- To jak? - Demon powoli rozpiął guziki ozdobnego płaszcza, jaki nie dość, że był w jego ukochanym czarnym kolorze, to jeszcze był zwężany w pasie. Nawet jego dzisiejszy ubiór świadczył o tym, że chciał wyglądać jak mistrz ceremonii, w bogato zdobionym złotą nicią nakryciu. Pod nim miał na sobie satynową, czarną koszule, rozpiętą na tyle, by Byun mógł zobaczyć jego obojczyki. - Pasuje ustalić jakieś zasady, co? - dokończył po chwili brunet, gdy odrzucił płaszcz na bok. - Zacznijmy od tego, że gdy tylko pojedynek się rozpocznie wyłącznie wygrany może decydować co zrobić z przegranym i nie może liczyć na kogoś z zewnątrz. O to, aby ta zasada była przestrzegana zadba reszta, czyli moi "Archaniołowie" – dorzucił, ironicznie wypowiadając ostatnie słowo zdania. Porównywanie Casso do Nieba dawało mu wiele frajdy, bo właśnie to było największym bluźnierstwem względem Boga, którego tak nienawidził. Jaejoong, jak każdy demon, miał kilka etapów swojego życia, które nieźle go doświadczyły - Pamiętaj, że gdy tylko o poprosisz, to zakończę tą nierówną walkę, ale wiąże się to z tym, że zostaniesz ze mną - powiedział ciszej i nawet wzrok bruneta był łagodniejszy, gdy to mówił. To jego jedna z wielu masek, ale tylko tej Baekhyun się nie bał, bo przez ten moment widział coś naturalnego w oczach demona.
- Nie skorzystam - wyrzucił nieco drżącym głosem szatyn. Nie wyobrażał sobie innej odpowiedzi, więc dość naturalnie wypłynęła z jego ust. Powiedział te słowa na głos, chociaż odrzucając tą ofertę mógł zginąć. Zacisnął mocno dłonie, w międzyczasie starając się zachować spokój, bez niego straci życie. Ponownie poczuł w swoich żyłach tą adrenalinę, a jego mięśnie czekały tylko na jakikolwiek sygnał.
- No trudno... Postaram się inaczej cię przekonać. - Uśmiechnął się uroczo, pochylając się do przodu z złączonymi za sobą rękami. - Mam dla ciebie pewną niespodziankę, można powiedzieć prezent – dodał nienaturalnym głosem. To nieco zaskoczyło Byuna, który ledwie oddychał, nie mogąc już znieść tego oczekiwania na rozpoczęcie walki, podczas gdy Jaejoong w tak beztroski sposób do tego podchodził. - Hongbin - zawołał jednego z stojących w tłumie demonów. Mężczyzna niczym poparzony podskoczył na dźwięk swojego imienia. Natychmiast podszedł powoli do Jaejoonga, po czym wręczył mu spory sztylet, przypominający nieco kształtem te, które Byun widywał w filmach akcji u ludzi z gangów. Ten jednak wyglądał na starszy, zapewne przez to, że był bardziej zdobny. Jego rękojeść otaczały dwa pozłacane węże, których głowy unosiły się ku górze, po obu stronach ostrza. Klinga miecza miała na sobie charakterystyczny wzorek, jaki można było zobaczyć jedynie na szlachetnych ostrzach. - Ułatwię ci nieco zadanie. Wystarczy, że użyjesz tego - powiedział Jaejoong, podając narzędzie szatynowi. Chłopak nie odrywał od niego wzroku, dokładnie badając sztylet. Dotąd tego typu broń widywał tylko na filmach, a teraz on sam trzymał ją w dłoniach. Nie była taka ciężka, ale też nie wydawała się wygodna.- Jak się domyślasz nie łatwo zabić demona, ale tym... możesz to zrobić bez problemu. - Wskazał na przedmiot. Odsuwając się od chłopaka, powoli wracał na swoje miejsce. - Ma coś na wzór trucizny, wystarczy, że wbijesz go tutaj. - Jego palec powoli zjechał w dół mostka, przesuwając się po jego bladej skórze. Baekhyun obserwował ten ruch w pełnym skupieniu, jakby właśnie wyznaczał sobie cel. - W końcu wbrew bajkom nie jestem taki nieśmiertelny. Ten miecz jest dla mnie równie niebezpieczny, jak dla was, to ci ułatwi zabicie mnie, osoby której tak nienawidzisz - dokończył złośliwie się uśmiechając. Baekhyun podniósł nieprzytomnie wzrok, spoglądając na demona z zaskoczeniem. Te słowa chyba miały wzbudzić w nim współczucie, tak jak i pełen bólu wzrok, który teraz Jaejoong skierował w jego stronę. Chociaż niewiele brakowało, aby wywołał u Byuna taką reakcje, to jednak rozsądek od razu go alarmował, że przecież ma przed sobą demona, który możliwe, że zna wszystkie defekty jego charakteru i wie co powiedzieć, aby osiągnąć swój cel.
- Zaczynajmy - wyszeptał słabo, jakby dźwięk utkwił w jego gardle. Zamknął na chwilę oczy i opuścił głowę, po raz ostatni uświadamiając sobie dlaczego właściwie to robi i że właśnie w jego rękach jest możliwość opuszczenia sanktuarium. Byun wziął głęboki oddech, jakby to miał być jeden z jego ostatnich. Spojrzał w ten nietypowy dla siebie sposób w jego stronę, wyglądał, jakby był całkiem innym człowiekiem. Wyraz jego twarzy wyrażał pewność siebie i chęć zemsty, choć jego niewinna twarz i tak nie była w stanie całkowicie odwzorować uczucia jakie nim targały.
- Jak sobie życzysz. - Głos Kima był wyjątkowo spokojny i uprzejmy, a to w jego przypadku było niepokojące. Demon początkowo chciał poczekać na pierwszy atak Byuna i rozkoszować się widokiem tej nieśmiałej istotki, która zaciekle próbowałaby swoich sił w walce, ale po wielu przemyśleniach stwierdził, że zaatakuje od razu, aby pokazać, że go nie lekceważy. Chociaż to było tak emocjonujące, że nie potrafił powstrzymać się od przerażającego uśmiechu, w końcu sam do tego doprowadził. Wszystkie jego knowania miały zaprowadzić do momentu, gdy Baekhyun będzie należał do niego i właśnie to był ten moment.
Byun czuł, jak powietrze lekko się zmienia. Nie miał pojęcia dlaczego, ale niewielki wiatr powoli stawał się coraz silniejszy, a do tego zmieniał kierunek, jakby zataczając w powietrzu kręgi. Szarpał kosmykami jego włosów. Jego świst był przerażający, jakby chciał coś cicho powiedzieć. Spowodowało to, że atmosfera wydawała się cięższa, niż przed rozpoczęciem pojedynku, jakby coś się zbliżało, a świadczył o tym panujący niepokój. Oczy Baekhyuna zaszły łzami, nie tylko przez szalejące masy powietrza, ale i tkwiący w nim strach, wymieszany ze stresem, a to nie było dobre połączenie. Do tego dochodziło to piekące uczucie w gardle, przy każdym wydechu i serce, które zaczęło bić jeszcze mocniej, niż chwile temu. Nie chciał się jednak poddawać, gdy tylko ta myśl przebiegała mu przez umysł, widział zadowoloną minę Jaejoonga i czuł tą pustkę, gdy uświadomił sobie, że gdy się podda to rozstanie się z Chanyeolem. Największym wyzwaniem dla niego miało być właśnie uspokojenie myśli, które teraz szalały przez najróżniejsze scenariusze tego pojedynku. Coraz bardziej się niepokoił widząc pewną siebie minę demona. Obrócił głowę, odruchowo spoglądając na Chanyeola. Nie chciał tego robić, ale pewna część jego właśnie tego pragnęła. Potrzebował motywacji, aby nie wrócić, żeby się nie zatrzymać. Niestety widok tej twarzy całkiem pokruszył jego pewność siebie. Chciałby teraz schować się w jego ramionach, albo zostać z nim na zawsze w tym miejscu, nawet jeśli to było tylko więzienie. Był wdzięczny, że dzięki temu go poznał, bo nie sądził, że spotka człowieka dla którego mógłby umrzeć ponownie. Tak dawniej definiowano miłość. Nikogo nie obchodziło ile druga osoba może dać, liczyło się tylko to ile można było zrobić dla niej. Byun nie sądził, że to go spotka. Nie pamiętał, aby kogokolwiek zostawił na ziemi, może bycie tu z Chanyeolem było jego przeznaczeniem? W końcu to on był tą osobą, której mógłby dać wszystko, nie ważne, czy będzie chciał cokolwiek od niego zabrać. To ckliwe słowa, ale gdyby tego właśnie nie czuł, to by tu nie stał. Nie mógł przegrać, też dlatego że Chan by sobie tego nie wybaczył, a on sam nie wybaczyłby sobie tego, że go opuści.
Ta jedna osoba sprawiała, że Baekhyun od razu się uspokoił. Odblokował swoje myśli, jakby tylko on był w tej chwili ważny. Skupił się na swoim ciele, czując jak stopniowo coś całkowicie go wypełnia. To było dziwne uczucie, niepokojące, bo nie można było tego procesu zatrzymać, ale też niesamowite, gdy moc powoli wypełniała całe ciało. To budziło w człowieku poczucie, że rządzi całym światem i nic nie może go zatrzymać. Gdy TO przejęło całkiem nad nim kontrole chłopak delikatnie otworzył oczy. Byun niczym w amoku spojrzał na swoją dłoń, która jak lustro odbijała niewielki promyk światła. Jasne kręgi wokół niego mieniły się bladymi kolorami. Światło rozjaśniało całą jego dłoń i w końcu nie potrafił na nią patrzeć, bo bijący od niej blask był za jasny. Blade wstęgi powoli zaczynały tańczyć w powietrzu, jakby unosiły je przebijające ciemność promienie. Ich szerokość i długość była różna, ale wszystkie błyszczały równie jasno, gasnąc stopniowo, im dalej Byuna się znajdowały. Ta mglista poświata w końcu otaczała go całkiem.
Jaejoong spojrzał na niego lekko rozchylając usta. Wyglądał jak anioł. Jego jasna cera była już porcelanowo biała od otaczającego go światła. Jego oczy błyszczały podobnym światłem i demon zauważył to już bardzo dawno. Ten blask bił od niego, po prostu był nim. Moc jaką miał każdy z uczestników zależała od tego jakimi byli ludźmi i co odbiło się na nich niczym piętno. Najwidoczniej Byun był nieskazitelny, że ta moc potrafiła obudzić się akurat w nim. Ten widok sprawił, że demon poczuł się jeszcze szczęśliwszy, tak jakby miał przed sobą niewinnego anioła... nie, raczej motyla. Anioł jest wypełniony delikatnością i dobrem, emanuje nim, a motyl jest tak naturalny, piękny i nieuchwytny. Nie przejmuje się życiem, czy tym ile osób chce go pochwycić. Baekhyun był właśnie motylem, który ponad wszelkimi problemami, zachciankami, nudą uciekał przed światem, rozkładał skrzydła i unosił się ku górze, tak blisko nieba. Dla niego chciałby odnaleźć tą zagubioną i naiwną część swojej duszy, która zraniona została zastąpiona jak niechciany śmieć.
