręt po tym wszystkim, przecież traktowałem ich, jak zastępstwo. Nigdy nie stali by się nikim innym.
Pochyliłem się nad czystą kartką. Lay był nie tylko inny niż Tao z wyglądu, ale i miał całkiem inny charakter. Tao był marzycielem, zawsze pozytywnie podchodził do wszystkiego, co go otaczało, ukrywał swoje uczucia, ale był zawsze naprawdę uroczy, nawet jak się złościł. Nie potrafiłem się na niego gniewać, choć miał wiele wad. Był leniwy, niezorganizowany, dziecinny i wiele innych. Nie denerwowało mnie to. Natomiast charakter Laya to co innego. Mimo tego cudownego wyglądu anioła, był istnym demonem. Przez ten miesiąc naszej współpracy poznałem go dość dobrze. Nie miał wad Tao. Był pracowity, ambitny, zorganizowany , ale był też cholernie porywczy, nie miał do nikogo szacunku i był złośliwy. Nigdy nie mógłbym się w kimś takim zakochać.
Utkwiłem znowu przy pustej, bladej kartce. Złapałem do ręki ołówek, skupiając się na obrazie w głowie. Niemal bezwiednie zacząłem rysować twarz Laya. Ołówek delikatnie nakreślił owal i linie pomocnicze. Grafit delikatnie harował o czystą kartkę, zostawiając za sobą ślad. Skupiłem wszystkie zmysły na rysującym się w głowie obrazie. Teraz wystarczyło tylko wprowadzić w ruch rękę i zmaterializować ten widok, by inni mogli go zobaczyć. To było jak udostępnianie swoich własnych myśli, ale zamiast słów rysowałem to, co widziałem w swojej głowie. Delikatnie zacząłem rysować oczy. Naturalne, nie typowo mangowe. Zaciemniłem obwódkę oka, przy okazji rysując koronkę rzęs wokół nich. Roztarłem ołówek przy linii wodnej oka, w jego kącikach i na górnej powiece. To nadało oczom głębi, przez co wyglądały na bardziej naturalne. Najwięcej problemów sprawił mi uśmiech, który mimo moich starań ciągle nie wyglądał tak, jak w mojej głowie. Zaciemniłem bardziej dolną wargę i starannie narysowałem te rozkoszne dołeczki w policzkach. Moim oczom ukazała się ta znajoma twarz, której nie potrafiłem się pozbyć z mojego umysłu, przez kilka ostatnich dni. Spojrzałem z wyrzutem na kartkę, jakbym przelał na nią całe emocje, które czułem do rysowanej osoby. Zmiąłem kartkę, rzucając ją jak resztę na stół.
Podniosłem głowę, słysząc dzwonek do drzwi. Wstałem niechętnie, ledwie utrzymując się na nogach. Zaczynałem odczuwać skutki wypitego wcześniej alkoholu. Moje mięśnie wydawały się słabe, jakby "miękkie", a podłoga wydawała mi się wyjątkowo odległa. Utrzymywanie równowagi również nie było łatwe. Jakbym po tych kilku szklankach osiągnął stan "nieważkości". Czułem, że mój żołądek ciężko znosi większą ilość alkoholu i powoli robiło mi się niedobrze. Zanim dotarłem do drzwi, ktoś po drugiej stronie wyjątkowo się zniecierpliwił, świadczył o tym nieprzerwany dźwięk dzwonka do drzwi. Z niechęcią przekręciłem klucz, czemu towarzyszył charakterystyczny odgłos. Odsunąłem się od drzwi, które ktoś gwałtownie pchnął.
- Ty pieprzony, cholerny kretynie! - Usłyszałem, gdy tylko Lay przekroczył próg mojego domu. - Czy ty do cholery wiesz, który dzisiaj jest? - Podszedł do mnie bliżej, tak, że byłem w stanie zauważyć, jaki był wściekły. Jego zazwyczaj spokojny, a nawet flegmatyczny wyraz twarzy tym razem przypominał minę obudzonego ze snu demona. Oczy łyskały złowrogo, a różane, delikatne usta były zaciśnięte w wąską linie.
- Dobry wieczór Lay. Co cię do mnie sprowadza? - zapytałem z głupkowatym uśmiechem, puszczając jego wypowiedź mimo uszu.
- "Dobry wieczór"? Zaraz będziesz mógł powiedzieć "Dzień dobry" – warknął, zrzucając z siebie płaszcz. Pospiesznie szarpnął szalik, który zsunął się z jego szyi. - Nie odzywałeś się. Pomyśl, że nie dopilnowanie cię, to również zaniedbanie moich obowiązków, bo to moja praca. Informuj mnie o postępach! Cholera... Nie robisz tego pierwszy raz, więc chyba wiesz, jak ma wyglądać nasza współpraca. Słuchałem go, opierając się o ścianę. Przyglądałem się dokładnie wszystkim wyczynom blondyna. Chłopak powiesił płaszcz na wieszaku i nerwowo starał się rozwiązać buty. Był uroczy, jak się złościł. Rzucił je gwałtownie w kąt, po czym wstał, odgarniając niesforne kosmyki włosów. - Dobra... To pokaż mi, co udało ci się skończyć. Szkic gotowy?
- Pięć stron – rzuciłem z uśmiechem. Lay westchnął głośno, już nawet nie komentując tej wiadomości.
- Zabierajmy się do pracy - dodał, idąc w stronę sąsiedniego pokoju, w którym paliło się światło. Szedłem tuż za nim, spoglądając ukradkiem na jego pośladki, które opinały ciemne spodnie. Na sam ten widok czułem, że robi mi się gorąco. - Zajmę się sklejaniem wszystkiego i poprawą dialogów, żeby zaoszczędzić ci pracy – dodał, podchodząc do biurka. Usiadł na wcześniej zajmowanym przeze mnie miejscu, wyszukując na zawalonym papierami biurku jakichkolwiek oznak mojej pracy. Usiadłem pokornie obok niego, podsuwając mu pod nos moje początkowe rezultaty. Lay spokojnie przyglądał się pierwszej stronie w skupieniu, natomiast ja oparłem się łokciem o stół, wbijając wzrok w jego twarz. Nie potrafiłem w sumie patrzeć gdzie indziej. Przez alkohol zebrałem niesamowitą odwagę, a właściwie poczucie, że wszystko mi obojętne, więc nie zamierzałem odwracać wzroku, jeśli patrzenie na niego sprawiło mi przyjemność. - Ta scena jest za mało romantyczna – powiedział, wskazując na jeden z kadrów. - Natomiast tu jest za poważny dialog, jak na taką lekką scenę – wyjaśnił, wskazując ołówkiem następną stronę. Odwrócił wzrok, czując na sobie moje spojrzenie. Wyglądał na zawstydzonego , gdy nasze spojrzenia się zetknęły. Blondyn gwałtownie odwrócił głowę, po czym odchrząknął znacząco. Nic sobie nie robiłem z jego reakcji. Można nawet powiedzieć, że zaczęło mi się to jeszcze bardziej podobać. - Więc na czym skończyłeś? - Niechętnie wyciągnąłem pustą kartkę, tylko na moment odwracając od niej wzrok.
- Scena pierwszego spotkania – odpowiedział ochrypniętym głosem.
- Co z nią nie tak? - zapytał zaskoczony. - Znaczy... dlaczego nie rysujesz dalej?
- Nie potrafię narysować ich spojrzenia. Tak samo jak z pocałunkiem. - Pochyliłem się nad chłopakiem, przysuwając się bliżej. Moja ręka delikatnie spoczęła na jego kolanie. - Pomożesz mi? - wyszeptałem z uśmiechem, przybliżając się jeszcze bardziej. Nie miałem żadnych zahamowań. Po prostu robiłem, co chciałem. Lay był seksowny i naprawdę mi się podobał. Nie miałem nic przeciwko temu, żeby spędzić z nim jedną noc, bez zobowiązań. Delikatnie wsunąłem rękę pod jego bluzkę, rozchylając palcem materiał jego jeansów. Moje usta zbliżyły się do jego szyi. Chłopak nie reagował. Początkowo delektowałem się jego słodkim zapachem. Nie byłbym wstanie go określić, ale po prostu pachniał sobą, nie jakimiś ciężkimi perfumami. Delikatnie zacząłem całować jego szyję, podczas gdy moja ręka bawiła się jego spodniami. Oddychałem głęboko, czując narastające we mnie podniecenie. Tym bardziej, że Lay nie odpychał mnie, ale i nie wykazywał żadnej inicjatywy, co doprowadzało mnie do jeszcze większej chęci usłyszenia słodkiego jęku z jego ust. Wiedziałem, że tego chce, gdy słyszałem jego głębokie wzdychanie, gdy delikatnie całowałem jego szyję. Powoli rozpinałem rozporek jego spodni, jakby bojąc się, że go spłoszę. - Powiedz mi, że mnie kochasz, Tao – wyszeptałem. Dopiero kończąc to zdanie zrozumiałem, co właściwie wyszło z moich ust. Zszokowany odsunąłem się od Laya, czując że zaczyna mi się robić gorąco. Blondyn spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Jego twarz stopniowo zmieniała wyraz. Poprawił ubranie z chłodną miną, po czym wstał, spoglądając na mnie pustym wzrokiem. Dopiero wtedy widziałem, jak mocno go zraniłem. Nie chciałem tego powiedzieć. - Lay, ja... - zacząłem, nie będąc wstanie wymyślić nic sensownego. Nie chciałem tego powiedzieć. Nie miałem pojęcia, dlaczego wypowiedziałem to imię. Lay nie był Tao. Czułem się przy nim inaczej. Denerwował mnie, interesował, a to, że nie mogłem przestać o nim myśleć drażniło mnie jeszcze bardziej.
Lay spoglądał na mnie przez chwilę, po czym ruszył w stronę drzwi. Natychmiast wstałem gwałtownie, idąc za nim. Chciałem mu wszystko wyjaśnić, sobie też musiałem to wyjaśnić. Przestałem dostrzegać Tao w innych mężczyznach. Lay był dla mnie ważny i nie mogłem go porównywać do swojej pierwszej miłości, nawet jeśli tak pragnąłbym, żeby ona do mnie wróciła.
Położyłem rękę na jego ramieniu, ale on odsunął się gwałtownie, wbijając we mnie gniewne spojrzenie.
- Wiem, kim jest Tao – wyrzucił, ściągając płaszcz z wieszaka. Obrócił się ponownie w moją stronę. - Nie chcę być twoim zastępstwem za niego. Proszę nie baw się mną... Nie wykorzystuj tego, że cię kocham – warknął, obracając się na pięcie. Otworzył drzwi, po czym w jednej sekundzie wyszedł na zewnątrz, zamykając je za sobą. Oddychałem głęboko, czując zbierający się we mnie smutek. Pewny siebie Kris gdzieś się rozpłynął. Uderzyłem pięścią w ścianę obok, rozładowując wściekłość na samego siebie. Byłem beznadziejny. Znowu wszystko zepsułem. Kochałem Laya? To nie za duże słowa? W takie wyznania mogą bawić się dzieci... takie rzeczy można usłyszeć na filmach, ale jednak istnieje to mityczne uczucie, jak miłość. Nie miałem pojęcia, jak to ze mną było. Nie byłem głupim nastolatkiem i miałem już o tym jakieś pojęcie. Bardzo dobrze wiedziałem, że zainteresowanie drugą osobą i poczucie, że jest nam przy niej dobrze to jedno, a chęć spędzenia z nawykami tej osoby całego życia, to drugie. Ostatecznym testem na miłość było zadanie sobie pytania: "Czy mógłbym bez niego wytrwać i być szczęśliwy?" Miłość była zawsze najbardziej uzależniającym narkotykiem znanym ludzkości. Kiedy wydawało mi się, że się z tego nałogu wyleczyłem, znowu na to durne pytanie odpowiedziałem "nie".
Podszedłem do biurka wydawcy już z daleka widząc jego zdenerwowanie. Stał do mnie tyłem, pocierając czoło. Zawsze tak robił przed trudną rozmową.
- Siadaj – warknął, nawet nie odwracając się w moją stronę. Zaczynałem się trochę martwić. Wiedziałem, że kiedyś cierpliwość mojego wydawcy może się skończyć. Wiedział, co spotkało mnie pół roku temu i co mnie tak bardzo zmieniło, więc i tak miałem przez chwilę jakąś taryfę ulgową. Tym bardziej, że moje nazwisko po debiutanckiej mandze stało się popularne. Jednak z biegiem czas, czyli od pół roku zostałem nazwany gwiazdą jednego dzieła. Nikt nie będzie wiecznie czekał, aż "stary ja" wróci. - Powiedz mi... Ile czasu minęło odkąd Lay dał ci scenariusz?
- Prawie miesiąc – odpowiedział z uśmiechem.
- Dokładnie miesiąc! - Mężczyzna obrócił się, spoglądając na mnie pewnym nienawiści wzrokiem. - Na ten czas liczyłem już na szkic. Nie otrzymałem go! Ale to nic... ty od dwóch tygodni nie wracałeś do biura, ani nie odbierałeś telefonów. Kris, ty mnie lekceważysz! - krzyknął. Ze wstydu opuściłem głowę.
- Przykro mi – szepnąłem, nie wiedząc do końca, co mam powiedzieć. Nie było konkretnego wyjaśnienia, dlaczego nie wziąłem się za szkic od razu. Nie opuszczałem obowiązków, po prostu nic mi nie wychodziło. Choć bardzo starałem się wykrzesać z siebie ostatki entuzjazmu do tej typowo lekkiej mangi, to ostatecznie ciągle pozostawałem przy jednej z pierwszych scen. Chciałem być dumny z tego tomiku i miałem nadzieje, że mi się to uda. - Moja postawa odnośnie tego projektu się zmieniła. - Pochyliłem głowę, kłaniając się lekko przed wydawcą. To było dla mnie nawet bardziej komfortowe, bo nie musiałem patrzeć w jego oczy. Byłem pewny, że lustruje mnie wzrokiem pełnym złości i przynajmniej od tygodnia odbywał się u niego maraton obelg pod moim adresem.
