niedziela, 5 października 2014

zagubieni w CZTERNASTYM punkcie

A/N: Witam! (Przygotować się na długą notkę organizacyjną xD) 
Aż mi trochę wstyd dodawać rozdział po tak długim czasie (miesiąc... boshee...), ale gdybym go nie dodała, to zaraz by mi się śnił po nocach (o ile już się nie śni). Przyznam szczerze, że ostatnio szczególnie wzięłam sobie do serca to co nie odpowiadało wam w Casso (UWAGA po tym rozdziale... tego nie widać hhahahhaha), więc od razu mówię, że jedyna rzecz której niestety nie mogę poprawić to patetyczny klimat tego opowiadania - przykro mi, ale taka fabuła i wiem, że to pewnie może męczyć, tak samo będzie z opisami (chociaż i tak nieco je skróce, a może i będę bardziej... streszczać? Hmmm to się jeszcze zobaczy xD). Dziękuje wam za te rady tak jak i ciepłe komentarze, bo ciężko jest się nie uśmiechnąć, gdy widzę jak bardzo was wciąga to co się dzieje i czytam wasze podejrzenia - to dopiero kop do pisania! Od razu mówię, że chociaż miałam skończyć z Casso w wakacje, to... teraz nadchodzą naprawdę ciężkie (dla mnie... ) rozdziały i będę musiała się z nimi siłować przez ten miesiąc (i mam nadzieje nie najbliższy). W końcu wszystko będzie musiało kiedyś się wyjaśnić, nawet małe, nieistotne na pierwszy rzut oka sprawy z pierwszych rozdziałów. To chyba tyle odnośnie tego opowiadania...
Jeśli chodzi o oneshoty, to... WIECIE, ŻE ZA NIEDŁUGO HALLOWEEN? Mam na to święto kilka większych planów (tsaa... masa horrorów) w tym jak szczęście dopisze dwa współworzone oneshoty. 
Ostatnia ze spraw, to nowa zakładka "PROPOZYCJE" na tym blogu. Zdaża się (nawet często), że zmieniam paringi w oneshotach, mam wiele pomysłów które tylko właśnie na postacie czekają i szukam paringów nie o tyle takich które sama uwielbiam (Kaisoo, Sekai, Baekyeol... wiaaadoomo), ale i takie które wam będzie się przyjemnie czytać. Chciałabym, żeby w tej zakładce pojawiły się właśnie takie propozycje. Tak samo jeśli chcecie pytać o jakieś ficki które nie są aktualne u mnie na blogu (tak jak na przykład "Careless, Heartless, Mindless", które znajdowało się na blogu koleżanki i po prostu w najbliższym czasie pewnie nieco je poprawię i dodam tutaj - jeśli znajdę xD) Możecie też tam wrzucać prośby o jakiś oneshot, który jeszcze nie został tutaj publikowany, a na niego czekacie, czy tez ponarzekać sobie na lenia Izzy - jak kto woli. xD Jak tylko będzie tam jakiś ruch, to będę się cieszyć. xD 
Aaaa i jeszcze jedno... następne opowiadanie jeszcze przejdzie niewielki renament (może i nawet połączenie tych dwóch, które podałam jako proponowane... o jezuuu... moja głowa to jakiś młyn...), ale jedno jest pewne, że raczej będzie to mpreg ( i możliwe, że na zasadzie angielskich opowiadań pobawię się w scenki z głównymi paringami - Hunhan, Kaisoo, Taoris, Baekyeol). Jeśli macie też jakieś pytania co do tego, to zapraszam do zakładki "PROPOZYCJE". 
Aaaa i na serio ostatnie "jeszcze jedno" - dziękuje za pomoc Uszatkowi :* Hunhan ci za to xD Dodatkowo z niespodzianek - u Dobi w najbliższym czasie pojawi się nowy rozdział. > >





