sobota, 28 czerwca 2014

JEDENAŚCIE zagubionych części

Hej! Nareszcie wakacje – chyba z niczego się tak nie cieszyłam, do tego mój humor poprawił się po przeczytaniu waszych komentarzy pod poprzednią notką. To naprawdę miłe, bo nie myślałam, że aż tak ucieszycie się z nowych ff. Zaskoczyło mnie to, ale takie niespodzianki są najlepsze (nie chcecie widzieć mojej miny, jak je czytałam *__*). Muszę jednak przyznać, że nie mam ciągle pojęcia które z opowiadań bardziej będzie wam się podobać – skłaniam się nieco w stronę mpreg, bo w końcu to będzie coś czego nigdy nie pisałam (nie jestem dobra w komediach więc jakieś wyzwanie jest) do tego mniej jest rozdziałów i szybko nie stracę zainteresowania tym opowiadaniem, tak jak to było z Casso. A właśnie! Muszę też podziękować osobom, które pisały czego brakuje i co jest złe w tym właśnie ff. Wzięłam sobie wasze rady do serca i poprawię w fabule tyle ile mogę. Na razie chyba nie ma takiego efektu, ale wszystko stopniowo będzie mniej „ciężkie” i „nudne”. Zawsze jeśli macie jakieś zastrzeżenia, to możecie to napisać od razu – będę o jeden krok bliżej do lepszego stylu pisania. XD 
No i tak przy okazji – MIŁYCH WAKACJI! 
Zapraszam też tych, którzy jeszcze nie odwiedzili bloga Dobi >>, pod koniec następnego tygodnia pojawi się tam oneshot (nie będę spojlerować, ale nie mogę się doczekać xD) 




           Brunetka jak co dzień postawiła przed twarzą Seungyeon filiżankę kawy. Dziewczyna pochyliła się nieco do przodu, wdychając ten aromatyczny, głęboki zapach. Chociaż nigdy nie wypiła żadnego z przygotowanych przez Gain napojów, to właśnie tak zaczynał się każdy jej dzień. Czerwonowłosej wystarczył jedynie sam aromat, dlatego nie musiała ich nawet próbować, żeby wiedzieć nie tylko jakiej jest jakości, ale i czuć jej smak. Powodem tego uczucia był zapach, który był tak intensywny, że niemal pozbawiał zmysłów. Od razu uspokajał Seungyeon. Przyjemność sprawiał jej przede wszystkim fakt, że czuła się przez chwilę jak zwykły człowiek, nie tylko dlatego, że kawa była etykietą większości poranków u każdego człowieka, ale też dlatego, że miała dobre skojarzenia z tym napojem. Kawa dotyczyła jedynego wspomnienia jakie udało się jej zachować, ten obraz odtwarzał się w jej umyśle gdy tylko poczuła tą charakterystyczną​ woń. Kawa dotyczyła jedynego wspomnienia jakie udało się jej zachować. Ta zwykła woń, towarzysząca większości ludzi zaraz po przebudzeniu, od razu wywoływała u niej pewien obraz. Przed jej oczami stawał jasny stół, na którym leżał cały ekwipunek przygotowany do rodzinnego śniadania. Szklanki po soku, miseczki z rozmoczonymi płatkami, czy też nóż ubrudzony masłem, który ktoś położył na brzegu pustego talerzyka. Drugi plan też nie był specjalnym zaskoczeniem, można było zobaczyć tam głównie wyjście na balkon, gdzie za szklanymi drzwiami kołysały się zielone gałęzie drzew. Dziewczyna żałowała czasem, że znała ten widok tylko z oddali, jeszcze przez rozmazane wspomnienie. Była pewna, że zobaczyłaby kilka drzew otaczających dom, a na jednym z nich, tym największym wisiałaby drewniana huśtawka, a jeśli nie, to na pewno niedaleko można byłoby zobaczyć piaskownice, która nieodwiedzana zarastałaby już trawą. Możliwe, że był tam też ogród o który dbała jej matka, przyglądając się każdej z roślin jak dziecku. Matka? Seungyeon wiele razy zastanawiała się czy miała kogoś takiego. Wiele myśli chodziło jej wtedy po głowie, ale i tak najpiękniejszą częścią wspomnienia jest ten łagodny, męski głos, który odzywa się właśnie w tym momencie: "Już się nie gniewasz, księżniczko?" Gdy tylko czerwonowłosa odtwarzała to zdanie w głowie, natychmiast czuła się lepiej. Dziwnego pochodzenia ciepło wypełniało ją, ale z drugiej strony czuła silną tęsknotę. Powiedziałaby, że ten głos należał do jej ojca, ale tego także nie była pewna. Miała mętlik w głowie, gdy zbierało się jej na raz tak wiele niewiadomych dotyczących jej życia. Nie zamierzała szukać na nie odpowiedzi, bo to mogło doprowadzić do szaleństwa. Gdy opuszczasz pewne miejsce i rozdział, to tylko słabi do niego wracają. Nie da się otworzyć kolejnych drzwi, jeśli stoi się w progu innych. Chociaż to gdybanie, kim było się kiedyś przywołuje cholerną ciekawość, która niczym nie zaspokojona przysparza tylko więcej bólu, to nie tylko ona musiała się z tym zmierzyć. Każdy człowiek po śmierci zamykał pewien rozdział. Jego dusza podczas tajemniczego procesu "sądu ostatecznego" traciła wszystkie wspomnienia, a później albo wracała na ziemię, albo została poddana karze. Nie było czyśćca. Po prostu jakość życia, zasługi i uczynki oceniane podczas sądu dają lepszy, lub gorszy start na ziemi. Jedynie gdy dusza utraciła swoje człowieczeństwo, a jej charakter i uczynki przypominały dzieła demona, wtedy te słabe trafiały do piekła, a te silniejsze stawały się złem w czystej postaci - jak Seungyeon. Nie przeszkadzała jej ta świadomość, że musiała być potworem na ziemi, aby stać się nim teraz. Gdyby miała wybór również by tu trafiła.
           - Będę do czegoś jeszcze potrzebna? - zapytała Gain uprzejmie, wybudzając zamyśloną dziewczynę z transu. Czerwonowłosa podniosła głowę, spoglądając na swoją służąca z zaskoczeniem. Całkowicie zapomniała o jej obecności.
            - Właściwie mam coś jeszcze... - wyrzuciła po chwili zastanowienia. - Masz już jakieś informacje odnośnie tego dzieciaka, którym interesuje się Jae? - Gain zmrużyła oczy.
            - Tak. To nie było trudne. Wszystko jest tak, jak Pani podejrzewała. To na pewno "diament" którego Jaejoong poszukuje. - Czerwonowłosa uśmiechnęła się przebiegle. Podparła głowę ręką, wbijając wzrok w stojącą przed nią filiżankę. Nie było to dla niej specjalnym zaskoczeniem. Już od dawna zauważyła, że każdy kto jest w jej otoczeniu jest jak pusty, działający schematycznie pionek. Proste zestawienia płytkich motywów, uczuć, charakterów zawsze dawały proste wyniki.
              - A czy... wszystko idzie tak jak przewidziałam? - Seungyeon przejechała palcem po krawędzi naczynia, skupiając wzrok na ciemnej cieczy.
              - Tak - odpowiedziała Gain bez emocji.
              - To dobrze. Jednego kłopotu mniej - syknęła Seungyeon bardziej do siebie, uśmiechając się z ulgą.

