sobota, 5 kwietnia 2014

PIĘĆ par oczu


(SMUT)
Luhan usiadł nieśmiało obok Sehuna. Jego dłonie delikatnie przejechały po gładkim materiale, po czym zacisnął na nim palce. Blondyn peszył się jeszcze bardziej, czując na sobie natarczywy wzrok Sehuna, który chciał, aby Lu choć raz na niego spojrzał. Nie potrafił już czekać, aż chłopak sobie przypomni. Chciał go rozkochać w sobie ponownie, choćby drobnymi gestami, których i tak nie potrafił już kontrolować. Z resztą jak zawsze. Luhan był nieśmiały. Nigdy nie pozwalał sobie na większe czułości, a już na pewno nie wynikające z jego inicjatywy.
- Ej! Dlaczego nie siadasz u mnie na kolanach jak zawsze? - zapytał rozżalonym głosem szatyn. Luhan odwrócił się natychmiast, spoglądając z zaskoczeniem na chłopaka. Spojrzał na jego uda, po czym z rumieńcem na twarzy splótł swoje palce i odwrócił wzrok. Od kilku dni myślał o Sehunie i o tym, że kiedyś byli razem. Kilkakrotnie starał się postawić na jego miejscu i wczuć w to, jak bardzo dziwna jest to dla niego sytuacja. Ktoś, kogo znasz, kochasz nagle cię nie pamięta. Gdy tylko Lu o tym pomyślał, natychmiast miał do siebie żal.
Blondyn posłusznie usiadł na kolanach Sehuna, wstrzymując oddech. Poczuł, że zaczyna robić mu się gorąco. Czuł się wyjątkowo nieswojo, ale zanim zaczął nad tym się zastanawiać Sehun objął go w pasie, jakby bał się, że Lu nagle ucieknie. Ułożył brodę na jego ramieniu, wzdychając głęboko. Przysunął twarz bliżej szyi blondyna, przez co chłopak przy każdym jego oddechu lekko się spinał, gdy strumień powietrza delikatnie ocierał się o jego skórę.
- Sehun? Opowiesz mi... coś... o nas? - poprosił blondyn, nie mając odwagi nawet się obrócić w stronę chłopaka. Odsunął twarz, czując że rumieniec na policzkach robi się coraz wyraźniejszy. Zacisnął wargi, słysząc niemal odbijające się echem uderzenia serca. Modlił się, aby nie stanęło. W każdym miejscu, w którym Sehun go dotykał odczuwał niesamowite ciepło, do tego słyszał i czuł na karku jego oddech. Przez jego obecność był nadwrażliwy na wszelki dotyk. Lu miał cholerą ochotę uciec, przerażony tym, że aż tak się zawstydził, jednak ciągle wyobrażał sobie smutny wzrok chłopaka, gdyby tylko to zrobił. Nie chciał go więcej ranić. Delikatnie położył dłoń na jego rękach, które oplatały go w pasie. Sehun natychmiast złapał ją i splótł ich palce.
- Hmm? Co chcesz wiedzieć? - zapytał niższym głosem. Luhan starał się włączyć myślenie, co było dość trudne, gdy kciuk chłopaka delikatnie gładził skórę jego dłoni.
- No o nas... Znaczy... o jakieś naszej pierwszej randce... o naszym, pierwszym... pocałunku – wypowiedział z trudem, drżącym głosem. - Głupio się czuje, nie pamiętając swojego... chłopaka – wyszeptał bardziej do siebie. Sehun otworzył szerzej oczy, powtarzając w myślach to zdanie. Luhan nazwał go swoim chłopakiem. To było więcej niż piękne. To było dla niego jedno z najpiękniejszych słów, jakie wypowiedział w jego stronę.
- W takim razie... dla ciebie teraz wszystko będzie naszym pierwszym razem – wyszeptał tuż przy uchu blondyna. Po tym co usłyszał nie był w stanie już się uspokoić. Ostrożnie wsunął rękę pod bluzkę chłopaka, a drugą podtrzymywał jego podbródek. Jego ciepłe dłonie delikatnie ocierały się o gładką skórę blondyna, wywołując u niego kolejne fale ciepła, wypełniające całe jego ciało. Duże dłonie Sehuna badały każdy kawałek ciała Luhana. To był dla niego obcy dotyk. Całkiem nieznany, nowy, wyjątkowy. Lu delikatnie odsunął rękę szatyna, obracając się w jego stronę. Patrzył na niego swoimi, zaszklonymi oczami, oddychając głęboko. Trzymał chłopaka za nadgarstek. Cały drżał, a jego policzki były czerwone.
- Nie chcę cię do niczego zmuszać – powiedział Sehun, drżącym głosem, widząc jego reakcję. - Mam tylko nadzieje, że nie zapomniałeś do końca, co do mnie czujesz. Tylko tego się boje – wyszeptał. Jego mina się zmieniła. Rysy twarzy wydawały się nieco ostrzejsze, gdy chłopak zacisnął usta w wąską linie. Jego kości policzkowe były bardziej wyraźne, a twarz wydawała się bladsza. Dobijającym elementem były jego oczy, które wypełniały jakieś łzawe iskierki.
- Przepraszam. Przepraszam cię za to – wybełkotał Luhan. - Nie chcę cię kłamać. Nic nie pamiętam. Żadne wspomnienie nie chce do mnie wrócić... ale, chce ci to wynagrodzić – wyjaśnił, jakby z większym entuzjazmem. Usiadł przodem do Sehuna, ciągle pozostając na jego kolanach. - Pozwolę przypomnieć ci nasz pierwszy raz – dodał z większą odwagą, jednak ciągle nie spoglądał w jego oczy. Jego wzrok błądził gdzieś na torsie młodszego szatyna. Sehun uśmiechnął się nonszalancko na dźwięk tych słów. Przysunął Luhana bardziej do siebie.
- W takim razie... ja będę górą. - Przejechał rękami od ramion po uda szatyna. Położył się na łóżku, kładąc ręce na jego biodrach. Przez kilka pierwszych sekund Luhan co jakiś czas posyłał Sehunowi ukradkowe spojrzenia, jednak gdy tylko spotykał jego przeszywający wzrok, natychmiast spoglądał w inny punkt, mimowolnie się rumieniąc. W końcu nieśmiało pochylił się nad chłopakiem, delikatnie całując jego usta. Musnął ledwie wyczuwalnie jego wargi, całkowicie sparaliżowany wstydem. Już miał się odsunąć, ale Sehun przytrzymał jego głowę, łapiąc go za kark i pogłębił pocałunek, podnosząc nieco głowę. Wsunął język między jego wargi, całkowicie przejmując inicjatywę. Luhan zacisnął palce, lekko mrużąc oczy. To było dla niego dziwne uczucie, gdy czyjś język penetrował wnętrze jego ust. Nie pamiętał tego. Czuł się lekko skołowany, samym dziwnym uczuciem, jakie zaczęło mu towarzyszyć. Każdy jego gest był niepewny i nie do końca odwzajemniony. Blondyn czuł ogarniający go niepokój, będąc z Sehunem. Nie wiedział, czy to przez dręczące go wyrzuty sumienia, czy przez zapomniane wspomnienia. Lu czuł się w jego rękach jak szmaciana lalka. Pozwolił, by młodszy przejął nad nim całkowitą kontrole. Sehun odsunął usta od warg Luhana, spoglądając na niego szklącymi się oczami. Jego dłoń ciągle pozostawała na karku młodszego. Delikatnie położył oszołomionego Luhana, podpierając się na łokciach. Nie odrywał wzroku od jego błyszczących oczów, które były lekko nieprzytomne. Sehun ściągnął z siebie podkoszulek, po czym to samo zrobił z garderobą Luhana. Blond włosy chłopaka lekko się rozczochrały, a ich kosmyki ułożyły się na białej poduszce. Sehun powoli rozpinał jego spodnie, nie opuszczając wzroku. Na policzkach blondyna ciągle pozostawał bardziej niż widoczny rumieniec. Długo po tym, jak to stało się faktem Luhan zauważył, że ani on, ani jego towarzysz nie mają spodni. Sehun podniósł się, spoglądając na starszego z góry.
