Znowu w ostatniej chwili, ale jestem! Dziękuje wszystkim osobom, które ciągle odwiedzają bloga. Cieszę się, że o mnie nie zapomnieliście. * chlip chlip * Tak więc ten rozdział jak zwykle pisany na szybko, chociaż szczerze przyznam, że razem z betą włożyłyśmy w niego więcej pracy. Walczyłyśmy z bloggerem, ale w końcu udało nam się wszystko posklejać. (Dobi będzie potrzebować po tym długiej sesji z Chanyeolem.) Mam nadzieje, że wam się spodoba. Zapraszam do zostawiania komentarzy xD
☸
Blondyn złapał gładkie dłonie Tao, przyciskając je mocniej do swojej szyi. Nóż ocierał o jego skórę, ale ledwie jej dotykając, nie wyrządził żadnych widocznych śladów.
– Co? Nie chcesz tego zrobić? – wyszeptał, spoglądając na niego pewnie. Brunet nagle diametralnie zmienił wyraz swojej twarzy, uśmiechając się demonicznie.
– Nie sądziłem, że to będzie takie proste po tylu latach użerania się z tobą – zaśmiał się odsuwając rękę. Usiadł na łóżku, upewniając się, że pomiędzy nim, a blondynem zachowana jest odpowiednia odległość. – Krisuś? Tęskniłeś za mną? – zapytał po chwili, odwracając głowę w jego stronę. – Dziwne uczucie tak nic nie pamiętać. Gdyby nie Jaejoong to ciągle mógłbyś grać te teatrzyki i opiekować się mną jak dawniej, wiesz? – Blondyn otworzył szerzej oczy, przyglądając się Tao z zaskoczeniem.
– Jaejoong? A co on miał do tego?
– Coś mi uświadomił... – Brunet ciągle bawił się trzymanym w ręce nożem, co jakiś czas przekładając go do drugiej i przecierając palcem jego ostrze. – Rozmawialiśmy o mocach. Wiesz... moją jest kontrola czasu. Jaejoong wspomniał kiedyś, że jest to niebezpieczna moc i miał całkowitą rację. Bałem się jej używać, ale w końcu uświadomiłem sobie, że wspomnienia to też czas. Udało mi się je samemu przywrócić. – Podniósł głowę do góry, przy okazji podpierając się ręką za sobą. – Achh... Żebyś wiedział jakie to uczucie. – Uśmiechnął się lekko. – Trochę, jakby ktoś odtwarzał w twojej głowie film, a ty wtedy wrzeszczysz „Ej! Widziałem to!”, ale nie jesteś w stanie powiedzieć, co jest dalej. – Kris przysłuchiwał mu się, nie przerywając nawet na moment. Wstał z łóżka i podszedł do drewnianego biurka, które znajdowało się naprzeciw bruneta. Oddychał ciężko, zastanawiając się co może go teraz czekać. Tego nie przewidział. Sądził, że sam będzie w stanie „zbudować” nowego Tao, albo raczej... „odbudować” tego z dawnych lat. – Masz teraz ochotę zapalić, co nie? – Brunet usiadł w taki sposób, żeby widzieć jego twarz. Czerpał z tej reakcji niesamowitą satysfakcję. – Tu nie ma takich wygód wiesz? – Tao złożył usta w dzióbek. – Nie ma tu też policji, czy więzień. Ej! Popatrz! To miejsce, w którym możemy żyć razem, prawda?
– Zamknij się – syknął starszy, przeczesując blond włosy do tyłu. Spojrzał na roześmianego chłopaka swoim chłodnym spojrzeniem. On od razu je rozpoznał. Kris patrzył na niego w taki sposób właśnie wtedy, gdy zaczynał traktować go inaczej niż na początku. Po prostu musiał od tamtego momentu widzieć w nim osobę, którą nienawidził.
– Ej... co z tobą? Kilka godzin temu wyznawałeś mi miłość? Czyżby... wyrzuty sumienia, czy sentyment do przeszłości? – Chłopak przeczołgał się przez łóżko, ostatecznie kładąc się wzdłuż niego na brzuchu. W tej pozycji od Krisa dzieliła go niewielka odległość. – Muszę ci podziękować. Dużo też dała ta twoja bajeczka, wiesz? Prawie dałem się nabrać... ale w sumie z taką dziurą w głowie mógłbym uwierzyć nawet w to, że mnie kochasz. – Wufan przełknął głośno ślinę, odwracając twarz. Rzeczywiście dręczyły go wyrzuty sumienia, bo to przez niego Tao był właśnie taki. – Było tam kilka niedomówień... Czemu nie powiedziałeś mi, że to ja dowodziłem gangiem? Chociaż w sumie nie odpowiadaj. Co innego mnie interesuje. – Zamyślił się. – Czemu nie powiedziałeś, że to ty mnie zabiłeś, a ja zabiłem ciebie? To chyba był najpiękniejszy moment moich wspomnień, a ty go tak brutalnie zmieniłeś. – Na twarzy Tao pojawił się udawany grymas. Kris nie odpowiadał. – Ciągle mnie tak dużo zastanawia... albo to, czemu nie pozbyłeś się mnie od razu? To dziwne, mieć przy sobie tak blisko największego wroga. – Chłopak obrócił się na plecy, wbijając wzrok w sufit. – Nie musisz mi odpowiadać. Sam się dowiem. Po za tym... skąd mam wiedzieć, czy znowu nie kłamiesz?
– Nie kłamałem. Kocham starego Tao – odpowiedział półszeptem po chwili ciszy. Huang poderwał się z miejsca, z entuzjazmem spoglądając na blondyna.
– „Starego Tao”, co? – powtórzył niechętnie. – Śmieszny jesteś, ale w sumie przy tobie nie będzie mi się nudzić. Całkiem jak na ziemi, co nie? Może spróbujesz i tu wpakować mnie za kratki? Co ci szkodzi... na dole są jakieś lochy.
– Jeśli masz tak gadać, to lepiej się zamknij – wyrzucił Kris. Zapomniał, jak bardzo denerwował go człowiek z którym musiał się użerać kilka lat przed swoją śmiercią. Tak naprawdę, po tym jak Tao wyznał starszemu koledze miłość, nie widzieli się przez pewien czas. To z chłopakiem bruneta też było prawdą, ale to co się działo dalej, miało nieco inny przebieg. Huang szybko stał się szefem tej całej organizacji, która później się rozrosła. Chociaż był młodszy, to swój talent, którym były sztuki walki spożytkował w inny sposób i właśnie to, mu głównie wszystko ułatwiało. Stał się bardziej złośliwy, przebiegły i pewny siebie. Całkiem się zmienił i właśnie wtedy na jego drodze ponownie stanął Kris. Nowy śledczy, któremu akurat przydzielono tą sprawę. Los tak chciał, że stanęli po przeciwnych stronach barykady, ale resztą zajęli się oni. Wufan chciał mimo wszystko złapać Tao i przywrócić te czasy, gdy zawsze byli razem, za to młodszy z zemsty grał mu na nosie, jak tylko potrafił. Ta ich śmieszna relacja nie raz doprowadzała Krisa do szału, szczególnie gdy w grę wchodziła zabawa w kotka i myszkę z „potworem jakiego sam stworzył”.
– Jesteśmy udupieni co nie? Pasowałoby wrócić na ziemie, za zabójstwo ciebie tam byłoby mi łatwiej uciec przed sądem niż tu – zadrwił brunet. – No trudno... Proponuje ci tymczasowy sojusz, Krisuś. – Ze śmiertelnie poważną miną wyciągnął dłoń. – Zrób to dla starego Tao – zadrwił. Kris westchnął ciężko, odwracając się do niego tyłem.
– Już nie ma starego Tao, ale... zgadzam się na ten sojusz, łajzo.
