sobota, 24 maja 2014

wystarczy DZIEWIĘĆ sekund

Witam! Mam nadzieje, że cieszycie się, że tym razem pojawia się kontynuacja "Casso" (zatrzymałam poprzedni rozdział w takim pięknym momencie xD ) Tak na wstępie jeszcze raz chcę podziękować mojej becie, bo naprawdę się trudzi z sprawdzaniem tych moich wypocin, pisanych po nocy. Dziękuje! A i dziękuje wam, że zostawiacie po sobie jakieś ślady pod notkami. To zawsze bardziej nakręca, gdy wiem co muszę poprawić, lub gdy zdaję sobie sprawę z tego ilu osobom zależy na tym, żeby ta historia toczyła się dalej. Ostatnio trudniej mi się piszę, bo nieco myślę o tym ile jeszcze mam przed sobą pracy, jeśli te rozdziały mają być lepsze. Muszę poprawić nieco swój styl pisania i nie tylko mam tu na myśli "panowanie nad historią", która u mnie toczy się tak, że ostatecznie sama jestem zaskoczona, jak ja to dalej poprowadziłam, ale i (już nie wspomnę o błędach) mój sposób narracji, który też nie jest taki jak powinien. Nie uznawajcie tego, za jakąś notkę w stylu "KOŃCZE Z PISANIEM", wrecz przeciwnie teraz postaram się zasypywać was coraz częściej jakimiś ff ( a mój zeszyt do fabuł jest ich pełen ), na których będę eksperymentować w jakim stylu czuje się najlepiej. xD 
No, ale bez przedłużania jeszcze raz dziękuje za komentarze i proszę, o zostawianie jakiejś opinii. xD



 

          Byun zacisnął usta w wąską linię. Nie chciał wierzyć w to, co właśnie rozgrywało się przed jego oczami. Widział, jak życie najważniejszej dla niego osoby właśnie wisi na jednej, cienkiej, pajęczej nici. Czuł się tak, jakby on trzymał jej drugi koniec i miał go za jej pomocą uratować. Patrzył zapłakanymi oczami w twarz przyjaciela, którego wzrok ciągle był pełen nienawiści i czegoś, czym Park był całkiem przepełniony – bohaterską odwagą. Nawet w tej chwili w jego oczach nie było strachu. Dłonie bruneta z trudem zaciskały się wokół nadgarstków demona, które dalej znajdowały się w tym samym miejscu. Jego żałosne próby nic nie dawały.
– Albo może lepiej... Pocałuj mnie – wyrzucił ze złośliwym uśmieszkiem Jaejoong. – Na jego oczach – dodał, spoglądając na wściekłego Chanyeola. Chłopak szarpnął się, co poskutkowało tylko mocniejszym unieruchomieniem go przez demona. – Może usłyszę aż tutaj, jak pęka serce tego głupka.           - W oczach demona coś się zmieniło. Nie miał już tego pełnego drwiny wyrazu twarzy. Teraz patrzył na Parka wzorkiem pełnym nienawiści. Jakby chciał go zabić bez względu na to, czy Byun się zgodzi na jego propozycję, czy nie. Jedyne co miał teraz w głowie to to, że ten mały, bezwartościowy człowiek to jedna z przeszkód jaka stoi na jego drodze do tego, co Jaejoong obrał jako swój cel. Do Baekhyuna.
– Nie bój się. Na nic się nie zgadzaj! - warknął Park, ignorując to że jego życie zależy od jednego szybszego szarpnięcia dłońmi.
– Nie wydaje ci się, że to trochę głupota, iż nie zgadzasz się na tak wspaniałomyślną propozycję z mojej strony? W końcu... dostaniesz nie tylko życie tego dzieciaka, ale i uwolnię twoich przyjaciół. „Casso” się skończy. - Demon patrzył na niego wyczekująco.
– Kurwa... Nie wierz mu do diabła! - warknął Park, zaciskając pięści.
– „Do diabła”? Jak ładnie powiedziane... - Jaejoong podniósł wzrok, spoglądając na przerażonego Baekhyuna. Chłopak ciągle wydawał się zbyt oszołomiony. – To jak? Zabijamy go?
– Ale on nie ma z tym nic wspólnego – wyszeptał szatyn słabym głosem. Końcówka zdania była wypowiedziana na resztkach tlenu jakie posiadał. – Przepraszam za to co powiedziałem! Wypuść go. Nie wolno ci przecież...
– Nie wolno czego? Zabić go? – Uśmiechnął się lekceważąco. – Powiedz mi, po co on ci jest tak potrzebny? Uwolni cię stąd? Możesz na nim w jakimś stopniu polegać? Uratował cię teraz? Czy do cholery on na cokolwiek może ci się przydać?!
– Tylko go wypuść... - Byun powtórzył swoją prośbę słabym głosem.
– Chcę cię tylko zrozumieć. Co? Może go kochasz? Powiedz w końcu coś sensownego!
– Nie chce go stracić – powiedział głośniej Baekhyun, nie potrafiąc znieść tego złośliwego tonu demona. Byun nie spoglądał nawet na Chanyeola, bo nie chciałby się teraz całkiem się rozkleić. To prawda. Park był dla niego wyjątkowo ważny, ale Byun nie miał jeszcze na tyle odwagi, by powiedzieć mu co siedzi w jego głowie w tak prosty sposób.
