sobota, 6 grudnia 2014

PIĘTNAŚCIE kłamstw

A/N: Naprawdę długo kazałam czekać. PRZEPRASZAM! Szkoła i wg… i aż mam ochotę walnąć głową o biurko jak czytam „nie dodaj po miesiącu” myślę „nie no... uda mi się wcześnie” i robię coś innego... pffff Nom, ale macie prawo narzekać i cieszę się, że to robicie, bo nic tak nie motywuje. Ale wracając do milszych tematów – dzisiaj jest rocznica Casso (tak... piszę to rok, przepraszam hahah ). Miałam z tej okazji napisać jakiś specjał z Jaejoongiem, ale stwierdziłam, że na razie będzie dobrze jak postaram się jak człowiek dodawać rozdziały o czasie. Jeszcze tylko w sumie 2 takie długie zostają i reszta to już będzie z górki. Mam nadzieje, że wam się i ten spodoba (chociaż miałam z nim masę problemów i to widać hahhah). Wielkimi krokami zbliżają się święta = masa wolnego. Mam nadzieje, że moje plany wypalą i uda mi się zrekompensować ten długi czas bez rozdziału. 
Miłego czytania mordki :* 




             Tao westchnął ciężko, po czym pochylił się, sięgając do kiści winogron po drugiej stronie stołu. Leżące na w półmisku owoce kusiły go od jakiegoś czasu, szczególnie jasne winogrona. Tylko że chłopak nie potrafił nic przełknąć, wiedząc co za chwilę go czeka. Czuł się nieco spokojniejszy, gdy ustalili z Krisem przebieg przesłuchania, ale miał tak wiele wątpliwości, że nawet dowody którym nie da się zaprzeczyć, nie sprawiły że uwierzył w to oskarżenie. Tu nie chodziło o dowody, a raczej o własną intuicje, która podpowiadała mu co innego.
             - Potrzymasz mnie za rękę jak będę wygłaszać wyrok? - zapytał z uśmiechem, po czym wrzucił do ust jeden owoc z kiści. Kris spojrzał na niego ledwie przytomnym wzrokiem. Siedział naprzeciwko, na dużej białej sofie z założoną nogą na nogę. Oboje mieli już na sobie płaszcze, które były obowiązkowe na ceremonii.
             - Z chęcią - odpowiedział mu Yifan z łagodnym uśmiechem. Tao zmrużył oczy, spoglądając na niego z udawanym grymasem.
             - Zero z ciebie pożytku  - burknął pod nosem zdenerwowany. - Już nawet podroczyć się z tobą nie mogę - dodał po chwili, całkiem odwracając wzrok. Tak naprawdę, czuł jak jego serce zaczęło swoje niekontrolowane bicie, a oddech stał się płytszy i szybszy.
             - Nie podoba ci się, gdy taki dla ciebie jestem? - Zaśmiał się pod nosem Kris, po czym również urwał z kiści winogron jeden z owoców.  - Jestem śpiący... napiłbym się kawy - burknął pod nosem, przecierając oczy.
             - Zapomnij! - Tao podniósł głos, przez co Kris spojrzał na niego nieco zaskoczonym wzrokiem. - Wysypiaj się kretynie, a nie pij jedną po drugiej gdy tylko ziewniesz.
             - Muszę być po prostu wiecznie czujny, dlatego mało śpię - dodał, po czym pochylił się do przodu z tym samym uśmieszkiem co wcześniej. - Poza tym lubię patrzeć jak śpisz - wyrzucił poważnie. Tao wstrzymał oddech, nie odrywając od niego wzroku. Gdy nie widział w jego zachowaniu żadnej wskazówki, że to żart wstał gwałtownie.
             - Nie wytrzymam z tobą! - krzyknął, zaciskając dłonie w pięści. Yifan nic nie odpowiadał sięgając tylko po kolejny owoc. Mógł wpaść na tą taktykę już dawno. Takie zachowanie zaoszczędziłoby mu nerwów i zbliżyłoby do celu. - Niech mnie już zabiją i nie będę musiał się z tobą użerać - warknął zdenerwowany. Usłyszał zaraz że drzwi się otwierają, więc odwrócił się w ich strone i zobaczył stojącego w progu Suho. Chłopak spogląda raz na Yifana, raz na zdenerwowanego Tao.
             - Zaczęło się - rzucił cicho. Brunet zamarł słysząc te dwa słowa. Nagle ta chwila którą odsuwał myślami gdzieś bardzo daleko stała się rzeczywistością. Zdenerwowany nie zamierzał tego po sobie okazywać. Drżącymi rękami nałożył kaptur na głowę, tak że niemal zasłaniał on też i oczy. Długie, szerokie rękawy również nie były wygodne, chociaż pozwalały ukryć dłonie.
             - Idziemy - wyrzucił z poważnym wyrazem twarzy. Kris skinął tylko głową i również poszedł jego śladem. Z nałożonym na głowę kapturem wyszedł z pomieszczenia zmierzając ciemnym korytarzem w znaną mu stronę. Nigdy nie był tak zestresowany, przekraczając próg sali. Wypalony na ziemi okrąg z ich znakami czekał tylko, aby zabłysnąć w całości tym turkusowym światłem, do którego Yifan czuł taką odrazę. Zajął swoje miejsce, patrząc jak symbol pod jego stopami zaczyna błyszczeć. W sali nie było tłumów, ale powód tego był jasny i będzie dopiero widoczny, gdy bezpańskie symbole już nie zabłysną. Blondyn podniósł wzrok na stojącego przed nimi Tao. Jego chłodny wyraz twarzy wydawał się ledwie widoczny, dopiero gdy zapłonęły wszystkie pochodnie, obwieszczając tym samym, że piątka demonów weszła na sale, Kris zobaczył dokładniej twarz Tao. Widniał na niej strach, a może i nawet panika.
              - Zajmujcie miejsca - wyrzucił unosząc lekko głowę. - rozpoczynamy sąd ostateczny - dodał po chwili lekko drżącym głosem. Gdy tylko wyrzucił te słowa, na miękkich nogach podszedł do swojego miejsca. Niestety było ono osobno ustawione, bo otaczające go znaki już miały nie zapłonąć. Brunet przygryzł dolną wargę, spoglądając na nie ze smutkiem, ale wtedy wyłapał wzrok Krisa, który uśmiechnął się do niego jakby chcąc mu tym dodać otuchy. Tao odpowiedział tym samym.
              - Właśnie spotykamy się na trzecim Sądzie Ostatecznym. - Usłyszeli niski głos demona. Wzrok całej szóstki od razu skupił się na nim. Coś było inaczej. Miał na sobie zwykłą czerwoną koszule i czarne spodnie, bez żadnych śmiesznych dodatków, czy też długich płaszczy, które często miał na sobie podczas spotkań z nimi. Jego wyraz twarzy też był inny. Chłodny wzrok był jeszcze bardziej przerażający bez tego pewnego siebie uśmieszku, który zwykle u Jae był pakietem. - Ofiarą jest Park Chanyeol, urodzony w 1992 ludzkim roku. Zginął w wieku dwudziestu jeden lat, w wypadku samochodowym, potrącony przez pijanego kierowcę. Jego istnienie w tym i w tamtym świecie zostało już wymazane, w momencie gdy jego zegar całkiem się zatrzymał. Celem tego sądu jest odnalezienie wśród was sprawców tego czynu, tak więc rozpocznijmy obrady - dokończył całkiem bez emocji, monotonnym głosem. Zajął swoje miejsce, nie spoglądając nawet na pozostałych towarzyszy, którzy nie odrywali od niego przenikliwego wzroku.
              Tao odchrząknął wychodząc na środek kręgu. Jego dłonie drżały nieznacznie, ale czuł, że połowa roboty już za nim. Odetchnął, ale gdy tylko wypuścił z siebie powietrze, w jego płucach pozostało to nieprzyjemne palące uczucie. Tak samo z głowy zniknęło wszystko co miał powiedzieć.
               - Ofiara, Park Chanyeol została znaleziona w swoim pokoju w godzinach wieczornych. Na miejscu zbrodni znaleziono ciało denata zanurzone w wodzie, a obok rozsypane tabletki, których właściwości jeszcze nie udało nam się ustalić. - Zatrzymał się, nie wiedząc co było dalszą częścią ich planu. Wziął głęboki oddech, starając się pozbierać myśli. - Wzywam na świadka Suho, ostatnią osobę która widziała ofiarę żywą. - Brunet powrócił na miejsce, a zaraz po nim na środek okręgu wyszedł wywołany chwilę temu chłopak. Zaskoczony spojrzał pytająco w stronę Zitao, zaczynając się denerwować. Nie wiedział jaką ustalili wersję tego co się stało.
              - Udało ci się dokonać wstępnej sekcji zwłok Chanyeola, możesz powiedzieć nam co udało ci się ustalić? - Usłyszał za sobą głos Krisa. Od razu odwrócił się, spoglądając na jego pewną siebie twarz. W końcu Yifan był w swoim żywiole i bez problemu przygotował cały przebieg sądu. W sumie to zawsze on miał duży wkład w śledztwa, jako policjant nawet jeśli nie należał do grupy przygotowawczej.
              - Udało mi się ustalić, że zginął... znaczy ofiara zginęła przez utonięcie. Ilość wody wokół wanny i ułożenie zwłok... - zawahał się, opuszczając głowę. Z trudem przychodziło mu wyrażanie się tak bezosobowo o chłopaku którego dość dobrze znał. Spędzali w końcu wiele czasu podczas treningów, przez które bardziej się zaprzyjaźnili, nawet jeśli Suho ciągle nazywał go "durniem", "głupkiem", a ich rozmowy przypominały przekrzykiwanie się nawzajem. - Ułożenie zwłok - zaczął ponownie, gdy już wziął głębszy oddech - nie wskazuje jednoznacznie czy walczył z kimś, czy po prostu popełnił samobójstwo.
              - Czy mówił coś podejrzanego podczas waszego ostatniego spotkania? - zapytał znowu Kris. Suho zamyślił się, czując ten dziwny chłodny pot na karku. Wiedział, że nie jest to możliwe, żeby został ogłoszony sprawcą, ale to dopytywanie się odnośnie tamtego wieczoru budziło w nim niepokój, tym bardziej że zataił przed Krisem to, że złożył Chanowi propozycję, którą on odrzucił.
              - Nie. Nie rozmawialiśmy dużo, ale nie wyglądał jakby się tym specjalnie przejmował... - wyrzucił niepewnie. - Znaczy, jakby coś planował.
              - Rozumiem - wyszeptał chłodno Yifan. - Zmierzam do sedna. Park kazał ci coś przekazać, co to było?
              - Miałem oddać pożyczoną od ciebie książkę, ale... nie widzę związku - wyszeptał cicho szatyn spoglądając raz na Yifana, raz na Tao. Brunet podniósł trzymaną w dłoni kartkę.
              - Widzisz w tej książce znaleźliśmy list od Chanyeola. Jego ostatnie słowa, które ukrył, zapewne bojąc się, że ktoś może zniszczyć ten dowód. - Suho spojrzał z daleka na list. - Wzywam na świadka samą ofiarę - wyrzucił pewny siebie Tao spoglądając na zszokowanego Jaejoonga, który pochylił się nieco do przodu na dźwięk tych słów. Jego usta były lekko rozchylone, a oczy wyrażały więcej emocji niż zwykle. Zacisnął dłonie po obuch stronach krzesła. - Odczytam jego własne zeznanie. - Suho powoli wycofał się, ponownie stając na swoim miejscu, tym samym zwalniając miejsce dla Tao. Brunet stanął na środku obrócony bardziej w stronę demonów, niż reszty. Chciał, żeby Jaejoong dokładnie słyszał te słowa. - Witajcie. Skoro czytacie ten list, to zapewne już nie żyje - zaczął, powoli czytając każdą z linijek. - Dziwne, że zaczynam ten głupi list od tego tekstu. Nie wiem, czy zobaczę teraz wasze miny i gdzie dokładnie teraz się znajduję, ale chcę żebyście wiedzieli, że to co się ze mną stało to tylko i wyłącznie moja decyzja. Straciłem wiarę w to, że On pozwoli mi stąd wyjść. Trzyma mnie tu tylko dlatego, że ciągle o nim myślę i od tego mam ochotę umrzeć. Dureń pewnie jak zwykle cieszy twarz, bo dał mi jednostronny bilet do piekła, co? - Tao odruchowo podniósł głowę pstrząc na twarz demona, z resztą nie tylko on, to samo zrobiła reszta słuchających. Jaejoong udawał niewzruszonego, podtrzymując głowę ręką, a jego znudzony wzrok wpatrywał się w Tao. - Mam nadzieje, że w końcu uświadomi sobie, że nic mu się nie udało. Baekhyun nigdy nie byłby jego, bo ludzie nie są tacy jak sądził. Nie poddajemy się bez walki, no może... ja jestem wyjątkiem? W każdym razie również Casso zakończy się właśnie jego śmiercią, bo zostawiam tu ludzi, którzy nie są tak słabi jak ja, nie boją się i wiedzą, że warto jest bronić się nawzajem. Wierzę w was chłopaki. Mam nadzieje, że kolejną osobą, która pójdzie za mną do piachu będzie właśnie ten demon. Zakończcie to, bo ja nie potrafiłem tego zrobić. Mam nadzieje, że już się nie zobaczymy, że... wy pójdziecie inną drogą niż ja. Hwaiting! Chanyeol - doczytał już zduszonym z żalu głosem Tao. Rozejrzał się po sali. Dawno nie było tu aż tak cicho i dziwnie. Nikt nawet nie westchnął, zwykle głosy w trakcie rozprawy przeplatały się. - Ogłaszam samobójstwo - wyrzucił ledwie wyraźnie Tao. Niektórzy opuścili głowy, a jeszcze inni ukradkiem spoglądali na Jaejoonga. Zdenerwowany tym faktem demon wstał gwałtownie i z zaciśniętymi rękami wyszedł z sali na nikogo nie spoglądając. Seungyeon uśmiechnęła się złośliwie widząc jego reakcje. Spokojny i opanowany demon właśnie wyszedł z rozprawy, pozostawiając ich samych sobie.
              - Sąd Ostateczny został zamknięty - wyrzuciła po chwili Seungyeon, stając przed zebranymi ludźmi. - Winnym śmierci jest sam Park Chanyeol, możecie się rozejść - wyrzuciła łagodnie, uśmiechając się do nich. Ciężko było nie zauważyć, że wszystkich zaskoczyła reakcja demona, bo to zmieszanie było wypisane na ich twarzach, tylko w niektórych wyjątkach zamiast niej można było zauważyć obojętność. Czerwonowłosa obróciła się z uśmieszkiem tryumfu w stronę Gain. - Zabawnie, co nie? - zapytała głosem pełnym entuzjazmu nieco przechylając na bok głowę.