– Uroczy jesteś, jak się złościsz! – wyrzucił z uśmiechem chłopak, odkładając na bok trzymany przez całą rozmowę nóż. – Ale... w sumie masz racje. Bez wspomnień ludzie to nie ludzie. Nie rodzimy się z „charakterem”. Ktoś kto uważa inaczej jest po prostu idiotą.
– Jestem. Czego ode mnie chciałeś? – powiedział od razu brunet, wchodząc do pomieszczenia. Nie rozglądał się niepotrzebnie za świadkami tej rozmowy, ani niczym podobnym. Gdy tylko otworzył drzwi i zobaczył siedzącego naprzeciw Jaejoonga natychmiast ruszył w jego stronę, pełen determinacji. Jego twarz wyrażała pewność siebie. Chłopak szedł z wysoko podniesioną głową i śmiertelnie poważną miną, jakby był już przygotowany wewnętrznie nawet na najgorsze.
– Bałem się, że nie przyjdziesz... – Demon wstał, uśmiechając się ironicznie. Dziś wyglądał jakoś inaczej. Jego oczy były bardziej intensywnie ciemne, a do tego kipiały nienawiścią. Czarny płaszcz z czymś na kształt peleryny idealnie układał się na jego barkach, po czym ta kaskada materiału wiła się za nim przez całą wysokość Jaejoonga, aż do także czarnych, wiązanych butów, ponad kostkę. Nareszcie swoim wyglądem przypominał prawdziwego demona.
– Śmieszne... Tu nawet nie miałbym jak przed tobą uciec – wyrzucił przez zęby. Chanyeol zacisnął mocniej dłonie, czując jak bicie jego serca staje się bardziej gwałtowne, gdy Kim zmierzał w jego kierunku, nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. Nie spieszył się, jakby czerpiąc satysfakcję z tego, że Chan ledwie stoi na nogach od strachu jaki go opanował, chociaż on chce tak desperacko to ukryć. Każdy kolejny krok był jakby wolniejszy.
– Nie rób ze mnie takiego znowu złego. Po prostu wiem, czego chce. Wydaje mi się, że niektórzy z was się ostatnio właśnie w tym pogubili. Ty też. – Wskazał chłopaka palcem, zatrzymując się tuż przed nim. Park nie odpowiedział, wpatrując się w niego równie intensywnie. Jaejoong westchnął, nabierając więcej powietrza, aby coś powiedzieć. – Słuchaj... Musimy sobie kilka rzeczy wyjaśnić. Od początku nie jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Mam dla ciebie pewną propozycję...
– A to już nie biegasz z "propozycjami" do Baekhyuna? On się w końcu na pewno zgodzi – odpowiedział kąśliwie chłopak, wywołując tym samym szczery uśmiech na twarzy demona.
– Widzę, że coś wam się nie układa. – Złożył ręce. – To takie smutne... – syknął teatralnym tonem. – Tylko, że twoja obecność tu dalej mi się nie podoba. Nie wiń mnie za to. Wiem wszystko o waszym życiu i wzięcie cię do "Casso" było jednym z moich większych błędów. Nie wiedziałem wtedy jakim skarbem jest Baekhyun. Myślałem, że wiesz... zabijesz go przy najbliższej okazji, albo on ciebie... – Park czuł narastający w nim gniew z każdym wypowiadanym przez demona słowem. Drwił z tego, co ich tutaj czekało. Ze śmierci przyjaciół, bliskich osób, łez wylewanych za tych, o których się zapomniało, a tak nie powinno być. To wszystko było wyreżyserowaną przez niego grą. – Teraz nieco mi zawadzasz... I jeszcze ten sojusz... aishh... – syknął nieco zdegustowany. Jaejoong podszedł do stolika, który stał za nim. Oparł się o niego ręką, znowu spoglądając na Chanyeola, który ciągle milczał. – Nie martw się. Nie chce cię zabić. Szczególnie teraz, kiedy stałeś się taki pokorny. Widzisz... potrzebuje kogoś, kto mi tu dostarczy Baekhyuna. Nie chce go więzić... w końcu nie jestem potworem – zaśmiał się pod nosem, jakby z własnego żartu, ale gdy zobaczył ciągle chłodny wyraz twarzy Chanyeola, od razu spoważniał. – Przekażesz mu pewną informację...
– Czemu jego nie wezwałeś? – przerwał mu brunet.
– To oczywiste, że by się nie zjawił. – Demon wzruszył ramionami. – Z resztą... teraz wybór jest w twoich rękach. Powiesz mu o tym, żeby do mnie przyszedł, albo twoje życie się skończy. – Jaejoong położył rękę na stojącej na stoliku klepsydrze. Postukał kilkakrotnie palcem o drewnianą obudowę, uśmiechając się do Chanyeola. – Tak więc masz czas dopóki w tej klepsydrze nie przesypie się piasek. Wybrałbym coś innego, ale klepsydry są takie... – zatrzymał się, szukając odpowiedniego słowa. – dramatyczne. – Chanyeol spojrzał na niego pytająco. To wszystko było już ponad jego siły. Podszedł do demona ze swoim wściekłym spojrzeniem i zaciśniętymi rękami. Złapał go gwałtownie za kołnierz płaszcza, przyciskając do siebie bliżej. Ich twarze niemal się stykały. Park zacisnął zęby, starając się jakoś uspokoić. Nie mógł patrzeć na ten szyderczy uśmieszek.
– Jeśli mam być kartą przetargową, to mnie zabij od razu... słyszysz? - syknął, czując jak jego całe ciało się trzęsie. – Nie pozwolę ci dostać Baekhyuna.
– Jak zwykle... – Jaejoong westchnął. – Pieprzony wybawiciel.
– Nic mnie nie obchodzi, co ty sobie planujesz. Twojego chorego mózgu nikt nie ogarnie, ale... o mnie zapomnij. W niczym ci nie pomogę. – Szarpnął nim mocniej. Demon zacisnął palce na dłoni, którą Park go trzymał.
– Widzę, że śpieszy ci się, żeby umrzeć.
– Cholera... nie pierwszy raz co nie? - Na jego twarzy pojawił się ironiczny, w ogóle nie pasujący do sytuacji uśmiech. Chanyeol puścił demona, odsuwając się na niewielką odległość. Jego wzrok skupił się na stojącej obok, wielkiej klepsydrze. Gwałtownym ruchem ręki zepchnął ją ze stolika, po czym przedmiot upadł na ziemię. Odgłos tłuczonego szkła rozległ się, wymieszany z stukotem drewna. Z popękanych ścianek zaczął wysypywać się srebrny piasek. – To chyba... tyle z propozycji – dodał jeszcze, kierując się w stronę wyjścia. Jaejoong ni jak na to nie zareagował. Spojrzał na potłuczony przedmiot, po czym wykonał jeden zgrabny ruch dłoni, podnosząc ją w górę. Szklane kawałki zaczęły wracać na swoje miejsce i wypełniać luki, składając się w ten specyficzny kształt. Piasek niczym odwrócony strumień wody ponownie wypełnił szklane naczynie. Wkrótce zlepiły się też wszelkie pęknięcia i w magiczny sposób przedmiot wrócił na miejsce. Chanyeol przyglądał się tej scenie niemrawo. Odkąd dołączył do sojuszu widział wiele rodzajów magi, lecz ten był nietypowy. Mrugnął kilkakrotnie, spoglądając na demona z niechcianym podziwem. Wiele razy zastanawiał się, czy jakikolwiek trening wyrównał by ich szanse na tyle, żeby mogli z nim wygrać. Po raz pierwszy od dawna spojrzał na niego, jak na przeciwnika.