– Więc... możesz zrobić dla niego wszystko? - Demon wydawał się bardzo pewny siebie, ale gdzieś w głębi ta szczera odpowiedź szatyna go uraziła. Przesunął ręce na gardło Chanyeola, zaciskając je stopniowo. - To powiedz mi, że chcesz być mój. - Park zacisnął zęby, czując jak powietrze utknęło w jego gardle. Powoli zaczynał tracić oddech, ale nie chciał po sobie tego pokazać, starając się na resztkach tlenu pozbyć pary rąk na jego szyi. Jaejoong ciągle jednak był górą. Ich siły nie można było nawet porównywać. Uścisk stawał się coraz mocniejszy, aż w końcu Park automatycznie zaczął rozchylać usta, chcąc złapać oddech. Dławił się, gdy jego organizm domagał się go jeszcze bardziej.
– Nie... Proszę – wyszeptał oszołomiony Byun. Wpatrywał się w nich bez żadnych emocji wypisanych na twarzy. Chociaż z jego oczu płynęły łzy, on sam wyglądał, jakby nic do niego nie docierało. Jego usta były lekko rozchylone, a wzrok obłąkany. – Jaejoong... ja się zgadzam na twoją propozycję. - Po tych słowach demon automatycznie zwolnił uścisk na szyi Parka.
– Zamknij się... idioto! - krzyknął wściekły Chanyeol. Wyrwał się nieco do przodu, ale ręce bruneta zatrzymały go gwałtownie.
– Ktoś pozwolił ci się tak do niego odzywać? - Jaejoong odrzucił go na bok, przez co Park prawie stracił równowagę. Stał na wprost Baekhyuna, przyglądając mu się z odrazą. Byun nie mógł zrozumieć, dlaczego jego decyzja go tak zabolała. Przecież nie mógł pozwolić, żeby Hero go przez niego udusił. – Baekhyun... - szepnął łagodnie demon. Podszedł do niego, ale szatyn ciągle patrzył pełnym bólu wzrokiem w wściekłe oczy Chanyeola. – Chciałem się tylko trochę z tobą podroczyć – wyszeptał tuż przy jego policzku. Przy każdym jego słowie, wargi demona delikatnie dotykały skóry Byuna. – Poczekam, aż przyjdziesz do mnie sam. Nie chcę cię zmuszać...
– Jaejoong? – powiedział ktoś łagodnym głosem. Za Chanyeolem stała Seungyeon. Dziewczyna wydawała się nieco zszokowana, widząc zapłakanego chłopaka, obok którego stał pochylony nad nim demon. Zacisnęła dłonie, powoli kalkulując fakty. – Szukałam... cię... Jae... - wyszeptała słabym głosem, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
– Po co? - zapytał chłodno, po czym obrócił się w stronę dziewczyny niechętnie odsuwając się od Baekhyuna. Przyglądający mu się Chanyeol korzystając z okazji wysłał mu ostatnie wściekłe spojrzenie i ignorując dwójkę demonów wyszedł na korytarz, nie obracając się ani raz. Byun poczuł, że zaczyna mu się robić coraz bardziej gorąco. Wytarł spływające po jego brodzie łzy za długim rękawem bluzy. Nie odwracał wzroku od wściekłego Parka, który szedł pewnym siebie, dynamicznym krokiem. Kompletnie go nie rozumiał.
– Jae, co tutaj się wydarzyło? - zapytała w końcu Seungyeon, nie potrafiąc znieść tej krępującej ciszy. Rozumiała tylko, że te dziwne miny całej trójki wynikały z zaistniałej przed chwilą sytuacji..
– Nic takiego. – Brunet przeczesał ręką włosy. – Chciałem się tylko trochę odstresować i porozmawiać z moją, małą księżniczką. - Wskazał gestem ręki na ciągle oszołomionego Byuna. Chłopak ściskał rękami barierkę, o którą się opierał.
– Tak. To akurat widzę... - Dziewczyna wbiła swój koci wzrok w wątłą sylwetkę Baekhyuna. - Choć już, Gain chciała się ciebie o coś zapytać.
– I po to służąca miałaby wysłać swoją panią? - zapytał z niedowierzaniem demon.
– Nie. Postanowiłam cię poszukać, bo byłam ciekawa co robisz. Nie sądziłam, że... tak dobrze się bawisz – skomentowała krótko. – Hej, chłopaczku! - zwróciła się w stronę Byuna. – Na twoim miejscu poszłabym za kolegą. Przebywanie tyle czasu z demonami przynosi nieszczęście – zaśmiała się. Baekhyun westchnął głęboko, starając się uspokoić. To wszystko czego właśnie był światkiem było dla niego nowością. Czyjeś życie znalazło się w jego rękach i chociaż wydawało mu się, że podjął dobrą decyzję i zatrzymał Chanyeola, to z jakiegoś powodu i tak go stracił. Czuł się tak, jakby ta pajęcza nić pociągnęła do piekła ich obu.