              - Przyszedłeś mnie zabić? - zadrwił demon, niechętnie podnosząc wzrok na stojącego nad nim Chanyeola. Ciągle leżał w tej samej pozycji, niewzruszony jego obecnością. Obowiązkowo zajmował swoje ulubione miejsce na balkonie, gdzie wyłożył się na czerwonym szezlongu, zastanawiając się, co zrobić dalej. Teraz nie interesowało go to, co stanie się z resztą tych ludzi. Trzymał tę grupę, bo cieszyło go, jak wzajemna nienawiść zabijała ich po kolei, ale gdy spotkał Byuna i ten, na którego właśnie przerzucił swoją uwagę i zainteresowanie zmarł, to wszystko wokół zaczęło go nudzić i chciał jakoś poukładać to sobie w głowie. Nie spodziewał się, że Chanyeol przyjdzie do niego dopiero teraz, sądził, że będzie przynajmniej kilka razy przez ten odczekany czas odpierał jego ataki i odrzucał prośby walki.
              - Chcę pogadać – rzucił, z odrazą patrząc na tą znienawidzoną twarz. Ciągle wmawiał sobie, że to jest ostatni dzień, w którym go widzi. Kim uśmiechnął się na te słowa, po czym wstał z miejsca.
              - Siadaj – powiedział, wskazując czerwony mebel. Park skrzywił się nieznacznie, zauważając jego dobry nastrój, ale i tak posłusznie usiadł na tym miejscu. Jego duma była przez najbliższe minuty nieważna. Chciał spróbować ostatniego pomysłu jaki przyszedł mu do głowy. - Napijesz się ze mną wina? - zapytał grzecznie demon, nalewając do pełna dwa stojące na stole kieliszki. - Jesteśmy teraz w podobnej sytuacji, więc... - Chanyeol podniósł pełen nienawiści i gniewu wzrok, czując, że się w nim gotuje ze złości. Jakim cudem tak mogła się wyrażać osoba, która była odpowiedzialna za śmierć Baekhyuna? Jak mogła porównywać swoje uczucia do jego, mówiąc o tym z takim uśmiechem, podczas gdy Chan zapomniał jak to jest się uśmiechać. Jednak nie odpowiedział na to ani słowem. Nie mógł mu zrobić awantury, rzucić się na niego, bo wiedział, że tego demon teraz chce. Gdyby nastąpił taki atak, Jaejoong mógłby go wtedy zabić, uwalniając się od prośby którą skierował do niego Baekhyun. Park musiał się tak zachowywać, bo od tej rozmowy mogło wiele zależeć. Zacisnął usta w wąską linię, nie miał zamiaru mu też w jakiś sposób się podlizywać.
              Jaejoong spojrzał na niego, dokładnie badając każdy fragment jego ciała. Nie rozumiał, co takiego nadzwyczajnego widział w nim Baekhyun. Hero zabił miliony takich jak on, tacy ludzie ciągle przewijają się w historii, wygłaszając od zarania dziejów szlachetne ideały, chociaż byli tak bezsilni, że ostatecznie padali sami, razem ze swoją rewolucją. "Bohater Park Chanyeol, który nie mógł uchronić ani jednej osoby."
              - Co cię sprowadza? - zapytał w końcu z udawaną pewnością siebie, wręczając siedzącemu na jego miejscu Chanyeolowi pełny kieliszek. Chłopak wziął go do ręki tylko po to, żeby zaraz odłożyć go z powrotem na stolik.
              - Mam kilka pytań – zaczął ochrypniętym głosem. Nie podnosił głowy, patrząc na nisko osadzony punkt przed sobą. - Jeśli nie poznam na nie odpowiedzi, to nic nie wróci do normy – wyjaśnił dokładniej, próbując tymi słowami oszukać samego siebie Co miało niby dojść do normy? Teraz, bez Baekhyuna?
              - Chodzi ci o jego śmierć? - zapytał nieco niższym głosem demon, tym razem nawet bez swojego sztucznego uśmiechu. Brunet podniósł głowę, spoglądając w jego oczy. Podczas jakiejkolwiek rozmowy z nim rzadko się w nie wpatrywał, bo demon patrzył na niego w taki sposób, jakby potrafił czytać jego myślach.
              - Chodzi mi o powód, przez który pozwoliłeś mu umrzeć. Zależało ci na nim, więc czemu tak po prostu pozwoliłeś mu zginąć? - zapytał prosto z mostu. Demon otworzył szerzej oczy, nie wiedząc co odpowiedzieć. Przecenił swoje możliwości i zawiódł, a jego własna gra wymknęła mu się spod kontroli. Wiedział o tym, ale nie mógł znaleźć odpowiedzi która mógłby podać Chanyeolowi. Zamiast tego w milczeniu wpatrywał się w jego twarz, nie okazując żadnych emocji, podczas gdy na twarzy Parka było je można wyłapać dokładnie. Obolały wzrok, pełen żalu i smutku z nadzieją wpatrywał się w demona, podczas gdy zaciśnięte ze strachu i złości usta nie przerywały ciszy, czekając na odpowiedź.
              - Dalej mi na nim zależy – wyjaśnił Kim, po czym upił łyk wina, nie patrząc już na Parka. Za bardzo bolało go to, w jaki sposób on przeżywa odejście Baekhyuna. Gdy widział ten pełen nadziei wzrok, przypominał sobie, jak stosunkowo niedawno siedział przed nim Byun, błagając o życie dla Chana i to z taką samą miną.
              - Jest jakaś furtka? Musimy go odzyskać. Możesz to zrobić. Proszę... nie ważne co trzeba będzie poświęcić, chcę aby wrócił! - dodał to ostatnie zdanie, pełne egoizmu. Pragnął choć przez chwilę zobaczyć Byuna. Gdy teraz o tym myślał, żałował, że nie namówił go, aby ten do niego odszedł, bo wtedy przynajmniej miałby świadomość, że żyje i gdzieś jest. Teraz został tu sam i znalazł się w sytuacji o którą nigdy by siebie nie posądzał. Nie wiedział czy prośba i pomysł błagania o pomoc demona da jakieś rezultaty, chociaż był gotowy zapłacić mu każdą cenę za powrót Baekhyuna.
              - Naiwny jesteś, naprawdę... - szepnął bardziej do siebie. Podszedł do bruneta, pochylając się nad nim. - Posłuchaj. Przeszłości nie da się zmienić, a nawet jeśli mógłbym to zrobić, to nie przywróciłbym go tutaj, wiesz czemu? - syknął. Jego wściekłe spojrzenie nie odrywało się od oczu Chanyeola. - Raz poświęconej rzeczy nie da się odzyskać i nie chcę dla niego takiej przyszłości, jaką ja mam. Byun którego znałeś nigdy nie wróci. Zapomnij o nim, albo te wspomnienia kiedyś cię zabiją – dodał ze złością w głosie. Od niedawna był w końcu chodzącym kłębkiem nerwów, więc ta naiwność Chanyeola, który bez tego wystarczająco go denerwował swoją osobą, złościła go jeszcze bardziej.
              - Nie jesteś widać taki wszechmogący, za jakiego chciałeś uchodzić – odpowiedział po chwili ciszy Chanyeol, wstając z miejsca. Ta odmowa dobiła go, chociaż i na taką wersję wydarzeń się przygotowywał. W głębi serca czuł, że demon będzie w stanie pomóc i ta nadzieja zaraziła nawet rozsądek, który oznaczył tę opcję jako w stu procentach pewną. - Masz rację. Chyba jesteśmy w podobnej sytuacji – dodał po chwili, ciągle słysząc w głowie te rady, aby zapomniał o Baekhyunie. Gdyby to było takie proste, już dawno przestałby szukać przyczyn tej śmierci, obwiniać się, karmić nadzieją, że on wróci, albo bardzo realnymi wizjami jego bliskości.
             - Tylko... różni nas to, że ty bez niego zginiesz – wyrzucił chłodno Jaejoong, odprowadzając zrezygnowanego Parka w stronę drzwi. Brunet zatrzymał się przy nich na moment, odwracając głowę z pewnym siebie uśmiechem.
             - Nawet jeśli zginę, to ja przynajmniej do niego dołączę, a ty go już nie zobaczysz. To nas różni – odpowiedział Park, po czym od razu wyszedł z sali. Gdy tylko stanął za jej progiem, tak daleko od Jaejoonga westchnął ciężko, układając skołatane myśli. Właśnie ostatnia z jego nadziei rozmyła się na jego oczach. Zachowanie demona ciągle nie dawało mu spokoju. Zacisnął dłonie w pięści, rozpaczliwie szukając w głowie jakiegoś rozwiązania, do tego przeklinał się w myślach za to, że za darmo płaszczył się przed Jae.
             Spojrzał w bok, widząc na balkonie przy którym przechodził znajomą blond czuprynę. Dawno nie rzucił mu się w oczy ten widok, więc zamiast obejść obojętnie, podszedł do wpatrzonego przed siebie Lu, po czym oparł się o metalową poręcz tak jak i on. Początkowo zamyślony chłopak nawet nie zwrócił na niego uwagi, dopiero po chwili obrócił głowę i wzdrygnął się na widok Chanyeola.
             - O czym tyle myślisz? - zapytał odruchowo Chan, nie wymyślając nic lepszego na zaczęcie rozmowy, której najwidoczniej oboje potrzebowali. Lu uśmiechnął się, spoglądając w jego oczy, ale gdy Park tego nie odwzajemnił posmutniał jeszcze bardziej. Westchnął ciężko obracając głowę na bok, znowu patrząc przed siebie.
             - Widziałem jak szedłeś do Jaejoonga. Wszystko dobrze? - zapytał nieśmiało, zamiast odpowiadać na pytanie zadane wcześniej przez bruneta.
             - Jak widzisz... żyję. - Chłopak uśmiechnął się blado. - Czego nie mogłem powiedzieć wcześniej o tobie, gdy tak zaszyłeś się z dala od wszystkich. Wiem, że Sehun też...
             - Nie ważne – burknął głośno Lu, całkowicie zmieniając ton głosu, jakby to była reakcja na to jedno imię. - Ostatnio po prostu wszystko zaczęło mi się sypać na głowę – zaczął, splatając swoje ręce - ale nie chcę być tchórzem. Chcę być taki jak Baekhyun – dodał po chwili cicho. Chanyeol opuścił tylko głowę, gdy ponownie zaczął się jego temat. Znowu pojawiła się ta gula w gardle i ucisk w klatce piersiowej, którego nie mógł się pozbyć. - Musimy walczyć jak on – wyszeptał blondyn. Gdy tylko usłyszał o odważnym geście Byuna, który chciał poświęcić swoje życie, poczuł się dziwnie, przejmując się w takim momencie przeszłością. Oczywiście nie zmieniło się to jak się czuł, ale teraz chodziło o życie, które chciał bronić. Ta odwaga, którą Baekhyun wszystkich zaraził wcale nie umarła wraz z momentem gdy miecz przeszył jego ciało, bo ta chęć walki pozostała w nich.
             Park zacisnął mocno powieki, czując napływające do oczu łzy. Mocno je przecierał, aby przypadkiem ani jedna kropelka nie spłynęła po policzku. Lu spojrzał na niego ukradkiem uśmiechając się blado.
             - Wiesz, że musimy to zakończyć? Nie możemy pozwolić, by umarł bez powodu – wyszeptał z przekonaniem. Liczył, że ta myśl zakiełkuje w Chanyeolu i pozwoli mu przetrwać i zakończyć ten okres żałoby, który w takim miejscu jak to, nie mógł się przeciągać. Lu też chciał tak wiele spraw zakończyć. Postanowił zostawić za sobą wszystko, co było, a szczególnie stare życie i Sehuna. Pragnął stworzyć nowego Luhana, który będzie czerpał siłę z odwagi podobnej do tej, którą nosił w sobie Baekhyun. To marzenie dało mu nowy cel, choć nie był pewien, czy go zrealizuje. Wątpił w to, czy mu się w ogóle uda. Szukał w sobie tej siły i to już od dawna, ale najwidoczniej jeszcze jej nie znalazł, bo nie potrafił porozmawiać z Sehunem, tak aby wszystko między nimi było zamknięte, nawet wspomnienie o nim ciągle go bolało.
             - Lu... będę o Baeku pamiętać? - zapytał po chwili istnej ciszy Chanyeol. Oboje pogrążeni we własnych myślach nie starali się mówić tej dobijającej prawdy.
             - Tak – wyrzucił pewnie blondyn, zastanawiając się właśnie, czy w jego wyblakłych wspomnieniach jest ktoś, dla kogo mógłby zażyczyć sobie tego samego, o co właśnie poprosił Chanyeol. 