– Chyba mnie nie zrozumiałeś – wyszeptał demon, wybudzając bruneta z transu. – To wskazuje ile ci zostało czasu. Decyzja to twoja sprawa. Radzę ci powiedzieć o tym Baekhyunowi, albo ja to zrobię. Wtedy dopiero będzie dramatycznie.
Chanyeol nic nie odpowiedział, odwracając wzrok. Zmrużył lekko brwi, wbijając zbolałe spojrzenie w podłogę. Nerwowo szarpnął drzwi, zamykając je za sobą tak głośno, że ich huk wystraszył jego samego, gdy znajdował się już za nimi. Wiedział, że ta rozmowa nie będzie dla niego najmilsza, właściwie nie wydawało mu się, że zakończy się w taki sposób. Czuł tą nienawiść bijącą od Jaejoonga i spodziewał się, że właśnie teraz demon postanowił pozbyć się tego drażniącego czynnika. Nie zamierzał się specjalnie sprzeciwiać, jeśli to by miało ułatwić Baekhyunowi decyzję. Bez Parka demon nie miałby go czym szantażować. Teraz jeszcze wymyślił coś takiego.
Wściekły Chanyeol ruszył w powrotną drogę do swojego pokoju, nie zwracając nawet uwagi na równie wściekłego Sehuna, który zderzył się z nim ramieniem. Oboje żyli właśnie w swoim świecie i ostatnie czym chcieli teraz się zajmować to jeszcze problemy innych. Minęli się w końcu bez słowa, oboje przyglądając się bordowym wzorkom posadzki. Brunet po przejściu kilku kroków automatycznie skręcił, nawet nie podnosząc głowy. Jego dłonie ciągle były zaciśnięte, a z ciemnych oczu niemal strzelały iskry. Z jakiegoś powodu pierwsze o czym teraz myślał to właśnie to, co mógłby powiedzieć bardziej sensownego Jaejoongowi. Zastanawiał się też nad tym, o co mógł go jeszcze zapytać. Ostatnio miał w głowie ciągłą potrzebę poznania odpowiedzi na to, co kiedyś go całkiem nie interesowało. Chanyeol na pewno uzyskał by te informacje, gdyby dobrze zagrał. Wystarczyło jedynie zdenerwować nieco demona, a wszystkie słowa których on nie chciałby mu na spokojnie powiedzieć, w końcu ujrzały by światło dzienne. Park nie potrafił jednak tego zrobić. Jaejoong zabiłby go na miejscu, gdyby usłyszały z jego ust przechwałki w stylu: „Byun jest ze mną. Ja nie muszę się tak o niego gimnastykować jak ty.” Niestety wyglądało na to, że jedynie to potrafiło go tak szybko wytrącić z równowagi.
Chanyeol delikatnie pchnął drzwi do swojego pokoju. Nie udało mu się ich jednak całkiem otworzyć, ponieważ natrafiły na jakąś przeszkodę. Park z lekkim zaskoczeniem chciał powtórzyć manewr, ale uświadomił sobie, że ta „przeszkoda” dość wyraźnie zakomunikowała swoją obecność głośnym „auł”. Oszołomiony delikatnie otworzył drzwi, tym razem kładąc jedną rękę na ich futrynie. Tuż za nimi zobaczył trzymającego się za nos Baekhyuna. Chłopak z lekko załzawionymi oczami, przyglądał się Chanyeolowi.
– No wiesz co? – wyrzucił niewyraźnie. – Nokautujesz mnie tak na wstępie.
– Przepraszam. – Chanyeol ominął szatyna, wypowiadając to jedno, mało znaczące słowo. Baekhyun od razu się odwrócił, wodząc za nim wzrokiem. Park usiadł na brzegu łóżka, wzdychając ciężko. Ciągle był pogrążony w swoich myślach, gdzie dalej trwała rozmowa z demonem i właśnie wymieniali się nawzajem masą obelg, których Chanyeol zapomniał użyć.
– Znowu byłeś na jakimś treningu? – Byun podszedł bliżej, uśmiechając się jak najbardziej promiennie. Nie miał dobrego humoru, ale jeśli chciał jakoś poprawić samopoczucie przyjaciela, to chyba uśmiech był pierwszym pomysłem, jaki wpadł mu do głowy.
– Nie – wyszeptał Park, składając ręce. Nie była to na tyle wyczerpująca odpowiedź, żeby mogli rozpocząć jakiś bardziej sensowny temat.
– To co ci nie poszło? Tylko mi nie mów, że to ja mam cię przepraszać za to, że chciałeś mi złamać nos drzwiami. – Baekhyun usiadł obok niego, starając się nie zwracać swojego wzroku w tamtą stronę. Po dłużej chwili nie usłyszał jednak żadnej odpowiedzi. Szatyn podniósł nieco głowę, wpatrując się w twarz przyjaciela bardziej intensywnie. I na to Park nie zareagował. Baekhyun z dziecięcym uśmiechem ułożył swój podbródek na jego ramieniu. Nie uzyskał jednak planowanej reakcji. Żadnej właściwie. Chanyeol ściskał jedynie mocno swoje splecione dłonie, a jego nieprzytomne oczy spoglądały w jedno miejsce. Twarz nic nie wyrażała. Znudzony tym Baekhyun dźgnął chłopaka w policzek, chcąc zwrócić na siebie uwagę. Chanyeol gwałtownie się odsunął z grymasem na twarzy.
– Przestań się wygłupiać, co? – syknął, wracając do poprzedniego ustawienia. Byun spojrzał na niego smutno.
– Co ci? Ty się przecież niczym nie przejmujesz?
– Wyobraź sobie, że nawet mi się czasem zdarza. – Park odwrócił głowę tylko na chwilę, ale ostatecznie i tak nie udało mu się nie natrafić na ten smutny, szczenięcy wzrok Baekhyuna. Westchnął głęboko, poddając się ostatecznie.
– Twój kochaś mnie wezwał.
– „Kochaś”? – Szatyn zmrużył lekko oczy.
– Jaejoong – sprostował po chwili Park.
– To co to za tekst?! Nie możesz mówić od razu?
– Nie przerywaj, jak się pytasz – upomniał go starszy, nieco chłodnym tonem głosu. – Powiedział, że odlicza mi czas. Będę z tobą szczery, bo on i tak skorzysta z okazji i powie ci w ostatnim momencie, a ty znając życie... się zgodzisz. – Baekhyun nawet nie wiedział do czego Park zmierza, ale już spojrzał na niego gniewnie, słysząc te słowa pełne kpiny. – Chce, żebym oddał cię w jego ręce. Wtedy daruje mi życie. – W pokoju przez chwilę zapanowała cisza. Chanyeol cały czas przyglądał się szatynowi, który nieco zszokowany spoglądał raz na niego, raz na swoje splecione dłonie.
– Ile ci dał czasu? – zapytał w końcu, ledwie kończąc zdanie.
– Gdzieś ponad dzień.
– Co chcesz z tym zrobić? – zapytał znowu, z jeszcze poważniejszą miną.
– Jak to co? Zapakuje cię do worka i wrzucę mu do pokoju – odpowiedział śmiertelnie poważnie, ale gdy tylko zobaczył w pełni przerażoną minę Byuna, uśmiechnął się mimowolnie. To była w sumie jego pierwsza oznaka zadowolenia. – Nie no... chyba nie będę miał innego wyjścia, jak wyzwać go na pojedynek. Może mam jakieś szanse – skłamał, a gdy tylko to zrobił przed oczami stanęła mu mała sztuczka z klepsydrą.
– Jesteś głupi, czy jak? – Baekhyun zareagował natychmiast. Taka gwałtowna reakcja z jego strony zaskoczyła Chanyeola, który od razu zwrócił wzrok w jego kierunku. – Nie żebym w ciebie nie wierzył, ale jakim cudem ty możesz to mówić tak otwarcie? Nie boisz się? Może mamy lepsze wyjście? Może ja z nim pogadam, albo... – mówił jednym tchem, nadmiernie gestykulując.