- Tęskniłem za tym – wyszeptał cicho. Pochylił się nad nim, po czym delikatnie zaczął całować chłopaka po szyi, zostawiając na jego bladej skórze wilgotne ślaczki. Luhan uśmiechnął się pod nosem, po czym wsunął rękę w czekoladowe włosy Sehuna, skupiając się na tym ciepłym dreszczu, który przechodził przez całe jego ciało, przy każdym składanym przez młodszego pocałunku. Szatyn delikatnie przejechał ręką po torsie blondyna, czując pod palcami każde wgłębienie i napięte mięśnie chłopaka. Opuszkami palców zsunął bokserki chłopaka. Lu wykonał podobny manewr z bielizną partnera. Jego oczom ukazał się pobudzony "przyjaciel" Sehuna. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, przeszywając Luhana demonicznym spojrzeniem. - Spokojnie – wyszeptał młodszy, głaszcząc blondyna po głowie. - Za pierwszym razem to chyba ja bardziej się denerwowałem – dodał.
- Czerpiesz z tego satysfakcję... z tego, że nic nie pamiętam? - zapytał Luhan ochrypłym od podniecenia głosem.
- Nawet nie wiesz jaką. - Szatyn odsunął się nieco, po czym pochylił głowę, delikatnie całując pobudzony członek Luhana. Przejechał językiem po całej jego długości, po czym bez dłuższego drażnienia się, wziął go do ust. Luhan wbił wzrok w sufit, skupiając się na doznawanym uczuciu. Ruchy młodszego były coraz bardziej energiczne i szybsze. Przy tym chłopak co jakiś czas wspomagał się ręką, nie dając męskości Lu odpocząć choć na chwilę. Językiem kreślił mokre ślaczki na całej jego długości. Luhan w końcu jęknął przeciągle, czując jak narastający pod brzuchem ucisk, wywołany podnieceniem w końcu zaczyna znikać, a jego ciało wypełnia fala gorąca. Zacisnął palce na poduszce leżącej obok, oddychając ciężko.
- Se-Sehun – wyszeptał przez zaschnięte wargi. Usta szatyna wypełniła gorzkawa, biała ciecz. Oh uśmiechnął się z satysfakcją, zlizując pozostałości spermy z warg.
- Powiedz to jeszcze raz – wyszeptał ochryple. Podniósł się, spoglądając na twarz Luhana z góry. - Moje imię. Powiedz je jeszcze raz, proszę – rzucił błagalnie. Zacisnął nadgarstki blondyna nad jego głową. Przyglądał się Luhanowi z tą swoją, poważną miną.
- Sehun... - powtórzył Lu, uświadamiając sobie jaką radość sprawia mu wypowiadanie tego imienia. - Nie przerywaj – dodał starszy. - Chcę ciebie – wyszeptał odważnie. Szatyn pocałował go delikatnie, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Ja też nie chce czekać – dodał bardziej do siebie. Oblizał dwa palce, spoglądając przy tym cały czas na blondyna, na którym siedział okrakiem. Delikatnie wsunął je w dziurkę Luhana, przygotowując go na to, że zaraz zastąpi je czymś większym. - Może trochę boleć – dodał po chwili Sehun, spoglądając na starszego spod ciemnej grzywki. Luhan skinął tylko głową, po czym rozchylił szerzej nogi, dając partnerowi pole do popisu. Sehun zacisnął palce na jego udach, wsuwając się w chłopaka stopniowo. Luhan automatycznie położył ręce na biodrach młodszego. Przygryzł dolną wargę, powstrzymując się od jęku i lekko się skrzywił. Nie chciał pokazywać Sehunowi tego bólu, który właśnie czuł, chociaż był on wypisany na jego twarzy. Od zmarszczonych brwi, po przygryzioną wargę. Nie chciał, by chłopak przerywał właśnie teraz. Młodszy powoli ustalał stały rytm, wchodząc i wychodząc z partnera. Uderzał z każdą sekundą coraz szybciej, przyglądając się z niepokojem twarzy blondyna. Sehun rozchylił lekko wargi, oddychając głęboko. Jego czoło zrosiły kropelki potu. Luhan w końcu odsunął gwałtownie głowę do tyłu, wydając z siebie jęk pełen rozkoszy. Sehun od razu poczuł motywację, widząc zadowolenie na twarzy starszego. Przyspieszył. On sam oddychał coraz ciężej, czując że wszystkie jego myśli są skupione na odczuwaniu właśnie tej przyjemności. Oczy chłopaka zaszły mgłą, a ciało wykonywało automatycznie jeden i ten sam ruch. Luhan czuł coraz większą przyjemność, goszcząc w sobie pulsujący członek Sehuna. Jękną jeszcze raz, a jego ciało niekontrolowanie zadrżało. Zacisnął dłonie na rękach chłopaka, którymi podpierał się o materac łóżka. Blondyn zamknął mocno powieki. Nie mógł zrozumieć, jak mógł zapomnieć o tym uczuciu. Był całkowicie połączony z osobą, którą... kochał. Właśnie... można kochać, nic nie pamiętając?
Sehun jęknął głośno, czując, że wejście Luhana staje się coraz ciaśniejsze. Wykonał jeszcze kilka ruchów, po czym wreszcie poczuł błogi stan spełnienia. Położył się na swoim partnerze, spoglądając na jego uśmiechniętą twarz. Czuł, że uszły z niego wszystkie siły. Luhan objął młodszego ramionami, przytulając jego klejące się od potu ciało. Sehun przyglądał się rumieńcom kochanka z dumą. Wyciągnął dłoń, zaczesując do tyłu jego blond kosmyki, które kleiły mu się do czoła. Uśmiechnął się ciepło, gdy nareszcie ich spojrzenia się spotkały. Oddech Luhana ciągle nie mógł wrócić do normy, a uczucie spełnienia szybko znikało, pozostawiając po sobie niepokój. Czuł się winny. W końcu od pierwszego dnia w "Sanktuarium" traktował Sehuna, jak obcą osobę. Czuł, że go wykorzystuje. Bierze od niego więcej, niż sam może zaoferować. W sumie to Sehun jako pierwszy wyjaśnił mu, kim był. Jego kochankiem, miłością, Luhanem, którego on pamiętał... ale jeśli to tylko jego wspomnienia. Blondyn nic nie poczuł na widok jego twarzy, nic co by mogło jakoś obudzić jego wspomnienia. Czy naprawdę był, aż tak nieczuły? Jedyną osobą, która wydawała mu się jakoś znajoma był Jongin. Brunet o oschłym charakterze, do którego ciężko było dotrzeć, ale prawdziwego Kaia znały tylko te osoby z którymi trzymał się bliżej. Jednak, gdy o nim myślał jego mózg zaraz wysuwał przed szereg obraz Sehuna. Jego chłopaka, którego właśnie tulił. Kochał się z Oh Sehunem, którego nie pamiętał, będąc w trakcie gry o życie, utworzonej przez demona, nazywającego się Bogiem. Absurdalne, ale prawdziwe. Luhan posmutniał, powtarzając ponownie w myślach te fakty.
- Nie martw się – wyszeptał Sehun, widząc smutny wyraz twarzy kochanka. - Podzielę swoje wspomnienia. Powtórzymy je dla ciebie... każdą chwilę – dodał, kładąc głowę na torsie Luhana. Zasypiał, słysząc niespokojne bicie jego serca.