             Zdenerwowany brunet wyszedł z pokoju, po czym drzwi samoistnie zatrzasnęły się z hukiem. Nie przypominał sobie momentu, w którym był tak wściekły. Kilka minut wcześniej został wezwany przez Jaejoonga, ale nie zjawiłby się u niego, gdyby nie fakt, że najwidoczniej właśnie tam był Hongbin. Ostatnio Ravi widział w jego relacjach z brunetem niewielką poprawę, ale i tak nie budziło to w nim większych nadziei. Demon zgodził się wraz z siostrą pomóc Jaejoongowi, bo wiedział, że dzięki temu będzie miał dostęp do Hongbina. W końcu on od zawsze był przy Hero, dokładnie od dnia, gdy zrobił z niego demona. Ravi był tylko biernym obserwatorem z tamtego okresu życia Hongbina i oglądał przebieg tej sceny czując, jakby jego własna historia się powtarzała w życiu innej osoby. Gdy demon go opuścił i postanowił ściągnąć za sobą jeszcze jedną duszę w dół, Ravi stracił z nim kontakt. Nie szukał go, ani nie błagał, żeby do niego wrócił, tylko przez wiele ludzkich lat obserwował z daleka jego poczynania, bo nie mógł zapomnieć. Z całkiem zagubionego, zależnego od innych chłopaka powoli przekształcał się w kogoś na kształt demona. Cieszyło go cierpienie innych, pociągała wizja zabijania, nagle umiał stać się autorytetem, udało mu się zebrać ogromne wpływy i wtedy tak jak i kiedyś Raviego opuściła go jego ukochana zabaweczka, którą był Jae. Te historie są podobne, bo ktoś, kto kiedyś był człowiekiem i porzucił swoje człowieczeństwo, zawsze będzie odczuwał pustkę i nieustanną potrzebę zastąpienia je czymś lub kimś. Jedną z tych cech jakie gdzieś w głowach demonów powstają to poczucie, że aby osiągnąć pełne szczęście, dla którego wszystko oddali, potrzebują jeszcze osoby "idealnej" u swojego boku. Nie wszyscy stawiają to sobie za główny cel, ale Jaejoong i Hongbin jako ludzie którzy nigdy tego nie zaznali szukali tego kogoś uparcie. Różnica między nimi polegała na tym, że Hero szukał bardziej idealnej ofiary, niż miłości, natomiast Hongbin uważał, że dla Raviego jest kimś, kto zajmie to miejsce obok niego, ale wtedy okazało się, że demon ma inne plany. Zmienił je dopiero, gdy szatyn był już nieosiągalny i szukał swojego miejsca gdzie indziej. Od może kilku ludzkich lat starał się go odzyskać, ale on był już zabaweczką kogo innego, do tego była nią osoba która gardziła nim bardziej niż ktokolwiek inny. Jaejoong nigdy nie dawał Hongbinowi żadnych nadziei, a on i tak przy nim trwał. To denerwowało Raviego jeszcze bardziej. Nawet teraz gdy Hero szukał w jego osobie winnego, lub współwinnego Hongbin ze spuszczoną głową zostawał u jego boku.
             Demon zatrzymał się przy drzwiach, czekając, aż szatyn wyjdzie. Chciał zostać i przysłuchiwać się temu niewielkiemu przesłuchaniu, ale wiedział że nie będzie w stanie bronić Hongbina na siłę, co nie oznaczało że właśnie wtedy nie zamartwiał się tym, co Jaejoong mógł mu zrobić.
             Znudzony spoglądał w podłogę, po prostu czekając gdy drzwi się uchyliły i ktoś pospiesznie wyszedł z pokoju. Ravi podniósł głowę i wtedy natknął się na zaskoczony wzrok Hongbina, który najwidoczniej nie spodziewał się, że go tutaj spotka. Zawstydzony chłopak natychmiast odwrócił głowę, aby Ravi nie patrzył w jego zaszklone oczy. Szybkim krokiem poszedł w przeciwną stronę, a brunet natychmiast ruszył za nim, starając się dorównać mu krokiem.
            - Co się stało? - zapytał natychmiast. Widział po twarzy Hongbina, że to co działo się ostatnimi czasy między nim, a Jaejoongiem poważnie się na nim odbijało.
            - Wynoszę się stąd - rzucił chłodno demon, zatrzymując się. Nie odwrócił głowy, tylko spoglądał przed siebie. To co się przed chwilą stało, sposób w jaki Jae sobie z niego zadrwił, udowodnił mu że jego własny charakter nic się nie zmienił. Hongbin dalej był słaby, a w tym świecie, jak i w każdym słaby umiera. Po rozstaniu z Ravim demon chciał walczyć z tym przeznaczeniem, ale po dzisiejszej porażce nie mógł się już podnieść. Gdyby miał teraz umrzeć nie rozpaczał by nad tym.
            Ravi ostrożnie podszedł do niego bliżej, po czym objął go, przyciągając nieco do siebie. Ułożył głowę na jego ramieniu, patrząc przed siebie, w ten sam punkt co demon. Hongbin nawet nie zareagował na ten gest, stojąc z równie obojętnym wyrazem twarzy.
            - Mam dość, Ravi - wyszeptał słabo przez spierzchnięte usta. - Nie chcę, żeby to wszystko tak wyglądało.
            - Wszystko? - zapytał tuż przy jego uchu.
            - Wieczność - dodał niewzruszony Hongbin. Nigdy nie myślał o takich rzeczach, jeśli jego drogi nie dało się cofnąć, szczególnie nie rozważał tego, gdy jeszcze nie był demonem. Każdego cieszy wizja wiecznego życia, ale gdy ono już nastąpi, to dobijająca monotonia może doprowadzić do szaleństwa, szczególnie, gdy w tej nudzie znika cel, który zajmował czas i dawał chwilowe zainteresowanie.
            - Skąd takie myśli? Jak chcesz się nad sobą użalać i zginąć to mów tak dalej – burknął, odsuwając się od niego. - Myślałem, że nauczyłeś się walczyć.
            - Jak mam o co walczyć. - Szatyn odwrócił się do niego przodem, patrząc na jego twarz z żywszym spojrzeniem.
            - Znowu chodzi o niego? - burknął, odwracając wzrok. Z jakiegoś powodu, gdy wypowiadał te słowa czuł, jakby coś tkwiło w jego gardle, nie pozwalając mu wypowiedzieć imienia tego znienawidzonego demona.
            - Nie. Jak zwykle chodzi o ciebie. Nie czułbym się teraz tak, gdybyś znowu się nie pojawił - odpowiedział z niespodziewaną pewnością siebie. Te słowa na pewno nie wyszłoby z jego ust, gdyby nie to, co Jae przed chwilą zrobił. Chciał go. Po raz pierwszy zaproponował, żeby obydwoje "się zapomnieli", tylko tym razem Hongbin odmówił. Zrobił to, chociaż od tak dawna na to czekał. Z jakiegoś powodu nie potrafił się zgodzić. Nie tylko chodziło o jego dumę, ale bardziej powodem tej odmowy był Ravi. - Zawsze wszystko niszczysz - warknął pod nosem, czując się urażony faktem, że demon nie zareagował na jego słowa jak powinien. - Nie pokazuj mi się na oczy - dodał jeszcze, po czym odwrócił się i znowu ruszył przed siebie. Nawet nie odwracając się by przez chwilę spojrzeć na zszokowanego jego słowami demona. Gdy Hongbin odszedł z takim wyrazem twarzy Ravi zaśmiał się tylko pod nosem.
            - Zapomnij – wyszeptał, obserwując jak odchodzi. Tym razem nie chciał pozwolić mu się od siebie uwolnić.




             - Luhan? - wyszeptał szatyn, nie mogąc uwierzyć, że to jego głos usłyszał. Nie słyszał, ani nie widział go od dawna, nie miał nawet na to odwagi, ale im dłużej ta sytuacja się ciągnęła, tym gorzej się czuł, szczególnie, gdy na własne oczy widział rozstanie Chanyeola i Baekhyuna, od razu wtedy pomyślał o Lu, o tym co mu zrobił i o czasie, który zmarnował, gdy mógł być przy jego boku, tak jak Park przy Byunie. Nie chciał się tak łatwo poddawać, choć walka o Luhana wydawała się ciężka. 
            Szatyn rozejrzał się uważnie, po czym poszedł bardziej do przodu, czując jak cały się trzęsie. Czuł ten sam stres i strach jak kiedyś przy odpowiadaniu pod tablicą. Nie mylił się. Niedaleko jednego z regałów, który wcześniej wszystko mu zasłaniał, stał Luhan i Tao. Ich już wystarczająco przybite miny świadczyły o tym, co właśnie musiało być tematem ich rozmowy. Baekhyun i Lu bez problemu łapali wspólny język, szczególnie przy większej grupie. Śmierć Byuna też pewnie pozbawiła go resztek nadziei na to, że on stąd wyjdzie.
            Blondyn odwrócił głowę i spojrzał lekko przybitym wzrokiem na Sehuna. Ich wzajemne, pełne żalu spojrzenia nie potrzebowały nadmiernych słów. Przez pierwsze kilka długich sekund po prostu patrzyli sobie w oczy, dopiero Oh w końcu odwrócił wzrok, przygryzając wargę. Nie wiedział jak ma mu się tłumaczyć, nagle wszystkie słowa których miał użyć wyparowały z jego głowy, jak zobaczył ten jego smutny wyraz twarzy. Ze wstydem, który jak zaraza wypełnił całe jego ciało, pochylił głowę. 
           - Chcecie porozmawiać? - zapytał Tao nieśmiało, przyglądając się tej scenie, przy czym walczył sam ze sobą, żeby na jego twarzy nie pojawił się złośliwy uśmieszek. Oh podniósł głowę i rozchylił usta, żeby mu coś powiedzieć, gdy usłyszał głos Luhana. 
           - Tak. Muszę o czymś z Sehunem porozmawiać - wyrzucił nieco pewniej, nie odrywając wzroku od twarzy szatyna. To nie przypominało Lu, Oh martwił się, że nie będzie musiał go przekonywać, błagać na kolanach, żeby tylko z nim porozmawiał, podczas gdy Luhan wykazywał więcej inicjatywy do tego trudnego tematu, niż on sam. - Możesz już iść na dół. Zaraz tam zejdę - dodał jeszcze, gdy brunet niechętnie zmierzał w stronę drzwi. Ostatnimi czasy losy tej trójki były dla niego istną zagadką i gdyby mógł z uśmiechem na twarzy przysłuchiwałby się tej rozmowie. W końcu nikt w dalszym ciągu nie wiedział, co było powodem kłótni między Sehunem a Luhanem, było tylko widać, że jedną z wtajemniczonych w nią osób był Kai. Tao obserwował tą trójkę też dlatego, że niemalże czuł jak napięta sytuacja między nimi jest bliska finałowego momentu, przez co rozumiał nieubłaganie nadchodzące morderstwo. 
           - Luhan... - zaczął od razu Sehun, gdy tylko usłyszał trzask drzwi. - To wszystko to moja wina, wiem. Nic tego nie tłumaczy, ale chciałbym, żebyś...
           - Co? - Wyraz twarzy Lu przepełniała obojętność. - Żebym ci wybaczył? - zapytał drwiąco. Oh milczał, wpatrując się w niego z zaciśniętymi wargami. 
           - To będzie trudne, ale... 
           - Nie - przerwał mu zdenerwowany blondyn. - To nie jest możliwe, rozumiesz? - syknął, patrząc tym swoim jadowitym spojrzeniem w jego oczy. Oh nic nie odpowiadał, czując ten nieustający ucisk w klatce piersiowej. Targało nim tak wiele emocji, że już nie był pewien, czy wywoływał je smutek, złość czy wstyd. To uczucie można było tylko porównać to próby ucieczki duszy ze znienawidzonego ciała. Gdyby taka rzecz była możliwa, dusza Sehuna na pewno próbowałaby opuścić ciało na czas rozmowy z Lu, aby nie cierpieć przez nękające ją w nim wyrzuty sumienia. - Nie patrz tak na mnie – warknął, zaciskając dłonie. - To jest twoja wina. To oczywiste. Gdybyś tylko chciał, miałbyś mnie na zawsze... nie... ty miałeś mnie na zawsze, ale chciałeś więcej. Nie będę twoją zabawką i nie pozwolę ci się zbliżyć już nigdy więcej - dodał jeszcze, a potok słów sam płynął z jego ust, przez co blondyn powiedział niemal wszystko, co ciążyło mu na sercu. - To koniec, Sehun. 
            Szatyn jak przez mgłę usłyszał ostatnie słowa. Był tak zszokowany, że próbował sobie przypomnieć ich znaczenie. Tępo wpatrywał się w podłogę, składając swoje rozbite przez tą wypowiedź Luhana myśli. "Koniec?" - zastanawiał się nad tym co to dla niego znaczyło, ale im bliżej był rozwiązania tej zagadki, tym bardziej powiększał się jego niepokój. Przygryzł dolną wargę, a z jego oczu powoli płynęły łzy. Nawet nie zwracał na nie uwagi. W głowie miał tylko twarz Lu oraz wspomnienie jeszcze tego, gdy byli razem. Czuł się tak, jakby to nierealne uczucie spełnienia jakie wtedy go ogarnęło bezpowrotnie umarło. To chyba był efekt uboczny tego narkotyku zwanego Luhan. 
           Blondyn natomiast natychmiast odwrócił wzrok, widząc taką, a nie inną reakcje u Sehuna, od razu poczuł wyrzuty sumienia. Tym razem nie zamierzał się im poddać. Doskonale znał siebie i domyślał się, że gdyby nie walczył z nimi z żalu zgodziłby się na wszystko, szczególnie dla niego. Z obojętnym wyrazem twarzy, którego od Kaia nauczył się do perfekcji, ruszył w stronę wyjścia. Całe jego ciało drżało i był bliski płaczu, ale i tak odgrywał swoją rolę jak sobie zaplanował. Wszystko jednak legło w gruzach, gdy poczuł ucisk na swoim nadgarstku i zamiast wyrwać rękę z tego uścisku i iść dalej, spojrzał w zapłakane oczy Sehuna. Pierwszy błąd którego miał nie popełnić. Od razu poczuł ten strach, jakby to co się kiedyś wydarzyło miało się właśnie powtórzyć. 
            - Nie musimy być już razem. Wybacz mi chociaż i pozwól przy sobie zostać - dodał łzawym, łamiącym się głosem. Blondyn nie odrywał od niego wzroku, który i tak po tych słowach powoli zasłaniały jego własne łzy. Strach po tych słowach zniknął, ale nie żal. 
           - Przepraszam Sehun, - odpowiedział ledwie wyraźnie, drugą ręką ściągając zaciśniętą wokół nadgarstka dłoń szatyna. Gdy tylko to zrobił natychmiast konsekwentnie ruszył w stronę drzwi. Obiecał sobie, że po tym co się stało nie da mu kolejnej szansy. Nawet nie potrafiłby tego zrobić, bo wciąż się go bał i pamięta głos z tamtego dnia. Ten jeden moment przykrył wszystkie jego inne wspomnienia związane z Sehunem.
           Szatyn otępiałym wzrokiem patrzył na zamknięte drzwi, za którymi zniknął Luhan. To wszystko właśnie ostatecznie potwierdziło koniec nie tylko ICH, ale i jego. Bez Luhana był martwy i prawdziwie, i w przenośni. Musiał szybko coś wymyślić, ale na razie nie był w stanie widząc, że stracił to do czego tak zachłannie dążył. 