- O co chodzi? Chciałbym, żebyś mi powiedział, w czym jest problem? - Podniosłem wzrok, spoglądając niepewnie w jego oczy.
- Chodzi o... Chodzi o to, że ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Czytałem kilka shoujo mang, ale nie udało mi się wyobrazić i wczuć w panujący klimat... to nie dla mnie.
- Trzeba było powiedzieć mi o tym od razu. A i musisz wiedzieć, że wynająłem Laya, jako twojego głównego asystenta. Chciałbym, abyście od zaraz rozpoczęli pracę nad projektem.
- Nad szkicem? Ale zwykle zajmowałem się tym sam – wyrzuciłem z oburzeniem. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale na dźwięk imienia Lay od razu czułem, że zaczyna robić mi się gorąco. Nie chciałem się z nim widzieć, szczególnie po tym, co ostatnio między nami zaszło.
- Jeśli sobie nie radzisz , pomoc kogoś takie jak Lay okaże się dla ciebie cenna – wyjaśnił z uśmiechem. Nie mogłem zaprzeczyć, ale pomoc Laya wyglądała tak, że albo odwalał za mnie całą robotę, albo rozkazywał mi, a ja ani na jedno, ani na drugie nie mogłem sobie pozwolić.
- Nie wiem, czy...
- Masz czas na oddanie szkicu do końca tygodnia. Musi się pojawić u mnie na biurku dokładnie do dwunastej. Inaczej i ty i Lay pożegnacie się z pracą w tym wydawnictwie. - Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem, ponownie zaplatając palce. - Tym razem to moja ostateczna decyzja – wyrzucił niskim tonem głosu. Spojrzałem na niego lekko zszokowany, po czym opuściłem wzrok, przygryzając dolną wargę. "Dlaczego Lay też wyleci? Chcesz go ukarać za moją niesubordynacje? To nie ma sensu." – Pomyślałem, zaciskając dłonie. To nie miało najmniejszego sensu. Niestety wyraz twarzy mojego wydawcy był poważny, jak nigdy. Byłem pewien, że mówił poważnie. Z jednej strony było mi głupio, że zmusiłem go do tej postawy. Nadużyłem jego zaufania i całkowicie zrujnowałem swoją dobrą reputację, jaką posiadałem za czasów debiutu.
- Dobrze. - Podniosłem głowę. - Szkic znajdzie się u Pana na biurku. Nawet do jutra. - Podszedłem bliżej, po czym pochyliłem się nad mężczyzną, opierając się o mahoniowe biurko ręką. - Powiem więcej. - Uśmiechnąłem się mimowolnie. - To będzie najlepszy wstępny szkic, jaki ci oddałem – dokończyłem z satysfakcją. Z jakiegoś powodu moja ambicja wzięła górę nad rozsądkiem. Chciałem działać, a ponadto chciałem udowodnić swojemu wydawcy, że ciągle mogę być starym sobą. Sam chciałem w to wierzyć. Jednak teraz ponownie czułem, że mam ważniejszy cel, niż uwielbienie czytelników, na których mi przestało już zależeć.
Lay wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poczułem cholerny ucisk w żołądku, gdy zobaczyłem jego idealną sylwetkę. Stał do mnie tyłem, zamykając drzwi na klucz. Chociaż to był tylko moment, mój wzrok zbadał każdy fragment jego ciała. Blond kosmyki jego włosów delikatnie schodziły na kark. Szerokie ramiona opinała ciemna bluzka. No i tyłek. Jego tyłek był idealny. I choć bardzo nie chciałem patrzeć właśnie tam mój wzrok powędrował niemal natychmiast w dół. Zacisnąłem mocniej wargi, czując jak moje ciało oblewa ciepły dreszcz. Nim zdążyłem odwrócić wzrok Lay obrócił się w moją stronę. Speszyłem się widząc jego pytający wyraz twarzy. Wyglądało na to, że nadal jest na mnie wściekły. Podszedł do stolika, energicznie odsuwając krzesło. Podniosłem na niego wzrok, na chwilę odwracając go od prawie pustej kartki. Szkic w moich rękach wcale nie ewoluował, a praca posuwała się tylko w tył. To jednak było możliwe, ponieważ z każdym kolejnym przeglądem tych stron dostrzegałem kolejne błędy i rzeczy wymagające poprawki. Lay wyrwał kartkę spod mojej ręki. Zaskoczony spojrzałem na niego półprzytomnie, ciągle trzymając ołówek w rękach.
- Ej! - warknąłem, starając się wyrwać kartki z jego ręki. Blondyn ignorował mój sprzeciw, przeglądając je ponownie. Skupiony wzrok chłopaka badał kolejne kadry.
- Nie widzę żadnych błędów, dlaczego nie zaczynasz rysować dalej? - zapytał poważnym tonem głosu. Podłożył pustą kartkę pod mój nos i z hukiem położył na niej mój ukochany, drewniany ołówek. Spojrzałem na niego tępym wzrokiem, na co on burknął coś pod nosem, odsuwając się ode mnie. Bez zastanowienia wziąłem ołówek do ręki. Czułem się nieswojo. Działałem pod presją. Gdy tylko przykładałem ołówek do kartki, Lay odwracał głowę, spoglądając na moją dłoń. Pod wpływem jego wzroku trzęsłem się, jak galareta. Gdy tylko spoglądałem ukrytkiem na jego twarz, przypominały mi się jego słowa podczas naszej ostatniej rozmowy. Pamiętałem to, jak przez mgłę, ale byłem pewien, że Lay powiedział, że mnie kocha. Nie widziałem tego po nim. Ja na jego miejscu unikałbym się, jak ognia. Sam nie chciałem przychodzić do biura i pokazywać mu się na oczy, gdy uświadomiłem sobie, że rozpinałem jego rozporek, wołając go imieniem innego chłopaka. Większej porażki nie można sobie zapewnić u takiego przystojniaka, jak Lay. Z resztą tamten wieczór był dla mnie jednym wielkim szokiem. On mnie nie odepchnął. Wtedy o tym nie pomyślałem, ale od kiedy on woli facetów? Co to w ogóle była za gierka?
- O co chodzi? - zapytał cicho. - Nic nie narysowałeś. - Spojrzałem raz na niego, raz na pustą kartkę, nad którą tkwiłem z jakieś dziesięć minut. Zapomniałem, co w ogóle miałem narysować. Według scenariuszu teraz musiałem opracować scenę pocałunku. Kolejna rzecz, której nie byłem w stanie wykonać, nawet jakbym chciał. Wszystkie moje myśli krążyły teraz wokół słów Laya. Często zdarza się coś takiego, że starasz się skupić na jakimś fakcie, czy czynności, ale właśnie wtedy twoje zmartwienia pozbawiają cię jakiejkolwiek samodzielności i własnej woli. Właśnie to teraz działo się w mojej głowie. Ten sam głęboki głos ciągle mówił mi, jak bardzo mnie kocha, a ja z zarumienioną twarzą starałem się odegnać te myśli, skupiając się na pustej kartce. "Nie wykorzystuj tego, że cię kocham"? O co mu chodziło, gdy to mówił. Zrezygnowany uderzyłem ołówkiem o blat stołu, po czym wstałem z krzesła.
- Nie... Ja tego nie narysuje – warknąłem, łapiąc się za głowę. Rozczesałem palcami włosy, odwracając się tyłem do Laya. - Nie potrafię się skupić. Usłyszałem, jak krzesło siedzącego za mną chłopaka się odsuwa. Bez nawet oddechu wsłuchiwałem się w odgłosy za sobą. Później rozbrzmiały czyjeś kroki, zbliżające się do mnie.
- Chodzi o mnie, prawda? - szepnął, niemal prosto do mojego ucha. Odwróciłem się z poważną miną. Nie mogłem przecież uciekać od tej rozmowy. To nie było w moim stylu. - Jeśli chcesz porozmawiamy o tym, co wczoraj się wydarzyło – dodał z trudem. Widać było, że to zdanie ledwie przeszło mu przez gardło. W milczeniu spoglądałem na jego smutną twarz. Był uroczy, gdy się martwił.
- Chciałem cię przeprosić – zacząłem.
- Za co? Za to, że chciałeś się ze mną przespać? Jeśli o to chodzi, to....
- Nie – przerwałem mu, zbliżając się do niego. - Za to, że powiedziałem "Tao". Owszem myślałem wtedy o nim. Porównywałem was, ale... ty nie jesteś do niego podobny. Nie traktuje cię, jak zastępstwo. Chciałbym, żebyś to wiedział. - Odruchowo pogłaskałem policzek chłopaka. Dziwnie czułem się dotykając go po tym, co właśnie powiedziałem. On był dla mnie ważny. Cholernie ważny. Czułem do niego to samo, co do Tao, ale tym razem nie czułem się taki zagubiony.
- Kłamiesz – syknął, odsuwając moją dłoń. - Wiem o tobie wszystko. To dlatego błagałem o pracę twojego asystenta. To dlatego starałem się o pracę w tym wydawnictwie! Początkowo doceniałem cię i byłeś moim wzorem, dlatego chciałem cię poznać. Zdziwiłem się, gdy cię spotkałem po raz pierwszy... ale pewnie nawet tego nie pamiętasz. Byłeś całkowicie innym niż sobie ciebie wyobrażałem. Pracując tutaj przez ostatni rok zbierałem o tobie informacje. Chciałem wszystko o tobie wiedzieć... Nie wiesz, jak to jest prawda? Obserwujesz kogoś, doceniasz, ta osoba jest dla ciebie wszystkim, ale... w ogóle cię nie zauważa. Wiesz ile razy miałem ochotę krzyknąć, że cię kocham? Najgłupsze było to, że w ogóle cię nie znałem, a nie mogłem się z tego wyleczyć. - Zszokowany wgapiałem się w ciemne oczy chłopaka, które zaczęły wypełniać się łzami. Nie spodziewałem się tego. Nie widziałem Laya wcześniej. Nie pamiętałem, żebyśmy się kiedykolwiek spotkali. Naprawdę miał racje. Nie zauważałem go. - Nie chce cierpieć. Wiem, że ciągle kochasz Tao. Zawsze go kochałeś. Powiedz mi po prostu, że się pomyliłem, że nigdy mnie nie pokochasz... że... - mówił zdenerwowany. Nie potrafiłem tego znieść. Pierwszy raz stała przede mną osoba, której naprawdę na mnie zależało. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nie chciałem, żeby ode mnie odszedł. Zasłoniłem jego usta ręką, chcąc go jakoś uspokoić.
- Nie powiem ci tego – rzuciłem z uśmiechem. - Nie mogę powiedzieć, że nic do ciebie nie czuje... Tylko, że na pewno nie powiem, że cię kocham. To głupia deklaracja. Nie chcę, żebyś wierzył mi na słowo. Powiem ci tylko, że nigdy nie pozwolę ci odejść. Nie chce, żebyś odchodził. Nie pozwolę na to – dodałem otwarcie. Zbliżałem się do niego coraz bliżej, w końcu chłopak zatrzymał się, mając za sobą przeszkodę w postaci wielkiego biurka, przy którym pracowałem. Oparł się o nie rękami, nie odrywając ode mnie wzroku. Moja dłoń delikatnie wsunęła się w jego gęste włosy, po czym przybliżyłem się do jego ust, wbijając się w nie gwałtownie. Lay westchnął głęboko, przybliżając mnie do siebie. Czułem, jak moje ciało drży. Delikatnie przygryzłem jego dolną wargę, po czym objąłem ją swoimi. Moja druga ręka powoli zbliżała się do jego szyi. Przy każdym moim dotyku na karku chłopak reagował natychmiastowym dreszczem. Powoli zjechałem dłonią w dół, kładąc ją na jego torsie. Czułem pod palcami bicie jego serca. - Cholera. Nienawidzę cię wiesz... - syknąłem, odsuwając się od niego na moment. Gdy to zrobiliśmy nitki śliny łączące nasze języki delikatnie się rozerwały, ciągle pozostając na moich wargach. - Przy tobie nigdy nie mogę się opanować – wyszeptałem ochrypniętym głosem. Lay uśmiechnął się nonszalancko.
- Więc oboje nie musimy nad sobą panować – odpowiedział, zaciskając palce na mojej koszuli. Rozpiął ją delikatnie. Jego dłonie co jakiś czas ocierały się o mój nagi tors. Czując ich chłód, lekko się wzdrygałem, spoglądając na niego z uśmiechem. Nawet ja nie miałem zamiaru robić tego w biurze.
- Ej! - Złapałem jego dłonie. - A jeśli ktoś tu wejdzie? - zapytałem cicho, chcąc go jakoś opanować. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Nie obchodzi mnie to – prychnął. - Chociaż tak szczerze to jest podniecające. No, ale jeśli martwisz się o swoją pracę, to nie jęcz zbyt głośno – dodał z pewnym siebie uśmieszkiem. Odpowiedziałem mu tym samym. W sumie gdyby tylko ode mnie to zależało, to nawet mógłbym to z nim zrobić przy otwartych drzwiach.
Zdjąłem z niego bluzkę, spoglądając wreszcie na jego wspaniały tors. Był moim ideałem. Z charakteru moim przeciwieństwem, z wyglądu moim bogiem. Nawet gdyby nie wiedział o tym, co on do mnie czuje, to z chęcią starałbym się o niego. Już teraz nie potrafiłem o niczym innym myśleć. Skupiłem się tylko na nim. Zacząłem całować jego usta, schodząc coraz niżej. Wilgotne ślady moich warg zaznaczyły ślaczek wzdłuż jego ciała. Zniżałem się coraz niżej, w końcu z uśmiechem spojrzałem na jego spodnie. Rozpiąłem je, zdejmując materiał z jego pomocą. Tak samo skończyły bokserki chłopaka, które ukrywały jego gotową do współpracy męskość. Delikatnie pocałowałem główkę jego penisa, po czym mój język nakreślił na nim kilka mokrych kółek. Nie zamierzałem się spieszyć. Chciałem się trochę z nim podroczyć, żeby błagał mnie, aby nareszcie być spełnionym. Wsunąłem go w końcu między swoje wargi, od razu poruszając się coraz szybciej. Lay również współpracował. Zaczął poruszać się w moich ustach, wzdychając głęboko co jakiś czas. Nie zamierzałem jednak oddać mu kontroli. Moje dłonie spoczęły na jego pośladkach, a palce zacisnęły się na tej gładkiej skórze. Z pomocą języka chciałem doprowadzić do tego, by w końcu z ust chłopaka usłyszeć moje imię, wypowiadane w całkowitej ekstazie. W końcu usłyszałem cichy jęk Laya, po czym moje usta wypełniła gorzkawa ciecz. Połknąłem ją bez marudzenia, spoglądając na twarz blondyna.