Demon zacisnął palce na łodydze rośliny. Ostre kolce wbijały się w jego palce. Napięta skóra w końcu pękła a ciernie wbiły się w nią głęboko. Po sekundzie ciemna krew spłynęła po palcach i łodydze trzymanej rośliny. Mężczyzna wpatrywał się w kwiat nieprzytomnym wzrokiem. Nie potrafił się ostatnio skupić na niczym innym. Ta partia eksperymentu przerosła jego oczekiwania. Mieszając najróżniejsze charaktery osób, które posiadają różne doświadczenia życiowe, liczył na szybką reakcję, ale nie sądził, że tym razem osiągnie swój postawiony na początku cel. Odnalazł wśród tych "skał" prawdziwy "diament", którego tak szukał od wieków. Najcenniejsza osoba spośród tej dziesiątki budziła w nim taką ciekawość. Nie mógł przestać o nim myśleć. Ta dusza była godna jego zainteresowania.
- Domyślałem się, że tu będziesz. - Ciemnowłosy chłopak przeszedł przez wąską ścieżkę między krzewami róż. Spojrzał swoim przenikliwym wzrokiem na Jaejoonga. Hongbin od razu zauważył jego zmęczenie. Demon wyglądał inaczej, niż zwykle. Miał na sobie szarą, wymiętą koszulę, która do tego była źle zapięta. Materiał odsuwał widoczny na ramieniu tatuaż. Ciemne włosy zasłaniały lekko opuchnięte oczy, które do tego otaczała sina obwódka. Usta chłopaka były blade, ale nie tak, jak śnieżnobiała cera.
- Ach... to ty Hongbin – wyrzucił lekko ochrypniętym głosem. Wypuścił z ręki zakrwawioną łodygę łodygę róży. Towarzyszący mu demon przyglądał się każdej czynności jaką Jaejoong wykonywał. Jego wyraz twarzy lekko złagodniał, jak przyglądał się zabarwionym na czerwono palcom bruneta.
- Nie powinieneś tak wędrować. - Hongbin podszedł do niego bliżej, po czym złapał jego rękę za nadgarstek. - Wyglądasz na zmęczonego – wyszeptał, opuszczając wzrok na niegłębokie, ale ciągle krwawiące rany na opuszkach palców. - Do tego sam się ranisz.
- To żadna rana, do tego... to tylko ciało – odpowiedział obojętnie. Przyglądał się twarzy młodszego od siebie chłopaka, który ze skupieniem przypatrywał się jego dłonią. Hongin uklęknął przed nim na kolana, ciągle trzymając klejącą się rękę demona. Powoli przybliżył usta do zabarwionych obuszków palców, po czym delikatnie przelizał językiem niewielkie rany delektując się smakiem słodkiej krwi. Jaejoong przyglądał się młodszemu z pokerową twarzą.
- Moja krew zawsze ci smakowała – odpowiedział, wyrywając rękę z jego uścisku. - Mam tylko nadzieje, że przez to, że ci zasmakowała nie zmienisz co do mnie zamiarów – burknął, odwracając się tyłem do demona.
- A czy nie chodzi ci o to właśnie, że moje zamiary co do ciebie... - wyszeptał, wstając. Jego ciemne oczy błyszczały, co było u niego dość nietypowe. - Nie zmieniły się od wieków – dokończył. Podszedł do Jaejoonga, ciągle wlepiając w niego swój skarcony wzrok.
- Nie okłamujmy się. Jesteśmy podobni, więc zależy nam tylko na celu, który chcemy osiągnąć, a nie na kimś innym... - Hongbin zacisnął usta w wąską linie. Coś w nim drgnęło. Słyszał to już wiele razy, ale ciągle bolało tak samo. Demon znał Jaejoonga od dawna. Hongbin zajął się nim podczas jego początków tego nowego życia. Wiele mu zawdzięczał, ale gdy osiągnął większą moc od niego postarał się być samodzielny. Wszystko co robił było dla niego. Chciał mu pomóc i go chronić, ale Jaejoong ciągle przypominał mu, że on tego już nie potrzebuje. Do tego wyraźnie odrzucał jego uczucia, a one zamiast gasnąć przybierały na sile. - Cyniczny dupek – warknął ciemnowłosy, spoglądając na idealną sylwetkę nieco wyższego chłopaka.
- W rzeczy samej – odpowiedział Jaejoong, uśmiechając się. Podszedł do demona, kładąc dłonie na jego ramionach. - Nie zachowuj się jak dziecko, Hongbin – wyszeptał. - Myśl tylko o tym, co chcesz osiągnąć, nie szukaj przeszkód. Nie chcesz chyba, żeby uczucie było dla ciebie przeszkodą. Ktoś mnie tego uczył, prawda? - zapytał, spoglądając w jego oczy. Demon ze wstydu opuścił wzrok, nie potrafiąc znieść spojrzenia Jaejoonga.
- A czy ty będziesz w stanie mi obiecać, że będziesz usuwał te "przeszkody" ze swojej drogi? - To pytanie z trudem przeszło przez usta Hongbina. - Wiesz o kim mówię... Mówię o twojej idealnej duszy, której szukasz w "Casso". Po to to wszystko, prawda?! - warknął zdenerwowany. Był wściekły. Widział to. Widział to zmianę w zachowaniu demona. Jaejoong ekscytował się myśląc tylko o "diamencie". Hongbin nigdy nie spodziewał się, że jego rywalem będzie człowiek.
- Zamknij się! - Brunet odsunął się od chłopaka. Jego oczy były lekko przymrożone, a krwiożerczy wzrok przecinał niemal na wskroś wątłą sylwetkę Hongbina. - Już ci mówiłem, prawda? Dla mnie ważny jest tylko cel. Ty też masz swój. "Zawsze szukaj dla siebie drogi, żeby osiągnąć swój cel" – czy nie tak mówiłeś?
- A co, jeśli ty jesteś moim celem?
- To znaczy, że lubisz wyzwania – zaśmiał się demon.
- Powiedz mi tylko, dlaczego on? - Ciemne oczy chłopaka nie opuszczały Jaejoonga, spoglądając w jego źrenice błagalnie.
- Co cię to tak interesuje? - Ciemnowłosy obrócił się, podchodząc bliżej do Hongbina. Zaczesał włosy do tyłu, skupiając na nim swój zmęczony wzrok. Brunet westchnął głęboko, ukrytkiem spoglądając na jego odsłonięty obojczyk.
- Bo ty... dla niego... - zaczął łamiącym się głosem, po czym zatrzymał się, odwracając głowę w bok. - Nieważne – wyszeptał, poddając się.
- Nie, dlaczego? Powiem ci. - Chłopak ponownie podszedł do jednego z krzewów różanych. Od razu wyłapał wzrokiem tą samą różę, której kolce poprzednio zraniły jego palce. - Widzisz ten kwiat? Wiesz, dlaczego jest taki nieskazitelny? - Jaejoong odwrócił wzrok, spoglądając na demona. - Ta róża żyła w idealnych warunkach. Nie była wystawiana na zewnątrz, nie chorowała, ciągle była otaczana opieką. Dlatego jest taka piękna i czysta. Dusza tego chłopaka jest taka sama. Żył w przekonaniu, że świat jest taki piękny i kolorowy, bo nie spotkała go ni krzta goryczy. Zawsze był kochany. Dlatego jego dusza jest taka czysta.
- Ciągle o nim myślisz, prawda? - zapytał cicho. Jaejoong spojrzał na czerwoną różę. Jej aksamitne płatki miejscami przybierały bordową, połyskującą nawet fioletem barwę, a ich delikatna powłoka łamała się i przeplatała, niczym fałdy najdroższego, najpiękniejszego materiału. Pełny kwiatostan rośliny podtrzymywała zielona łodyga, miejscami otoczona kolcami.
- Tak, może masz racje – dodał cichym głosem. - Ale i tak ta dusza zostanie zbezczeszczona moimi rękami, o ile nie wyniszczy ją to, co tu przeżyje. Chętnie obejrzę tą metamorfozę. W końcu po to chcę przekląć tego anioła, co nie?
- Jaejoong! - Usłyszał piskliwy głos, należący do dziewczyny.
- A! Zapomniałem cię ostrzec – wyszeptał Hongbin. Twarz demona zbladła. Mężczyzna spoglądał szeroko otwartymi oczami na dziewczynę stojącą na przeciwko. Jej proste, długie, ciemnoczerwone włosy, opadały na ramiona, które zakrywały rękawy czarnej sukni. - Gain wprowadziła się do części nadzorczej – dokończył Hongbin, spoglądając niepewnie na zmartwioną twarz Jaejoonga. - Oczywiście Seungyeon też z nią przyjechała.
- Nie mów mi tak oczywistych rzeczy! - Demon przeczesał ręką ciemne włosy. - Przecież kurwa widzę – wyrzucił cicho.
- Jak się ma mój ukochany? - zapytała, rzucając się chłopakowi na szyję. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy wzmocniła uścisk. Hongbin spojrzał na nią przepełnionym chęcią mordu spojrzeniem. - Cieszę się, że znowu tu jestem – dodała po chwili. Jaejoong położył ręce na jej ramionach, odsuwając ją od siebie.
- Dlaczego Gain zabrała cię ze sobą? Co? - zapytał łagodnie, spoglądając w jej oczy, aby się upewnić, czy dziewczyna na pewno rozumie.
- Dlaczego miałaby nie zabrać? - Czerwonowłosa złożyła usta w dzióbek. - Ma spełniać każdy mój rozkaz, co nie? Chciałam cię odwiedzić już tak dawno. Mój brat również się tu zjawi – dodała z uśmiechem. Jaejoong, patrzył na nią przez chwilę tępym wzrokiem, układając wszystko w głowie, po czym zdenerwowany przeczesał ręką ciemne włosy.
- Cholera – syknął, obracając się do niej tyłem. Z jego indywidualnego projektu nagle zrodził się pięcioosobowy zespół. Do tego miała być w nim osoba, która nienawidziła go najbardziej, przebiegła Gain, Hongbin, do tego rozpieszczona Seungyeon, która musiała dostać to, co chce. Ten łańcuszek był nie do przerwania.