– Przegiąłeś dupku! – syknął Sehun zaciskając dłonie w pięści. Suho uśmiechnął się, jakby usłyszał najlepszy komplement. Jego twarz przypominała nieco swoim wyrazem twarz Jaejoonga, gdy ogłaszał kolejny sąd.
– Niby w czym? To ty zachowujesz się jak dzieciak. – Szatyn oparł się o parapet za nim.
– Najpierw piłowałeś Kyungsoo, teraz bierzesz się za mnie? Każesz mi wybierać? Sojusz, albo Luhan? Nie bądź śmieszny... to oczywiste, że zawsze wybiorę jego.
– Chyba źle mnie zrozumiałeś. Jaejoong to strateg. Będzie chciał pozbyć się nas jak najszybciej, gdy zaczniemy z nim otwarcie walczyć. Co najpierw zrobi? Użyje tego, czego najbardziej chcemy bronić. Luhan jest twoją słabością, więc się go pozbądź. – Ton głosu chłopaka nie wykazywał żadnych emocji. Dobrze wiedział, że to czysta kalkulacja, ale pomoże zachować przy życiu jak najwięcej osób. Dziwił się, że Oh nie potrafi go zrozumieć. – Chanyeol też jest zagrożony. Jaejoong już zaczął bawić się nim i Baekhyunem. Chcesz, żeby Luhan był następny?
– Gdybym mógł, to dałbym ci w twarz. – Sehun z trudem panował nad emocjami. – Ty się w ogóle słyszysz? - Szatyn zaczął wyraźnie gestykulować. – Dołączyłem do was myśląc tylko o nim. Nie zostawię go przez twoje „widzi mi się”, a już na pewno nie teraz!
– W ten sposób go ochronisz. – Suho bezsilnie opuścił ręce. – Dobra... Kyungsoo też ostrzegałem. Wszyscy macie gdzieś to co się z nami stanie. Interesują was tylko te wasze „miłości” - dokładnie zaakcentował ostatnie słowo. – Zapomniałeś już co to znaczy myśleć! Ostrzegam cię, że jeśli ty go nie uchronisz, to ja znajdę sposób, żeby go odsunąć.
– O! Wielkoduszny Suho się odezwał. Obrońca uciśnionych... Co to za pomysł? Możesz się ze mną nim podzielić? – zadrwił chłopak.
– Ciekawe, co Lu powie na to, co przed nim ukryłeś. Nie wydaje mi się, żeby był zadowolony. – Z twarzy Sehuna powoli zaczął znikać pewny siebie uśmieszek. Wiedział o czym Suho mówi. W końcu był jedyną osobą, która znała ten jego największy sekret. Gdy przyznał się do tego szatynowi, nie sądził, że kiedyś posłuży to jako pretekst do szantażu. – Nawet jeśli naprawdę cię kocha, to na pewno nie będzie chciał cię już po tym więcej oglądać. Chociaż... może on ma większe grzechy za skórą. W końcu ciągle udaje takiego niewinnego, a jest sprytniejszy niż chce, abyśmy myśleli.
– Zamknij się, bo już powiedziałeś za dużo – syknął.
– Tak? A jeśli ten twój aniołek kocha kogoś innego? Może tylko mu z tobą wygodnie? Niech pomyślę do kogo może się tak ślinić... do Krisa... nie. Do Kaia.– Na dźwięk tych słów Sehun szerzej otworzył oczy, wbijając pełne nienawiści spojrzenie w twarz przyjaciela. Normalnie już dawno doszłoby do rękoczynów, ale w tak trudnej sytuacji każdy kolejny atak, czy rozpoczęcie kłótni oznaczałoby oficjalne rozpoczęcie wojny. Nikt już nie potrzebował więcej problemów. Wystarczy, że każdego, bez wyjątku opuściła już nadzieja.
Sehun podszedł do drzwi pokoju, po czym zdenerwowany otworzył je na oścież.
– Wydaje mi się, że lepiej... – Zatrzymał się, spoglądając na stojącego w progu Luhana. Chłopak ze smutną miną, spoglądał raz na Sehuna, raz na Suho. Jego błyszczące oczy wydawały się jeszcze większe. – Podsłuchiwałeś, prawda? – zapytał lekko speszony chłopak. Przetarł ręką kark, spoglądając na blondyna z lekkim uśmiechem, nie wiedząc, jak ma zareagować.
– To ja może zostawię was samych – wyrzucił Suho po chwili niepokojącej ciszy. Podszedł do drzwi, przechodząc obok Sehuna z zadowoleniem wypisanym na twarzy. – Bawcie się dobrze – wyszeptał jeszcze, zanim przekroczył próg. Oh nawet na to nie zareagował. Wymieniał z Luhanem pełne wyrzutów spojrzenia. Jego chłopak wydawał się skołowany, słysząc ten kawałek rozmowy. Niewiele potrafił zrozumieć.  Nie chciał się domyślać o co tej dwójce musiało chodzić. Po prostu poczuł, że na wizerunku Sehuna, jaki ostatnio wyrył się w jego sercu powstała mała rysa.