- Będziesz musiał jeszcze trochę się postarać – wyszeptał, ledwie słyszalnie. Spojrzałem na jego penisa, który ciągle był w stanie zwodu. Uśmiechnąłem się, ściągając swoje spodnie, po czym zdjąłem bokserki. Nie mogłem się już powstrzymać. Podszedłem do Laya, po czym pchnąłem go na biurko, które za nim stało. Zaskoczony chłopak warknął pod nosem, obracając się do mnie tyłem. Jego tyłów spoczywał na biurku, a chłopak stał w lekkim rozkroku, wypięty w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Nie mogłem, a nawet nie chciałem się powstrzymywać. Byłem bardziej niż gotowy. Mój członek pulsował, jakby niecierpliwiąc się i żądając wreszcie zaspokojenia. Szczerze przyznam, że wystarczyło, abym zobaczył Laya w całej okazałości, a już byłem bliski spełnienia. Oblizałem palce, po czym wsunąłem je delikatnie w blondyna. Chłopak starał się rozluźnić, wypinając się nieco bardziej. Powoli przygotowywałem go, na przyjęcie mojego penisa. Przysunąłem się do niego bliżej, kładąc ręce na jego biodrach. Przejechałem moimi chropowatymi palcami po jego delikatniej skórze, aż w stronę żeber, w tym samym momencie wsuwając się w niego powoli. Był ciasny. Czułem, jak jego ciało opina mojego pulsującego członka. Lay jęknął cicho, albo raczej zaskamlał jak mały szczeniak. Ja powtórzyłem ruch, wchodząc w niego nieco gwałtowniej. Moja ręka powędrowała w stronę członka blondyna i zacisnęła się na nim. Powoli zjeżdżałem w dół, w tym samym momencie wsuwając się w niego. Lay odchylił głowę do tyłu, uderzając rękami o blat stołu. Odsunął się od mebla nieco, dając mi większe pole do manewru. Zacząłem łączyć ruchy, starając się wykonywać je w tym samym momencie. Robiłem to coraz szybciej. Przy każdym kolejnym uderzeniu słyszałem jęk Laya, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Czułem, jak całe moje ciało pokrywają kropelki potu. Wszystkie moje myśli i ruchy skupiły się na tym, żeby otrzymać spełnienie. Chciałem je też usłyszeć z ust Laya. Poruszałem się już automatycznie, zaciskając zęby. Moje ciało drżało, tak jak i ciało chłopaka. Całe pomieszczenie wypełniały nasze jęki i westchnienia wymieniające się co jakiś czas. Czułem, jak Lay staje się coraz ciaśniejszy. Spojrzałem na niego, zaszklonymi oczami. Jego dłonie były zaciśnięte, a głowa lekko pochylona.
- Wufan... - szepnął. Po chwili z jego penisa wystrzeliła biała ciecz, spływająca również po moich palcach. Ja też czułem, że jestem bliski spełnienia. Wykonałem jeszcze kilka uderzeń, po czym ostatecznie wysunąłem się z ciała chłopaka, plamiąc jego skórę kilkoma plamami spermy. Oddychałem głęboko, ciągle pozostając w tej samej pozycji. Pochylony nad chłopakiem. Podparłem się rękami blatu stołu, przywierając bardziej do jego ciała.
- Ty... Ty powiedziałeś moje prawdziwe imię – wyszeptałem. Czułem, jak jego ciało unosi się przy każdym głębokim oddechu. Oboje byliśmy wykończeni. - Od dawna go nie używałem, wszyscy mówią do mnie moim pseudonimem.
- Nie mogę go używać? - zapytał naiwnie. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Możesz... z twoich ust brzmi najładniej.
Wszedłem niepewnie do gabinetu szefa, oczekując najgorszego. Od wydania pierwszego tomiku minął tydzień, więc już będą mieli jakieś pojęcie o tym, jak sprzedaje się moja nowa manga. Martwiło mnie to, bo czułem się całkiem, jak podczas mojego debiutu. Przechodząc przez próg, przypomniały mi się wszystkie te uczucia, które wtedy mną targały. "Czy to się spodoba? Czy jest dla mnie jeszcze miejsce w dziale mang?" Nie miałem o tym pojęcia. Te wszystkie pytania przelały się teraz na mnie, a ja nie byłem na to przygotowany. W końcu ten tydzień oczekiwań spędziłem z Layem. Można było powiedzieć, że już oficjalnie byliśmy parą. Byliśmy ze sobą już blisko, ale to nie zmieniało faktu, że ciągle się sprzeczaliśmy. Denerwowało go moje "lekkie" podejście do wszystkiego o słomiany zapał, a mnie jego przemądrzałość i to, że zawsze stawiał na swoim. Jednak tym razem oboje pracowaliśmy nad tym, by siebie nawzajem nie denerwować. To miało same zalety. Byliśmy całkiem różni i to się u nas sprawdziło. Chociaż nasze zainteresowania były podobne, to nasze charaktery to dwa różne bieguny. To dawało niesamowity efekt.
- O! Kris! - Zadowolony mężczyzna klasnął w dłonie na mój widok. Dawno nie widziałem go tak zadowolonego. Z szerokim uśmiechem niemal podbiegł do mnie, omijając biurko, na którym w dalszym ciągu panował bałagan.
- "XOXO" to hit! Sprzedaż już dawno przekroczyła nakład – wyrzucił z uśmiechem. - Zapowiada się sukces na miarę "Somebody 2 Love". - Otworzyłem szerzej oczy, spoglądając ze zdziwieniem na wydawce. Nie spodziewałem się, że usłyszę to z jego ust. Fabuła, którą opracował Lay była ciekawa, ale nie różniła się niczym specjalnym od reszty obyczajówek. Jednak tworzenie tej mangi z Layem dało mi wiele radości.
- Naprawdę? - zapytałem z uśmiechem.
- Oczywiście. Chciałem, jako pierwszy ci pogratulować. - Uścisnął moją dłoń, pochylając głowę do przodu. Wyglądał, jak dumny ojciec. - Liczę na późniejszą, owocną współpracę – dodał z "tym czymś" w oczach. Poczułem, jak przez moje ciało przebiegł ciepły dreszcz. Pochwały z ust wydawcy były dla mnie największą nagrodą. Poczułem, jak kąciki moich usta automatycznie się podnoszą. - Chciałbym i ciebie i Laya zaprosić na kolację dla całego zespołu organizowaną by uczcić ten sukces.
- Dziękuje za propozycję – odpowiedziałem z uśmiechem. - Ale nie wiem, czy ja i Lay będziemy... - zacząłem, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie ułożyłem to zdanie, jakbyśmy byli parą. Wydawca spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, zaskoczony moją reakcją. - Znaczy... zapytam go o to przy okazji, chyba że... - mówiłem dalej, coraz bardziej czerwieniąc się ze wstydu.
- Dobrze, dobrze. Już się nie tłumacz. Świętujcie ten sukces we dwójkę – dodał po chwili. To ostatecznie doprowadziło mnie do szału. Całkowicie się roztrzęsłam. Moje policzki zrobiły się chyba całkiem czerwone, a ja czułem to bo w tym miejscu automatycznie robiło mi się gorąco.
- Ja nie... znaczy... Proszę Pana! - warknąłem, nie potrafiąc znieść jego wzroku. - Dziękuje za gratulację. Wychodzę. W razie przypadku proszę do mnie dzwonić – rzuciłem krótko, niemal natychmiast wybiegając z biura. Opuściłem głowę, idąc korytarzem lekko zdenerwowany. Co to w ogóle za rozmowa? Skłamałbym, gdybym zaprzeczył, ale nie zamierzałem się do tego przyznawać. W końcu w pracy ja i Lay to asystent i mangaka – nic więcej.
Nie zatrzymywałem się ani na moment, idąc przed siebie. Lay znowu wkradł się w moje myśli, a wtedy mogłem jedynie skupić się na widoku jego twarzy. Myślałem, że teraz, gdy jesteśmy ze sobą, to moje myśli trochę się uspokoją, ale teraz myślałem o nim jeszcze więcej, niż zwykle.
Usłyszałem szur czyiś butów, jednak za późno, bo nie zdążyłem się zatrzymać. Uderzyłem o czyjeś ramie barkiem, po czym podniosłem wzrok, spoglądając na tą osobę z wyrzutem. Rozszerzyłem oczy, spoglądając na znajomą twarz.
- Tao? - zawołałem z przerażeniem na widok bruneta. Nie spodziewałem się go tu spotkać. Przerażony nie odwracałem od niego wzroku, zastanawiając się, czy to nie sen. - Co ty tu robisz? - zapytałem. Wyglądało na to, że chłopak był równie speszony, co ja.
- Ja... zacząłem tu pracować – wyrzucił niepewnie. Poczułem, jak przez moje ciało przeszedł chłodny dreszcz, gdy usłyszałem jego głos.
- Co? Dlaczego? Jak to? - zawołałem jednym tchem. Nie miałem pojęcia, jak na to zareagować.
- Spokojnie. Z tego co wiem, zajmuję się marketingiem – odpowiedział. Przyjrzałem się mu uważnie. Wyglądał na zaskoczonego, ale przecież dobrze wiedział, w jakim wydawnictwie pracuje, a teraz się tu zjawił.
- Tao? Miło poznać. - Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zaskoczony spojrzałem na stojącego za mną Laya. Blondyn z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę przed bruneta. - Nazywam się Lay. Kris dużo mi o tobie opowiadał – dodał, gdy brunet uścisnął jego dłoń. Lay przysunął się do mnie bliżej, obejmując mnie w pasie. Tao odruchowo spoglądał raz na mnie, raz na niego. Uśmiechnął się po chwili sztucznie.
- Miło mi poznać – odpowiedział. - A teraz przepraszam... nie mogę się spóźnić pierwszego dnia. Do zobaczenia – powiedział wychodząc. Patrzyłem, jak wchodzi do jednej z sal obok. Ciągle byłem oszołomiony. Lay złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia. Jego palce coraz mocniej zaciskały się na moim nadgarstku.
- Teraz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić – odezwał się po chwili. Spojrzałem na niego pytająco.
- Dlaczego? - Lay zatrzymał się, ale ciągle trzymał moją dłoń. Obrócił się, spoglądając prosto w moje oczy.
- Gdy go zobaczyłem, poczułem się zazdrosny – odpowiedział, z miną pełną wyrzutów. - Jesteś mój, prawda? To nic nie zmienia? - zapytał naiwnie, niczym małe dziecko. To było naprawdę... urocze, dlatego nie wierzyłem, że w ogóle to powiedział. Lay zawsze był bezpośredni, a to miało swoje dobre i złe strony. Złapałem się odruchowo za głowę.
- Czemu się pytasz? To chyba oczywiste. - Uśmiechnąłem się do niego szczerze. - A ty jesteś mój Lay? - zapytałem podchodząc do niego bliżej. Blondyn zarumienił się, gdy delikatnie złapałem go za rękę. - To ty jesteś moją miłością z mangi, nie musisz być zazdrosny – dokończyłem z uśmiechem.
- Dobrze, że to ja wymyślam dialogi – zaśmiał się, przytulając mnie do siebie. - XOXO – wyrzucił z uśmiechem, po czym pocałował mnie w policzek. Byłem naprawdę szczęśliwy. Lay był wszystkim, czego mógłbym chcieć od życia. Nie myślałem wtedy, że wszystko się tak skomplikuje. Teraz nie mogę cofnąć czasu.
Witam wszystkich! Jak zwykle... przepraszam, że nie było mnie tak długo! Nie sądziłam, że dokończenie XOXO zajmie mi tak dużo czasu. Dalej w to nie wierzę. Oczywiście błędy na pewno są, głupie literówki a nawet słowa z kosmosu urwane (co u mnie jest niemal pewnie - coś w stylu "uśmiechnął się do niej złośliwym spojrzeniem" hahha). Oczywiście cały czas staram się poprawiać błędy, żeby wreszcie pisać tak, żeby mi się to podobało no ale - ciągle muszę się uczyć. xD Jeśli coś was drażni, lub znalazły się tam jakieś błędy, to proszę o napisanie tego. xD
A! No i mam dla was taką małą niespodziankę...
Wpadłyśmy dziś z koleżankami na pomysł z założeniem bloga, na którym będzie można zgłosić jakieś kpopowe akcje. Nie ważne z jakim zespołem, ale chodzi tu głównie o to, żeby kpoperzy na Twitterze zaczęli się jednoczyć. W końcu przy każdej akcji poznaje się nowych ludzi, no i świat się dowie, że żyjemy! W sumie od akcji EMAzing EXO natknęłam się na kilka twittów z tekstami: "Gdzie te fanki Exo?" itd. Pasowałoby o sobie przypomnieć i to nie tylko dotyczy EXO, ale i reszty fandomów które siedzą sobie cicho. W każdym razie zapraszam: http://ttkpop.blogspot.com/
* W następnej kolejności dodam rozdział 5 "Casso"
- Nie – powiedziałem pewnie, ale wewnątrz byłem jedną wielką galaretą. Bałem się, choć dobrze wiedziałem, że ta rozmowa w końcu nastąpi. - Co mnie obchodzi moda, przecież... - zacząłem, chcąc się jakoś się bronić.