           Szatyn po raz kolejny uderzył w drzwi, znowu nie otrzymując żadnej reakcji. Stał przed nimi już kilka długich minut i dalej nikt Chanyeol nie reagował na jego dobijanie się. Park ostatnio przechodził ciężkie chwilę. Wszyscy o tym wiedzieli. Niby nie był tu jedyną osobą, bo z jakiegoś powodu Lu też się odseparował, ale jego zachowanie było bardziej zaskakujące od wcześniej wspomnianego Luhana. Park próbował jakoś wrócić do życia i to krótko po śmierci Byuna, ale nie dawało to dobrych efektów. Schodził do wszystkich, jadał z nimi posiłki, rozmawiał, śmiał się, ale ani razu nie wspomniał o tym co się stało. Zbywał ludzi, którzy zaczynali rozmowę od: „Jak się czujesz? Chcesz o tym pogadać?” Chyba całkiem wypierał to co się stało, czasem nawet wypowiadał się tak, jakby chciał udawać, że nigdy nie był tak szczęśliwy, ale po chwili jego nastrój się zmieniał i stawał się całkiem cichy, po czym wracał do siebie. Ta ciągła huśtawka nastrojów niepokoiła wszystkich, a szczególnie Suho, bo Park był filarem w ich sojuszu. Jego nienawiść była teraz siłą, którą mógł rozniecić swój ogień, poza tym nie mieli już na tyle ludzi. Liczyło się przetrwanie i jeśli mogli kogoś zatrzymać, to musieli to zrobić. Szczególnie teraz, gdy wszystko zaczęło się psuć. Każdy patrzył na drugiego z nienawiścią w oczach i brakowało osób, które chciałyby iść do przodu. Stracili sprzed oczu cel i zapomnieli kto jest ich wrogiem. Nawet Kris, który zawsze chłodno kalkulował i nie zapominał, gdzie się znajduje teraz nagle skupiał się tylko na Tao. Co dziwne ich relacja była z dnia na dzień coraz dziwniejsza. Nie ukrywali swojej nienawiści, ale im więcej jej sobie okazywali, tym więcej czasu spędzali razem. Suho nigdy nie potrafił ich zrozumieć, dodatkowo nie ukrywał tego, że ostatnimi czasy Tao działa mu na nerwy, bo zabrał mu ostatnią myślącą osobę i wciągnął w swoją dziecinadę. Do tego jeszcze nie mógł już liczyć na Sehuna, bo on od niedawna żył w swoim świecie. Oczywiście powody tego Suho poznał już dawno. To był w końcu mały teren i mało ludzi, co powiększało przepływ informacji. Bez problemu dowiedział się o jego kłótni z Lu, przez którą się rozstali i teraz jego ukochany mieszka u największego wroga Sehuna. Tą ognistą sytuację również starał się kontrolować, bo na pierwszy rzut oka zapowiadało się tam na jakąś ostrzejszą rozgrywkę, a Oh był taką osobą, że gdyby tylko miał okazję na pewno zabiłby Kaia. Nie myślałby o skutkach, czy też nawet o Luhanie, który również by to przeżył. Niestety ciągle były tajemnice, których Suho nie mógł rozwikłać, jak na przykład powód przez który losy tej dwójki nagle się rozdzieliły. Może po prostu doszukiwał się zbyt wielkiego powodu, możliwe że Lu wcale nie kochał Sehuna, a może dowiedział się o sekrecie, który Oh tak bardzo chciał ukryć? Ostatnim bastionem był właśnie Suho, który ze swoim neutralnym podejściem był w stanie jeszcze stanąć na przodzie walki. Pojedynek Jaejoonga z Byunem pokazał mu wiele jego słabości. Pokonanie go nie było rzeczą niemożliwą, choć przegrana przy tej pierwszej walce chyba pozbawiła resztę jakichkolwiek nadziei. Suho miał już plan, ale potrzebował do tego Chanyeola. Nie tylko jego nienawiści do demonów, jaką teraz kipiał, ale i tej siły, którą już nie raz widział. 
           - Chanyeol? Nie wydurniaj się... no... otwieraj! - wykrzyczał jeszcze raz, uderzając w drzwi. Gdy już miał ponownie uderzyć w nie zaciśniętą pięścią, te otworzyły się natychmiast. 
          - Obudziłeś mnie – wyrzucił ze złością w głosie, zanim jeszcze otworzył drzwi na oścież. 
          - Kto śpi o tej porze? - warknął Suho, bez słowa wchodząc do środka. Pomieszczenie było całkiem zaciemnione, przez ciężkie żaluzje i nawet nie było w nim odrobiny tlenu. - Człowieku... - Szatyn natychmiast podszedł do okna, z trudem je otwierając. Jak wszystko w tym zamku i one były stare, więc pozłacana klamka ledwie drgnęła przy nawet mocnych pokładach siły, jakie ktoś na nią przenosił aby ją podnieść. 
          - Co tutaj robisz? - zapytał po chwili, wzdychając ciężko nad dziwną walką Suho z klamką. Podszedł do niego, po czym jednym ruchem otworzył okno, z którym on się tak siłował. - Nic nie masz w tych chudych łapkach? - zapytał, przy okazji niechętnie się uśmiechając. 
          - Tak... naprawdę tęskniłem za tymi twoimi docinkami – burknął pod nosem, po czym obrócił się w jego stronę. - Jak się domyślasz mam do ciebie sprawę. - Suho zamierzał od razu przejść do sedna wiedząc, że Park nie będzie chciał słuchać kolejnej dawki użalania się nad nim. Pod tym względem byli podobni. Oboje chcieli być samodzielni. 
          - Wiem... - Brunet natychmiast zajął swoje miejsce, siadając na brzegu swojego łóżka. 
          - Nasz sojusz ciągle jest aktualny, przynajmniej w moich oczach. Oboje jesteśmy ludźmi którzy się nie poddają, poza tym... teraz chyba masz o co walczyć prawda? 
          - Nie – odpowiedział natychmiast. - Teraz właśnie już nie mam o co walczyć – syknął po chwili, odruchowo spoglądając na puste łóżko obok. Musiał je rozsunąć. Kiedy dzielili pokój połączyli je, ponieważ to wydawało im się wygodniejsze, ale teraz druga, pusta połowa tylko go denerwowała, więc gdyby tylko miał na tyle siły wywaliłby ją ze swojego pokoju, albo, co ostatnio przychodziło mu do głowy coraz częściej chciałby spalić ten niechciany mebel. 
          - Nie chcesz się zemścić? Masz szanse... dobrze o tym wiesz. - Suho nie chciał odpuścić. W jego głowie Chanyeol był ważnym pionkiem i byłby użyteczny tylko jeśli naprawdę będzie pałać ogniem i swoją chęcią zniszczenia. Musi mieć w sobie nawet więcej agresji, niż gdy był tu z Byunem. 
          - Nic na siłę, Suho – odpowiedział wyjątkowo spokojnie. - Baekhyun... chciałem o nim w sumie zapomnieć, ale nie mogę. Nie chce, żeby żal za nim wszystko mi zaślepił. Wiesz co? Teraz nie chce mi się stąd nawet wychodzić. Mogę tu zostać... - syknął z obojętnym wyrazem twarzy. 
          - Nie rozśmieszaj mnie. Masz zamiar siedzieć tu taki bezużyteczny?! - Zdenerwowany Suho wstał ze swojego miejsca, na którym siedział może kilka sekund. - On dla ciebie chciał walczyć, a ty teraz nie widzisz powodu, aby to zrobić? Myślisz, że dlaczego ratował cię do końca?! Chciał, żebyś stąd wyszedł! - krzyknął, wylewając z siebie te wszystkie emocje, jakie wtedy poczuł. Naprawdę go potrzebował. Nie tylko jego mocy, ale i nietykalności, jaką Byun mu załatwił przed śmiercią. - Przyjdź do mnie, jak się ogarniesz – dodał jeszcze, zmierzając do wyjścia. 
          - Czekaj! - zawołał za nim Chan, wstając ze swojego miejsca. Suho zatrzymał się, czekając na te upragnione słowa, po które tu przyszedł. Czuł już, że jego misja się uda i plan który sobie ustalił wreszcie zostanie wykonany. 
          - Co? - zapytał ozięble. Park z uśmiechem podał mu jakiś przedmiot, na który Suho początkowo nawet nie spojrzał. 
          - Oddaj ją Krisowi i podziękuj ode mnie. Domyślam się, że pewnie z nim jeszcze dziś pogadasz – dokończył, nie przestając się uśmiechać. Suho z zaskoczeniem spojrzał na książkę, którą dostał od Parka. Miał ochotę go nią wręcz walnąć. Spodziewał się tego, że chłopak poprosi go o szczegóły, dalej będzie chciał zabić Jaejoonga za to co zrobił jego ukochanemu, a ten kazał mu zanieść książkę, którą pożyczył. Zacisnął na niej mocno palce, po czym bez słowa obrócił się na pięcie i wyszedł. Nie miał siły tego skomentować, nawet nie chciał. Chanyeol westchnął z ulgą, gdy zdenerwowany Suho trzasnął drzwiami. Wiedział, że do tej rozmowy dojdzie i po prostu podjął taką decyzję jak Baekhyun. Nie chciał mścić się, jeśli to nie miało zmienić tej niszczącej go od dawna prawdy, że Byun już nie wróci. Słowa Suho do niego trafiły, myślał o podobnych rzeczach od dawna, w końcu nie chciał, aby Baekhyun zginął na darmo.