- Muszę to przyspieszyć – szepnął ochrypłym od ekscytacji wzrokiem. Wyciągnął dłoń przed siebie i ze skupieniem wpatrywał się w chłopaka. Byun spojrzał na ziemię, widząc jeden z pełzających powoli kamyków, który bez znacznego powodu zaczął poruszać się sam, tak jak i inne. Dźwięk jaki wydawały, tocząc się powoli wskazywały jak jest ich dużo. Wszystkie uderzały o ziemie swoimi kanciastymi krawędziami, wyznaczając sobie ścieżkę w stronę demona. Niewielkie kamyczki które zbłąkały się między posadzką powoli unosiły się ku górze. Jakby na jego sygnał każdy z nich, bez wyjątku i w jednym momencie uniósł się w powietrze. Pierścień takich fragmentów skał unosił się wokół Jaejoonga. Nie były zbyt duże, ale skumulowała się ich dość spora ilość. - To może tak na rozgrzewkę - wyszeptał demon, jakby sam do siebie. Opuścił dłoń, a wraz z tym gestem cała amunicja z prędkością światła ruszyła w stronę szatyna. Baekhyun nie zdążył nawet zareagować, dopiero po pierwszym uderzeniu odruchowo zasłonił się rękami, chcąc się jakoś bronić. Skulił głowę i zacisnął zęby. Cierpiał, nie potrafił do niczego porównać tego uczucia. Chciał jakoś uciec przed tymi pociskami, ale nic nie pomagało. Odczuwany ból całkiem go paraliżował. Najpierw czuł uderzenie, ale był to słaby dotyk, dopiero później trafiał do niego ten opóźniony impuls, roznosząc przez całe ciało ten pełen bólu wstrząs. Pierwsze kamyki z ogromną siłą uderzyły o jego nogi i nie zakryty brzuch. Każdy z nich trafił precyzyjnie w swój cel z całą uzyskaną przez ten niedługi lot siłą. Gdy tylko te pociski trafiły w kości, ból był tak paraliżujący, że Byun krzyczał automatycznie sięgając do tego miejsca. To nie było dobrym posunięciem, ponieważ reszta amunicji w te kilka sekund uderzyła w jego odkryte przed chwilą miejsca. Baekhyun skamlał z bólu, bohatersko starając się zacisnąć zęby, gdy tylko kolejna fala bólu przeszła przez jego ciało. Cofał się przy każdym ciosie, odpychany przez jego siłę. Ostre krawędzie rozcięły skórę na jego dłoniach, którymi zasłaniał się przed pociskami. Niektóre z nich trafiły w trzymany przez niego miecz, oddając ten głuchy dźwięk uderzonego metalu. W końcu, gdy ostatni z nich uderzył, Byun opuścił obolałe dłonie, z trudem trzymając w pionie swoje poturbowane ciało. Oddychał głęboko, masując obolałe miejsca. W końcu wyprostował się, wlepiając w demona pełen nienawiści wzrok. Ten tylko uśmiechnął się niewinnie, pokazując swoje idealne zęby. Przyglądający się tej scenie tłum nie omieszkał komentować widzianego przez siebie przedstawienia. Baekhyun nie chciał słuchać ich komentarzy, starał się wytrwać cokolwiek by się nie stało tylko dlatego, że Chanyeol na niego patrzy. Nie potrafiłby teraz spojrzeć mu w oczy, szczególnie, że już pierwszy cios mocno go osłabił i miał ochotę płakać czując jak te rany pulsują.
- Wybacz kochanie, przynajmniej widzisz, że nie żartuje. To nie moja wina, tylko twoja. Pamiętaj, że możesz się poddać i mogłeś to zrobić od razu - wyrzucił demon, rozkładając ręce w geście bezradności. Liczył na to, że wreszcie usłyszy z tych ust żałosne łkania i prośby o ratunek. - Zrób to... będzie tylko gorzej – dodał z tą swoją dziwną miną, chcąc go nakłonić niczym demon.
- Twoje niedoczekanie - syknął szatyn, zaciskając mocniej dłoń na rękojeści trzymanego w dalszym ciągu miecza. Miał w głowie niewielki plan, ale z jego realizacją mogło być gorzej. Nie chciał znowu czekać bezsilnie na kolejny atak przeciwnika, tym bardziej że nie miał dłużej wytrzymałości na ból. Zamknął oczy, zanurzając się całkiem w swoim umyśle. Chciał osiągnąć ten dobrze znany mu stan, gdzie potrafił przemienić swoje uczucia w moc. "Nie rób nic na siłę." - Słyszał w głowie słowa wypowiedziane przez Chanyeola, które wyłoniły się gdzieś ze wspomnienia dotyczącego ich wspólnych treningów. "Spokojnie... Wyobraź sobie, że jesteś całkiem sam i po prostu uwolnij to, czego tak się boisz." - Głos odbijał się echem w jego głowie. Szatyn czuł, jak przez jego ciało powoli przebiega raz chłodny, raz ciepły dreszcz. Oddychał głębiej, ale to uczucie ekscytacji nie znikało, do tego powoli tracił czucie w różnych partiach swojego ciała, jakby coś innego brało nad nim kontrolę. Nie mógł już tego powstrzymać. Z uśmiechem odprężył się pozwalając swojej mocy powoli z niego uchodzić. Wokół niego pojawiało się coraz więcej światła, które mieniło się, tworząc niewielkie pierścienie. Byun nie widział już nic przed oczami oprócz rażącego światła. W końcu białe promienie rozciągnęły się daleko i światło rozbłysło, niczym wybuch jakiejś bomby, pozostawiając po sobie pierścień i wiele promieni przecinających się między sobą. Jego tafle nasuwały się jedna na drugą ,gładko rozsuwając się w przestrzeni, zacieniając granicę między światłem, a ciemnością. Wszyscy automatycznie zasłonili oczy, nie potrafiąc znieść tego widoku. Można by ten blask porównać do błyskawicy, która dzieliła granatowe niebo. Byun w tym czasie skorzystał z okazji i ruszył na ślepo w to miejsce, w którym poprzednio stał demon. Wyciągnął przed siebie sztylet, chcąc natrafić na jego ciało. Jego dłonie ciągle się trzęsły, ale adrenalina tak mocno przejęła nad nim kontrole, że przestał już nawet czuć ból swojego pobijanego ciała, co było na swój sposób plusem.
- Ciekawa próba - Usłyszał za sobą. Wstrzymał oddech, rozglądając się wokół. Blade światło zaczynało się wypalać, niczym zatopiony w wosku knot świeczki. Usłyszał głos demona tak blisko siebie, a później zobaczył Jaejoonga, który stał od niego kilka metrów dalej. Był naprawdę szybki. - Teraz moja kolej - wyrzucił, ponownie wyciągając przed siebie dłoń. Chociaż zdezorientowany Baekhyun rozglądał się wokół za jakimś przedmiotem, który uniesie się w powietrzu, to tym razem jego ciało powoli unosiło się nad ziemią. Przerażony chłopak zaczął trząść nogami w powietrzu, jakby to miało przybliżyć go do gruntu. Nie wiedział jaka siła manipulowała jego ciałem, ale czuł się tak, jakby nie stawiało ono żadnego oporu dla powietrza. Zwykłe prawa grawitacji tu nie miały znaczenia. Byun niczym lalka był teraz całkiem zależny od woli demona. Zadowolony Jaejoong wpatrywał się w niego niczym obłąkany. W końcu widział nad sobą swojego motyla i miał go w garści. Na jego rozkazy jego ciało wzniosło się wyżej i mogło spaść, gdy tylko sobie tego zażyczył. Czekał na jakieś prośby, gdy właśnie wtedy chłopak zacisnął dłoń, wokół niej powoli zbierały się świecące pręgi, przypominające swoim wyglądem pajęczą nić, która świeciła od rosy. Te nitki powoli rozrastały się, łącząc się w kłęby i w końcu, gdy urosła do ostatecznych rozmiarów, Byun użył tej mocy, wymierzając ją w Jaejoonga. Jej świetlisty lot przypominał nieco spadającą gwiazdę. Demon, aby osłonić się przed tym atakiem automatycznie zasłonił się dłonią, którą poprzednio kontrolował Baekhyuna. Bezwładne ciało szatyna upadło z hukiem na kamienistą posadzkę, niemal pod stopy Jaejoonga. Przerażający dźwięk, głośny huk spowodował, że wszyscy natychmiast wzięli głęboki wdech, nie odrywając wzroku od szatyna. Chłopak nawet nie drgnął, leżąc w bezruchu. Wyglądał, jakby stracił przytomność, gdy jego poobijane ciało nie reagowało nawet po kilkunastu długich sekundach. Przerażony demon podszedł do szatyna zdezorientowany tym, co się stało. Byun nie dawał żadnych oznak życia, co zaczęło go martwić. Gdy tylko się nad nim pochylił ten gwałtownie się podniósł i wykonał trzymanym przez siebie ostrzem gwałtowny ruch. Metal powoli przecinał powietrze, zmierzając wprost w stronę szyi Jaejoonga. Brunet zdążył jednak złapać je ręką, zanim dotknęło jego szyi. Blade palce mężczyzny objęły ostrze, niemal po sekundzie barwiąc je czerwienią. Nawet po tym Baekhyun nie przestawał przyciskać go całą swoją siłą, tak aby w końcu ostrze podcięło jego szyje, klęczał na kolanach, starając się wykorzystać cały swój ciężar. Brunet również nie zwalniał uścisku. Poprawił uchwyt i próbował wyciągnąć przedmiot z dłoni chłopaka. Nie zwracał uwagi na krwawiące rany, które swoją czerwienią zabarwiły klingę miecza aż po samą rękojeść. W końcu Kim wygrał, odrzucając narzędzie na bok, przez co Byun stał się teraz niemal bezbronny. Jego niewinny wzrok ponownie skierował się w stronę Jaejoonga, a umysł szukał jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Brunet podniósł poranioną dłoń, która przez te głębokie nacięcia ciągle krwawiła. Końcówką języka dotknął jedną z ran, czując ten słodkawy smak.
- Nie sądziłem, że będziesz tak zażarcie chciał mnie zabić. - W głosie Kima pojawiło się coś na kształt wyrzutów.
