czwartek, 12 czerwca 2014

Uszati Birthday Project ("Krótki Poradnik Początkującego Ojca")


Na samym początku chciałabym napisać takie: WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO USZATI! Przepraszam, że tak późno, bo ten Hunhan miał się pojawić z samego rana, ale niestety jak to ja musiałam nieco podokładać. Pewnie byłby jeszcze później, gdyby nie pomoc Park Do-bi, która za mną go pisała. Mam nadzieje, że ci się spodoba. (Tak na marginesie to mój pierwszy mpreg i do tego Do-bi pierwszy ff jaki publikuje.) Nie jest długi, ale mam nadzieje, że hunhanowy prezent ci się spodoba. XD 

Niby składam ci życzenia już któryś raz, ale po raz kolejny nie zaszkodzi. Życzę ci, żeby nigdy nie brakowało ci Hunhanów – żebyś nigdy nie przyszła rano ze smutną miną, mówiąc: „Nie miałam co czytać.” Życzę ci dużo weny, bo wiem, że bez pisania nie potrafiłabyś funkcjonować. Chciałabym też, żeby twoja ciężka praca była zawsze doceniana, bo jesteś świetną autorką, koleżanką, graficzką, divą naszego zespołu, bez której chyba w ogóle nie mógłby istnieć. Mam nadzieje, że nawet jak będę starą babą, to będę się dalej przyjaźnić z Uszati, która w reszcie napisze pierwszą autorską yaoi książkę – wiem, że tak kiedyś będzie! Mam nadzieje, że wszystkie twoje marzenia się spełnią, bo naprawdę na to zasługujesz.

Uszati wiem, że zbyt dobrze się nie znamy, ale chciałabym Ci złożyć życzenia z okazji twojej osiemnastki. Wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń - tych dużych i tych małych, jak najlepszych pomysłów na ff, byś wydała kiedyś tomik z oneshotami i spotkania z Lu Hanem - tylko nie zamykaj go w szafie!

~Makne Vanish & Do-bi <333

Krótki Poradnik Początkującego Ojca 



"Chciałbym poznać człowieka, który wymyślił seks, żeby zobaczyć nad czym teraz pracuje."