          Zdenerwowany Chanyeol trzasnął za sobą drzwiami. Z kamiennym wyrazem twarzy spojrzał na niemal pustą sale, w której właśnie w momencie jego wejścia zapanowała istna cisza. W kącie sali siedział podparty o ścianę Sehun, który wyglądał jak chodzący trup. Jego oczy nie dość, że były jakby całkowicie bez życia, to jeszcze wydawały się nieco podkrążone. Skulony szatyn ciągle mrużył oczy, najwidoczniej bał się, że zaraz zaśnie. Obok niego, przy oknie stał wściekły Suho. Jego palce były zaciśnięte na krawędzi parapetu. Chan chyba przerwał im jakąś wyjątkowo ciężką rozmowę, bo nagle odwrócili się od siebie, z niechętnym wyrazem twarzy spoglądając na bruneta.
          - Dobrze, że jesteś - powiedział Suho, podchodząc do Chanyeola. Uśmiechnął się sztucznie, co można było niemal natychmiast wyłapać. Nie był dobrym aktorem.
          - Lepiej późno, niż wcale – dodał Sehun, z irytującym wyrazem twarzy. Brunet nawet nie zareagował na jego złośliwy ton. Podejrzewał, że każdy z nich właśnie przechodzi nie najlepsze chwilę i dolewanie oliwy do ognia może skończyć się niepotrzebnymi pretensjami. Lepiej było zatrzymać na sali ćwiczeń przyjazną, lub przynajmniej neutralną atmosferę, szczególnie, że każdy chciał teraz odpocząć od kłopotów i nie myśleć o tym, co nie daje im spokoju.
          - Skoro tak późno przyszedłem, to może nie marnujmy więcej czasu? - Obrócił się spoglądając z uśmiechem na  Suho. - To co? Ćwiczymy? Woda kontra ogień? - zapytał  z pełnym entuzjazmu uśmiechem. Przybył na dzisiejszy trening z pewnym planem. Chciał nareszcie zrobić coś, co nie było dla niego osiągalne odkąd otrzymał swoją moc. Początkowo i tak nie używał jej często, ale wreszcie udało mu się jakoś ją oswoić. Kiedy już używanie jej nie wydawało mu się dziwne, już nic nie mogło go powstrzymać. W życiu człowieka jest pewien moment, kiedy połączenie ciężkiej pracy i silnej woli, dają tą nadzieje. Nawet nie nadzieje. Można powiedzieć, iż jest to „pewność”, że już nigdy nie zaświadczy się porażki. Ta ekscytacja wypełnia całe ciało i to właśnie jest jeden z najlepszych narkotyków, który smakuje dopiero po przegranej.
          - Żebyś się nie zdziwił jeśli cię zgaszę. - Szatyn podszedł bliżej, niechętnie stając przed Chanyeolem. Nie było po nim widać specjalnej  motywacji. Nawet Sehun obojętnie przyglądał się tej małej konfrontacji, nie zmieniając swojego miejsca. Wyglądał na zmuszonego do zostania na ćwiczeniach, lecz z drugiej strony Sehun był tak zmęczony, że nawet nie próbował wyjść. Po kłótni z Luhanem miał dość wszystkiego. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że ciągle myślał tylko o nim. Zaczęło się od tego, że zadręczał się tym jak go potraktował. Później jakoś usprawiedliwiał się, tłumacząc sobie, że to nie jest tylko jego wina. Luhan też był winny. Prowokował go do tego wszystkiego. Nawet gdy chciał z nim porozmawiać i przeprosić go za rozpoczęcie kłótni, to zobaczył go z Kaiem. I właśnie wtedy w jego myśli wkradał się Jongin. Oh uważał go za największego wroga, za zagrożenie którego nie mógł się pozbyć. Jego wściekłość osiągała stan krytyczny, gdy docierało do niego, że mógł być sam na sam z jego Luhanem. Gdy już sobie to uświadamiał, umysł nie mógł przestać wytwarzać obrazów tej dwójki, które były dla niego jak koszmar. To nie był pierwszy raz, gdy stawał z Kaiem w przeciwnych narożnikach, a nagroda była ta sama - miłość Luhana. Chociaż problemy Sehuna były dla niego czymś całkiem nie do przetrawienia, to Chanyeol miał więcej kłopotów niż on. Zbliżała się w końcu godzina, którą Jaejoong wyznaczył na „ostateczne rozstrzygnięcie spraw między nimi”. Park miał już w głowie jedyne rozwiązanie, ale to wyjście wymagało od niego czegoś więcej, niż tylko dobrego pomysłu.
          Chanyeol zacisnął dłoń przed sobą, wzdychając głośno. Znowu poczuł, to cholernie dziwne uczucie, w jakim zakochał się już pierwszego dnia. Gdy zamykał oczy, widział jasne smugi przypominające te, gdy przecieramy powieki. Z definicji były to fosfeny, jednak widziane przez Parka wzory nieco się różniły. Wyglądały jak iskierki, unoszące się nad ogniem, albo jak tafla płonącej czerwieni, która drgała od delikatnych uderzeń wiatru. Park niezbyt przejmował się ich wyglądem. Skupiony na celu, całkowicie wyczyścił swój umysł z niepotrzebnych myśli. Jego dusza na chwilę ustąpiła miejsca żywiołowi, który chciał przejąć nad nim kontrole. Pytał tylko o pozwolenie. Ta moc od zawsze była w nim, idealnie kompatybilna z jego uczuciami, wspomnieniami i charakterem. Wypełniające go ciepło, które wyłoniło się z czeluści jego poplątanych myśli, docierało do każdej części ciała. Oddychał coraz głębiej, ale tlen uciekał z jego płuc w niesamowicie szybkim tempie, do tego ciągle drżał, gdy gwałtowna fala ciepła przebiegała przez niego, a organizm walczył z tym uczuciem jak z upałem. Chłód mieszał się z gorącem, aż to drugie przejmowało inicjatywę. To było jedno z najdziwniejszych uczuć, jakie towarzyszyło chłopakowi, ale nie mógł się przeciwstawiać. Temperatura jego ciała przekraczała już jakąkolwiek skalę, a jego mięśnie osłabły, piekąc niemiłosiernie. Nie myślał już o niczym szczególnym, ponieważ był całkiem otumaniony jak przy gorączce. Jego skóra zaczęła go mrowić, co było irytującym uczuciem, jakby coś pod nią chciało się wydostać. W końcu odgradzała gorące ciało Parka, od chłodnej temperatury w pomieszczeniu. Ogień w nim został już całkowicie obudzony. Brunet otworzył oczy, nieprzytomnie spoglądając przed siebie. Obraz przed jego oczami nieco się rozmywał, przypominając rozchodzące się na horyzoncie smugi, które unoszą się nad nagrzanym w lecie asfaltem. Park miał takie dziwne przeczucie, że widziane przez niego obrazy topiły się na jego oczach, a to ciepło pochodziło właśnie od niego, nawet jeśli był jego źródłem, nie wiedział co dokładnie się wokół niego dzieje. Chanyeol ciągle nieprzytomnym wzrokiem przyjrzał się swojej dłoni. Otworzył ją delikatnie przesuwając palce po nagrzanej skórze, pomiędzy jego palcami zaczęły wzrastać płomienie. Nie czuł ich dotyku, ani ciepła, żadna różnica temperatury nie wystąpiła. Sam Chanyeol przyglądał się tej mocy tak zachłannie, jakby pierwszy raz przejmował nad nią kontrolę. Chciał zobaczyć jej więcej, pragnął, aby ten piękny, żywy kolor go otaczał. Ta determinacja spowodowała, że początkowo niewielkie jasnożółte języki pojawiały się i znikały, aż w końcu cała dłoń Parka pokryła się ognistymi wstęgami. Brunet bez emocji spojrzał na ogień, bo w końcu nie pierwszy raz czuł ten przepływ energii, przekształcający się w obraz. Wystarczyło, że wyobrażał go sobie. Myślał tylko o pełnym mocy, ciemnym płomieniu, który wszystko trawi. O ognisku jakie w sobie nosił. Im większą złość czuł, tym większa moc była w jego zasięgu, a on pozwalał się jej po prostu uwolnić.