"Naprawdę szkoda, że tak bardzo mnie nienawidzisz" - Byun słyszał wyraźnie głos Jaejoonga, ale nie widział, aby jego usta się ruszały. "Już nie mogę cię ranić, nie potrafię robić ci krzywdy. Proszę... poddaj się, a wszystko się skończy. " - Melodyjny głos jakby całkowicie omotał jego umysł. Nie słyszał już w głowie swoich myśli, były tam obecne tylko słowa demona. Ten dźwięk jego głosu był przerażający, a przez wypowiadane przez niego słowa chłopak czuł, że opuszcza go cały zapał do walki. To wszystko brzmiało tak prawdziwie i realistycznie, że Byun próbował doszukiwać się fałszu w oczach demona. Niestety na próżno, bo jego łagodny wzrok tylko bardziej go zmiękczył. Jaejoong patrzył na niego podobnie, jak Chanyeol, co całkiem zbiło Byuna z tropu. Musiał dokładnie powtarzać w swoich myślach, że stoi przed demonem i nie powinien wierzyć w żadne jego słowo, tym bardziej, że minutę temu niemal został przez niego ukamienowany.
- Ja... nie zrobię tego, o co prosisz - odpowiedział łagodnym głosem, ale równie stanowczo. Zamierzał być nieugięty do końca. - Proszę, nie lekceważ mnie - dodał po chwili, nieco pochylając głowę przed demonem. Zaskoczony brunet otworzył szerzej oczy. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony chłopaka. To już nie było bohaterstwem, to było głupotą. Nie minęło nawet kilka minut pojedynku, a on już był wykończony. To ciężko było nazwać walką, jeśli była tak jednostronna.
- Nie chcesz się poddać? Zginiesz... - wyrzucił ponownie, jakby przypominając Byunowi, jak musi zakończyć się pojedynek.
- Więc mnie zabij - wyrzucił pewnie szatyn, uśmiechając się łagodnie do demona. To właśnie był ich plan B, pomysł Chanyeola, który wiedział jak ważną zabawką jest dla Jaejoonga Baekhyun. Brunet wpatrywał się w zadowolonego z siebie chłopaka. Jego twarz całkiem nie wyrażała emocji, kompletnie pusty wzrok również nie dawał żadnej wskazówki odnoście uczuć właściciela.
- Twój wybór - wyszeptał. - Sam sprawiasz, że to będzie bardziej bolało - dokończył niepokojąco. Spanikowany Byun stanął na równe nogi, a ten odczuwany wcześniej strach wrócił z podwojoną siłą. Szatyn rozchylił wargi, oddychając głęboko. Wycofał się do tyłu, czując jak wszystkie jego mięśnie się napięły. Zaniepokojony spojrzał na Chanyeola, jakby bojąc się, że to może być ostatni raz, gdy go widzi. Brunet również był tak samo przerażony. To jak się czuł trudno było ująć słowami, ale odczuwane przez niego emocje były takie same jak te Baekhyuna, tylko może miały nawet większe natężenie. Gdyby nie to, że jeden z demonów stanął obok niego, to Park już pewnie w jakimś stopniu zaangażował by się w walkę nawet jeśli przez to złamałby zasady. Niestety fakt, że Ravi uważnie śledził każdy z jego ruchów nieco go stopował, bo czegokolwiek by nie chciał zrobić, aby pomóc Byunowi, to natychmiast zostanie zatrzymany.
Oczy Jaejoonga zaświeciły się jasnoniebieskim kolorem. Nie był on intensywny, ale jego tęczówki miały całkiem inny odcień. Teraz wyglądał jak prawdziwy, stereotypowy potwór. Gdy tylko jego dłoń się uniosła, Byun odruchowo wstrzymał oddech. Tym razem usłyszał za sobą dźwięk harującego o kamienie metalu. Nie musiał się nawet obracać, by wiedzieć co to, ten rozdzierający, nieprzyjemny dźwięk go w tym upewnił. Na karku poczuł zimny pot, a jego dłonie trzęsły się mimowolnie. Z trudem oddychał, bo jego płuca palił stres. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się w demona. Wyglądał jakby cieszył się tym strachem, który widział u swojego przeciwnika. "Myślałeś, że cię nie zabije?" - Usłyszał w swojej głowie ten sam szept. Obolały Baekhyun wycofał się jeszcze kilka kroków w tył, na wiotczejących nogach. "Miałeś racje, ale mogę zabić kogoś, kto jako jedyny powstrzymuje cię przed pójściem za mną." - Byun jęknął cicho, po czym jego wzrok powędrował na Chanyeola. Są takie chwile gdy ułamki sekund wydłużają się, przez odczuwane przez człowieka emocje. Jakby ból, smutek, strach, miłość przez swoje natężenie wyłączały pętle czasu i jeden widok kogoś znajomego, czyjeś bliskiej nam twarzy otwierał w naszych myślach wszystkie związane z tą osobą obrazy. Te doświadczenia mienią się przed oczami, w przyśpieszonym tempie. To jak ten magiczny moment gdy przypominamy sobie kogoś, kogo nie widzieliśmy wieki, albo mieliśmy go już nie zobaczyć i w te ostatnie wspólne chwile mózg odtwarza te wspaniałe, czy mniej wspaniałe momenty. To właśnie czuł Baekhyun, patrząc z przerażeniem na twarz ukochanego. Jego serce zamarło, gdy uświadomił sobie, że może go już nie zobaczyć. Chciałby nie zamykać oczu, bojąc się, że gdy tylko to zrobi to obraz Chanyeola zniknie mu sprzed oczu. Wszystko stało się niepewne.
- Poddaje się. - Te słowa ledwie przeszły przez jego gardło. - Poddaje się, słyszysz? - krzyknął, ze łzami w oczach. To był już koniec. Chociaż Byun chciał bronić Parka, nawet nie wiedząc dokąd go to zaprowadzi, to po prostu był za słaby. Liczył, że jak ma coś, w co może wierzyć, to to stanie się siłą, która pozwoli mu iść do przodu. Nie ważne jak naiwne i wzniosłe to były idee, to i tak dzięki nim Byun czuł się silniejszy. Dzięki nim potrafił postawić się przeciwnością i nawet jeśli w tak żałosny sposób miało to się skończyć to było tego warte. Aby zachować choć skrawki tego szczęścia szatyn postanowił się poddać, bo wystarczyłaby mu sama świadomość, że Park był bezpieczny, nawet jeśli byłby gdzieś daleko. Chociaż to była jedna z najboleśniejszych decyzji, to dla tej myśli, że Chan może wrócić na ziemie, do swojego życia, cieszyć się nim i prowadzić je tak, jak tylko sobie zamarzy, cieszyła go w pewien sposób. W ten sposób może go uratować i to dawało mu radość, a raczej takie słodko gorzkie uczucie bez nazwy. Demon zaśmiał się dźwięcznie na dźwięk tej błahej propozycji.
- Ta oferta jest już nie aktualna - dodał z uśmiechem. - Ty i tak zostaniesz ze mną, a on i tak zginie. - Spanikowany Baekhyun ruszył w stronę demona, widząc, że ten przygotowuje się do ataku. Miecz rozcinał powietrze, kierując się w stronę Chanyeola. Brunet jednak tego nie zauważył z przerażeniem stwierdzając, że ten sztylet to zapewne ostateczny atak na Baekhyuna. Park miał już ruszyć w jego stronę, gdy ktoś natychmiast złapał go za ramie. Palce demona zacisnęły się mocno, po czym jego chłodny wzrok skierował się na wściekłą twarz Chanyeola.
- Miałeś mu ufać - przypomniał obcy mężczyzna swoim niskim głosem, nie zwalniając uścisku. Po chwili sztylet zatrzymał się w powietrzu z dala od Chanyeola i od Baekhyuna. Jego klinga skierowała się w całkiem innym kierunku, wracając w stronę właściciela. To były ułamki sekund. Ostrze z prędkością światła wbiło się w ciało stojącego przed Jaejoongiem Baekhyuna. Czas na chwilę się zatrzymał. Wszyscy z przerażeniem wstrzymali oddech, przyglądając się tej niespodziewanej scenie. Szczególnie zaskoczony wydawał się demon, który otworzył szeroko usta, widząc jak twarz Byuna wykrzywia się w pełnym bólu grymasie. Po tym ciosie szatyn automatycznie odchylił głowę do tyłu, a jego ciało wygięło się w łuk. Z jego ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Ból początkowo zmroził jego wszystkie zmysły. Mózg, serce, płuca, wszystko zamarło, jakby się na moment wyłączając. Oczy szatyna zaszły mgłą i z powodu odczuwanego cierpienia niemal tracił zmysły i kontrole nad swoim ciałem. Jego głowa opadła bezwładnie, tak jak i ręce. Na przemian tracił i zyskiwał zdolność ostrego widzenia. Spojrzał nieprzytomnie na swoją koszulkę, która powoli zaczęła zabarwiać się na ten odrażający dla niego kolor. Oddychał z trudem, czując przy każdym ruchu klatki piersiowej tkwiący w nim sztylet. Organizm nie umiał już odtworzyć tego bólu, szwankując z jego powodu.
- Baekhyun... co się... - wyszeptał przez zaschnięte wargi Chanyeol. Nieprzytomnie starał się w myślach połączyć fakty i zrozumieć to, co właśnie miało miejsce na jego oczach. - Baekhyun! - zawołał przesiąkniętym rozpaczą głosem. Zaczął się szarpać, ale wtedy Ravi mocno ścisnął go w swoich ramionach. Byun czuł, że jego serce pękło, gdy usłyszał Chanyeola. Zawiódł. Z jego oczu płynęły łzy, ale nawet tego już ich nie czuł. Resztką sił podniósł głowę, spoglądając na przerażonego Jaejoonga. Brunet wpatrywał się w niego, stojąc prosto jak sparaliżowany. Jego twarz pierwszy raz pokazała jak wiele ma w sobie szczerej ekspresji.
- Spełnij moje jedno życzenie... - poprosił słabym głosem Byun. - Pozwól mu żyć - dokończył łamiącym się głosem. Jego wzrok już kompletnie szwankował. Uczucie bólu atakowało jego nieprzyzwyczajone do tego ciało falami.
Jaejoong otrząsnął się z szoku dopiero po tych słowach. Przed jego oczami powoli przewijały się obrazy krwawiącego Baekhyuna. Jego "motyl" umierał na jego oczach. Pierwszy raz ogarnęła go panika. Umierający Byun upadł na bok, oddychając z trudem. Dopiero wtedy Ravi uwolnił Chana, bo w końcu ten moment zakończył walkę. Brunet podbiegł do leżącego na kamienistej posadzce Byuna. Czuł, że to wszystko jest zbyt nierealne, aby było prawdą. Ten widok często spotykał w swoich najgorszych obawach, a teraz stał się prawdą. Tuż przed sobą widział umierającego szatyna. Jego ciało obrócone bokiem wyglądało, jakby tylko spał. Gdyby nie sącząca się spod niego krew, która płynęła między kamyczkami tworzącymi posadzkę, Park próbowałby w to uwierzyć. W tym wypadku nawet największe kłamstwo nie potrafiło zasłonić tego widoku. Byun jeszcze żył, jeszcze oddychał. To właśnie dało demonowi jakąś nadzieje, że nie wszystko stracone. Spanikowany podbiegł do Seungyeon, ponieważ tylko ona mogła coś zrobić. Zdenerwowany położył jej ręce na ramionach, spoglądając jej w oczy.