          - Lu Han.. spójrz na mnie - wyszeptałem do ucha starszego. Kiedy para jelenich oczu zaczęła wpatrywać się we mnie, śmiało mogłem wyczytać wszystkie emocje, jakie przewijały się przez twarz bruneta. Od szczęścia, troski i oddania, aż po miłość. Tak, miłość. Jestem wielkim szczęściarzem, że mogę mieć blisko siebie tak ważną dla mnie osobę, wspierać ją na każdym kroku i przeżywać z nią te wszystkie wspaniałe chwile.
          Uśmiechnąłem się szeroko, kiedy poczułem jak Lu owija swoje dłonie wokół mojej szyi, zapraszając do słodkiego pocałunku. Niemal natychmiast oddałem pieszczotę, smakując ust starszego. Rękoma delikatnie wodziłem po jego ciele, badając bardzo dobrze znane mi miejsca - w końcu jesteśmy razem już jakiś czas.
Przejechałem delikatnie językiem po dolnej wardze chłopaka, prosząc go o wpuszczenie. Chińczyk już po kilku sekundach uchylił swoje usta, witając z radością mój język. Ssał go zachłannie, pieścił, pozwalał smakować siebie. Kiedy w odpowiedzi na jego pocałunki poruszyłem się delikatnie w górę oraz w dół, ten automatycznie odsunął się ode mnie i zrobił minę słodkiego, naburmuszonego dziecka.
          - Hunnie - zaskamlał
          - Tak? - zapytałem, przytulając swoją głowę do szyi chińczyka. Uwielbiam w nim być, czuć jak zaciska się mocno na moim penisie. Zacząłem poruszać się mocniej, pewniej, zdecydowanie, zahaczając o ten wrażliwy punkt. Kiedy uderzyłem w niego z całej siły, Lu Han wygiął swój kręgosłup w łuk, jednocześnie mocno nabierając powietrza.
          - Aghh.. tak, tutaj Sehun - wysapał. Te kilka słów sprawiło, że zacząłem szaleć. Jak w amoku zanurzałem się z całej siły w chłopaku, chcąc doprowadzić nas do spełnienia. Po kilku głębokich pchnięciach poczułem, że nie wiele nam brakuje by dotrzeć do mety. Widziałem jak Luhanowi niewiele już wystarczy by dojść. Nie chciałem tego. Miałem ochotę jeszcze trochę się z nim pobawić.
W tym kulminacyjnym momencie zaprzestałem swoich ruchów. Zaśmiałem się cicho, kiedy poczułem jak jelonek wbija paznokcie w moje plecy. Nie żebym się na to jakoś skarżył, w końcu trochę mi się zasłużyło, ale po jakimś czasie robi się to irytujące i bolesne. Kiedy przeniosłem cały ciężar swojego ciała na moje dłonie i uniosłem lekko głowę do góry, mogłem zobaczyć jego wściekłą minę.
          - Ty idioto! Tak mało nam brakowało, tak mało.. a ty nagle wszystko zepsułeś! Tak niewiele..! - Zaśmiałem się jeszcze głośniej, kiedy chińczyk zaczął wymachiwać rękami przed moimi oczami. W trybie natychmiastowym wpiłem się w jego usta, by powstrzymać go przed użyciem siły. Po kilku sekundach usłyszałem jego ciche jęki i poczułem, jak sam zaczyna nabijać się na moją męskość. Przechyliłem głowę lekko w prawo, zahaczając o nos chłopaka. Czułem jak jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu - mały chochlik, niech się cieszy dopóki pozwalam mu dominować. Po kilku minutach zażartej walki zostałem popchnięty do tyłu. Upadłem na plecy, a Lu Han w trybie natychmiastowym wskoczył na moje biodra.
          - Lu, co ty robisz? - Wyspałem. Mały diabeł, doskonale wiedział gdzie usiąść. Pochylając się nade mną, chwycił moje nadgarstki swoimi delikatnymi dłońmi i zaczął poruszać się, co chwilę dotykając swoim tyłkiem mojej dumy. Kilka razy udało mu się nawet  wsunąć główkę w swoje wejście.
           - Lu Han.. ahh-aa! Przestań się, do jasnej cholery, drażnić! - Widziałem jak bardzo z siebie był zadowolony. Uwielbiał to robić. Uwielbiał się drażnić.
          - Wiesz co? - nachylił się do mojego ucha, wkładając do niego swój język - Mam ochotę trochę się pobawić. Chcę abyś poczuł się tak jak ja kilka minut temu, rozpalony, pragnący dotyku, chcący aby ktoś dobrze się tobą zajął.. Sprawię, że będziesz krzyczeć moje imię, głośno i wyraźnie - tak aby sąsiedzi Cię usłyszeli. Co ty na to? - Widziałem w jego oczach, jak bardzo jest z siebie zadowolony. Kochał się ze mną bawić. Raz nawet pozwolił sobie obciągnąć mi na urodzinach Jongina. Kiedy wszyscy siedzieliśmy przy stole, ten bardzo dobrze bawił się pod nim - tylko to ja musiałem uważać by  nie dać nic po sobie zauważyć.
          - Lu Han, daj spokój. Nie bądźmy dziećmi, załatwmy to ugodo.. - Zacząłem ciężko oddychać. Chłopak tak po prostu nabił się na mojego penisa, nie pozwolił mi nawet dokończyć zdania. Widziałem jak odchylił głowę do tyłu i westchnął głęboko.
           - Puszczę Cię jak obiecasz, że pozwolisz mi się chwile pobawić - spojrzał na mnie proszącym wzrokiem - Tylko chwilę, potem grzecznie oddam się w twoje ręce. Obiecuję! - żartobliwie położył swoją prawą rękę na piersi, a drugą dłoń podniósł wysoko. Mimo że, starał się być poważny, widziałem jak jego usta automatycznie wyginają się w szerokim uśmiechu.
          - Ehh, i co ja mam z tobą zrobić? - westchnąłem głęboko i położyłem swoje dłonie na jego biodrach. - Dobrze, niech będzie. Ale.. - podkreśliłem mocniej ostatnie słowo - jeśli coś mi się nie spodoba, to automatycznie przestajemy, zrozumiano? - Dźgnąłem starszego w brzuch, a ten ze śmiechem pokiwał głową - Chodź tu do mnie. - Wtuliłem się w jego ciało. Składałem delikatne pocałunki na jego szyi, obojczykach i ramionach - Mówiłem już jak bardzo Cię kocham? - spojrzałem się w oczy bruneta.
          - Ooo.. Mój Hunnie z każdym dniem robi się coraz bardziej tandetny.. Ale też cię kocham - Nie chciałem się z nim kłócić co do pierwszej części jego słów, więc udałem, że jej nie słyszałem. Gdybym chciał się  teraz posprzeczać z Lu Hanem, to chętnie przypomniałbym jego wszystkie tandetne słowa, a biorąc nasz czteroletni staż było by trochę tego, chociaż teraz... mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.
Lu Han ponownie zaatakował moją szyję i obojczyki. Na zmianę całował je, lizał i gdzieniegdzie zostawiał po sobie czerwone ślady. Mój oddech przyspieszył, a serce biło jak szalone, kiedy brunet zaczął poruszać się w górę i w dół.
- Lu... Ah, Lu.. - jęczałem mu do ucha. Dostać w tym samym czasie tyle przyjemności, od osoby którą kochasz bezgranicznie. - Lu Han! - Szarpnąłem się kiedy poczułem jak ten mały diabeł zacisnął mięśnie na moim członku. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, od ramion, aż po same biodra. Wciągnąłem mocno powietrze kiedy zacisnął rękę na moim pośladku. Podobało mi się to. Bardzo mi się podobało.
Kiedy Lu Han skończył oznaczać mnie jako swoja własność, zaczął poruszać mocniej swoimi biodrami - unosił się powoli, ale szybko i z całą siłą opadał. Nie wytrzymałem długo. W pewnym momencie popchnąłem go na plecy, pilnując byśmy byli dalej załączeni i patrząc się mu prosto w oczy, uderzałem w jego prostatę z całej siły. Szybko, mocno, płynnie. Zacząłem stymulować jego członka dłonią, a już po chwili Lu Han, po raz drugi wygiął swoje ciało w łuk i doszedł w moją rękę. Wykonałem jeszcze klika ruchów i osiągnąłem swój szczyt.
Obojgu brakowało nam powietrza, a nasze serca waliły jak szalone.
- Gotowy na kolejną rundę? - wyszeptałem. Odpowiedział mi tylko głośny śmiech bruneta