           - Gotowy? - zapytał Chanyeol, potrząsając dłonią, a gdy tylko wykonał ten gest poszarpane przez wiatr płomienie zniknęły, jakby nigdy ich nie było.
           - Czekam tylko na ciebie. - Suho uśmiechnął się sztucznie. Niewzruszony walką stał w bezruchu z założonymi na piersi rękami. - Sehun! Kogo obstawiasz? - zapytał złośliwie, posyłając kolejny, pewny siebie uśmieszek swojemu przeciwnikowi. Szatyn burknął coś pod nosem, niechętnie reagując na pytanie Suho. W ostateczności podniósł głowę, spoglądając raz na Chanyeola, raz na lidera sojuszu. Mrużąc zabawnie oczy, wyglądał jak zaspany kotek.
           - Ogień nigdy nie wygra z wodą – rzucił bez namysłu, po czym ponownie ukrył twarz w ramionach, które obejmowały podciągnięte do siebie nogi. Suho obrócił się w stronę Parka z uśmiechem zwycięzcy.
           - Sehun, skopie ci dupę, jak tylko skończę z Suho - odburknął zdeterminowany Chanyeol. Nie miał nastroju do żartów, ale był przyzwyczajony do tego typu przekomarzań z młodszym kolegą. Te rozmowy i ich relacje, które dla niektórych wydawałaby się dziwactwem, dla nich była normalnością, a kilka kąśliwych uwag było w ich słowniku okazywaniem sympatii. Właśnie dlatego Sehun tylko zaśmiał się dźwięcznie, nie przyjmując do siebie błahej groźby Chanyeola.
           - No to... zaczynaj - wyrzucił po chwili Suho. Wyglądał już na nieco zniecierpliwionego. Było po nim widać jak bardzo lekceważy swojego przeciwnika. Znudzona mina, luźna postawa, beznamiętne spojrzenie - to denerwowało Parka jeszcze bardziej. Nie mógł dać się ponieść całkowicie, nawet jeśli był tak prowokowany. Poprawił sygnet na palcu, uśmiechając się w duchu, chociaż był spokojny można było już wyczuć znaczny wzrost temperatury w pomieszczeniu. Skupiony wzrok Chana nie odrywał się od Suho, a jego zwierzęcy wzrok niemal przecinał jego sylwetkę na wylot. Brunet pewnym krokiem ruszył w stronę przeciwnika. Tam gdzie tylko postawił stopę, pozostawał ognisty ślad. Niewielkie płomienie tworzyły małe skupiska, a nad ich postrzępionymi językami błyszczały złote iskierki, które same w sobie wypalały się, gdy Chanyeol ruszył dalej. Suho uśmiechnął się złośliwie, zastanawiając się co jego przeciwnik może mieć w zanadrzu. Wyraz twarzy Parka nie sugerował, aby to był jakiś zwykły pojedynek. Miał na pewno jakieś ukryte zamiary, albo powody, aby być aż tak poważnym. To u niego nie było często widziane.
           Chanyeol podniósł dłoń, a wraz z tym gestem między nim, a Suho wyrosła ściana ognia. Ryczące płomienie sięgały coraz wyżej, jak wygłodniałe zwierzęta. Park zbliżył się do nich, dostrzegając za szkarłatnymi falami sylwetkę przeciwnika. Suho nie wykonał żadnego ruchu, spokojnie czekając na bezpośredni atak Chana.
           Park podniósł dłoń na wysokość swojej twarzy. Nad jego skórą powoli unosiły się niewielkie płomyczki, łączące się w kule ognia. Jej szarpane końce sięgały jeszcze wyżej, gasnąc gdzieś w powietrzu. Wszelkie odcienie czerwieni i żółci mieszały się między sobą. Ta paleta ciepłych kolorów przelewała się, jak wymieszane na wodzie farby. Ogień był pięknym żywiołem w oczach Chanyeola. Potęga, niszczycielska moc, ale i dobrodziejstwo płynące z tego "daru Bogów", sprawiały, że albo był on kochany, albo nienawidzony - całkiem jak Chanyeol. Oboje przywoływali dwa skrajne uczucia, pewnie był to powód, przez który tak dobrze rozumiał ten nieokiełznany żywioł. Park cisnął kulą ognia, która nie tracąc swojego kształtu przebiła się przez odgradzające jego i Suho płomienie. Uderzenie rozcięło je jak materiał, a wywołany ruchem wiatr zmienił nieco ich kształt. Czerwona kula kierowała swój lot w stronę twarzy Suho i pewnie tam by trafiła, gdyby chłopak nie odsunął się w ostatniej sekundzie, aktywując swoją moc. Jego dłoń pociągła za sobą słup wody, który kształtował się bez ustanku, ciągle zmieniając swoje położenie. Kilka kropli unoszących się obok, łączyło się w większe skupisko wody, jak deszcz uderzający o szybę. Ognista kula trafiła prosto w tą formowaną przez Suho ciecz. W tym starciu pocisk skończył jako nić unoszącej się pary, wydając ostatni charakterystyczny dźwięk. Suho opuścił dłoń, a wraz z tym kryształowa woda straciła swój ówczesny kształt. Pociągnęła ją za sobą grawitacja , przez co jej podobna do szkła konstrukcja rozbiła się na części pierwsze.
           - Widzisz? Tak będzie za każdym razem - zadrwił szatyn. - To całkiem bezcelowe i... - W tej właśnie sekundzie zrozumiał, że Chanyeol wykorzystał ten moment tylko po to, aby zaatakować.
 Jego sylwetka wyłoniła się z ognia, nie robiąc sobie nic z jego obecności. Jednym szybkim ruchem podniósł dłoń, którą otaczały szkarłatne płomienie. Przerażony Suho automatycznie zasłonił się zwierciadłem wody, która swoją niestabilną strukturą zasłoniła go niemal całkowicie. Gdy otoczona płomieniami dłoń Chanyeola przebiła się przez wodę, płomienie zniknęły, ale zaciśnięta pięść bruneta i tak dotknęła twarzy przeciwnika. Uderzenie spowodowało, że Suho stracił równowagę, upadając w końcu do tyłu. Starał się obronić przed ciosem, zasłaniając się później rękami, ale to tylko spowodowało, że stracił kontrole nad wodą, przez co broniąca go przed ogniem ciecz upadła, składając się niemal jak materiał. Z charakterystycznym pluskiem uderzyła o ziemię, ale głównie trafiła w siedzącego na podłodze Suho. Chłopak otworzył usta, zaskoczony tym auto-atakiem. Jego włosy całkiem oklapły, miejscami przyklejając się nawet do policzków, ubrania również były w większości mokre. W istnej ciszy nagle rozbrzmiał psychopatyczny śmiech Sehuna, który nawet nie przyglądał się całej walce, ale i tak musiał skomentować tą scenę. Znudzony podniósł jedynie na chwilę wzrok, akurat w kulminacyjnym momencie. Suho z głupią miną zacisnął usta w wąską linię. Chan podał mu dłoń i pomógł wstać.
           - Wiem o czym myślisz - wyrzucił ponuro szatyn, kładąc mokrą dłoń na ramieniu Chanyeola. - Walka z takim amatorem jak ja na pewno nie oznacza, że wygrasz z Jaejoongiem. - Chanyeol spoważniał, odwracając wzrok. Nagle jego radość ze zwycięstwa zmalała, chociaż doskonale o tym wiedział, to właśnie udało mu się zdobyć jedno rzekomo niemożliwe zwycięstwo, więc czemu miałoby mu się i przy kolejnej walce nie udać. Strategia była prosta - wystarczyło myśleć o Baekhyunie. To rozjaśniało jego umysł. Całkiem jak światło, którego nie dawał mu nawet żyjący w nim ogień.