- Proszę! Cofnij to! Uratuj go - wyrzucił zdesperowany. Pierwszy raz nie grał. Otwarcie pokazywał, że chce poprawić ten błąd, który tak drogo go kosztował. Nie wiedział jak to się stało, że sztylet trafił właśnie Baekhyuna, ale i tak nie miał czasu tego roztrząsać. On sam nie mógł tego naprawić, ponieważ jedną z zasad tego świata jest to, że wszystko co tu przepadnie, przepada na zawsze. Sam stworzył takie miejsce i doskonale wiedział, że jedynym ratunkiem dla Baekhyuna jest zapieczętowanie jego duszy, co sprawi, że stanie się demonem, ale będzie z nim. Tylko to teraz się liczyło.
- Nie mogę tego zrobić Jae - powiedziała natychmiast z tym swoim niewinnym wyrazem twarzy. - Pamiętasz, co mówiłeś? Takie są zasady, poza tym to nie gwarantuje, że przeżyje. - Zdenerwowany chłopak zacisnął zęby i potrząsnął dziewczyną, nie potrafiąc znieść jej przemądrzałego tonu. Stojąca obok Gain od razu zareagowała, odsuwając go od swojej Pani. Czerwonowłosa urażona tym zachowaniem ze strony demona zrobiła tą swoją niewinną minę skarconego pieska, spoglądając na Jaejoonga zza ramienia wyższej od siebie Gain.
- To koniec - wyrzuciła łagodnie brunetka, patrząc na niego kocim wzrokiem, całkiem bez emocji. Jaejoong początkowo wpatrywał się w nią, jakby był w lekkim amoku. Dopiero po chwili westchnął głęboko i opuścił głowę w geście rezygnacji. Przez te lata umiał przeżyć niepowodzenia, bo wiedział, że jest w stanie czekać na następną szanse, nawet jeśli znowu miną wieki. To wydarzenie jednak całkiem inaczej nim wstrząsnęło. Od swojej śmierci nie czuł takiego bólu, już prawie zapomniał jakie to uczucie.
Chanyeol ze łzami w oczach przyglądał się twarzy Baekhyuna, który co jakiś czas otwierał swoje oczy, patrząc tempo w przestrzeń. Nie widział już nic poza bladymi plamami, jeden ze zmysłów jaki zdołał się zachować to słuch, nawet czucie nieco osłabło.
- Chanyeol? - wyszeptał ledwie słyszalnie. Jego wargi jeszcze wielokrotnie bezgłośnie wypowiadały to imię. Widząc to Park zaczął płakać w taki sposób, że łzy całkiem zasłoniły widziany przez niego obraz, a wargi drżały przy każdym głośnym wdechu. - Przepraszam - dodał po chwili szatyn. Chan zaśmiał się ciepło przez łzy. A niechętny uśmiech ciągle gościł na jego twarzy. Gdzieś w tle też mknęła mu zapłakana twarz jednego z chłopaków. Wszyscy czuli ten sam ból co on, może nie w taki sam sposób, ale dla każdego z nich Byun był kimś innym. Nawet zwykle chłodny Sehun zasłonił twarz rękami, obracając się w tył. Tao płakał jak dziecko, bo w końcu i on i Luhan często spędzali czas z Byunem. W tym miejscu, gdyby przyjaźń istniała, to właśnie tym byłaby ich relacja. Nawet jeśli w takim miejscu spędzasz chcąc czy nie chcąc z kimś tyle czasu, to powoli się do niego przyzwyczajasz, a jeśli nie świadczyły o tym smutku uczucia do Byuna, to mogła to być dla nich utrata ostatnich części nadziei.
- Powtarzasz się kochanie - wyszeptał, po czym łagodnie pogłaskał go po policzku. Nie było już nadziei, właśnie ona umierała na oczach Chanyeola. Chłopak położył się obok umierającego szatyna, na boku, przodem do niego, tak aby patrzeć na tą znajomą mu twarz i być z nim do końca. Zacisnął jego dłoń, powoli przesuwając po niej palcami, po czym wbił wzrok w jego pozbawione blasku oczy.
- Jestem przy tobie Baekhyun - wyszeptał głaszcząc jego rękę. Szatyn uśmiechnął się łagodnie. Czuł się lżej, przestał się bać. Teraz, tak jak i zawsze był przy nim Chanyeol. Od pierwszego dnia Park był dla niego kimś, kogo mógł podziwiać, miał siłę do życia, jakiej jemu brakowało. Właśnie dlatego Byun w głębi duszy cieszył się, że los wybrał jego. Dziękował mu nawet po cichu za to, że może umrzeć słysząc głos Chanyeola. To trochę tak, jakby to on go prowadził przez te ostatnie minuty. Chociaż jego oczy już dawno przestały odtwarzać obraz otoczenia, to dzięki swoim wspomnieniom potrafił ostatni raz spojrzeć na twarz Chana. Wszystkie chwile które razem spędzili, były teraz tak ważne. Najmniejsze momenty ich życia i najcichsze słowa, które Byun tak mocno chciał zachować, bo było ich tak mało. To był kolejny powód, dla którego mogłyby tu z Parkiem zostać, pomóc mu się tak mocno uśmiechać jak w jego wspomnieniach.
- Jesteśmy drużyną? - powtórzył słabo słowa Chanyeola, które jeszcze zachowały się w jego pamięci. Park zaczął głośno łkać na dźwięk tych słów. Nie mógł się powstrzymać. Zasłonił usta drugą dłonią, mrużąc zalane łzami oczy.
- Tak - wyszeptał zgodnie, bo tylko na to słowo wystarczyło mu siły.
- Jeśli to nie koniec, to chciałbym cię pamiętać - wyrzucił niewyraźnie chłopak. Jego głos był tak słaby, że niektórych słów Chan musiał się domyślać z ruchów jego warg.
- Wystarczy, że zapamiętasz jak mocno cię kocham, dobrze? - wykrztusił po chwili Park. Byun uśmiechnął się do niego i zamknął spokojnie oczy. Czuł, jak wszystkie myśli powoli odpływają, nie czuł już bólu. Wiedział tylko, że obok niego jest osoba, którą kochał. To mogłoby trwać wiecznie i w jego już umierającej pamięci, która bladła powoli, tak właśnie było. I on i Chan, nie ważne gdzie, ważne, że do końca.
Pogłaskał ostrą krawędź miecz palcem, w końcu to ona była w ciele Baekhyuna, stała się na moment jego częścią. To chyba była jedyna rzecz jaka po nim została, nawet jeśli należała do niego kilka minut.
- Chcę mieć pewność, by kontynuować, widzieć w tym pokręconym świecie, chcę znać przyczynę – wyszeptał cicho sam do siebie, odtwarzając w pamięci jedną z piosenek jakie kiedyś słyszał. - Piekło jest nudne. Oczywisty krzyk duszonego motyla – zaśmiał się, uświadamiając sobie jaką ironią jest ten tekst. - Ponad ciągłym bólem, który jest we mnie, otworzy skrzydła i wzniesie się w powietrze. Śledzę drogę motyla... Będę cię szukać - recytował dalej, gubiąc niektóre linijki tekstu, chociaż w niczym to nie przeszkadzało bo melodię już też dawno zapomniał, to dziwił się, że ten tekst przez tak wiele lat chował się w zakamarkach jego umysłu, aktywując się w takiej chwili. - Chłodzisz gorączkę motylu, nawet gdy próbujesz uciec. Jest za późno, nawet jeśli wybaczysz... - zawahał się przy tych słowach. Były takie prawdziwe, nawet za bardzo osobiste i szczegółowe. Zacisnął mocniej sztylet, oddychając głęboko. - Drogi motylu, który lecisz za słodkim zapachem, jesteś za dobry i to jedyne co potrafisz – wypowiadał dalej niczym modlitwę, czy mantrę. - Gdy niebo się rozpada moczysz swoje skrzydła i spadasz. Drogi deszczu zmocz ziemię, jeśli to może zatrzymać wszystko. Jeśli możesz odnaleźć swoją białą duszę... - dokończył ze smutkiem. Tekst tej piosenki był taki dosłowny, zawierał wszystkie słowa, jakie Jaejoong chciał powiedzieć Baekhyunowi, tylko może w inny sposób. Gdyby tylko jego wybrał, to on mógłby zająć miejsce Chanyeola, mógłby z nim umierać. Dlaczego wtedy nie spał deszcz, aby go tu zatrzymać?
Kim podniósł głowę, gdy drzwi się uchyliły. Ich dźwięk w tej sali był tak głośny, że odbijał się echem, powtarzając się kilkakrotnie. Jeden z demonów od razu ruszył w stronę Jaejoonga, patrząc na niego z niezmiennym uśmiechem.
- Co to za zebranie? - zapytał radosnym tonem. Przestał się uśmiechać dopiero dostrzegając ponury nastrój Kima. Hongbin wiedział, co było jego wynikiem, a obecność znajomego sztyletu w rękach przyjaciela tylko to potwierdzała. Nie ukrywał, że jego nastrój nieco się polepszył, w końcu zniknął jego powód do zmartwień. Demon wiedział jak chorą fascynacją jest dla Jaejoonga Baekhyun, bo jako człowiek praktycznie bez win i osoba pozbawiona typowo ludzkich pragnień, był niemal ucieleśnieniem świętości. Ta historia była dość typowa. Przeciwieństwa od zawsze się przyciągały i każdy, kto potrafił myśleć i miał ambicje wyznaczał sobie jakieś cele. Ci którzy mają wysokie mniemanie o swoich siłach, lub którym siedząca w nich moc możliwości na to pozwala starali się dostać coś, co było nieosiągalne. Dla demona rzeczami nieosiągalnymi były rzeczy święte, a ponieważ Jaejoong nie mógł liczyć na spełnienie tego marzenia, ostatecznie zadowolił się polowaniem na duszę doskonałą. Hongbin liczył na to, że ta chwila nigdy nie nadejdzie. Może to było dziwne, ale kochał go tak bardzo, że karmił się złudnymi marzeniami, tkwiąc przy jego boku. Gdy jednak na horyzoncie pojawił się Baekhyun od razu dostrzegł zagrożenie. Jae był bliski tego, aby osiągną to o czym od dawna marzył. Całe szczęście zanim Hongbin pogodził się z tym, że całkiem go straci na rzecz Baekhyuna, wszystko nagle obróciło się na jego korzyść.
- Poczekajmy na resztę - wyszeptał Kim przez spierzchnięte usta. Wypowiadając te słowa nawet nie podniósł wzroku na przyjaciela. W końcu też jego podejrzewał o jakiś związek z dziwnym wypadkiem w trakcie pojedynku, miał doskonały powód, aby zabić. Jaejoong od niedawna dowiedział się jak silnym uczuciem jest zazdrość. Gdyby nie ona, łagodniej rozegrałby wszystkie swoje ruchy i nie próbowałby usunąć ze swojej drogi do celu Chanyeola, który przyniósł mu tak wiele problemów.