– Naprawdę dużo ćwiczyliśmy. Poradzę sobie – wyszeptał, z uśmiechem spoglądając na Baekhyuna. Z jakiegoś powodu to i tak go nie uspokoiło.
☸
Sehun trzasnął drzwiami, wchodząc do pokoju. Ta reakcja niemal natychmiast wywołała na twarzy Luhana pełen współczucia wyraz. Widział ostatnio zmianę w swoim chłopaku. Nagle przestał być tym kimś kim był na początku. To pewnie było wywołane ciągłym stresem, w końcu na każdym z nich jakoś prędzej czy później odbije się przebywanie w tym więzieniu. Najwidoczniej Oh już zaczynał przejawiać tego objawy.
Szatyn nawet nie zdejmując butów położył się na łóżku, zatapiając głowę w poduszce. Nie obdarzył Lu nawet przelotnym spojrzeniem, co go tylko zaniepokoiło jeszcze bardziej.
– No chyba sobie żartujesz... – syknął chłopak. – Wiesz, że dzisiaj jest nasz dyżur w kuchni, co nie? – Blondyn podszedł bliżej, siadając przy Sehunie. – Nie zostawiaj mnie samego... – jęknął, szturchając niemal nieprzytomnego szatyna w ramię. Nie wywołało to u chłopaka żadnej reakcji. Nawet nie podniósł głowy. Luhan ponownie szarpnął jego ramieniem, starając się w ten sposób nieco go przebudzić.
– Daj spokój. Zmęczony jestem – wydukał niewyraźnie, ciągle leżąc twarzą w poduszce.
– Sam sobie tam nie poradzę. Przecież wiesz, że nie umiem nawet jajka ugotować. – Błagalny głos chłopaka zaczynał coraz bardziej irytować młodszego, który podniósł na chwilę głowę, spoglądając na niego z pogardą. – Poproś o pomoc Jongina. Dogadujecie się ostatnio świetnie! Byłoby dobrze, jakby choć raz pomógł ci w inny sposób, niż bawiąc się w terapeutę. – Luhan otworzył nieco usta, jakby chcąc coś powiedzieć, ale zrezygnował w ostatnim momencie. Ostatnio ciągle słyszał takie docinki ze strony Sehuna. Właściwie była to jego kontra odkąd Lu dowiedział się o jakieś tajemnicy, jaką zna Suho, a jaką Oh nie zamierzał mu wyjawić. Nie sądził, że coś takiego jak „tajemnica” między nimi istnieje, ale ufał swojemu chłopakowi, nawet jeśli jego zachowanie ostatnio było nie do zniesienia.
– Nie jesteś chyba zazdrosny o Kaia? – zapytał po raz kolejny, licząc że wreszcie otrzyma tą oczywistą odpowiedź.
– Nie ufam mu. To chyba oczywiste.
– Ale czemu? Nie mogę już z nikim stąd rozmawiać? Może najlepiej się zamknę w pokoju? – poirytowany Luhan wstał z miejsca, stając nad Sehunem ze złowrogim wyrazem twarzy. – Ostatnio nic ci nie pasuje, nic cię nie cieszy. Tylko się martwię, chyba że nie mogę. Widzę, że coś cię dobija i jeśli to sojusz, to go opuść. Nic cię tam nie trzyma.
– Nie wydurniaj się i nie rób takich głupich scen. Przecież wiesz czemu do niego przystąpiłem. A jeśli dalej martwisz się humorkami Suho, to nie masz czym. Jest osobą, która mnie tu najmniej chyba obchodzi – odpowiedział Sehun z obojętną miną. Położył się na plecach, wbijając wzrok w wściekłego Lu. Posłał mu tylko pewny siebie uśmieszek.
– Nie mów, że robisz coś dla mnie, jak masz mi to ciągle wypominać.
– Wypominać? Po prostu się tobą opiekuje. Jesteś tak strasznie nieporadny, lekkomyślny i słaby, że wszystko może ci zagrażać. Nie poradziłbyś sobie sam. – Na dźwięk tych słów Luhan poczuł, że coś w nim pękło. Nigdy czegoś takiego nie usłyszał. Może i była to prawda, ale sposób w jaki Sehun to powiedział wzmocnił znaczenie tych słów. Wyrzucił to z taką łatwością, jakby to była najszczersza wypowiedź jaką do niego skierował. Dopiero, gdy Luhan popatrzył na niego pełnym bólu wzrokiem, Oh zrozumiał, jak źle musiało to zabrzmieć. Zszokowany podniósł się gwałtownie, gdy zauważył, że Lu idzie w stronę drzwi. Niemal spadł z krawędzi łóżka, starając się go złapać za koszulkę. To poskutkowało, bo chłopak się zatrzymał.
– Dokąd idziesz? – wydukał. – Przepraszam, że to powiedziałem... tak mi się jakoś... przecież nie miałem nic złego na myśli. – Podniósł głowę, licząc na to, że stojący do niego tyłem chłopak w końcu się odwróci.
– Sehun, pamiętasz, że możesz mi wszystko powiedzieć, prawda? Sam wymyśliłeś u nas taką zasadę. Nie chce, żebyś mnie teraz znienawidził przez tą twoją tajemnicę. Jeśli nie chodzi o sojusz, to po prostu mi to powiedz. – Oh nie zareagował. Blondyn przez kilka długich minut czekał na jakąś reakcję z jego strony, jednak żadne słowo nie padło z ust jego chłopaka. – Nie przeszkadzało mi to, że nic nie pamiętam, tylko z tego powodu, że ci ufałem. Nadal chce ufać. Powiedz mi, bo gdy wyjdę już będzie za późno.
– Stawiasz mi ultimatum?
– Nie nazwałbym tak tego, ale... czy to duża prośba? Sam mówiłeś, że to nic takiego...
– Tak, to duża prośba. – Oh puścił koszulkę starszego, wbijając wzrok w swoje kolana. Nie chciał teraz spoglądać mu w twarz. Wystarczyło, że stres całkiem pogrążał całe jego ciało. W duchu modlił się, żeby Luhan w końcu go zrozumiał i przestał naciskać.
– Przepraszam... przesadziłem – wyszeptał po chwili. – Poczekam, aż powiesz mi sam, ale teraz nie mogę tu z tobą zostać. Idę z kimś porozmawiać, bo zaraz oszaleję... – dodał ostatnie zdanie bardziej do siebie, wsuwając palce między swoje włosy.
– Niech zgadnę... idziesz się wyżalić jaki to jestem niedobry Kaiowi? – zakpił szatyn. Zacisnął pięści, wstając z łóżka. – Boje się pytać, jak ci poprawia humor.
– Przestań! Rozumiesz? Nie wiem co ci po głowie chodzi, ale nie mam zamiaru ci niczego tłumaczyć. – Blondyn nacisnął klamkę. – W końcu jest tylko jedna osoba, którą kochałem za życia, co nie? Chcesz powiedzieć, że Jongin byłby dla mnie lepszy? – Sehun podniósł głowę, wbijając w Lu złowrogie spojrzenie. Zacisnął mocno zęby, a jego dłoń mimowolnie powędrowała w stronę policzka chłopaka. Nie uderzył go mocno, ale po sekundzie ogarnął go straszny wstyd, gdy zrozumiał, co zrobił z tej wściekłości. Zszokowany wpatrywał się w bladą twarz Lu, który automatycznie złapał się za uderzony policzek. Sam wyglądał na równie zaskoczonego jak sprawca. W końcu z załzawionymi oczami wyszedł zza drzwi, zamykając je za sobą głośno. Sehun nie był w stanie nawet złapać powietrza. Stał nieruchomo, nie wierząc w to co właśnie zrobił. To wszystko co teraz zaczęło sypać mu się na głowę, powoli przejmowało nad nim kontrolę. Tak wiele poświęcił dla swojego szczęścia, że teraz musiał spłacać ten kredyt.