- Nas obchodzi – odpowiedział spokojniej, w porównaniu do mnie. Ciągle miałem jednak wrażenie, że swoim wzrokiem zaraz wywierci mi dziurę w brzuchu. - Dobrze wiesz, że sprzedaż twoich dzieł strasznie spadła. Nikt nie chce czytać tych łzawych historii, ale na twoje szczęście... - Westchnął głęboko, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. - Ciągle jesteś kojarzony z twoim pierwszym sukcesem i dopóki ta dobra reputacja pozostaje masz okazję się wybić z innym tytułem. - Gdy usłyszałem te słowa byłem bliski płaczu. Dlaczego? To było prawdą. Tytuły ostatnich moich dzieł, upadały gdzieś na dół rankingu. Niewiele osób doceniało moją ciężką pracę. Nieprzespane noce, czasem nawet opuchnięte opuszki palców, do tego jeszcze moje podkrążone oczy, które stały się moją typową cechą. Całkiem nie zważałem na to, jak wyglądałem, gdy poświęcałem się pracy. Wcielałem się w bohaterów, odzwierciedlając każdy gest przez nich wykonany na papierze.
- Łzawych historii? - powtórzyłem z oburzeniem. - To życie! To nie moja wina, że właśnie tak ono wygląda. Chcesz, żebym zaczął tworzyć bajki? - warknąłem. Liczyłem, że powiem to bardziej spokojnie, jednak nieduża ilość snu całkiem pozbawiła mnie samokontroli.
- Kris... - zaczął, składając ręce, co miał robić w zwyczaju, gdy chciał kogoś pocieszyć, lub coś wytłumaczyć. - Książka... czy też manga jest po to, żeby odciągnąć ludzi od rzeczywistości. Proszę przypomnij mi historie głównego bohatera twojej mangi, którą teraz tworzysz. - Machnął ręką w moją stronę. Spojrzałem na niego swoimi lekko podpuchniętymi oczami. Musiałem kilkakrotnie przewertować w myślach jego pytanie. Historia? Przecież nie myślałem o niczym innym przez ostatni miesiąc. Szczegóły fabuły układałem nawet biorąc prysznic.
- Główny bohater poznaje miłość swojego życia, po czym odkrywa, że choruje na śmiertelną chorobę. Przed śmiercią mówi o tym swojemu partnerowi, a ten zostawia go, przez co główny bohater umiera w samotności.
- I ty uważasz, że ktoś będzie zadowolony po przeczytaniu tego? - zapytał z kpiącym uśmieszkiem. - Ludzie tacy są, nie potrzebują przygnębiających historii, całkiem pozbawionych nadziei.
- Mam wyrysować szczęśliwe miłostki licealistów, przy których nastolatki będą piszczeć? Jak skończymy tą rozmowę przypomnij mi, żebym pozbierał swoją dumę – szepnąłem pod nosem. Miałem dość. Nigdy nie widziałem takiej historii. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie takiej idealnej miłości. Skoro nie byłem w stanie, to nie potrafiłem tego przelać na papier.
- Tak. Nikt nie prosił cię o tworzenie bajek – sprostował natychmiast, po czym poprawił okulary. - Chcę po prostu dostać uroczą, ale dojrzałą historie o miłości dwóch mężczyzn. Nic depresyjnego. Nie ingeruję w twoją twórczą inwencję. To zwykła prośba – dokończył, uśmiechając się. Spojrzałem na niego tempo. Miałem wrażenie, że to nie wszystkie instrukcje, jakie miał mi przekazać.
- Oczywiście. Postaram się – powiedziałem z nieszczerym uśmiechem, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. - To już wszystko? - zapytałem, wstając gwałtownie.
- Nie. Mam dla ciebie małą niespodziankę. Chcę być pewny, że nie rzucasz słów na wiatr. - Spojrzał na mnie z wyższością. Jego wyraz twarzy niemal mówił, że czuł się dumny, że mnie przechytrzył.
- Dziękuje – odpowiedziałem, ciągle się uśmiechając. - Poradzę sobie bez pomocy na tym etapie prac.
- Przykro mi. Już znalazłem dla ciebie asystenta. - Podszedł do drzwi, za jego biurkiem. Uchylił je delikatnie. - Lay pozwól na chwilę – zawołał, stojąc w progu. Usłyszałem czyjeś coraz głośniejsze kroki, a chwilę później do pomieszczenia wszedł wysoki blondyn. Zwykła, biała koszulka delikatnie opinała się na jego ciele, odkrywając też umięśnione ramiona. Największym atutem mężczyzny były jednak różane usta. Lekko rozchylone, idealne. Nie mogłem odciągnąć wzroku od tej pięknej twarzy i błyszczących oczu, które również wpatrywały się we mnie. - Proszę... od dzisiaj łączy was przymusowa współpraca – powiedział, popychając blondyna w moją stronę, z zadziornym uśmiechem. - W przeciwieństwie do ciebie, Lay ma świeże spojrzenie na życie i dostarczył mi plan fabuły, który zaakceptowałem.
- Co? - powiedziałem wyższym głosem, choć to było całkiem niekontrolowane. Skierowałem w mojego wydawce mordercze spojrzenie. - Czyli już wszystko ustaliliście? Mam po prostu stworzyć coś, co się sprzeda? - zapytałem, zaciskając dłonie w pięści. Byłem naprawdę zmęczony a to nie pomagało moim skołatanym myślą.
- Możesz spróbować! Z resztą pomysł Laya na pewno ci się spodoba. To chłopak z wyobraźnią. - Poklepał go po plecach, z dumną miną. Blondyn odpowiedział mu tylko życzliwym uśmiechem.
- Chłopak z wyobraźnią. - burknąłem pod nosem. - Dobra. I tak nie mam wyjścia – dodałem, po czym otworzyłem drzwi. - Dziękuje za rozmowę – wyrzuciłem niechętnie, zamykając za sobą drzwi. "Ten Lay jest cholernie dołujący. Mam ich gdzieś. I tak zrobię to po swojemu." - To jedyne myśli, jakie wtedy krążyły mi po głowie.
^ ^ ^
Pospiesznie upiłem łyk kawy, jakby te dwie sekundy miały mnie zbawić. Od dwóch godzin siedziałem nad tym scenariuszem, dodając do niego własne poprawki. To miała być nasza ugoda, ale dla mnie każdy fragment tego planu był nierealny, przesłodzony i nie do przyjęcia.
- Więc są jakieś problemy? - Usłyszałem za sobą nieznany mi głos. Przerażony o mało nie poplułem się kawą.
- Czy ty do cholery pukasz? - krzyknąłem, obracając się w stronę blondyna. - Nikt nie wchodzi do mojego biura! Jestem zajęty – dodałem już trochę spokojniej. Lay spoglądał na mnie z uroczym, niewinnym uśmiechem.
- Dobrze... przepraszam. Chciałem tylko zapytać, czy wstawił Pan jakieś poprawki?
- Mów mi na ty. - Podszedłem do biurka, na którym leżały porozrzucane kartki. - A co do poprawek... mam nadzieje, że masz czas do wieczora. - Obróciłem się, trzymając w rękach kilka kartek A4.
- Serio? - zapytał chłopak, odruchowo łapiąc się za głowę. - Pokaż to. - Wyrwał kartki z moich rąk, od razu wlepiając w nie wzrok. Przyglądałem się jego skupionej minie, gdy przeglądał kolejne linijki tekstu. Jego twarz nie zmieniała wyrazu. Nie wykazywała żadnych emocji. Korzystałem z tej okazji, że, mogłem się na niego chwilę pogapić, bez kontrolowania się, oraz tego głupiego uczucia, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Nienawidziłem tego. - Ale... Ty chcesz zmienić wszystko... - wybełkotał ledwie wyraźnie.
- O! Widzę, że wyłapałeś aluzję.
- Czytałem wszystkie twoje mangi, wiesz? - Głos chłopaka trochę się zmienił. - Zawsze chciałem ci powiedzieć w twarz, co wtedy myślałem. - Podszedł do mnie bliżej. Czułem się przerażony i sparaliżowany strachem. - Sądzę, że w każde twoje dzieło przelewasz całego siebie. To źle – szepnął. - Każdy wie o tobie wszystko.
- Ha! Wiesz o mnie wszystko? Jesteś głupi, tak myśląc. Sam wszystkiego o sobie nie wiem. Tylko w jednym masz racje... Wczuwam się w to, co tworze. Skoro myślisz, że mnie rozumiesz i znasz, to powinieneś darować sobie ten głupi pomysł z tą dziecinną historią i pozwolić mi tworzyć, jak chcę! - krzyknąłem.
- Jesteś dziecinnym, głupim egoistą – odpowiedział mi szorstkim głosem. Myślałem, że po tylu latach przestałem przejmować się wszelką krytyką, ale jego słowa trafiały niemal prosto do mnie, omijając wybudowaną przez wiele lat ścianę z niechęci do ludzi i świata. Czułem, że moje serce bije trochę szybciej. Nie odwracałem od niego wzroku, jednak był on tak groźny, że miałem ochotę płakać i prosić o wybaczenie.
- Yyy... Co? - wybełkotałem, licząc, że usłyszałem coś innego.
- Nie odróżniasz pasji od swojej pracy – wyjaśnił w końcu. - Dorośnij i zacznij to odróżniać. Nie mam zamiaru ci ustępować.
- Ja tobie tym bardziej – odpowiedziałem, zdając sobie dopiero po chwili sprawę, jak dziecinnie to zabrzmiało. Nasze wściekłe spojrzenia się spotkały. - To wypowiedzenie wojny? - zapytałem już spokojniej, siadając na wcześniej zajętym miejscu.
- Oczywiście. W końcu się złamiesz i zaczniesz wreszcie normalnie myśleć – burknął, zbierając zostawione przez siebie wcześniej materiały. Nie zwróciłem na to uwagi, ale był naprawdę wściekły. Jego ręce trzęsły się, a on sam zbladł, przygryzając dolną wargę. Jego lśniące oczy zakrywały kosmyki włosów. Przyglądałem mu się ze skupieniem. - Co się gapisz? - syknął, ze łzami w oczach. Czułem się winny, przecież zdenerwował się tak przeze mnie. - Nie myślałem, że współpraca z tobą będzie tak trudna. Nie wiesz, prawda? Wyobraź sobie, że mnie dużo kosztowało wymyślenie tego scenariusza. Pomyślałeś o tym?
- Nie no spoko. Prze-przepraszam – wybełkotałem, zaskoczony jego reakcją.
- Jeśli ten projekt.... nie wyjdzie, to zostanę zwolniony, ale... co cię to obchodzi. Nie wiem po co ci to w ogóle mówię – odpowiedział niższym głosem, jakby sam do siebie. Nie mogłem wyjść z podziwu, jak szybko atmosfera się zmieniła, do tego rozmowa, która była pod moją kontrolą nagle została przejęta przez Laya, przez którego czułem teraz cholerne wyrzuty sumienia. Patrzyłem, stojąc w bezruchu, jak blondyn wychodził zatrzaskując za sobą drzwi. Jednak coś mnie zaniepokoiło: "O co chodzi? Przecież tego chciałem."
^ ^ ^
- Thomas i Michael, serio? Co to za pedalskie imiona? - zapytałem z ustami zapchanymi ciastkiem. Lay spojrzał tylko na mnie znad kartek, kręcąc głową.
- Nawet imion już się czepiasz? - Rzucił moje notatki na blat. Siedział naprzeciwko mnie, przy biurku zaścielonymi notatkami i szkicami. Splótł ręce, wbijając we mnie badawcze spojrzenie. Jego ciemne oczy przybrały cieplejszy odcień, gdy w tęczówkach odbijało się słoneczne światło, wydostające się zza okna za mną. - Powiedz mi, kiedy właściwie zająłeś się mangą? - Wiedziałem, że w końcu padnie to pytanie. Ludzie zawsze się zastanawiają, jaką trzeba przebyć drogę, by zostać cenionym mangaką, ale niestety od sukcesu zależy głównie szczęście, bo nigdy nie wiadomo, co ludziom się spodoba.
- Nic specjalnego – wyrzuciłem w końcu. - W dzieciństwie czytałem mangi nałogowo i jakoś nie wydawało mi się to trudne do stworzenia. Odruchowo wziąłem ołówek i uczyłem się na własnych błędach – odpowiedziałem bez emocji.
- Twoja pierwsza manga, "Somebody 2 Love" była całkiem inna od reszty. Dlatego była takim sukcesem – powiedział bardziej do siebie, tak jakby wypowiedział swoje myśli na głos. Nie wiedziałem, że tak bardzo przejmował się moją osobą. Chyba nadawał się jak nikt inny na mojego asystenta.
- Więc rozumiem, że chcemy powtórzyć sukces? - dodałem z uśmiechem. Lay natychmiast podniósł głowę, spoglądając na mnie z zaskoczeniem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie z powagą, nawet nie mrugał, nie odrywając ode mnie swoich czekoladowych oczu.
- Co? - zapytałem w końcu.
- Wydawało mi się, że pierwszy raz odkąd cię widzę nie powiedziałeś nic depresyjnego – zaśmiał się chłopak.
- To nic takiego. Przez tą twoją głupotę zacząłem w to wierzyć. - Blondyn upił łyk kawy, ponownie spoglądając w papiery zgromadzone przed nim. W końcu udało nam się dojść do jakiegoś kompromisu, a skutkiem tego było rozpoczęcie pracy. Musiałem, a właściwie chciałem sprawdzić, czy scenariusz Laya się sprawdzi.
- Dialogi są głupie... - wyrzuciłem po chwili. Zdenerwowany Yixing położył głowę na blacie stołu wzdychając ciężko. Od samego rana słuchał wszystkich moich zastrzeżeń odnośnie fabuły, postaci itd. Chyba spodziewał się kilku drobnych poprawek, ale ja chyba nieco pokrzyżowałem mu plany.
- Boże... zabierz mnie do siebie – wyszeptał, nie podnosząc swojej głowy. Spojrzałem na niego odruchowo.
- Tylko nie ośliń rysunków postaci – zaśmiałem się, widząc jego blond czuprynę na stosiku kartek.
- Dawaj ten dialog – burknął Lay, wyrywając mi kartki z dłoni. - Która rozmowa ci się nie podoba? - zapytał płaczliwym głosem.