          Chłopak ze sztucznym uśmiechem przekroczył próg, po czym zamknął za sobą drzwi. Gdy tylko to zrobił, jego wyraz twarzy całkowicie się zmienił. Oparł się o ścianę, wzdychając ciężko. Źle czuł się w otoczeniu pozostałych osób z eksperymentu. Widział ich uśmiechy, miłe gesty, a co gorsza naprawdę zaczynał ich lubić i to właśnie było najgorsze. Xiumin miał w pewnym sensie racje. Odseparowanie się od reszty miało jakiś sens. To oszczędzało nie tylko bólu, ale i pozwalało zachować trzeźwe myślenie. W końcu nie znając ich można by spojrzeć na sprawę obiektywnie. Dla Kaia w tym momencie byłoby to niemożliwe. Wystarczyło kilka żartów i wspólnych rozmów, a przywiązał się do nich. Tak jakby znał ich już od dawna, a emocje, jakie do nich czuł były zamrożone na ten krótki okres i teraz zaczynały topnieć. Brunet odszedł kilka kroków, zmierzając w stronę korytarza. Gdy tylko to zrobił usłyszał za sobą odgłos otwieranych drzwi. Obrócił się w tamtą stronę, spoglądając na wyłaniającą się zza nich osobę. Z bladym uśmiechem spojrzał na Luhana. Blondyn cichutko zamknął za sobą drzwi, po czym spojrzał na stojącego przed nim Kaia. Z jakiegoś powodu chłopak zatrzymał się, czekając aż Luhan do niego podejdzie. Nie potrafił tego wyjaśnić. Gdy tylko zobaczył, jak Lu idzie w jego stronę całe jego ciało zdrętwiało, a oczy nie potrafiły oderwać się od tego widoku. To było denerwujące. Naprawdę denerwujące. Jongin nie był dzieckiem, że nie potrafił nazwać, czy określić tego uczucia. Wiedział, że Luhan w jakimś stopniu był mu bliski, ale przecież on nie gustował w facetach. Nie mógł być za życia tego typu osobą. Do tego jeszcze widział, że Sehun nie ustąpiłby mu drogi. Blondyn powoli zmierzał w stronę chłopaka z opuszczoną głową. 
          - Ty też się od nich urwałeś? - zapytał Kai z pewnym siebie uśmiechem, gdy tylko Lu do niego podszedł. Grał, jak zwykle, gdy naprawdę chciał zakryć, co naprawdę dzieje się w jego umyśle. To zawsze było najlepszym wyjściem. Odegranie sceny której każdy się spodziewał i oczekiwał - to jedna z cech dorosłości.  
          - No tak jakby, ale ciężko było. - Blondyn rozczesał palcami kosmyki włosów, które zakrywały uszy. Przypomniała mu się natychmiast krótka rozmowa z Sehunem, dokładnie z przed chwili, która była bardziej przesłuchaniem, niż rozmową. Szatyn nie tylko zapytał go o powód wyjścia, ale i o to dlaczego wychodzi akurat teraz, gdy Kai właśnie wyszedł z sali. - Właściwie to... chciałem z tobą porozmawiać. - Kim wydawał się zaskoczony. 
          - O czym? - zapytał cicho. Luhan opuścił wzrok, wykładając trzęsące się ręce do kieszeni. Przez chwilę panowała cisza. 
          - Jeszcze nie podziękowałem ci za pomoc. - Łagodny głos Luhana jakby odbijał się echem wokół. Jongin poczuł, jak przeszywają go ciarki. 
          - Nie musisz. - Machnął ręką, lekko zawstydzony. - Przecież coś ci obiecałem, prawda? 
          - To nie zmienia faktu, że naprawdę mi pomogłeś. - Blondyn spojrzał na bruneta swoimi dużymi, błyszczącymi oczami. 
          - A co ja bym tu bez ciebie zrobił? - Kai zaśmiał się sztucznie, chcąc ukryć swoje zakłopotanie. To dla niego naprawdę wiele znaczyło. Nie wiedział do końca, dlaczego to zrobił. Gdyby to był ktoś inny niż Luhan, czy D.O. nawet nie zwrócił by się do niego z propozycją pomocy. Nie brałby w ogóle udziału w poszukiwaniach. Najchętniej odseparowałby się od wszystkiego, jak Xiumin. Ten chłopak wydawał się ostatecznie najmądrzejszą osobą z tej grupy. Chętnie poszedłby w jego ślady, ale właśnie takie osoby, jak Lu i D.O. go przed tym powstrzymywały. 
          - Chyba ja powinienem o to zapytać - rzucił z uśmiechem chłopak. Złapał Kaia za rękę. - Idziemy gdzieś? Nie chce mi się tam z nimi siedzieć... Chociaż czekaj, zawołam jeszcze Sehuna - zaproponował Lu z dziecięcym entuzjazmem. Kai ciągle nie wiedział, jak ten dzieciak to robi. Raz potrafił być śmiertelnie poważny, innym razem mógłby zabić cię wzrokiem, a jeszcze innym przypominał naiwnego, uroczego szczeniaka. Jakby na raz miał w sobie kilka osób, które co jakiś czas brały kontrole nad jego ciałem. Wyraz twarzy Jongina nagle się zmienił. Znowu usłyszał to imię - Sehun. Nic nie drażniło go tak bardzo, jak obecność tego człowieka. Nawet gdy szatyn nie robił niczego złego, czy dokuczliwego, to działał Kaiowi na nerwy. 
          - Nie mam jakoś ochoty - odpowiedział niższym głosem Jongin. Jego ton stał się chłodny. - A powiedz mi... jak jest między tobą, a Sehunem? - zapytał, nie potrafiąc już dłużej powstrzymać się od jego zadania. To bolesne pytanie cisnęło mu się na usta, gdy tylko widział tą dwójkę. Wydawało mu się, że ostatnimi czasy ta para jest sobie bliższa. 
          - Dobrze... Nawet bardzo - wyszeptał czerwony ze wstydu chłopak. Kai pożałował tego pytania. Gdy tylko usłyszał tą odpowiedź coś w nim pękło. Odwrócił wzrok, starając się spokojnie odpowiedzieć chłopakowi. Zacisnął palce, po czym spojrzał na niego ponownie, ze sztucznym uśmiechem. Wyglądał tak, jakby ubrał maskę, zakrywając prawdziwe emocje. 
          - Właśnie tak mi się wydawało - odpowiedział słabym głosem. - To dobra, wracaj do niego. - Machnął ręką, ciągle odgrywając role zwykłego kumpla, interesującego się Luhanem tak bez powodu. Zadowolony blondyn skinął tylko głową, odwzajemniając uśmiech. Gdy tylko zniknął za drzwiami, Kai westchnął głęboko, zbierając wszystkie swoje myśli. Lu za każdym razem potrafił robić je jednym zdaniem. 