☸
– Że co to niby ma być? – wyrzucił z uśmiechem Kai, wbijając łyżkę w żółtą papkę. – Wydawało mi się, że mówiłeś, iż umiesz gotować ryż, co nie? – zaśmiał się pod nosem, gdy drewniany sztuciec stał nieruchomo w pionie. Zaniepokojony Luhan oparł się o blat stołu, nie rozumiejąc o co chodzi koledze.
– No, ale to jest ryż – wyrzucił cicho, z dumą spoglądając na poklejone jedzeniem naczynie.
– Ale czemu on jest żółty? – zapytał zaskoczony Jongin, podnosząc wzrok na twarz zarumienionego Lu.
– Dodałem curry – wyjaśnił. Brunet podniósł niepewnie łyżkę, delikatnie próbując kilku ziaren ryżu. Od razu zasłonił usta. Czując gorzki smak na języku. Zszokowany pochylił nieco głowę, nie mając pojęcia co blondyn mógł tam dodać. Luhan cały czas przyglądał mu się z przerażeniem. Kai po chwili odsunął rękę, wzdychając głośno.
– To na pewno nie... curry – wyrzucił słabo. Ciągle czuł ten dziwny posmak w ustach. – Masz może jakieś opakowanie z tym, czy coś?
– Było w tym słoiczku. – Lu obrócił się, sięgając po pojemniczek leżący za nim. Wręczył je młodszemu, który od razu szukał etykiety, czy jakieś nazwy przyprawy.
– „Asafetyda" – przeczytał niezdarnie. – Co to do diabła jest? Jakaś trucizna? – wyrzucił cicho z uśmiechem. Podniósł wzrok, spoglądając na zawstydzonego przyjaciela. – Lu, ty naprawdę nie umiesz gotować – stwierdził ze smutkiem.
– Wole jeść, niż gotować – wyrzucił natychmiast nieco oburzony uwagą przyjaciela. Kai zaśmiał się, odkładając trzymaną przyprawę na półkę.
– No trudno... będzie musiało im wystarczyć to mięso, które usmażyliśmy, chyba że komuś w zemście chcesz ten ryż podać – dodał po chwili, nie mogąc przestać się uśmiechać. Obrócił się w stronę chłopaka, znowu wybuchając śmiechem na widok jego twarzy.
– Tobie go dam! Zasmakował ci, więc możesz zjeść cały – burknął pod nosem.
– Przestań! Tak bardzo mnie nienawidzisz?
– Dlatego poprosiłem cię o pomoc, a nie, żebyś się naśmiewał z mojego ryżu. Do niektórych smaków trzeba dojrzeć, a ty... dzieciak jesteś! – Blondyn zrzucił z siebie denerwujący go cały ten czas fartuszek. Przeciągnął go przez głowę, co w ostateczności spowodowało, że jego włosy się nieco rozczochrały.
– Masz rację. Jak będę miał koło setki, to cię poproszę, żebyś coś takiego dla mnie przygotował. – W końcu i Luhan zaśmiał się z odpowiedzi przyjaciela. – Sehun też tak gotuje, że nie poprosiłeś jego o pomoc? – zapytał w końcu brunet nie potrafiąc znieść tej ciekawości. Gdy zobaczył dziś u siebie roztrzęsionego Luhana nie chciał od razu pytać o co chodzi. Starał się unikać tego tematu, szczególnie, że między tą dwójką musiało się dziś coś wydarzyć, skoro Lu cały czas zgrabnie omijał temat Sehuna.
– Nie... On dobrze gotuje i to lubi. Po prostu... był dziś zmęczony – wyszeptał blondyn, od razu zmieniając wyraz swojej twarzy. Uśmiech niemal natychmiast zniknął, a zastąpił go lekki grymas. Kai podszedł do niego bliżej.
– Pokłóciliście się, co nie? – dodał po chwili, głośno wypowiadając swoje przypuszczenia. Luhan skinął tylko głową, nie wiedząc czy może opowiedzieć Jonginowi całą historię. Nie chciał mu tego mówić. W sumie już nie czuł złości do Sehuna. On wiele teraz przechodził i właśnie dlatego Lu był w stanie wybaczyć mu nawet coś takiego. Od razu po tym co się stało poszedł do Kaia, bo chciał przez chwilę przestać myśleć o swoim chłopaku i dręczących go problemach, które stały się ostatnio również jego problemami. – Wiesz, nie musisz mi wszystkiego opowiadać, ale...
– Nie, nie chodziło o ciebie – odpowiedział natychmiast Lu, wiedząc do czego brunet zmierza.
– To czemu się jeszcze smucisz? Takie sprzeczki nie trwają długo, wyjaśnicie sobie wszystko i...
– Właśnie on nie chce mi nic wyjaśnić. – Luhan zajął się zbieraniem pozostawionych na blatach naczyń. Wszystkie brudne sztuczce, talerzyki i miski błyskawicznie wrzucał do zlewu, nie przejmując się, że nie wrzuca ich tam delikatnie. – Mam go od jakiegoś czasu dość i chyba muszę sobie zrobić jakąś przerwę od tego wszystkiego.
– Od tego wszystkiego, że... znaczy od „Casso”? – Brunet również zajął się tym samym, co jego przyjaciel nie chcąc stać bezczynnie. – To chyba nie będzie takie proste – dodał nieco ciszej.
– Wiem, dlatego ciągle tu jestem. – Luhan westchnął głęboko, czując zbierające się w jego oczach łzy. Jego wargi drżały, a do tego jedyne o czym teraz myślał to o tym, co spotkało go od Sehuna. Chciał mu tylko pomóc, a jego chłopak potraktował go jak wroga. Miał ku temu jakiś powód, ale Lu ciągle nie potrafił do niego dotrzeć. Nie myślał, że to będzie takie trudne. Jeśli kogoś kochasz i z nim jesteś, aby go prędzej czy później nie zranić, niczego przed tą osobą nie ukrywasz. Dla niego to było naturalne, ale w końcu on niczego nie pamiętał. Sehun mógł strzec dla jego dobra wielu sekretów z jego życia. To właśnie denerwowało go najbardziej. W końcu to co się z nim teraz działo to również mogła być jego wina.
– Ehh... Zbyt wieloma rzeczami się przejmujesz – rzucił chłodnym tonem Kai.
– Nie da się niczym nie przejmować. Ja nikogo tutaj nie mam oprócz Sehuna, jeśli on mnie znienawidzi, albo... – Luhan oparł się o blat stołu.
– Ej! Jak to nikogo? W końcu jestem jeszcze ja, co nie? – odpowiedział z uśmiechem Jongin, stając naprzeciwko Lu. Blondyn podniósł się, przytulając do chłopaka. Zacisnął mocniej ramiona wokół jego szyi, wtulając się w niego bardziej. Kai niemal natychmiast objął go w pasie.
– Dzięki – wyrzucił słabo. Odsunął się od niego niemal od razu, ciągle się uśmiechając. Cieszył się, że może polegać na kimś takim jak Jongin.
– Widzę, że nieźle wam idzie to gotowanie. – Oboje odwrócili głowę w stronę drzwi, widząc stojącego w nich Sehuna. Szatyn trzymał jedną rękę na futrynie drzwi, przyglądając się wściekłym wzrokiem raz Luhanowi, raz stojącemu przy nim Kaiowi. – Chciałem wam pomóc, ale chyba nie będę potrzebny.