           - Dobrze, że nie zostałeś u niego na noc - zadrwił Sehun, wpatrując się w stojącego przy drzwiach Luhana. Chłopak nic nie odpowiedział, ale odwdzięczył się tym samym, spoglądając na niego wymownie. Ostatnio między nim, a Sehunem było coraz gorzej. Wszelkie wspólne chwile kończyły się jedynie wzajemnymi pretensjami. Powodem tych kłótni były tajemnice, brak zaufania, ale i zazdrość Sehuna. Lu nie potrafił tego zrozumieć. Gdy tylko z kimkolwiek rozmawiał, a szczególnie z Kaiem, to Oh stawał się inną osobą. Owszem blondyn ciągle miał mieszane uczucia co do Sehuna, ale ufał mu. Teraz, gdy nawet tego już nie czuł, to wydawało mu się, że między nimi nigdy nie będzie tak, jak kiedyś. Najgorsze było, że Lu nie miał żadnych wspomnień związanych z tymi pięknymi momentami między nim, a Sehunem. Słyszał jedynie jego opowieści. Z tego powodu też cierpiał, bo w końcu możliwe, że to dlatego Oh mu tak nie ufał. Jego zazdrość i tak dla Luhana była czymś, czego nie mógł usprawiedliwiać. Ten brak zaufania był dla niego obelgą, dlatego nie zamierzał zamykać się przed wszystkimi, aby uspokoić jego wybujałą fantazję. Bywał u Kaia dość często, bo tylko przy nim był w stanie się jakoś uspokoić.
           Zawsze po kłótni z Sehunem nie potrafił znaleźć sobie miejsca, ale kilka sekund spędzonych na luźnej, nic nie znaczącej rozmowie z Jonginem dawało mu więcej siły. Żartowali z ludzi zamkniętych w Casso, czasem rozmawiali o tym, co widziały mury tego budynku, ale najczęściej debatowali o tym, kim kiedyś mogli być, lub wymyślali razem możliwe wyjścia z tej dziwnej sytuacji.
           Sehun podniósł się, po czym usiadł na brzegu łóżka. Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. Nie odrywał wściekłego wzroku od Luhana, który ignorował go, jak tylko potrafił. Czuł na sobie to palące spojrzenie, ale nie chciał prowokować kolejnej kłótni, jakimś złośliwym tekstem. 
           - No... Wróciłem dziś z tej próby od razu, a ciebie nie było. Nie chcesz mi tego wytłumaczyć? - zapytał nawet spokojnie. 
           - Czemu mam ci się tłumaczyć? - Luhan nawet nie spojrzał w jego stronę, odwracając głowę jeszcze bardziej. Beznamiętnie wpatrywał się w okno. 
            - Musicie... mieć z Kaiem wiele zajęć, jeśli tak dużo czasu u niego spędzasz - mówił dalej z pewnym siebie uśmieszkiem. 
            - Skąd wiesz, że rozmawiałem akurat z nim? - Sehun zmrużył oczy, a uśmiech zniknął z jego twarzy. Bezsilnie opuścił ręce, pustym wzrokiem wpatrując się w odwróconego do niego tyłem Luhana. 
            - Nie jestem naiwny i ślepy Luhan - wyszeptał. - Zależy mi na tobie, wiesz? Wiesz o tym, prawda? Więc czemu do cholery mi to robisz? - syknął ledwie wyraźnie. - Jakby cię to nie obchodziło... Nigdy cię nie obchodziło. - Luhan odwrócił się, natrafiając na pełen nienawiści wzrok Sehuna. Chociaż jego twarz wyrażała wiele negatywnych emocji, to i tak ten ton, którego używał był niezwykle spokojny. 
              - Zastanów się, co mówisz - burknął. - W twoich oczach chyba jestem jakąś dziwką. Myślisz, że to jest normalne? Nie wierze, że kiedykolwiek byłem z kimś takim jak ty -  dodał roztrzęsiony Luhan. Mówił szybko i głośno, jakby ze strachu, że ktoś mu przerwie. Nie myślał o tym, czy jego słowa zabolą Sehuna. Był tak zdenerwowany, iż Oh obwinia go za tą całą sytuację, że nie miał już zamiaru spokojnie odpowiadać na te ciągłe ataki. Kiedyś musiał to powiedzieć i wydawało mu się, że to był właściwy moment. 
              Sehun podniósł wzrok, wpatrując się w Luhana z zaskoczeniem. Na początku te słowa do niego w ogóle nie docierały, dopiero po kilku minutach zrozumiał, co tak naprawdę Luhan powiedział. Niczyje słowa go tak nie bolały, bo zdanie innych nie było dla niego znaczące. Nawet za życia Oh miał swój mały świat, gdzie liczył się tylko Luhan. Szanował starszego od siebie chłopaka, a gdy szacunek przerodził się w fascynacje, zaczął stawiać go sobie jako wzór. Podążał za nim jak cień, bo w końcu to on zakochał się jako pierwszy i z tej przegranej pozycji musiał czekać na swój ruch. W końcu i ten moment nastąpił, najważniejsza część życia Sehuna była przy nim, ale teraz rodziło się pytanie - czy naprawdę go kochała i co to była za miłość? Ta ciągła niepewność nigdy nie dawała mu spokoju, ponieważ jak głosi odwieczna prawda, kto zakocha się pierwszy, ten przegrywa. Luhan był jedyną osobą która mogła być dla niego ideałem, był jedynym którego Oh mógł kochać, a co za tym szło jedynym który mógł go zranić. Nawet jeśli to brzmiało głupio, to miało sens. Sehun nie interesował się światem. Nigdy niczego od niego nie brał i niczym go nie obdarzał, wszystkie swoje emocje przelał na Luhana, a gdy on je odrzucał, Oh miał to mylne przeczucie, że traci wszystko. 
            - Luhan... - wyszeptał, po czym uśmiechnął się niemrawo, jakby to imię było kiepskim żartem, z niezrozumiałym zakończeniem. - Możesz o mnie myśleć co chcesz, ale ja nie pozwolę ci odejść - dodał, po czym wstał ze swojego miejsca. Lu z przerażeniem przyglądał się jego krokom, które kierował w jego stronę. Ten psychopatyczny uśmiech i dziwny ton głosu z jakiegoś powodu nie był dla Luhana nowością. - Kochasz go? - zapytał w końcu, stojąc nad nim. - Tylko odpowiedz mi na pytanie - dodał po chwili, czekając na reakcje ze strony blondyna. Luhan zacisnął wargi, myśląc nad odpowiedzią. Nie zastanawiał się nad tym która jest prawdą, ale myślał o tym, co najlepiej powiedzieć Sehunowi. 
            - Nie - odpowiedział cicho. Sehun zacisnął usta, w milczeniu przyglądając się Luhanowu, który patrzył na niego swoimi dużymi oczami. 
            - Kłamiesz - syknął szatyn, uderzając Luhana z otwartej ręki w twarz. Przestraszony chłopak mimowolnie odsunął się, trzymając swoją dłoń na uderzonym policzku. - Wyglądam ci na idiotę?! - krzyknął, pochylając się nad nim. - Ile razy bym cię kurwa nie zapytał, ty zawsze kłamiesz! - krzyknął, ponownie uderzając skulonego już blondyna. Tym razem chłopak ukrył się w swoich ramionach, zastanawiając się, co ma dalej  robić. - Dlatego ci nie zaufam.
           -Sehun... zostaw mnie samego - wyszeptał żałośnie drżącym głosem. - Proszę... - Jego załzawione, smutne oczy spowodowały, że Oh przez chwilę zaniemówił, przyglądając się mu. Te łzy pojawiły się przez niego, ale chociaż o tym wiedział i czuł się z tym okropnie, to i tak obwinił za swoje wyrzuty sumienia właśnie Luhana. 
            - I co? Może jeszcze zawołam tutaj Kaia? - zadrwił, zaciskając dłonie na materiale koszulki Lu. Oh przybliżył do niego twarz na tyle, że dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. - Powiedz mi... z nim też spałeś? - zapytał półszeptem. 
             - Gadasz głupoty, ja tylko... 
             - „Się z nim przyjaźnie”? - dokończył natychmiast, jakby to była stale słyszana wymówka. - Często to mówisz, a wiesz czemu? - Szatyn szeptał kolejne słowa, tuż przy jego uchu, przytulając do siebie blondyna. Jego druga ręka zacisnęła się wokół nadgarstka Lu, jakby chciał się przez to ubezpieczyć przed jego ucieczką. - Bo jesteś dziwką. Masz gdzieś czyjeś uczucia! Kocham cię, a ty... niby czemu on? Jest lepszy? Kocha cię jak ja? - mówił już nieco spokojniej, gładząc kciukiem policzki Luhana. - Nigdy cię nie opuszczę, nie tak jak on... - dodał półszeptem, zbliżając swoje usta do jego warg. To było dla Luhana dziwne. Sehun w jednej sekundzie potrafił być wrażliwy i kochający, tylko po to by zaraz obrzucić go serią wyzwisk i oskarżeń. Do tego znowu go uderzył. Chociaż tamten raz miał być ostatnim, to ta sytuacja się powtórzyła. 