"Nic nie dzieje się bez powodu"

          - Sehun!
          - Hmm?
          Lu Han obszedł dookoła naszą kanapę i usiadł obok mnie. Przez dłuższy czas wpatrywał się w podłogę, ale kiedy spojrzał na mnie, śmiało mogłem powiedzieć, że coś go trapi. - Sehun... Emm, co myślisz o dzieciach?
          - Wiesz, nie powiem, że je uwielbiam, ani ich nienawidzę. Są ok - zmarszczyłem brwi - Czemu pytasz? - Spojrzałem się na Lu Hana i mój wzrok przykuł jakiś biały przedmiot w rękach starszego - Co tam masz? - wskazałem na jego dłonie.
          Lu Han siedział spięty, kilka razy otwierał buzię jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo nie wyszło z jego ust.  W końcu podał mi ów przedmiot, który tak trzymał w dłoniach.
          - Co to? - Spojrzałem na urządzenie i po kilkukrotnym obróceniu go,  znalazłem dwie kreski - Lu, czy ty... - Przełknąłem głośno ślinę i spojrzałem wyczerpująco na chłopaka
          - Tak, Hunnie - widziałem jak z jego oczu spływają łzy. Automatycznie przytuliłem go do siebie i zacząłem się śmiać.
          - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo się cieszę. Hej, czemu płaczesz? - Starłem z jego twarzy łzy
          - Nie jesteś na mnie zły? - Pociągnął kilka razy nosem i zrobił zdziwioną minę - Przecież..
          - Lu Han, co ty za głupoty gadasz? Oczywiście, że się cieszę, będziemy mieli swojego malutkiego bobasa. – ponownie przytuliłem chińczyka do siebie
          - Będziemy rodzicami – Pokiwałem głową w odpowiedzi na jego słowa.


"Udany związek to właściwa proporcja rzeczy ważnych."


          – Sehun... Sehun, śpisz? – Usłyszałem ledwie wyraźnie, czując jak ktoś szturcha mnie w ramię. Zmrużyłem oczy, czekając aż powróci do mnie pełna świadomość. Westchnąłem pod nosem, czując jak ktoś ciągle mnie dźga, nie dając mi wrócić do przyjemnego snu. Obróciłem się w drugą stronę lekko zdenerwowany, jednak gdy tylko zobaczyłem słodką minę Lu Hana, uśmiechnąłem się pod nosem. Miał głowę położoną na poduszce, usta lekko rozchylone, a jego oczy błyszczały nawet w półmroku. – Już nie śpisz? – zapytał naiwnie. 
          – No... – Przetarłem oczy. – Już nie. 
          – Mam do ciebie prośbę – wyszeptał, automatycznie, łapiąc mnie za rękę. Nasze splecione dłonie leżały między nami. Widząc jego słodki uśmieszek, zacząłem mieć złe przeczucia. – Zrobisz mi krakersy z nutellą? Wiesz... te twoje „nutersy”? Mam taką, straaaaszną ochotę... – wyjąkał błagalnie, przytulając się do mnie bardziej. 
          – Ale... nie mamy w domu ani krakersów, ani nutelli. 
          – Dwie ulice dalej jest całodobowy – dodał cichutko. Westchnąłem głęboko, nie wiedząc jak na to zareagować. Byłem śpiący i nie uśmiechało mi się wychodzić spod ciepłej kołderki, aby wyjść na tą piekielnie złą pogodę. 
          – Nie mogę kupić ci tego rano? – zapytałem, mamrocząc pod nosem. Na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Nie chciało mi się nawet podnosić ręki, a co dopiero iść do całodobowego. Jednak, gdy tylko chciałem Lu Hanowi odmówić, jego wielkie oczy wgapiały się we mnie wyczekująco. – No dobra – syknąłem, odrzucając kołdrę z niezadowoleniem. Lu Han wtulił się we mnie, kładąc brodę na ramieniu. 
          – Kocham cię Sehun, wiesz? – wyszeptał słodko. Obróciłem głowę, całując go w policzek. 
          – Zaraz wracam – odpowiedziałem, wstając z łóżka. Z jakiegoś powodu poczułem większą determinację, gdy widziałem, że robię to dla niego. Nawet gdy to coś tak drobnego, to z pewnością ucieszyłbym się, gdyby i jego to uszczęśliwiło. Podniosłem rzucone niedbale na ziemie spodnie, wkładając je na siebie od razu. Zapiąłem ich zamek, czując na sobie spojrzenie Lu Hana. Najpierw ściągnął je ze mnie, ale ubrać je już musiałem sam. Wyszedłem na korytarz, spoglądając na niego z uśmiechem. Ubrałem byle jakie buty, a na szarą bokserkę nałożyłem jedynie płaszcz. Byle jak ubrany i z rozczochranymi włosami wyszedłem na klatkę schodową, zabierając ze sobą tylko parasol. 
           Błyskawicznie zbiegłem ze schodów, jeszcze nieco otępiały. Tego typu wycieczki nie były już dla mnie nowością. W sklepie pojawiałem się prawie co wieczór. Sprzedawca zawsze śmiał się na mój widok, albo kiwał głową z lekkim współczuciem w oczach. Najwidoczniej wiedział, co to znaczy być ojcem. Nie ważne jakiego typu jest twój związek, bycie rodzicem zawsze wygląda tak samo. Odkąd Lu Han powiedział mi, że jest w ciąży, długo zastanawiałem się nad swoją, nową rolą, którą teraz otrzymam. Musiałem zmierzyć się z byciem „ojcem”. Nie potrafiłem sobie na razie tego wyobrazić. W tajemnicy przed nim czytałem jakieś głupie artykuły, poradniki, czy nawet babskie gazety, które wnosiły najmniej. Chciałem się do tego jak najbardziej przygotować. Z resztą to nie ja byłem w najgorszym położeniu. Czasem nawet spoglądałem na Lu Hana ze współczuciem, gdy budził się rano i natychmiast biegł do łazienki, by zwrócić to, co podjadał w nocy. Widziałem, że dziecko już od początków swojego istnienia ściąga całą uwagę i dokłada kilka nowych trudności, ale Lu Han znosił to z uśmiechem, ciesząc się na przywitanie naszego dziecka. Ciągle miałem wątpliwości, czy poradzimy sobie z tym, co nas czeka. 

