piątek, 20 lutego 2015

SZESNAŚCIE tygodni śmiertelnych żniw


          - Idiota... - szepnął blondyn, patrząc się na chłopaka z bladym uśmiechem. Brunet niemal tarzał się po podłodze ze śmiechu, gdy tylko usłyszał odpowiedź na swoje pytanie. Nie spodziewał się, że to zdanie wyjdzie z ust kogoś takiego jak Luhan. Gdy tylko znaczenie tych słów do niego dotarło, nie potrafił powstrzymać tego śmiechu.
          Blondyn spojrzał na niego chłodno, czując że jego policzki zaczynają się czerwienić. Wcale nie żartował, a reakcja Kaia sprawiła, że poczuł się głupio. Wyprostował się, po czym odchrząknął, jakby dając mu sygnał, żeby się uspokoił. Jongin przykucnął obok, ścierając łzy z kącika oka. Oddychał głębiej, chcąc uspokoić swój głos, ciągle drżący od długiego śmiechu.
          - W takim razie teraz ja zadaje pytanie - odpowiedział władczo blondyn, siadając wygodniej na łóżku. Owinął się kołdrą, podnosząc wzrok gdy poczuł na sobie wyczekujące spojrzenie Kaia. - Więc czego ty się boisz? - zapytał cicho, chociaż o tej porze w najbliższym otoczeniu i tak raczej nie było nikogo, więc każdy dźwięk wydawał się głośny. Sanktuarium od odejścia trójki demonów i dwójki ostatnich graczy naprawdę zaczynało przypominać tym "bez dźwiękiem" kaplice.
          Jongin zamyślił się, ciągle patrząc na splecione dłonie blondyna, które ten trzymał na swoich kolanach.
         - W sumie nie wiem - wyrzucił w końcu, przerywając ciszę. - Czegoś się boje, ale tego nie pamiętam - dodał po sekundzie, chcąc przez to pokazać, że przecież nie jest człowiekiem nieustraszonym. Westchnął ciężko, co automatycznie dawało sygnał, że chciał powiedzieć coś, co od dawna tkwiło w jego głowie. - Chyba boję się tego, że stracę to o czym nie pamiętam i nawet nie będę o tym wiedzieć. - Spokojnie przymknął powieki, starając się skupić myśli. - Gdy czegoś nie pamiętasz, tracisz to sprzed oczu. - Lu też nagle spoważniał, patrząc na niego z lekko rozchylonymi ustami. Kai tak szybko zmienił swój nastrój przez to pytanie, że zaczynał sądzić, iż powiedział coś źle. Przysunął się do niego na tyle, żeby złapać jego dłoń i otulić ją swoimi, patrząc w jego stronę z troską.
          - Kiedyś wszystko sobie przypomnisz - odpowiedział z pełnym przekonaniem. Kai automatycznie się uśmiechnął, bo właściwie już pamiętał, problem był tylko w tym, że Lu nie pamiętał go i nawet nie próbował sobie przypomnieć. Tą osobą, o której mówił, był właśnie blondyn i to jego bałby się stracić, ale powiedzenie mu prawdy, gdy on już jedną miał, nie miało sensu. Nie zamierzał mówić mu tak jak Sehun o tym, co się między nimi stało. Nawet zaczął sądzić, że jego niepamięć, to jego kolejna szansa, aby spróbować zdobyć go jeszcze raz. Musiał mu tylko przypomnieć.
          - A ty nie chciałbyś swoich wspomnień? - zapytał odruchowo, przez chwilę nie patrząc na jego twarz.
          - Nie chcę - Usłyszał szybciej niż sądził. Spojrzał na Luhana, otwierając już usta, aby zapytać o powód. - Chętnie pozbyłbym się tych które już teraz mam. Szkoda, że nie mogę ich tak całkiem, całkiem wymazać, albo... całkiem wymazać Sehuna. Byłoby mi łatwiej - wyrzucił cicho. Nawet jeśli te słowa były dość brutalne, to Lu wypowiedział je takim głosem, że nie można było mu zarzucić, że powiedział coś złego. Budził wiele empatii i to od bardzo dawna. Wystarczyło spojrzeć w te niewinne oczy, a Luhan już zdobywał jakąś przewagę. Kai nieraz zastanawiał się, czy naprawdę można być aż tak niewinnym i naiwnym jak Lu. Przypominał mu dziecko, które naprawdę wymagało czyjeś opieki, ta cecha nie była niczym dobrym, szczególnie ta nieporadność, ale w Luhanie było jeszcze coś, czego nikt nigdy nie potrafił zrozumieć - ta druga osobowość. Wydawała się być na tyle przekonująca, że mógłby stanąć na czele tłumu i właśnie ona czasem sprawiała, że Lu wydawał się przerażający. Miał taką potężną moc manipulacji i możliwe, że gdyby tylko chciał, przekonałby nawet demona do swoich racji.