- Wyznanie. - Ponownie upiłem łyk kawy, tym razem pozostawiając w naczyniu jedynie połowę cieczy. Lay podszedł do mnie, siadając naprzeciw. Nasze kolana stykały się. Odłożyłem filiżankę, po czym z zaciekawieniem przyglądałem się Layowi. Chłopak przerzucił kolejne strony, szukając wspomnianej przeze mnie sceny. Przyglądałem mu się uważnie, chociaż ogarniało mnie dziwne uczucie. O niczym nie myślałem, patrzyłem tylko na piękne usta przystojnego chłopaka, których kąciki co jakiś czas unosiły się ku górze, pozostawiając w policzkach urocze dołeczki. Nie potrafiłem tego zrozumieć, ale opętało mnie to błogie uczucie, czułem się jak zahipnotyzowany, przyglądając się Layowi. Nieświadomie uśmiechnąłem się lekko, podpierając głowę ręką. Dopiero po kilku długich sekundach otrząsnąłem się, znajdując w końcu nazwę na tą dziwną chorobę. Chorobę której nie miałem zamiaru znowu przechodzić. I tak jak za machnięciem czarodziejskiej różyczki wrócił stary, chłodny Kris. Odchrząknąłem.
- Co ty właściwie robisz? - zapytałem, jak najbardziej chłodno.
- Zagrajmy to – zaproponował wręczając mi kopię scenariusza.
- Żartujesz? - zapytałem zaskoczony, spoglądając na zapisaną starannym pismem Laya kartkę.
- Zobaczysz, że to nie jest takie głupie. - Zadowolony Lay wstał ze swojego miejsca, podchodząc do mnie jeszcze bliżej. Położył rękę na moim ramieniu, a drugą dłonią trzymał kartkę. Czułem, że miejsce w którym dotykał mnie Lay zaczyna mnie mrowić, a moje mięśnie napięły się jakby broniąc się przed dotykiem przystojnego chłopaka.
- Już jestem, chciałeś o czymś ze mną porozmawiać? - przeczytał pierwszą linijkę, wcielając się w jedną postać z mangi. Zaniemówiłem, wgapiając się tępo w kartkę. Bałem się, że jeśli tylko uda mi się wypowiedzieć choć jedno słowo, to zacznę się panicznie jąkać, a chciałem zrobić tylko jedno – dotrzymać danej sobie obietnicy.
- Cieszę się, że znalazłeś dla mnie choć moment. Ostatnio rzadziej ci się to zdarza – odpowiedziałem bez emocji.
- O co ci chodzi? - Lay usiadł przy mnie. - Znowu wszczynasz awanturę. Ostatnio zachowujesz się dziwnie.
- To przez ciebie. - Położyłem kartkę na kolanach. - Nie wiem co mam o tym powiedzieć. Od tego co się wydarzyło ostatnio nie jestem sobą. Gdy tylko jestem sam... mam cholerną ochotę cię dotknąć. Wszędzie słyszę twój śmiech, który tylko doprowadza mnie do szaleństwa. Chciałbym cię mieć dla siebie... powiedzieć ci to wszystko co myślę, ale nie umiem. - Podniosłem wzrok, spoglądając prosto w oczy Laya. Nie mogłem oderwać od niego wzroku, ale w końcu udało mi się przywrócić zdrowy rozsądek. Wstałem gwałtownie, odsuwając się od Yixinga. Nie mogłem tego ukryć. Ten facet był całkiem w moim stylu. Niemal ucieleśnieniem mojego gustu. Ciężko było mi opanować się przy tym ideale. - Mówiłem, że to bez sensu – warknąłem, krążąc po biurze. Chciałem się trochę uspokoić. Oddychałem głęboko, chcąc zebrać myśli. - Dobra... dziś zajmę się rysowaniem szkicu.
^ ^ ^
Ponownie pochyliłem się nad kartką, starając się trzeźwo spojrzeć na rysowany przeze mnie szkic. Podświetlony stół do rysowania tylko bardziej męczył moje oczy, niż pozwalał zauważyć niewłaściwe linie. Wszystko wydawało mi się niewłaściwe. Dlatego otaczała mnie masa zmiętych kartek, które zrzucałem pod moje nogi, jako przeszkadzający przedmiot. Kilka stron udało mi się narysować, jednak na tym zakończyła się moja dobra passa, która została przerwana, gdy musiałem narysować spotkanie głównych bohaterów. Problemem stał się wyraz twarzy. Ciągle brakowało "tego czegoś" w mimice. Spojrzenie nie wyrażało tego zachwytu.
Manga nie była czymś, z czego można by wyżyć. Niestety rzeczywistość jest okrutna i jak myślisz, że jesteś w stanie zarabiać ze swojego hobby, to szybko dowiadujesz się, że to nie jest takie proste. - Po prostu musisz być najlepszy w tym, co robisz. Nie myślałem, że ja również zaliczę się do tych osób, ale właśnie dostałem taką szansę przy mojej debiutanckiej mandze – "Somebody 2 Love". Przyniosła mi spore zyski. Nie tylko mi, ale i mojemu wydawcy. Nareszcie byłem szczęśliwy, ale los dość szybko ukarał mnie za to, że uzyskałem to szczęście bez krzty goryczy. Wszystko mi wychodziło. Właśnie wtedy zjawił się on. Zakochałem się w nim od razu, myśląc, że to idealna książkowa miłość o której tak marzyłem. Zitao całkiem odebrał mi rozsądek. Nie myślałem o niczym innym oprócz niego. Nie zauważyłem, że zacząłem się uzależniać od tej miłości. Oddałem mu całego siebie, ale on wcale nie czuł tego samego. Nie byłem osobą, którą kochał. Byłem chwilową zabawką. Po zerwaniu wszystko w co wierzyłem się rozsypało. Zacząłem patrzeć na świat inaczej. Jakby kolorowa otoczka, zasłaniająca przed moim wzrokiem całe zło tego świata nagle została zdjęta, a ja widziałem wady, na której wcześniej nie zwracałem uwagi. Nie potrafiłem się już dalej okłamywać, że prawdziwa miłość, przeznaczenie, albo druga połówka to mit.
Zrezygnowany wyrzuciłem kolejny szkic. Odruchowo zabrałem z blatu wolną, śnieżnobiałą kartkę. Objąłem palcami mój ulubiony ołówek starannie rysując wstępny szkic. Błyskawicznie narysowałem sylwetki postaci, włosy, omijając szczegóły takie jak oczy, usta, brwi itd. Odłożyłem na chwilę ołówek, spoglądając na postępy mojej pracy. Nie byłem jeszcze zachwycony, ale jak na razie niczego nie udało mi się zepsuć. Musiałem to sobie wyobrazić. Tęskne spojrzenia dwójki chłopaków... nie, to nie to można zobaczyć w realnym świecie. Rozluźniłem się, zamykając oczy. Nie mogłem sobie realnie tego wyobrazić. Zdenerwowany wstałem, zostawiając rozpoczętą pracę. Poszedłem do szafki przy łóżku, na której stała butelka soju. Nalałem sobie szklankę alkoholu, chociaż czułem, jak w mojej głowie już szumi od jego nadmiaru. Wróciłem do biurka, lekko pochylony. Już widać było po mnie zmęczenie. Gdy tylko spoglądałem w okno naprzeciw mnie, za którym panował istny mrok, widziałem wygląd swojej przerażającej twarzy. Moje oczy były lekko podpuchnięte i sine, natomiast usta całkiem straciły kolor. Włosy były rozczochrane, stercząc w każdą stronę. Posłałem swojemu odbiciu gniewne spojrzenie, po czym gwałtownie położyłem szklankę na blacie biurka. Kilka kropli spadło na kartkę, ale specjalnie się tym nie przejąłem. Oparłem się o krzesło, spoglądając przed siebie. Ponownie zobaczyłem tą samą, całkiem obcą mi postać. Zmrużyłem oczy, dokładnie badając swoje odbicie na szybie. Nie miałem pojęcia, kiedy tak się zmieniłem. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Już nie byłem tą osobą, której oczy tryskały entuzjazmem i która potrafiła uśmiechać się, nawet gdy czuła się podle. Co się stało z tamtym Krisem? Przestał śnić i żyć w mandze. Każdy człowiek prędzej czy później zbierał się po nieudanej miłości, ale dla tak naiwnego dzieciaka, jak ja to był koniec świata, a gdy wróciłem do rzeczywistości wszystko wydawało mi się całkiem obce i szare. Nawet, gdy chciałem wrócić do bycia "tym samym Krisem", to wydawało mi się, że to nie we mnie zaszły zmiany, ale w całym świecie. Wszystko wokół było pozbawione sensu, okrutne i szare, a ja czułem się, jak oszukane dziecko, które dopiero teraz to zauważyło.
Upiłem łyk soju, ponownie spoglądając w swoje odbicie. Byłem naprawdę beznadziejny. Uniosłem trochę podbródek, wypijając ostatki alkoholu ze szklanki. Czułem, jak płyn przechodzi przez gardło, dając to odczucie ciepła w środku. Uśmiechnąłem się do siebie, odkładając pustą szklankę. Miałem już wrócić do "pracy", gdy zauważyłem, jak wyświetlacz mojego telefonu świeci się, pokazując jakiś obcy numer. Od tygodnia regularnie dostawałem telefony od wydawcy, ale wydawało mi się, że on nie dzwoniłby o tak później porze. Miałem odrzucić telefon na bok i całkiem zignorować, że ktokolwiek do mnie dzwonił, ale gdy tylko odgłos wibracji na chwilę ucichł, ktoś ponownie dzwonił, nie dając za wygraną.
- Cholera – warknąłem, łapiąc komórkę do ręki. Odebrałem telefon, przykładając urządzenie do ucha. Chciałem opieprzyć osobę, która dzwoniła do mnie o tej porze, jednak za nim tylko zdążyłem chłodno przywitać rozmówcę usłyszałem w słuchawce znajomy głos.
- Co ty sobie myślisz? - krzyknął Lay bez przywitania. - Nie odbierasz telefonu i znikasz kretynie? - dodał. W tle za jego zdyszanym głosem słyszałem świst wiatru.
- Może... "hej" – powiedziałem ochrypłym głosem, którego sam się przeraziłem. - Wypadałoby się przywitać – dodałem po chwili.
- Co? Chyba sobie żartujesz dupku! - krzyknął.
- Ładnie, ładnie. Powinieneś mówić do mnie bardziej oficjalnie, prawda? Gdzie twój szacunek? - zakpiłem. Był naprawdę zdenerwowany. Słyszałem w słuchawce jego oddech i ciche westchnięcia.
- Jesteś pijany? - Jego głos zabrzmiał tak, jakby to było bardziej stwierdzenie, niż pytanie.
- No co ty! To przynosi mi wenę.
- Jesteś pijany... - powtórzył, przerażającym tonem.
- O co ci chodzi? To przez brak weny – zaśmiałem się. - Po za tym dobrze mi idzie z pomocą tej flaszeczki.
- Jadę do ciebie – rzucił krótko.
- Po co? Chcesz mi pomóc? Może pozować nago? - wyszeptałem lekko ochrypniętym głosem. Po tych słowach usłyszałem sygnał zakończonego połączenia. Uśmiechnąłem się pod nosem, rzucając telefon na biurko.
- Cholerny dupek – warknąłem poważniejszym tonem. Ostatnio ciągle tylko mnie denerwował. Nie miał do mnie szacunku, był całkowicie bezpośredni, albo raczej bezczelny. Ciągle prawił mi kazania, chociaż to ja byłem od niego starszy. Był głupio zapatrzony w pracę i podchodził do niej entuzjastycznie. On był... starym mną.
Zacisnąłem dłoń na pustej szklance, którą miałem przed pójściem Laya napełnić i ponownie opróżnić, jakby udowodnić tym samemu sobie, że ten dzieciak nie ma prawa mi rozkazywać.
Zniechęcony usiadłem na krześle, odwracając się w stronę biura. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Lay zwracał całą moją uwagę. Zwykle nie interesowało mnie co kto o mnie myśli, albo co do mnie mówi, ale każde słowo Laya, jego zachowanie, postawa wobec mnie i ten uśmiech to było coś, co doprowadzało mnie do szału. Domyśliłem się, że mojemu wydawcy nie chodziło tylko o jego kompetencje, ale i o to, żeby zachowywał się, jak moja matka. Opiekowanie się mną i znoszenie moich humorków, to było coś, czego mój wydawca nie był już w stanie znieść, więc postanowił zwalić robotę na młodego pracownika. Chyba, że wybór Laya był spowodowany jeszcze kilkoma powodami. Na przykład wydawcy mogło chodzić o moje skłonności. W końcu Lay był naprawdę seksowny. Wszystko w nim było idealne. Od czubka głowy i cudnych włosów, do palców. Był po prostu moim ideałem i to irytowało mnie jeszcze bardziej. Do tego jeszcze z jednego powodu doprowadzał mnie do szału. Był całkiem inny niż Tao. Od zerwania otaczałem się jego kopiami. Chciałem jakoś złagodzić ten ból po jego stracie. Wystarczyło, że był podobny do Tao z wyglądu, a nawet tylko to, że miał podobny uśmiech. Raz nawet zagadałem w barze do faceta tylko dlatego, że zamówił tego drinka, którego zawsze zamawiał Tao. Spędzałem z tymi facetami tylko jedną noc, po czym gdy tylko emocje opadły, a mnie budził całkiem obcy zapach innej osoby, innej niż Tao, czułem się jak dziwka. Za każdym razem czułem do siebie wstręt po tym wszystkim, przecież traktowałem ich, jak zastępstwo. Nigdy nie stali by się nikim innym.
