sobota, 26 lipca 2014

pamięć o tym, gdy było nas DWUNASTU

A/N: Cześć wszystkim!
Mam nadzieje, że cieszycie się wakacjami, bo jak dla mnie mijają za szybko... No, ale pierwsze co chciałam napisać to wielkie PRZEPRASZAM, bo chociaż zapewniałam o rozdziale co sobotę, to zrobiłam sobie "wakacje w wakacjach". Normalnie bym się nie tłumaczyła dlaczego, ale to ma wiele wspólnego z rozdziałem, więc czemu nie. Właściwie pisałam go wtedy, gdy dotarło do mnie, że weną zasłaniają się ludzie których złapał leń i jak siądę, i napisze coś, to wtedy będzie to takie samo bez weny – tylko, że... wtedy przeczytałam kilka scen tego rozdziału, pisane na siłę i załamałam się totalnie. Oczywiście udało mi się go skończyć dwa tygodnie temu (może nawet trzy temu), ale poprawki nieco mi zajęły i nie byłam chętna się za nie brać. Dlatego dzisiejsza notka jest nieco dłuższa niż planowałam, ale nie obiecuje że będzie tak idealna jak się tego spodziewałam (nękają mnie za wysokie ambicje pffff). Nie o wszystkich rozdziałach to pisze, ale ten mnie nieco załamał – tym bardziej dziękuje za wszystkie komentarze pod poprzednimi notkami, bo jeszcze raz je przeczytałam i wiem, że mam dla kogo poprawiać Casso (ta fabuła jest chyba dla mnie za dużym wyzwaniem, ale wiele się przez nią uczę). W każdym razie na pewno nie porzucę tego opowiadania. A i muszę przyznać, że przy tym rozdziale (jak i przy wszystkich) Dobi też się napracowała – mam nadzieje, że za niedługo przeczytamy też jakiś oneshot u niej na blogu. Motywacja na pewno się przyda. ^ ^




                "Jesteś beznadziejny!" - to zdanie niczym mantra odtwarzało się w głowie Luhana. Zostało wypowiedziane przez najbliższą mu osobę w najgorszym momencie jego życia, dlatego chyba ostatecznie pozbawiło go nadziei. Blondyn wtulił się mocniej w kołdrę, ciaśniej się nią okrywając, chociaż w pokoju było ciemno i gorąco. Ukrywał się w czeluściach materiału tylko ze wstydu. Był beznadziejny. Czuł to jak nigdy wcześniej, dlatego nie chciał mieć styczności ze światem, który ciągle go odrzuca. Powoli przestawał nienawidzić Sehuna, a zaczynał gardzić sobą. W jego głowie budowały się skomplikowane i złożone powody, dla których Oh miał prawo tak postąpić. Przy dłuższym zastanowieniu Luhan czuł, że jest tak nic nie znaczącą istotą, iż to co ludzie o nim powiedzą lub zrobią, i tak nie odbierze mu wartości, której przecież i tak nie ma. Czy aż tak bardzo Sehun go zniszczył? Chyba to było prawdą, w końcu Oh otworzył jego rany, obecne jeszcze za życia, które powstały, gdy Luhan nie raz zastanawiał się po co w ogóle istnieje. Im dłużej o tym myślał, tym głębiej popadał w depresje, bo nie znajdował odpowiedzi. Nie było jej. Po prostu był, nikomu nie sprawiał radości, nie miał celu, nie miał marzeń, do tego stale się wyróżniał. Nie był jak inni ludzie, nie potrafił być taki opanowany i chłodny, zawsze zachowywał się inaczej, niż reszta, nie przyjmując zasad, które ktoś narzucił. Śmiał się, gdy chciał, płakał, kiedy łzy same napływały mu do oczu, przeklinał ze zdenerwowania, o ile była taka sytuacja. Do tego był wyjątkowo słaby, należał do osób, które chętnie wyrzekłyby się kontroli nad swoim ciałem. Nie potrafił walczyć z przeciwnościami losu, a każda porażka pogarszała jego niską samoocenę.
              Blondyn zacisnął usta, czując kolejne łzy napływające do jego oczu. Ciągle płakał. Nie potrafił przestać, nawet nie próbował. Gdy tylko jego oczy zachodziły łzami z niewielką pomocą wyobraźni, widział ponownie to pełne pogardy spojrzenie Sehuna, tak jakby wyrażało one, że dla niego nic już on nie znaczy. Nie umiał tego zrozumieć. Co się stało, że tak nagle zmienił się w potwora, bo człowiek nie mógłby tak potraktować kogoś, kto sądził że ma przed sobą osobę, której może zaufać.
              Początkowo Lu nie mógł uwierzyć, że to się stało. Spędził długi czas w takiej pozycji, w jakiej Oh go zostawił.Widział przed oczami te same obrazy i czuł jego dotyk, oddech, ciepło -  tak jakby to dalej trwało. Umysł nie pozwalał mu zapomnieć twarzy Sehuna  i tego co do niego mówił, bo w ten sposób chciał obudzić Luhana i  jego świadomość, że to się stało. A to było faktem, którego nie można było zmienić.
              Teraz Lu nie potrafił się pozbyć tego upokorzenia, jakby pozostawało niezmywalne. Bał się, że gdy tylko ktoś go zobaczy, czy usłyszy, to odkryje co się stało i to narazi go na więcej cierpień. Czuł na sobie piętno osoby zgwałconej, która zawsze będzie inna i w oczach obcych nic nie warta - całkiem jak dla sprawcy. Luhan najbardziej bał się czegoś innego. Całą noc i dzień siedział na swoim łóżku, otoczony kołdrą, skulony w kącie, obserwował klamkę drzwi. Bał się, że w końcu się poruszy i do pokoju wejdzie nie kto inny, a Sehun. Oczami wyobraźni widział, jak obojętnie na niego spogląda, po czym cały incydent się powtarza. Lu nie mógł uciec przed własnym strachem, bo gdzie by się nie ruszył, on go otaczał. Najgorsza była właśnie ta świadomość, że Sehun znów go kiedyś spotka i że wszystko może się powtórzyć.
                  Właśnie w tym momencie drzwi powoli się uchyliły, wpuszczając trochę światła z korytarza. Lu przywarł bardziej do ściany i skulił się, pochylając głowę. Jego serce biło szybko, a z oczu wypływały łzy, przez które z trudem obserwował nieproszonego gościa. Nie do końca widział jego sylwetkę, bo w pomieszczeniu panował półmrok.
                - Luhan? - zawołał znajomy głos. Blondyn od razu drgnął, na dźwięk swojego imienia, ale gdy miał już się odezwać, uświadomił sobie jaka rozmowa go czeka i zrezygnował. Co miałby mu powiedzieć? Po co się skarżyć Jonginowi, skoro Lu uważa się za winnego, bo to on sprowokował kłótnię.
               Kai zapalił światło, po czym od razu skierował swój wzrok w stronę "ludzkiego kokonu"  przy ścianie. Z uśmiechem podszedł w jego stronę, dostrzegając fragment blond czupryny przyjaciela.
              - Wiesz, mogłeś się lepiej przede mną schować - zaśmiał się, próbując odsłonić twarz Lu, ale on mocno trzymał kołdrę, którą naciągnął na głowę. - Ej! - warknął pod nosem, gdy jego wysiłki okazały się bezcelowe. Początkowo nie martwiło go zachowanie przyjaciela, sądził, że to jakaś kolejna głupia gra.
              - Nie mam nastroju... - wyszeptał blondyn z trudem, nieco przyduszonym głosem. Kai z zaskoczeniem stał nad nim nieruchomo. Czuł że coś było nie tak. Nie widział Luhana cały dzień, a teraz przychodzi do jego pokoju, a w nim nie dość, że nie ma Sehuna, to jeszcze Lu tak się zachowuje. Coś było nie tak. Chłopak czuł to, ponieważ znał każdą reakcje i różnice w tonie głosu Lu.
               - Coś się stało? Jeśli chodzi o Sehuna to...  - zatrzymał się nie widząc jak zakończyć to zdanie. W sumie nawet jeśli chodziłoby o niego, to w tym temacie był bezsilny. Nie mógł ingerować w to, kogo Luhan wybrał kiedyś na swoją drugą połówkę, za to mógł przy nim pozostać jako przyjaciel, bo w końcu to była mniej wdzięczna, ale jakaś funkcja, która pozwalała mu przy nim być. Na razie mu to jakoś wystarczało i nie chciał tego zepsuć kłótnią o Sehuna, co nie zmieniało faktu, że nie zamierzał pozostać bezczynnie, gdy Lu przez niego cierpi. Zachowanie przyjaciela na to wskazywało, a nawet to, że do kłótni doszło było niemal oczywiste. Kai czuł jak powoli narasta w nim gniew i poczucie winy, bo domyślał się, że wszystko mogło się rozpocząć przez niego.
               - Po prostu idź... - wyszeptał blondyn, niemal tracąc oddech, który ze strachu tkwił w jego przełyku. Łzy moczyły jego policzki, ale blondyn zaciskał mocno usta, aby nie wydać ani jednego odgłosu łkania. Modlił się, aby Jongin sobie poszedł, zostawił go samego, nie interesował się tym co się stało. Nie miał ochoty wszystkiego opowiadać, to za bardzo bolało.
               - Luhan... jeśli mogę ci pomóc to... powiedz co się do cholery stało - wyszeptał łagodnie, po czym położył dłoń na plecach przyjaciela. Nawet przez materiał Lu czuł ten dotyk tak dokładnie. Otworzył szerzej oczy i zacisnął z bezsilności ręce. Kai stał za nim, szeptał, dotykał go - to natychmiast przywołało ten obraz, o którym tak bardzo chciał zapomnieć. Odrzucił materiał i gwałtownie odsunął się niczym skarcone zwierze. Tym swoim przerażonym wzrokiem spojrzał na Jongina.
               - Zostaw mnie! - wrzasnął przez łzy. Oddychał ciężko, zaciskając mocno zęby. Teraz nie mógł już ukryć swojej twarzy, przez co od razu poczuł na sobie zaskoczony wzrok Jongina, w którym było coś na kształt troski. Lu natychmiast odwrócił głowę, unikając tego wzroku.
              - Luhan? - wyszeptał chłopak, widząc łzy płynące z oczu blondyna. Nie wiedział co ma zrobić i jak się zachować. Najchętniej przytuliłby go mocno do siebie, chociażby po to, żeby nie widzieć jego łez, ale przyjaciel dziwnie zareagował na jego pierwszy dotyk. Przez głowę nawet przeszła mu myśl, że to właśnie jego boi się Luhan.
              - Proszę idź stąd, zanim wróci - błagał przez łzy. Kai uważnie wpatrywał się w przyjaciela, szczególnie w jego szklane oczy. Westchnął z ulgą, ale nie trwała ona długo, bo od razu poczuł te same emocje, które były wypisane na twarzy Lu, tak jakby chłopak przesłał mu je i powoli niesamowity smutek i wściekłość na cały świat wypełniał go, bez konkretnego powodu.
             - Sehun? Boisz się go? - zapytał cicho, starając się aby zabrzmiało to jak najłagodniej, wewnątrz był już naprawdę zestresowany i odsuwał wszelkie możliwe domysły na temat tego co się między nimi stało.
             - Po prostu idź! Tak ciężko to zrozumieć?! - krzyknął blondyn nie potrafiąc znieść obecności Kaia. Tak naprawdę mógł mu o wszystkim powiedzieć, ale nie chciał stracić go tak jak Sehuna. Nie przeżyłby, gdyby i on zaczął nim w taki sposób gardzić.
             - Nie zostawiłbym cię takiego nawet gdybyś próbował się mnie pozbyć siłą - wyrzucił z uśmiechem, który w tej sytuacji całkiem zbił Lu z pantałyku. - Nie mam pojęcia co się stało, ale nie jesteś sam i nie masz prawa tak myśleć. Może znowu będę gadał jak jakaś nastolatka, ale... - westchnął cicho po czym opuścił głowę. - Po prostu powiedz co mam zrobić, by wszystko było dobrze – wyszeptał.
             - Wyjdź - wyrzucił bez emocji, starając się nie słuchać Kaia.
             - Obiecałem, prawda? Będę cię bronił... - Brunet ostrożnie spojrzał mu w oczy.
             - To zawiodłeś - wyjęczał blondyn, ukrywając twarz w dłoniach. Już nie powstrzymywał płaczu, łkając cicho. Przypominał małe bezbronne dziecko, któremu właśnie stała się jakaś krzywda.
              - To co? Idziesz ze mną? Nie będę o nic pytał... - zapewnił jeszcze, patrząc na niego wyczekująco. Chciał pogłaskać go po głowie, ale w połowie tego gestu zatrzymał się, bo chyba tym razem to na pewno by nie podniosło go na duchu. Problem był większy. 