          - Nie byłoby ci lepiej, gdybyś wszystko sobie przypomniał? Nie wydaje ci się, że jest coś...
          - Nawet jeśli jest coś, to zostało na Ziemi - przerwał mu Luhan trochę szorstkim tonem. - Mam już dość powodów tutaj, by chcieć się za wszelką cenę stąd wydostać. Nie potrzebuję jeszcze nikogo i niczego na ziemi, aby też z tęsknoty za tym chcieć wracać. Zwykle właśnie przez wspomnienia pojawiały się tu morderstwa. - Jongin nie przerywał mu, uważnie słuchając każdego słowa. Lu miał rację. W jego głowie natychmiast pojawiły się twarze osób, które odebrały życie innym. Każda z nich pamiętała, co czeka ich na Ziemi. Nie było wyjątku od tej reguły. Chen nie mógł się powstrzymać od zbrodni tylko dlatego, że nie umiał się pogodzić z tym, co już się skończyło. Xiumin również przypomniał sobie dla kogo żył i ta rozłąka sprawiła, że szukał jakiegokolwiek wyjścia z sytuacji. Jedyne jakie udało mu się znaleźć to niestety to najprostsze.
           - Może i masz rację - wyrzucił obojętnie Kai, wpatrując się w jego oczy uważnie. - Ale gdybyś poznał przez to prawdę o Sehunie?
          - Na pewno nie chciałbym się dowiedzieć, że dwa razy dałem się nabrać temu idiocie. - Luhan przysunął się do niego bliżej, po czym ułożył się na brzuchu, odwrócony twarzą w jego stronę. - A ty czemu tak pytasz? Myślisz, że byłoby ci lepiej, gdybyś pamiętał twarz osoby, która na Ziemi za tobą płacze?
          - Nie sądzę, żeby ktoś taki był. Wszystko co tam miałem, mam tu ze sobą - odpowiedział natychmiast, po prostu wyrzucając wcześniej przygotowaną odpowiedź, którą miał w głowie tylko przez to, że nie raz pytał samego siebie, czy ma po co tam wrócić. Zastanawiał się też nad tym jak zareagowali jego rodzice, dla których był tylko przedmiotem, którego imię czasem wypowiadali podczas kłótni.
          - Ktoś na pewno jest - wyrzucił Lu, po czym na jego twarzy pojawił się charakterystyczny grymas.
         - A ty czemu jesteś taki pewny? - Jongin poprawił włosy, zaczesując je do tyłu. Luhan nagle przybliżył się do niego jeszcze, tak że niemal stykali się ze sobą głowami.
         - Przecież jesteś dobrą osobą, Jongin - szepnął łagodnym głosem. Kai poczuł jak to ciepłe, niemal piekące uczucie wypełnia go całkiem. Nagle oddychało mu się dużo ciężej, ale pierwszy raz to było przyjemne. Odwrócił głowę w jego stronę patrząc na niego nie wyrażającym niczego wzrokiem. Podniósł się na tyle, żeby stanąć na kolanach i oparł dłonie o łóżko. Gdy podparł się o nie, miękki materac lekko się ugiął. Brunet delikatnie pocałował Luhana w czubek głowy, składając ten całus na jego jasnych włosach, przy czym pogłaskał jego policzek.
         - Dziękuję, Lu - wyrzucił cicho, uśmiechając się pod nosem. Blondyn z zaskoczeniem podniósł wzrok, wpatrując się w przyjaciela. Nie sądził, że powiedział coś na tyle miłego, aby Kai tak zareagował. Rozchylił lekko usta chcąc coś powiedzieć, ale gdy Jongin tak na niego patrzył nie przychodziło mu nic do głowy, więc tylko zacisnął wargi, czekając aż ten się odsunie na bezpieczną odległość. Liczył, że jego serce przestanie wtedy tak niekontrolowanie bić.