Pochyliłem się nad czystą kartką. Lay był nie tylko inny niż Tao z wyglądu, ale i miał całkiem inny charakter. Tao był marzycielem, zawsze pozytywnie podchodził do wszystkiego, co go otaczało, ukrywał swoje uczucia, ale był zawsze naprawdę uroczy, nawet jak się złościł. Nie potrafiłem się na niego gniewać, choć miał wiele wad. Był leniwy, niezorganizowany, dziecinny i wiele innych. Nie denerwowało mnie to. Natomiast charakter Laya to co innego. Mimo tego cudownego wyglądu anioła, był istnym demonem. Przez ten miesiąc naszej współpracy poznałem go dość dobrze. Nie miał wad Tao. Był pracowity, ambitny, zorganizowany , ale był też cholernie porywczy, nie miał do nikogo szacunku i był złośliwy. Nigdy nie mógłbym się w kimś takim zakochać.
Utkwiłem znowu przy pustej, bladej kartce. Złapałem do ręki ołówek, skupiając się na obrazie w głowie. Niemal bezwiednie zacząłem rysować twarz Laya. Ołówek delikatnie nakreślił owal i linie pomocnicze. Grafit delikatnie harował o czystą kartkę, zostawiając za sobą ślad. Skupiłem wszystkie zmysły na rysującym się w głowie obrazie. Teraz wystarczyło tylko wprowadzić w ruch rękę i zmaterializować ten widok, by inni mogli go zobaczyć. To było jak udostępnianie swoich własnych myśli, ale zamiast słów rysowałem to, co widziałem w swojej głowie. Delikatnie zacząłem rysować oczy. Naturalne, nie typowo mangowe. Zaciemniłem obwódkę oka, przy okazji rysując koronkę rzęs wokół nich. Roztarłem ołówek przy linii wodnej oka, w jego kącikach i na górnej powiece. To nadało oczom głębi, przez co wyglądały na bardziej naturalne. Najwięcej problemów sprawił mi uśmiech, który mimo moich starań ciągle nie wyglądał tak, jak w mojej głowie. Zaciemniłem bardziej dolną wargę i starannie narysowałem te rozkoszne dołeczki w policzkach. Moim oczom ukazała się ta znajoma twarz, której nie potrafiłem się pozbyć z mojego umysłu, przez kilka ostatnich dni. Spojrzałem z wyrzutem na kartkę, jakbym przelał na nią całe emocje, które czułem do rysowanej osoby. Zmiąłem kartkę, rzucając ją jak resztę na stół.
Podniosłem głowę, słysząc dzwonek do drzwi. Wstałem niechętnie, ledwie utrzymując się na nogach. Zaczynałem odczuwać skutki wypitego wcześniej alkoholu. Moje mięśnie wydawały się słabe, jakby "miękkie", a podłoga wydawała mi się wyjątkowo odległa. Utrzymywanie równowagi również nie było łatwe. Jakbym po tych kilku szklankach osiągnął stan "nieważkości". Czułem, że mój żołądek ciężko znosi większą ilość alkoholu i powoli robiło mi się niedobrze. Zanim dotarłem do drzwi, ktoś po drugiej stronie wyjątkowo się zniecierpliwił, świadczył o tym nieprzerwany dźwięk dzwonka do drzwi. Z niechęcią przekręciłem klucz, czemu towarzyszył charakterystyczny odgłos. Odsunąłem się od drzwi, które ktoś gwałtownie pchnął.
- Ty pieprzony, cholerny kretynie! - Usłyszałem, gdy tylko Lay przekroczył próg mojego domu. - Czy ty do cholery wiesz, który dzisiaj jest? - Podszedł do mnie bliżej, tak, że byłem w stanie zauważyć, jaki był wściekły. Jego zazwyczaj spokojny, a nawet flegmatyczny wyraz twarzy tym razem przypominał minę obudzonego ze snu demona. Oczy łyskały złowrogo, a różane, delikatne usta były zaciśnięte w wąską linie.
- Dobry wieczór Lay. Co cię do mnie sprowadza? - zapytałem z głupkowatym uśmiechem, puszczając jego wypowiedź mimo uszu.
- "Dobry wieczór"? Zaraz będziesz mógł powiedzieć "Dzień dobry" – warknął, zrzucając z siebie płaszcz. Pospiesznie szarpnął szalik, który zsunął się z jego szyi. - Nie odzywałeś się. Pomyśl, że nie dopilnowanie cię, to również zaniedbanie moich obowiązków, bo to moja praca. Informuj mnie o postępach! Cholera... Nie robisz tego pierwszy raz, więc chyba wiesz, jak ma wyglądać nasza współpraca. Słuchałem go, opierając się o ścianę. Przyglądałem się dokładnie wszystkim wyczynom blondyna. Chłopak powiesił płaszcz na wieszaku i nerwowo starał się rozwiązać buty. Był uroczy, jak się złościł. Rzucił je gwałtownie w kąt, po czym wstał, odgarniając niesforne kosmyki włosów. - Dobra... To pokaż mi, co udało ci się skończyć. Szkic gotowy?
- Pięć stron – rzuciłem z uśmiechem. Lay westchnął głośno, już nawet nie komentując tej wiadomości.
- Zabierajmy się do pracy - dodał, idąc w stronę sąsiedniego pokoju, w którym paliło się światło. Szedłem tuż za nim, spoglądając ukradkiem na jego pośladki, które opinały ciemne spodnie. Na sam ten widok czułem, że robi mi się gorąco. - Zajmę się sklejaniem wszystkiego i poprawą dialogów, żeby zaoszczędzić ci pracy – dodał, podchodząc do biurka. Usiadł na wcześniej zajmowanym przeze mnie miejscu, wyszukując na zawalonym papierami biurku jakichkolwiek oznak mojej pracy. Usiadłem pokornie obok niego, podsuwając mu pod nos moje początkowe rezultaty. Lay spokojnie przyglądał się pierwszej stronie w skupieniu, natomiast ja oparłem się łokciem o stół, wbijając wzrok w jego twarz. Nie potrafiłem w sumie patrzeć gdzie indziej. Przez alkohol zebrałem niesamowitą odwagę, a właściwie poczucie, że wszystko mi obojętne, więc nie zamierzałem odwracać wzroku, jeśli patrzenie na niego sprawiło mi przyjemność. - Ta scena jest za mało romantyczna – powiedział, wskazując na jeden z kadrów. - Natomiast tu jest za poważny dialog, jak na taką lekką scenę – wyjaśnił, wskazując ołówkiem następną stronę. Odwrócił wzrok, czując na sobie moje spojrzenie. Wyglądał na zawstydzonego , gdy nasze spojrzenia się zetknęły. Blondyn gwałtownie odwrócił głowę, po czym odchrząknął znacząco. Nic sobie nie robiłem z jego reakcji. Można nawet powiedzieć, że zaczęło mi się to jeszcze bardziej podobać. - Więc na czym skończyłeś? - Niechętnie wyciągnąłem pustą kartkę, tylko na moment odwracając od niej wzrok.
- Scena pierwszego spotkania – odpowiedział ochrypniętym głosem.
- Co z nią nie tak? - zapytał zaskoczony. - Znaczy... dlaczego nie rysujesz dalej?
- Nie potrafię narysować ich spojrzenia. Tak samo jak z pocałunkiem. - Pochyliłem się nad chłopakiem, przysuwając się bliżej. Moja ręka delikatnie spoczęła na jego kolanie. - Pomożesz mi? - wyszeptałem z uśmiechem, przybliżając się jeszcze bardziej. Nie miałem żadnych zahamowań. Po prostu robiłem, co chciałem. Lay był seksowny i naprawdę mi się podobał. Nie miałem nic przeciwko temu, żeby spędzić z nim jedną noc, bez zobowiązań. Delikatnie wsunąłem rękę pod jego bluzkę, rozchylając palcem materiał jego jeansów. Moje usta zbliżyły się do jego szyi. Chłopak nie reagował. Początkowo delektowałem się jego słodkim zapachem. Nie byłbym wstanie go określić, ale po prostu pachniał sobą, nie jakimiś ciężkimi perfumami. Delikatnie zacząłem całować jego szyję, podczas gdy moja ręka bawiła się jego spodniami. Oddychałem głęboko, czując narastające we mnie podniecenie. Tym bardziej, że Lay nie odpychał mnie, ale i nie wykazywał żadnej inicjatywy, co doprowadzało mnie do jeszcze większej chęci usłyszenia słodkiego jęku z jego ust. Wiedziałem, że tego chce, gdy słyszałem jego głębokie wzdychanie, gdy delikatnie całowałem jego szyję. Powoli rozpinałem rozporek jego spodni, jakby bojąc się, że go spłoszę. - Powiedz mi, że mnie kochasz, Tao – wyszeptałem. Dopiero kończąc to zdanie zrozumiałem, co właściwie wyszło z moich ust. Zszokowany odsunąłem się od Laya, czując że zaczyna mi się robić gorąco. Blondyn spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Jego twarz stopniowo zmieniała wyraz. Poprawił ubranie z chłodną miną, po czym wstał, spoglądając na mnie pustym wzrokiem. Dopiero wtedy widziałem, jak mocno go zraniłem. Nie chciałem tego powiedzieć. - Lay, ja... - zacząłem, nie będąc wstanie wymyślić nic sensownego. Nie chciałem tego powiedzieć. Nie miałem pojęcia, dlaczego wypowiedziałem to imię. Lay nie był Tao. Czułem się przy nim inaczej. Denerwował mnie, interesował, a to, że nie mogłem przestać o nim myśleć drażniło mnie jeszcze bardziej.
Lay spoglądał na mnie przez chwilę, po czym ruszył w stronę drzwi. Natychmiast wstałem gwałtownie, idąc za nim. Chciałem mu wszystko wyjaśnić, sobie też musiałem to wyjaśnić. Przestałem dostrzegać Tao w innych mężczyznach. Lay był dla mnie ważny i nie mogłem go porównywać do swojej pierwszej miłości, nawet jeśli tak pragnąłbym, żeby ona do mnie wróciła.
Położyłem rękę na jego ramieniu, ale on odsunął się gwałtownie, wbijając we mnie gniewne spojrzenie.
- Wiem, kim jest Tao – wyrzucił, ściągając płaszcz z wieszaka. Obrócił się ponownie w moją stronę. - Nie chcę być twoim zastępstwem za niego. Proszę nie baw się mną... Nie wykorzystuj tego, że cię kocham – warknął, obracając się na pięcie. Otworzył drzwi, po czym w jednej sekundzie wyszedł na zewnątrz, zamykając je za sobą. Oddychałem głęboko, czując zbierający się we mnie smutek. Pewny siebie Kris gdzieś się rozpłynął. Uderzyłem pięścią w ścianę obok, rozładowując wściekłość na samego siebie. Byłem beznadziejny. Znowu wszystko zepsułem. Kochałem Laya? To nie za duże słowa? W takie wyznania mogą bawić się dzieci... takie rzeczy można usłyszeć na filmach, ale jednak istnieje to mityczne uczucie, jak miłość. Nie miałem pojęcia, jak to ze mną było. Nie byłem głupim nastolatkiem i miałem już o tym jakieś pojęcie. Bardzo dobrze wiedziałem, że zainteresowanie drugą osobą i poczucie, że jest nam przy niej dobrze to jedno, a chęć spędzenia z nawykami tej osoby całego życia, to drugie. Ostatecznym testem na miłość było zadanie sobie pytania: "Czy mógłbym bez niego wytrwać i być szczęśliwy?" Miłość była zawsze najbardziej uzależniającym narkotykiem znanym ludzkości. Kiedy wydawało mi się, że się z tego nałogu wyleczyłem, znowu na to durne pytanie odpowiedziałem "nie".
^ ^ ^
Podszedłem do biurka wydawcy już z daleka widząc jego zdenerwowanie. Stał do mnie tyłem, pocierając czoło. Zawsze tak robił przed trudną rozmową.
- Siadaj – warknął, nawet nie odwracając się w moją stronę. Zaczynałem się trochę martwić. Wiedziałem, że kiedyś cierpliwość mojego wydawcy może się skończyć. Wiedział, co spotkało mnie pół roku temu i co mnie tak bardzo zmieniło, więc i tak miałem przez chwilę jakąś taryfę ulgową. Tym bardziej, że moje nazwisko po debiutanckiej mandze stało się popularne. Jednak z biegiem czas, czyli od pół roku zostałem nazwany gwiazdą jednego dzieła. Nikt nie będzie wiecznie czekał, aż "stary ja" wróci. - Powiedz mi... Ile czasu minęło odkąd Lay dał ci scenariusz?
- Prawie miesiąc – odpowiedział z uśmiechem.
- Dokładnie miesiąc! - Mężczyzna obrócił się, spoglądając na mnie pewnym nienawiści wzrokiem. - Na ten czas liczyłem już na szkic. Nie otrzymałem go! Ale to nic... ty od dwóch tygodni nie wracałeś do biura, ani nie odbierałeś telefonów. Kris, ty mnie lekceważysz! - krzyknął. Ze wstydu opuściłem głowę.
- Przykro mi – szepnąłem, nie wiedząc do końca, co mam powiedzieć. Nie było konkretnego wyjaśnienia, dlaczego nie wziąłem się za szkic od razu. Nie opuszczałem obowiązków, po prostu nic mi nie wychodziło. Choć bardzo starałem się wykrzesać z siebie ostatki entuzjazmu do tej typowo lekkiej mangi, to ostatecznie ciągle pozostawałem przy jednej z pierwszych scen. Chciałem być dumny z tego tomiku i miałem nadzieje, że mi się to uda. - Moja postawa odnośnie tego projektu się zmieniła. - Pochyliłem głowę, kłaniając się lekko przed wydawcą. To było dla mnie nawet bardziej komfortowe, bo nie musiałem patrzeć w jego oczy. Byłem pewny, że lustruje mnie wzrokiem pełnym złości i przynajmniej od tygodnia odbywał się u niego maraton obelg pod moim adresem.
- O co chodzi? Chciałbym, żebyś mi powiedział, w czym jest problem? - Podniosłem wzrok, spoglądając niepewnie w jego oczy.
- Chodzi o... Chodzi o to, że ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Czytałem kilka shoujo mang, ale nie udało mi się wyobrazić i wczuć w panujący klimat... to nie dla mnie.