- Zdziwiłeś mnie nieco, gdy zwołałeś zebranie właśnie w tej sali. - Hongbin starał się jakoś pozbyć tej krępującej ciszy między nim i brunetem. - Doszło do jakiejś zbrodni? - zapytał odruchowo, wyciągając najprostsze wnioski, w końcu w tej sali, którą potocznie wszyscy nazywali "Szachownicą" wszyscy zbierali się tylko podczas sądów.
- Tak - odpowiedział natychmiast demon. Właśnie w tym momencie do sali weszła pozostała trójka. Wszyscy z równie dobrym humorem i sztucznym uśmiechem na twarzy, no może z wyjątkiem Raviego, który z jakiegoś powodu wszedł na sale w stanie podobnym do wyglądu Jaejoonga.
- Czego chciałeś? - zapytał jak na jego osobę dość uprzejmie dobierając słowa. Wszyscy w skupieniu spoglądali na twarz demona, który wstał niechętnie i podszedł do nich bliżej.
- Skoro już jesteśmy w komplecie chciałbym rozpocząć kolejny sąd ostateczny - wyrzucił z poważną miną. Wszyscy zaczęli się rozglądać, ale brak obecności ludzi z projektu całkiem zbił ich z tropu. Seungyeon ze sztucznym uśmiechem spojrzała na demona.
- No chyba sobie z nas żartujesz - syknęła, nie domyślając się nawet o co chodzi Jaejoongowi.
- Ofiarą jest Byun Baekhyun, który zginął podczas pojedynku. Dziś własnoręcznie wymierzę karę osobie, która była za to odpowiedzialna. - Brunet wskazał trzymany w dłoni sztylet, który był jednym ze skuteczniejszych sposobów zabicia demona. - Myślicie, że żartuje?! - krzyknął podirytowany, widząc pewne siebie uśmieszki towarzyszy. - Nie wypuszczę stąd osoby, która brała w tym udział. To jak? Rozpoczniemy przesłuchanie. Dziś pobawię się w sędziego - dokończył rozbawiony tym pomysłem. Usiadł ponownie na swoim miejscu, czując na sobie przerażające spojrzenia całej gromadki.
- Szukasz mordercy? O ile się nie mylę właśnie na niego patrzę - zaczęła Gain całkiem lekceważąc groźby wysuwane przez Jaejoonga.
- Wiesz kto to, prawda? - odpowiedział natychmiast brunet. - Wiedziałem, bo w końcu ty wiesz wszystko, tak jak Seungyeon. Nie zdziwiłbym się, gdybyś ty była właśnie osobą odpowiedzialną za ten atak. Nie znam waszych motywów, ale każdemu z was w pewnym stopniu ta śmierć była na rękę.
- To prawda - odpowiedział od razu Hongbin. To zaskakująco poważne przesłuchanie nieco zaczęło go denerwować. - Chyba przez tego dzieciaka przestałeś już racjonalnie myśleć. Pamiętasz, jak mówiłeś, że przegrywa ten, któremu zaczyna na czymś zależeć? Zależało ci na nim za bardzo, dlatego przegrałeś - wyszeptał ciszej. Jaejoong podszedł do demona, po czym wyciągnął sztylet tak, że jego ostrze znajdowało się tuż przy skórze przyjaciela. Nie reagował nigdy tak gwałtownie, ale nigdy nie targały nim tak skrajne emocje. Hongbin nawet nie drgnął, patrząc w jego oczy.
- Jeśli dowiem się, że to ty, to bez wahania cię zabije - wyrzucił przez zaciśnięte zęby. - Już nie raz ci mówiłem, że jesteś dla mnie niczym, jeśli ciągle to do ciebie nie dociera to oznacza, że oboje jesteśmy równie głupi.
- Możesz mnie zabić. W tajemnicy powiem ci, że chociaż nie miałem z tym nic wspólnego, to miło cię widzieć w takim stanie, do jakiego ty mnie doprowadzasz - wyszeptał słabo. Te słowa naprawdę go bolały, ale czerpał satysfakcję widząc przed sobą tak wściekłego Kima. Zawsze marzył, że to o niego będzie kiedyś tak walczył, niestety to były właśnie te nieosiągalne marzenia, które i on miał. Czuł się głupio, że ta rozmowa była prowadzona tak przy wszystkich, do tego to pełne nienawiści i niechęci spojrzenie bruneta powoli doprowadzało go do załamania.
- Nasz bezduszny Jaejoong... taki słaby? - Ravi stanął przed Hongbinem, wpatrując się równie zwierzęcym wzrokiem w demona. - Uznam ten sąd za zakończony, wezwij nas jak wróci do ciebie zdrowy rozsądek - dodał jeszcze. Bez słowa i ze swoim niezmiennym wyrazem twarzy wyszedł z pomieszczenia, ciągnąc za sobą zdenerwowanego Hongbina, który patrzył na wściekłego Raviego zaszklonymi oczami. W jego ślady poszły też dwie kobiety, zostawiając Jaejoonga samego. Zszokowany demon nie mógł uwierzyć, że został tak zlekceważony, do tego dochodził jeszcze fakt, że podczas tej krótkiej rozmowy nie mógł się uspokoić. Oczami wyobraźni widział już, jak podcina gardło Hongbinowi, w którym przez moment widział winowajce. Zapomniał już jak bardzo ból odbiera zdrowy rozsądek. To jednak nie zmieniało faktu, że był pewien, iż jeden z nich sabotował projekt, zabijając Baekhyuna. Kim postanowił wyjaśnić tą tajemnicę powoli, tak jak zawsze osiągał swój cel. Sąd wcale się nie zakończył.
Niewielki pokój jeszcze nigdy nie wydawał się tak pusty i nieznajomy. Chociaż rzeczywiście był w nim tylko on, to tym razem Chanyeol czuł, że powodem tej pustki nie był tylko fakt, że został w tym pokoju sam, tylko po prostu coś zmieniło w nim atmosferę, jakby chodziło o to, że coś stąd zniknęło. O co mogło chodzić? Nie musiał nawet odpowiadać sobie na to pytanie, bo doskonale wiedział, gdzie są te braki. Może wcale nie chodziło o pokój, może to Park był pusty, bo zostawił go ktoś, kto miał być przy nim zawsze. To też nie było rozwiązaniem zagadki, bo chociaż Baekhyuna nie widziały jego oczy, ani nie czuły jego dłonie, to on starał się nie wierzyć tym zmysłom. W końcu Byun ciągle nie opuścił jego myśli, ani jego serca, więc gdzieś musiał być. Idąc tą logiką stwierdził, że na pewno tkwił przy nim, szkoda tylko, że ta myśl bolała go jeszcze bardziej. Chyba jednak wolał, by otaczała go pustka, przynajmniej miał szanse do niej przywyknąć, a nie być skazanym na bezustanne karmienie się złudzeniami.
Chłopak wyprostował się, po czym ziewnął przeciągle. Przez cały ten czas nie czuł zmęczenia, po prostu myślał. Głównie o tym, czy zapomnieć, jak to zrobić i czy warto to zrobić. Myślał też, czy w ogóle chce żyć, a jeśli tak to czy poradzi sobie z życiem w samotności.
Ludzie, którzy powtarzali, że samotność jest szczęściem, zawsze wydawali się Chanyeolowi głupcami, którzy boją się zaryzykować. W końcu życie naprawdę było grą. Czasem, gdy dawałeś od siebie więcej i podnosiłeś stawkę można było wygrać, albo stracić całą pulę. Ta gra ma swoje plusy i minusy, ale żeby naprawdę żyć, trzeba iść dalej i zaryzykować, tylko tak można zyskiwać. Park kochał ryzyko i w końcu wygrał w swojej grze Baekhyuna, niestety i on wszystko stracił. Nie miał już nic, więc czuł się jak bankrut, zaczynając wszystko od nowa z pustym kontem, a może i nawet długami w postaci tego żalu po śmierci ukochanego. Chociaż ta zawiła metafora ostatnio ciągle męczyła jego myśli, to nigdy nie potrafił wyciągnąć z niej wniosków, ale po tych przemyśleniach powstawało jedno pytanie: "Czy warto grać w to życie?" Tak naprawdę Park chociaż nie był tchórzem i nigdy nie chciałby popełnić samobójstwa, to odpowiedziałby: "Nie." Nawet potrafiłby swoją odpowiedź uzasadnić - po co walczyć o szczęście w tym życiu, skoro jest ono tak ulotne?
Przez tą zawiłą plątaninę różnych myśli, sam chciał ukryć to, co tak bardzo go gnębiło. Zastanawiał się nad tym, czy warto jest tkwić tu bez Baekhyuna tylko dlatego, że nie chciał myśleć o tym, iż nigdy go już nie zobaczy.
W jego dręczącym się umyśle ciągle odtwarzał się obraz jego bladej twarzy tuż przed nim. Oczy patrzyły niby prosto na niego, ale Chanyeol już wtedy czuł, że zaczynają być puste jak oczy lalki. Usta jeszcze poruszały się, gdy Byun próbował coś powiedzieć mimo braku sił. Ściskana dłoń ukochanego stawała się coraz chłodniejsza, nie ważne jak bardzo Chan próbował ogrzać ją swoimi. Był przy nim nawet wtedy, gdy dusza opuściła ciało. Chciał być do końca, tak jak mu obiecał. Chociaż minęło tak dużo czasu, to nawet wtedy Park miał w swoim dziecinnym serduszku nikłą nadzieje, że oczy Baekhyuna jeszcze się otworzą i spojrzą na niego, albo że ściskana przez niego dłoń zacznie promieniować własnym ciepłem, chociaż on już prawie całkiem się wychłodził na niewygodnej posadzce.
Chanyeol nie miał pojęcia, czy już kiedyś coś takiego go spotkało, czy po prostu za dużo czasu przyglądał się, jak życie uciekało z kogoś, kogo kochał, ale gdzieś już widział podobną scenę. Nie pierwszy raz ściskał dłoń kogoś, kto kończył swój żywot i nie po raz pierwszy uśmiechał się sztucznie, aby ta osoba odeszła w spokoju. Tym była dorosłość. Ubieranie maski, aby nikt nie widział twoich emocji, pozwalało opóźnić ból na jakiś czas. W ten sposób ludzie tłamszą go wewnątrz, ale czy to nie lepsze? Chan był bliski tego, by wrzeszczeć na Byuna, aby go nie opuszczał, że bez niego sobie nie poradzi i jeśli był tak samolubny, to niech zabierze go ze sobą. Nie powiedział tego, bo doskonale wiedział, że dla Baekhyuna to też jest trudne, w końcu umierał ze świadomością, że ginie mając kogoś, dla kogo chciałby żyć.