          Tą niepokojącą dla Lu atmosferę przerwało gwałtowne trzaśnięcie drzwi, nawet niezapowiedziane wcześniejszym pukaniem. Oboje odwrócili się w stronę drzwi, odsuwając się od siebie gwałtownie. Zobaczyli w progu Krisa, który raczej nie przypominał tej spokojnej wersji siebie. Ostatnio miał dużo zmartwień, ale nawet tego nie pokazywał po sobie tak wyraźnie jak wtedy.
          - Chodźcie szybko. Zaraz skończy nam się czas - rzucił przez zęby, od razu po tym odwracając się na pięcie i nerwowym krokiem ponownie ruszył w stronę korytarza. Kai podniósł się gwałtownie, jakby nerwowy nastrój Yifana natychmiast mu się udzielił.
          - Co się stało? - zapytał się zmartwiony na głos, bo przez to chwilowe zamyślenie w ogóle nie zrozumiał Krisa. - Kai! - zawołał zmartwionym głosem, idąc za brunetem. - Coś nie tak? - zapytał ponownie, chociaż już dawno wyciągnął wnioski, to wolał się upewnić, mając gdzieś w głowie nadzieję, że jego podejrzenia się nie sprawdzą.
          - Kolejne morderstwo - powiedział spokojnie Kai. Gdy tylko wypowiedział te słowa, Lu miał to dziwne uczucie, że jego obawy zaczęły materializować się w czyimś głosie. Jednak nie czuł już tego żalu i strachu co kiedyś, mózg był na tyle znieczulony, że przyswajał tą informacje dość płynnie, a nawet z każdą kolejną Lu zaczynał zazdrościć tym, którym nawet tak, ale udało się wyrwać.
           Kai szybko pędził za Yifanem, zastanawiając się w międzyczasie gdzie on może zmierzać, czyli gdzie może być kolejne miejsce zbrodni. Gdy minęli już pokoje uczestników Casso i skręcili w główny korytarz, nie musiał się już zastanawiać, widząc z daleka otwarte na oścież drzwi do sali treningowej. Chociaż mógł to być każdy oprócz Luhana i Krisa, to Kai jakoś natychmiast uświadomił sobie, że kolejną ofiarą może być Sehun. Wizja jego martwego ciała jakoś go uszczęśliwiła, chociaż nie miał zielonego pojęcia dlaczego, po prostu to poczuł. Taką ulgę i chorą radość, że ktoś kto tak bardzo zawinił i tyle namieszał w jego planach po prostu zniknął. Cieszyłby się z czyjeś śmierci. To chore uczucie i ta przerażająca myśl jakoś zniszczyły mu swój własny obraz siebie, a teraz ktoś jest dla niego na tyle niewygodny, że miałby ochotę go zabić, albo chociaż sprawić by zniknął, ale i tak na to samo wychodzi. Gdy tylko idąc za Yifanem przekroczył próg sali pierwszą twarzą którą zobaczył była właśnie ta, którą wyobrażał sobie martwą. Sehun nawet przez sekundę na niego nie patrzył, natychmiast wyszukując za plecami Kaia Luhana. Brunet widząc to spojrzenie, złapał blondyna za dłoń, prowadząc go za sobą i to w takim oddaleniu, na ile pozwalał wąski próg, a następnie ściany. Lu natomiast ledwie włóczył nogami, wbijając wzrok w posadzkę.