"Tam, gdzie nie ma dzieci, brakuje nieba."

           Lu Han objął mnie ramionami, pochylając się nade mną. Odruchowo złapałem jego dłoń, przesuwającą się w dół po moim torsie. Kciukiem głaskałem wierzch jego dłoni. 
           – Wiesz... Nad czymś się ostatnio zastanawiałem – zaczął cicho, szepcząc do mojego ucha. – Chciałbyś, żeby to był chłopiec, czy dziewczynka? – Uśmiechnąłem się pod nosem. Zamknąłem laptop, bo i tak nie potrafiłbym się skupić, gdy miałem obok Lu Hana. Obróciłem się na krześle, gdy chłopak się ode mnie odsunął. Delikatnie złapałem jego dłoń, przyciągając go bliżej siebie. 
          – Nie to akurat jest najważniejsze, prawda? – zapytałem. Lu zmarszczył brwi. 
          – Czyli synek – wyszeptał zrezygnowany. 
          – Właśnie nie – burknąłem. – Może i to dziwne, ale ja wolałbym córeczkę. Miałaby mój charakter i twoją urodę, kochanie – wyrzuciłem z uśmiechem. 
          – A co? Z moim charakterem jest coś nie tak? 
          – Nie, ale jesteś śliczniutki i żadna dziewczynka nie pogardziłaby twoją urodą. Podobasz się chłopakom. – Lu Han zarumienił się, nie przeszkadzało mi to w dalszym prowadzeniu mojego wykładu na temat jego wyglądu. 
          – Nie mów tak! Nieprawda! – warknął. – Zdenerwowałeś mnie, a w moim stanie nie jest to dobre, dodatkowo mam do ciebie ważną sprawę. 
          – Jaką? – zapytałem z zainteresowaniem. 
          – Myślałem o imieniu dla dziecka – wyrzucił cicho. – Wiem, że to trochę wcześnie, ale chce wiedzieć jak... 
           – Minjoon – wyrzuciłem od razu. – Albo... Sora. 
           – Co? Czemu? 
           – Czemu Sora? 
           – Nie... Czemu dla synka chcesz imię Minjoon? – zapytał lekko zdenerwowany. – Tak bez powodu? 
           – Zawsze mi się podobało – odpowiedziałem, kładąc dłoń na jego już sporym brzuszku. Przyłożyłem do niego ucho, ciągle głaszcząc. – Minjoon. Minjoon! – wyrzuciłem wysokim, naśladującym dziecięcy głosem. – Słyszysz? – Podniosłem wzrok, spoglądając na twarz śmiejącego się Lu Hana. – Podoba mu się – dokończyłem z dumą. 
           – Mi też – wyrzucił chłopak ze szczerym uśmiechem. 

"Wszyscy jesteśmy wyjątkowymi wypadkami"