             - Wynoś się Sehun, albo ja stąd wyjdę. - Blondyn odsunął go, przyglądając mu się chłodno. - Nie chcę cię oglądać, rozumiesz? - dodał po chwili, chcąc wstać. Jego zwykle niewinne oczy kipiały nienawiścią, cały drżał, przygryzając usta. Sehun zacisnął jego nadgarstek mocniej, po czym przycisnął go do siebie. Luhan chciał się uwolnić od jego ramion, ale Oh był silniejszy, niż na to wyglądał. Zdenerwowany chłopak uderzył go w twarz, co wywołało tylko w Sehunie większą agresje. Wściekły rzucił Luhana na łóżko, przygniatając go własnym ciałem. Zablokował jego nogi swoimi i zacisnął jego ręce tak, żeby Lu nie mógł się bronić. Chłopak oddychał głęboko, ciągle starając się uwolnić od Sehuna. Zaczynał się bać, bo nie wiedział co młodszy chciał zrobić, był tak zdenerwowany że bez problemu mógł wyrządzić krzywdę. Miał całkiem inny wyraz twarzy, taki którego Luhan nigdy nie widział. Szatyn zmarszczył brwi, wbijając się zachłannie w usta starszego. Jego pełen bólu wyraz twarzy odzwierciedlał w pełni te mieszane uczucia, jakie nim targały. Tak bardzo go kochał i chociaż nie chciał go ranić, to wiedział że Luhan musi należeć tylko do niego, bez względu na środki. 
             - Sehun dość! - krzyknął łamiącym się głosem, gdy tylko ich usta się rozdzieliły. Lu oddychał głęboko, odwrócił głowę, zaczerwieniony. - Puść mnie... - wyszeptał jeszcze po chwili. 
             - A jeśli nie chce, to co? - syknął tuż przy jego uchu, a w tym czasie jego dłoń powoli przesuwała się po torsie młodszego, zmierzając do pasa. Luhan otworzył szerzej oczy, gdy palce Sehuna niezdarnie starały się rozpiąć guzik jego spodni. Chwilę temu obrzucał go najgorszymi obelgami, ponownie go uderzył, a teraz oczekiwał, że Luhan zgodzi się na seks. Blondyn odepchnął go z całej siły, spoglądając z obrzydzeniem na tą dobrze znaną mu twarz. Zszokowany Sehun nie odrywał od  Lu wzroku, ledwie panując nad swoim oddechem. Delikatnie się do niego przysunął, jakby prosząc o pozwolenie na dalsze działanie. Wyciągnął dłoń, chcąc złapać jego podbródek, ale Luhan natychmiast odsunął się, po czym wstał z łóżka, posyłając mu ostatnie gardzące spojrzenie. Sehun czuł, że pod jego wpływem zrobił się mniejszy. Opuścił głowę, czując jak wraca do niego wstyd. 
             - Już mnie nie dotkniesz - syknął oburzony chłopak, zatrzymując się przy drzwiach. - Przenocuje u Jongina - dodał ze złośliwym uśmieszkiem. Sehun natychmiast wstał na równe nogi. Te słowa znowu obudziły w nim agresje, a Lu wypowiedział je specjalnie, chcąc chyba odwdzięczyć się Sehunowi za wcześniej słyszane obelgi. Chłopak uchylił drzwi, ale stojący za nim Oh zamknął je przed jego twarzą, chcąc go zatrzymać. Gdy tylko Luhan spojrzał na niego gniewnie, szatyn wymierzył mu kolejny policzek, tym razem mocniejszy niż wcześniej. Lu syknął z bólu, ale zamiast się bronić chciał oddać starszemu. Podniósł dłoń z zamiarem ataku, ale wściekły Sehun uprzedził go wymierzając mu cios w brzuch. Luhan pochylił się do przodu, czując przeszywający wnętrzności bólu. Nie zdążył się podnieść, bo Sehun ponownie pchnął go, przez co starszy stracił równowagę i upadł na podłogę. 
             - Jesteś dziwką Luhan. Zapamiętaj to. Moją dziwką - syknął, pochylając się nad nim ponownie. Znowu wsunął kolano między jego nogi, trzymając jego nadgarstki nad głową młodszego. Luhan zacisnął usta w wąską linie, bezsilnie wpatrując się w osobę, która ciągle powtarzała mu, że go kocha. Sehun gwałtownie zaczął całować szyję chłopaka, drugą ręką ściągając jego spodnie. Nie obchodziło go, że Luhan się opierał, po prostu wszystko wykonywał szybko, nic nie robiąc sobie z tego, że chłopak się szarpał. Przylgnął do niego całym ciałem, co jeszcze bardziej utrudniało starszemu jakikolwiek ruch. 
            - Kai! - zawołał bezsilnie, odchylając głowę do tyłu. Sehun odsunął od jego skóry wilgotne usta. Spojrzał na niego z niedowierzaniem. Wymierzył jeden cios pięścią w jego twarz, zaciskając zęby. W momencie gdy był dla niego tylko on i Luhan na całym świecie, musiało paść to imię. Jego chłopak właśnie w tej sekundzie bezczelnie wołał Jongina. To spowodowało, że czuł się  jeszcze gorzej. Luhan jęknął cicho, bezsilnie zasłaniając twarz rękami, gdy łzy spływały z jego policzków. Nie był taki słaby, ale nie mógł po prostu w to wszystko uwierzyć, ciągle zastanawiał się, od kiedy Sehun był taki? W tym czasie ręce szatyna pozbyły się zbędnej garderoby w postaci spodni, nie tylko zdejmując je z Luhana, ale i pospiesznie ściągając je z siebie. Gdy ściągał bokserki starszego chłopaka, ten ze łzami w oczach starał się jeszcze podjąć walkę z Sehunem, co poskutkowało tym, że kilka razy oberwał. Nie pomagały groźby, wrzaski, czy nawet błagalne skamlenie. Sehun obrócił Luhana, jak szmacianą lalkę tak, że chłopak leżał na brzuchu. Chciał się przeczołgać jakoś, aby uchronić się przed kolejnym atakiem, ale gdy tylko jego dłonie przylgnęły do podłogi, poczuł jak jedna ręka Sehuna obejmuje go w pasie, nieco unosząc jego tułów. Luhan oddychał głęboko, oczekując najgorszego. Sehun objął delikatnie palcami swojego penisa, po czym ostrożnie wsunął się w partnera bez żadnego przygotowania. Luhan zacisnął dłonie, gdy przeszywający ból sparaliżował jego ciało. Przygryzł dolną wargę, powstrzymując żałosny jęk. Sehun wzmocnił uścisk na jego biodrach, przyspieszając. Nie zamierzał oszczędzać starszego chłopaka, dając upust wyłącznie swoim żądzom. Blondyn wrzasnął w końcu, gwałtownie wciągając powietrze. Pochylił głowę niżej, nie mogąc już wytrzymać tego bólu. Jego paznokcie drapały podłogę, przy każdym kolejnym pchnięciu. Sehun wysunął się z niego całkowicie, aby po raz kolejny wsunąć swoją męskość w partnera do granic możliwości. Luhan wrzasnął płaczliwie, czując ten rozrywający ból. Niedelikatnie, szybko i zachłannie - właśnie tak Sehun zawsze chciał go wziąć, odpłacić mu się jedną, pełną bólu nocą za te wszystkie lata, gdy na niego czekał. Nigdy nie powiedziałby, że nie było warto, ale ta frustracja, gdy oczekuje się na coś dla nas cennego, nigdy nie znajduje ujścia. Później jest nawet gorzej, gdy chcesz tą rzecz za wszelką cenę przy sobie zatrzymać, chronić w taki sposób, że staje się ona twoją obsesją - właśnie czymś takim był dla niego Luhan. 
            - Przestań, Sehun - wrzasnął błagalnie, krzywiąc się z bólu. Oh nie tylko nie zareagował na jego prośbę, ale nawet poruszał się w nim jeszcze szybciej. Lu odchodził od zmysłów. Był całkiem obolały, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Nie wiedział już z jakiego powodu płakał, powoli tracił ochotę nawet na to. Czuł wstręt nie tylko do sapiącego przy nim Sehuna, ale i do samego siebie. W jego oczach Oh nie był złym człowiekiem, więc dlaczego teraz tak go krzywdził? Powód musiał leżeć właśnie w Luhanie, przynajmniej takiego on był teraz zdania.
             - Chcesz, żebym się tobą jeszcze pobawił? - zapytał półszeptem, drżąc z podniecenia. - Powiedz, że mnie kochasz, a zrobię to delikatniej - dodał po chwili, po czym zaczął całować delikatnie spocone plecy Luhana. Jego penis wolniej penetrował Lu, ale to i tak nie dało mu ulgi, bo był już obolały na tyle, że każdy ruch wywoływał pulsujący, biegnący przez całe ciało ból. Luhan modlił się, aby starszy przestał, chociaż właśnie w tym momencie wszystko stawało się dla niego obojętne. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się obojętnie w swoje zaciśnięte dłonie. Nawet nie czuł płynących z oczu łez, widział tylko mokre ślady na swoich pięściach. Jeszcze kilka pchnięć i miał być wolny. Odliczał w głowie sekundy, czując jak penis Sehuna pulsuje w nim. Chłodny dreszcz przeszedł przez ciało szatyna, po czym chłopak doszedł w Luhanie. Bez emocji wytarł się w jego za długi t-shirt i ostrożnie odsunął się od chłopaka. Obolały blondyn ciągle trwał w bezruchu, jakby czas się zatrzymał. To był koniec, ale teraz czuł się jeszcze gorzej, wydawało mu się że jest nic nie warty. Lu wsłuchiwał się tylko w ciche kroki Sehuna, który ubierał swoje części garderoby, podnosząc je z podłogi.
                 - Jesteś beznadziejny. - Usłyszał jeszcze, zanim drzwi zamknęły się, za wściekłym chłopakiem. Luhan obrócił się, kładąc swoje poobijane ciało na plecach. Spojrzał bezmyślnie w sufit, wsłuchując się w swój samotny oddech. Było mu niedobrze, gdy tylko dotykał swojej mokrej od potu skóry, lub gdy czuł na sobie zapach Sehuna. Na wpółnagi leżał na podłodze, nie mając na tyle siły, ani ochoty aby żyć, a co dopiero ruszyć się choć kawałek. Chciałby, aby teraz ktoś mu powiedział, kim jest Luhan, albo aby znalazła się choć jedna osoba, która powie mu, aby wstał, bo nie upadnie już w taki sposób po raz kolejny.