          - Spóźniliście się - mruknął jeden z tam obecnych. Kai nie spodziewał się usłyszeć tego przerażającego głosu tak blisko. Przy miejscu wokół którego zebrała się pozostała trójka, klęczał Jaejoong, trzymając w dłoni jakiś złoty zegarek na łańcuszku. Brunet podniósł głowę ze swoim złośliwym uśmieszkiem. Wstał na równe nogi, spoglądając na zebraną przed nim garstkę ludzi tym pewnym siebie uśmiechem. - Trochę po czasie, ale ogłaszam sędziego - wyrzucił szorstko. - Tym razem kolejne obrady rozpocznie i zakończy Oh Sehun - dodał po chwili, dokładnie akcentując jego imię i nazwisko, uśmiechając się złośliwie w jego kierunku. Szatyn spojrzał na niego nieco oszołomiony, po czym zasłonił usta dłonią, bezsilnie, jakby ze łzami w oczach spoglądając na pustą, zakrwawioną posadzkę przed demonem, na której został tylko wypalony znak Suho. To była jedyna namacalna rzecz, jaka pozostawała po każdej z ofiar. Gdy ich czas się skończy, czyli dokładnie te sekundy, minuty, czy godziny, które zostały im do tej pierwszej śmierci na Ziemi, którą Kim jakby przerwał, po prostu znikali. Nie jak duchy, nie jak zwęglony kawałek drewna, rozsypany przez wiatr, tylko nagle, jakby przez sekundę obraz znikał, całkiem, jakby po prostu zapadła kurtyna w teatrze, a gdy się podnosiła ubywało jednego aktora. Bez ciała sprawa się naprawdę komplikowała. Oh wstrzymał oddech, wycofując się nieco do tyłu. Zdenerwowany, czując na sobie spojrzenia każdego z nich, po prostu obrócił się gwałtownie i jeszcze szybciej wyszedł z sali.
         - Wygląda na to, że czeka was kolejne, trudne śledztwo. - Donośny głos demona ponownie rozbrzmiał po sali. Brunet złożył usta w dzióbek i zrobił krok do przodu, znacząco nadeptując na znak Suho. Uśmiechnął się z taką radością jakby właśnie bezcześcił czyjąś mogiłę. Zatoczył czubkiem lśniących butów koło, przejeżdżając też po śladach krwi. - Może ubędzie was jeszcze dwóch, jak tamten dzieciak się pomyli? - zapytał cicho pod nosem, jakby co najmniej wypowiadał życzenie. Ze splecionymi za sobą rękami wykonał jeszcze jeden krok do przodu, po czym obrócił się spoglądając na wszystkich, a jego wzrok zatrzymał się na splecionych dłoniach Lu i Kaia. Uśmiechnął się złośliwie, podnosząc głowę na tyle aby spojrzeć na ich twarze. - Powodzenia - dodał jeszcze niepokojącym tonem.


          Kai odruchowo rozczochrał włosy blondyna widząc, że ten się martwi, jakby ten gest miał być formą pocieszenia. To było dla niego dość frustrujące uczucie, że widział jak tamten się bije się z własnymi myślami, ale on sam może tylko stać z boku. Zmartwienie było jedną z najbardziej zaraźliwych chorób relacji w społeczeństwie, zaraz obok strachu, paniki i uśmiechu, to dlatego Kai z każdą minutą czuł się podobnie do Luhana. Bez słowa usiadł obok, czekając spokojnie na Tao, którego Kris wysłał do Sehuna chwilę wcześniej. Yifan po prostu patrzył znudzony na drzwi które miał tuż przed sobą.
           Sytuacja znacznie się zmieniła, chociaż za tymi murami i tak ciągle ulegała zmianie jak na ogromnym kole fortuny, chociaż ostatnio nie było momentu, żeby przynosiło ono dobrą passę uczestnikom Casso. Ta cisza po śmierci Suho i miliony niewypowiedzianych zdań które każdemu z nich kotłowały się w głowie, sprawiały, że to wszystko wydawało się tylko ciszą przed burzą. Zamiast panikować, opłakiwać jego śmierć, każdy bał się co może przyszykować demon przy tak niedużej liczbie osób. Do tego jeszcze dochodziło to morderstwo, które było kompletną zagadką. Możliwe, że jego sprawca już uciekł z Casso i po prostu był to jeden z demonów, którzy opuścili sanktuarium. Mógł to też być jakiś pomysł Jaejoonga aby po cichu pchać tę grę do przodu, poprzez sabotowanie. Opcji jak zwykle było wiele, ale zawsze zostawała też ta, że morderca mógł kryć się wśród nich, jakby chciał uciec z tonącego statku, na szybko pozbywając się jednego z nich.