              Stukanie do drzwi - właśnie ten dźwięk najpierw wyłonił się z chaotycznych myśli Jongina. Zanim powoli zaczął pokazywać się jakikolwiek obraz, chłopak już był w pełni świadomy, że śpi. To było dość dziwnym uczuciem, bo umysł był w pełni przez niego kontrolowany, ale nie miał żadnego wpływu na swój sen. Po prostu był biernym obserwatorem tego, co miało mu się ukazać. 
               Ciemnawy obraz delikatnie rozświetlała niewielka lampka, która była w stanie objąć swoim światłem tylko drewnianą werandę. Nie była wielka, ale od razu przywoływała jakieś miłe skojarzenia. Zanim jednak wszystkie szczegóły stały się wyraźne, dźwięki zaczęły budować swój własny obraz. Świerszcze dawały o sobie znać nieznośnym cykaniem, a gdy tylko zawiał wiatr, nawet szelest liści był wyraźnie słyszalny w takiej ciszy. W tle gdzieś tłumiły się dźwięki ujadania psów z sąsiedztwa, albo hałas silników kursujących nieopodal aut. To pozwalało Jonginowi jakoś nakreślić jeszcze niewidziane elementy obrazu, ale główny punkt tego obrazu ciągle pozostawał nieznany. 
              W ciemności, ledwie otulonej słabym światłem lampki, przy której kursowały tylko zwiedzione blaskiem ćmy, wyłoniła się sylwetka jakiegoś mężczyzny. Początkowo Kai nie rozpoznał obróconego do niego tyłem człowieka, który dobijał się do drzwi o tej porze, ale gdy tylko obraz nieco się wyostrzył, rozpoznał w nim siebie. Nie wiedział dokładnie czemu, ale czuł, że już widział tą scenę. Dość niedawno i nie chciał do niej wracać, ale domyślał się, że był to ważny dla niego moment, jeden z tych, które miały otwierać lub zamykać jakiś rozdział. Nie potrafił sobie jednak przypomnieć co tam robił, gdzie był, czemu tak mu na tym zależało, kto otworzy i jak skończy się ta wizyta? Mógł jedynie obserwować, ale tak jakby tylko oglądał włączony film. To było wyjątkowo dziwnym uczuciem. Jongin przyglądał się samemu sobie, który desperacko dobijał się do  drzwi, co jakiś czas rzucając jakimś przekleństwem pod nosem. Chłopak  niemal trząsł się z nerwów, co od razu widać było w niewinnych gestach, jak przeczesywanie włosów, czy przygryzanie warg. Coś musiało się wydarzyć, bo zwykle spokojny, opanowany Kai był teraz spłoszony i z trudem panował nad oddechem, co było nawet widoczne dla osoby obok. Brunet miał już zapukać po raz kolejny, ale wtedy drzwi się uchyliły. Przez niewielką szparę zaczęło wyglądać światło, które wydostało się z pomieszczenia. Jongin niemal rzucił się do przodu widząc, że ktoś nareszcie zareagował na jego dobijanie, ale jego zapał ostygł, gdy zobaczył w drzwiach znajomą mu twarz. Szatyn z nienawiścią i pogardą spoglądał na wieczornego gościa, a do tego ciągle trzymał drzwi ręką, nie pozwalając mu w ten sposób przejść obok. 
               - Czego tu chcesz? - zapytał beznamiętnie Sehun. Przyglądający się tej scenie Jongin tylko przez moment był zaskoczony obecnością szatyna w jego wspomnieniach. Nie czuł, żeby Oh był kimś mu znajomym, ale gdy tylko zobaczył go ponownie na werandzie, to wróciły do niego te uczucia, którymi go od zawsze darzył. 
              - Chcę z nim porozmawiać. Możesz go zawołać? - zapytał niewinnie, starając się zajrzeć zza ramie stojącego przed nim Sehuna, tak jakby ktoś miał się za nim chować. Szatyn w odpowiedzi zaśmiał się pod nosem, po czym posłał Jonginowi jeden ze swoich ironicznych uśmieszków. 
               - On nie chcę cię widzieć - warknął, zakładając ręce na torsie. - No... co teraz z tym zrobisz? - zapytał, ciesząc się swoim niewielkim zwycięstwem. Jongin zacisnął dłonie w pięści, i zdenerwowany zbliżył się do Sehuna. Chłopak automatycznie przygotował się na jego reakcje, odsunął go od siebie, kładąc ręce na jego torsie. Zdeterminowany brunet za wszelką cenę chciał wejść do środka, naprawdę było widać, że mu na tym zależy. Im mocniej przepychał się obok Sehuna, tym mocniej ten go odpychał, albo szarpał Kaia z zadziwiającą zaciekłością. Oboje nie chcieli ustąpić. 
               - Luhan! - krzyknął w końcu Jongin, nie potrafiąc obejść stojącego w progu szatyna. - Chcę tylko wyjaśnić! - wykrzyczał ponownie, nie przerywając niewielkiej, raczej jednostronnej batali z Sehunem. Przyglądający się  tej scenie Jongin czuł, że to jedno imię, które z taką desperacją powiedział, niemal rozerwało mu serce, poczuł tą samą motywacje, co kiedyś. 
               - Nie rozumiesz? - warknął chłopak, odsuwając Kaia na tyle, aby spojrzeć mu w oczy. - To dla ciebie koniec. Nawet nie masz po co tu przychodzić. Z resztą... masz tupet, że po tym wszystkim chcesz z nim gadać, jeszcze gdy ja u niego jestem - dokończył wbijając w niego to jadowite spojrzenie. 
                - Niech on mi to powie. Wtedy już mnie nie zobaczy, ale ty... - Złapał szatyna za kołnierz bluzki. - Ty nie masz tutaj nic do gadania. 
               - Tylko ty tak sądzisz - syknął młodszy. - Ale teraz jest tylko mój i nie pozwolę ci się z nim zobaczyć - wyszeptał, co zabrzmiało niepokojąco. - Wymyślona na poczekaniu historyjka będzie musiała poczekać. 
               - Jeśli teraz tego nie zrobię będę się tu szwendał co wieczór - warknął Kai drżącym głosem. Stali w bezruchu naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. 
               - Sehun... - Usłyszeli ciche wołanie. Oh przygryzł dolną wargę, niechętnie odwracając się w drugą stronę. Uśmiechnął się sztucznie, jakby nic się nie działo. - Z kim gadasz? - zapytał ten niewinny głosik. Kai natychmiast na niego zareagował, przepychając się  obok Sehuna tak, aby chociaż zobaczyć Luhana. Wychylił się, ale drogę w dalszym ciągu torowała oparta o futrynę ręka szatyna. Taka odległość jednak pozwoliła utrzymać Jonginowi kontakt wzrokowy z stojącym nieopodal Luhanem. Blondyn od razu niechętnie spojrzał na niego, po czym obrócił się na pięcie całkiem ignorując jego obecność. 
               - Nie! Luhan, czekaj. Chcę tylko porozmawiać! - krzyczał, chcąc go za wszelką cenę zatrzymać. - Dziesięć minut. Daj mi się chociaż wytłumaczyć - dodał błagalnie, gdy Lu się zatrzymał. Chłopak niepewnie odwrócił się, po czym z chłodnym wyrazem twarzy podszedł do Jongina. 
              - Dobra. Pięć minut, pamiętaj - syknął, po czym obrócił się bokiem do Sehuna. - Zostaw nas samych, dobra? - powiedział do chłopaka nieco łagodniejszym tonem.- Nie martw się - dodał po chwili, upewniając nieufnego Sehuna, że wszystko jest w porządku. Luhan wprowadził Jongina do domu tuż przy drzwiach wejściowych i czekał, aż Oh się od nich oddali, gdy tylko tak się stało założył ręce na piersi, patrząc wyczekująco na przyjaciela. 
              - No... to co chciałeś powiedzieć? 
              - Od kiedy Sehun jest takim twoim rycerzem - odpowiedział po chwili Kai tonem pełnym wyrzutów. 
              - To chyba nie twój interes, poza tym... marnujesz swoje pięć minut - rzucił wściekły Luhan. Jongin spojrzał na niego, po czym uśmiechnął się uroczo lekko speszony. 
             - Przepraszam, po prostu... nie wiem od czego zacząć - wyszeptał, zaplatając swoje dłonie. Bawił się nerwowo palcami, starając się jakoś ułożyć myśli. Problem polegał na tym, że w jego głowie było ich aż za dużo. Mieszały się tak, że trudno było wyciągnąć z nich jakąś składną wypowiedź.
              - Może od: "Wybacz Luhan, przepraszam za to, że zmarnowałem twoją największą szanse tylko dlatego, że jestem egoistą i zazdrośnikiem, który nie może znieść sukcesów innych." - Kai otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć, w to, co usłyszał. Pamiętał czego dotyczyła rozmowa między nim, a Luhanem, ale on pamiętał swoje motywy tej historii nieco inaczej. 
            - Że co? - warknął, po czym zaśmiał się pod nosem. - Ty jesteś po prostu idiotą! - dodał po chwili z cynicznym uśmiechem. - Albo jesteś ślepy... - dodał po sekundzie, łapiąc oddech.
              - Czy ty przypadkiem nie przyjechałeś mnie przeprosić, a obrażać? - odezwał się natychmiast zaskoczony Luhan. 
              - No przestań! Ty serio uważasz, że ja te szopkę z wczoraj urządziłem z zazdrości? No trzeba być  idiotą... i to przez tyle lat - wyrzucił zdenerwowany. Obrócił się bokiem do Luhana, nie mogąc znieść jego zaskoczonego wzroku. Przyglądający się sam sobie Kai też nie potrafił zrozumieć o co chodzi i czemu tak nagle jego zachowanie się zmieniło. - Myślałem, że się do mnie nie oddzywasz bo już wiesz... 
               - O czym niby? - zapytał zdenerwowany Luhan bezsilnie opuszczając ręce. 
               - To wszystko, co zrobiłem wczoraj to dlatego, że... - Podniósł niepewnie wzrok, ale gdy tylko spotkał wyczekujące spojrzenie Luhana, jego myśli całkiem się rozbiły. - Nie chciałem pozwolić ci odejść - wyszeptał drżącym głosem, w ogóle siebie nie przypominał. Jego wzrok był łagodny, szczególnie gdy patrzył na Luhana, który oddychał głęboko, powoli łącząc fakty. - Może jestem egoistą, bo zrobiłem to też dla siebie. - Przybliżył się do zaskoczonego blondyna. - Kocham cię i nie mów, że tego nie widziałeś. - Dłonie Jongina powędrowały powoli w stronę twarzy Lu, ale zanim zdążył pogłaskać go czule po policzku, chłopak odsunął się. 
               - Przestań sobie żartować z takich rzeczy - syknął wściekły. 
               - Chciałbym, żeby to było kłamstwo, albo żart. Nawet nie wiesz, jak to jest czuć coś do kumpla. Nie mogłem przy tobie opanować myśli, czułem się jak skończony kretyn, gdy unikałem cię tylko z tego powodu. Nie mam pojęcia, czemu tak się  stało, ale nie zmienię tego - wyszeptał, ciągle patrząc na blondyna. Luhan pochylił głowę, nie wiedząc jak zareagować na to wyznanie. - Proszę... powiedz mi tylko, czy cokolwiek czujesz, zastanów się nad tym i mi powiedz, bo ja nie chcę dalej udawać tylko przyjaciela - dodał, odwracając się od chłopaka. Powoli ruszył w stronę drzwi. Chciał dać Lu trochę czasu, bo w końcu on sam musiał go nieco mieć, aby przyzwyczaić się do tego co do niego czuł. 
             - Nie. Ja już wiem - Usłyszał za sobą stanowczy głos chłopaka. Obrócił się, z nadzieją spoglądając na uśmiechniętego chłopaka. - Nic do ciebie nie czuje i nie chcę, abyś kiedykolwiek myślał, że jest inaczej. Nie mogę stracić najlepszego przyjaciela - dodał łagodniej, ale jego głos się łamał. - Moja odpowiedź to "nie". Przykro mi, Jongin. - Chłopak czuł, że jego ręce zaczęły się trząść. Nie do końca docierały do niego słowa przyjaciela, ale już czuł narastającą w nim wściekłość. Zszokowany wpatrywał się w niego, czekając na zmianę odpowiedzi, czy coś takiego. Szukał jakiegoś zawahania, czy nutki nadziei wypływającej ze słów Luhana. Niestety jej nie znalazł, widział tylko pełen smutku wzrok chłopaka. Gdy w końcu dotarło do niego to rozgoryczenie po doznanej porażce, obrócił się w stronę drzwi, po czym gwałtownie szarpnął klamką. Wyszedł z domu chłopaka, trzaskając za sobą drzwiami.
                - Tak będzie dla nas obu lepiej, Kai - wyszeptał cicho Luhan, gdy w pomieszczeniu zrobiło się cicho. Ostatnim obrazem, jaki było dane zobaczyć Jonginowi były łzy stojącego w bez ruchu Luhana. Nie wiedział czemu, ale czuł że coś jest nie tak. Chciałby go dotknąć, przytulić do siebie, ale gdy tylko to zrobił wszystko zaczęło znikać. Rozmywało się przed jego oczami, po raz ostatni przypominając mu, że był to tylko sen. 