             Brunet oparł się o ścianę, ze złożonymi na piersiach rękami. Wpatrywał się w Hongbina beznamiętnym wzrokiem, czekając aż ten mu w końcu odpowie na zadane wcześniej pytanie. Nie było trudne, ale właśnie to, że Ravi oczekiwał tak konkretnej odpowiedzi sprawiało że jego rozmówca zamilknął. Chłopak niepewnie podniósł głowę, czując że od tego spojrzenia robi mu się niedobrze. To wszystko przez to, że Ravi w żaden sposób nie reagował na jego prośby, czy nawet liczne przekleństwa w jego kierunku. Nie pozwalał mu zostać samotnie. To go tylko bardziej denerwowało, bo chciał na osobności poskładać swoje skołatane myśli. Jaejoong, Ravi i całe Casso, to otoczenie tylko go męczyło. Miał dość tych ciągłych intryg, kłótni i kolejnych ciosów w jego ułożony obraz siebie. Chciał wrócić na swój grunt i nie przekraczać już murów tego Sanktuarium, nie chciał też by ktokolwiek znał przyczynę jego decyzji. To dopiero potwierdziłoby jaki, pomimo posiadania tak wielkiej mocy, jest słaby.
             - Nie twój interes – burknął, wstając z miejsca. - Myślisz, że nie nudzę się w tym miejscu, patrząc na to jak nasze pożywienie zabija się nawzajem? To tak jak ludzie oglądający walki kurczaków. - Zaśmiał się sam ze swojego żartu, jakby chciał przez to tylko bardziej potwierdzić jak obojętne jest mu to pytanie.
             - Więc wcale nie chodzi o Jaejoonga? - zapytał brunet, po czym niemal natychmiast zauważył rumieniec na twarzy demona. To było aż zaskakujące, że jeszcze potrafi tak naturalnie reagować. Jego oczy błyszczały, jakby zaszły łzami już na dźwięk tego imienia. Hongbin miał w sobie więcej z człowieka niż sądził i dlatego Ravi tak bardzo lubił oglądać na jego twarzy te prawdziwe emocje.
             - Gdyby nie on już dawno by mnie tu nie było. Muszę poczekać, aż znajdzie morderce – burknął, siadając znowu w tym samym miejscu. Położył dłonie na oparciu skórzanego fotela, po czym zaczął nerwowo stukać o nie palcami. Ravi podszedł do niego i pochylił się, kładąc ręce na jego dłoniach. W tej pozycji ich twarze dzieliło kilka milimetrów.
             - Zróbmy tak... uznajmy, że już skończyłeś tą bajeczkę, wysłuchałem jej, a teraz chce głośno słyszeć prawdziwy powód. Bez niedopowiedzeń - wyszeptał. Jego oczy intensywnie wpatrywały się w rozszerzone źrenice demona, który lekko rozchylił usta i zamarł, gdy Ravi tak się do niego zbliżył. Czuł jego palce na swoich i ten dotyk był na przemian przerażający i podniecający. - Ostatnio zacząłeś coś mówić na ten temat. Chcę usłyszeć więcej - dodał Ravi ze złośliwym uśmieszkiem, jakby chciał przez to dać mu do zrozumienia, że zna już prawdziwy powód. Hongbin prychnął pod nosem i natychmiast odwrócił głowę.
             - Powiedziałem ci wszystko - odpowiedział z oburzeniem. W jego głowie pojawiały się przeróżne wizje, więc przez ten wstyd za własne myśli jego serce rozpoczęło koncert, uderzając gwałtownie w klatkę piersiową.
             - Nie to, co chce usłyszeć. - Ravi drążył dalej temat i nawet gdy ten się odsuwał on tylko bardziej się zbliżał. Przez jego bliskość chłopak już niemal przykuł się całkiem do fotela.
              - Co niby chcesz usłyszeć? - Ravi uśmiechnął się delikatnie, spoglądając na niego w ten ciepły sposób.
              - "Kocham cię. Chcę odejść stąd z tobą" - wyrzucił od razu. Demon słysząc te słowa prawie zerwał się z fotela i najchętniej uciekłby jak najdalej, gdyby nie to że drogę ucieczki i tak odcinał mu pochylony nad nim Ravi.
             - Od kiedy jesteś taki żałosny? - zapytał, starając się zachować obojętny ton.
             - Od kiedy znam ciebie...
             - Przestań mówić takie rzeczy! To chore! - burknął, próbując odsunąć go od siebie. Prawie nie mógł powstrzymać uśmiechu zadowolenia, który wzniecały w nim te słowa, ale ostatecznie wyraz jego twarzy i tak pozostawał obojętny.
              - Nie to chciałeś ostatnio powiedzieć? - Ravi pochylił się bardziej, jakby chciał dosięgnąć jego ust. Szatyn rozchylił lekko usta, a jego dłonie nieco się podniosły, jakby chciały dosięgnąć jego ramion, albo złapać go za kark i przysunąć do siebie. Serce zaczęło głośno bić. Raz po raz, coraz szybciej, wprawiając go w dziwne drżenie. Przerażony Hongbin tak wystraszył się swojej własnej reakcji, że natychmiast zamknął oczy. Nie mógł tego kontrolować i to go po prostu dobijało. Gdy zacisnął mocno powieki, poczuł bijący od siebie strumień wiatru. Gwałtowny zryw powietrza odepchnął od niego Raviego, który przewrócił się, lądując na twardej podłodze. Zaskoczony spojrzał na Hongbina, nie wiedząc jak ma zareagować. Zauważył też, że i on jest zaskoczony, więc uśmiechnął się tylko. Nie potraktował tego jako odmowy. Wstał, po czym od razu odsunął się na wszelki wypadek kilka kroków w tył.
               - Prze-przepraszam - szepnął Hongbin. Te słowa automatycznie wyciekły z jego ust, a wypowiedział je z tak niewinną miną, że brunet od razu się uśmiechnął.
               - Mam przez to małe deja vu - zaśmiał się tylko. - Tak samo było gdy mnie zobaczyłeś po raz pierwszy - dodał po chwili z łagodnym uśmiechem. - Czemu udajesz, że nie chcesz wrócić do tych czasów? - Szatyn westchnął cicho. Rzeczywiście tak było gdy jeszcze nie panował nad swoją mocą, nie wiedział gdzie jest, co robi i czego chciał chłopak stojący przed nim tamtego dnia. Czasem zastanawiał się, czy mógłby zmienić ten początek i wcale go nie poznać. Nie wiedział tylko czy potrafiłby przetrwać w tym świecie, ale całe szczęście nauczył go tego Ravi, to też on pozwolił stanąć mu na nogi. Nawet jeśli pobierał za to w pewnym sensie opłatę i nie był w tym taki nieinteresowny.
              - Dobra - burknął po chwili szatyn. - Gdy stąd odejdziemy masz kolejną szanse, ale... nie wolno ci mnie dotknąć. Nie licz też na to że wrócę tam, gdzie znajduje się twój teren, muszę pilnować swoich interesów, a i... - zaczął wymieniać warunki.
              - Skończ już - zastopował go Ravi, patrząc na niego z dezaprobatą. - Po prostu to powiedz... "Kocham cię Ravi." - Hongbin zaśmiał się teatralnie. - Zostanę twoim "ukochanym" - dodał po chwili demon, nie reagując w ogóle na jego reakcje.
              - "Ukochanym"? Maksymalnie możesz zostać moim psem - wyrzucił przez zęby zirytowany. Chciałby go tak nazwać i wiele razy każde z tych zdań przechodziło mu przez myśli.
              - To dopiero brzmi ciekawie - wyrzucił z uśmiechem brunet. - W takim razie poszukam Jaejoonga i powiem mu że biorę cię ze sobą, albo raczej ty bierzesz mnie ze sobą - dodał, obracając się i zmierzając w stronę wyjścia.
              - Cze...kaj - Zanim Hongbin zdążył wypowiedzieć te słowa drzwi za Ravim zatrzasnęły się z hukiem.