Tao westchnął ciężko, nie mogąc już znieść tych kłótni, które było słychać aż w jego pokoju. Ostatnio wszystko się psuło. Tak jakby do wszystkich powoli zaczęło docierać, że to koniec. Wcześniej wszyscy próbowali jakoś utrzymywać ze sobą kontakt, rozmawiać na siłę i zbierać się w większych grupach, ale po odejściu ostatniej dwójki chyba wszystkie nadzieje runęły. Już nikt nie udawał. Tao nawet cieszył się z tego faktu. Z nikim nie utrzymywał większych kontaktów, oprócz jednej osoby – Krisa. Oczywiście zdarzało mu się zamienić kilka słów z Baekhyunem, który jako jedyny był dla niego naprawdę miły i wyrozumiały. Jeszcze czasem rozmawiał z Kaiem. Wydawało mu się, że ich charaktery są identyczne, ale właśnie to go zatrzymywało, gdy tylko zaczynali rozmowę.
– Czy ty kiedykolwiek stąd wychodzisz? – wyrzucił w końcu podirytowany Kris. Siedział przy swoim biurku, sprawdzając jakiś łaciński tekst, który udało mu się zabrać z biblioteczki, znajdującej się na piętrze zamieszkiwanym przez demony. W tym budynku nie było wiele takich przedmiotów, więc Wufan miał wielkie nadzieje, związane z tym tekstem. Chociaż łaciny nie znał prawie w ogóle. – Zgnijesz kiedyś w tym pokoju – dodał po chwili, jeszcze niższym tonem głosu. Tao obrócił się na łóżku, kładąc się na plecach. Odchylił lekko głowę, tak, żeby widzieć sylwetkę zdenerwowanego Krisa.
– Chciałbyś, żeby tak się stało? – wyrzucił z uśmiechem. Kris z rezygnacją odsunął od siebie książkę, podirytowany również faktem, że chociaż czytał ją w kółko, to nic nie potrafił z niej wyciągnąć.
– Z tobą się normalnie nie da wytrzymać – syknął w końcu. Obrócił się w stronę Tao, spoglądając na niego chłodno. – Powiedz mi od razu o co ci chodzi i będzie po kłopocie.
– Nie wydurniaj się, jak zwykle – warknął. – Udziela ci się klimat tego miejsca? Wszyscy ostatnio się tutaj kłócą. – Tao złożył usta w dzióbek. – W tym miejscu zaczyna się wszystko sypać – szepnął bardziej do siebie. – Nie martw się... nie będę ci zawracać głowy. Nic mnie już nie obchodzi, co ty sobie o mnie myślisz i co o mnie wiesz. Tylko kiedyś mnie przez to nie zabij – dodał ciszej. Wufan przyglądał mu się lekko oszołomiony. Zacisnął wargi, powstrzymując się od tego, co miał powiedzieć. Nie potrafił już wytrzymać. Gdyby to on był na miejscu Tao zrobiłby wszystko, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć. I chociaż zdawał sobie z tego sprawę, to nie potrafił mu tego wyznać.
– Nie miej mi tego za złe – wyszeptał. – Tak będzie lepiej.
– Tak, masz racje. Może... lepiej, żebym kogoś zabił? Może na sądzie dowiem się chociaż kim byłem? Co? To chyba moja ostatnia deska ratunku – zadrwił, wstając z miejsca. – Tylko zgłoś się na sędziego, bo ty na pewno coś na mnie znajdziesz.
– Przesadzasz. – Tao podszedł do drzwi, uśmiechając się do Krisa.
– Nie mów, że zależało by ci na tym, żeby mnie powstrzymać. Coś w końcu zrozumiałem z tych twoich sygnałów. Byłem złym człowiekiem, co nie? Więc może daj sobie z tym spokój. – Tao nacisnął klamkę, ale gdy tylko to zrobił usłyszał nerwowe kroki Wufana za sobą. Otworzył szerzej oczy, chcąc się obrócić, ale nie zdążył, bo silne ramiona chłopaka objęły go w pasie.
– Jesteś jedyną osobą dla której jeszcze chce tu być. Boje się zostać tu bez ciebie – wyszeptał ze smutkiem. Te słowa całkiem nie pasowały do takiej osoby, jak Kris. Silny i pewny siebie. – Wszystko ci powiem. – Ścisnął chłopaka mocniej. Tao chciał zobaczyć jego twarz. Chciał z niej przeczytać, czy chłopak mówi prawdę, czy za jego plecami na jego twarzy nie pojawia się pełen obłudy uśmieszek. Obrócił się z trudem, ale ramiona Krisa i tak trzymały go przy sobie. Blondyn uśmiechnął się, widząc zaskoczoną twarz chłopaka. – Wiesz, że teraz możemy liczyć tylko na siebie, prawda? Już skończyły się gadki o trzymaniu się razem – wyszeptał Wufan. Tao poczuł się, jakby coś nagle obudziło go z głębokiego snu. Pierwsze co przyszło mu do głowy po tych słowach, to że Kris szuka sobie po prostu sprzymierzeńca, po to mówi te wszystkie rzeczy. W końcu zawsze dobrze jest mieć przy sobie jakąś marionetkę, którą łatwo manipulować.