               - Nie sądziłem, że tak szybko zmienisz zdanie - wyrzucił Jaejoong, przysiadając się do Baekhyuna. Chłopak odsunął się na bezpieczną odległość, zaciskając palce na nóżce ciągle pełnego kieliszka. Nie mógł uwierzyć, że przyszedł tu z własnej woli. Gdy tylko upewnił się, iż Chanyeol śpi kamiennym snem, postanowił porozmawiać z demonem. Liczył, że uda mu się spełnić jeden ze swoich planów. Jutro miał termin jego układu z Chanyeolem, dotyczącego właśnie Byuna. Chłopak nie chciał dopuścić do pojedynku między Jaejoongiem, a Chanyeolem, bo różnice ich sił nie tylko były widoczne, ale i niemożliwe do przeskoczenia nawet dla kogoś tak upartego jak Park. W każdym razie Byun szukał demona w sali, której rozmawiali ostatnio, ale gdy tam go nie znalazł był tak zdeterminowany, że zapytał o niego jednego z demonów, w zamkniętym piętrze tylko dla nich. Ku jego zaskoczeniu mężczyzna nie tylko przedstawił się nietypowym imieniem Ravi, ale nawet zaprowadził Baekhyuna do Jaejoonga. Demon siedział na swoim ukochanym szezlongu, ale gdy tylko zobaczył Byuna z szerokim uśmiechem zgodził się na rozmowę, odsyłając tamtego demona. Baekhyn czuł dziwny strach, gdy Ravi odszedł i został z Jaejoongiem sam na sam. Ten natomiast natychmiast posadził go na swoim miejscu, podał kieliszek wina, nawet nie dając mu dojść do słowa. 
              - Nie zmieniłem zdania - wyszeptał, spoglądając na tafle czerwieni w kieliszku, która odbijała rozmazany obraz nieba. - Przyszedłem tu tylko dla Chanyeola.
               - Doskonale o tym wiem i trochę mnie to boli. - Brunet obrócił się, patrząc na nieco zaczerwienioną twarz Byuna. - To od razu powiedz mi, jaką masz ofertę - dodał, pochylając się tak, że dzieliła ich niewielka odległość. Szatyn przysunął się do końca sofy, wpatrując się spłoszonym wzrokiem w uśmiechniętego demona. 
               - Myślałem, że jest jeszcze jakieś inne wyjście, żeby...
               - Wszystko zostało po staremu? - dokończył za niego Kim, unosząc swój kieliszek na wysokość ust. Upił łyk wina, nie spuszczając wzroku z zawstydzonego Baekhyuna. - Tak jak mówiłem, chodzi mi tylko o ciebie. Zostań ze mną, a on będzie wolny. - Szatyn zmrużył oczy, spoglądając na demona. 
                - Jaki to ma sens? Równie dobrze możesz mnie zabrać bez pytania i bez Chanyeola.
                - No tak... - Jaejoong oblizał usta, odkładając puste naczynie. Szatyn spojrzał wtedy na swój ciągle pełny kieliszek, z obrzydzeniem krzywiąc się na myśl o cierpkim smaku alkoholu. - Może dałbym się jakoś namówić, ale nieodpowiednio mnie prosisz - obrócił się, tak aby widzieć twarz Byuna. - Musisz być bardziej... przekonujący - dodał po chwili z nonszalanckim uśmieszkiem, przy tym jego wzrok wydawał się pożerać chłopaka w całości. 
               - Przekonujący? - zapytał sam siebie szatyn, zastanawiając się, co w słowniku Jaejoonga może to oznaczać. Po kilku sekundach zarumienił się, uświadamiając sobie przez wzrok demona przesłanie jego słów. - Nie ma mowy! - wrzasnął natychmiast. 
               - Jestem aż tak obrzydliwy? - Jaejoong przybliżył się nieco, ze smutną miną, która była ewidentnie na pokaz.
               - Nie... to nie to - odpowiedział od razu Baekhyun nadmiernie gestykulując. 
               - Więc czemu nie zrobisz tego nawet dla Chanyeola? - Na dźwięk tego pytania chłopak natychmiast opuścił głowę, wbijając smutne spojrzenie w swoje kolana. 
                - Właśnie nie zrobię tego ze względu na Chana - wyszeptał.
               - Wydaje mi się, że to nie jest duża stawka, za jego życie - mruknął pod nosem. Byun natychmiast podniósł głowę, zszokowany. 
               - Więc co mam... - zaczął nieśmiało, już się rumieniąc.
               - Pocałuj mnie - odpowiedział natychmiast bez emocji. - To nic takiego lubieżnego. - Baekhyun zacisnął dłonie w pięści, trzymając je na kolanach. Wahał się, co było całkiem naturalne, dla osoby która nie tylko nikogo nie całowała, ale i miała przed sobą demona od którego zależało życie najważniejszej dla Byuna osoby. Zacisnął usta w wąską linie, spoglądając kątem oka na czekającego spokojnie Jaejoonga. Mężczyzna siedział w bezruchu z lekko rozchylonymi ustami. Baekhyun obrócił się w jego stronę, biorąc głęboki oddech, w ten sposób chciał uspokoić swoje oszalałe serce. Nawet to nie pomagało, gdy widział ten złośliwy uśmieszek demona, który patrzył na niego w ten sposób, tak niepokojący i pełen pożądania, że aż paraliżował wszystkie myśli.
                - Nie oszukasz mnie? - zapytał uroczo. Jae uśmiechnął się łagodnie, po czym przecząco pokręcił głową. Byun delikatnie przysunął się do niego, z splecionymi rękami. Niepewnie swoją trzęsącą się dłonią złapał policzek bruneta. Zmrużył nieco oczy, powoli się do niego przysuwając. Wyraz jego twarzy przypominał mimikę dziecka, które właśnie miało zjeść cytrynę. Chłopak miał już złączyć swoje usta z ustami demona, gdy usłyszał jego cichy śmiech. Zszokowany spojrzał na rozbawionego Jaejoonga, który zasłonił usta ręką nie mogąc przestać się śmiać. 
                - Przepraszam, przepraszam - wyrzucił. - Nie mogłem się powstrzymać - dukał ciągle się śmiejąc, podczas gdy Byun był mocno skołowany. - Jesteś taki uroczy i nieśmiały jak małe dziecko - wyjaśnił. Szatyn dotknął swój czerwony ze wstydu policzek, wbijając gniewne spojrzenie w Jaejoonga. - Na pewno muszę cie mieć na własność - wyszeptał, zmieniając ton głosu. - Jutro rano kończy się termin... decyzja zależy od Chanyeola. Nawet ty już nic na to nie poradzisz. - Baekhyun opuścił głowę, przeklinając się w myślach. Wszystko co się działo z Parkiem było jego winą i teraz chłopak miał zginąć przez obsesję demona. Byun miał jeszcze dwa wyjścia, które pomogą mu wziąć sprawy w swoje ręce. Jedną z nich było oddanie się w ręce demona, ale to wywoływało ryzyko, że wtedy Kim pozbędzie się pozostałych. W końcu nie będzie miał powodu, by dotrzymać obietnicy. Ostatnia opcja była czymś tak szalonym, że mógł tego dokonać jedynie ktoś taki jak Chanyeol, ale to wyjście wydawało się dla Byuna czymś oczywistym.
                  - Jaejoong, wyzywam cię na pojedynek. 