          Tao z ulgą zamknął za sobą drzwi do pokoju. Było pusto, ciemno i cicho. Otoczenie jakie uwielbiał i do jakiego był ostatnio przyzwyczajony. Musiał wiele przemyśleć, więc cisza i brak kogokolwiek w otoczeniu poprawiały mu humor i pozwalały się skoncentrować. Ten dręczący spokój w relacjach między ludźmi z eksperymentu były dla Tao początkiem czegoś większego. Czuł się niebezpiecznie w ich otoczeniu. Nie ufał im. Nie ufał już nawet Krisowi, właściwie... jemu szczególnie. Po tym co u niego znalazł, nie potrafił traktować go tak jak na początku. Kris był po prostu dobrym graczem. Nie okazywał emocji, nie mówił za dużo, ale chociaż nie wywoływał takiego wrażenia, naprawdę dużo wiedział. To właśnie najbardziej denerwowało Tao. Kris był za bardzo tajemniczy. Brunet ciągle zastanawiał się, dlaczego starszy go okłamywał. Czuł się niepewnie, gdy widział jego wzrok. Chciał jak najszybciej uciec z "Casso", aby już nigdy nie znaleźć się w pobliżu Krisa.
          Brunet rozejrzał się niepewnie, po czym szybko podszedł do biurka, przy którym Kris zajmował się zaraz po Layu przerysowywaniem map i notowaniem wszystkiego odnośnie eksperymentu. Tao gwałtownie otworzył jedną z szuflad, która wydała charakterystyczny dźwięk. Spojrzał na leżące w szafce przedmioty i kartki. Brunet przerzucił kilka z nich, szukając przedmiotu. Usłyszał jakiś dźwięk metalu harującego o drewno. Natychmiast podniósł plik kartek, z nadzieją spoglądając na nie. Nie był to jednak poszukiwany klucz. Brunet westchnął lekko zdenerwowany, ciągle przeszukując pozostałe szuflady. Nie zamierzał zrezygnować, szczególnie dopóki nie było Krisa. Zacisnął usta w wąską linie, z utęsknieniem wyszukując widzianego niedawno przedmiotu.
          - Stare nawyki wróciły, co? - wyrzucił niższym głosem stojący za nim Kris. Tao zatrzymał się gwałtownie, czując że zaczyna mu się robić gorąco. Nie sądził, że zostanie przyłapany. Kris zwykle o tej porze gadał z Suho i tym całym ich sojuszem. Ręce bruneta zaczęły się trząść. Obrócił się w końcu, wbijając gniewny wzrok w twarz Krisa. Blondyn wyglądał inaczej niż zwykle. Miał na sobie jakiś luźny T-shirt i stare jeansy. Zapewne to ostatnie, co znalazł w szafie, które tak jak i spiżarki były uzupełniane. Włosy blondyna były lekko roztrzepane, ale dodawało mu to uroku. W rękach trzymał dwa kubki parującego kakao. Bez słowa położył je na blacie biurka, po czym przeszedł obok zdenerwowanego bruneta i położył się na swoim łóżku. Żadnej reakcji. Tao obrócił się w jego stronę zszokowany. Spodziewał się kłótni, wyrzutów i tak dalej. Jakby nic go to nie obchodziło.
          - To tyle? - warknął Tao, opuszczając z rezygnacją ręce. - Mówisz coś takiego, wiesz czego szukam, ale i tak na to nie reagujesz? - Z jego ciemnych oczu łyskały iskry. Zacisnął usta w wąską linie.
          - O co chodzi? Chcesz, żebym się na ciebie wydarł? Masochistą jesteś? - zadrwił blondyn, spoglądając na Tao chłodnym wzrokiem.
          - Chce, żebyś mówił mi prawdę. - Tao podszedł bliżej do Krisa. Nie zamierzał mu mówić o tym, co znalazł, ale postawa Krisa denerwowała go coraz bardziej. Zacisnął dłonie w pięści. - O co ci chodziło z "nawykami"? Przyznaj się... Znałeś mnie za życia! Wiesz coś o mnie i wcale już tego nie ukrywasz! - Wyraz twarzy Wufana diametralnie się zmienił. Wstał, po czym usiadł na brzegu łóżka.
          - Tao... - wypowiedział jego imię w taki sposób, że po ciele bruneta przeszły dreszcze, gdy słyszał jego głęboki głos. - Myślisz, że ludzie mogą się zmienić? - Tao mrugnął kilkakrotnie wertując w głowie zadane pytanie.
          - Nie - odpowiedział pewnie. - Ludzie się nie zmieniają.
          - Widzisz? A ja wole się łudzić, więc nie zaczynaj tego tematu już nigdy więcej - odpowiedział już trochę ciszej. Tao otworzył szerzej oczy, oddychając głęboko. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Kris znowu go spławił. Otwarcie przyznał się, że wie coś o jego przeszłości, ale mówił to tak, jakby zamierzał do końca to ukrywać. Dlaczego? Tao nie potrafił tego zrozumieć. Czy jego przeszłość była tak zła? I co Kris miał do tego? Każde kolejne pytanie złościło go jeszcze bardziej.
          - Więc to prawda? Nie wstydzisz się tego?! - krzyknął. Był pewny, że Kris wie coś na jego temat, ale chciał jeszcze się łudzić, że to zwykła pomyłka. W głębi duszy chciałby o tym nic nie wiedzieć i być traktowany przez Krisa tak, jak pierwszego dnia. - Ty pieprzony dupku! - krzyknął. Ogarniała go niekończąca się bezsilność. Nie mógł jej już wytrzymać. Zacisnął palce, wbijając paznokcie w swoją skórę. Starał się uspokoić nerwy, jednak chłodny wyraz twarzy Wufana denerwował go jeszcze bardziej. Rozprostował dłoń, po czym uderzył go w twarz. W pomieszczeniu słychać było ten charakterystyczny dźwięk, a policzek Krisa delikatnie się zaczerwienił. - Myślisz, że możesz decydować? Czemu ja? Co?! Na początku obiecałeś mi pomóc... czemu? Czemu do cholery nic mi nie powiedziałeś?! - Chciał uderzyć chłopaka ponownie, ale tym razem Kris mu na to nie pozwolił. Zacisnął rękę na jego nadgarstku, podnosząc gniewny wzrok. Tao nieco się przestraszył, ale adrenalina i wściekłość dalej szumiały w jego głowie.
           - Zaufaj mi... Robię to dla ciebie. Chciałbym, żeby między nami był tak jak teraz - syknął, patrząc obolałym wzrokiem na stojącego nad nim Tao. Ogarnęła go totalna bezsilność.
          - "Między nami"? Czyli robisz to dla siebie. - Tao wyrwał się z jego uścisku. Kris jeszcze zdążył zauważyć jego zaszklone oczy, gdy młodszy chłopak odsunął się od niego. Nie wiedział, co ma zrobić. Chciał wszystko naprawić. Sytuacja w której Tao zapomniał kim był, stała się najlepszym momentem. Teraz miało być inaczej, ale chociaż Kris bardzo się starał i tak wszystko dążyło do sytuacji, jak za życia - oboje byli odmiennymi biegunami. 