– To mów... kim niby byłem? - zapytał od razu, wymuszając na sobie miły ton. Tak naprawdę cały trząsł się i chciał wykrzyczeć chłopakowi przed nim wszystko o czym teraz myślał. Brunet położył ręce na torsie Krisa, odpychając go nieco od siebie. Chciał go jakoś odsunąć, by nie czuć tego niekontrolowanego bicia serca. Blondyn pochylił się lekko, stykając się z nim czołem. Zamknął oczy. W końcu wiedział, że to dobry pomysł, żeby o wszystkim powiedzieć Tao. Nie sądził, że dostanie do tego najlepszą okazję właśnie po śmierci, a czekał na to tak bardzo długo.
– Tao, my znaliśmy się od dzieciństwa wiesz? – wyszeptał cicho. – Zawsze mieliśmy ze sobą dobry kontakt, do czasu, aż ty... powiedziałeś mi, że mnie kochasz. Ja nie byłem na to gotowy. W ogóle nie myślałem o miłości, a już na pewno nie takiej. Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć. Kochałem cię, jak brata. Wtedy stwierdziłem, że najlepiej będzie cię odrzucić. – Tao przysłuchiwał się tej historii z zapartym tchem. – W tym samym czasie ja zacząłem chodzić do szkoły policyjnej. Minęło wiele lat od naszej ostatniej rozmowy. Wiedziałem jednak, że ułożyłeś sobie jakoś życie i zacząłeś umawiać się z jakimś facetem. Nie miałem z tobą w ogóle kontaktu. Całkowicie poświęciłem się temu, żeby w końcu awansować, więc nie widziałem twojej zmiany. Zacząłeś przyjaźnić się z paczką tego chłopaka. Banda pijaków, złodziei, zabójców i totalnych dupków, a on na czele! – warknął bardziej do siebie, gdy przed jego oczami stanął obraz twarzy mężczyzny, który przytulał Tao na jego oczach. Przypomniał sobie ten pewny siebie uśmieszek. – W końcu wciągnęli cię w to bagno. Napadaliście na domy, niekiedy były to dość brutalne ataki, gdy natrafialiście na ich właścicieli. Kilka dni po awansie przydzielono mi tą sprawę, a ja nawet nie miałem pojęcia, że będę musiał szukać ciebie. – Kris odsunął się lekko, spoglądając chłopakowi w oczy. – Pamiętasz to, jak zginął Lay, zanim trafił do Casso? – Tao niepewnie skinął głową. – Byliście w to zamieszani. To tamtego dnia was szukano. Pościg urwał się, gdy auto z porywaczami wypadło z drogi i zjechało z przepaści. Ja zginąłem tego samego dnia. Zostałem postrzelony przez twojego chłopaka. Śmieszne co nie? Ścigałem cię tak długo, a dopiero teraz mogę ci powiedzieć, tego, czego nie powiedziałem ci kiedyś, Tao. – Złapał jego dłoń. – Kocham cię, wiesz? Wtedy też tak było i dlatego nie żałuje, że mogłem umrzeć z tobą. – Brunet spoglądał raz na ich splecione dłonie, raz na twarz Krisa. Wydawało się, że mówi szczerze, ale coś ciągle budziło w nim resztki niepokoju. Tao uśmiechnął się, czując jak do jego oczu napływają łzy.
– Wiesz co... teraz ja nie jestem gotowy na miłość – zadrwił, odsuwając się od niego gwałtownie. – Nie żartuj sobie ze mnie, ale... jeśli masz jeszcze jakąś tego typu bajeczkę, to chętnie posłucham. – Tao otworzył drzwi, po czym wyszedł zamykając je za sobą z hukiem. Kris westchnął tylko z ironicznym uśmiechem. Nic się między nimi nie zmieniło. Tao jak zwykle był jego najtrudniejszym do pokonania przeciwnikiem. Rzeczywiście ta historia była pozbawiona kilku fragmentów, ale te karty Kris zamierzał potrzymać trochę dłużej. Niestety jego taktyka przygotowana dla swojego największego wroga lekko się zachwiała.


– Kolejny przyszedł, żeby prawić mi kazania? - wyrzucił Jaejoong nawet nie odwracając się w stronę chłopaka, który wszedł do pomieszczenia. Hongbin stał nieruchomo, przyglądając się demonowi. Był niesamowicie wściekły i ile by nie myślał, wiedział, że musiał z nim porozmawiać. To tak, jakby przyglądał się jak bliska mu osoba spada w przepaść, a jedyną rzeczą, która może go uratować był jego zdrowy rozsądek.
Jaejoong siedział jak zwykle na swoim ukochanym szezlongu, wlepiając wzrok w jeden punkt, znajdujący się w oddali. Zawsze zjawiał się tu, gdy miał dość wszystkiego i wszystkich. Brunet trzymał w dłoni kieliszek wypełniony jakimś czerwonym płynem. Hongbin podszedł do niego bliżej, stając naprzeciwko z ciągle chłodnym wyrazem twarzy.
– Niby co to jest? – wyrzucił szorstkim tonem, wyrywając z dłoni Jaejoonga naczynie. Kilka kropel obiło się o jego ścianki, po czym upadło na podłogę, zostawiając szkarłatne plamy. Demon podniósł powoli głowę, spoglądając na Hongbina pełnym złości wzrokiem. Z jego oczu niemal tryskały iskry. Dłoń, w której trzymał kieliszek ciągle pozostawała w tym samym położeniu. – Alkohol? Może od razu załatwię ci kilka panienek, niech dla ciebie zatańczą. – dodał z obrzydzeniem Lee.