– To ja już pójdę... może... Pogadacie sobie na spokojnie. – Gdy tylko Jongin wypowiedział te słowa, Lu natychmiast spojrzał na niego lekko zmartwiony. Kai posłał mu pełne otuchy spojrzenie, po czym ruszył w stronę drzwi. Nie chciał przeszkadzać im w rozmowie. Chociaż nie znał powodu ich kłótni, wiedział jaką reakcję miał Sehun na jego widok. Nie chciał dodatkowo pogarszać sytuacji. Chciał minąć chłopaka i wyjść, ale wtedy drzwi zamknęły się przed nim z hukiem. Sehun uśmiechnął się do niego.
– To miło z twojej strony, Jongin – dodał po chwili ciszy. – Ale mam do ciebie jedną prośbę... – Sehun przygryzł dolną wargę, spoglądając jeszcze kątem oka na Luhana przyglądającego im się z daleka. Szatyn zacisnął dłoń i wymierzył cios w twarz Kima. Jego pięść z całej siły zderzyła się ze szczęką bruneta, przez co chłopak został nieco odepchnięty do tyłu. Przytrzymał się ściany, przecierając ręką rozciętą wargę, z której zaczęła powoli sączyć się krew. Luhan podbiegł do nich, stając pomiędzy nim, a Sehunem. Wbił w swojego chłopaka pełne żalu spojrzenie. – Mam nadzieje, że sobie przypomniałeś Kai, o czym rozmawialiśmy? – zawołał Oh, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na stojącego przed nim Luhana. Jongin podniósł wzrok, po czym oblizał językiem zakrwawioną wargę.
– Sehun... proszę cię, przestań! – wyrzucił blondyn przez zaciśnięte zęby. Nie wiedział co ma zrobić z tych nerwów. Zacisnął ręce, podchodząc do niego bliżej. – To była ostatnia rzecz, jaką mogłeś dziś zrobić. – Luhan zmrużył oczy, spoglądając na niego pełnym złości spojrzeniem.
– Mógłbym powiedzieć ci to samo – odpowiedział natychmiast Sehun. – Postaw się choć raz w na moim miejscu, jeśli chcesz mnie oceniać. – Szatyn westchnął głęboko, czując jak wypełniająca go wściekłość zaraz pozbawi go zmysłów. Nie chcąc dalej kłócić się z Luhanem wyszedł, zostawiając tą dwójkę samą. Przed oczami ciągle miał widok Lu i Kaia razem. Nie potrafił tego znieść. Bolało go jeszcze bardziej, przez sam fakt, że przez jego ból i błędy ranił właśnie Luhana, dla którego to wszystko robił.
Palce chłopaka zacisnęły się mocniej na trzymanej w jego dłoni szklance. Przyglądał się jej w skupieniu, tak naprawdę błądząc myślami gdzieś daleko między rzeczywistością, a przypuszczeniami. Musiał wiele przemyśleć, bo już powoli nie nadążał za tym, co się działo. Westchnął ciężko, ze smutnym wyrazem twarzy, odkładając szklankę na blat stołu. Jego ręka opadła tak bezsilnie, że płyn znajdujący się w naczyniu podskoczył niemal natychmiast, po uderzeniu o twarde podłoże. Kilka kropelek wydostało się z niego, upadając na dłoń szatyna. Chłopak odruchowo odsunął rękę, z przestraszoną miną.
– Co się tak rozczulasz nad tą wodą, jakby to była whisky? – zapytał wychodzący z kuchni obok Tao. Baekhyun spojrzał na niego, lekko zawstydzony. Brunet uśmiechnął się, skradając w jego stronę z kiścią winogron, trzymaną w dłoni. Miał uśmiech kilkuletniego dziecka. Byun nie pierwszy raz widział chłopaka z tym owocem. Zawsze przypominał sobie o tym, gdy Kyungsoo narzekał, że winogrona znikają w pierwszej kolejności, zaraz po dostawie.
– Masz dziś jakiś dobry humor? – Tao usiadł naprzeciw, urywając kilka zielonych kulek z kiści.
– Właściwie to nie... Krisuś gdzieś zniknął i mi się nudzi – odpowiedział, po czym wrzucił do ust jedno z winogron.
– Krisuś? – powtórzył z niedowierzaniem Byun, otwierając szerzej oczy. Rozmawiał niedawno z Tao na temat Wufana i ich rozmowa dość szybko zakończyła się zwykłym: „Daj mi spokój z tym idiotą.”– Naprawdę masz dziś dobry humor – dodał z uśmiechem.
– Czy ja wiem? Po prostu już nie mam czym się martwić. Teraz kiedy odzyskałem wspomnienia...
– Odzyskałeś wspomnienia? Umm... Gratuluje – odpowiedział szybko szatyn. Właściwie nie wiedział co ma powiedzieć przyjacielowi na tą nowinę. Nigdy nie spotkał się z takim rodzajem nowiny. Nawet w filmach.
– Dziękuje. No, ale wracając do tematu... Wydaje mi się teraz po prostu, że nie muszę się nikogo już bać. Masz czasem coś takiego? Wiesz... przestało mnie nagle wszystko obchodzić. Sam na pewno sobie poradzę, więc jak na razie to mi wystarczy – dokończył z zadowoleniem. Baekhyun spojrzał na niego nieco zaskoczony. Doszedł do wniosku, że Tao i tak przypomina starego siebie, czyli po prostu egoistę.
– Interesuje mnie bardziej jak to zrobiłeś? – Nachylił się nieco do przodu bardziej zainteresowany obiadem. Tao położył kiść winogron przed sobą, powoli odrywając każdy kolejny owoc.
– Jaejoong mi pomógł.
– Demon? Czemu się na to zgodziłeś? Przecież to mogą nawet nie być twoje wspomnienia, a co jak on cię oszukał? – Baekhyun podniósł się lekko. Zdenerwowany mówił jednym tchem, coraz głośniej wypowiadając kolejne zdania. Z jakiegoś powodu ogarnęła go panika, gdy tylko pomyślał o Kimie.
– Spokojnie – rzucił przeciągle. – On tylko podsunął mi wskazówkę, sam zająłem się resztą. – Byun obdarzył bruneta przenikliwym spojrzeniem. Jaejoong niczego nie robił tak bez przyczyny i to wydawało się Baekhyunowi oczywiste. Nie umiał jednak znaleźć odpowiedzi na to, czemu pomógł Tao. – A ty co taki przybity? – zapytał po chwili ciszy zajadający się winogronami Huang. Byun nic nie odpowiedział, splatając swoje dłonie. – Spoko nie musisz mi mówić, właściwie to zapytałem z grzeczności.
– Nie. Właściwie to... mogę cię o coś zapytać? – zaczął w końcu niepewnie. – Chciałbym wiedzieć, co ty byś zrobił?
– Ja? – Zaskoczony brunet wskazał na siebie. – Nie wiem, czy będę dobrym przewodnikiem dla ciebie, ale dawaj. Zawsze fajnie jest czegoś posłuchać. – Podparł głowę rękami, wpatrując się w niego wyczekująco.
– Co byś zrobił, gdyby od ciebie zależało czyjeś życie? – wyszeptał cicho. Dopiero po chwili dotarło do niego, jak brutalnie brzmiało to pytanie. To właśnie chodziło mu po głowie cały czas. Tao mrugnął kilkakrotnie, nieco zawiedziony.