           Jaejoong spojrzał na Gain z ciepłym uśmiechem, mijając ją w progu. Od kilku minut w sali czekała już grupka zebranych tam ludzi. Wszyscy wydawali się zniecierpliwieni. Każdy z nich co jakiś czas rozglądał się wokół, sprawdzając, czy oby na pewno nikogo nie brakuje. Niespodziewane wezwanie mogło oznaczać znalezienie ciała i właśnie tego większość z nich się spodziewała. Można było wyczuć ten strach unoszący się w powietrzu. Jakby myśli tych wszystkich ludzi kotłowały się na zewnątrz i nękały i tak już przyduszoną atmosferę. Ktoś widzący ten chaos, mógł odnieść wrażenie, że może usłyszeć wszystkie szepty i wymieniające się pytania: Coś znowu się stało? Ktoś nie żyje? Coś się wydarzyło? Czy to będzie koniec? Umrzemy? Wydostaniemy się stąd? Te pytania były jakby wypisane na twarzach wszystkich zebranych. Jedyną osobą, która wyróżniała się z tłumu był uśmiechnięty demon, który dumnie stał naprzeciwko swoich "owieczek".
           - Witam was wszystkich ponownie - rozbrzmiał jego donośny głos. Nagle zrobiło się cicho i wszyscy z nieukrytym zainteresowaniem spoglądali w jego stronę. Demon uśmiechnął się przebiegle. - Pewnie spodziewacie się, że mam dla was jakąś ważną informację, ale niestety muszę was rozczarować - zadrwił, po czym na chwilę odwrócił się odruchowo za siebie. Z sali obok wyszła czwórka pomocników. Znany im już - Hongbin, seksowna brunetka - Gain, ale i też dwójka obcych osób. Niewysoka, czerwonowłosa dziewczyna o drobnej posturze. Wszyscy spoglądali na nią ze zdziwieniem. Jej wygląd był wyjątkowo niepozorny. Nie przypominała demona. Była ubrana, jak normalny człowiek, w uroczą koronkową, niedługą sukienkę. Obok niej stał ciemnowłosy, postawny chłopak, o wyjątkowo bladej cerze. Z całej piątki miał najciemniejsze oczy. Jego źrenice były wyjątkowo duże i zajmowały miejsce i tak dużych tęczówek. Mężczyzna spoglądał chłodno przed siebie, bez żadnego wyrazu twarzy. W porównaniu z Jaejoongiem, czy Hongbinem on na pewno przypominał demona i był najstraszniejszym z nich. - Właściwie to... mam dla was pewną ofertę - dodała po chwili. - Dokładnie nawet pięć ofert. Każdy z nas ofiaruje zwycięzcy projektu nagrodę, która gwarantuje wam raj na ziemi, gdy tylko tam wrócicie. - Pomieszczenie ponownie wypełniły szepty. - To co ja mogę wam zagwarantować jest największą kartą przetargową na ziemi. Od wielu wieków gwarantowały pod różną postacią miłość, szczęście i dobrobyt. Pieniądze zawsze gwarantowały to wszystko. Nagle zapewniały przyjaciół, wypełniały pustkę w sercu i pomagały spełniać marzenia. Pieniądze na ziemi są największą mocą i ja zamierzam wam ją ofiarować. - Na twarzy demona pojawił się złośliwy uśmieszek. Wyglądał na pewnego siebie, zupełnie jak szachista w pełni usatysfakcjonowany ze swojego ruchu. Tak rzeczywiście było. Z jakiegoś powodu obietnica bogactwa wywołała u wszystkich nie tyle entuzjazm, co niepokój, że ktoś się na to skusi. Ci, co pamiętali swoje życie byli świadomi ile potrafiły ułatwić pieniądze. Reszta też miała o tym jakieś pojęcie, więc obietnica wydawała się kusząca.
           - Czyli... Obiecujesz bogactwo osobie, która zabije innego z nas i nie zostanie złapana? - Wszyscy obrócili się w stronę przemawiającego Chanyeola. Byli zaskoczeni jego zainteresowaniem ofertą. Wydawał się najbardziej szlachetną i sentymentalną osobą z całej dwunastki. - Chyba sobie żartujesz! - syknął. Jaejoong spojrzał na Chanyeola wzrokiem pełnym nienawiści. Jego skupione źrenice wydawały się pożerać chłopaka w całości, do tego łyskały niepokojąco, jak u jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Oboje nie odrywali od siebie wściekłego wzroku, jakby chcąc zastraszyć tym siebie nawzajem. - Nikt się nie da na to nabrać. Będziesz musiał bardziej się wysilić - powiedział odważnie. Jaejoong uśmiechnął się złośliwie, a jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej, spoglądając na Chanyeola z zainteresowaniem.
           - Może się o to założymy? - zapytał zadowolony.- Jeśli nikt nie zginie w przeciągu tego tygodnia ty i wybrana przez ciebie osoba będziecie wolni, a jeśli jednak pojawi się morderca... - Wskazał na bruneta. - Ty zapłacisz za to życiem. - Jego niski głos odbijał się echem. Wszyscy ze skupieniem spoglądali na Park`a, który opuścił głowę, zastanawiając się nad propozycją demona. Wiedział, że dla niektórych ta propozycja może być niezłym układem, ale wierzył, że przypadek Chena będzie dla nich wystarczającą nauczką. Gry tego demona zawsze przynosiły coś za sobą. Im większa była stawka, tym więcej ich to później kosztowało.
           - Zgadzam się - wyrzucił pewnie, ponownie wbijając wściekły wzrok w oczy demona. Wszyscy obrócili się w stronę Chanyeola, z podziwem patrząc na jego pełną determinacji postawę. Brunet zacisnął dłoń i zmrużył oczy. Stojący obok niego Baekhyun spoglądał nerwowo raz na Chanyeola, raz na Jaejoonga. Przegrany zakład miał oznaczać dla niego śmierć, ale mimo to Park bez dłuższego namysłu stanął przed tłumem, ufając nieznanym mu ludziom. Złożył swoje życie w ręce grupy, którą znał od niedawna. Jego heroiczna postawa i pewne zaufanie natychmiast budziły u ludzi mieszane uczucia. Wyraz twarzy Xiumina, Suho, czy Sehuna jakby krzyczał: "Ale głupek!" Za to Tao, Luhan i D.O. spoglądali na niego z podziwem. Jedynie wzrok Baekhyuna był inny. Mieszanka smutku, współczucia, ale i gniewu. Nie chciałby go stracić, ale teraz pozostało mu tylko wierzyć i ufać reszcie, tak jak robił to Chanyeol. 