13 komentarzy:

  1. Hogxhxmgiviv. Przeczuwałam, że to się tak skończy. Sehun, ty szowinistyczna, głupia, imbecyska świnio. Żeby cię Jongin dorwał, cholera. Jestem ns niego wściekła! Jak mógł potraktować tak Luhana?!
    Decyzja Baekhyuna... Nie wiem czemu, ale spodziewałam się jej. Liczyłam, że to zrobi. Za bardzo mu na Chanyeolu zależy. <3

    Rany, teraz tydzień czekać na kontynuację. Jak ja to przeżyje, ja nie wiem. XD

    Życzę ci dużo, dużo dużo weny!
    ~Evi

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się postawa Parka. Ten chłopak ma wielkie serce i jest cholernie odważny. W sumie, czego się nie zrobi dla ukochanej osoby? Wszystko! Dla Beaka pokonał Suho, choć wcześniej nie mógł tego dokonać. Jednak, czy jego miłość wystarczy, by pokonać Jaejoonga? W bajkach tak jest, ale wątpię by to przeszło w Casso. Pozostaje tylko nadzieja! Nie spodziewałam się, że Sehun będzie w stanie tak skrzywdzić Luhana. Przecież go kocha, więc powinien robić wszystko, by Lu był szczęśliwy. Co ta zazdrość robi z ludźmi? Obawiam się reakcji Kaia. Na pewno zemści się na Sehunie. Czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ło jezuniu kochany, się porobiło
    Se Hun psychopata - tego się nie spodziewałam D: coś czułam, że jego relacja z Lu Hanem jest lekko toksyczna, no ale bez przesady, nie myślałam, że postrada zmysły. Jestem bardzo ciekawa, co dalej będzie z nimi, jak zareaguje Kai i reszta. A, i chciałam pochwalić za próbę napisania takiej mega trudnej sceny, jaką jest gwałt! Mam tylko wrażenie, że czegoś w niej zabrakło, takiego uczucia 'zajebię gnoja', które pojawiałoby się po przeczytaniu. Choć nie wiem, może tylko ja tak to widzę, więc możesz mnie olać jak myślisz, że wszystko jest ok~~
    To, co się dzieje w trójkącie Jae-Baek-Chan intryguje mnie od początku, więc zacieszam jak tylko jest coś z nimi (〜^∇^)〜 kurde lać się będą głuptaki małe, wojownicze żółwie ninja normalnie, matko, szto to będzie z moimi małymi chłopcami :c oby sobie poradzili, jestem bardzo ciekawa pojedynku w następnym rozdziale ¤^¤
    No i najlepsze z najlepszych - opis mocy Chan Yeola omo pięknie i wyczerpująco o jego zdolnościach, jestem dumna, unnie <3
    Hahaa, jestem ciekawa, co cię tak bardzo rozbawiło w momentarzach pod poprzednim postem xD no bo czego się spodziewałaś, jak nam takie piękne historie zapowiedziałaś - chyba tylko zachwytu, nie? <3
    Hwaiting i do następnego, baii~

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie!!!! Proszę wrzuc szybko następny rozdział, bo ja tu umieram czekająx xDDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie x.x Już się nie moge doczekać kolejnej części!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego to zawsze kończy się w najlepszych momentach? ;;
    Boże jak mi szkoda Luhana... Sehun powinien zginąć w Casso jako pierwszy-nie lubiłam go od początku,grał na pokaz i bawił się Lulu ale niestety,aktor z niego marny.
    Do tej pory nie moge uwierzyć że DO nie żyje :(

    Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  7. wtf co do końcówki !
    bosze sehun ogarnij się ja pierdole powiedziałabym weź wyjdź, ale potem łaskawie wyszedł... biedny luhan powinien mocniej wrzeszczeć to by kai przybiegł ♥
    pozdrawiam i weny ♥
    + proszę cię ZMIEŃ SZABLON nie to że ten mi się nie podoba, ale czytanie białego tekstu na czarnym niemal tle... moje oczy krwawią co drugi akapit musiałam robić sobie przerwę bo nie wytrzymywałam i w gruncie rzeczy przeczytanie rozdziału zajęło mi strasznie dużo czasu q_q plz zmień jakoś ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja pier*ole... chyba się zabiję... >.<
    Nienawidzę się z całego serca... Tylko ja, jak taki debil potrafię bez spostrzeżenia się zauważyć, że wyłączyłam zakładkę z prawie dokończonym komentarzem...
    RANY BOSKIE! Co ze mnie za ofiara! I weź tu pisz od nowa! Grr...
    Dobra ogarnij się i pisz od nowa, a nie użalasz się nad sobą jak jakaś sierota... ._.
    Okay, z góry uprzedzam, że będzie to nudna gadka pisana pod wpływem emocji (tak, emocji związanych z wyłączeniem zakładki też >.< ) i w ogóle totalnego nieogaru.
    Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, jak to jest, że na najlepsze opowiadania trafiam wtedy, kiedy autorka jest już w połowie, albo przy końcy fabuły. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało, ale uważam, że wtedy jestem cholernie zła dla autorki bloga, bo nie komentowałam rozdziałów, tylko od razu prułam na chama, czytając do ostatniej dodanej części, nie przejmując się przy tym z napisaniem chociażby jakiegoś małego komentarzyka, który opisał by moje emocje dotyczące historii i wydarzeń...
    I wtedy zastanawiam się czy to ja jestem tak bardzo leniwa, czy po prostu autor pisze tak cudownie, że nie umiem się wyplątać z gęstych łodyg, niewyobrażalnie mocnych wrażeń i dobrze zrobionych sideł ciekawej fabuły. Potem dochodzę do wniosku, że przyczyną są obie te rzeczy XD
    Z góry mówię, że mój mózg obecnie przechodzi kryzys feelsów, ale mam nadzieję, że komentarz choć trochę odzwierciedli to co chcę Ci powiedzieć.
    Najpierw, chciałabym posłać Ci ogromny virtual hug za pisanie tego opowiadania. Nie wiem co w nim jest takiego, ale przyciąga mnie jak magnes, swoim klimatem i całą fabułą... I teraz nie wiem czy mam zacząć od tych wszystkich komplementów, totalnego ochrzanu i hejtu, czy od jeszcze większej dawki komplementów, o(c)h(ów) i achów.
    Może najpierw to pierwsze, bo teraz łatwiej będzie mi się skupić, a później poleci sam fangirling i spazzing ^-^
    Zastanawiam się nad faktem, jakim cudem udało Ci się stworzyć i wykreować taki świat i klimat. Po prostu się tutaj cała rozpływam i nie umiem racjonalnie myśleć, bo jak jakiś debil szczerzę się cały czas, przypominając sobie pojedyncze sceny z Twojego opowiadania. Aww...
    I w ogóle nazwy rozdziałów! Chyba nikt na to nie zwrócił wcześniej uwagi, ale totalnie mnie urzekłaś tymi tytułami. Nie dosyć, że wygląda to cudownie to jeszcze zachowany jest w nich porządek!
    Raany~~ Proszę *jęczy robiąc pieprzone, wielkie oczy ze Shreka* oddaj mi trochę swoich zdolności, weny i pomysłów, ale zostaw sobie trochę, żebyś mogła dokończyć tego ficka i napisać parę kolejnych...
    A skoro już Ci tak słodzę to mogę też głośno się zastanawiać... Mogę wiedzieć dlaczego, pomimo... *patrzy na dół strony* 119-stu obserwatorów, masz tak mało komentarzy? Really guys?
    Pomimo dużej ilości przeczytanych przeze mnie opowiadań, osobiście pierwszy raz spotkałam się z taką fabułą i totalnie mnie nią urzekłaś. W sumie to cieszę się, że mogłam u Ciebie przeżyć swój pierwszy raz (XD) z czego jestem totalnie uhahana jak cholera ^-^
    Umiesz w taki sposób rozwinąć fabułę, przy okazji dbając o każde szczegóły, że zastanawiam się ile czasu musiało Ci to zająć. Btw idealnie umiesz połączyć wszystkie fakty związane z chłopakami; chodzi o to, że panowie pomimo swoich oddzielnych historii i problemów są połączeni w taki sposób, że chcąc czy nie i tak połącza się z resztą. Te ich życie przed obecnym życiem jest tak ulokowane, że ocierają się o siebie nie mając nawet o tym pojęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale teraz przyszedł czas na coś mniej przyjemnego.
      HEJT!
      NO RZESZ TY W MORDĘ! TY ZŁY, NIEDOBRY, PERFIDNY CZŁOWIEKU! JAK MOGŁAŚ UŚMIERCIĆ MOICH BIASÓW?!? I TO TAK SZYBKO! ;;;; WAAAEEE
      Mój kochany, nikomu niezawadzający Kyungsoo... WAE? Co on Ci zrobił potworze, huh??? (Muszę dodać, że czytając jego śmierć musiałam sobie zrobić 5-cio minutową przerwę... ;;; ) (Przy okazji moja dziwka, którą nazywam Nadzieją poszła się turlać razem z Kaisoo..)
      Dalej Chenchen... *chlipie* WAE? wae..? Jesteś zua!
      I jeszcze Xiumin! NAJWIĘKSZA OFIARA? ,_, (Nadzieja znowu sobie poszła - tym razem się kochać - z Xiuchenem) FAK JU! ;;;;;;;;;
      A później moje feelsy przeszły na ciemną stronę mocy i tak już zostało... Podać przykład?
      Nawet nie wiesz jak się ryłam kiedy Sehunnie 'gwałcił' Luhana... Nosz dobrze mu tak, no!
      I w ogóle Kai mnie irytuje! (Zamienił się miejscem z Sehunem, który teraz -jak dla mnie- przejął miejsce tego biednego, lepszego) Do Luhana cię ciągnie gnojku? Było trzeba ratować D.O a nie za blondi się uganiać! A teraz się użalasz? A w dup...asfgfhj! Uh.. okay, przepraszam. Poniosło mnie...
      Sehunnie stał się psychopatą i dobrze, niech ich wszystkich wykończy i zgwałci XD
      I w ogóle Baekyeol... Hm... a tutaj też się pogmatwało, chociaż nawet nie są razem xD
      Taoris... a ich to w ogóle nie ogarniam, chociaż nie lubię tej 'drugiej' części Tao.. wolę tego pierwszego ;c *wywija wargę*
      Został Suho, nie? HAHAHAHA O rany... X'D *wyciera łezki* on jest taki złyy~~ HAHAHA dziadek Suho bad boy'em... OTL Nie no, teraz jak na niego patrzę, jak sobie śpiewa 'Baby don't cry' to chcę mi się tak śmiać, ale nie mogę, bo nie chcę nikogo obudzić... RANY MOJE FEELSY~~~XD
      Hm... Co by tutaj jeszcze skomentować?
      Ah! No tak! Jaejoong... zawsze wiedziałam, że pod tą słodyczą (tak jak u Kyungsoo) kryje się taki totalny evil. Ja go po prostu widzę! >.< Z tym eyelinerem na paczadłach... ciemną grzywą na oczach i w ogóle taki mrok... (aż się człowiekowi robi mokro XD)
      I Hongbin i Ravi! VIXX ♥ Ja chcę żeby ich wątek został rozwinięty! ;;;; Tak strasznie oni mnie ciekawią, że nawet nie rusza mnie Hero podrywający Baeka! (A tak swoją drogą to co z nim nie tak? Może mieć każdego i każdą a ten sobie wybiera połówkę duszy Chana...)
      Bezczelność demonów mnie totalnie rozbraja :D ale chyba za to ich kocham, no bo przecież bez nich życie było by totalne nudne i nie było by całego Casso ^-^
      Hm.. Chyba muszę powoli kończyć, bo będę musiała pewnie wstawić jeszcze jeden komentarz, a to byłoby już narzucaniem się z mojej strony...
      Osobiście uważam, że należą Ci się dłuższe wypowiedzi, ale Blogger mi nie pozwala ;c
      Reasumując:
      Podziwiam Cię ogromnie za dopracowanie i poprawianie swojego stylu pisania na bieżąco, i mam nadzieję, że będziesz coraz lepsza w tym co robisz ^-^
      Pozdrawiam ciepluchno, życzę dużo weny i czasu, no i... Hwaiting! / Kummie
      Ps. Mogę mówić do Ciebie Unnie? Czuję się wtedy lepiej