          Zatrzymałem się na moment starając złapać oddech. Nie sądziłem, że te kilka minut wykańczającego biegu całkowicie pozbawi mnie sił. Pochyliłem się do przodu, podpierając się rękami o kolana. Oddychałem łapczywie, złoszcząc się w myślach na swoją słabą kondycję. Nie wiedziałem już, czy moje serce bije tak szybko, przez sam fakt, że udało mi się biegiem pokonać kilka ulic, czy przez stres, którego doznałem, dostając telefon od Lu Hana. Chłopak zadzwonił do mnie i spokojnym głosem oznajmił, że jedzie do szpitala, bo gorzej się poczuł. Rzucił mi przez telefon tylko to jedno hasło, po czym rozłączył się, a ja jak głupek krzyczałem do słuchawki, pytając o to co się dzieje. Spanikowany rzuciłem wszystkim, starając się jak najszybciej tam trafić. Udało mi się w sumie złapać taksówkę, ale o tej porze korki są tak duże, że wysiadłem z niej i pobiegłem prosto w stronę szpitala. Tak właśnie udało mi się pokonać większą część drogi. Odchodziłem od zmysłów. Każdy taki alarm może oznaczać, że nareszcie zostanę ojcem.
          Gdybym pomyślał, że mój związek z Lu Hanem właśnie tak się rozwinie, byłbym pewnie zrozpaczony, że tak szybko dotknęła nas opieka nad wspólnym dzieckiem, ale teraz czułem coś całkiem innego. Z każdym dniem spędzonym przy Lu, chciałem go coraz bardziej, tak jakbym nigdy nie miał być zaspokojony jego obecnością. Po prostu czułem, że nie mam go dla siebie wystarczająco. Najpiękniejszym dla mnie momentem były poranki, gdy budziłem się obok niego. Ta chwila, gdy nasze zaspane spojrzenia się łączą była najpiękniejsza. Gdy doszła do tego świadomość, że będziemy razem wychowywać nasze dziecko. Osobę, która będzie ucieleśnieniem mnie i jego, małego człowieczka, który będzie mną i nim jednocześnie. To było więcej, niż mogłem chcieć. Kochałem go, chociaż jeszcze nie pojawił się na świecie.
          Podniosłem głowę, decydując się na dalszy bieg. Lu Han dzwonił do mnie jakieś piętnaście minut wcześniej. Pewnie już znajdował się w szpitalu na oddziale położniczym. Zdenerwowany wbiegłem do budynku, jak najszybciej pokonując rząd schodów. Otworzyłem błyskawicznie szklane drzwi, wbiegając na korytarz. Zaskoczona recepcjonistka zmierzyła mnie wzrokiem, znad szarych okularów. Nie zareagowałem na to specjalnie, biegnąc wzdłuż korytarza. Wiedziałem, gdzie mogę znaleźć Lu Hana. W sumie ostatnimi czasy spędzałem w szpitalu dość sporo czasu. Nie trudziłem się już z szukaniem oddziału na którym mógł być. Wybiegłem na kolejne piętro, niemal tratując ludzi po drodze. Kilka kobiet zaśmiało się na mój widok. Byłem całkiem czerwony i zdyszany. Moje jasne włosy sterczały w każdą stronę, a strój wyglądał, jakbym właśnie wrócił co najmniej z jakiejś bójki. Nie obchodziło mnie to jednak, bo wtedy liczyło się dla mnie tylko, aby być przy narodzinach swojego dziecka.
          – Kim Pan jest? Proszę się uspokoić... – Jedna z pielęgniarek zatrzymała mnie, łapiąc za rękę. Spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem. – Nie wolno od tak sobie wbiegać na ten oddział. To jest szpital, proszę się zachowywać – skwitowała krótko. Uśmiechnąłem się do niej.
          –  Przepraszam, ja po prostu... czy wie Pani może, czy położono tutaj kogoś takiego jak Lu Han? Czy zabrano go na...
          – Nie – przerwała mi, nawet nie pozwalając dokończyć pytania. – Ten chłopak jest w pokoju 32. Na przyszłość proszę od razu zapytać, a nie biegać po całym korytarzu – dodała z oburzeniem. Nie była za miła. Zmrużyła oczy, przyglądając mi się dokładnie. – Ci młodzi ojcowie są tacy w gorącej wodzie kąpani. – Usłyszałem jeszcze, odchodząc od pielęgniarki. Ruszyłem dalej, szukając wspomnianego przez nią numerku. Musiałem przejść na inne skrzydło. Byłem zaskoczony, że Lu nie jest już właśnie na tym oddziale. Miałem złe przeczucia. Musiałem go zobaczyć, żeby się upewnić, że i z nim i z dzieckiem nic się nie dzieje.
         W końcu z daleka udało mi się zauważyć drzwi z numerkiem 30. Nie było trudno poszukać 32. Szybko otworzyłem drzwi sali, nawet nie pukając. Jasne światło z okna naprzeciwko niemal od razu zaczęło razić mnie po oczach.
         – Sehun? – Usłyszałem łagodny głos mojego chłopaka. Odwróciłem się, spoglądając na niego. Leżał na łóżku obok, w białej pościeli. Miał na sobie już szpitalną piżamkę, którą kupiłem mu, oczekując na to, że w końcu będzie musiał się tutaj znaleźć. Podbiegłem do niego, przykucając przy łóżku. Złapałem pospiesznie jego rękę, gładząc ją powoli palcem. Spojrzałem na niego troskliwie. Jego włosy były lekko rozczochrane i chociaż był blady, ciągle się uśmiechał. Był taki słodki, że nie potrafiłem oderwać od niego oczu. Położył się na boku, patrząc na mnie tymi swoimi błyszczącymi oczami. Przez to zapomniałem już tych wszystkich pytań, które miałem mu zadać. – Fałszywy alarm – wyjaśnił w końcu brunet, uśmiechając się blado. Z jakiegoś powodu nie wyglądał, jakby od tych słów mu ulżyło.
          – Wystraszyłeś mnie, wiesz? – odpowiedziałem tonem pełnym pretensji. Delikatnie wsunąłem rękę pod kołdrę, którą był przykryty Lu Han, gładząc palcami jego brzuch. Opuszkami palców kreśliłem okrężne ślaczki na jego skórze. – Twój tata przebiegł pół miasta – dodałem, kładąc całą rękę na brzuchu. Podniosłem wzrok na ucieszoną twarz Lu.
          – Tak. Też chciałbym, żeby dziś był ten dzień – powiedział nieco zdołowany. – Wcale nie jest łatwo chodzić z podwójnym ciężarem, jeść za dwóch...
          – Co ty mówisz kochanie? Przed ciążą też jadłeś za dwóch – zaśmiałem się pod nosem.
          – Taki jesteś złośliwy? – burknął brunet z gniewną miną. Obrócił się do mnie tyłem, co przyszło mu z nie małym trudem. – Koniec z seksem! Nie będę się już tak nigdy męczyć. To wszystko to twoja wina, niewyżyty zboczeńcu! – wyrzucił gniewnie, jednak gdy tylko uśmiechnąłem się w jego stronę od razu odpowiedział mi tym samym. Nie ważne ile to kosztowało, oboje wiedzieliśmy, że było warto. W końcu teraz będzie nas już trójka.