               Chanyeol wyszedł na korytarz, rozglądając się uważnie. Cały się trząsł, ale nie mógł być spokojny po tym co usłyszał. Pełen determinacji poszedł do Jaejoonga, aby wyzwać go na pojedynek, a ten z uśmiechem oznajmił mu, że Byun wyzwał go wcześniej. Nie pomogły prośby, aby mógł go zastąpić, ani nawet mało przebiegłe sztuczki sprowokowania go do przyjęcia swojego wyzwania zamiast walki z Baekhyunem. Bez problemu można było się domyśleć, że demon ma ku temu swoje powody, ale Park nie rozumiał motywów Byuna. Rozmawiał z nim o tym nie raz, obiecał że sam wszystko załatwi i jego plan na pewno wypali. Wydawało się, że Byun to rozumie, jednak najwidoczniej tak nie było, a do tego doszło to, że bezsensownie wyzwał Jaejoong co można nazwać największą głupotą. Momentami Chanyeolem targały tak skrajne emocje, że ciężko było za nimi nadążyć. Z jednej strony bał się o Baekhyuna, co było naturalne, a z drugiej strony miał ochotę zamordować go za tą ogarniającą głupotę.
               Natychmiast wpadł do pokoju, szukając Byuna, bo nie spodziewał się, że mógłby być gdzie indziej. Trzymał drzwi, wyszukując wzrokiem jego sylwetki. Początkowo niczego nie dostrzegł, dopiero gdy miał już wychodzić i ostatni raz przerzucił wzrokiem niewielki pokój zauważył wystający zza łóżka fragment czyjeś czupryny. Przyjrzał się mu uważniej, po czym zamknął za sobą drzwi z hukiem, licząc że siedzący za łóżkiem chłopak w końcu zareaguje. Tak się jednak nie stało. Zdenerwowany Park podszedł więc do łóżka, tak aby zobaczyć chowającego się szatyna. Z najbardziej gniewną miną, jaką potrafił z siebie wykrzesać stanął nad nim.
                - Baekhyun dupku! - warknął płaczliwym głosem. Szatyn powoli otworzył zapłakane oczy, nieprzytomnie spoglądając na siedzącego przy nim przyjaciela. Skulony ściskał mocno swoje nogi, otulając je ramionami, a do tego ułożył podbródek na kolanach. Jego oczy szkliły się od łez, a policzki były czerwone i mokre. Wyglądał tak niewinnie i uroczo. Chan przygryzł dolną wargę, czując napływające wyrzuty sumienia, za ten wypowiedziany na wstępie epitet. Chciał jak najdłużej zachować zimną krew i otwarcie, bez skrupułów powiedzieć Byunowi wszystko co kotłowało się  w jego głowie, tylko że gdy widział jego uroczą, zapłakaną twarz, to jedyne na co miał ochotę to przytulenie tego dzieciaka. Po cichu doszedł do wniosku, że naprawdę jest przeczulony na punkcie chłopaka i kiedyś jego serce tego nie wytrzyma.
               - To nic takiego - wyszeptał słabo, podnosząc się tak aby usiąść w wygodnej pozycji. Starł łzy. - Co się stało? - Chociaż jego mina była niewinna, to ta reakcja była naprawdę sztuczna.
               - Jeszcze się głupio pytasz? - syknął jeszcze bardziej rozwścieczony Chan. - Najpierw demon mówi mi, że wyzwałeś go na pojedynek, a teraz ty... myślałem, że... - zatrzymał się lekko skołowany. - Z resztą... teraz żałuj, że jeszcze żyjesz! Ty wiesz co nas... co ciebie dziś czeka? Wyjaśnij mi proszę, bo ja tego nigdy nie zrozumiem, co ci strzeliło do tego pustego łba? - mówił błyskawicznie Chanyeol, nadmiernie gestykulując, tak jakby przez to jego słowa miały nabrać głębszego przekazu. Początkowo połowa słów nawet nie docierała do Byuna, ale po samej minie Parka zrozumiał, że musi przebrnąć z nim przez tą trudną rozmowę, której tak się obawiał. Układał nawet w myślach, jak miałby mu o tym powiedzieć, nie mógł jednak ułożyć tego wszystkiego w jakąś konkretną całość, najśmieszniejsze było to, że sam do końca był zaskoczony swoją dziwną decyzją. W tamten wieczór nie tylko poczuł frustracje, że nikt w niego nie wierzy i każdy uważa, że jest słaby, ale i czuł się dłużny wobec Chanyeola, który ciągle go bronił bez najmniejszego powodu. Nie wiedział nawet czemu to robił, był tak uroczo bezinteresowny i całkowicie poświęcił się obcej osobie, poświęcił by się dla każdego. Niektórzy powiedzą, że był zwykłym naiwniakiem, który nigdy nie zazna za te trudy wdzięczności, ale Baekhyun widział w nim dobrego człowieka, którym zawsze chciał być. Chyba to ostatecznie przeważyło szalę.
              - Czemu milczysz? Jak mogłeś wpaść na coś takiego?! Jaejoong cię rozniesie, a ty spokojnie sobie śpisz! Jak to rozwiążemy? Musisz do niego iść... tak! - Złapał jego dłoń mocno ściskając nadgarstek. - Powiesz, że się poddajesz i chcesz z nim zostać, na pewno pozwoli ci... - Byun gwałtownie wtulił się w chłopaka, obejmując rękami jego szyję. Ten ruch był tak dynamiczny, że Chanyeol natychmiast zakończył swoją wypowiedź, otwierając szeroko oczy.
                - Przepraszam - wyszeptał łagodnie Barkhyun. - Chciałem cię tylko raz ochronić - dodał po chwili, pozwalając słowom  płynąć. - Będzie dobrze, nie martw się. - Chanyeol zacisnął usta, czując piekące uczucie w gardle. Jego oczy nieco się zaszkliły, ale chłopak uparcie nie pozwalał łzom spłynąć. - Mogę być raz dupkiem i egoistą, jeśli tyle razy mnie chroniłeś. Przepraszam, że teraz musisz się martwić, widocznie... nawet tego nie umiem zrobić dobrze - szeptał melodyjnym głosem, który roznosił się po pokoju.
                - Zamknij się! - rzucił Park, zaciskając go mocniej w swoich ramionach. - Nie rób scen, przecież sobie poradzimy... jak zawsze - wyrzucił przez łzy, po czym odsunął Baekhyuna na tyle, żeby móc zobaczyć jego twarz. - Zawsze będziesz mieć mnie przy sobie, więc nie musisz się bać. Zrobię wszystko, żeby cię nie stracić. - Park pełnym uczucia wzrokiem wpatrywał się w oczy szatyna, który słuchał uważnie każdego z jego słów.
                 - Chanyeol... - wyszeptał, czując że z jego oczu powoli spływają łzy. Nigdy nie słyszał od niego czegoś tak szczerego.
                 - Widzisz przez to twoje dziwne gadanie sam się tym zaraziłem - wyrzucił natychmiast, chcąc nieco zgasić tą dziwną, melodramatyczną atmosferę. Wyciągnął złożoną w pięść dłoń. - To jak? Jesteśmy jedną ekipą? - wyrzucił z uśmiechem. Byun spojrzał raz na jego dłoń, czekającą na przybicie żółwika, a raz na jego szczęśliwą twarz. Złapał chłopaka z obu stron, chcąc go przytrzymać i gwałtownie wbił się w jego usta. Przerażony Chan chciał odskoczyć, ale jego serce zabiło natychmiast mocniej i pojawiła się w nim właśnie ta odwaga, której mu tak brakowało. Objął szatyna w pasie, a ten delikatnie pogładził jego policzek i ułożył dłonie na torsie bruneta. Pod palcami czuł, bicie jego serca, a do tego słyszał jego chrapliwy oddech. Znowu zrobił coś, co go całkiem zaskoczyło i pokochał tą spontaniczność. Pocałunek z Chanyeolem całkiem pozbawił go zmysłów, wszystkie jego zmartwienia okazały się mało ważne. Park szybo przejął inicjatywę, jakby nie mógł się nasycić tym co właśnie czuł.
             - Jesteś nieprzewidywalny - wyszeptał, gdy odsunął usta od warg Baekhyuna. Ciągle trzymał go w takim samym uścisku.
             - Bycie wariatem jest zaraźliwe, prawda? - Chan przytulił go mocno, bojąc się wypuścić z uścisku.
             - Nie chcę mu cię oddawać - wyszeptał po chwili długiej ciszy. Baekhyun nic nie odpowiedział, w końcu oboje myśleli tak samo. 