          Jongin jeszcze raz ostrożnie wyciągnął dłoń, chcąc przeczesać jasne włosy Luhana, ale gdy tylko je pogłaskał z troską, delikatnie przejechał palcami na jego plecy. Chociaż jego dłoń ledwie ich dotykała, Luhan natychmiast odsunął się przerażony, jakby od tego gestu po jego plecach przeszedł co najmniej prąd. Swój zszokowany, przerażony wzrok od razu skierował na twarz bruneta, który przez tę reakcje sam wyglądał na zaskoczonego. Jongin bez słowa odsunął dłoń, kładąc ją na swoim udzie. Luhan odkąd rozstał się z Sehunem, był całkiem inny. Nie uśmiechał się, bardzo mało mówił, czasem nawet znikał, później tłumacząc się, że chciał pobyć trochę sam. Kai obserwował tylko z boku tą jego zmianę, o nic nie pytając, nie szukając powodów, po prostu liczył, że w końcu Luhan będzie mógł mu powiedzieć, co takiego się wydarzyło. Jongin podejrzewał, że Sehun wyznał mu już swoją największą tajemnicę i to mogło ich tak drastycznie rozdzielić, ale za każdym razem, gdy próbował się zbliżyć i zauważał ten strach w oczach niepokoił się coraz bardziej.
           - Wystraszyłem się - mruknął blondyn pod nosem, patrząc na niego bokiem, nawet w pełni nie odwracając się w jego stronę.
           - Nie martw się, przecież nikt cię nie zabije - mruknął Yifan, spoglądając na Luhana tylko na sekundę, bo później w dalszym ciągu zamyślony wpatrywał się w drzwi, czekając aż się otworzą. Kai pozwolił sobie tego nie komentować, nawet jeśli Tao nie był z nimi od dopiero kilku minut.
            - Kris... myślisz, że tę sprawę da się rozwiązać? - zapytał naprawdę słabym głosem Lu, nie podnosząc nawet głowy. Nagle zrobiło się całkiem cicho, tak że można było usłyszeć ciężki oddech Kaia, który z bólem w oczach patrzył na przygnębionego Luhana. Chociaż blondyn tak chce się odciąć od Sehuna, to jednak myśli o nim całkiem nie może się pozbyć. Za to reakcja Krisa była całkiem inna. Odruchowo spojrzał na Luhana z lekko zmieszanym wyrazem twarzy, bo w końcu myślał teraz też o tym.
           - No... będzie ciężko... bez ciała i bez wiedzy Suho nawet nie mamy połowy informacji - odpowiedział szczerze, ale gdy jeszcze raz spojrzał na Luhana, który tylko bardziej opuścił głowę, od razu szukał w myślach jakiejś nadziei, żeby się nią z nim podzielić. - Ale takie morderstwa też da się rozwiązać, a jest nas za mało, żeby sprawca się ukrył... - uciął, podnosząc szybko głowę, gdy drzwi się otworzyły. Tao wszedł do środka i pospiesznie zamknął je za sobą. Wyraz jego twarzy też był inny niż zwykle, jakby był zdenerwowany, bez tego cynicznego uśmieszku.
           - Nie wiem jak wam to powiedzieć - zatrzymał się i wziął głęboki wdech spoglądając na nich, każdego z osobna. - Sehun stwierdził, że nie zwołuje grupy, bo teraz jest taki moment, że nikomu nie można zaufać.
            - Od początku nikomu nie można ufać - skomentował złośliwym tonem Kai. Gdy tylko usłyszał tę wymówkę, znowu poczuł nienawiść, jednak zniknęła gdy tylko jego wzrok natrafił na zaciśnięte piąstki Lu, które ten trzymał na swoich kolanach.
            - Ale, czyli sam wszystko zbierze? - zapytał szybko Kris, nie ukrywając swojego zaskoczenia. Spodziewał się w końcu, że w tym wypadku on na pewno znajdzie się w grupie przygotowawczej i miałoby go czekać trudne zadanie.
             - W sumie... ma racje. W końcu mordercą mógł być każdy z nas - wydukał Luhan smutno, wstając z miejsca. Z jakiegoś powodu to zdanie ponownie zasiało wśród nich ziarno niepewności, bo sprawcą rzeczywiście mógł być każdy z nich. 



            Sehun westchnął ciężko, całkiem bez emocji spoglądając w lustro przed sobą. Nie rozpoznawał własnej twarzy, dużo bledszej niż zwykle, a do tego jego czerwone wokół oczy nie błyszczały już, jakby były martwe, idealnie pasowały do tego pozbawionego emocji wyrazu twarzy. Czekał całkiem sam w pokoju przygotowawczym, nie myśląc już o niczym, jakby jego zmartwienia jak zaraza zabiły wszystko co było w jego głowie. Czuł tylko ból, ale był tak oszołomiony, że żadna inna emocja nie przedostała się przez tą martwą głuszę.