               Szatyn zacisnął mocniej dłonie na szyi Suho, tak mocno i gwałtownie, że jego palce nie odrywały się od skóry chłopaka, a kciuki gładko przywierały do krtani, uciskając ją mocniej. Sehun spojrzał na twarz chłopaka, ale zamiast grymasu bólu zobaczył na niej pewny siebie uśmieszek. Suho nie przejmował się tym atakiem po prostu odchylając głowę, jakby dawał mu pozwolenie na to, co Oh wydawał się mieć w zamiarach. Biło od niego tyle arogancji i pewności siebie, jakby przez to chciał mu powiedzieć, że wie, iż chłopak nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić. Jego ręce nawet nie drgnęły, bezwładnie wisząc, nawet nie napinając mięśni. Stał spokojnie, nie broniąc się. Oh po kilku sekundach powoli zwalniał uścisk, przywracając swój oddech do normy. Opuścił wzrok na swoje dłonie i powoli zsunął je, przejeżdżając palcami aż do obojczyków.
               - Ta tajemnica dalej jest dla ciebie tyle warta? - zapytał Suho, gdy Oh odsunął się na bezpieczną odległość. Żałował w sumie, że rozpoczął z nim ten temat. Sam go sprowokował. Nie bał się, bo doskonale wiedział, że Sehun chodź agresywny nie jest głupi. Morderstwo w tym chaosie nie mogłoby się udać, bo jest ich już za mało, by można zdobyć jakieś alibi, do tego każdy każdemu patrzy na ręce. - Przecież ty i Luhan to już historia, nic nie pogorszy twojej sytuacji. Wszystko przegrałeś! Chociaż... możesz wygrać życie, musisz tylko zaufać mi i zgodzić się na udział w moim planie – wyjawił w końcu otwarcie swoje intencje. Jako jedyny z całej grupy chciał jeszcze coś kleić i nie odstępował od tej decyzji, aby zdobyć wolność „razem”. Mówił Sehunowi te wszystkie rzeczy z myślą, że kubeł zimnej wody, dawkowanej raz a porządnie przywróci go do normy.
               - Nie ośmieszaj się - burknął, odwracając się do tyłu. Nawet nie chciał mieć nic wspólnego z tym samobójczym pomysłem Suho. Wiedział, że jego plan zapewne źle się skończy, więc nawet nie myślał o tym, żeby wsiadać na ten tonący statek. Zdenerwowany przez poruszony chwilę wcześniej temat Luhana, nie miał nawet ochoty z nim rozmawiać. Jego argumenty tylko bardziej go denerwowały, więc wiedział, że ta rozmowa nie ma sensu.
               - Wolisz zostać tu i czekać, aż Jongin, albo nawet Luhan zechce cię zabić?!
               - Kai i tak długo nie pożyje, a jeśli chodzi o Lu, to pozwoliłbym mu się zabić, gdyby tylko sobie tego zażyczył. Jest dla mnie najważniejszy - burknął cicho pod nosem. Suho zaśmiał się głośno i teatralnie, słysząc tą odpowiedź. Nawet nie musiał odwracać wzroku, żeby wiedzieć, że Sehun patrzy teraz na niego wzrokiem pełnym nienawiści.
               - Nic nie jest ważniejsze niż życie. Lekarz ci to mówi, ale też przyjaciel.
               - Żałosny jesteś - warknął, już zmierzając do wyjścia.
               - Jeśli się nie zgodzisz zrobię to, o czym ci mówiłem. - Sehun zatrzymał się, spoglądając chłodno na szatyna.
               - Skoro mówisz, że nie mam o co już walczyć, to nic na mnie nie masz -wyrzucił z równie pewnym siebie uśmieszkiem, co Suho wcześniej. - Powodzenia ci życzę.