                Chłopak zerwał się na równe nogi, gdy nieprzytomnym wzrokiem spojrzał na łóżko obok, na którym spał Luhan. Nie było dla niego szokiem, że śpi na podłodze, bo nie raz się tak budził, ale sam fakt, że ktoś inny zajmuje jego łóżko był dziwny. Tego typu pobudki zdarzały się, gdy miał jeszcze współlokatora, a ten mimo niepozornego wyglądu potrafił wywalić go z łóżka z ogromną siłą. Od niedawna Jongin zaczynał się przyzwyczajać, że gdy się budził obok nie było już D.O , a raczej przyjaciela którego tak mu brakowało, szczególnie teraz - Kyungsoo. To imię i tak nie dawało mu spokoju, jakby jego śmierć dalej ciążyła mu na sercu. W końcu coś sobie obiecali i Kai zamierzał dotrzymać słowa nie tylko tego które dał przyjacielowi, ale i to które rzucił Jaejoongowi. Serce Jongina przeszło niewielkie załamanie, ale odetchnął z ulgą gdy tylko zobaczył niewinną twarz Luhana. W sumie tak by było gdyby nie ten sen, który był czymś na kształt wspomnienia i całkiem pozbawił chłopaka wszelkich nadziei na to, że nie będzie już musiał o nic walczyć. Lu był dla niego kimś ważnym, tak jak przypuszczał sam Kyungsoo. Sam Kai zawsze to czuł, niemal od samego początku, tak jakby jakaś cząstka jego ciała o tym nie zapomniała. Jedyne co go teraz interesowało to właśnie Luhan i realność tego wspomnienia, jakie właśnie zdobył. Nie pytał się czemu blondyn mu wtedy odmówił i czemu myślał, że tak będzie lepiej, bo to byłoby tylko grupą kolejnych zbędnych pytań w jego głowie, a tego nauczył się już unikać, chociaż nad jednym ciągle się zastanawiał - czy Luhan też go choć trochę pamięta? 
                Brunet uśmiechnął się blado, widząc Lu śpiącego w tak nienaturalnej pozycji. Chłopak spał na brzuchu, kładąc głowę na poduszce w taki sposób, że jego włosy delikatnie zasypywały i nią, i upadały na jego policzek. Usta Luhana były nieco rozchylone, a zaciśnięta obok na poduszce ręka powodowała, że wyglądał jeszcze bardziej uroczo. Kołdra owinęła się wokół jego ciała tylko w pasie, odkrywając plecy, po czym kończyła się zaplątana między nogami blondyna. 
                Kai złapał leżącą obok kołdrę, po czym podszedł do łóżka z cichym zamiarem przykrycia nią śpiącego Lu. Gdy tylko stanął naprzeciwko chłopaka coś przykuło jego uwagę. Nie mogąc uwierzyć w to co widzi, podszedł bliżej. W miejscu gdzie podniósł się podkoszulek blondyna, Jongin zobaczył na skórze sine plamy, które w kilku miejscach przybierały różny odcień. Zszokowany Kai od razu uspokoił się faktem, że coś takiego jak siniaki i tu im się trafiają, i nie musi już specjalnie się nad tym rozwodzić. Dopiero gdy narzucił już na przyjaciela kołdrę i jedna z jego dłoni wysunęła się spod materiału, Kai znów zauważył te sine plamy. Tym razem pod nadgarstkiem Lu i nie były one tak spore jak te na biodrze czy plecach, ale te budziły większy niepokój, takie siniaki mogły w sumie powstać podczas obrony. Gdy tylko ta teza obudziła się w myślach Jongina, od razu zobaczył oczami wyobraźni jedyną osobę, która mogła skrzywdzić Luhana i miała ku temu powody. Chociaż wolał się nie nakręcać, to coś ciągle podgrzewało ten palący ogień nienawiści, której i tak miał już nad stan jeśli chodziłoby o Sehuna. 
                 Brunet szczelnie otulił chłopaka, po czym wyszedł z pomieszczenia, zerkając przelotnie na jego uroczą buźkę. Najchętniej w ogóle nie wychodziłby z pokoju, ale z doświadczenia wiedział, że oddalanie się od grupy, tak jak wcześniej robili to inni, kończyło się albo brakiem informacji, co groziło problemami podczas śledztwa, albo co gorsza całkowitą alienacją, a jak wiadomo pojedynczej, obcej osoby lepiej się będzie pozbyć niż kumpla. 
              Kai miał już skoczyć do Tao i Krisa, żeby z nudów zapytać czy jest coś do pomocy, ale wtedy wkroczyło cudowne zrządzenie losu i przed jego twarzą postawiło nikogo innego jak Sehuna. W sumie nie było to takim wielkim wypadkiem, bo niemożliwym jest nie wpaść na kogoś, kiedy wszyscy z reguły kursują przez te same pomieszczenia. Przeznaczeniem może był tylko fakt, że Jongin spotkał go tak szybko i nie zdążył nawet uspokoić swoich myśli. Gdy tylko do niego podszedł, Oh zmierzył go pełnym jadu spojrzeniem, całkiem jak tym ze snu. Nie przeraziło go to ani trochę.  Złapał chłopaka za kołnierz bluzy, po czym pchnął go obok na ścianę. Stanął naprzeciwko niego, nie pozwalając mu na ucieczkę. Sehun warknął tylko coś pod nosem, ciągle nie spuszczając wściekłego wzroku z Kaia. 
              - Odbiło ci już całkiem - syknął, próbując obejść Jonginam tyle że bez skutku, bo chłopak ponownie złapał go za bark i przycisnął do ściany. Pomimo tego wzroku zabójcy Sehun wydawał się bardziej pokorny niż zwykle. Kiedyś nie pozwoliłby sobie na coś takiego ze strony Kaia, za pewne od razu doszłoby do jakiejś bijatyki. 
              - Co się stało pomiędzy tobą, a Luhanem? - wyrzucił pewnym siebie tonem. Sehun zaśmiał się w ten swój cyniczny sposób. 
              - Więc to u ciebie się ukrywa? Czemu mnie to nie dziwi - dokończył uciekając gdzieś wzrokiem. 
              - Zrobiłeś mu coś? - zapytał jeszcze raz brunet, czując się jak na przesłuchaniu. 
              - Co cię to obchodzi? 
              - Powiem ci, że nawet bardzo. - Chłopak pochylił się nieco do przodu, niemal stykając się z Sehunem twarzą. - Pamiętasz mnie, prawda? - Sehun wstrzymał oddech, po czym spłoszony spojrzał na Jongina. - Ja też cię już pamiętam. Wszystko. Nigdy nie było między nami dobrze, ale dzielił nas Lu. Teraz już, gdy wszystko pamiętam nie oddam ci go.  Możesz o tym zapomnieć - szepnął cicho i spokojnie Kai. - Liczę tylko na to, że w końcu powiesz mu prawdę. Zrobiłbym to, ale nie chce go ranić, powinien to usłyszeć od ciebie. Tylko radzę ci się pospieszyć - dokończył, poklepując go po ramieniu. Sehun nie odrywał od niego pełnego nienawiści wzroku, ogarnęło go to niszczące człowieka uczucie - przerażenie i stres. Bał się co go czeka dalej, tym bardziej, że wszystko szło jak w jego definicji - jak coś się sypie, to wszystko. Prawdziwa teoria pasująca do "Casso" - popadania w ruinę. 