– To chyba zależy czyje życie... no i... ile by mnie to kosztowało? – Zamyślił się. – Powiem ci tyle, że każdy człowiek ma dla siebie kogoś ważnego. Wtedy nie liczy się dla niego, jak wielka jest cena, ale to czy ta osoba jest szczęśliwa. Tacy ludzie ofiarują tej drugiej osobie wszystko, więc jeśli "tym kimś" jest dla ciebie ktoś ważny, to chyba jego życie jest dość cenne. Nie bój się wtedy dużo zapłacić, bo później możesz żałować. – Chłopak wstał, zabierając ze sobą suchą gałązkę po winogronach. – No ale oczywiście to zwykła głupota. – Wyrzucił śmieć do kosza, obracając się bokiem do szatyna. – Nikt nie podejmie decyzji za ciebie, Baekhyun. Rób co uważasz, a nie będziesz później niczego żałować – dodał na odchodne nieco poważniejszym tonem. Te słowa w jakimś stopniu utknęły w pamięci Byuna, odciskając na nim wyraźny ślad. Do tej pory myślał, że wszystko co się wokół niego dzieje nie jest od niego zależne i całe zło nie jest jego winą. Oczywiście było, bo mógł zrobić wiele rzeczy, żeby temu zapobiec. Musiał w końcu zacząć sam za siebie decydować.
– Że co to niby ma być? – wyrzucił z uśmiechem Kai, wbijając łyżkę w żółtą papkę. – Wydawało mi się, że mówiłeś, iż umiesz gotować ryż, co nie? – zaśmiał się pod nosem, gdy drewniany sztuciec stał nieruchomo w pionie. Zaniepokojony Luhan oparł się o blat stołu, nie rozumiejąc o co chodzi koledze.
– No, ale to jest ryż – wyrzucił cicho, z dumą spoglądając na poklejone jedzeniem naczynie.
– Ale czemu on jest żółty? – zapytał zaskoczony Jongin, podnosząc wzrok na twarz zarumienionego Lu.
– Dodałem curry – wyjaśnił. Brunet podniósł niepewnie łyżkę, delikatnie próbując kilku ziaren ryżu. Od razu zasłonił usta. Czując gorzki smak na języku. Zszokowany pochylił nieco głowę, nie mając pojęcia co blondyn mógł tam dodać. Luhan cały czas przyglądał mu się z przerażeniem. Kai po chwili odsunął rękę, wzdychając głośno.
– To na pewno nie... curry – wyrzucił słabo. Ciągle czuł ten dziwny posmak w ustach. – Masz może jakieś opakowanie z tym, czy coś?
– Było w tym słoiczku. – Lu obrócił się, sięgając po pojemniczek leżący za nim. Wręczył je młodszemu, który od razu szukał etykiety, czy jakieś nazwy przyprawy.
– „Asafetyda" – przeczytał niezdarnie. – Co to do diabła jest? Jakaś trucizna? – wyrzucił cicho z uśmiechem. Podniósł wzrok, spoglądając na zawstydzonego przyjaciela. – Lu, ty naprawdę nie umiesz gotować – stwierdził ze smutkiem.
– Wole jeść, niż gotować – wyrzucił natychmiast nieco oburzony uwagą przyjaciela. Kai zaśmiał się, odkładając trzymaną przyprawę na półkę.
– No trudno... będzie musiało im wystarczyć to mięso, które usmażyliśmy, chyba że komuś w zemście chcesz ten ryż podać – dodał po chwili, nie mogąc przestać się uśmiechać. Obrócił się w stronę chłopaka, znowu wybuchając śmiechem na widok jego twarzy.
– Tobie go dam! Zasmakował ci, więc możesz zjeść cały – burknął pod nosem.
– Przestań! Tak bardzo mnie nienawidzisz?
– Dlatego poprosiłem cię o pomoc, a nie, żebyś się naśmiewał z mojego ryżu. Do niektórych smaków trzeba dojrzeć, a ty... dzieciak jesteś! – Blondyn zrzucił z siebie denerwujący go cały ten czas fartuszek. Przeciągnął go przez głowę, co w ostateczności spowodowało, że jego włosy się nieco rozczochrały.
– Masz rację. Jak będę miał koło setki, to cię poproszę, żebyś coś takiego dla mnie przygotował. – W końcu i Luhan zaśmiał się z odpowiedzi przyjaciela. – Sehun też tak gotuje, że nie poprosiłeś jego o pomoc? – zapytał w końcu brunet nie potrafiąc znieść tej ciekawości. Gdy zobaczył dziś u siebie roztrzęsionego Luhana nie chciał od razu pytać o co chodzi. Starał się unikać tego tematu, szczególnie, że między tą dwójką musiało się dziś coś wydarzyć, skoro Lu cały czas zgrabnie omijał temat Sehuna.
– Nie... On dobrze gotuje i to lubi. Po prostu... był dziś zmęczony – wyszeptał blondyn, od razu zmieniając wyraz swojej twarzy. Uśmiech niemal natychmiast zniknął, a zastąpił go lekki grymas. Kai podszedł do niego bliżej.
– Pokłóciliście się, co nie? – dodał po chwili, głośno wypowiadając swoje przypuszczenia. Luhan skinął tylko głową, nie wiedząc czy może opowiedzieć Jonginowi całą historię. Nie chciał mu tego mówić. W sumie już nie czuł złości do Sehuna. On wiele teraz przechodził i właśnie dlatego Lu był w stanie wybaczyć mu nawet coś takiego. Od razu po tym co się stało poszedł do Kaia, bo chciał przez chwilę przestać myśleć o swoim chłopaku i dręczących go problemach, które stały się ostatnio również jego problemami. – Wiesz, nie musisz mi wszystkiego opowiadać, ale...
– Nie, nie chodziło o ciebie – odpowiedział natychmiast Lu, wiedząc do czego brunet zmierza.
– To czemu się jeszcze smucisz? Takie sprzeczki nie trwają długo, wyjaśnicie sobie wszystko i...
– Właśnie on nie chce mi nic wyjaśnić. – Luhan zajął się zbieraniem pozostawionych na blatach naczyń. Wszystkie brudne sztuczce, talerzyki i miski błyskawicznie wrzucał do zlewu, nie przejmując się, że nie wrzuca ich tam delikatnie. – Mam go od jakiegoś czasu dość i chyba muszę sobie zrobić jakąś przerwę od tego wszystkiego.
– Od tego wszystkiego, że... znaczy od „Casso”? – Brunet również zajął się tym samym, co jego przyjaciel nie chcąc stać bezczynnie. – To chyba nie będzie takie proste – dodał nieco ciszej.
– Wiem, dlatego ciągle tu jestem. – Luhan westchnął głęboko, czując zbierające się w jego oczach łzy. Jego wargi drżały, a do tego jedyne o czym teraz myślał to o tym, co spotkało go od Sehuna. Chciał mu tylko pomóc, a jego chłopak potraktował go jak wroga. Miał ku temu jakiś powód, ale Lu ciągle nie potrafił do niego dotrzeć. Nie myślał, że to będzie takie trudne. Jeśli kogoś kochasz i z nim jesteś, aby go prędzej czy później nie zranić, niczego przed tą osobą nie ukrywasz. Dla niego to było naturalne, ale w końcu on niczego nie pamiętał. Sehun mógł strzec dla jego dobra wielu sekretów z jego życia. To właśnie denerwowało go najbardziej. W końcu to co się z nim teraz działo to również mogła być jego wina.
– Ehh... Zbyt wieloma rzeczami się przejmujesz – rzucił chłodnym tonem Kai.
– Nie da się niczym nie przejmować. Ja nikogo tutaj nie mam oprócz Sehuna, jeśli on mnie znienawidzi, albo... – Luhan oparł się o blat stołu.
– Ej! Jak to nikogo? W końcu jestem jeszcze ja, co nie? – odpowiedział z uśmiechem Jongin, stając naprzeciwko Lu. Blondyn podniósł się, przytulając do chłopaka. Zacisnął mocniej ramiona wokół jego szyi, wtulając się w niego bardziej. Kai niemal natychmiast objął go w pasie.