               Dziewczyna upiła łyk kawy, krzywiąc się z niesmakiem. Niczego nie poczuła, ale jej aromat był słabszy niż zwykle. Wąchała tak często zapach tego naparu, że bez reszty zmysłów jasno mogła powiedzieć jaką ma jakość. Nie potrzebowała tego napoju w żaden inny sposób, był tylko dla niej wspomnieniem czegoś bliskiego jej sercu, więc uwielbiała czuć tą woń przy sobie. Jednak filiżanka którą trzymała w rękach na pewno nie była wypełniona niczym tak drogocennym. Podniosła wściekły wzrok na Gain, ale brunetka nie reagowała patrząc na nią dalej bez emocji. Jak zawsze otaczała ją ta sama aura, przepełniona tylko kpiną do całego świata. Seungyeon nie spodziewając się niczego więcej, a już na pewno nie skruchy, uśmiechnęła się do niej blado, nieco nawet cynicznie, unosząc filiżankę. Trzymała ją zaledwie dwoma palcami, po czym przesunęła naczynie z dala od siebie, już nie nad stołem. Wpatrując arogancko w swoją służącą uchyliła ją lekko, aby napój spokojnie spłynął. Nie odrywała w tym czasie wzroku od Gain, słuchając jak kawa uderza strumieniem o podłogę, wydając ten charakterystyczny dźwięk. Gdy filiżanka była pusta, puściła i ją. Kruche tworzywo nawet z tak niewielkiej odległości rozbiło się na kilka kawałków. Seunghyun wstała z drugiej strony, omijając w ten sposób tą kałużę.
              - Posprzątaj to - rzuciła do niewzruszonej niczym brunetki. Ta tylko skinęła głową i podeszła do pozostałości po zrobionej chwile temu kawie. - Myślałam, że już umiesz ją przygotowywać. - Spojrzała na pochyloną nad szczątkami filiżanki kobietę. Nie zmieniała swojego spojrzenia pełnego niechęci, pokazując w ten sposób swoją wyższość, którą i tak wystarczająco często manifestowała. Musiała co jakiś czas przypominać Gain o jej miejscu, nawet dla zasady. Dziewczyna chciała już wyjść, gdy drzwi otworzyły się przed nią. Podniosła wzrok, zauważając znajomą twarz Raviego. Uśmiechnęła się niechętnie, cofając się do środka, aby jej brat mógł wejść. Chłopak natychmiast zwrócił uwagę na Gain ścierającą kawę z posadzki. Uśmiechnął się od razu do swojej siostry, nie wiedząc jak inaczej zareagować na jej zachowanie. To nie był pierwszy raz gdy zauważył jak zachowuje się w stosunku do innych, ale nie potrafił i nawet nie miał ochoty jej niczego tłumaczyć, a już na pewno tego, że to tylko dziecinne, że tak traktuje innych.
              - Widzę, że masz dobry humor - burknął pod nosem sarkastycznie.
              - Tu się muszę zgodzić. Ale mów... więc? Coś się stało? Widzę, że chcesz mi coś powiedzieć. - Czerwonowłosa usiadła przy stole, a obok niej zajął miejsce jej brat.
              - Teraz już możesz mi powiedzieć co kombinujesz - wyrzucił z ciszonym głosem. - Nie protestowałem gdy ty i Gain ingerowałyście w wynik pojedynku, ale to samobójstwo...
              - Daj spokój! Po prostu nieco namieszałam mu w głowie. Swoją mocą nie mogłam zrobić nic, poza jego mózgiem - burknęła z oburzeniem, jakby chciała w ten sposób zrzucić z siebie część winy za śmierć Chanyeola. - Sam się zabił i sam to napisał, ja tylko męczyłam go nieco tymi myślami, które troszkę go dobiły - dodała słodkim głosem, tylko parodiując uroczą dziewczynkę. - To nic takiego, więc nie praw mi kazań.
              - Nie po to tu jestem - wyrzucił od razu chłopak. Gain wstała, po czym zajęła swoje miejsce, stając u boku swojej Pani, nie wypowiadając żadnego słowa. - Chodzi o to, że dziś Jaejoong pozwolił mnie i Hongbinowi opuścić Sanktuarium. Podejrzewam, że już wie kto zajął się tym dzieciakiem - syknął, spoglądając raz na Seungyeon, raz na Gain. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu, a w głosie można było wyczuć, że nie żartuje i naprawdę jest tym przejęty.
              - Udało ci się osiągnąć swój cel. Gratuluje - powiedziała bez emocji czerwonowłosa, słysząc o nim i o Hongbinie, jakby reszta jego wypowiedzi umknęła jej uwadze. Ravi pokręcił przecząco głową.
              - Czy tym mnie słuchasz? Muszę cię stąd zabrać...
              - Nie martw się - przerwała mu Seungyeon głosem nie znoszącym sprzeciwu. - Jaejoong nic mi nie zrobi. Po pierwsze mam przy sobie Gain, więc razem poradzimy sobie z tak osłabionym demonem, a po drugie... wie co się dzieje z kimś kto podniesie rękę na Królewską Rodzinę. - Uśmiechnęła się do Raviego, ale on w dalszym ciągu nie wydawał się przekonany.
              - Ja i Hongbin opuszczamy całe to "Casso", wam też radzę - wyrzucił, wstając z miejsca, poddając się ostatecznie. Gdy rozmawiał z Jaejoongiem po rozprawie miał mieszane uczucia i gdzieś w nim chowała się obawa, że demon może mieć jeszcze coś w zanadrzu. Ten list całkiem wytrącił go z równowagi, a Kim nie panujący nad swoimi emocjami mógł być bardziej niebezpieczny. - Baw się tu dobrze, siostrzyczko - dodał, nieco złośliwie wypowiadając ostatnie słowa. Czerwonowłosa podniosła wzrok na niego i obserwowała jak jej brat wychodzi z pomieszczenia. Westchnęła głośno, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły.
              - Dureń - burknęła pod nosem, składając usta w dzióbek.