– Może być... to w końcu takie ludzkie – zaśmiał się demon. – Albo nie... zawołaj Baekhyuna. – Jaejoong uśmiechnął się szeroko, wiedząc jak stojący przed nim brunet na to zareaguje. Przyglądał się jego twarzy, czując jak wypełnia go radość, gdy tylko Hongbin odwrócił wzrok, jakby ukrywając, że coś w nim drgnęło na dźwięk tych słów. Hero bardzo dobrze wiedział po co demon do niego przyszedł. Chciał z nim porozmawiać na temat tego co się stało na balkonie. W oczach Jaejoonga to była jedna scenka, która nie miała szczególnego znaczenia, ale Lee widział to wszystko zupełnie inaczej. Ta nagła reakcja jego przyjaciela na Chanyeola była dla niego pierwszym sygnałem, a teraz propozycja dla Baekhyuna była drugim. Gdy rozbrzmi trzeci sygnał, dla niego może być już za późno. – Co? Podobno chciałeś ze mną porozmawiać. Teraz nic nie mówisz? – wyrzucił lekceważąco brunet. Demon pochylił się nieco do przodu, sięgając ręką do kieliszka, który Hongbin w dalszym ciągu trzymał. Wziął go powoli, bez żadnego oporu ze strony stojącego przed nim chłopaka.
– Przecież nie możesz się upić... – przypomniał mu niskim tonem. Jaejoong spojrzał ze smutkiem na trzymany w dłoni trunek. Poruszył nim kilkakrotnie, widząc jak płyn rozlewa się po szklanych ściankach. Po kilku sekundach wpatrywania się w ten kanon czerwieni, rzucił gwałtownie kieliszkiem. Zacisnął zęby, przyglądając się jak szkło rozbija się w drobne kawałki, a alkohol rozlewa się po posadzce. Hongbin lekko oszołomiony otworzysz szerzej oczy, słysząc huk tłuczonego szkła. Spojrzał niepewnie na bruneta. Załamany chłopak przeczesał rękami ciemne włosy, wzdychając ciężko.
– Masz racje... Cholera... masz rację! Już nic nie mogę! Nie mogę się  jak każdy normalny nawet upić! Nie da się tak żyć, rozumiesz?! - syknął, podnosząc głowę. – Już nic mi nie sprawia takiej przyjemności. Z niczego nie mogę się cieszyć. Do tego ten gówniarz...
– Uważaj, bo...
– Bo co? Bo się zakocham? Chciałbym... upić się nawet nie mogę, a ty mówisz o kochaniu. Wszyscy jesteście równie bezmyślni. - Zakończył zdanie mówiąc bardziej szeptem. Jego głos był tak przeszywający, że każde jego słowo dobijało Hongbina podwójnie. Widział, w jak złym stanie jest jego przyjaciel. To się każdemu z nich zdarza. W końcu pojawia się ta tęsknota za tym, czego nie doświadczyli. W końcu zostając demonem nigdy nie dowiedział się, jak to jest umrzeć, zaczynał tęsknić za zwykłymi rzeczami, które dla ludzi są oczywiste. Wszystko było teraz inne. „Casso” miało być namiastką tej ludzkości i okazją do znalezienia jakiejś zabawki, ale gdy w końcu długo wyczekiwana dusza się pojawiła cały projekt był już niepotrzebny. Nie to jednak  zdołowało całkiem Jaejoonga, ale sam fakt, że widział to przerażające uczucie, które łączyło Chanyeola i Baekhyuna. Zaczynał im zazdrościć i coraz więcej myśleć.
  – To czemu tak bardzo chcesz go dla siebie? – wyszeptał cicho Hongbin, czując jak wypowiadane słowa ranią jego samego. – Chcesz, żeby był z tobą nawet, gdybyś miał zatrzymać go siłą. Powstrzymuje cię jednak to, że nie chcesz go ranić. Nie chcesz go ranić, bo go kochasz – podsumował, czując jak jego oczy zaczynają go piec, a głos słabł przy każdym wypowiadanym szczerze słowie. Wiedział o tym już od dawna, ale gdy wypowiadasz słowa, które ciąża ci to negatywne emocje wypływają z ciebie razem z nimi. To jak pokazywanie kart. Trzeba wiedzieć, kiedy wyciągnąć jedną z nich.
– Przestań mówić takie głupoty. – Demon machnął rękę. – To o czym ty myślisz... znaczy to, co czujesz do mnie to całkiem co innego. W końcu to ty mnie stworzyłeś, to oczywiste, że łączy nas jakaś więź, ale to... że ciągle przy mnie jesteś i tak bardzo mnie pragniesz, to już inna sprawa. – Brunet wstał, spoglądając Lee w twarz. Dzieląca ich odległość nie przekraczała kilku centymetrów. – Gdyby nie to, że już od dawna jestem od ciebie silniejszy zabrałbyś mnie siłą, prawda? - Przejechał wierzchem dłoni po jego policzku, wbijając subtelny wzrok w jego lekko rozchylone usta. – Tylko, że to nie miłość. To pieprzony substytut! Sam tęsknisz za życiem człowieka, więc wymyśliłeś sobie, że mnie kochasz! – Złapał gwałtownie jego podbródek, unosząc jego głowę lekko do góry. Chciał mu spojrzeć w oczy, a Hongbin celowo tego unikał. Wszystkie te słowa całkowicie pozbawiły go chęci do czegokolwiek. Jakby, uciekła z niego świadomość byle by tego wszystkiego nie słyszeć. Pustym wzrokiem patrzył na osobę, którą tak kochał i właśnie ona teraz tłumaczyła mu, że nic szczególnego ich nie łączy. Kiedyś sam się tak okłamywał, ale to nie trwało długo.