           Brunetka otworzyła masywne drzwi, spełniając tym samym prośbę swojej Pani - Seungyeon. Ta z uśmiechem spoglądała, jak ich skrzydła się rozsuwają, a jasne światło z dobrze oświetlonego ogrodu różanego wydostało się na zewnątrz. Czerwonowłosa miała ostatnio dobry nastrój, co było po niej widać, szczególnie po uroczym uśmiechu i oczach pałających ekscytacją. W końcu dawno tak dobrze się nie bawiła.
           Gain weszła do środka, jako pierwsza, spokojnie idąc z tym swoim kocim spojrzeniem przed siebie Jej ciemna sukienka do kolan, oczywiście obcisła idealnie opinała ją w talii i biodrach przy czym obowiązkowe rozcięcie na udzie odsłaniało je niemal w całości. Seksowny strój brunetki jak zwykle całkowicie różnił się od tego, który miała na sobie Seungyeon. Biała sukienka do kolan z kołnierzykiem pod szyją dodatkowo uwiarygadniała jej wizerunek aniołka, który tak starannie tworzyła. Czerwonowłosa spojrzała na Gain z wyraźnym uśmiechem, po czym weszła do środka, trzymając złożone ręce przed sobą. 
           - Zdziwiło mnie, że to miała Pani na myśli mówiąc "spacer" - wyrzuciła Gain, spokojnie przyglądając się Seungyeon. Nie odrywała od niej swojego kociego wzroku. 
           - Jae poprosił mnie, żebym zaopiekowała się dziś jego różami - odpowiedziała natychmiast, stając przed niewiele wyższą brunetką. Oczy czerwonowłosej błyszczały, mieniąc się milionami iskierek. - Darzy mnie zaufaniem - dodała po chwili z dumą, nie widząc u służącej równie optymistycznej reakcji. Gain westchnęła tylko ciężko, znając prawdziwy powód dla którego Kim najprościej w świecie chciał pozbyć się dziewczyny ze swojego otoczenia. 
           - Hero może coś podejrzewać? - zapytała chłodno brunetka. Nie minęło wiele czasu od śmierci Byuna, a Jae i tak zdążył przemyśleć wszystkie możliwe motywy tego kto skorzystałby na jego śmierci. Aktualnie na jego celowniku znajdował się Hongbin i Ravi i to w nich demon widział największe zagrożenie. Reszta nie miała specjalnego powodu, albo on go jeszcze nie znał. Większość zaangażowanych wiedziała, że chodzi o to drugie. 
           - Nie - wyrzuciła czerwonowłosa, całkiem zmieniając wyraz swojej twarzy. - Wszystko jest idealnie zapięte na ostatni guzik. Znam swoje pionki i wiem czego mogę się po nich spodziewać. - Gain wpatrywała się w nią uważnie, była niemal pewna, że podobnych słów używał Jaejoong. Ich podobieństwo było przerażające. - Znowu zagramy po swojemu bo nuda do tego miejsca nie pasuje – zadrwiła, gestykulując przy tym nadmiernie.
           - Teraz cena jest zbyt wysoka. Wie Pani o tym? 
           - Tak, ale dla mnie życie to nie duża stawka. Poza tym wygram i przechytrzę nawet Jaejoonga. Użyje pozostałych, aby dokończyć ten projekt szybciej. Jeśli mi się uda wszystko posypie się jak rząd ułożonych kostek domina. - Seungyeon podeszła do krzewu róż, spoglądając na jedną z nich, która różnił się od pozostałych. Kwiat ten miały naprawdę głęboki kolor, a do tego podczas gdy jego towarzyszki więdły, lub ich płatki powoli wypadały z bogatego kwiatostanu ona była ciągle żywa i niewzruszona. - Zaczęłam od tego dzieciaka, a teraz... poczekam aż wszystko padnie przede mną na kolana – wyszeptała, zaciskając palce na płatkach róży. - Ludzie z Casso, Hongbin, mój brat, a nawet Jaejoong... wszyscy popadną w ruinę - dodała po chwili bardziej do siebie. Mocno zmiażdżyła kwiat w dłoni po czym szybkim ruchem wyrwała je ciągle zaciskając w pięści. Gdy tylko rozłożyła palce płatki powoli się z niej zsunęły, po czym kręcąc się w powietrzu upadły na posadzkę. Gain zmartwiła się, słysząc te słowa. To mogło zniszczyć i jej plany, które powoli realizowała. 