              Brunetka posłusznie otworzyła drzwi, aby jej Pani mogła wejść do środka. Jak zwykle pokłoniła się przy tym lekko ciągle je podtrzymując. Robiła to raczej z większą kpiną, niż chęcią pokazania jaka jest oddana. Czerwonowłosa nieśpiesznie weszła do środka, tylko przypasowując się do jej teatrzyku. W dość sporej sali rozległ się dźwięk jej kroków, przez co klimat tego miejsca był jeszcze bardziej upiorny. Lampy na podeście zaświeciły się i wtedy Seungyeon zobaczyła wyraźnie twarz Jaejoonga. Demon spokojnie wpatrywał się w nią, obowiązkowo ze swoim cynicznym uśmieszkiem, który wrócił na jego twarz po tak długiej nieobecności.  Nie zawahała się idąc dalej dumnie w jego stronę. Spięte w kitkę czerwone włosy i pierzasty płaszcz narzucony na ciemną sukienkę był u niej dość niespotykany, wśród górującej w szafie białej garderobie. Wyglądała jak upadły anioł, gdy te ciemne pióra przykrywały jej ramiona.
              - Zostaliśmy sami - wyszeptała cicho, unosząc głowę. Zatrzymała się przed Jae, zaplatając ręce za sobą. Stała dumnie, a nawet z lekką arogancją bijącą od niej na odległość na środku wypalonego okręgu. Ciężko było nie wyczuć w tym miejscu strachu i paniki, jakby było czymś napiętnowane. Jaejoong wstał, po czym ruszył w jej stronę, patrząc na nią w podobny sposób, tylko może w jego wzroku dodatkowo można było znaleźć coś na kształt odrazy. Jego ciemne włosy lekko opadały na oczy, a usta wykrzywiały się w tym cynicznym uśmieszku. Tak jak i kobieta i on był ubrany całkiem na czarno. Zatrzymał się na krańcu podestu, po czym przykucnął, patrząc na nią z uśmiechem. Seungyeon zaczynała mieć złe przeczucia, gdy widziała w jego oczach tą chorą ekscytacje. Wystraszona obróciła się, chcąc wyszukać wzrokiem swojej zaufanej sługi. "Nie ma ucieczki. Boisz się?" - Usłyszała. Wiedziała do kogo należały te myśli. Potrafiła je czytać wbrew sobie tylko wtedy gdy ktoś chciał coś dokładnie jej przekazać. Nie spojrzała nawet z powrotem na Kima, odwracając się w stronę drzwi. Zaczynała się martwić, że o czymś zapomniała, widząc tą pewność siebie. Wiedziała, że nawet jeśli Jaejoong odkryje kto jest winny śmierci Byuna, to odpuści sobie zemstę dla własnego dobra. To było oczywiste, że w tym stanie ich nie pokona, ale gdy teraz stanęła na środku tej "Szachownicy" ogarnęły ją nieznane dotąd wątpliwości. Najwidoczniej to miejsce było do tego przeznaczone.
               - Nie mam ochoty na twoje zabawy - burknęła, poprawiając jedno niesforne pasmo włosów. - Gain wychodzimy - rozkazała, wskazując gestem ręki na drzwi. Czekała, żeby jej służąca je otworzyła, ale ona zamiast tego stanęła przed nią, zasłaniając jej wyjście swoim ciałem. Zszokowana Seungyeon otworzyła szerzej oczy, patrząc na jej twarz z nienawiścią. Nie ważne jak intensywny i pełen złości był jej wzrok, bo i tak nie zyskała przez to u Gain posłuchu. Jej kocie, chłodne spojrzenie jak zwykle niczego nie wyrażało. - Zapomniałaś jaka obietnica cię z nami wiąże? - szepnęła czerwonowłosa, patrząc na nią gniewnie.
               - Zajmujcie miejsca. Rozpoczynamy "Sąd Ostateczny" - Usłyszała za sobą głos Jaejoonga. Ta piekielna fraza niemal zmroziła jej myśli. Wyglądało na to, że dała się wciągnąć w pułapkę, bo zawiódł jeden z jej pionków. Obróciła się, zaciskając dłonie w pięści. Odsunęła się nieco od Gain patrząc uważnie na Jae. - Ofiarą jest Byun Baekhyun, mój "diament" w projekcie Casso. Zmarł na śmiertelną chorobę, opuszczając tamten świat po nie przebudzeniu się ze śpiączki. W projekcie Casso zginął podczas pojedynku, który nie rozstrzygnął się zgodnie z zasadami. Jego śmierć zostanie dziś pomszczona - dokończył, ciągle patrząc na stojącą przed nim dziewczynę. Czerwonowłosa wyprostowała się i dumnie podniosła głowę. Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy usłyszała o zemście. Starała się nie wychodzić ze swojej roli nawet w tak trudnej sytuacji.
              - Niezły teatrzyk Jae - wyrzuciła kpiąco. - Nie rozumiem tylko czemu ja tutaj stoję. - Czerwonowłosa podeszła bliżej. - Tak samo nie wiem co się stało, że Gain nagle stanęła po twojej stronie? - Kim uśmiechnął się złośliwie, po czym zszedł z podestu, tak aby stać tuż przed nią.
              - Wszystko po kolei. - Zatrzymał się, będąc już na tyle blisko, aby przełożyć kosmyk jej czerwonych włosów za ucho. Seungyeon choć dalej czuła ten krążący wokół niepokój to nie bała się, że coś może się jej stać dopóki ma swój tytuł i demony które staną za nią murem. Nawet Jaejoong nie mógł nic z tym zrobić. - Zaczniemy od przesłuchania. Widzisz... ja i Gain mamy jak na razie wspólne interesy. Za pewną informacje zwolnię ją z tej przysięgi która was łączy. Gain powiedziała mi o twoim pomyśle, według niego Ravi pilnował Chanyeola, ty natomiast czekałaś na odpowiedni moment. Muszę przyznać, że nie doceniłem cię, a właściwie twojej mocy. Potrafisz nie tylko uzdrawiać ludzkie ciało, ale i zagnieździć się w czyiś myślach w taki sposób by manipulować jego własną mocą. Nie wiedziałem, że twój „dar” ma taki potencjał. - Seungyeon uśmiechnęła się patrząc w jego oczy. Nie uśmiechała się już uroczo, ani nie udawała niewinnej, bo Kim widocznie wiedział więcej niż chciał powiedzieć, co oznacza że przejrzał ją na wylot. Jedyne czym teraz się przejmowała to Gain i to że najwidoczniej ją straciła.
               - Wezwałeś mnie, żeby prawić komplementy? - Mówiła dalej, ciągle patrząc na niego z kpiną. - Dziękuje, to miłe. - Kim zmierzył ją lodowatym spojrzeniem, przy czym złożył ręce na piersi.
               - Wiem, że to ty. Chcę tylko znać motywy. - Patrzył na nią wyczekująco. Miał już dawno podejrzenia związane z Seungyeon, ale nie była osobą, którą interesowali ludzie. Dla niej byli jak robaki, małe i nic nie znaczące, więc nie powinna widzieć zagrożenia w Byunie. Tylko przez jej zachowanie wyrzucał ją z listy podejrzanych.
               - Jakie motywy? - zapytała zaskoczona. - Przecież to ty go zabiłeś, to twoja moc go zaatakowała. Nie szukaj winnego.
               - Nie szukam - wyrzucił z uśmiechem. - Już go znalazłem. - Dziewczyna zaśmiała się cicho, a im bardziej starała się stłumić ten chichot, tym był głośniejszy. Jae tylko patrzył na nią niewzruszony tą reakcją.
               - Nawet jeśli, to co? Jesteś żałosny! Sama mogłabym cię zabić, poza tym jakbyś podniósł na mnie rękę, to byłbyś skończony. - Czerwonowłosa nie przestawała kpiąco się uśmiechać. - Moja śmierć oznaczałaby też twoją. - Kim spojrzał na Gain, jakby dając jej tym samym sygnał. Kobieta ruszyła w ich stronę. Seungyeon słyszała tylko za sobą jej kroki. Nie chciała się odwracać, tym samym spuszczając Jaejoonga z oczu. Nie ufała mu, więc wolała go obserwować. Dopiero gdy Gain podeszła do niego, ceremonialnie podając mu miecz, który przebił Baekhyuna cofnęła się nieco w tył, ale poczuła za sobą przeszkodę. Czyjeś palce zacisnęły się na jej ramionach, to był znajomy dotyk. Trzymała ją Gain. Jej długie paznokcie wbijały się w jej skórę. Przerażona stała nieruchomo patrząc na Jaejoonga. Brunet trzymając w dłoni miecz, uśmiechał się do niej.
                   - A ty jesteś naiwna - wyrzucił cicho. - Wszystko może nagle zmienić się i obrócić przeciwko tobie. Zawsze możesz mieć takiego pecha, że nagle pojawi się na twojej drodze szaleniec, którego ruchów, ani decyzji nie przewidzisz. - Seungyeon próbowała się wyrwać, ale doskonale wiedziała, że nawet jeśli to zrobi, to jej była służąca i tak ją zatrzyma. Praktycznie to w niej kryła się fizyczna siła i obrona Seungyeon. Bez niej była praktycznie bezbronna. - Widzisz... dziś masz widać pecha - dodał ze złośliwym uśmieszkiem Kim. Zaciskając obie dłonie na rękojeści pchnął broń tak, że przebiła ona ciało ciało demona. Czerwonowłosa krzyknęła głośno, wyginając się w łuk, chociaż Gain ciągle ją trzymała. To uczucie którego właśnie doświadczyła było dla niej całkiem obce, niemal nierealne. Wszystkie jej myśli zniknęły, rozpłynęły się gdy zalała je fala cierpienia. Ten wstrząs i ból rozrywający ciało, sprawił że odchodziła od zmysłów, niczego nie czuła, nic nie słyszała. Jaejoong szarpnął mocno mieczem, wyrywając z jej ciała ostry kawałek metalu. Krew dopiero teraz trysnęła na posadzkę, a do tego ból przekroczył wszelki próg. Bezwładne ciało Seungyeon opadło na podłogę, gdy Gain poluzowała uścisk. Jej czerwone włosy rozsypały się, upadając na podłogę, a ona patrzyła na swoją zakrwawioną dłoń. Kochała ten kolor. Jej blade palce były całkiem nim splamione, bo próbując obronić się przed atakiem zasłoniła się rękami a później i nimi próbował powstrzymać krwawienie. Zapomniała już że i ona również jest przepełniona tą samą krwią, co napędzała jej serce za życia. Gdy powoli odchodziła od zmysłów była pewna, że czuła pod nosem ten sam zapach. Intensywny zapach kawy. Uśmiechnęła się jeszcze po raz ostatni, umierając ze świadomością, że ostatek człowieczeństwa którego tak szukała był w niej.
               - Naiwna gówniara - warknęła Gain, spoglądając na swoją byłą Panią z obrzydzeniem. Jej martwe, zakrwawione ciało sprawiało, że czuła do niej jeszcze większą nienawiść. Przykucnęła obok. - Czerwień ci nie pasuje - wyrzuciła z uśmiechem, ścierając plamę krwi z jej policzka. Gdy tylko to zrobiła zlizała jej pozostałość z kciuka, po czym spojrzała na stojącego nad nią Jae.
               - Jesteś samobójcą? Wiesz, że teraz będą cię ścigać - zapytała, wybudzając z transu zamyślonego Jaejoonga.
               - Wiem. Do tego jak mnie dopadną, to mnie zabiją - wyrzucił obojętnie. Uśmiechnął się sztucznie. - Ważne, że ten miecz nie będzie mi już przypominał, że mam kogoś pomścić. - Spojrzał na brunetkę. - Nigdy nie rzucam słów na wiatr. O twojej zapłacie również pamiętam - wyszeptał brunet. Gain od razu uśmiechnęła się po raz pierwszy od dawna. Nareszcie była bliska swojego celu i do tego wolna.