- Trzeba było powiedzieć mi o tym od razu. A i musisz wiedzieć, że wynająłem Laya, jako twojego głównego asystenta. Chciałbym, abyście od zaraz rozpoczęli pracę nad projektem.
- Nad szkicem? Ale zwykle zajmowałem się tym sam – wyrzuciłem z oburzeniem. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale na dźwięk imienia Lay od razu czułem, że zaczyna robić mi się gorąco. Nie chciałem się z nim widzieć, szczególnie po tym, co ostatnio między nami zaszło.
- Jeśli sobie nie radzisz , pomoc kogoś takie jak Lay okaże się dla ciebie cenna – wyjaśnił z uśmiechem. Nie mogłem zaprzeczyć, ale pomoc Laya wyglądała tak, że albo odwalał za mnie całą robotę, albo rozkazywał mi, a ja ani na jedno, ani na drugie nie mogłem sobie pozwolić.
- Nie wiem, czy...
- Masz czas na oddanie szkicu do końca tygodnia. Musi się pojawić u mnie na biurku dokładnie do dwunastej. Inaczej i ty i Lay pożegnacie się z pracą w tym wydawnictwie. - Spojrzał na mnie pewnym siebie wzrokiem, ponownie zaplatając palce. - Tym razem to moja ostateczna decyzja – wyrzucił niskim tonem głosu. Spojrzałem na niego lekko zszokowany, po czym opuściłem wzrok, przygryzając dolną wargę. "Dlaczego Lay też wyleci? Chcesz go ukarać za moją niesubordynacje? To nie ma sensu." – Pomyślałem, zaciskając dłonie. To nie miało najmniejszego sensu. Niestety wyraz twarzy mojego wydawcy był poważny, jak nigdy. Byłem pewien, że mówił poważnie. Z jednej strony było mi głupio, że zmusiłem go do tej postawy. Nadużyłem jego zaufania i całkowicie zrujnowałem swoją dobrą reputację, jaką posiadałem za czasów debiutu.
- Dobrze. - Podniosłem głowę. - Szkic znajdzie się u Pana na biurku. Nawet do jutra. - Podszedłem bliżej, po czym pochyliłem się nad mężczyzną, opierając się o mahoniowe biurko ręką. - Powiem więcej. - Uśmiechnąłem się mimowolnie. - To będzie najlepszy wstępny szkic, jaki ci oddałem – dokończyłem z satysfakcją. Z jakiegoś powodu moja ambicja wzięła górę nad rozsądkiem. Chciałem działać, a ponadto chciałem udowodnić swojemu wydawcy, że ciągle mogę być starym sobą. Sam chciałem w to wierzyć. Jednak teraz ponownie czułem, że mam ważniejszy cel, niż uwielbienie czytelników, na których mi przestało już zależeć.
^ ^ ^
Lay wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi. Poczułem cholerny ucisk w żołądku, gdy zobaczyłem jego idealną sylwetkę. Stał do mnie tyłem, zamykając drzwi na klucz. Chociaż to był tylko moment, mój wzrok zbadał każdy fragment jego ciała. Blond kosmyki jego włosów delikatnie schodziły na kark. Szerokie ramiona opinała ciemna bluzka. No i tyłek. Jego tyłek był idealny. I choć bardzo nie chciałem patrzeć właśnie tam mój wzrok powędrował niemal natychmiast w dół. Zacisnąłem mocniej wargi, czując jak moje ciało oblewa ciepły dreszcz. Nim zdążyłem odwrócić wzrok Lay obrócił się w moją stronę. Speszyłem się widząc jego pytający wyraz twarzy. Wyglądało na to, że nadal jest na mnie wściekły. Podszedł do stolika, energicznie odsuwając krzesło. Podniosłem na niego wzrok, na chwilę odwracając go od prawie pustej kartki. Szkic w moich rękach wcale nie ewoluował, a praca posuwała się tylko w tył. To jednak było możliwe, ponieważ z każdym kolejnym przeglądem tych stron dostrzegałem kolejne błędy i rzeczy wymagające poprawki. Lay wyrwał kartkę spod mojej ręki. Zaskoczony spojrzałem na niego półprzytomnie, ciągle trzymając ołówek w rękach.
- Ej! - warknąłem, starając się wyrwać kartki z jego ręki. Blondyn ignorował mój sprzeciw, przeglądając je ponownie. Skupiony wzrok chłopaka badał kolejne kadry.
- Nie widzę żadnych błędów, dlaczego nie zaczynasz rysować dalej? - zapytał poważnym tonem głosu. Podłożył pustą kartkę pod mój nos i z hukiem położył na niej mój ukochany, drewniany ołówek. Spojrzałem na niego tępym wzrokiem, na co on burknął coś pod nosem, odsuwając się ode mnie. Bez zastanowienia wziąłem ołówek do ręki. Czułem się nieswojo. Działałem pod presją. Gdy tylko przykładałem ołówek do kartki, Lay odwracał głowę, spoglądając na moją dłoń. Pod wpływem jego wzroku trzęsłem się, jak galareta. Gdy tylko spoglądałem ukrytkiem na jego twarz, przypominały mi się jego słowa podczas naszej ostatniej rozmowy. Pamiętałem to, jak przez mgłę, ale byłem pewien, że Lay powiedział, że mnie kocha. Nie widziałem tego po nim. Ja na jego miejscu unikałbym się, jak ognia. Sam nie chciałem przychodzić do biura i pokazywać mu się na oczy, gdy uświadomiłem sobie, że rozpinałem jego rozporek, wołając go imieniem innego chłopaka. Większej porażki nie można sobie zapewnić u takiego przystojniaka, jak Lay. Z resztą tamten wieczór był dla mnie jednym wielkim szokiem. On mnie nie odepchnął. Wtedy o tym nie pomyślałem, ale od kiedy on woli facetów? Co to w ogóle była za gierka?
- O co chodzi? - zapytał cicho. - Nic nie narysowałeś. - Spojrzałem raz na niego, raz na pustą kartkę, nad którą tkwiłem z jakieś dziesięć minut. Zapomniałem, co w ogóle miałem narysować. Według scenariuszu teraz musiałem opracować scenę pocałunku. Kolejna rzecz, której nie byłem w stanie wykonać, nawet jakbym chciał. Wszystkie moje myśli krążyły teraz wokół słów Laya. Często zdarza się coś takiego, że starasz się skupić na jakimś fakcie, czy czynności, ale właśnie wtedy twoje zmartwienia pozbawiają cię jakiejkolwiek samodzielności i własnej woli. Właśnie to teraz działo się w mojej głowie. Ten sam głęboki głos ciągle mówił mi, jak bardzo mnie kocha, a ja z zarumienioną twarzą starałem się odegnać te myśli, skupiając się na pustej kartce. "Nie wykorzystuj tego, że cię kocham"? O co mu chodziło, gdy to mówił. Zrezygnowany uderzyłem ołówkiem o blat stołu, po czym wstałem z krzesła.
- Nie... Ja tego nie narysuje – warknąłem, łapiąc się za głowę. Rozczesałem palcami włosy, odwracając się tyłem do Laya. - Nie potrafię się skupić. Usłyszałem, jak krzesło siedzącego za mną chłopaka się odsuwa. Bez nawet oddechu wsłuchiwałem się w odgłosy za sobą. Później rozbrzmiały czyjeś kroki, zbliżające się do mnie.
- Chodzi o mnie, prawda? - szepnął, niemal prosto do mojego ucha. Odwróciłem się z poważną miną. Nie mogłem przecież uciekać od tej rozmowy. To nie było w moim stylu. - Jeśli chcesz porozmawiamy o tym, co wczoraj się wydarzyło – dodał z trudem. Widać było, że to zdanie ledwie przeszło mu przez gardło. W milczeniu spoglądałem na jego smutną twarz. Był uroczy, gdy się martwił.
- Chciałem cię przeprosić – zacząłem.
- Za co? Za to, że chciałeś się ze mną przespać? Jeśli o to chodzi, to....
- Nie – przerwałem mu, zbliżając się do niego. - Za to, że powiedziałem "Tao". Owszem myślałem wtedy o nim. Porównywałem was, ale... ty nie jesteś do niego podobny. Nie traktuje cię, jak zastępstwo. Chciałbym, żebyś to wiedział. - Odruchowo pogłaskałem policzek chłopaka. Dziwnie czułem się dotykając go po tym, co właśnie powiedziałem. On był dla mnie ważny. Cholernie ważny. Czułem do niego to samo, co do Tao, ale tym razem nie czułem się taki zagubiony.
- Kłamiesz – syknął, odsuwając moją dłoń. - Wiem o tobie wszystko. To dlatego błagałem o pracę twojego asystenta. To dlatego starałem się o pracę w tym wydawnictwie! Początkowo doceniałem cię i byłeś moim wzorem, dlatego chciałem cię poznać. Zdziwiłem się, gdy cię spotkałem po raz pierwszy... ale pewnie nawet tego nie pamiętasz. Byłeś całkowicie innym niż sobie ciebie wyobrażałem. Pracując tutaj przez ostatni rok zbierałem o tobie informacje. Chciałem wszystko o tobie wiedzieć... Nie wiesz, jak to jest prawda? Obserwujesz kogoś, doceniasz, ta osoba jest dla ciebie wszystkim, ale... w ogóle cię nie zauważa. Wiesz ile razy miałem ochotę krzyknąć, że cię kocham? Najgłupsze było to, że w ogóle cię nie znałem, a nie mogłem się z tego wyleczyć. - Zszokowany wgapiałem się w ciemne oczy chłopaka, które zaczęły wypełniać się łzami. Nie spodziewałem się tego. Nie widziałem Laya wcześniej. Nie pamiętałem, żebyśmy się kiedykolwiek spotkali. Naprawdę miał racje. Nie zauważałem go. - Nie chce cierpieć. Wiem, że ciągle kochasz Tao. Zawsze go kochałeś. Powiedz mi po prostu, że się pomyliłem, że nigdy mnie nie pokochasz... że... - mówił zdenerwowany. Nie potrafiłem tego znieść. Pierwszy raz stała przede mną osoba, której naprawdę na mnie zależało. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nie chciałem, żeby ode mnie odszedł. Zasłoniłem jego usta ręką, chcąc go jakoś uspokoić.
- Nie powiem ci tego – rzuciłem z uśmiechem. - Nie mogę powiedzieć, że nic do ciebie nie czuje... Tylko, że na pewno nie powiem, że cię kocham. To głupia deklaracja. Nie chcę, żebyś wierzył mi na słowo. Powiem ci tylko, że nigdy nie pozwolę ci odejść. Nie chce, żebyś odchodził. Nie pozwolę na to – dodałem otwarcie. Zbliżałem się do niego coraz bliżej, w końcu chłopak zatrzymał się, mając za sobą przeszkodę w postaci wielkiego biurka, przy którym pracowałem. Oparł się o nie rękami, nie odrywając ode mnie wzroku. Moja dłoń delikatnie wsunęła się w jego gęste włosy, po czym przybliżyłem się do jego ust, wbijając się w nie gwałtownie. Lay westchnął głęboko, przybliżając mnie do siebie. Czułem, jak moje ciało drży. Delikatnie przygryzłem jego dolną wargę, po czym objąłem ją swoimi. Moja druga ręka powoli zbliżała się do jego szyi. Przy każdym moim dotyku na karku chłopak reagował natychmiastowym dreszczem. Powoli zjechałem dłonią w dół, kładąc ją na jego torsie. Czułem pod palcami bicie jego serca. - Cholera. Nienawidzę cię wiesz... - syknąłem, odsuwając się od niego na moment. Gdy to zrobiliśmy nitki śliny łączące nasze języki delikatnie się rozerwały, ciągle pozostając na moich wargach. - Przy tobie nigdy nie mogę się opanować – wyszeptałem ochrypniętym głosem. Lay uśmiechnął się nonszalancko.
- Więc oboje nie musimy nad sobą panować – odpowiedział, zaciskając palce na mojej koszuli. Rozpiął ją delikatnie. Jego dłonie co jakiś czas ocierały się o mój nagi tors. Czując ich chłód, lekko się wzdrygałem, spoglądając na niego z uśmiechem. Nawet ja nie miałem zamiaru robić tego w biurze.
- Ej! - Złapałem jego dłonie. - A jeśli ktoś tu wejdzie? - zapytałem cicho, chcąc go jakoś opanować. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
- Nie obchodzi mnie to – prychnął. - Chociaż tak szczerze to jest podniecające. No, ale jeśli martwisz się o swoją pracę, to nie jęcz zbyt głośno – dodał z pewnym siebie uśmieszkiem. Odpowiedziałem mu tym samym. W sumie gdyby tylko ode mnie to zależało, to nawet mógłbym to z nim zrobić przy otwartych drzwiach.
Zdjąłem z niego bluzkę, spoglądając wreszcie na jego wspaniały tors. Był moim ideałem. Z charakteru moim przeciwieństwem, z wyglądu moim bogiem. Nawet gdyby nie wiedział o tym, co on do mnie czuje, to z chęcią starałbym się o niego. Już teraz nie potrafiłem o niczym innym myśleć. Skupiłem się tylko na nim. Zacząłem całować jego usta, schodząc coraz niżej. Wilgotne ślady moich warg zaznaczyły ślaczek wzdłuż jego ciała. Zniżałem się coraz niżej, w końcu z uśmiechem spojrzałem na jego spodnie. Rozpiąłem je, zdejmując materiał z jego pomocą. Tak samo skończyły bokserki chłopaka, które ukrywały jego gotową do współpracy męskość. Delikatnie pocałowałem główkę jego penisa, po czym mój język nakreślił na nim kilka mokrych kółek. Nie zamierzałem się spieszyć. Chciałem się trochę z nim podroczyć, żeby błagał mnie, aby nareszcie być spełnionym. Wsunąłem go w końcu między swoje wargi, od razu poruszając się coraz szybciej. Lay również współpracował. Zaczął poruszać się w moich ustach, wzdychając głęboko co jakiś czas. Nie zamierzałem jednak oddać mu kontroli. Moje dłonie spoczęły na jego pośladkach, a palce zacisnęły się na tej gładkiej skórze. Z pomocą języka chciałem doprowadzić do tego, by w końcu z ust chłopaka usłyszeć moje imię, wypowiadane w całkowitej ekstazie. W końcu usłyszałem cichy jęk Laya, po czym moje usta wypełniła gorzkawa ciecz. Połknąłem ją bez marudzenia, spoglądając na twarz blondyna.