             Przerażony Tao otworzył szerzej oczy jakby to miało mu pomóc zauważyć cokolwiek w tej istnej ciemności. Wokół panował istny mrok, bo okna były całkiem zasłonięte, dlatego jasne światło z uchylonych drzwi łazienki budziły tak wielki niepokój. Huang nie miał zamiaru tam iść, obawiając się najgorszego. Dokładnie kilka sekund temu otrzymali list od Jaejoonga. Nikt nie spodziewał się go o tej porze, bo w końcu był środek nocy, a do tego fakt, że został on przyniesiony przez jednego z demonów, budził jeszcze więcej pytań. Z jego treści wynikało, że właśnie miało miejsce jakieś zabójstwo i wyznaczonym sędzią zostaje Zitao. Obecni przy tym Kris, Tao i Suho zastanawiali się o którą osobę z pozostałej czwórki może chodzić. Ta sytuacja wydawała im się nierealna, w końcu stosunkowo niedawno ubyło jedną osobę z ich grupy, a od jej śmierci nie minęło tyle czasu. Nie zmieniało to faktu, że ostatnimi czasami to co miało miejsce w tym Sanktuarium budziło wiele obaw. Każdy patrzył na każdego z nienawiścią i jedyna rzecz jaka powstrzymywała ich nawzajem przed skoczeniem sobie do gardeł, to tylko oczekiwane na najlepszy moment. Porażka Baekhyna mogła przyspieszyć ten proces, bo jak po każdym złym momencie w Casso jeszcze jedna przegrana z demonami musiała obudzić wśród nich panikę. Chanyeol mógł bez problemu rozpocząć jakąś walkę i przegrać w niej będąc w takim stanie, a zaciekła sytuacja między Sehunem, Luhanem i Kaiem również mogła ponieść za sobą jakieś ofiary. Każdy z nich postanowił iść innym tropem i tak oto Tao szukał odpowiedzi za drzwiami do łazienki. Powoli podszedł do nich, po czym delikatnie je odsunął, słysząc to ciche skrzypnięcie. Jasne światło rozświetlało prowadzący do łazienki pokój. Tao starał się wyłapać wzrokiem coś, co go tak niepokoiło od momentu w którym w ogóle się tu zjawił. Nie mógł się pozbyć tego uczucia, które tak paraliżowało wszystkie jego zmysły. Ciągle się rozglądał, przerażony możliwością, że mógł coś przeoczyć, ale i tak niczego nie zauważał. Odpowiedź musiała kryć się w tym jedynym rozświetlonym pomieszczeniu, którego lekko spłoszony Tao nie chciał nawet przekroczyć. Nie był przyzwyczajony do widoku ciał, nie lubił morderstw i to była jedna z rzeczy która tak go przerażała. Podczas swojego życia na ziemi, gdy tylko chciał kogoś uciszyć wysyłał po to jednego ze swoich ludzi. Cieszył się swoim darem manipulacji, ale tego typu taktyki raczej mu nie pomagały w tym miejscu. Wstrzymał oddech wchodząc do środka. Od razu zwrócił uwagę na poszarzałe ściany, od których miejscami odchodził już tynk. Nie spodziewał się, że gdzieś w zamku znajduje się takie zapuszczone pomieszczenie. Brunet przestraszył się, gdy tylko zobaczył swoje odbicie w lustrze naprzeciw, które otaczała pośniedziała rama. Oprócz niego i zdobnej umywalki w oczy wrzucała się tylko spora wanna, na pozłacanych nóżkach. To ona od razu zwracała swoją uwagę. Chłopak był pewien, że ktoś w niej był, widział nawet z fragment czyjeś sylwetki, przykrytej wodą. Zdenerwowany brunet powoli zmierzał w tamtym kierunku. Jego przerażone oczy patrzyły na stopniowo odsłaniający się obraz. Podchodził coraz bliżej, aż w końcu zobaczył pod wodą znajomą mu twarz. Ten widok całkiem go przeraził, ale był tak zszokowany, że nie potrafił odwrócić wzroku. Blada twarz, niemal białego koloru niczego nie wyrażała. Powieki były spokojnie zaciśnięte, usta lekko rozchylone, a na powierzchni skóry widoczne były niewielkie pęcherzyki powietrza. Ciemne włosy lekko unosiły się pasmami, wypychane przez wodę. Chanyeol leżał zanurzony w ubraniu, w nienaturalnej pozycji, jakby został wepchnięty do tej wanny. Niedaleko leżało rozsypane opakowanie po jakiś lekach. Wszystkie poszlaki już na pierwszy rzut oka wydawały się dziwne, ale to nie na nich Tao skupiał się najbardziej. Niczym zahipnotyzowany wpatrywał się w jego opadnięte powieki, bojąc się że mogą się jeszcze podnieść. Znalazł ciało i został sędzią, dla kogoś z tak słabymi nerwami to nie było drobnym problemem, który będzie mógł rozwiązać za pomocą cudzych rąk. Ta świadomość, że może liczyć tylko na siebie niesamowicie go przerażała, tak jak widok kolejnych zwłok. Wycofał się kilka kroków w tył na drżących nogach, aż do momentu, w którym ktoś położył dłonie na jego ramionach. Stał za nim, a brunet nie słyszał niczyich kroków, to spowodowało, że z piskiem odskoczył od chłopaka i niemal poślizgnął się na wodzie którą ktoś rozlał wokół wanny.
               - Nie denerwuj się tak - wyrzucił łagodnie Kris, widząc jego przerażoną minę. W tym momencie przypomniał sobie sytuację z pierwszych dni w Sanktuarium, gdy szukali wyjścia. Tao tak samo reagował na przerażający widok w lochach. - Cały się trzęsiesz – wyszeptał, podchodząc do niego. Delikatnie położył dłonie na jego ramionach, patrząc w jego spłoszone oczy. Na chwile zapomniał o tej nienawiści, jaką go darzył. Całkiem tak jak w dniu ich spotkania tutaj, gdy Tao nie pamiętał ostatnich lat swojego życia, wtedy Kris doszukiwał się w nim tego chłopaka, który stał na czele gangu, a teraz w tym przestępcy doszukuje się tego niewinnego ucznia. Każdy człowiek ma w sobie blaski i cienie, ale złożona  osobowość Tao sprawiała, że to on był największą zagadką z jaką Yifan się zetknął.
                - Chanyeol? - Usłyszeli za sobą. - To Chanyeol? - powtórzył głośniej Suho, wskazując stojącą za Tao wannę. Kris tylko bez słowa skinął głową, nie potrafiąc nic powiedzieć. Szatyn nagle zbladł i opuścił wzrok, starając się nie patrzeć w kierunku wypełnionej wodą wanny. Zacisnął zęby. - Do diabła! - krzyknął, uderzając o ścianę  za nim. Ta śmierć wszystko zepsuła, zniszczyła ostatnie drogi do zakończenia Casso, przynajmniej o tym właśnie wtedy myślał Suho. Teraz tylko pozostało pytanie - komu ona była na rękę? 



               Blondyn rozsiadł się w fotelu, trzymając w dłoni kubek wrzącej kawy. Kai skomentował to tylko uśmiechem, siadając naprzeciwko. Nie dziwił się, że nawet tak wyglądało przesłuchanie w wykonaniu Yifana. Nie przypominał sobie, żeby widział Krisa bez tego napoju. Nawet raz przypomniał sobie jak chłopak wychodził z kuchni i gdy tylko zobaczył Tao odwrócił się na pięcie, wracając skąd przyszedł, niestety to nie uratowało go przed brunetem, który ruszył jego śladem. Zrobił mu dziwną wojnę, wypominając Krisowi, że pije po kilkanaście kaw dziennie, po czym wylał mu cały kubek do zlewu rzucając tylko: "Zacznij się wysypiać, a nie pić to świństwo." Wszyscy widzieli ich dziwną relacje, która różniła się od tej między Baekhyunem a Chanyeolem. Kai nie raz im zazdrościł i współczuł jednocześnie. Chciałby tak otwartym uczuciem darzyć Luhana i otrzymać od niego to samo, ale niestety ciągle pojawiało się jedno "ale", był nim Sehun. Brunet wiedział czemu chłopak jest tak przywiązany do tego dzieciaka i po takim odstępie czasu był w stanie zrozumieć jego uczucia, które wyłaniały się zza jego zablokowanych wspomnień. Dopiero teraz gdy Jongin już wszystko pamiętał dopiero stanął w punkcie zero i rozpoczął grę, która za życia skończyła się klęską. Żałował tylko, że musiało to się rozpocząć w tym krytycznym momencie, gdy projekt był w swojej zaawansowanej fazie i jego uczestnicy otrzymywali cios za ciosem. Tej reakcji łańcuchowej nie mógł teraz zatrzymać nawet mistrz gry - odpowiedzialny za Casso demon, bo i jego pociągnął ze sobą wir porażki. Ideały i marzenia, które jeszcze trzymały nadzieje grupy wychodziły od Chanyeola, a teraz gdy nawet jego nie było, ta pustka i realność niemal wygłuszały ludzi z emocji. Najlepszym dowodem na to był fakt, że oprócz Suho reszta przyjęła śmierć Parka dość naturalnie, bez zbędnego bólu. Każda kolejna śmierć pomniejszała ten okres czasu który był im potrzebny, aby się pozbierać. Większość, w tym Jongin, zaczęła myśleć nad przygotowaniami do własnej porażki, która tak jak i u Chanyeola i Baekhyuna mogła czaić się za rogiem.
               - O czym tak myślisz Jongin? - zapytał po kilku długich minutach ciszy Kris, obejmując trzymany kubek dwoma rękami. Brunet podniósł głowę, natrafiając na przeszywający wzrok Yifana.
               - O Chanyeolu – wyrzucił, nieco pochylając się do przodu. - Jego śmierć jest chyba najdziwniejsza w całym Casso.
               - Chodzi ci o to, że nie jest ona do końca bez sprawcy? - Kris uśmiechnął się, gdy Jongin twierdząco pokiwał głową. - Też zacząłem tak sądzić. Niby... wiele wskazuje na samobójstwo, na przykład sama śmierć jego ukochanego, ale reakcja Jaejoonga, który możliwe, że ciągle chciał się go pozbyć mnie martwi. Poza tym Park był niezłym celem, co nie? Nie było lepszej okazji do upozorowania samobójstwa.
               - Myślisz, że ktoś nie wytrzymał? Po przegranym pojedynku...
               - Dokładnie. W końcu mamy jeszcze Suho, który niesamowicie wierzył w sojusz. - Kai zamyślił się.
               - Dlatego on nie może być sprawcą - wyrzucił Kris niemal natychmiast, niesamowicie pobudzony konwersacją. Zwykle był dość opanowany i wycofany podczas takich rozmów i rzadko starał się otwarcie mówić o swoich podejrzeniach, tłumacząc się tym, że zachowa to dla siebie. - Jedynym winnym w takiej sytuacji mógłby być ktoś z poza grupy. Ktoś z demonów.
               - Skąd ten pomysł? Nie lepiej ogłosić samobójstwo?
               - Tak, bo nawet jeśli to byłoby morderstwo to sprawca nie jest znany nawet reszcie demonów. - Kris z grobową miną upił łyk kawy, delikatnie przykładając wargi do gorącego kubka. Westchnął z ulgą czując ten gorzkawy, lekko intensywny smak.
               - W ogóle tylko ty jesteś z Tao w sekcji przygotowawczej?
               - Tak, czemu o to pytasz? - zapytał z lekkim uśmiechem.
                - Nieco się dziwie. W końcu próbujesz się od niego uwolnić... - zaczął, ale zatrzymał się, uświadamiając sobie jak te słowa zabrzmiały.
               - Może i... ale bez niego... - Przyłożył kubek do ust. - byłoby tu naprawdę pusto - dodał, po czym upił łyk kawy. - Muszę przyznać, że tego sądu się boje – mówił, nie patrząc się na słuchającego go uważnie Kaia. - Możliwe, że będziemy musieli wybrać prawdę, którą oni sami chcą usłyszeć.