               Wyjątkowo cicho. Cała sala wydawała się wyjątkowo opustoszała, jakby nigdy nikt w niej nie był. Już dwie osoby, które niegdyś przesiadywały w niej często, miały nigdy nie nawiedzić jej murów. Suho westchnął głęboko, wsłuchując się w swoje własne, samotne kroki. Nie mógł spać przez tą ogarniającą go beznadzieję, bo w takiej sytuacji jak ta nie było już żadnej drogi ucieczki, czy nawet okazji do odwetu. Sojusz który dał mu tak wiele nadziei nagle stał się niczym, a obietnica którą sobie złożyli była pusta jak ta sala, gdzie do niedawna jeszcze wszyscy ćwiczyli. To był jedyny moment gdy skupili się na wspólnym celu i on nie wydawał się taki nieosiągalny. Zostały tylko te nadzieje, że coś może się stać i nagle znowu będą wolni, bez tego widma śmierci czyhającego na każdym kroku, albo że obudzą się i to wszystko okaże się snem.
               Podszedł do okna, żeby chociaż przez chwilę stanąć w jakimś świetle. O tej porze w sali było wyjątkowo ciemno, a przygaszone światło zza widnokręgu przypominające słońce, które nigdy nie wschodziło, nie dawało wystarczającego blasku. Na zewnątrz zawsze panował taki niepokojący półmrok, ale i tak wydawał się mniej przerażający od tej ciemności wewnątrz budynku. Nigdzie nie było tak strasznie jak w tej "paszczy potwora", w centrum projektu Casso.
              Szatyn usiadł na parapecie, skupiając się na chaosie w jego głowie. Najwidoczniej przez to nie potrafił zasnąć. Nie widział już dla siebie wyjścia. Po prostu nie znajdował żadnego sposobu, aby nie skończyć tu jako morderca lub ofiara. Oparł dłonie na parapecie i opuścił głowę, spoglądając smutno w podłogę, chociaż w tamtym momencie równie dobrze mógłby mieć zamknięte oczy, bo wyobrażał sobie tylko obrazy jakie miał w pamięci ze swojego spokojnego życia na ziemi.
                Jego rodzina nie była jedną z najbogatszych, ale też jakoś potrafili wiązać koniec z końcem. Suho był jedną z niewielu osób w projekcie która naprawdę była zadowolona ze swojego życia. Miał kochającą rodzinę, śliczną dziewczynę, nawet doskonale radził sobie na studiach na które tak trudno było się dostać. Oczywiście wszystko co miał wymagało od niego wielu poświęceń. Aby pomóc swojemu choremu ojcu pracował dorywczo. Chciał mu pomagać ale i również swojej matce, ponieważ jak nic liczyło się dla niego to, żeby była szczęśliwa. Nie chciał aby miała się czym martwić, bo gdy tylko ona była radosna on sam automatycznie się uśmiechał, czując to bijące od niej ciepło. Podobną osobą, z charakteru bardzo przypominającą jego matkę była Sora. Urocza dziewczyna z sąsiedztwa, która patrzyła na niego tymi niewinnymi, dużymi oczami. Chciałby jeszcze raz usłyszeć jej głos i poczuć jak te niewielkie, zawsze chłodne ręce znowu dotykają jego szyi. Robiła to tylko po to, żeby trochę się z nim podroczyć. Tęsknił nawet za drobnymi rzeczami, głupotami takimi jak migające światełka, wieczorne powroty metrem, hałaśliwe reklamy, czy hasła niemal wylewające się z ogromnych bilbordów. Nie słyszał już takiego śmiechu jak dawniej, do jego uszu nie dobiegał żywy natłok rozmów - wszystko zastąpiła niepokojąca cisza, złośliwe szepty, ciągła niepewność i ciemność, nawet gdy wokół jest jasno.
               Szatyn usłyszał charakterystyczny szczęk zamka, zwiastujący że drzwi właśnie się otwierają. Stojąc po drugiej stronie sali ciężko było mu nawet zauważyć ten ruch ich skrzydeł, gdy otwierały się na oścież. W sumie nie domyślał się nawet kto może tu przyjść o tej porze, ale jedyna osobą jaka przychodziła mu do głowy był Sehun. Oh jako jedyny jeszcze odwiedzał salkę, szczególnie po kłótni z Lu.
              Suho wsłuchiwał się w kroki osoby wchodzącej do pomieszczenia. Gość, którego zarys sylwetki chłopak dopiero dostrzegł, stał bokiem, zamykając powoli drzwi. Suho uważniej mu się przyglądał, rozpoznając w końcu twarz chłopaka naprzeciw. Uśmiechnął się automatycznie i wyprostował się jak go zobaczył.
               - A! To ty - burknął dość obojętnie, ale mimo wszystko z ulgą. Zaczął nawet myśleć, że to może być jeden z demonów. - O tej porze...tutaj? - zapytał jeszcze naprawdę zainteresowany tym co chłopak tu robi. Tamten stał jednak w miejscu, nie odpowiadając na ani jedno pytanie. Jego głowa była lekko opuszczona, a ręce luźno trzymał wzdłuż ciała, zaciskając dłonie w pięści. Końcówki włosów zasłaniały oczy, a miejsce w którym stał było tak zaciemnione, że Suho nie potrafił rozpoznać wyrazu jego twarzy. - Ej! Język ci odebrało? - zapytał jeszcze po chwili, po czym ruszył w jego kierunku. Chociaż był trochę zaskoczony jego obecnością, nie widział nic podejrzanego w jego zachowaniu. Gdy dzieliło ich kilka kroków w tej ciemności pojawił się błysk noża, który Suho natychmiast rozpoznał. Najpierw odsunął się przerażony, gdy chłopak oddzielił ich tym przedmiotem, ale po tym gdy zobaczył jego niepewny wyraz twarzy zaśmiał się tylko.
               - Żałosny jesteś - wyrzucił z odrazą odsuwając się od niego całkiem. Widział, że jego podejrzenia co do motywów chłopaka są jasne.  On chciał go zabić. Było to widać głównie w jego mimice twarzy, szczególnie gdy zaciskał mocno zęby i patrzył na niego w ten dziwny sposób, przygotowany na wszystko. Można było to zobaczyć też przez to jak bardzo był zdenerwowany, oddychał głęboko, nawet zauważalnie gdy przy każdym wdechu i wydechu rozsuwał lekko drżące wargi. Do tego jeszcze dochodziły jego nerwowe, pozbawione płynności ruchy. Nie potrafił stać w miejscu, robiąc niewielkie kroczki, albo przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę. Musiał być zdenerwowany, ale skoro tak było to musiał mieć jakieś poważne zamiary. - Jak masz jakiś głupi pomysł to lepiej stąd wyjdź, a zapomnę o tym głupim żarcie - warknął chłopak, odwracając się. Szatyn nawet już nie patrzył w jego stronę, bo przez ten widok tylko bardziej się denerwował, jakby jego lęki ożywały mu przed oczami. Tylko Casso mogło doprowadzić do tego że niewinny niczemu chłopak stał przed nim z nożem w dłoni, ściskając drżącą ręką trzonek. Dalej był niepewny, wydawał się naprawdę wewnętrznie przeżywać swoją decyzję.
               - Nie rozumiesz - powiedział półszeptem, wyciągając broń bardziej w jego stronę. - Chcę stąd wyjść! Teraz... - dokończył łzawo. Oczy chłopaka zaszły łzami, a usta były lekko rozchylone, ukazując zaciśnięte zęby. Suho nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek widział go w takim stanie. Wyglądał jak wrak człowieka, a on przegapił ten moment w którym chłopak tak się zmienił. Był całkowicie inny, nie przypominał tego pewnego siebie faceta, którym był jeszcze przed tymi ostatnimi tragediami, ciągnącymi się jak klątwa od przegranego pojedynku. Suho podejrzewał, a nawet był pewny, że po prostu chłopak przed nim się "wykruszył". Wyglądał tak żałośnie obejmując Suho tym wzrokiem szaleńca. Każdy zaczynał w końcu myśleć o swoim dalszym losie, ale gdy nie ma nadziei, walka z tym światem to chyba to szaleństwo, które biło z jego oczu.