A/N: Witam! Od razu wyjaśniam, czemu notka informacyjna jest na końcu – to pozwoli mi się nieco rozpisać na temat tego rozdziału, bez spojlerów. Na początku muszę was przeprosić... tylko za co najpierw? A wiem, więc tak – wybaczcie fanki Baekhyuna! Wiem, że czytanie o śmierci swojego biasa jest dość nieciekawe (widzę to w waszych komentarzach, bo zanim ktoś zniknie już całkiem spod moich notek, to czytam w ostatnim komentarzu takie „Nie no! Jak mogłaś zabić mojego biasa?” - czy coś w tym stylu). Zaczynam się bać, że jak tak dalej pójdzie to nie dożyję do końca opowiadania. Hahahah Dla pocieszenia powiem, że sama czułam taki niedosyt (płakałam i w sumie nie tylko ja hahaha) w tym moim jednym z ukochanych pairingów, że byłam skłonna zmienić fabułę, ale tak czy tak bez tej sceny wszystko się sypie i nie ma sensu.
W sumie ten rozdział ma też inny „słaby punkt” - nie miałam dość czasu, aby zapiąć wszystko na ostatni guzik (chociaż i tak nie był dodany w sobotę), więc mogą się tam wkraść chaotyczne opisy, czy coś w ten deseń. Mam nadzieje, że jednak nie będzie to najgorszy z moich rozdziałów – nie jestem raczej dobra w angstach, a ten rozdział jest nim przepełniony. Nie wiem, czy mogłabym coś w nim poprawić. Oczywiście chętnie poczytam co wy myślicie na ten temat, bo niektóre komentarze, jakie czytałam ostatnio ( mówię tutaj o KILKU ostatnich notkach) sprawiały, że chętnie bym za nie wyściskała ich autorów. :* (Aż chce się dla takich komentarzy pisać po nocach xD)
Tekst piosenki w fragmencie opowiadanie - Jaejoong - Butterfly
Chłopak wyprostował się, po czym ziewnął przeciągle. Przez cały ten czas nie czuł zmęczenia, po prostu myślał. Głównie o tym, czy zapomnieć, jak to zrobić i czy warto to zrobić. Myślał też, czy w ogóle chce żyć, a jeśli tak to czy poradzi sobie z życiem w samotności.
Ludzie, którzy powtarzali, że samotność jest szczęściem, zawsze wydawali się Chanyeolowi głupcami, którzy boją się zaryzykować. W końcu życie naprawdę było grą. Czasem, gdy dawałeś od siebie więcej i podnosiłeś stawkę można było wygrać, albo stracić całą pulę. Ta gra ma swoje plusy i minusy, ale żeby naprawdę żyć, trzeba iść dalej i zaryzykować, tylko tak można zyskiwać. Park kochał ryzyko i w końcu wygrał w swojej grze Baekhyuna, niestety i on wszystko stracił. Nie miał już nic, więc czuł się jak bankrut, zaczynając wszystko od nowa z pustym kontem, a może i nawet długami w postaci tego żalu po śmierci ukochanego. Chociaż ta zawiła metafora ostatnio ciągle męczyła jego myśli, to nigdy nie potrafił wyciągnąć z niej wniosków, ale po tych przemyśleniach powstawało jedno pytanie: "Czy warto grać w to życie?" Tak naprawdę Park chociaż nie był tchórzem i nigdy nie chciałby popełnić samobójstwa, to odpowiedziałby: "Nie." Nawet potrafiłby swoją odpowiedź uzasadnić - po co walczyć o szczęście w tym życiu, skoro jest ono tak ulotne?
Przez tą zawiłą plątaninę różnych myśli, sam chciał ukryć to, co tak bardzo go gnębiło. Zastanawiał się nad tym, czy warto jest tkwić tu bez Baekhyuna tylko dlatego, że nie chciał myśleć o tym, iż nigdy go już nie zobaczy.
W jego dręczącym się umyśle ciągle odtwarzał się obraz jego bladej twarzy tuż przed nim. Oczy patrzyły niby prosto na niego, ale Chanyeol już wtedy czuł, że zaczynają być puste jak oczy lalki. Usta jeszcze poruszały się, gdy Byun próbował coś powiedzieć mimo braku sił. Ściskana dłoń ukochanego stawała się coraz chłodniejsza, nie ważne jak bardzo Chan próbował ogrzać ją swoimi. Był przy nim nawet wtedy, gdy dusza opuściła ciało. Chciał być do końca, tak jak mu obiecał. Chociaż minęło tak dużo czasu, to nawet wtedy Park miał w swoim dziecinnym serduszku nikłą nadzieje, że oczy Baekhyuna jeszcze się otworzą i spojrzą na niego, albo że ściskana przez niego dłoń zacznie promieniować własnym ciepłem, chociaż on już prawie całkiem się wychłodził na niewygodnej posadzce.
Chanyeol nie miał pojęcia, czy już kiedyś coś takiego go spotkało, czy po prostu za dużo czasu przyglądał się, jak życie uciekało z kogoś, kogo kochał, ale gdzieś już widział podobną scenę. Nie pierwszy raz ściskał dłoń kogoś, kto kończył swój żywot i nie po raz pierwszy uśmiechał się sztucznie, aby ta osoba odeszła w spokoju. Tym była dorosłość. Ubieranie maski, aby nikt nie widział twoich emocji, pozwalało opóźnić ból na jakiś czas. W ten sposób ludzie tłamszą go wewnątrz, ale czy to nie lepsze? Chan był bliski tego, by wrzeszczeć na Byuna, aby go nie opuszczał, że bez niego sobie nie poradzi i jeśli był tak samolubny, to niech zabierze go ze sobą. Nie powiedział tego, bo doskonale wiedział, że dla Baekhyuna to też jest trudne, w końcu umierał ze świadomością, że ginie mając kogoś, dla kogo chciałby żyć.
☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸ ☸
A/N: Witam! Od razu wyjaśniam, czemu notka informacyjna jest na końcu – to pozwoli mi się nieco rozpisać na temat tego rozdziału, bez spojlerów. Na początku muszę was przeprosić... tylko za co najpierw? A wiem, więc tak – wybaczcie fanki Baekhyuna! Wiem, że czytanie o śmierci swojego biasa jest dość nieciekawe (widzę to w waszych komentarzach, bo zanim ktoś zniknie już całkiem spod moich notek, to czytam w ostatnim komentarzu takie „Nie no! Jak mogłaś zabić mojego biasa?” - czy coś w tym stylu). Zaczynam się bać, że jak tak dalej pójdzie to nie dożyję do końca opowiadania. Hahahah Dla pocieszenia powiem, że sama czułam taki niedosyt (płakałam i w sumie nie tylko ja hahaha) w tym moim jednym z ukochanych pairingów, że byłam skłonna zmienić fabułę, ale tak czy tak bez tej sceny wszystko się sypie i nie ma sensu.
W sumie ten rozdział ma też inny „słaby punkt” - nie miałam dość czasu, aby zapiąć wszystko na ostatni guzik (chociaż i tak nie był dodany w sobotę), więc mogą się tam wkraść chaotyczne opisy, czy coś w ten deseń. Mam nadzieje, że jednak nie będzie to najgorszy z moich rozdziałów – nie jestem raczej dobra w angstach, a ten rozdział jest nim przepełniony. Nie wiem, czy mogłabym coś w nim poprawić. Oczywiście chętnie poczytam co wy myślicie na ten temat, bo niektóre komentarze, jakie czytałam ostatnio ( mówię tutaj o KILKU ostatnich notkach) sprawiały, że chętnie bym za nie wyściskała ich autorów. :* (Aż chce się dla takich komentarzy pisać po nocach xD)
Tekst piosenki w fragmencie opowiadanie - Jaejoong - Butterfly
Popłakałam się! Na serio ryczałam do telefonu, jak czytałam ten rozdział. Na początku byłam zachwycona opisem walki. Baek tak się starał! Miał dobrą taktykę, ale zabrakło szczęścia, siły… Sama nie wiem, czego jeszcze! Jednak był blisko! Jaejoong już po pierwszym ataku zbyt mocno osłabił chłopca. Dzielnie się trzymał, ale musiał się poddać. Może Byun, by nie zginął, gdyby ten głupi demon nie chciał zabić Chanyeola. W sumie osiągnął, co chciał, bo Baek należał do niego, więc mógł odpuścić! Zazdrość to cholerne uczucie! Bardzo podobał mi się opis śmierci. Tak patetycznie i smutno wyszło. A Baekhyun został bohaterem! Kolejny moment, który utkwił mi w głowie to, jak Chan leżał obok ukochanego. Znów tak smutna scena, przy której można było uronić łzę. Mam nadzieję, że Chanyeol pomści Baeka, a nie podzieli jego los. Poza tym nie spodziewałam się, że Jaejoong będzie tak przeżywał jego śmierć. Widać, że Świetlisty Motyl był dla niego bardzo ważny. Z niecierpliwością czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńMam jeszcze takie pytanie. Czy jest szansa przeczytać, gdziekolwiek "Careless, Heartless, Mindless"? :D
Pozdrawiam! :)
Rozdziały są całkiem nierówne - tak, jak poprzedni łykało się w całości mimo tego, że był długi (za tamtą długość nadal i nieodmiennie podziwiam), ten... był przepełniony opisami. I to nie tymi dobrymi, które bierze się z całą resztą ; miałam raczej wrażenie, że ciągną się jak Niemen - są ładne, poprawne i za pierwszym razem po prostu kontempluje się widok, ale szybko się nudzą... chodzi mi o to, że każdy z bardziej teoretycznych akapitów jest ciekawy, ale w paczce dużo tracą. I chyba to jedyna zastrzeżenia, jak na ten rozdział. Cała reszta (mimo przydługiej i zbyt bajkowej jak na mój gust walki - ale to tylko mój gust, nic wielkiego ani tym bardziej nic ważnego) była w porządku. Teraz przejdę do słodzenia...
OdpowiedzUsuńżeby nie wyszło na to, że nie umiem mówić nic miłego.
Sam przebieg starcia między demonem a jednym z bohaterów zaskoczył mnie (pozytywnie, bo zwroty akcji są dobre, zwłaszcza takie - happy endy są nudne i chcemy ich tylko w prawdziwym życiu), a późniejsza na to reakcja głównego antagonisty była cudowna do czytania. Już wcześniej dowiedzieliśmy się, że jakieś tam emocje ma i coś tam jeszcze zdarza mu się czuć, ale tutaj tak naprawdę widać, jak bardzo skomplikowany jest to charakter. Z początku wydaje się, że działa tylko i wyłącznie z egoistycznych pobudek, kieruje się nudą i ogólnym zepsuciem (cecha gatunkowa, huh) - kiedy tak naprawdę może mieć głębsze motywy. Może nadinterpretuję, ale z rozdziału na rozdział coraz bardziej przekonuje mnie ta postać.