               - Krisuś! - Usłyszeli pisk biegnącego w ich stronę Tao. Nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi, ciągle zajmując się jedzeniem przygotowanego przez Suho śniadania. Chłopak nie był dobrym kucharzem, ale udało mu się zrobić talerz pełen kanapek, w których tylko trzy nie były pokryte grubą warstwą masła, albo nie miały na sobie ogromnych plastrów warzyw. Widząc jego umiejętności, Kris pozwolił sobie własnoręcznie przygotować kawę dla siebie i Jongina, w obawie że zrobienie i tego też przerośnie Suho. Najwidoczniej ostatnio blondyn niewiele spał, bo ten napój był dla niego ważniejszy niż powietrze. Wszędzie towarzyszył mu duży, biały kubek wypełniony zwykle już przechłodzoną kawą. 
               - Dla ciebie Wu Yifan - burknął chłodno chłopak, gdy tylko brunet do niego podszedł, po czym bez emocji upił łyk gorącego napoju. Gdy odstawił kubek, czyjeś ręce objęły go w pasie, a na ramieniu poczuł ucisk czyjegoś podbródka. 
               - Tęskniłem - wyszeptał z uśmiechem Tao. Kris westchnął tylko głęboko, nie komentując tej sceny, tak jak i siedzący naprzeciwko niego Suho. Tylko Kai zaśmiał się cicho pod nosem, bezskutecznie usiłując powstrzymać ten odruch. - Zaczynam sądzić, że mnie unikasz, a przecież wiesz, że obiecałem ci zamiast śmierci... uprzykrzanie życia do momentu w którym mi się to znudzi, albo ktoś cię wykończy przede mną. - Podniósł wzrok na znudzonego Suho, który nie odezwał się ani słowem, najwidoczniej Tao oczekiwał od niego jakiejś reakcji. 
               - Chyba, że ja nie wytrzymam i cię zabije - odpowiedział równie dziwacznie miłym tonem Yifan. Tao odsunął się od niego, a złośliwy uśmieszek nie znikał z jego twarzy. 
               - Uznam, że mówisz to z miłości. Co nie, Suho? Pasujemy do siebie? - Kris słysząc to pytanie prawie udławił się upitą przed momentem kawą. 
               - Nie odpowiem na to, bo chcę żyć - wyrzucił, nie spuszczając rozbawionego wzroku z twarzy Krisa, któremu w ogóle nie było do śmiechu. 
              - A ty jak myślisz Jongin? - Kai podniósł wzrok na Tao, w tym samym czasie niepewnie sięgając po jeden z wyrobów Suho. - Nasze dzieci będą piękne, co nie? - wyrzucił z uśmiechem Huang, po czym sam rozbawiony tym pytaniem buchnął śmiechem. 
               - Na pewno będą piękne po mamie - odpowiedział, a gdy tylko porwał coś na wzór kanapki z talerzyka, zajął się jej konsumpcją.
             - Nawet się nie zdziwię, jak z tego kosmity-obojniaka coś kiedyś wypełznie - Kris z chłodnym wyrazem twarzy czekał na jakąś reakcje ze strony Tao. 
               - Nawet jeśli mnie nienawidzisz... ja będę wspierał nasz związek. - Ton głosu chłopaka był typowo teatralny. - Poza tym wiesz... jeśli coś ze mnie wypełznie, to będziesz pierwszym podejrzanym. Gdzie drwale rąbią, tam wióry lecą, a ty o tym wiesz najlepiej, kochanie – wyrzucił z cynicznym uśmieszkiem brunet, a Kris aż zaniemówił słysząc tą odpowiedź. Suho zaśmiał się na dźwięk tych słów, po czym od razu ucichł, czując na sobie przerażający wzrok Krisa. Blondyn wstał, trzymając w dłoni kubek. Pozostali tylko w skupieniu obserwowali wszystkie jego ruchy, jakby w obawie, że niewyspany Yifan podejmie się rękoczynów. 
               - Przepadnij poczwarko - wyrzucił tylko, przechodząc obok Tao. Chłopak obserwował go z tym swoim złośliwym uśmieszkiem, po czym gdy blondyn zniknął za drzwiami kuchni, zajął jego miejsce przy stole. Siedział naprzeciwko Jongina, wpatrując się w niego uważnie. Jego przenikliwy wzrok nie odrywał się od niego ani na moment, co Kai też już zauważył, ale nie zwracał na to uwagi, kończąc kanapkę. Dopiero po kilku długich minutach obrócił się w stronę Tao, ale ten i tak dalej uważnie mu się przyglądał, co było już nieco niepokojące. 
              - Coś się stało Jongin? - zapytał, nie przerywając swoich obserwacji. 
              - Nie... Czemu pytasz? - odpowiedział zaskoczony, z ustami wypchanymi jedzoną właśnie kanapką. 
              - Bo ciągle się uśmiechasz - wyjaśnił w końcu brunet półszeptem, wyraz jego twarzy wskazywał na to, że domyśla się o co chodzi. Tao i Kris pod tym względem byli podobni. Natychmiast wyłapywali wszystkie fakty z otoczenia i zaraz wyciągali z nich wnioski, nic im nie umykało. Jongin zaśmiał się tylko pod nosem, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że tłumaczenie się w tym momencie byłoby głupotą. Właśnie myślał o Lu i o tym, czy już wstał, do tego przed jego oczami pojawił się obraz jego słodkiej twarzy, gdy rano zostawił śpiącego chłopaka. 
              - A właśnie Tao, mam sprawę - zaczął, gdy do jadalni wszedł też Kris. Chłopak natychmiast obrócił się w jego stronę. 
              - Wziąłeś mi winogronko?  - zapytał z uroczą miną. 
              - Sam rusz tyłek. - Blondyn nawet na niego nie spojrzał, po czym usiadł na jedynym wolnym miejscu obok Suho. 
              - Jesteś okrutny! - rzucił słodkim głosem, po czym zaśmiał się, spoglądając na ciągle poważnego Krisa. - No, co to było za pytanie Kai? - powiedział już z poważnym wyrazem twarzy. 
              - Ty też odzyskałeś swoje wspomnienia po jakimś czasie i chcę po prostu wiedzieć, czy one są w stu procentach pewne? Bo wiem, że Jaejoong nie raz próbował "podkręcić akcje", stawiając nas przeciwko sobie i to byłby w sumie dobry pomysł, gdyby namieszał nam w głowach. To możliwe? - Wszyscy natychmiast obrócili głowę, spoglądając z uwagą na Tao. Chłopak wyprostował się, czując się prawie jak ekspert. 
              - Też się nad tym zastanawiałem, ale Jaejoong nie ma takiej mocy. Z tego, co wiem ma tylko ataki typu psychicznego, czyli telekineza, telepatia i kontrola czasu. Gdyby nie te moce całe Casso by runęło. Jego magia, że tak powiem... ma takim poziom, że jest w stanie utrzymać to wszystko w tym zamrożonym stanie i to na bardzo długo, ale nie może zrobić nic co przekracza jego umiejętności. 
              - Skąd to wiesz? - zapytał natychmiast Kris, patrząc na Tao podobnie przenikliwym wzrokiem, jak on chwile temu na Jongina. 
              - Rozmawiałem z nim o kontroli czasu...
              - Wiesz, nie chce ci nic mówić, ale informacje od demona nie muszą być prawdą, Tao - Suho wyraźnie stracił zainteresowanie rozmową. 
              - To podaj mi powód, dla którego miałby kłamać. Przecież gdyby chciał, zabiłby nas natychmiast, więc nie o to mu chodzi. Liczy na jakieś przedstawienie, dlatego czekał, aż sami dotrzemy do prawdy. Wybrał nas tak, żeby było ciekawie, więc większość z nas znała się za życia, nie musiał nic kręcić - wyrzucił już nieco zdenerwowany Tao. 
               - Bronisz demona? - Suho patrzył z pogardą na bruneta. 
               - On ma racje - odezwał się w końcu Kris i wszystko nagle ucichło, jakby jego zdanie przeważało w tej dyskusji. - Nad tym nawet nie trzeba się zastanawiać. Do tego widać dla nas jakieś szanse, bo w końcu utrzymując to wszystko i on traci jakąś część swoich sił. 
                - Czyli dzisiejszy pojedynek jego i Chanyeola może być wyrównany? - zapytał z nadzieją Suho. 
               - Chanyeola? Baekhyun go wyzwał - sprostował Jongin. Nikogo oprócz Suho nie zszokowała ta wiadomość, bo pozostała trójka została już o tym powiadomiona przez Parka, który od rana chodził wściekły na cały świat. Kilkakrotnie kursował z Byunem na sale treningową, ale oprócz nich jedyną osobą, która mogła podczas tych prób tam wejść był Sehun. Najwidoczniej we trójkę przygotowali jakiś plan, chcąc się jakoś przygotować, bo decyzja Byuna zszokowała chyba każdego, z Chanem na czele. 
               - No to porażka jest bardziej niż pewna - wyrzucił Suho, z westchnieniem pochylając się do przodu. 
               - Ty tak uważasz - burknął Kris. - W sumie już Baekhyun ma pewną przewagę samym faktem, że jest.