               - Nie mów głupot - warknął szaty, wyciągając przed siebie dłonie jakby to miało go ochronić. Odsunął się do tyłu, wykonując kilka niewielkich kroków, lecz obawiał się, że każdy z tych ruchów może sprowokować potencjalnego napastnika. - Nie uda ci się mnie zabić teraz bez podejrzeń. Jest nas za mało - nakłaniał go szukając w głowie jak najwięcej argumentów. Chłopak pomimo jego słów podchodził tylko bliżej, zaciskając i na zmianę luzując palce na rękojeści sztyletu. - Masz możliwość, żeby wydostać się inaczej. Wyzwij demona, twoja moc...
              - Nie robię tego tobie tylko, żeby uciec - burknął niepokojąco. Zrobił jeden, konkretny zamach, metal rozciął powietrze nawet nie zahaczając o szatyna, który przewidując po jego cios wycofał się. Zdenerwowany chłopak, burknął coś pod nosem niezadowolony, po czym pchnął go na ścianę. Gdy Suho próbował się oddalić poczuł, że jakaś niewidzialna siła trzymała go w takim bezruchu, jakby doświadczył paraliżu. Mięśnie napinały się i wykonywały tylko zbędny wysiłek, bo Suho nie potrafił się uwolnić. Napastnik stał przy nim uśmiechając się złośliwie. Jego błyszczące oczy teraz wydawały się posiadać jeszcze bardziej przerażający wyraz, gdy z taką niepokojącą satysfakcją wpatrywały się w Suho.
               - Co? - Uśmiechnął się, co z jego wściekłym spojrzeniem było piorunującą mieszanką. - Myślałeś, że jestem taki bezbronny? - warknął wpatrując się w oczy szatyna. - Wiesz... wybrałem ciebie, bo mnie denerwujesz, Suho - dodał dość łagodnym tonem głosu. - Musisz uważać co mówisz i robisz. - Stanął bliżej niego. Przerażony chłopak tylko go obserwował, bojąc się każdego ruchu. Nic nie mówił, nawet gdyby się na to zdecydował, to nie mógł uciec. Jakaś nieznana siła trzymała go w bezruchu, a on nawet już nie próbował się poruszyć. Nie miał pojęcia, że chłopak tak potrafi, widać tą moc zamierzał ukryć dla siebie. Właśnie to, że z jej pomocą unieruchomił Suho, ten nie mógł zastosować żadnej defensywy. - Wiesz co? - zapytał napastnik pochylając się nad nim. - Po twojej przebiegłej rozmowie z Chanyeolem coś zauważyłem - wyrzucił spokojnie, po czym stanął tuż przed nim. - Jesteś winny każdej z tych śmierci - dodał po czym uniósł dłoń w której trzymał nóż. Zawiesistym ruchem, z dużą współpracą nadgarstka wbił sztylet w jego ciało. To było dziwne uczucie dla kogoś, kto nigdy tego nie robił. Sztylet stał się przedłużeniem jego ręki. Cały się trząsł, czując na rękojeści każde otarcie o kość, czy opór na jaki natrafiło ostrze. Z trudem i większym pokładem siły niż wcześniej wyciągnął nóż z jego ciała. Spojrzał z chorym uśmieszkiem na Suho który opuścił głowę. Z rany na klatce piersiowej zaczęła sączyć się krew. Rozchodziła się po materiale jego koszuli, a przy dużym jej natężeniu, gdy materiał był miejscami zbyt nią nasycony, tkanina upuszczała w dół kilka kropel. W pomieszczeniu wydawał się odbijać echem ten żałosny krzyk pełen bólu, który napastnik usłyszał w swojej głowie jakby po chwili. Rozpływał się w takiej fascynacji, że dźwięki i reakcja otoczenia docierały do niego z opóźnieniem.
               Chłopak przyłożył sztylet do jego podbródka i ostrym końcem podniósł jego głowę do góry. Z obrzydzeniem spojrzał w jego ogłuszone z bólu, puste oczy.
               - Zasłużyłeś - wyszeptał napastnik, jakby tłumacząc sobie samemu, że to co robi ma głębszy sens. Przez swoje usprawiedliwienia i wymyślone motywy czuł się jak upoważniony do wyroku demon. Po raz kolejny podniósł dłoń i wymierzył kolejny cios, tym razem w ramie. Ostra końcówka sztyletu utkwiła w czymś twardym, nie chcąc drgnąć dalej. Suho zacisnął usta wydając z siebie kolejny stłumiony jęk, jednak bardziej z braku powietrza. Nie mógł wołać o pomoc, w tej sali akurat to byłoby bezcelowe. Zaciskał zęby, przygryzał wargi, aż do skutku, czyli do momentu w którym poczuł na języku metaliczny posmak krwi. - Jesteś odpowiedzialny za nasz upadek! - krzyknął jeszcze, przy czym gwałtownie i brutalnie wymierzył kolejny cios w środek klatki piersiowej. Tym razem zacisnął obie dłonie na rękojeści noża, który zatopił się w ciele ofiary po sam koniec. Chłopak trzymał go tak chwilę, aż poczuł ciepłą maź na swoich dłoniach. Zszokowany odsunął ręce po czym z trudem próbował wydostać narzędzie z ciała chłopaka. Suho już nie jęczał i nie krzyczał z bólu. Jego ciało niby automatycznie wyginało się przy każdym ciosie, ale nie dużo bo nie pozwalał mu na to fakt, że zdawał się być przytrzymywany w powietrzu. Napastnik po raz kolejny rozciął jego skórę, zagłębiając w niej ostrze. Krew trysnęła niemal kaskadą gdy wymierzył jeden z ciosów pod obojczykiem, między żebra. Cały drżał, im więcej widział krwi. Zaczynało do niego docierać, że właśnie zabił jednego z nich, niewinnego człowieka. Tylko, że po tym ataku nie miał już wyjścia, musiał to zakończyć. Na ślepo zadawał kolejny cios za ciosem, już z paniki, że ani jeden z tych ataków nie zakończy życia. Dłoń z rozpędu sprawiała, że narzędzie wbijało się brutalnie w ciało, pozostawiając głębokie rany, a metal z niego za każdym razem pociągając za sobą nitkę krwi. Z gładkiego ostrza zjeżdżała ona w dół upadając na podłogę pod postacią kropli. Ofiara od dawna nic nie mówiła, Suho nawet nie drgnął. Po prostu z opuszczoną głową stał przy ścianie, całkowicie do niej przysunięty.
                Napastnik odsunął drżącą dłoń oddychając ciężko. Spojrzał szeroko otwartymi oczami na to, czego dokonał. Broń upadła na podłogę, gdy palce nie były w stanie jej utrzymać, a zakrwawione dłonie wsunął między swoje włosy. Czuł się tak jakby obudził się ze snu, którego nie mógł kontrolować, albo jakby zrobił to ktoś inny i po prostu tamten morderca wcisnął mu sztylet w dłoń i postawił go przed ciałem. Tyle, że to nie było prawdą. Odsunął się bardziej w tył, czując że jego oczy zaszły łzami. Jego premedytacja nagle zniknęła i zastąpił ją strach, że nie tylko może zostać za to ukarany, ale też że był do tego zdolny. Spanikowany zaczął łapczywie oddychać. Zakrwawiony Suho nie podnosił już głowy, a wokół niego roztaczały się przeróżne plamy krwi. Na jasnej posadzce ułożył się wyraźny barwny wzorek, wymieszanych różnej wielkości i kształtu kropek. Morderca patrzył na swoją ofiarę, której twarzy nawet nie potrafił zobaczyć. Odsunął się jeszcze bardziej w tył prawie potykając się o własne nogi i wtedy właśnie nie podtrzymywane już przez moc ciało upadło z hukiem na podłogę. Głośny dźwięk rozbrzmiał w pomieszczeniu. Chłopak zaczął przez to cicho łkać, zasłaniając usta rękami. Nikt nie miał prawa go przyłapać, każdy większy dźwięk przyprawiał go o zawał serca.
               - I co? - Odskoczył, gdy usłyszał czyjś głos za sobą. Gdy się odwrócił zobaczył znajomą twarz demona. Brunetka podeszła do niego powoli, nieznacznie kręcąc przy tym biodrami. Patrzyła z uśmiechem na jego zapłakaną twarz, jakby upajała się tym widokiem. - Podobało ci się? To był twój pomysł, żeby ode mnie uciec? - burknęła oburzona. - Wiem, że pamiętasz, że twoja dusza należy do mnie.