Poziom desperacji i rozpaczy w trzynastej części sięgał wysoko (a raczej głęboko, biorąc pod uwagę, że to nie są zbyt pozytywne odczucia), a w dodatku na wiele różnych sposobów (czyli dwa, ale to i tak wciąż ukazanie sytuacji z więcej niż jednego punktu widzenia). I to jest w porządku, pozwala spojrzeć na całą sprawę nie tylko jedną parą oczu. Wydaje mi się, że ta śmierć nie przejdzie obok reszty bohaterów bez echa, jak czasami było z poprzednimi; ta była mocniejsza i bardziej tragiczna, bo nie miała korzeni w egoizmie i braku zaufania, a właśnie w czymś przeciwnym.
Ach, przypomniało mi się. Zaskakuje mnie wybiórcza zbiorowość bohaterów, i to nie tylko w tym rozdziale; czasami w scenach zbiorowych pomijana jest ich indywidualność i stają się tłumem, choćby nawet ich poprzednie zachowania nie wskazywały na to, że będą iść za całą resztą. To łatwe napisać "wszyscy byli w szoku" (przykład biorę zupełnie znikąd, jest hipotetyczny jak tylko się da), ale gdyby zastanowić się, czy poszczególne jednostki składające się na tą całość też by się tak zachowały, pojawiają się wątpliwości.
Pozdrawiam~
PS.: Miałam już nie czepiać się błędów jako takich - obiecałam to sobie - ale pozwolę sobie zauważyć tylko, że 'tempo' jako rzeczownik nie znaczy tego samego, co 'tępo' jako przymiotnik. Łączy je w zasadzie tylko brzmienie...
Nie ma słów które określą geniusz tego opowiadania. Po prostu boskie <3 ~ Akemi
OdpowiedzUsuńMimo że wcześniej sobie już zdradziłam (to był cholerny przypadek!!) kto zginie, to i tak rozdział bardzo mi się podobał. Jeszcze jaejoong taki zdesperowany, że baek umiera, to mógł osłonić go własnym ciałem, w ten sposób ci, którzy przeżyli casso żyliby dalej na ziemi, spokojnie, z dala od demonów i innych bajkowych stworków. Ale nie, musiał się prosić o pomoc innych, nah. I teraz będzie szukał sprawcy. Według mnie winnym zabicia baekhyuna jest ravi, naprawdę nie wiem czemu tak sądzę, ale pewnie mogę się mylić ㅠ.ㅠ Szkoda mi chanyeola, wreszcie wyznali sobie z baekiem miłość i gdyby nie ta głupia walka, to ich piękny związek by się rozwijał, a jaejoong byłby dalej takim starym zboczeńcem ㅠ.ㅠ Dużo weny, izzy, niech cię ona nie opuszcza i czekam niecierpliwie na kolejne twory, które tu dodasz ヾ(*´∀`*)ノ
OdpowiedzUsuńmnie jednak ciut troszeczkę nudził opis walk ale to ja po prostu nie lubię aż tak długich opisów niemniej jednak rozdział mi się podobał choć wolałam te w których było trochę więcej dialogów a mniej opisów :) jednak nie zawsze moze byc tak jak chce haha
OdpowiedzUsuńbosze baek waeee TT ta kruszynka i wgl bosze czo to przeciwko Jae jakiś demon ze beka zabija lol Oo
i ja liczę że jednak Kai nie bd uśmiercony prawdaaaa? bo w końcu on tu o Luhana bd tera walczył z Sehunem i wgl !!!! ale i tak mi bardzo żal Chanyeola że strawił Baeka ehhh >:C
z niecierpliwością oczekuję jak zawszę nowego rozdziału ^^
pozdrawiam i weny C: ♥
Może żeby od samego początku nie było, jako takiego słodzenia i komplementowana to zacznę od tej rzeczy, która mnie - jak i dziewczyny powyżej - trochę rozczarowała? Raczej znudziła, czy 'uśpiła'.
OdpowiedzUsuńPomimo całej tej magiczności opisu walki, mi również wydaje się, że jest ona zbyt opisowa. Ja też chyba nie przepadam za takim rozwodzeniem się nad jakimś momentem, bo to z czasem robi się nudne. I tak, też uważam, że ten rozdział jest biedny pod względem dialogów... No, ale to tyle jeżeli chodzi o wady tej części. ^-^ Nigdy nie lubiłam pisać o czyiś błędach, bo wiem, że sama je cholernie często popełniam, toteż na tym skończę xD
Wiesz, że z całego serca uwielbiam Twoje opowiadanie, nie? I z tego miejsca przepraszam Cię za to, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału...
Wynikło to z mojego braku chęci do pisania czegokolwiek... Także przepraszam i mam nadzieję, że mi wybaczsz Unnie~~ *mówi słodkim głosem*
Rany... tak smutno mi się zrobiło kiedy czytałam o Baekhyunie, że... mogłabym się popłakać... Na szczęście tego nie zrobiłam, bo obiecałam sobie, że przestanę płakać przy opowiadaniach XD (Na początku mojej historii z shippami, płakałam nawet przy najgorszym angście jaki mi się trafił ;D TE FEELSY!)
No, ale teraz... teraz mam tylko melancholijny nastrój, który przyszedł do mnie od Chanyeola...
Ahh.. nie! Dobra koniec!
Nie wiem dlaczego, ale tak cholernie mnie urzekł Hongbin z Ravim, że jestem mega podekscytowana, kiedy sobie o nich pomyślę... Uwielbiam takiego Wonsika (JA DO TEJ PORY LEJĘ Z JEGO IMIENIA XD HAHAHAHA) który stara się o zagubionego Hongbina... Widać, że chłopakowi zależy i jest zazdrosny pomimo tego, że demony nie mają uczuć... (I tak wiem, że mają)
Wiem na pewno, że Bekona nie zabił Hongbin, bo nie zniósłby tego, że Jaejoong cierpi, czy coś w tym stylu.
Uważam, że zabił go Ravi... (PROSZĘ, ŻEBY TO NIE BYŁA PRAWDA, BO WTEDY KOLEJNY PAIRING PÓJDZIE SIĘ KOCHAĆ TT_TT), bo zrobił to dla Hongbina. Albo dlatego, żeby Jae cierpiał i żeby się przekonał, jak cierpiał przez niego Bin. Jakie to romantyczne ♥ Aww...
I w ogóle to ciągle nie rozumiem Jaejoonga skoro o demonach już mowa... Tutaj mówi, że Baek to dla niego zachcianka, a z drugiej strony rozpacza, bo ten nie żyje... Gorzej niż nastolatki, no! Już te laski są od niego twardsze... (ale jakby nie patrzeć, to wciąż mam sentyment do niego i jego eyelinera XD)
I co się dzieje z tym Luhanem, huh? Dobrze się tam u siebie pod ścianą czuje? Wyjdź do ludzi jelonku!
Ahh... nie uśmiercaj mi tylko Sehuna T_T (Ja Ci współczuję, wiesz? XD Tyle różnych komentarzy i weź się zdecyduj kogo sobie deadnąć! Haha biedna Ty ;D )
A Kai... Kai to mnie ciągle irytuje XD Zabijmy go i niech Sehun go zgwałci! Taaaak~!
Btw to zwracam Ci honor! Ten nowy Tao mnie rozbraja XD Ta akcja w kuchni w rozdziale 12 była boska ♥
I wiesz co? Ja ciągle się rozpływam nad nazwami rozdziałów... ♥ Wiem, wiem za bardzo zwracam uwagę na takie szczegóły, ale sądzę, że długo nad nimi siedziałaś i trzeba to docenić ;3
Nie jestem pewna, ale chyba będę musiała powoli kończyć komentarz, bo nie chcę pisać kolejnego, żeby nie było, że Ci komentarze wbijam czy coś XD
Ogólnie mówiąc: Cieszę się, że piszesz to opowiadanie i, że pomimo tylu odmiennych komentarzy piszesz wciąż z sensem i zadbaną częścią związaną ze szczegółami.
Życzę Ci dużo weny, chęci i wytrwałości, przesyłam gorące uściski i hwaiting! ♥ / Kummie
Ps. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, kto jest Twoim otp, Unnie?
Aww nigdy nie mogę wybrać jednego, ale chyba Sekai, albo Baekyeol :*
UsuńDopiero wczoraj znalazłam tego bloga i no cóż... zombiuje nad nim :)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się fabuła tego opowiadania, więc pomimo niechęci do fantastyki, zaczęłam czytać dokładniej. Po trzech chyba godzinach odkryłam, że niestety wciągnęłam się za bardzo.
Genialna Autorko! Doprowadziłaś do tego, że ryczałam już nie raz i nie dwa (i nie tylko przy śmierci biasa). Wyrywałam sobie włosy, bo za wolno to wszystko czytam, a w głowie przewija się jak robot pytanie: i co będzie dalej? Zakochałam się nie tylko w tej historii, ale też w one-shot'ach (zwłaszcza 3.6.5).
Podziwiam Cię za wytrwałość i genialną wyobraźnię, którą potrafisz ubrać w literki. Życzę cierpliwości w okiełznaniu zwierzątka zwanego Weną i chyba jeszcze zadowolenia z tego, co zostało napisane.
Velevitka
Szczerze to próbuję od tygodnia zamieścić jakiś sensowny komentarz, ale jedyne co ciśnie mi się na usta to: hlfghmnghld baek ;w;
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że umarł. Łza mi poleciała, miał taką piekną śmierć. Moje serce zwolniło tępo bicia kiedy czytałam jego ostatnie chwile z Chanyeolem. Mimo wszystko, myślę, że jeszcze usłyszymy o Baekhyunie w casso..?
A ja się z innymi nie zgodzę - opis walki mi się podobał. Być może dlatego, że czytam wiele książek ze scenami walk. Przyznam szczerze, z każdym rozdziałem coraz bardziej podobają mi się twoje opisy. Opis bólu Baekhyuna czy samej walki - bardzo dobry. Uwierz, że nie jeden autor książek napisał scenę walki tak nudno, że usnąć można było.
Skoro większość obstawia kto jest zabójcą i ja wysunę swoją teorię. Myślę nad Hongbinem - zemsta w stylu "nie chcesz mnie, jego też nie dostaniesz" albo... Luhanem. Próbowałam sobie wmówić, że to niemożliwe, ale... On ma moc telekinezy, prawda? Taki miecz byłby dla niego niczym. Jak, skoro go nie było w czasie walki? Mógł zaglądać chociażby przez dziurkę od klucza, cokolwiek. On już jest w takiej rozsypce, że byłoby dla niego wszystko jedne czy złapią go jako zabójcę czy nie. Jeśli nie złapią, wtedy uciekłby z tego piekła.
Pewnie i tak myślę źle, bo ty autorko, za każdym razem rozgniatasz moje spekulacje i zaskakujesz mnie bardziej niż wcześniej. Ech, no nic, czekam na następny rozdział!
A tak ogólnie - nie przepadałam za JJ - ale dzięki piosence którą użyłaś w tym rozdziale chodzi mi ona cały czas po głowie. XD
~Evi
Cholera! O Luhanie nie pomyślałam! ;O A to jest dobre,no!