               Chłopak westchnął głęboko, zatrzymując się przed drzwiami. Coś kazało mu się stanąć i zastanowić. Zza drzwiami na pewno będzie mógł spotkać Luhana i to może być jedna z niewielu okazji, kiedy był sam, ale co miałby zrobić? Nie było słów, którymi można by przeprosić za coś takiego, długi czas też nie wymaże jego winy. Przepaść między nim, a jego chłopakiem stała się nie do przejścia i to nie z winy Jongina, którego o to podejrzewał, ale z jego własnej. Poświęcił tak wiele, aby zdobyć go dla siebie i więcej mógł poświęcić, aby go zatrzymać. Nie wiedział, co się stało w tamten wieczór, że nagle stracił nad sobą kontrolę. Tak było często, gdy tylko pozwalał sobie "popłynąć z emocjami". To zawsze kończyło się tym, że ktoś zostawał zraniony, dlatego Sehun zawsze był sam. W sumie to prawie. Była jedna osoba, która zawsze stała po jego stronie, bez względu na jego humorki, problemy i wyrzuty, których inni nie mogli znieść, tą osobą która tkwiła przy nim, był właśnie Lu. Sehun nie mógł pozwolić sobie na utratę kogoś takiego, rozpaczliwie pragnął, aby chłopak patrzył tylko na niego. Nikt inny nie miał prawa się przy nim kręcić. To jednak nie usprawiedliwia tego co się stało.
               Wściekły Oh odsunął się od drzwi i ruszył w powrotną drogę. Musiał dać Luhanowi więcej czasu. On też tego potrzebował. Sehun nie był gotowy, aby zobaczyć pełnego odrazy spojrzenia, którym na pewno obdarzy go Luhan. Wierzył, że kiedyś odnajdzie jakieś słowa, aby to wszystko wyjaśnić.
                - Nie zapomnij tego zrobić, gdy tylko dam ci znak. - Usłyszał złowrogi głos obok. Nie skręcił, zatrzymał się gwałtownie i przysunął się do ściany. Ostatnio przyzwyczaił się do tego typu reakcji. Widział wszystko i wszystkich, bo to był jego jeden z sposobów na przeżycie. Od samego początku obserwował każdego z nich, przysłuchiwał się uważnie ich słowom, badał ich relacje. Widział dziwne zachowanie Chena, którego było mu najlepiej przejrzeć, nawet dzięki Luhanowi odkrył wcześniej prawdziwe oblicze Xiumina, widział uczucie między Chanyeolem, a Baekhyunem, co było dziwne jak na osoby, które rzekomo nie znały się za życia, ale największą uwagę skupiał na dwóch uczestnikach Casso, którym najbardziej nie ufał. Był nim wszystko wiedzący Kris i zagrażający jego szczęściu Kai. Oh wiedział, że nie może przegrać, ale nawet jeśliby wygrał, to jego przyszłość będzie niepewna.
               - Rozumiem – syknął mężczyzna. Sehun doskonale wiedział, że nie zna tych głosów. Słysząc kobietę domyślił się, że to musi być jeden z demonów, a ponieważ znajdowali się w miejscu przeznaczonym dla członków eksperymentu możliwe, że właśnie jest świadkiem jakiś potajemnych kontraktów między demonem, a jednym z nich. - Jesteś pewna, że wszystko się uda, jeśli nie to Jaejoong...
               - Czy ja cię kiedykolwiek zawiodłam? - głos kobiety wydawał się bardziej nachalny, a ona sama na pewno była już nieco zdenerwowana. Na pewno nie należał do Gain.
               - Tutaj nie chodzi o głupich ludzi, ale o demona. Wchodzę w to, ale robię to tylko dla Hongbina – wyszeptał. Sehun westchnął głęboko, od razu na dźwięk tych słów przypominając sobie o Luhanie. Nie mógł zrozumieć czemu wszystko mu o nim przypominało.
               - A ja zaufam "Królowej Strategi" – powiedziała trzecia z obecnych tam osób. Głęboki, kobiecy głos przypominał właśnie Gain.
               - Skoro wszyscy się zgadzacie, to zajmijmy się tym nieproszonym gościem – zaśmiała się łagodnie dziewczyna, ta która rozpoczęła słyszaną przez szatyna rozmowę. Sehun wstrzymał oddech, automatycznie czując jak jego płuca coś zgniata, a mianowicie niesamowity strach i niepokój. Domyślał się, że mówił o nim i mógł tylko przypuszczać co mogą z nim zrobić.
               - Wyłaź! - syknął mężczyzna. Sehun stał w bezruchu, nie wiedząc jak zareagować. W jego głowie nie pojawiał się żaden pomysł na ucieczkę, czy chociaż usprawiedliwienie. Zrezygnowany opuścił głowę i wyszedł na przód, zatrzymując się przodem do trójki demonów. Wszyscy ze złośliwym uśmieszkiem wpatrywali się w człowieka naprzeciw, który mimo wielkiego strachu i tak podniósł dumnie głowę, jakby niczego się nie bał. Gain wpatrywała się w niego intensywnie, patrząc na każdy element jego ciała. Po chwili zatrzymała się na jego pustych oczach i nie odrywała od nich wzroku. Dopiero po kilku długich sekundach podniosła rękę przed siebie i zacisnęła palce w powietrzu. Sehun w tym samym momencie poczuł, jak coś dotyka jego szyi i zaciska się na jego kręgach. Palce mocno wbijały się w skórę, co było dziwnie realnym uczuciem. Powoli nie mógł oddychać, ale dalej szeroko otwierał usta, co było odruchem warunkowym, jakiego nie mógł opanować. Nie wiedział jakim cudem mógł to czuć, jeśli kobieta wykonała ten ruch kilka metrów dalej.
               - To co mamy z tobą zrobić? - zapytała lekko, przechylając głowę. Jej wyraz twarzy był nieco niepokojący, ale Oh dalej nie wychodził z roli, patrząc na nią równie intensywnie. Nawet jeśli będzie naprawdę źle, on się nie podda, obiecał to kiedyś Luhanowi.