               Zdenerwowany brunet usiadł przy biurku, ciesząc się z ciszy i samotności w pustym pokoju. Nie chciał zastanawiać się nad tym przy Krisie, gdy jego obecność tylko go rozpraszała. To co działo się teraz na scenie projektu "Casso" przechodziło jego najgorsze przypuszczenia. Ciężko było mu pozbierać się po śmierci Baekhyuna, a teraz zanim jeszcze żałoba po nim się wygasiła zginął Chanyeol. Tak oto, gdy po śmierci Byuna zniknęła nadzieja, że uda się pokonać Jaejoonga w pojedynku, to po zagadkowej śmierci Chanyeola brakowało tego poczucia bezpieczeństwa, które kiedyś, nawet złudnie gwarantowało to dwanaście zasad. Każdy kto posiadał oczy potrafił zauważy, że sytuacja na górze uległa zmianie i ktoś inny potajemnie pociągał za sznurki. Śmierć Baekhyuna, której nie spodziewał się nawet Jae, czy też samobójstwo Chanyeola - to wszystko wydawało się dość szablonowe, nawet jeśli Park naprawdę kochał Baekhyuna, czy też nie wytrzymał atmosfery i strachu "Casso", a to że został sam tylko spotęgowało to uczucie, to i tak nie tłumaczyło tego wydarzenia, bo on nie był osobą, która tak się poddaje. Tao doskonale o tym wiedział, dlatego do swojej "grupy pomocniczej" wziął jedynie Krisa, który na pewno nie tylko mu pomoże, ale i jako jedyny nie jest podejrzany. Huang myślał, że jego obecność przy tym śledztwie doda mu sił i nadziei, ale i tak nie pozbył się tego dziwnego odczucia, że to jego ostatnie godziny i źle wydany wyrok pociągnie go w dół, do piekła, do którego chciał za życia tak pasować. 
               Wstał z miejsca i pochylił się nad rozsypanymi przed nim kartkami, opierając się o blat. Kris bardzo dokładnie spisał dla niego wszystko co było potrzebne. Jako śledczy znał się na tym, więc Tao nie musiał kiwnąć nawet palcem. Pierwszą rzeczą, którą musiał ustalić był czas zgonu Chanyeola i jego ostatni dzień. Kris rozpisał mu to dokładnie, więc tylko przeczytał zebrane przez blondyna informacje. Według nich Park rozmawiał jeszcze późnym wieczorem poprzedniego dnia z Jaejoongiem. Już sam początek tej listy budził podejrzenia. Tao zastanawiał się, po co Chanyeol poszedł do mordercy swojego chłopaka. Czemu, chociaż nie raz próbował go prosić o pojedynek Jaejoong nic nie zrobił? To przynosiło wiele podejrzeń, bo w końcu demon nie raz próbował pozbyć się Parka, który był dla niego tylko solą w oku. Powstrzymywał go jedynie Baekhyun, ale teraz go po prostu zabrakło. Upozorowane samobójstwo pasowało by do motywów Boga „Casso”, który chciał w ten sposób ciągle utrzymywać, że przyjęte zasady są dalej aktualne i w Sanktuarium panuje sprawiedliwość. Nie chciał zabójstwem Chanyeola zachwiać przebiegu gry. 
              Następnym punktem dnia Parka była rozmowa z Lu, który właśnie jako jedyny widział go przed spotkaniem z Kimem i tuż po nim. Tao pamiętał, że widział się z Luhanem niedługo później w salonie i wtedy rozmowę przerwał im Sehun. Przed jego przyjściem rozmawiali o Chanyeolu, a bardziej o tym jak trudna musiała być dla niego śmierć tak bliskiej osoby jak Baekhyun. Ku zaskoczeniu Tao, Lu zapewniał go, że Park przechodzi to dość dzielnie i na pewno sobie z tym poradzi. Kiedy Kris pytał go już na przesłuchaniu jak Chanyeol reagował po rozmowie z Jaejoongiem Lu wspomniał, że był nieco zły, ale nic nie wzbudzało jego podejrzeń. To zachowanie u Parka nie wychodziło poza normę. Brunet spojrzał na dokładnie zakreślane przez Yifana fragmenty, jakby przygotowywał jakieś notatki z lekcji dla totalnego idioty. 
               Później w planie pojawiała się luka, więc w tym czasie najprawdopodobniej Park był w pokoju, podczas gdy reszta zeszła na dół do kuchni. Dopiero po kilku godzinach pojawia się wzmianka o tym, że odwiedził go zmartwiony Suho. Ich rozmowa była nieco inna niż ta którą prowadził z Luhanem, bo według słów szatyna był „przybity”. Niestety i z tego spotkania nie pojawiały się żadne wzmianki na o tym, co mogło być przyczyną dalszych wydarzeń. 
               Po kolejnej, dość sporej luce czasowej pojawia się jedna z ostatnich notatek. Jest nią przekazane wiadomości Tao o przydzieleniu sędziostwa i o tym, że zegar ofiary właśnie ruszył. Od tamtych słów chłopak nie mógł się pozbierać. Najpierw tak, jak i do wszystkich i do niego dotarła ta dramatyczna wiadomość, że znowu jest ich o jednego mniej, a później ogarnęły go bardzo egoistyczne myśli i strach o samego siebie, zapewne dlatego, że przekleństwo i odpowiedzialność jaka spada na sędziego była dla niego za dużym brzemieniem. Normalnie, na Ziemi zrzuciłby ten obowiązek na kogoś innego, albo zleciłby zabójstwo osoby podejrzanej, nie przejmując się żadnym sądem i jego konsekwencjami. 
               - Cholera! - syknął, uderzając rękami o blat stołu, kilka kartek uniosło się w górę lub nieco zmieniło swoje położenie. Tao nie mógł poradzić sobie z tą sytuacją w której właśnie się znajdował, ponieważ przypominała jego największy koszmar o zamknięciu w w pomieszczeniu bez wyjścia, które ciągle obchodził w jego poszukiwaniu, ale go nie znajdował, nie ważne, jak dokładnie szukał. Zacisnął dłonie w pięści pochylając głowę, jego oczy lekko zaszły łzami, ale była to tylko reakcja na bezsilność, która go ogarniała z każdym kolejnym motywem śledztwa, które nie miało końca. 
               - Ciężko idzie? - zapytał Kris, stojąc jeszcze w progu uchylonych drzwi. Nie przyglądał się szczególnie Tao, tylko od razu wszedł do środka, trzymając w ręce książkę od Suho. Dopiero gdy odłożył przedmiot na brzeg stołu, spojrzał na twarz bruneta, który dalej z zaciśniętymi wargami pochylał głowę. - Hej... co za problem? - zapytał łagodnie Kris, podchodząc do niego. Ukradkiem spojrzał na jego zaszklone oczy i pełen chęci mordu wzrok. Pierwszy raz od dawna z twarzy Tao zniknął jego złośliwy, zadziorny uśmieszek. Yifan stęsknił się za tym widokiem. - Jak coś jest nie jasne to ci wytłumaczę – dodał po chwili, dokładając do tego wymuszony, sztuczny uśmiech. Ciężko było mu trzymać złośliwe komentarze za zębami, ale nie miał zamiaru strzelać nimi, gdy Tao był w takim stanie. 
               - Wszystko jest nie jasne – rzucił ponuro, nawet nie zmieniając pozycji. - Im więcej dowodów tym bardziej miesza mi się w głowie. Nie wiem czy to samobójstwo, nie wiem co mam jutro powiedzieć i czy mam kogoś wskazać... - szepnął ledwie wyraźnie, bo głos z trudem wydobywał się z jego gardła. - Zresztą... sam widzisz jaka jest sytuacja. Tylko udajesz, że wszystko będzie dobrze. - Obrócił się w jego stronę z niezmiennym wyrazem twarzy, wpatrując się w jego oczy. 
               - Ale przecież większość dowodów potwierdza, że to samobójstwo – powiedział chcąc go jakoś pocieszyć. Prawda była taka, że sam musiał się jakoś okłamać, bo w końcu również wątpił w tą wersje zdarzeń, tak jak i Tao. 
               - Większość dowodów? A co zresztą? Tu podejrzani nie są tylko członkowie Casso, to może być nawet któryś z demonów. Jeśli to jakiś test? Jeśli wyjdzie na to, że przegram i zapłacę za zły wyrok? - zapytał zdenerwowany, jego ręce całe się trzęsły i w ogóle nie przejmował się tym, że rozmawiał z osobą, którą chciał od siebie odsunąć. Jego pełne emocji i żalu wypowiedzi wydawały się nie trafiać do Krisa, który tylko z bladym uśmiechem wpatrywał się w jego twarz, nie odrywając od niej wzroku, jakby się zamyślił. - To może być mój ostatni dzień tutaj. To na pewno będzie mój ostatni dzień – mówił dalej już nieco niższym głosem. - Kris... ja nie chce odchodzić stąd w taki sposób... - Brunet spojrzał na niego smutnym wzrokiem, a z jego oczu powoli wypływały łzy. 
               - Ty... nigdy nic się nie zmieniłeś – wyszeptał cicho Kris, ciągle się uśmiechając. Tao otworzył szerzej usta, spoglądając na niego z zaskoczeniem. 
               - Czy ty mnie w ogóle słuchasz idio... - zaczął, ale wtedy w jednej sekundzie jego usta zostały zamknięte. Kris delikatnie zacisnął dłonie na nadgarstkach chłopaka i nie zastanawiając się zbliżył swoje wargi do jego. Delikatnie dotykał ich, po czym korzystając z tego, że Tao wyraźnie jest zszokowany tym nagłym pocałunkiem, rozsunął jego usta językiem, chcąc pogłębić pocałunek. Puścił jego nadgarstki i objął go w tali jedną ręką, drugą kładąc na jego policzku. Nie mógł się powstrzymać gdy znowu zobaczył tamtego, starego Tao, którego tak żałośnie chciał zatrzymać. On zawsze był sobą, tylko Yifan tego nie zauważał, gdy Huang grał przed nim tą swoją ukochaną rolę. Może i powodów było więcej, martwił się też, że go straci już na zawsze. Szukał wszelkich, możliwych sposobów alby uchronić go przed tym sądem. 
               Tao początkowo nie mógł pozbierać swoich myśli. Nie wiedział czemu Kris to zrobił, szczególnie teraz, kiedy to mu wcale nie pomagało, a dodawało tylko powodów do myślenia. Cały jego umysł zdominował teraz tylko i wyłącznie Yifan. Nawet jeśli tak pasowało i Tao powinien to przerwać, to nie potrafił. Wu odsunął się od niego dopiero wtedy, gdy poczuł pod palcami które gładziły policzek bruneta mokre ślady łez. Zrobił może krok w tył, ciągle patrząc w jego zapłakane oczy, do tego trzymając dłoń na jego biodrze. 
               - Kris... po co ty... - zaczął, nie wiedząc jak dokładnie zakończyć to pytanie. To było niespodziewane i Tao nie wiedział jak ma zareagować. 
               - Obiecałem, że nic ci się nie stanie – wyrzucił z uśmiechem. Sam cały drżał nie wierząc, że tak szybko dał się ponieść emocjom. Przysunął go do siebie bliżej, tym razem składając drobne pocałunki na jego szyi. Brunet się nie opierał, nawet wsunął słoń między włosy Krisa i lekko podniósł głowę do góry. Drwił sobie z niego? Tak jak ostatnio? Przed jego oczami stanął obraz ostatniej ich „tego typu rozmowy”, kiedy to Kris opowiedział mu okrojoną z faktów bajeczkę o jego życiu. „Kocham cię, wiesz?” - Usłyszał w swojej głowie te słowa ponownie, czując jak Yifan powoli wsunął dłoń pod jego podkoszulek. Westchnął głęboko, przy wydechu czując przechodzącą przez jego ciało falę podniecenia. Taka była prawda – nic się nie zmienił i zawsze czekał na Krisa, licząc, że czują to samo, dlatego on miał przewagę, na co Tao nie chciał pozwolić, ale teraz miał w głowie, że to może być ich ostatnia szansa. 
               - Nagle... już się mnie nie brzydzisz? - syknął pod nosem Zitao tym swoim tonem pełnym jadu. Blondyn słysząc ten głos podniósł głowę, spoglądając w jego oczy. Zacisnął usta w wąską linie, widząc znowu ten pełen kpiny uśmieszek, który z tymi zaszklonymi oczami był wyjątkowo sztucznym kompletem. Obrócił go tak, że Tao stał tyłem do blatu biurka. Podsadził go, trzymając dłonie pod jego zagiętymi kolanami. 
               - A ty? Dalej mnie nienawidzisz? - zapytał, rozchylając jego nogi, tak aby stanąć bliżej niego. Podniósł lekko głowę, chcąc jeszcze raz pocałować jego usta, ale wtedy Tao obrócił się w bok, uśmiechając się od razu. Yifan spojrzał na niego pytająco. 
               - Rozumiem, że to sprzed chwili to miało być nasze pożegnanie? - zapytał już spokojniejszym głosem. - To na tyle Krisuś, nie jestem taki naiwny i nieudolny jak myślisz, tak szybko się mnie nie pozbędziesz – dodał lekko zdenerwowany, czego za uśmiechem nie potrafił już ukryć. Odsunął go od siebie, po czym zeskoczył z blatu, zrzucając przy tym kilka chwiejących się na krawędzi kartek i książkę która Kris tam ustawił. Chłopak z trudem szedł w stronę drzwi, czując jakby jego nogi były z waty. Wiedział, że Kris na niego patrzy i to denerwowało go jeszcze bardziej. Musiał się jakoś uspokoić, najlepiej daleko od niego. Wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami, zrobił to tak gwałtownie, jakby bał się, że Yifan go jeszcze powstrzyma. Kris uśmiechnął się tylko pod nosem, przypominając sobie ten jego sztuczny wyraz twarzy. Wyglądało na to, że musiał się trochę bardziej wysilić i chwilowo grać w to, w co grać chce Tao. Nie dziwił się nawet, że musi szukać prawdziwego chłopaka pod maską tego, za którego chce uchodzić, to była jego pokuta, za to, że już raz go odrzucił. 
               Blondyn pochylił się, zbierając z ziemi losowo rozrzucone kartki. Podniósł też za grzbiet upuszczoną książkę. Z pomiędzy jej kartek wypadła jakaś złożona na pół kartka. Normalnie Kris nawet nie zawróciłby na nią uwagi, bo w jego pokoju walało się ich mnóstwo, ale zobaczył na przodzie podpis kogoś , od kogo takiej wiadomości się nie spodziewał. Właśnie otrzymał zeznania zza grobu. 