14 komentarzy:

  1. Robi się bardzo, bardzo ciekawie. A myślałam, ze to już nie moze być bardziej ciekawe, a jednak to możliwe! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah~! Człowiek wejdzie żeby sprawdzić, czy jest coś nowego a tu taka niespodzianka!
    Cudownie, cudownie~ *mruczy jak szalony naukowiec*
    Rany, od czego zacząć? Jest tyle spraw do omówienia~
    Hm.. okay.
    Może najpierw trza zacząć od złożenia życzeń Casso XD A więc: żeby szybko Ci się pisało, żeby wszystko poszło po Twojej myśli i, żeby w ogóle wszystko było cacy ;^
    Muszę przyznać, że byłam mega podjarana kiedy zobaczyłam, że pojawił się nowy rozdział. Mogę Ci w każdym komentarzu powtarzać, że jestem nim tak cholernie zauroczona, że powoli brakuje mi synonimów, żeby określić moją fascynację.
    No wszystko: klimat, fabuła, postacie, fabuła, RaBin, fabuła, Sehun, fabuła... omo, tyle dobrego *-*
    Muszę Ci powiedzieć, że Taoris w Twoim wykonaniu mnie kupuje całkowicie. Nosz cholera~ oni są tacy słooooodcy <3 Zwłaszcza teksty Krisa i emocje Tało. No bomba~
    Moim słabym punktem jest RaBin... Jezus, Maria i wszyscy święci... OMO *-*
    No to jest takie cudowne, przeurocze, kochane, smutne, puchate, milutkie i jeszcze raz smutne, że ja nie wiem co powiedzieć! Mogłabym kląć i krzyczeć all day all night. Kiedy sobie wyobrażę Hongbina i jego uroczy dołeczek, i te iskrzące się oczy przy rozmowach z Ravim, to ja robię się chodzącą kupką. Kyaa ;_;
    Błagam, zrób coś, żebym mogła jeszcze ich kiedyś zobaczyć... proszę.
    Cieszę się, że pozbyłaś się tej wredoty, bo paniusia mnie zaczynała wnerwiać, ale jej służąca robi się nie lepsza ;/ a szkoda.
    Jaejoong też wydaje mi się już miętki, ale co tam. Niech trochę pocierpi i będzie dobrze ^-^
    Super, dziadek Suho przechodzi do historii. Dobrze mu tak, zwłaszcza, że jest hetero. A idź w pierony!
    Żal mi się robi mojego małego Sehuna, któremu coś na psychikę pierdzieli. Eh... A szkoda, bo zostanie Kai... ;/// Eh.. No, ale cóż zrobić, nie?
    Btw. dziękuję za świetną muzykę! Zakochałam się w Special Death - 'Mirah' + zauważyłam, że nie tylko ja jestem amatorką Audiomachine, cudownie ♥
    Ok, a więc reasumując:
    Cieszę się, że wróciłaś i mam nadzieję, że nie będziesz już potrzebowała takich dużych przerw i z tego względu:
    Gorące pozdrowienia, dużo weny, czasu i chęci, hwaiting i virtual hug~ ! ♥/ Kummie

    OdpowiedzUsuń
  3. http://rainydarknesswiththebookodshadow.blogspot.com/
    Zapraszam . :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko! O co chodzi?! Pls pisz dalej!! <3 nie moge sie doczekać ^-^ weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest moje ulubione opowiadanie o EXO. Masz tak cudowny styl pisania, że mogłabym cię czytać godzinami. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, wręcz nie mogę się doczekać hahaha.
    Kocham Cię i tego bloga.
    Weny! :)

    http://kpopoweficzki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na więcej i się doczekać nie mogę :C ale będę wytrwała, bo warto ! <3 piszesz cudownie, zakochałam się w tym opowiadaniu, mimo że wycisnęło mi nie jedną łzę, życzę weny i KOCHAM TEGO BLOGA *.* :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Łapaj ode mnie nominację do Liebster Award! ♥
    Wszystkie informacje możesz zobaczyć na moim blogu: http://zawszetydrarry.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html
    Miłej zabawy~! ♥ / Kummie
    Ps. Rany boskie, moje feelsy umierają od czekania, wiesz? ._.

    OdpowiedzUsuń
  8. Halooo autorka?? Nie mó tylk oxr przerwałas plissss

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 16 już dodany ^^ teraz już mam zakonczone opowiadanie więc będę dodawać regularnie

      Usuń
  9. Po przeczytaniu tego rozdziału poczułam w końcu, że nie pomyliłam się w ogóle zaczynając czytać Twoje "Casso". Podoba mi się to jak dzięki współpracy z drugą osobą Twoja zdolność pisania poprawiła się w ciągu roku, odkąd zaczęłaś pisać Casso. Myślę, że właśnie dzięki temu, że czytam wszystko za jednym razem mam najlepszy wgląd na Twój postęp.
    Miałam kilka dni przerwy od czytania, więc ten rozdział przynoszący tyle niespodzianek był dla mnie ponownym wprowadzeniem po tych dniach, bo wcale już nie czułam klimatu. Były momenty, kiedy to wydawał się nieco chaotyczny, jednak to szybko znikało.
    Nie będę pisać żadnych moich podejrzeć, po prostu pozwolę sobie przejść od razu do kolejnego rozdziału i poznać historię wedle jej właściwego toku, a nie wymyślonego przeze mnie.

    OdpowiedzUsuń