- Będziesz musiał jeszcze trochę się postarać – wyszeptał, ledwie słyszalnie. Spojrzałem na jego penisa, który ciągle był w stanie zwodu. Uśmiechnąłem się, ściągając swoje spodnie, po czym zdjąłem bokserki. Nie mogłem się już powstrzymać. Podszedłem do Laya, po czym pchnąłem go na biurko, które za nim stało. Zaskoczony chłopak warknął pod nosem, obracając się do mnie tyłem. Jego tyłów spoczywał na biurku, a chłopak stał w lekkim rozkroku, wypięty w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo. Nie mogłem, a nawet nie chciałem się powstrzymywać. Byłem bardziej niż gotowy. Mój członek pulsował, jakby niecierpliwiąc się i żądając wreszcie zaspokojenia. Szczerze przyznam, że wystarczyło, abym zobaczył Laya w całej okazałości, a już byłem bliski spełnienia. Oblizałem palce, po czym wsunąłem je delikatnie w blondyna. Chłopak starał się rozluźnić, wypinając się nieco bardziej. Powoli przygotowywałem go, na przyjęcie mojego penisa. Przysunąłem się do niego bliżej, kładąc ręce na jego biodrach. Przejechałem moimi chropowatymi palcami po jego delikatniej skórze, aż w stronę żeber, w tym samym momencie wsuwając się w niego powoli. Był ciasny. Czułem, jak jego ciało opina mojego pulsującego członka. Lay jęknął cicho, albo raczej zaskamlał jak mały szczeniak. Ja powtórzyłem ruch, wchodząc w niego nieco gwałtowniej. Moja ręka powędrowała w stronę członka blondyna i zacisnęła się na nim. Powoli zjeżdżałem w dół, w tym samym momencie wsuwając się w niego. Lay odchylił głowę do tyłu, uderzając rękami o blat stołu. Odsunął się od mebla nieco, dając mi większe pole do manewru. Zacząłem łączyć ruchy, starając się wykonywać je w tym samym momencie. Robiłem to coraz szybciej. Przy każdym kolejnym uderzeniu słyszałem jęk Laya, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Czułem, jak całe moje ciało pokrywają kropelki potu. Wszystkie moje myśli i ruchy skupiły się na tym, żeby otrzymać spełnienie. Chciałem je też usłyszeć z ust Laya. Poruszałem się już automatycznie, zaciskając zęby. Moje ciało drżało, tak jak i ciało chłopaka. Całe pomieszczenie wypełniały nasze jęki i westchnienia wymieniające się co jakiś czas. Czułem, jak Lay staje się coraz ciaśniejszy. Spojrzałem na niego, zaszklonymi oczami. Jego dłonie były zaciśnięte, a głowa lekko pochylona.
- Wufan... - szepnął. Po chwili z jego penisa wystrzeliła biała ciecz, spływająca również po moich palcach. Ja też czułem, że jestem bliski spełnienia. Wykonałem jeszcze kilka uderzeń, po czym ostatecznie wysunąłem się z ciała chłopaka, plamiąc jego skórę kilkoma plamami spermy. Oddychałem głęboko, ciągle pozostając w tej samej pozycji. Pochylony nad chłopakiem. Podparłem się rękami blatu stołu, przywierając bardziej do jego ciała.
- Ty... Ty powiedziałeś moje prawdziwe imię – wyszeptałem. Czułem, jak jego ciało unosi się przy każdym głębokim oddechu. Oboje byliśmy wykończeni. - Od dawna go nie używałem, wszyscy mówią do mnie moim pseudonimem.
- Nie mogę go używać? - zapytał naiwnie. Uśmiechnąłem się do siebie.
- Możesz... z twoich ust brzmi najładniej.
^ ^ ^
miesiąc później:Wszedłem niepewnie do gabinetu szefa, oczekując najgorszego. Od wydania pierwszego tomiku minął tydzień, więc już będą mieli jakieś pojęcie o tym, jak sprzedaje się moja nowa manga. Martwiło mnie to, bo czułem się całkiem, jak podczas mojego debiutu. Przechodząc przez próg, przypomniały mi się wszystkie te uczucia, które wtedy mną targały. "Czy to się spodoba? Czy jest dla mnie jeszcze miejsce w dziale mang?" Nie miałem o tym pojęcia. Te wszystkie pytania przelały się teraz na mnie, a ja nie byłem na to przygotowany. W końcu ten tydzień oczekiwań spędziłem z Layem. Można było powiedzieć, że już oficjalnie byliśmy parą. Byliśmy ze sobą już blisko, ale to nie zmieniało faktu, że ciągle się sprzeczaliśmy. Denerwowało go moje "lekkie" podejście do wszystkiego o słomiany zapał, a mnie jego przemądrzałość i to, że zawsze stawiał na swoim. Jednak tym razem oboje pracowaliśmy nad tym, by siebie nawzajem nie denerwować. To miało same zalety. Byliśmy całkiem różni i to się u nas sprawdziło. Chociaż nasze zainteresowania były podobne, to nasze charaktery to dwa różne bieguny. To dawało niesamowity efekt.
- O! Kris! - Zadowolony mężczyzna klasnął w dłonie na mój widok. Dawno nie widziałem go tak zadowolonego. Z szerokim uśmiechem niemal podbiegł do mnie, omijając biurko, na którym w dalszym ciągu panował bałagan.
- "XOXO" to hit! Sprzedaż już dawno przekroczyła nakład – wyrzucił z uśmiechem. - Zapowiada się sukces na miarę "Somebody 2 Love". - Otworzyłem szerzej oczy, spoglądając ze zdziwieniem na wydawce. Nie spodziewałem się, że usłyszę to z jego ust. Fabuła, którą opracował Lay była ciekawa, ale nie różniła się niczym specjalnym od reszty obyczajówek. Jednak tworzenie tej mangi z Layem dało mi wiele radości.
- Naprawdę? - zapytałem z uśmiechem.
- Oczywiście. Chciałem, jako pierwszy ci pogratulować. - Uścisnął moją dłoń, pochylając głowę do przodu. Wyglądał, jak dumny ojciec. - Liczę na późniejszą, owocną współpracę – dodał z "tym czymś" w oczach. Poczułem, jak przez moje ciało przebiegł ciepły dreszcz. Pochwały z ust wydawcy były dla mnie największą nagrodą. Poczułem, jak kąciki moich usta automatycznie się podnoszą. - Chciałbym i ciebie i Laya zaprosić na kolację dla całego zespołu organizowaną by uczcić ten sukces.
- Dziękuje za propozycję – odpowiedziałem z uśmiechem. - Ale nie wiem, czy ja i Lay będziemy... - zacząłem, zdając sobie sprawę z tego, że właśnie ułożyłem to zdanie, jakbyśmy byli parą. Wydawca spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem, zaskoczony moją reakcją. - Znaczy... zapytam go o to przy okazji, chyba że... - mówiłem dalej, coraz bardziej czerwieniąc się ze wstydu.
- Dobrze, dobrze. Już się nie tłumacz. Świętujcie ten sukces we dwójkę – dodał po chwili. To ostatecznie doprowadziło mnie do szału. Całkowicie się roztrzęsłam. Moje policzki zrobiły się chyba całkiem czerwone, a ja czułem to bo w tym miejscu automatycznie robiło mi się gorąco.
- Ja nie... znaczy... Proszę Pana! - warknąłem, nie potrafiąc znieść jego wzroku. - Dziękuje za gratulację. Wychodzę. W razie przypadku proszę do mnie dzwonić – rzuciłem krótko, niemal natychmiast wybiegając z biura. Opuściłem głowę, idąc korytarzem lekko zdenerwowany. Co to w ogóle za rozmowa? Skłamałbym, gdybym zaprzeczył, ale nie zamierzałem się do tego przyznawać. W końcu w pracy ja i Lay to asystent i mangaka – nic więcej.
Nie zatrzymywałem się ani na moment, idąc przed siebie. Lay znowu wkradł się w moje myśli, a wtedy mogłem jedynie skupić się na widoku jego twarzy. Myślałem, że teraz, gdy jesteśmy ze sobą, to moje myśli trochę się uspokoją, ale teraz myślałem o nim jeszcze więcej, niż zwykle.
Usłyszałem szur czyiś butów, jednak za późno, bo nie zdążyłem się zatrzymać. Uderzyłem o czyjeś ramie barkiem, po czym podniosłem wzrok, spoglądając na tą osobę z wyrzutem. Rozszerzyłem oczy, spoglądając na znajomą twarz.
- Tao? - zawołałem z przerażeniem na widok bruneta. Nie spodziewałem się go tu spotkać. Przerażony nie odwracałem od niego wzroku, zastanawiając się, czy to nie sen. - Co ty tu robisz? - zapytałem. Wyglądało na to, że chłopak był równie speszony, co ja.
- Ja... zacząłem tu pracować – wyrzucił niepewnie. Poczułem, jak przez moje ciało przeszedł chłodny dreszcz, gdy usłyszałem jego głos.
- Co? Dlaczego? Jak to? - zawołałem jednym tchem. Nie miałem pojęcia, jak na to zareagować.
- Spokojnie. Z tego co wiem, zajmuję się marketingiem – odpowiedział. Przyjrzałem się mu uważnie. Wyglądał na zaskoczonego, ale przecież dobrze wiedział, w jakim wydawnictwie pracuje, a teraz się tu zjawił.
- Tao? Miło poznać. - Ktoś położył rękę na moim ramieniu. Zaskoczony spojrzałem na stojącego za mną Laya. Blondyn z szerokim uśmiechem wyciągnął rękę przed bruneta. - Nazywam się Lay. Kris dużo mi o tobie opowiadał – dodał, gdy brunet uścisnął jego dłoń. Lay przysunął się do mnie bliżej, obejmując mnie w pasie. Tao odruchowo spoglądał raz na mnie, raz na niego. Uśmiechnął się po chwili sztucznie.
- Miło mi poznać – odpowiedział. - A teraz przepraszam... nie mogę się spóźnić pierwszego dnia. Do zobaczenia – powiedział wychodząc. Patrzyłem, jak wchodzi do jednej z sal obok. Ciągle byłem oszołomiony. Lay złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą w stronę wyjścia. Jego palce coraz mocniej zaciskały się na moim nadgarstku.
- Teraz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić – odezwał się po chwili. Spojrzałem na niego pytająco.
- Dlaczego? - Lay zatrzymał się, ale ciągle trzymał moją dłoń. Obrócił się, spoglądając prosto w moje oczy.
- Gdy go zobaczyłem, poczułem się zazdrosny – odpowiedział, z miną pełną wyrzutów. - Jesteś mój, prawda? To nic nie zmienia? - zapytał naiwnie, niczym małe dziecko. To było naprawdę... urocze, dlatego nie wierzyłem, że w ogóle to powiedział. Lay zawsze był bezpośredni, a to miało swoje dobre i złe strony. Złapałem się odruchowo za głowę.
- Czemu się pytasz? To chyba oczywiste. - Uśmiechnąłem się do niego szczerze. - A ty jesteś mój Lay? - zapytałem podchodząc do niego bliżej. Blondyn zarumienił się, gdy delikatnie złapałem go za rękę. - To ty jesteś moją miłością z mangi, nie musisz być zazdrosny – dokończyłem z uśmiechem.
- Dobrze, że to ja wymyślam dialogi – zaśmiał się, przytulając mnie do siebie. - XOXO – wyrzucił z uśmiechem, po czym pocałował mnie w policzek. Byłem naprawdę szczęśliwy. Lay był wszystkim, czego mógłbym chcieć od życia. Nie myślałem wtedy, że wszystko się tak skomplikuje. Teraz nie mogę cofnąć czasu.
* * * * *
* * *
* *
*
Witam wszystkich! Jak zwykle... przepraszam, że nie było mnie tak długo! Nie sądziłam, że dokończenie XOXO zajmie mi tak dużo czasu. Dalej w to nie wierzę. Oczywiście błędy na pewno są, głupie literówki a nawet słowa z kosmosu urwane (co u mnie jest niemal pewnie - coś w stylu "uśmiechnął się do niej złośliwym spojrzeniem" hahha). Oczywiście cały czas staram się poprawiać błędy, żeby wreszcie pisać tak, żeby mi się to podobało no ale - ciągle muszę się uczyć. xD Jeśli coś was drażni, lub znalazły się tam jakieś błędy, to proszę o napisanie tego. xD
A! No i mam dla was taką małą niespodziankę...
Wpadłyśmy dziś z koleżankami na pomysł z założeniem bloga, na którym będzie można zgłosić jakieś kpopowe akcje. Nie ważne z jakim zespołem, ale chodzi tu głównie o to, żeby kpoperzy na Twitterze zaczęli się jednoczyć. W końcu przy każdej akcji poznaje się nowych ludzi, no i świat się dowie, że żyjemy! W sumie od akcji EMAzing EXO natknęłam się na kilka twittów z tekstami: "Gdzie te fanki Exo?" itd. Pasowałoby o sobie przypomnieć i to nie tylko dotyczy EXO, ale i reszty fandomów które siedzą sobie cicho. W każdym razie zapraszam: http://ttkpop.blogspot.com/
* W następnej kolejności dodam rozdział 5 "Casso"
Łooo! Genialne! Świetny pomysł na OS, zaraz biorę się za czytanie reszty opowiadań. Hwaiting! :D ♥
OdpowiedzUsuńŚwietne! Czytałam z mocno zacisniętymi nogami :D
OdpowiedzUsuńPomysł ciekawy. Talent Krisa taki wow xD nie powiem. Przeczytalabym tą mange.
Życzę dalszej weny! ♡
♥♥♥to jest świetne OBY TAK DALEJ ♥♥♥
OdpowiedzUsuńPatrycja XD