– Dzięki – wyrzucił słabo. Odsunął się od niego niemal od razu, ciągle się uśmiechając. Cieszył się, że może polegać na kimś takim jak Jongin.
– Widzę, że nieźle wam idzie to gotowanie. – Oboje odwrócili głowę w stronę drzwi, widząc stojącego w nich Sehuna. Szatyn trzymał jedną rękę na futrynie drzwi, przyglądając się wściekłym wzrokiem raz Luhanowi, raz stojącemu przy nim Kaiowi. – Chciałem wam pomóc, ale chyba nie będę potrzebny.
– To ja już pójdę... może... Pogadacie sobie na spokojnie. – Gdy tylko Jongin wypowiedział te słowa, Lu natychmiast spojrzał na niego lekko zmartwiony. Kai posłał mu pełne otuchy spojrzenie, po czym ruszył w stronę drzwi. Nie chciał przeszkadzać im w rozmowie. Chociaż nie znał powodu ich kłótni, wiedział jaką reakcję miał Sehun na jego widok. Nie chciał dodatkowo pogarszać sytuacji. Chciał minąć chłopaka i wyjść, ale wtedy drzwi zamknęły się przed nim z hukiem. Sehun uśmiechnął się do niego.
– To miło z twojej strony, Jongin – dodał po chwili ciszy. – Ale mam do ciebie jedną prośbę... – Sehun przygryzł dolną wargę, spoglądając jeszcze kątem oka na Luhana przyglądającego im się z daleka. Szatyn zacisnął dłoń i wymierzył cios w twarz Kima. Jego pięść z całej siły zderzyła się ze szczęką bruneta, przez co chłopak został nieco odepchnięty do tyłu. Przytrzymał się ściany, przecierając ręką rozciętą wargę, z której zaczęła powoli sączyć się krew. Luhan podbiegł do nich, stając pomiędzy nim, a Sehunem. Wbił w swojego chłopaka pełne żalu spojrzenie. – Mam nadzieje, że sobie przypomniałeś Kai, o czym rozmawialiśmy? – zawołał Oh, jakby w ogóle nie zwracając uwagi na stojącego przed nim Luhana. Jongin podniósł wzrok, po czym oblizał językiem zakrwawioną wargę.
– Sehun... proszę cię, przestań! – wyrzucił blondyn przez zaciśnięte zęby. Nie wiedział co ma zrobić z tych nerwów. Zacisnął ręce, podchodząc do niego bliżej. – To była ostatnia rzecz, jaką mogłeś dziś zrobić. – Luhan zmrużył oczy, spoglądając na niego pełnym złości spojrzeniem.
– Mógłbym powiedzieć ci to samo – odpowiedział natychmiast Sehun. – Postaw się choć raz w na moim miejscu, jeśli chcesz mnie oceniać. – Szatyn westchnął głęboko, czując jak wypełniająca go wściekłość zaraz pozbawi go zmysłów. Nie chcąc dalej kłócić się z Luhanem wyszedł, zostawiając tą dwójkę samą. Przed oczami ciągle miał widok Lu i Kaia razem. Nie potrafił tego znieść. Bolało go jeszcze bardziej, przez sam fakt, że przez jego ból i błędy ranił właśnie Luhana, dla którego to wszystko robił.
A mi się wydaje że se hun skrywa to że bił lulu jak byli razem:(( OMG co zrobi baek współczuję mu nie chce żeby channi umierał;( Oby baek wybrał jakieś dobre rozwiązanie Powodzenia i Weny:D
OdpowiedzUsuńPowiem tylko tyle - nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, matuchno, jae stawiający takie ultimatum i jeszcze sehun skurwiel to za dużo dla mię~!
OdpowiedzUsuńI boże, jak bardzo kocham takiego Taosia, to coś pięknego, wreszcie jakiś konkretny dupek z takim i don't care, goszka approves ;;;;;;;;
Trzym się i wiele weny
bosze tao jaki zły i niedobry teraz :o ale w sumie jest spoko hah
OdpowiedzUsuńbosze co ten sehun takie fochy i wgl bije tu luhana i tu lol przyszle lukai a tu sehun też ból dupy i co to on nie chce luhanowi czegoś powiedzieć chcę wiedzieć co to tell me ! i co tu bicie też kaia żal D: i bosze biedny bekon >:C ale jego w każdym rozdziale mi szkoda, niech chanyeol też nie umiera wgl neich baekyeole bd w zgodzie umf
pozdrawiam i weny C:
Muszę przyznać, że pokochałam Twoje powiadanie od pierwszych słów prologu. Jestem zachwycona fabułą! Nie można narzekać na nudę, bo każdy rozdział powala na kolana. W sumie jednej rzeczy nie mogę Ci wybaczyć. Jak mogłaś zabić D.O.? Jego śmierć była najgorszym momentem. Cios poniżej pasa. On był taką fajną postacią. Niestety, wpisałaś go na listę zmarłych. Poza tym, co Ty zrobiłaś z Tao? Na początku był taki sympatyczny, a teraz to kawał drania. Jego moc jest na serio niebezpieczna. Bez tych wspomnień pewnie zostałby „starym Tao”. Moim ukochanym chłopcem! Najbardziej zszokował mnie wątek o demonie, który „zakochał się” w Baekhyun’ie. W sumie nawet taka bestia ulegnie słodkiej osobowości tego chłopca. Liczę na to, że przeżyje wraz z Park’iem, bo tworzą fajną parę. Jakoś nie podoba mi się Sehun. Drażni mnie tak, jak Suho. Czekam z niecierpliwością na kolejny!
OdpowiedzUsuńJa myślę, że w 'poprzednim życiu' Luhan zdradził Sehuna z Kaiem ;o
OdpowiedzUsuńBoże, najpierw zacznę od taorisów na początku. Nie spodziewałam się, że tao będzie aż taki przebiegły i wykorzysta swoją moc, żeby przypomnieć sobie wspomnienia. I w ogóle ten krisuś, płaczę chyba XD a teraz wielki konflikt sekailu, nah, sehun taki oziębły względem każdego. Wydaje mi się, że cała trójka znała się podczas życia i teraz sehun ma okazję to kontynuować. Dosyć ciekawie, a ja trochę żałuję, że wzięłam się za nadrabianie dopiero teraz ㅠ.ㅠ
OdpowiedzUsuńWciąż nie rozumiem kompozycji charakterów niektórych postaci... i teraz to najbardziej mnie denerwuje. Już nie fakt, że styl pisania pozostawia wiele do życzenia, bo to się poprawiło odkąd nawiązałaś współpracę ze swoją betą.
OdpowiedzUsuńZachowanie i sposób myślenia Luhana w niektórych momentach wydawał mi się absurdalny. Sehun mówił wobec niego takie okrutne rzeczy, a gdy jedna strona traci nerwy i atakuje, trudno tej drugiej zachować zimną krew, zwłaszcza kiedy trafia w czułe punkty. Tak samo złość Chanyeola na Baekhyuna za to, że dla jego dobra zgodził się pod presją na słowa Jaejoonga... Ile ta złość może trwać? Nie ma w nim cienia zrozumienia dla takiego zachowania?
Sama nie wiem już czy to sprzeczność z moimi ideałami ma na to wpływ, czy po prostu...jednak jest to nienaturalne.
Za to obrót spraw u Tao i Krisa ratował cały rozdział ( poza momentami, kiedy opisy były skupione na złości Sehuna, która wydawała mi się jak najbardziej realna ), choć nadal nie układa mi się to w głowie w jedną całość.
Żałuje, że straciłam dwa wieczory... byłabym dalej z treścią, szkoda, bo jestem ciekawa jak to wszystko się skończy.