– Kłamiesz Jae... – wyszeptał słabym głosem. – Sam najlepiej wiesz, co myślisz o tym dzieciaku. Popatrz, jak cię zrujnował i to czym... zapłakaną buźką. To cię zniszczy...
– Bo ty coś o tym wiesz. – Odsunął gwałtownie rękę, spoglądając na niego spod ciemnej czupryny.
– Wiem wystarczająco. W końcu ja... przez ciebie już... – Opuścił ręce, nie wiedząc jak dokończyć to zdanie. Było tak wiele słów, które pasowały w to miejsce, ale każde z nich było za proste i za mało znaczące. – Wiem, jak to jest, gdy chcesz mieć tego kogoś przy sobie, ale miłość tak działa, że jeśli nie jest obustronna, to w końcu ta obecność tej osoby cię wyniszczy.
– Ładnie powiedziane... tylko szkoda, że bez sensu – syknął. – Skoro to dla ciebie takie proste i oczywiste, to czemu przy mnie jesteś, co? - Hongbin uśmiechnął się łagodnie, chociaż jego oczy ciągle były smutne.
– Normalnie każdy nazwałby to miłością, ale ty w nią nie wierzysz, co nie?


Kris westchnął głęboko, słysząc jak drzwi do jego pokoju się otwierają. Nie widział Tao już od kilku godzin, a ciężko było zgubić kogoś w takim miejscu. Wiedział, że po tej ciężkiej rozmowie chłopak na pewno chciał odreagować. W jego głowie pewnie toczyła się teraz wojna i próbował na siłę przypomnieć sobie, czy Wufan mówił prawdę.
Blondyn zacisnął mocniej powieki, starając się udawać, że zasnął. Nie miał ochoty na dalsze rozmowy i pytania. Resztę szczegółów i drugie dno tej historii Kris jak na razie planował zostawić dla siebie. Wsłuchiwał się w spokojne, powolne kroki swojego przyjaciela. Doskonale wiedział, kiedy ten stanął naprzeciwko niego, przyglądając się. Najwidoczniej myślał, że śpi. Kris wcale nie zamierzał wyprowadzać go z tego błędu. Z pomocą słuchu i swojej wyobraźni starał się zobaczyć jego sylwetkę i wszystko co aktualnie robił. Słyszał jak ciche kroki chłopaka kierują się w jego stronę. Następnie materac obok niego ugiął się, gdy Tao usiadł przy śpiącym Wufanie. Brunet pochylił się nad nim, po czym drżącymi rękami przyłożył nóż do jego szyi. Kris od razu otworzył oczy, po czym z szerokim uśmiechem spojrzał na Tao. Chłopak ciągle trzymał nóż przy jego gardle, oddychając ciężko. Chociaż jego ręce się trzęsły, wiedział, że musi być zdecydowany.
– No dalej... zabij mnie Tao – wyszeptał cicho bezsilny Kris, leżąc bez ruchu. – Cieszę się, że to ja mogę być twoją ofiarą. – Huang mrugnął kilkakrotnie, nie wiedząc jak na to zareagować. Przycisnął nóż bardziej, czując jak jego mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Ręce ciągle się trzęsły, ale i tak czubek broni celował w najważniejszą tętnice blondyna. „Wystarczyło jedno cięcie, a niczyje słowa już nie będą tak boleć.” - Powtarzał Tao w myślach.


5 komentarzy:

  1. cieszę się z nowego rozdziału c:! ♥
    bosze tak mi żal baekhyunaaa q_q i kurcze uratował chanyeola, ale tu jakieś już złe relacje bd pewnie Q_Q
    jae ty chamie kurde *wgl zabije cie za ot że z ultimate robisz mi takiego złego człowieka/demona XDD*
    bosze suho weź wyjdź i zostaw all w spokoju UMRZYJ @_@ ciekawi mnie, co on wie a czego sehun nie chce zdradzić reszty światu o,o i niby luhan ma się od niego wtedy odsunąć lol
    bosze te taorisy i wgl historyjka krisa taka ckliwa a tu tao zero reakcji ja jebie XD
    I TA KOŃCÓWKA O_O co to jest wtf aż się wyprostowałam jak to czytałam TAO ZABIJE KRISA LOL? jakoś za bardzo oczywiste to jest nie wierze w to tu musi być jakiś troll w tym tak samo jak jae trolluje ciągle bekona że niby chce go ale czeka jednak aż sam do niego przyjdzie te taorisy też jakiś troll musi być bo to by było za prostolinijne wtedy !!!
    czekam na następną sobotę na kolejny rozdział C:
    wgl zajrzałam w spis rozdziałów aby obczaić co było w poprzednim i patrzę, że już masz tytuły aż do 19 rozdziału WOW cieszę się bardzo, że to bd aż tak się ciągnąć jak nie dłużej :D bd dalej wiernym czytelnikiem i all komentować ♥
    pozdrawiam i weeenyyyyyy c: *btw pozwolę sobie zareklamować bloga koleżanki proszę? http://your-peter-pan.blogspot.com/ *
    do następnego rozdziału usłyszenia napisania skomentowania C: ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. ZNOWU ZAKOŃCZYŁAŚ ROZDZIAŁ W TAKIM MOMENCIE
    JEZU
    .