"Dziecko to uwidoczniona miłość."

    Lu Han zacisnął mocniej moją rękę. Już prawie nie czułem jej, od nieustannego ściskania moich palców przez starszego. Czułem, że jest prawie zmiażdżona. Zacisnąłem jednak zęby, starając się go w jakiś sposób uspokajać, gdy tylko ponownie zaczynał krzyczeć. Kolejny wrzeszczący na sali facet na pewno nie poprawiłby atmosfery, a z każdą falą bólu, jaka przechodziła przez jego ciało i moją rękę, którą zaciskał mocniej, ja zaczynałem mieć taką ochotę. Całowałem go w spocone czoło, głaszcząc przy tym jego głowę. Oddychał nerwowo, wijąc się z bólu. Nie potrafiłem mu pomoc i to powodowało, że czułem się trochę jak on. Każdy jego kolejny krzyk dobijał mnie podwójnie. 
           Wtedy to usłyszałem. Płacz dziecka. Naszego dziecka. Podniosłem wzrok, spoglądając na lekarza, po czym odwróciłem głowę, patrząc na uśmiechniętą twarz Lu Hana. Chyba nigdy nie widziałem u niego tak szczerego uśmiechu. Jego oczy śmiały się, jakby właśnie stał się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Odwzajemniłem jego uśmiech, splatając nasze palce. Radość, którą właśnie dzieliliśmy ciężko było opisać. Czułem się w taki sposób, jakby wszystkie nasze wspomnienia, nawet te najjaśniejsze właśnie straciły przy tym jednym blask. To był moment w którym naprawdę czułem, że jesteśmy razem i na zawsze będziemy. Lu Han delikatnie pocałował moje usta, wybudzając mnie z niewielkiego szoku. Nawet po tym, co przechodził przed chwilą, był bardziej przytomny niż ja. Cała ta sytuacja lekko mnie oszołomiła, jakby sam fakt, że nasze dziecko właśnie pojawiło się na świecie, był dla mnie nierealnym marzeniem. 
           Puściłem jego dłoń, chcąc zobaczyć  Minjoona. Podszedłem do lekarza, który podał pielęgniarce owinięte w chustę dziecko. Czerwone rączki lekko zaciskały się na materiale, a zmrużone oczka ani na moment nie otworzyły się szerzej, jakby światło wokół całkiem raziło te niewinne oczy, które jeszcze nie widziały niczego na tym świecie. W tamtym momencie wszystko stało się dla mnie jasne. Bycie ojcem miało swoje przywileje. To ja miałem być jedną z tych osób, która mu ten świat pokaże. 

"Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat."

         Z uśmiechem wsiadłem do samochodu, zamykając za sobą drzwi. Włożyłem kluczyki do stacyjki, po czym odwróciłem głowę, spoglądając na siedzącego obok Lu Hana. Blondyn uśmiechnął się do mnie ciepło, tylko na moment odrywając wzrok od trzymanego na kolanach nosidełka, a właściwie jego zawartości. Zerknąłem tam odruchowo po raz kolejny. Gdy to już zrobiłem, nie potrafiłem oderwać oczu od naszego dziecka. Rozkoszne zaróżowione policzki, drobne usteczka i para błyszczących oczu. Na pewno miał je po Lu Hanie. Nasz synek wyciągnął drobne rączki do góry. Ostrożnie, jakbym miał do czynienia z porcelaną dotknąłem małej dłoni palcem, który oplotły te małe, drobne paluszki. Czułem jak moje serce zaczęło bić szybciej. W tej jednej sekundzie poczułem, że wszystko co nas spotkało i spotka było warte tej chwili. Ciepłe uczucie bezwarunkowej miłości wypełniło mnie całkowicie. Moje oczy skupiły się na słodkiej buzi naszego synka.
          – Wracamy do domu, tato – powiedział z dumą Lu Han. Skinąłem tylko głową, nawet nie spoglądając w jego stronę. Teraz wracamy w trójkę. 

"Jedynym produktem, 
który człowiek otrzymuje bez instrukcji obsługi, jest dziecko."