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. OMOMO *__*
      Jak mi się miło zrobiło xD Ostatnio ciężko mi się wziąć za pisanie, ale to chyba "wakacyjny leń"(mogę tak nazwać 2 tygodnie poprawiania jednego rozdziału), który teraz gdzieś uciekł jak czytałam ten komentarz. Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba - przyznam, że widzę ilu fanów straciło od samego początku, ale mogę w sumie winić za to tylko siebie (późno dodawane rozdziały + zabijanie biasów + pogmatwane wątki i wiele by wyliczać) - ale widzę, że niektórzy naprawdę na nie czekają i chyba dlatego dalej piszę. ( Tak na marginesie... sorki za biasów <33)
      Co do wątków o których wspomniałaś, to na pewno się pojawią, bo wszystkie jakie już były opisane będą kontynuowane i wyjaśniane właśnie od tego rozdziału - czyli teraz możliwe, że akcja nabierze większego sensu i powoli zaczną się wyjaśniać nawet te mało istotne wątki. Mam nadzieje, że następny rozdział również się spodoba xD i dziękuje za komentarz.
      PS; Nie mam nic przeciwko, a nawet się cieszę. xD

      Usuń
  9. I co ja mam ci powiedzieć, izzy? Jest po drugiej w nocy, aktualnie trzynaście po i mm mieszane uczucia, bo ten rozdział był zabawny, smutny i zabawny. Ogólnie mam ogromną bekę z junmy, bo idiota jest taki pewny siebie tutaj, że mnie to aż boli. Mam ochotę przybić chanyeolowi piątkę za piękne powalenie suho na podłogę i jeszcze zalanie go wodą, brawo (∩´∀`)∩ scena hunhan mnie zasmuciła, co ten sehun sobie wyobraża?! Mam wrażenie, że moje przemyślenia o sekailu się sprawdzą - luhan będzie uciekał od sehuna, taka jakby toksyczna miłość, a jongin będzie jedyną deską ratunku dla lu. Ale wiem jedno - sehun to debil i psychopata w jednym :| i na końcu rozdziału, jae ty stary napaleńcu jeden, on jest chyba moją ulubioną postacią w tym fanfiki, zważając na jego zboczeństwa, taka moja bratnia dusza XD a baek przeszedł samego siebie, teraz oby dwoje z chanyeolem chcą walczyć przeciwko demonowi, aż mnie ciekawi czy się im to w ogóle uda. i jeszcze na początku te słowa demonicy, w końcu się okaże, że to jednak ona tym wszystkim kieruje, rany XD
    Powoli nadrabiam sobie wszystko od ciebie, idzie mi bardzo szybko, ale też dociera do mnie, że powoli będziesz kończyć casso, a ja je tak bardzo kocham ㅠ.ㅠ co ja zrobię jak je zakończysz ㅠ.ㅠ a, wiem, będę płonąć razem z jae w ogniach piekielnych XDD

    OdpowiedzUsuń
  10. To co najbardziej mi się podobało i urzekło mnie w tym rozdziale - opis rozbudzania mocy ognia w Chanyeolu. Był jak perełka w tym wszystkim. Nie jakoś szczególnie niesamowity, ale bodajże nawet sprawił, że czułam dreszcze.
    Do tego scena gwałtu Luhana... wszystko zmierza w dobrym kierunku i mam na myśli samo ubieranie sytuacji w słowa, bo jeśli chodzi o wydarzenia to raczej nie można tego o nich powiedzieć. Nie mniej jednak, podoba mi się również coraz bardziej. Chce tylko dowiedzieć się jaki Kai ma związek z Luhanem i co skrywa Sehun, ta ciekawość mnie zżera. Do tego oh, biedna ja, tak bardzo chciałam by bohaterski Kai wpadł do pokoju i uratował Lu...którego reakcja na obelgi Sehuna była już bardziej naturalna niż ostatnio.
    Powtórzę się, ale ... nic innego nie przychodzi mi do głowy - wszystko zmierza w dobrym kierunku~

    OdpowiedzUsuń