    .
    .
    *ogarnia się*
    Ogólnie to opowiadanie czyta się trochę ciężko, bo bohaterowie są...tak jakby...nijacy. Myślę, że ich charaktery i osobowości czytelnicy powinni poznawać przez rozmowy i czyny, a dialogi były dotychczas dość schematyczne i odrobinę nudne. Teraz się to zmienia, postacie nabierają kolorytu i charakteru. I żeby nie było, że jestem na nie, fabuła jest na tyle interesująca, żebym z chęcią czytała kolejne rozdziały ^^ dlatego też tak bardzo wśród tych wszystkich dość sztywnych rozmów i zachowań urzekła mnie relacja Jae i Baeka. Strasznie jestem ciekawa, co z tego wyniknie, tak jak i z całego Casso. Mam nadzieję, że chłopaki zaczną nadrabiać trochę naturalniejszym zachowaniem, bo jak na razie pod tym względem pozostaję fanką Jaejoonga, a jest on tu wielkim skurwielem xd coś ze mną nie tak xd
    Także tego - trzymam kciukaski, żeby chłopaczki zaczęli się zachowywać trochę bardziej po ludzku, i za fabułę, żeby zaskakiwała mnie tak bardzo jak dotychczas. Hwaiting! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienawidzę faktu, że napisałam tak długi komentarz, a mój telefon coś rypnął i się usunął. Hejt na urządzenia mobilne. T^T
    Rozdział świetny! Najbardziej przyciągnęła mnie akcja z Jaejoongiem i Baekhyunem. Jaejoong mnie coraz bardziej zastanawia. Tu niby taka zła postać, a tu proszę, zauroczony Baekhyunem. Szczerze mówiąc, chciałabym, żeby Baekhyun się poświęcił dla reszty, która będzie próbowała go odbić, albo to on połączy całą pozostałą siódemkę. Żal mi Chanyeola, jego uczucia do Baeka są tak jasne, ale niemożliwe przez JJ... A Suho! Kto chce obić mordkę Suhemu? Przyda mu się. Wiem, że on chce dobrze, ale powoduje sprzeczki. Motyw Hunhan coraz bardziej mnie zaskakuje. Chcę wiedzieć, co się wydarzyło!
    A co do Taoris - genialne! Jednak mam nadzieję, że Tao nie zabije Krisa. Myślę, że zrezygnuje z tego, zawrą sojusz, bądź chociaż będą się ochraniać. Nie sądzę, by Tao był zdolny do zabicia Krisa. Chociaż kto wie, udowodniłaś już nie raz, że umiesz zaskakiwać!
    Mam nadzieję, że wena cię poniesie!
    Czekam z niecierpliwością na następne rozdziały!
    ~Evi

    OdpowiedzUsuń
  4. jezu izzy, czuję, że dzięki tobie powoli wracam do świata fanfików, zachciało mi się nagle pisać i czytać, boże, dziękuję ci za to (●´ω`●) a co do rozdziału to dhfhhfjdbdjbdjdbdjdbdh wspaniały i w ogóle junma, mój bias numer jeden, taki władczy, boże, moje feelsy ㅠ.ㅠ jaejoong zadziwia mnie coraz bardziej, nie spodziewałam się, że spodoba mu się baek, ale nah, nie mogę się doczekać, aż przeczytam kolejne rozdziały! i ten taoris na końcu, tao nie zabijaj krisa ㅠ.ㅠ

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie, coraz lepiej idzie, nawet z samym stylem. Choć jak zawsze uwagi mam, ale by przedstawić Ci je dokładnie musiałabym chyba przeczytać tekst jeszcze raz i po każdym znalezieniu wrócić do tworzenia komentarza, a na to... jestem zbyt leniwa ~
    Wiedziałam, że Sehun coś ukrywa, to było do przewidzenia. Swoje podejrzenia zostawię wyłącznie dla siebie, zobaczymy, czy czymś mnie zaskoczysz w kolejnych rozdziałach. Bo chyba to najbardziej mnie ciekawi, zaś historia Tao i Krisa...W sumie charaktery tych dwojga wydają mi się... płaskie? Nie ma w nich nic ciekawego, a nawet jeśli byli bardziej specyficznymi ludzmi za życia, w casso są tacy jacy są.
    Ostatnie zdanie mnie nieco rozbawiło "wystarczy jedno cięcie aby....", kojarzy mi się to z takimi emo gadkami osób, które się tną, dlatego też nieco sama końcówka zepsuła dla mnie atmosferę.

    OdpowiedzUsuń