          Stał, patrząc na samego siebie tylko jeszcze przez chwilę, bo bolało go to co tam widział. Całkiem niedawno również czekał przed tym lustrem, niemal tak samo zdenerwowany jak wcześniej, ale nie był tu sam. Był z nim Luhan, którego tak bardzo bał się stracić, teraz nie miał tego strachu. Przerażało go co innego i wcale nie była to wizja własnej śmierci, ale to, że straci Lu już na zawsze. Nie myślał, że może umrzeć, ale raczej że już nigdy go nie zobaczy, co będzie jedną z konsekwencji tej śmierci. Reszta go nie obchodziła, nawet jeśli był pewien kto jest sprawcą. Ostatni raz spojrzał na siebie w lustrze przez ramię i założył na głowę ciemny kaptur, zmierzając w stronę wyjścia. Wziął głęboki oddech otwierając drzwi, ponownie stając przed tym ciemnym korytarzem. Poddał się tej ciemności, już automatycznie ruszył do przodu, przed siebie na pozbawionych już siły nogach. Nie spał od dawna, nie potrafił zasnąć gdy nie miał go obok, do tego przez to też ciężko było mu się skupić na sprawie. Gdy wtedy wiedział kto jest sprawcą, nagle ta wiedza stała się największym przekleństwem, a bycie sędzią brzemieniem którego tak bardzo chciał się pozbyć. Szedł przed siebie powoli, przygryzając dolną wargę. Gdy tylko wszedł na salę i zobaczył już tylko te cztery sylwetki w długich, czarnych strojach, zakuło go to, jak szybko wszyscy wokół znikali. Tęsknota po czyjeś śmierci nie pojawia się od razu, ale bolała gdy wszystko wokół pokazuje, że kogoś po prostu nie ma tam, gdzie był zawsze, albo gdy brakuje w danym momencie czyjegoś głosu, dotyku, wtedy ta pustka jest widoczna najbardziej. Dlatego te wypalone znaki i siedem pustych miejsc w okręgu były tak widoczną porażką i cierpieniem dla tych, którzy pozostali. Sehun już się nie łudził, że stąd wyjdzie, zapomniał o tym po zabójstwie Suho, bo ten łańcuszek wydawał się nigdy nie kończyć. Słowa demona, które wypowiedział, gdy spotkali się w komplecie po raz pierwszy, nagle stały tak niezaprzeczalną, bolesną prawdą. Przegrana już nie była tylko ich obawą, ale była przyszłością, której tak nie chcieli do siebie dopuścić. 
           Zrezygnowany Sehun stanął na środku okręgu, czekając tylko aż ich zaszczyci dwójka demonów, która jeszcze została na koniec gry. Nie chciał się obracać w stronę graczy tylko dlatego, że teraz wzrok Luhana mógłby całkiem pozbawić go oddechu. Po prostu odliczał sekundy w głowie chcąc, żeby to wszystko już się zaczęło i szybko skończyło, ale niestety czas nie był dla niego taki łaskawy i zamiast się skracać, każda jego jednostka wydawała się coraz dłuższa. Po chwili w istnej, aż krępującej ciszy rozległ się stukot obcasów, zwiastujący, iż Gain miała się pojawić przy asyście tego dźwięku. Brunetka z pewnym siebie uśmiechem spojrzała na zebranych ludzi, jakby chciała zakpić z tej pozostałej, żałosnej garstki. Poprawiła jeszcze swój niedługi płaszcz w lamparcie cętki, który narzuciła na czarną sukienkę i niczym królowa, z największą gracją usiadła na miejscu, zajmowanym kiedyś przez najmłodszą z nich. Natychmiast rozejrzała się po sali i złośliwie uśmiechnęła się do swojej zdobyczy. Nareszcie kontrakt który tyle ją kosztował miał się wypełnić i miała dostać w swoje ręce duszę, która tak sprytnie jej uciekła. Ponieważ życzenie zostało wypełnione, miała prawo do tego chłopaka i sama chciała wykonać na nim swoją karę za morderstwo. Odwróciła wzrok dopiero, gdy do pomieszczenia wszedł Jaejoong. Po śmierci Seungyeon, czyli po swojej zemście mogłoby się wydawać, że powoli przykrywał wszystkie swoje emocje tą samą maską. Jego uśmiech powrócił, a przeszywający wzrok był ostrzejszy niż kiedykolwiek, właśnie nim przywitał wszystkich zebranych. 