               Szarawe niebo wydawało się całkiem przybierać barwę popiołu w ten wieczór. Tak też wyglądało, bo zawiesinę wszelkich pyłów nad nimi nie można było nazwać chmurami. Tym razem było ich więcej, niż zazwyczaj, ale ciągle kotłowały się nad zamkiem jakby obserwując wszystko co działo się na dole. Plac, który zapewne był czymś na kształt dziedzińca, otaczały mury zamku. Już od kilku długich minut czekała na nim ósemka chłopaków i nadzorująca ich dwójka demonów. Większość nudziła się, czekając na zjawienie się pozostałych, w tym Jaejoonga, ale były dwa wyjątki, które chciałyby ten moment jego nadejścia oddalić - przerażony Baekhyun i jeszcze bardziej zmartwiony Chanyeol. Stali obok siebie na placu, cicho odliczając kolejne minuty. 
             Baekhyun czuł na sobie zagadkowe spojrzenia pozostałych, zapewne wszyscy byli ciekawi czemu to robi, a on jako osoba, która nie lubi jak ludzie zwracają na niego uwagę, pod wpływem ich spojrzeń czuł się osaczony. Słyszał ich szepty z każdej strony i to one niepotrzebnie zaprzątały jego głowę, mieszały mu myśli, które teraz muszą być skupione. Coś dziwnego działo się z jego ciałem. Cały się trząsł, jego ruchy były zbyt energiczne, bo sam ich nie czuł, jakby organizm reagował przedwcześnie. Serce pracowało na pełnych obrotach, uderzając w klatce piersiowej raz, po raz, coraz szybciej, do tego reszta zmysłów była szczególnie wyczulona. Każdy szelest powodował, że mięśnie Byuna natychmiast się napinały. Diagnoza była prosta, wszystkie objawy wskazywały znany, stary strach. Tym razem było to jednak coś jeszcze - chora ekscytacja. W Baekhyunie powoli zaczynało budzić się to dziwne uczucie jakiego dawno nie czuł. Ten dzień był dla niego wyjątkowy, bo przeżył podczas niego więcej, niż przez całe swoje życie. Przestawał się zastanawiać nad tym, co powinien robić, przestał się bać, pozwolił swoim pragnieniom się uwolnić. Chciał tego, ale nie miał na tyle odwagi. Po raz pierwszy od zjawienia się na placu podniósł wysoko głowę, z uśmiechem patrząc na szare niebo. Ten zwykły dla reszty, choć dla niego niezwykły widok przez chwilę pozwolił skupić na czymś innym swoje myśli. Pierwszy raz nie buntowały się, gdy delikatnie odpłynęły w stronę innego tematu. Zwykle wracały z podwójną siłą, przyprawiając więcej bólu Baekhyunowi, który przez nie przeżywał momenty zwątpienia. Znał swoją siłę, nie miał jej za dużo, ale wiedział, że będzie w stanie coś osiągnąć, jeśli naprawdę się postara. Teraz miał jeden cel, który stawał się dla niego jasny, chyba dlatego, że nigdy go nie miał i nie wiedział jak to jest. Musiał wierzyć w swoje zdolności, wysilić się, aby zbliżyć się do czegoś, co z każdym krokiem się oddala, ale był szczęśliwy w tej szalonej gonitwie.  Nagroda była tego warta, bo był nią Chan. Tylko on się teraz liczył, dla niego Byun musiał w siebie uwierzyć, to był jedyny sposób, aby wszystko się skończyło. Zamyślony chłopak z przymkniętymi oczami oddychał głęboko, nieco lżej niż wcześniej, jakby wszystko rozwiał obraz tego, o co miał walczyć. To było coś na wzór zastawienia, bilansu zysku i strat, z którego wynikało, że dla Chanyeola mógłby wiele poświęcić. Szatyn poczuł uścisk na swojej dłoni. Czyjeś palce delikatnie przesunęły się wzdłuż niej, przeplatając się z jego palcami. Ten ciepły dotyk czyjeś skóry wywołał przyjemny dreszcz, przechodzący przez ciało Byuna. Chłopak nieśmiało odwrócił się, od razu natrafiając na ciepły uśmiech Chanyeola. Wiedział, że wszystko było tego warte. 
             Niestety Park nie podzielał tego zdecydowania i radości. Wewnątrz był jedną wielką galaretą, bo jego myśli nawiedzały najgorsze scenariusze jakie mogły się przytrafić. Jaejoong na pewno przygotował jakiś pomysł,  a samo rozmyślanie co to może być przyprawiało o ból głowy. Tymczasem Chan nie myślał o niczym innym, a działo się tak ponieważ najwięcej bólu przysparzał mu fakt, że czuł się bezsilny w tej głupiej sytuacji. Dawno temu obiecał sobie, że nikogo już nie straci i robił w tym celu wszystko co tylko potrafił, a teraz po raz pierwszy ta moc zniknęła z jego rąk. Musiał zaufać komuś innemu i stać z boku, obserwować, bezczynnie śledzić coś, co miało być pod jego kontrolą. Park nie czuł się z tym dobrze, wolałby zastąpić Baekhyuna, bo wtedy byłby spokojniejszy. Teraz mógł tylko czekać i modlić się, aby ich plan awaryjny nie był konieczny. 
             - A co to za zgromadzenie? - Usłyszeli donośny głos demona, który dumnym krokiem zbliżał się na środek dziedzińca. Szedł w asyście dwóch kobiet, one nie podzielały jego entuzjazmu, który okazywał szerokim uśmiechem. Przypominał trochę aktora, który zmieniał się gdy tylko pojawiała się publiczność. Baekhyun niechętnie obrócił się w jego stronę, tak jak wykonała to reszta. Zamarł, gdy tylko Jaejoong wyłapał jego spojrzenie, tak jakby tylko na nie czekał. Byun tym razem nie odwrócił wzroku, przelewając w niego całą nienawiść. Podobnie robił Chanyeol, ale jego gest nie był zauważony przez demona, który wydawał się w tłumie dostrzegać tylko Baekhyuna. Podszedł bliżej, a gdy to zrobił większość stojących niedaleko szatyna osób odsunęło się do tyłu. - Miło cię znowu widzieć Baekhyun - wyrzucił z uśmiechem. - To jak? Chcesz zacząć? 
             - Im szybciej tym lepiej - burknął chłopak, a jego lodowate spojrzenie nieustannie przeszywało sylwetkę demona.
             - Jesteś dziś dla mnie taki oschły... a liczyłem na całus przed rozpoczęciem walki. - Brunet od razu przypomniał sobie nieudolną próbę pocałunku, jaką dokonał Byun w dniu wyzwania go do walki. 
               - Przykro mi... ja chcę to dziś tylko zakończyć - odpowiedział szczerze. 
               - Czyli nie mam wyboru, prawda? Zmuszę cię do tego, jeśli nie chcesz wybrać rozsądnie, ale będzie nieco boleć. - Położył dłoń na jego ramieniu. - Tylko tym razem, żebym się nad tobą zlitował pocałunek nie wystarczy... będziesz musiał bardziej, bardziej się postarać - wyszeptał melodyjnym głosem, ciągle patrząc na szatyna w ten dziwny sposób, którego on nie potrafił odczytać. Stojący niedaleko Chanyeol, który z pokerowym wyrazem twarzy przysłuchiwał się rozmowie, podszedł bliżej i zrzucił z ramienia Byuna dłoń demona. Zrobił to z takim obrzydzeniem, jakby ten gest co najmniej doprowadzał go do szału. 
             - Pojedynek się nie zaczął, więc po co go dotykasz? - warknął zdenerwowany. Jaejoong tylko zaśmiał się pod nosem, widząc jego wściekły wyraz twarzy. 
             - Masz racje - stwierdził, zwracając się łagodnie do Chanyeola. - Po co przedłużać? Nie masz co się łudzić, jest mój odkąd tylko mnie wyzwał. Kto powiedział, że muszę  go zabijać? Wystarczy, że wygram, a jego życie należy do mnie, zrobię  z nim co chcę -  dodał typowo złowrogim tonem. Baekhyun zacisnął mocniej dłonie, czując że narasta w nim frustracja. Było tak jak myślał, wszyscy z góry zakładali jego porażkę. Ta myśl dodawała mu determinacji, choć odbierała spokój ducha. 
            - Chyba że przegrasz, co nie? - rzucił złośliwie Park. W tym zdaniu można było wyczuć tą pewność, gdy było ono wypowiadane. Chanyeol w ogóle się nie zawahał, jakby gdzieś w nim żyła nadzieja, że to prawda i wszystko się uda. Byun spojrzał na niego z uśmiechem. Też chciałby w to wierzyć. 