9 komentarzy:

  1. JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE SVXGDGGXSFGVF
    JEZU
    CO SIĘ DZIEJE
    GDZIE MÓJ BAEKYEOL
    RAVI I HONGBIN CO
    TAORISY
    HUNHAN KONIEC
    JAKIEŚ MĘTNE KNOWANIA RUDEJ
    GAIN I JEJ KOMBINEJSZYN
    TU MACZ INFORMEJSZON
    I WANT MOAR GURL
    GIW IT TU ME
    PLZ

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. To było MEGA ZAJE*ISTE!!!! Co dalej, co dalej. Czekam na kolejne. ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEEEEEEEEEEE NIEEEEEEEEEE JAK MOGŁAŚ MI TO ZROBIĆ? xddddd teraz muszę czekąc na kolejny rodział XD Jeeeee Taoris w końcu, tyle na to czekałam :D Biedny Chanyeol :( Czekam na kolejny rozdział :D ~Akemi

    OdpowiedzUsuń
  4. x.x jak znowu dasz kolejny rozdział po miesiącu to sie fochne! my tu czekamy i czekamy a ty nic >___< a jak dajesz to kończysz w najlepszym momencie!

    OdpowiedzUsuń
  5. TO OSTATNIE ZDANIE ZROBIŁO MI WIELKIEGO MAJDFAKA
    bosze cieszę się że dałaś kolejny rozdział, smutek z chanyeolme, tak luhan nie wybaczaj sehunowi za to co ci zrobił i mówię OSTATNIE ZDANIE WTF ale screna z taoris taka uroczaaaa ♥ proszę cię pisz szybciej kolejny rozdział bo 2 miechy to za dużo :( zdąży się przez ten czas zapomnieć części rzeczy :C
    pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Chanyeol, jak to Chanyeol? T^T
    Może przynajmniej tam gdzie trafił będzie z Baekiem, moje Baekyeole T.T
    Tao, mega mu współczuję bycia sędzią, to musi być straszne. Kris pomóż mu jak na potężnego smoka przystało!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    ~Evi

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, o matko, o matko. Kocham, kocham, kocham. CHANYEOL ŁAT ŁAJ ŁAT. Taorisik *o* ślinka cieknie mrmr <3. Czekam na kolejną dawkę mojego narkotyku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow błagam kolejny rozdział *-*!

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakoś nikt szczególnie nie rozwinął się pod tym rozdziałem... sam rozdział był bardzo statyczny, poprawny.Nie byłam pewna jak rozwiniesz tą sytuacje, sama nie starałam się prowadzić żadnych domysłów, dlatego wydawało mi się, że fabuła stanęła w miejscu, a tu niespodzianka...
    W sumie bardziej spodziewałam się, że to Sehun "popełni samobójstwo" niżeli Chanyeol. Naprawdę, wyjątkowo mnie zaskoczyłaś
    Jestem dumna z Lu, ah~ dzielny, dzielny chłopiec~ choć jestem ciekawa czy Kai dowie się o tym co się stało dokładnie... nie no, musi się dowiedzieć. Po każdym rozdziale mam taki okropny niedosyt informacji związanych z tą trójką, że naprawdę... skup bardziej swoją uwagę na nich, proooszę~

    OdpowiedzUsuń