          – Co ty robisz? – warknął Lu Han, przytrzymując główkę leżącego na nim niemowlaka. Jego dłonie delikatnie dotykały skóry dziecka, jakby było z porcelany. Brunet spojrzał na mnie z lekkim zdenerwowaniem, składając usta w dzióbek. 
          – No co? Chce, żeby nasze dziecko miało jakąś pamiątkę z każdej chwili swojego życia – wyjaśniłem, ponownie podnosząc aparat. Spojrzałem przez obiektyw, kierując go w stronę moich najcenniejszych skarbów. Musiałem przyznać, że z Lu Hanem nie radziliśmy sobie tak źle. Przez kilka pierwszych dni, kiedy dziecko pojawiło się w domu niemal nie wyłączaliśmy forum dla „młodych ojców”, a do tego telefony do mojej mamy były nieustanne. Nie sądziłem, że aż tak wiele codziennych czynności może sprawić nam kłopot. Jedzenie, spanie, kąpiel, zabawa – to wszystko wymagało więcej wysiłku i delikatności. Zaczynało niemal przypominać swoją instrukcją misję super specjalną, a nie opiekę nad dzieckiem. – No uśmiech... – dodałem, widząc jego kwaśną minę. 
          – Syndrom ojca cię dosięgnął? Przypominasz z tym aparatem turystę. – Brunet ziewnął głośno. Rzeczywiście nie wyglądał na wyspanego. – Możesz chociaż mnie nie uwzględniać na tych zdjęciach? – zapytał z załzawionymi oczami. 
          – Czemu? – Uśmiechnąłem się niewinnie. – Jesteś cudowny w roli matki, kochanie. – Lu Han spojrzał na mnie z lekkim grymasem na twarzy. Był słodki nawet teraz. Nie mogłem mu oczywiście powiedzieć tego w twarz, bo on nie odebrałby w tym momencie tego jako komplement. 
           Odłożyłem aparat na półkę, po czym zająłem wolne miejsce obok Lu Hana i naszego synka, który z lekko rozwartymi usteczkami leżał na jego torsie. Ułożyłem się na boku, spoglądając na śpiącą buźkę maleństwa. Drobne rączki były złożone w piąstki. Z jakiegoś powodu czułem się nieco inaczej odkąd nie jesteśmy już tylko w dwójkę. Chociaż wcześniej nie myśleliśmy o dziecku, to zrozumiałem dopiero gdy ono się pojawiło, jak bardzo nam go brakowało. Tak jakbym tęsknił za osobą, która nigdy ze mną nie była. Wydawało mi się, że również pomogło to utrwalić mój związek z Lu Hanem. Na świecie w końcu pojawił się ktoś, kto na zawsze będzie nasz. Zawsze będzie częścią mnie i niego, nawet jeśli nic innego po nas nie zostanie.
           – Chcesz go potrzymać? – zapytał w końcu. Najwidoczniej to była jego reakcja na mój maślany wzrok, skupiony tylko na małym ciałku Minjoona. 
           – Co? Ja? – Pokręciłem przecząco głową. – Boje się, że coś mu się stanie. Nie wezmę go na ręce, dopóki nie będzie raczkował. 
           – Wtedy już nie będzie potrzebował twojego noszenia na rękach – burknął zdenerwowany Lu Han. Jego ton na pewno nie był miły, co pewnie spowodowała niewystarczająca dla tego śpiocha ilość snu. – Nie myśl, że to ja będę go cały czas nosić. Idę spać – syknął, delikatnie podnosząc słabe ciałko Minjoona. Pochylił się do przodu i położył go na mnie tak delikatnie, że dziecko nawet nie otworzyło oczu, marszcząc tylko nieco nosek. Poczułem, jak moje serce zabiło szybciej. Najchętniej przytuliłbym go do siebie z całych sił. Lu Han wstał z łóżka, zostawiając mnie sam na sam z maleństwem. – To ja idę spać. 
           – Hej! A jak się obudzi? – zapytałem półszeptem z paniką w oczach. – Co mam zrobić? 
           – Tylko jedno – Lu Han obrócił się, spoglądając na mnie chłodno lekko opuchniętymi oczami. – Przypadkiem nie budź mnie – warknął w progu. Powiedział to na tyle poważnie, że aż zaśmiałem się nieco pod nosem. 

"Ojcem zostać łatwo, znacznie trudniej nim 
być."