UsuńBył pierwszą osobą o której pomyślałam. Próbowałam to wyrzucić z głowy, ale cały czas wracało rykoszetem XD
Usuń~Evi
O tak teraz czytam komentarze i patrzę, że nie ja jedyna mam takie myślenie xD Bo to wszystko z tej telekinezy xD
UsuńPłacze TT.TT nie spodziewałam sie takiego zakończenia walki... Niech Jaejoong zabije tego kto to zrobił ;-;
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytając jakiegokolwiek ficka popłakałam się... Ryczałam w środku nocy siedząc z telefonem w łóżku. Dlaczego Baekkie,dlaczego?! On i Chanyeol nie zasłużyli sobie na taki los... Chciał ocalić chłopaków i miłość swojego "życia" a ofiarował im cierpienie i brak nadziei. Mam nadzieję że osoba,która zakończyła życie Byuna będzie mocno cierpiała ;_;
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! (Tylko błagam,umieszczaj jakieś ostrzeżenia na początku,to naszykuję sobie chusteczki...)
Jejku, matko, no jejciu.. no ten tego, no ;-; Nie wiem, jak określić moje uczucia, no. Świetne to było. Sajonara Baek :C Tao płakał, nie wiem czemu to mi tak utkwiło w głowie xd Dobre to było nie ma nic dodać nic ująć. Tytuły rozdziałów są świetne *>* Tylko ten opis w tym rozdziale trochę z deczka (tak to się pisze? :d) przydługie. Chan weź mi tam się nie zabij czy co xd Sehuuuuunie błagam cię nie zrób czegos idiotycznego ja to masz w zwyczaju xd Taoris, Taoris, Taoris błagam o Taorisa, skoro nie będzię już Baekyeola ._. (Hej co powiesz na zmiane fabuły i danie Sekaia xd? Taki nie śmieszny żarcik <;) Nie mogę się doczekać Czternastego Rodziału. Rozsadza mnie od środka <3 I te demony, nie no dksfsk nie mogę tego opisać.Życze Ci 12 wiader weny :)
OdpowiedzUsuńZaczęłam to czytać dzisiaj rano przez co, mimo że jest koniec wakacji, nie wyszłam z domu, bo tak mnie to wszystko zassało, że nie mogłam przestać czytać. Pominę fakt, że po każdym poście miałam ogromną ochotę zostawić metrowy komentarz, i nie zrobiłam tego dlatego, że nie chciałam przerywać czytania
OdpowiedzUsuńNo to od początku ^-^
O ile śmierć Lay'a nie zrobiła na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, o tyle Chen'a już tak. Tu już nawet nie chodzi o Casso, ale w każdych ff gdzie ludzie umierają, odpadają czy coś, on zawsze jest jednym z pierwszych i nikt nie daje mi się nacieszyć jego postacią. T.T Nie no ja wtedy zadziwiałam siebie, bo miałam ochotę rozwalić mojego (jeszcze wtedy) słodkiego HunHan'a i po cichu liczyłam, że to jednak Sehun był tym, który wtedy zabił Xinga. Wtedy serio się nie spodziewałam, kto był winnym :< Mało tego wiesz jak się wtedy bałam, że uśmiercisz mi Luhana, tyle tam było emocji a to był dopiero początek ficka. Teraz wszystko obróciło się o 180 stopni...
Dalej jak się pewnie spodziewasz ciosem w moje serduszko był Kyunggie :c Serio? Serio on? Ne mogłam wtedy no ;c Akurat, kiedy zdobył moją sympatie, tak bardzo wtedy się wczułam w KaiSoo liczyłam, że dzięki temu Kai odwali się od Luhana i zacznie patrzeć na osobę, na którą patrzyć powinien, ale nie. On musiał zrobić wszystko inaczej i spowodował tylko sznureczek nieszczęść.
Jeżeli chodzi o śmierć D.O, wyjąkowo tym razem najbardziej podejrzewałam Xiumina i oczywiście sprawiłaś, że Suho też był na mojej liście podejrzanych, ale jak było wspomniane o tym, że nie było nigdzie broni przypomniała mi się jedna "Czarna historia" gdzie gościu, żeby się powiesić stanął na bryłce lodu i ona się potem rozpuściła i to jakoś me pchnęło, żeby uważać, że to Xiu jest zabujcą... ale w życiu bym nie pomyślała, że on miał taką przeszłość, że potrafił tak dobrze ukryć swoje prawdziwe ja, w sumie o zdobył u mnie swego rodzaju szacunek, ale już było po śmierci, chociaż nawet wtedy nie zabrakło szklanek w oczach (chociaż jeszcze nie płakałam)
"Nowy" Tao jest moim mistrzem <3 Serio uwielbiam go, gościu po prostu rządzi, kocham motyw Tao bad ass'a takiego wrednego i ironicznego. Jak nic skradł mi serce. A jego relację z Krisem uwielbiam, nieważne jak bardzo jest posrana xD
Teraźniejszy HunHan. Powiem tak, nienawidzę Luhana. Jak zawsze i wszędzie go bronię i jestem w stanie zaakceptować, każdą wersję jego, tak tu go nienawidzę. Taka cholerna księżniczka, ja rozumiem, że on nic nie pamięta, ale bez przesady. Czy on nie zauważył, że jakby nie patrzyć bawił się uczuciami i jednego i drugiego? Tutaj tak ufa Sehunowi, kocha go i w ogóle cukier wszędzie, ale jak tylko nie ma Hunnie'go od razu leci do swojego bestfriend'a, bo ten go zawsze potrafi pocieszyć i zrozumieć. Teraz Sehun jest ten najgorszy, bo wyrządził wielką krzywdę Luhanowi, ale w sumie ja tam się mu nie dziwę wszystko się na siebie nałożyło, nadmiar emocji i jeszcze słowa Luhana, co się dziwić, że tak zareagował, fakt, może trochę przesadził, ale ogólnie, mam wrażenie, że Luhan z prawdziwego życia wcale nie był taki idealny jakby Sehun chciał żeby był, bo, bo... *potężny ryk wściekłości* ja już nie mam siły, po prostu Luhan w moich oczach się stoczył i to bardzo, już nawet nie che mi się o nim pisać xD Gratulacje! Jesteś pierwszą osobą, która wyciągnęła ze mnie takie emocje, nawet jeśli to nie było twoim zamiarem XD
UsuńEhhh :c
Powiedz mi za co uśmierciłaś Byuna :C Dobra wiem, nie musisz tłumaczyć :c Jak jak wcześniej się trzymałam i były tylko zeszklone oczy, tak tu poległam. Czytam ten opis walki (też uważam, że był troszkę za długi ^^") i w momencie, kiedy Baek upadł na ziemie, już chciałam krzyczeć, że nie, że tak nie można, a potem, Baek chciał zabić Jae, a potem Kim chciał zabić Parka, i potem... I potem zginął Byun :c Kobieto czy Ty zdajesz sobie sprawę ile z moich oczu wody przez Ciebie wyciekło :C Jeszcze ten opis śmierci i ostanie słowa BaekYeol'a. Definitywnie stwierdzam, że ten rozdział był najsmutniejszy z wszystkich istniejących :c Nawet Jaejoong'a mi szkoda, bo wszyscy wiemy, że demon czuł coś do Baek'a, który był przecież jego motylem :c Jeszcze ta piosenka, i później Chan, taki przygnębiony T.T
Jak bardzo muszę nienawidzić tutaj Lu, skoro posądziłabym go o pomoc przy śmierci Baek'a? Ale to w sumie była chwila, bo Luhan ma telekinezę nie? :c Ogólnie to ma raczej związek z tym spiskiem, który Sehun usłyszał, prawda? Sama nie wiem zostawiam wszytko w twoich rękach, bo mi już na prawdę niedorzeczne rzeczy przychodzą do głowy... >.<
Duużo weny i Haiting <3
Dzięki, że to napisałaś :D
Czytam i czytam od dłuższego czasu twoje opowiadanie. W końcu skończyłam wszystkie rodziały jakie są i dopiero skomentuję. :D
OdpowiedzUsuńPoczątkowo byłam sceptycznie nastawiona. Długie i ciężkie w czytaniu rozdziały, wiele opisów, opisów, i jeszcze raz opisów. Przyznam się szczerze, że nie lubię długich opisówek, jednak coś mi podpowiadało, żeby czytać dalej i nie kliknąć przycisku "zamknij" xD Pomysł na pewno oryginalny. Rozplanowanie działania myślę, że nie było łatwe, a zwłaszcza ubranie tego w słowa. Także podziwiam, szacunek!
Kiedy czytałam np. w autobusie czy na przerwach miałam ochotę śmiać się, płakać lub przeklinać. Ale spokojnie, opanowałam emocję. :D
Czytając obstawiałam, że Demon będzie chciał Lu lub Kai'a, a tu bum! Baekhyun! xD No nic, moje przeczucia są beznadzieje. :D
Także życzę weny twórczej i czekam na nexta. :D
Te opisy były bardzo przyjemne, choć monotonne... czegoś w nich zabrakło, a sama poprawność choć ładna, jest nudna.
OdpowiedzUsuńPozwole sobie coś zauważyć, coś co strasznie, ale to strasznie mnie irytowało... sztylet to sztylet - krótka broń biała. Nie można nazwać go w żaden sposób mieczem, nie sądzę by można napisać o tym, że ma klingę ( nie brzmi to w żaden sposób poprawnie, ani dobrze). Sztylety mają ostrze. Naprawdę, to jedyna rzecz, która mnie w tym rozdziale tak cholernie zirytowała i mogłabym miliony razy pisać, że sztylet to sztylet, a nie miecz i ma ostrze, a nie klingę i jest krótki i bla bla bla... Plus... jeszcze jedno pytanie. Był zatruty, tak? W taki sposób, że mógł zabić nawet demona, racja? Skoro tak, to trucizna wraz z dostaniem się do krwiobiegu w jakikolwiek sposób powinna doprowadzić Jaejoonga do śmierci, a przypomnę - Jae sam wytworzył ranę na swojej dłoni, osłaniając się przed sztyletem. Musi to być konkretnie trafione miejsce, by zabić demona? I w tym momencie to wydaje mi się nielogiczne... takie z pozoru drobniutkie, acz istotne niuanse mają wpływ na całokształt. Ogromny.
Dobra, DiDi, koniec bulwersu.... wrrr....
Mam wrażenie, że wraz z zagłębianiem się w tekst wszystko dla mnie staje się oczywiste, bo zwykle trafnie przewiduje to co się stanie... zachowanie Jae, Chana i reszty, choć fakt, że to właśnie jednak Baek zginął jest dla mnie równie niezrozumiałe co dla bohaterów, choć mam tutaj swoją dziwną teorię popartą jednym faktem - telekineza, huh? Jeśli każda moc jest tutaj wedle znanych nam mocy chłopaków, to jest jedna jedyna osoba, która ma taką moc.
Luhan.