          Gain z westchnieniem przeczesała ciemne włosy, ledwie opadające na kark. Jej zwierzęcy wzrok objął resztę osób siedzących już wygodnie w ciemnoczerwonych fotelach. Brunetka przejechała ręką po oparciu jednego z nich. spoglądając na mebel z kwaśną miną. Podniosła dłoń, spoglądając na nią z odrazą. 
          - Jaejoong widać od razu, że nie masz ani krzty gustu - wyrzuciła, obracając się w stronę demona, który podpierał głowę ręką, spoglądając na nią ze znudzoną miną. Uśmiechnął się złośliwie, po czym oblizał spierzchłe wargi. 
          - O gustach się nie dyskutuje, Gain - odpowiedział natychmiast Hongbin, nie czekając na reakcję Jaejoonga. Brunet skinął tylko głową, tak samo, jak i Seungyeon, która siedziała grzecznie na fotelu obok bruneta. Jej ręce były złożone, na złączonych razem kolanach. Włosy delikatnie opadały na ramię, a na twarzy widniał blady uśmieszek. Gain była jej przeciwnością. Ciemnowłosa dziewczyna usiadła na wolnym miejscu. Złożyła nogę, za nogę, odsłaniając uda, w czym pomagało jej głębokie rozcięcie sukienki. Tak jak i Jaejoong oparła się łokciem o opieradło, podtrzymując głowę. Jej przerażający wzrok w pełni odzwierciedlał jej naturę. 
          - Zaskoczyłeś mnie, wiesz? - powiedziała po chwili ciszy. Wszyscy podnieśli wzrok, jakby ożywieni tematem. - Wygląda na to, że nie będę się nudzić. - Zaśmiała się. zasłaniając usta ręką. - Ten dzieciak był tak pewny swego, a właśnie w tym momencie przynajmniej pięć osób myślało o tym, co zrobili by z taką kasą - dodała. 
          - Dokładnie - syknął Ravi, poprawiając luźno wiszącą na nim, czarną marynarkę. - Jak dla mnie to ta gra długo nie potrwa, jak będziesz zabijał te swoje zabawki. 
          - Może i masz racje - odpowiedział po chwili ciszy, spoglądając na ciemną posadzkę. Przejechał ręką po karku, czując jak chłodne palce dotykają jego wrażliwej skóry. - Ale to nie zmienia faktu, że ten dzieciak mnie wkurza. Czuje, że muszę się go pozbyć i to jak najszybciej - wyjaśnił, czując na sobie spojrzenia całej trójki. 
          - A co? Jest jakiś silny? Nie zauważyłam - zadrwiła brunetka. Przejechała swoimi długimi, czerwonymi paznokciami po skórzanej tapicerce. Skupiona starała się przypomnieć twarz wspomnianego Chanyeola. Wysoki brunet mimo wszystko nie wyglądał na groźnego i nie wyróżniał się z tłumu, jednak jego postawa była dla każdego trudna do zrozumienia, tym bardziej, że dla demona zaufanie komuś innemu w tak głupi sposób i za tak wielką cenę było samobójstwem. W jej oczach Chanyeol był po prostu śmieszny. 
          - Chyba, że chodzi o to, że przypomina twojego brata - rzucił z satysfakcją Ravi. Jaejoong spojrzał na niego chłodno, na co brunet odpowiedział uśmiechem i odruchowo przeniósł swój wzrok na Hongbina. Szatyn westchnął tylko, po czym ponownie odwrócił wzrok z odrazą. Tak było od dawna. Hongbin po prostu nie cierpiał Raviego. Gdy tylko przebywał w jego towarzystwie miał ochotę uciekać i pomyśleć, że kiedyś byli nierozłączni. 
         - Rzeczywiście. Zbyt ufny ludziom, szczery, odważny. Zupełnie jak on... ale to nie dlatego go nienawidzę. Czuje, że on jest kłopotem. Jeśli ten zakład go nie usunie, to zajmę się tym sam. 
          - Czyżby kobieca intuicja się w tobie obudziła? - Gain zmrużyła oczy.
          - Po prostu go zabij i po kłopocie - wyrzuciła zrezygnowana Seungyeon. - Nie mogę już słuchać o tym człowieku. 
          - To nie takie proste. Jeśli zabije kogoś bez powodu, reszta uzna mnie za wroga. Mając jednego wroga zaczną się zrzeszać, a to siebie mają nawzajem nienawidzić. Zrozum nie mogę im zagrażać. - Usiadł prosto. 
          - Doświadczony jesteś - odpowiedziała z uznaniem Gain. 
          - A właśnie, co te dzieciaki zrobią z tym kluczem? - zapytał Hongbin lekko ochrypłym głosem. - Jeśli się na to zabiorą to będzie koniec gry. 
          - Nie są tacy głupi. Ten cały... Kris go teraz ma. Chyba zaczął coś podejrzewać, bo gasi wśród innych rozmowę na temat tego klucza. 
          - W końcu ciekawość wygra - skomentowała krótko czerwonowłosa. Jaejoong podniósł wzrok, spoglądając nad nią spod ciemnych kosmyków, zasłaniających lekko oczy. Przez dłuższą chwilę panowała istna cisza, która z minuty na minutę była coraz bardziej niezręczna. To wszystko powodował fakt, że znowu byli w tym samym składzie. Minęło wiele lat, ale ich relacje niewiele się zmieniły. Były tak samo "pokręcone", jak zawsze. To, że jeszcze nikt nie próbował nikogo zabić było cudem. Ta atmosfera spokoju była pozorna i mogła szybko się posypać.   
          - Właściwie to... Od jakiegoś czasu coś mnie zastanawia. Seungyeon, ile zamierzacie tu zostać? - zapytał nieśmiało. 
          - Co ja zrobię bez mojej najlepszej podwładnej - wyrzuciła rozżalonym głosem, spoglądając od razu na Gain. Brunetka od wielu wieków była służącą Seungyeon i jej brata Raviego. Takie były ustalenia zakładu, jaki dawno temu przegrała. Będąc podnóżkiem dwójki demonicznego rodzeństwa, przypominała zwierze na łańcuchu.
           - Czyli zostaniesz tu do końca? - wyrzucił z niechęcią Jaejoong, co bardziej stwierdzenie, niż pytanie.            - Możemy porozmawiać na osobności? - zapytała Gain, wstając ze swojego miejsca. Jej zwykle figlarny wzrok tym razem był przygaszony. Demon również wstał bez słowa, jakby przekazali sobie wzrokiem, że sprawa jest ważna. To niepokojące spojrzenie, którymi się wymieniali, natychmiast wyłapała siedząca obok Seungyeon. Wstała, po czym zmierzała w stronę wyjścia jak pozostała dwójka. Gdy wyższy brunet zmierzył ją wzrokiem, spojrzała na niego niewinnie, nawet się nie zatrzymując.
           - Też muszę coś z wami ustalić - odpowiedziała z wyrzutem. - Traktuj mnie i Gain, jak jedną osobę.
           - No dobra... - syknął Jaejoong, przepuszczając dwie kobiety w progu. Dał za wygraną, wiedząc, że i tak nie uda mu się przekonać kogoś takiego jak Seungyeon. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. W salonie zrobiło się całkiem cicho. Ravi z uśmiechem spojrzał na smutnego Hongbina, który nie zamierzał zostać z nim sam na sam. Czuł, że spojrzenie starszego wypala dziury w jego ciele.
            - Zamierzasz się do mnie nie odzywać? Tak się mnie boisz? - Jego niski głos powodował, że całe ciało szatyna drżało. Nie potrafił zachowywać się normalnie, tym bardziej po tym co ich łączyło. Ravi był największą nauczą Hongbina. Powodem, dla którego demon zaczął przestrzegać swojej głównej zasady: "Myśl tylko o sobie."
            - Nie chcę z tobą rozmawiać - warknął. Jego myśli gnębiły wspomnienia. Wszystkie były związane z Ravim. Jeszcze za czasów, gdy tym głos wypowiadał jego imię każdego wieczora. W końcu jednak ich związek bez zobowiązań się wypalił. Ravi miał nowsze obiekty zainteresowań, a Hongbin stał się samodzielny, do tego na jego drodze pojawił się Jaejoong.
            - Nie musimy rozmawiać. Widzę, co się dzieje - powiedział łagodnie. Hongbin z lekkim niedowierzaniem odwrócił głowę w jego stronę. Przybrał na twarzy swoją najbardziej obojętną minę, nie odrywając od niego wzroku. - Ciągle go kochasz... Sam się ranisz.
             - Nie jesteś osobą, od której chciałbym wysłuchiwać kazań. - Jego głos się łamał.
             - On cię zrani - warknął Ravi, całkowicie tracąc swój spokój. Zawsze był porywczy, ale ostatnio zdarzało mu się coraz częściej, że tracił nad sobą kontrolę.
             - No to nie będzie pierwszy. Pod tym względem jesteście podobni... ale i tak wybrałbym jego - szepnął z wzrokiem pełnym nienawiści. - Zawsze. 