          Lu Han wbił się zachłannie w moje usta, kładąc mnie na plecach. Jego delikatna dłoń błądziła po moim torsie. Tęskniłem za tym.
          – To dzisiaj. Jesteś gotowy? – zapytał, uśmiechając się demonicznie. Jego głos był chrypliwy, a usta lekko rozchylone. Oddychał tak głęboko, że nawet ja to słyszałem.
          – Tęskniłem za tobą – wyrzuciłem, kładąc dłonie na jego biodrach. Chłopak automatycznie napiął mięśnie. To wcale nie było kłamstwem. Czułem, że zbierane we mnie od dawna emocje, które chciałem „pokazać” Lu Hanowi, w końcu wezmą nade mną górę.
          – Postaramy się o młodszą siostrzyczkę dla Minjoon`a? – zadrwił Lu, zdejmując z siebie podkoszulek.  Spoglądałem na jego nagi tors pełnym fascynacji wzrokiem. Podniosłem się, obejmując go. Moje dłonie delikatnie przywarły do jego pleców. Położyłem go ostrożnie na swoim miejscu, pochylając się nad nim. Tym razem ja byłem górą. Delikatnie pocałowałem jego piękne usta, a w tym czasie moje dłonie pieściły jego brzuch. Nie chciałem się spieszyć, nawet jeśli tak desperacko go pragnąłem. Pochyliłem głowę, stopniowo zbliżając się do jego ust. Lu objął mnie swoimi drobnymi ramionami. Jego dłonie wsunęły się w końcu w moje włosy, gdy moje usta zbliżyły się do jego sutków. Zrobiłem wokół nich kilka kółek językiem, po czym zacząłem bawić się nimi swoimi wargami. Lu Han oddychał jeszcze głośniej niż przedtem, jego głos był też bardziej chrypliwy. W końcu gdy przygryzłem delikatnie jeden z sutków, jęknął cicho, a wszystkie jego mięśnie się napięły. Nie zatrzymywałem się. Moja dłoń delikatnie skierowała się w stronę jego rozporka. Czułem, jak jego penis chce się już wydostać, spod grubego materiału. Zacząłem rozpinać zamek, spoglądając na twarz Lu Hana. Brunet patrzył na mnie palącym spojrzeniem, zagryzając dolną wargę. Już nie chciałem się kontrolować. Gdy moje oczy lekko się załzawiły, a wszystkie myśli krążyły wokół spełnienia, rozbrzmiał głośny płacz dziecka z sąsiedniego pokoju. Lu Han warknął coś pod nosem, bezsilnie rozkładając ręce.
          – Teraz twoja kolej – rzucił, obracając się na bok.
          – Ej! Ale, że co? To koniec?! – warknąłem zdziwiony.
          – Nie. Taka tam przerwa na reklamy – zaśmiał się pod nosem. – Idź, bo się tam zapłacze – dodał, słysząc nieustający płacz dziecka.
          – Obiecaj mi, że to ostatnie – syknąłem zdenerwowany, zaciskając ręce w pięści.
          – Jeśli tak będzie co wieczór, to to będzie ostatnie – zaśmiał się natychmiast, kładąc głowę na poduszkę.
– Bycie ojcem... naprawdę jest trudne.

7 komentarzy:

  1. Boże to jest genialne~~ Popłakałam się ze śmiechu!

    OdpowiedzUsuń
  2. One-shot jest świetny! Ale zastanawia mnie jedno... Czy on do cholery rodził odbytem, czy jak? XDD boże, to mi spokoju nie daje. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, coraz łatwiej jest znaleźć polskie m-pregi! Jestem z tego niezmiernie zadowolona, tym bardziej, że napisała to taka autorka jak ty i do tego jeszcze o HunHanie. Nie wiem czemu, ale oni mi jakoś pasują do tego typu opowiadań ^^'
    Naprawdę świetnie się czytało, no a jak! Nie mogłam się spodziewać niczego lepszego. Faktycznie pokazałaś trud w pierwszych miesiącach opiekowania się dzieckiem. Nie było cały czas różowo i nawet uwzględniłaś fakt, jaki Lu Han musiał być zmęczony. W większości tego nie ma, a po urodzeniu wszystko jest idealne. Dlatego dziękuję ci za realizm :3
    Uszati będzie zachwycona~

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, ale się uśmiałam. To jest świetne, naprawdę. Uszati będzie zachwycona tym wsparciem od polskich blogerów. <3
    ~Evi

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, Uszati jest naprawdę zachwycona tymi wszystkim opowiadaniami, tym pomysłem, jeju. Aliss mówiła, że to twój pomysł, Izzy, więc tak, cholernie ci dziękuję. Jeszcze w szkole uściskam cie mocno, więc się szykuj na niedźwiedzi przytulas.
    Mpreg! Cieszę się, że wreszcie tak jak ja pokochałaś ten gstunek, a właściwie kink... Wyobrażenia Luhana w roli matki... jeju, coś pięknego. Zdecydowanie Luhan z dużym, ciążowym brzuszkiem mi pasuje. Może jestem dziwna, ale tak, poza tym to cholernie kochane. Smut był zajebisty, cudowny, uśmiałam się, bo Luhan taki niecierpliwy, a Sehun cwaniak sobie z nim pogrywał. W ogóle reszta, w sensie, że okres ciąży czy samo już macierzyństwo było kochane i piszczałam chyba. KFJJSJHFJHFJSFHSF. Nadal fangirluję **
    W ogóle dziękuję za wszystko, naprawdę <3

    OdpowiedzUsuń
  6. JWHEIDHUCBIUWHC RZYGAM CUKREM <3 Zasłodziłam się i uśmiałam. Genialny pomysł! :) Szkoda, że to tylko one shot, bo z chęcią poznałabym trudności młodych ojców :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pierdole, pierwszy raz czytałam mpreg o szczerze powiem, że mi się spodobało, choć za chiny ludowe nie potrafię sobie wyobrazić luhana z ogromnym brzuchem, rany XD ja nie byłam na początku przygotowana na hunhan +18 i to jeszcze jakie, boże, ty mnie z każdym kolejnym fanfikiem/rozdziałem zaskakujesz coraz bardziej, przystopuj trochę, bo będziesz płacić za mój pogrzeb, ok XD a jak sehun biegł przez miasto to akurat leciało red light i to mi tak do tego spasowało X"D ale poważnie, trochę feelsy miałam, w sumie co mi się dziwić, zazdroszczę uszati, że napisałaś jej takiego hunhana (●´ω`●)

    OdpowiedzUsuń