12 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że w końcu pojawił się rozdział. Wątek Shun – Luhan – Kai jest bardzo intrygujący. Pierwszy z nich kocha Lulu, ale sposób okazywania swoich uczuć jest dość dziwny. Ten drugi chyba nie wie, kto w jego życiu jest najważniejszy. Kocha Sehuna, ale Kai nie jest mu obojętny. W sumie powinien uwolnić się z tego toksycznego związku z Ohem. Został wystarczająco skrzywdzony! Jeśli chodzi o Jongina to nie wątpię, że kocha Lulu. I choć tym razem nie uchronił ukochanego przed cierpieniem to wierzę, że już zawsze przy nim będzie. Tao odstawia niezłe scenki! Zachowuje się dziwnie i jest mega wkurzający. Cud, że Kris wytrzymuje jego humorki. Ciekawe, ile jeszcze zniesie. Oby, jak najdłużej! W końcu doczekałam się pocałunku Chana i Baeka. Niech tylko Byun wygra z tym demonem! Może nie jest zbyt potężną osobą, ale ma w sobie to coś! Ja nie chce, by ten cholerny Jaejoong rozdzielił tą dwójkę. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i na finał walki!
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. YEHET WARTO BYŁO CZEKAC. Genialne!!! Liczę, że szybko dostaniemy kolejne rozdziały, bo kończyc w takim momencie...ahhhh teraz się będę zadręczac, jak zakończy się pojedynek :D codziennie sprawdzalam czy jest juz 12 rozdział i w końcu się doczekałam :) jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam. masz ogromny talent ~ Akemi

    OdpowiedzUsuń
  3. Miesiąc czekałam i sie doczekałam *^* świetne! Najbardziej się doczekać ich walki nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początku pozwolę sobie na króciuteńką litanię – mieszanie czasów, przecinki, gramatyka, potocyzmy – i w ten sposób zamknę temat błędów (które zauważam zupełnie odruchowo a połowę i tak zapominam po pięciu sekundach), przechodząc od razu do treści.
    Nie dziwię się, że ten rozdział mógł zająć więcej czasu (nie tylko przez imponującą długość – niemal 8500 słów to, wow, naprawdę sporo), bo poruszana tematyka… jest ciężka. I nie dlatego, że źle się czyta – z tym nigdy nie było problemu – ale sama psychologia gwałtu i psychika jego ofiary to nie jest coś, co można opisać od tak, na akapit albo nawet pół. Nie chcę tutaj zabierać głosu co do samej interpretacji i próby odwzorowania emocji osoby w ten sposób dotkniętej przemocą (powody zachowam dla siebie, bo i tak nie są zbyt istotne), ale napiszę tylko, że zdarzało mi się czytać podobne rzeczy. Raz czy dwa nawet w poważnych książkach, takich na papierze i z logo dużego wydawnictwa w którymś z rogów okładki; pozwala mi to dojść do wniosku, że strach, negacja otoczenia i autodestrukcyjne myśli to wiarygodne zachowanie. I w tym temacie nie chcę dodawać nic więcej – opisy w tym miejscu są dobre. Nie wstrząsają, ale wciąż stoją na przyzwoitym, niepretensjonalnym poziomie.
    Im więcej wie się o przeszłości bohaterów, tym w zasadzie o nich samych wie się mniej; to buduje coraz bardziej tajemniczy klimat (bo, koniec końców, ogólnie wiadomo bardzo mało, ale wystarczająco, żeby opowiadanie miało sens). Spodziewałam się nieco, w jakim kierunku pójdzie jeden z panów (w myśl zasady, żeby właśnie po najbardziej niewzbudzających podejrzeń ludziach oczekiwać trupów w szafie z gałkami w kształcie główek jednorożca) – i chociaż mogę zarzucić tutaj schematyczność (bo ileż razy to już było), nie zrobię tego. To dobra kreacja postaci i skoro model został wzięty z otoczenia / autopsji / życia ogólnie, czemu mielibyśmy bić się w piersi za przeniesienie go na fikcję? Tak, porządni ludzie nie zawsze są tacy porządni. I to smutny, ale prawdziwy szablon.
    (Odczuwam leciutki niedosyt innych postaci i tego, co dzieje się w ich głowach – jednak rozumiem, że nie są umieszczeni w centrum fabuły i jakoś przeżyję ich mało rozbudowane role)
    Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie niepokoi. Wśród niektórych bohaterów panuje dziwna tendencja do nazywania innych „uroczymi”; na takie określenie można sobie zasłużyć (jeżeli, rzecz jasna, stoi się po odpowiedniej stronie linii oddzielającej postacie i epitety, których można przy nich używać) najczęściej ktoś, kto płacze, jest rozchwiany emocjonalnie, przerażony lub w jakiś inny sposób skrzywdzony. To chwieje się nad granicą dewiacji – rozumiem chęć opieki nad innymi ludziem, zwłaszcza, jeżeli to nie jest obojętny nam ludź – ale to, że ktoś czuje się źle, chyba nie powinno być urocze. Czasami czuję podział bohaterów na dwie grupy, z których jednej zdarza się myśleć górną częścią ciała, ale ważniejsza jest dolna; bo martwienie się martwieniem, jasne, ale trzeba też zwrócić uwagę, jak słodko wygląda ktoś, kto jest wykończony i komu niedawno prawdopodobnie stało mu się coś bardzo złego…
    Miałam nadzieję, że walka rozegra się już w powyższym rozdziale – ale napięcie jest dawkowane tak sprawnie, że wcale nie czuję rozczarowania. Jestem ciekawa, co bohaterowie wymyślili, żeby wymknąć się demonowi, i jak on ma zamiar na to zareagować (bo wszyscy dobrze wiemy, że zło jest ładne i kuszące, ale dobro powinno tryumfować chociażby dla zasady). Cała reszta nadprzyrodzonego towarzystwa chyba też nie ma najbardziej przychylnych mu planów, na co chwilowo wszystko wskazuje. Biedny pan zły…
    Przepraszam, znowu jest za długo.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Omo *^* W końcu dodałaś! Tak bardzo się cieszę <3 Powiem szczerze,że się trochę (bardzo) niecierpliwiłam ._. Ale to czekanie się opłacało bo był niesamowity jak każdy poprzedni *^* Boję się trochę o Baek'a, ale wierzę,że mu się uda ( tak bardzo shippuje BaekYeol xD). Dziękuję i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, zupełnie jak wszyscy inni spodziewałam się pojedynku w tym rozdziale. Codziennie wchodziłam na bloga i sprawdzałam czy jest nowy rozdział, tak bardzo cierpimy, gdy go nie ma. Ale rozumiem już co zajęło ci tak długo, odczucia Luhana... Wow. Naprawdę, duże WOW. Umiałam się wczuć w niego. Miałam dreszcze czytając to, czułam, jakbym to ja była zgwałcona i to były moje odczucia. Kawał naprawdę dobrej roboty, chylę czoła za opis. Jeden z lepszych, jakie czytałam.
    Mam nadzieję, że na następny rozdział nie przyjdzie nam czekać aż tak długo, tylko jak wejdziemy na bloga w sobotę wieczór, to zobaczymy rozdział trzynasty ^_^
    Powodzenia!
    ~Evi

    OdpowiedzUsuń
  7. jeszcze nie przeczytany rozdział, ale to bd mieć osobny koment: chyba cię to zainteresuje, że inny blog ma szablon jak ty http://xoxotime.blogspot.com/ a wiem, że ty masz ten od dawna :x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To całkiem możliwe, bo chociaż miałam go zabrać od Uszati wcześniej, bo (tu spojler) pasuje mi do opowiadania, to jest on szablonem wolnym na stronie i chyba każdy może go pobrać.
      Ale dziękuje za info :*

      Usuń
  8. Super rozdział,przeczytałam jednym tchem :D Jestem ciekawa jak potoczą się losy Baeka i toksycznego trójkąta Sehun-Luhan-Kai. Życzę masy chęci do pisania! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  9. bosze niech jakiś będzie zwrot akcji niespodziewany z tą walką albo co bo tak mi szkoda Baeka :C
    bosze czo te sny Kaia O_O czo ten Sehun i Luhan i wgl O_O ja ut kibicuje jednak aby Kai zdobył Luhana i chce wiedzieć, o co cho, że Luhan odrzucił go wtedy :C
    pozdrawiam i weny życzę c: ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Nareszcie doczekałam się zbliżenia baekyeol, boże, tyle rozdziałów i moje modły zostały wysłuchane Q-Q teraz mnie ciekawość zżera jak sobie baekhyun poradzi i w ogóle czy ktoś nie przeżyje. Jeśli chodzi o sekailu, to myliłam się w moich poprzednich przemyśleniach i było całkowicie na odwrót, ja tylko czekam aż luhan nie wytrzyma i zabije ich obu, hehe B-) jakie mam szczęście, że dodałaś wczoraj kolejny rozdział, bo nie muszę czekać niecierpliwie ヾ(*´∀`*)ノ

    OdpowiedzUsuń
  11. Ataki typu psychicznego... normalnie pokemon Jaejoong XD Jaemon. Ale, ale ~ bądźmy poważni, tak samo jak i ten rozdział.
    Nie dziwię się, że nie chciałaś go pisać na siłę, zwłaszcza przez motyw związany z Luhanem i tego jak czuje się osoba zgwałcona. Bardzo trudny temat i żeby oddać go odpowiednio, albo trzeba się dobrze wczuć, albo przeżyć to na własnej skórze... co wątpię by Ci się zdarzyło i broń Cię Boże od tego w całej swej mocy. Stało się to czego się spodziewałam - mianowicie oczywistością była dla mnie przeszłość Kaia, choć chyba czekałam na to, by przeczytać to ubrane w Twoje słowa. W końcu Ty prowadzisz tą historię... ale, wracając do tematu...Luhan zdaje mi się przez to coraz bardziej ludzki, w ogóle, ten rozdział był bardziej... zjadliwy? Może nawet więcej niż bardziej.
    Nie wyrażałam wcześniej tego, jak irytuje mnie nieco ta sielanka Baeka i Chana, choć dopinguje im z całego serca. Jednak to trochę.... sztuczne... Przecież to Casso. Miejsce, gdzie nie można ufać nikomu, tylko samemu sobie, bo od momentu pierwszego morderstwa, wisi nad każdym groźba śmierci, a zachowanie tego typu mogłoby zostać tylko i wyłącznie użyte do uśpienia uwagi, czyż nie? W końcu, czysto hipotetycznie pytając... kto spodziewałby się, że Chan zabiłby Baekhyuna, skoro są tak blisko? Dbałość o zacieranie motywów, bezduszność i brak litości...Chyba to jednak trochę za wiele dla tego opowiadania, nie jest ono tak mroczne... To tylko sugestie, które nawet nie wiem czy chce aby kiedykolwiek zostały wykorzystane~

    OdpowiedzUsuń