* * *


Takie krótkie "od autorki": wybaczcie, że trochę późno. Szczerze przyznam, że przez chwilę musiałam sobie odpocząć od tego opowiadania. Zaczęłam się zastanawiać, czy pisanie go ma w ogóle sens - czytelników   mniej a do tego fabuła wcale nie jest tak wyjątkowa, jak wydawało mi się na początku. No, ale jak już mam fabułę i chce przeskoczyć do lepszych wątków, to nie pozostaje nic innego, jak pisać dalej - nowe notki będą pojawiać się co sobotę, a jakie będą się pojawiać będzie można zobaczyć w rozpisce obok. Mam nadzieje, że zostawicie jakieś swoje opinie. xD

◀ ◀ ROZDZIAŁ 4

9 komentarzy:

  1. ... płakać mi się chce jak przeczytałam, że zastanawiałaś się czy ma sens to opko - DLA MNIE JEST SUPER NAWET NIE MYŚL ABY JE PORZUCAĆ CZY COŚ Q_Q codziennie oczekiwałam nowego rozdziału i nadszedł w końcu ten dzień♥
    ja jebie chanyeol pało w co ty się pakujesz DDD: już mi źle i nie dobrze XD
    i te hunhany na początku... powiem tak - nie spodziewałam się w tym ff seksów ale mi to nie przeszkadza XD ♥
    a i żal mi bekona, że tak martwi się o channiego i wgl qnq
    i kurde tyle tajemnic wszędzie, ja mam coraz większego majdfaka
    a i zabił mnie tekst apropo tego, czy tao nie jest masochistą XDD
    może nie za długi komentarz, ale zawsze jakiś ;u; ♥
    pozdrawiam, weny i pisz pisz pisz to ff bo jest zajebiste serio ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. wątek Hunhana podobał mi się najbardziej (i te sceny +18 xd) no i oczywiście historia z Tao <3
    podoba mi się sposób w jaki piszesz, sprawiasz,że te ff są ciekawe i nie banalne, co jest świetne, pisz tak dalej i dużo weny życzę ! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. chryste, jak się tak smuty będą sypać gęsto to na zawał padnę xd
    ii wreszcie mniej więcej ogarnęłam co i jak w tym opowiadaniu, więc jestem strasznie ciekawa, co będzie dalej, czy może niektóre moje podejrzenia się potwierdzą et cetera ^^ i tak, fabuła JEST oryginalna, soł jedziesz mała i pisz fikaa! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  4. Faktycznie, coś mało tu tych komentarzy. Po prostu zbyt mało osób wie, że jest taki fantastyczny blog XD
    Trafiłam tu sobie... em... przedwczoraj i mam juz za sobą i "Born from evil" i tą część "Casso", która juz napisałaś. I ani myśl, że to ani orginalne i takie tam - bo to nieprawda! No. Czekam na kolejny rozdział, bo co drugie zdanie, które mi się przewijało przez głowę podczas czytania to "Noż cholera jasna!" XD Także ten - nie pozostawiaj człowieka na lodzie ;)
    Pisz, pisz, bo jesteś w tym świetna.

    Joamya

    OdpowiedzUsuń
  5. fuckyeah, nadrobiłam całe Casso! teraz tylko oneshoty mi zostały, ale to już z czasem nadrobię :D najbardziej mi zależało właśnie na Casso, dlatego za to pierwsze się zabrałam. co do tego rozdziału, to był genialny i uwaga! ale nie przeszkadzał mi nawet Hunhan i to, co zrobili. szkoda mi Kaia... widać, ze czuje coś do Luhana, a ten tu puszcza się z Sehunem... Sehun tak szybko nie odpuści, zwłaszcza po tym, co zaszło pomiędzy nim a Luhanem.. ech... jeszcze Jaejoong tak cholernie miesza, chodziło mu o Baekhyuna, prawda? już przy rozdawaniu im pierścieni wykazał wyraźne zainteresowanie tym chłopakiem, mam nadzieję, że Chanyeol go uchroni przed demonem.. Właśnie! Chanyeol! podziwiam go za odwagę, to było naprawdę wielkie z jego strony. teraz jego życie spoczywa w rękach pozostałych, boję się, ze ktoś kogoś zabije - nawet jeśli nie specjalnie, to przypadkiem, mam złe przeczucia co do tego :C

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zżera mnie ciekawość, na temat tej "osoby" o jakiej Jaejoong ciągle wspomina. Mam już swoje typy, ale nadal się zastanawiam.... I jeszcze Yeol, mam dziwne uczucie, że mu się nie uda i zginie ;< Tak samo o tym ,że są tu ofiary i mordercy, zdziwię się jak ci najmniej spodziewani będą mordercami, tak jak Jongdae.. A już nie wspomnę o przeszłości z Kai'a , Lu i Sehuna... może jeden drugiego zabił? ;o (O czym ja w ogóle myślę .. nie nie) Sądzę, że fabuła i dobór postaci jest genialna. :3

    OdpowiedzUsuń
  8. keiksfdjekfcdsl *O* Tak bardzo boskie! :3 Kocham to opowiadanie :') Wybaczyłam Ci, że zabiłaś mojego ChenChena i Laya tylko dlatego, że to mi się tak bardzo podoba <3 I te wątki demonów :DD I mój Taorisik (chcę więcej, więcej, więcej xd) *O* I HunHan (czyżby szykował się jakiś Kaihan xd? haha) :D co z tym Xiuminem xd zniknął w tle, poszeł won w dupce ma ich wszystkich xd zginą to zginą, a co go to :) xd I ten Baekyeol :3333 I know what I mean ć: D.O. mieszkasz z Kaiem, weź sie rzucaj, może poruchasz ahahahah (PRZEPRASZAM) xd Nie no serio, boskie, kocham, najlepsze, ocieka zajebistością. Ahah :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Mówiłam to raz i powtórze znowu. NIEZNOSZĘTEGOHUNHANATUTAJNIEPOPROSTUNIEITYLE.
    Biedny Kaia, moje serduszko cierpi zawsze kiedy cierpi Kaia. Choć brakuje mi w tle tego wszystkiego D.O no i w sumie... ten rozdział mnie trochę zawiódł. No rozumiem, wątki miłosne i te sprawy... ale gdzie reszta fabuły, która mnie tak zainteresowała? Tajemnice i zagadki skrywane za płaszczem urwanej śmierci, nad którą władzę ma jedno istnienie. No po prostu za dużo tutaj tej nie pasującej moim zdaniem beztroski, którą zwłaszcza pokazują stosunki demonów do siebie. Rozumiem, że żadne z nich nie czuje się zagrożone, ale takie głupiutkie dziewczęce zachowanie jakie było przez moment wśród jednej u pań... nie, nie i jeszcze raz nie. Tej pani już dziękuje.
    Choć mówię, że za dużo tej sielanki to moje serduszko liczy na to, że jednak nikt w ciągu tego tygodnia nie zginie. Bo jeśli zginie to w najgorszym wypadku zostanie ich 7 (6? nie jestem pewna, czy dobrze rozumiem zasadę błędnego wyboru sędziego), a to przecież tak malutko....
    No, ale skoro jak słyszałam, to opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w pewnym konkursie literackim, to moje oczekiwania są ogromne i jestem przekonana, że je spełni. I nie myśl, że już skreśliłam to opowiadanie, bo nadal je lubię, ale ten rozdział średnio przypadł mi do gustu. No może jedynie odrobinę smut, dawno nie czytałam żadnego, ehehehehe

    OdpowiedzUsuń