            - Zajmijcie miejsca, rozpoczynamy Sąd Ostateczny - wyrzucił szorstko chłopak, do tego jeszcze ledwie słyszalnie. Obrócił się, chcąc już rozpocząć ceremonię. Z opuszczoną głową i ledwie sunąc nogami, zbliżył się powoli do środka okręgu. Nie sądził, że kiedykolwiek zajmie właśnie to miejsce i nie wiedział, że aż tak wielka odpowiedzialność i strach idzie właśnie za tym. Zwykle gdy przyglądał się tym nieszczęśnikom, którzy stawali się „mistrzami ceremonii”, już z daleka było po nich widać jak wielki to dla nich stres, jednak nie po Sehunie. Szatyn całkowicie obojętnie patrzył przed siebie, jakby już wszystko było dla niego w tym momencie obojętne. Można było nawet powiedzieć, że jego postawa, wyraz twarzy i wszystko co składało się na zachowanie w tamtym momencie można było po prostu uznać za lekceważenie wszystkiego, co może go czekać. 
             Lu uniósł podbródek bardziej, chcąc spojrzeć na Sehuna chociaż przez chwilę spod tego długiego kaptura. Bał się, możliwe że nawet bardziej niż on. Zacisnął dłonie w pięści i spoglądał na niego z taką zachłannością, jakby obraz który miał przed oczami miał zniknąć. Zastanawiał się jakby to było bez Sehuna? Nawet jeśli teraz cierpiał, to nie chciałaby żeby on zniknął, nie chciałby też żeby wszystko co się między nimi wydarzyło, po prostu zostało wyczyszczone, nawet jeśli był to tylko labirynt błędów które tak chciał zniszczyć. Właśnie przez te kilka sekund gdy ich garść stała przed sobą na sądzie uświadomił sobie, że wtedy naprawdę był szczęśliwy i jeśli kilka minut takiego szczęścia kosztowało go później tyle łez i bólu to jednak mogły to być ostatnie takie chwilę dla jego duszy, którą w każdej chwili mogło pochłonąć „Casso”.  
             Jaejoong dumnie stanął przed tłumem, chcąc otworzyć kolejne zebranie. Tym razem naprawdę się ekscytował, jakby wrócił do swojego ulubionego hobby. Zacisnął swoje dłonie, wyszczerzając zęby w cynicznym uśmieszku. 
             - Po raz kolejny spotykamy się na Sądzie Ostatecznym. Tym razem ofiarą jest lider waszego małego sojuszu, jak wy go nazywaliście... Suho? - mówił trochę prześmiewczym tonem, nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. - Jego życie na Ziemi zakończyło się przez utopienie i odmierzony mu czas właśnie się skończył, a wraz z nim jego osoba całkiem zniknęła z tego i tamtego świata. Wśród was znajduje się sprawca tego czynu i dzisiaj zapadnie wyrok. Rozpoczynamy narady – dodał już nieco łagodniej i szybciej niż zwykle, jakby te ostatnie suche regułki były mało potrzebne i szybko powrócił na swoje miejsce na widowni. 
              Sehun wziął głęboki oddech, czując jak jego serce zaczyna niekontrolowanie bić. Rozejrzał się wokół, patrząc na zaskoczone twarze każdego z nich, gdy z każdą kolejną sekundą nic nie powiedział. Ta stresująca cisza i te wyczekujące spojrzenia które kierowali w jego kierunku dręczyły go jeszcze bardziej. Stres, który ostatnio ciągle zjadał jego ciało od środka, jak najgorsza zaraza nasilał się, powoli gnijąc i zmieniając się w gorycz i bezsilność. Został właśnie przyparty do muru i musiał podjąć decyzję, której tak się obawiał. 
              Drżącymi rękami sięgnął do swojego kaptura i zdjął go z głowy pozwalając, żeby materiał spokojnie spoczął na jego plecach i ramionach. Jego włosy były lekko roztrzepane więc spokojnie przeczesał je delikatnie palcami. Uśmiechnął się łagodnie biorąc kolejny długi oddech, a jego nadzwyczaj ciepłe spojrzenie skierował właśnie w stronę Luhana. 
              - Nie wzywam nikogo na świadka – wyrzucił z trudem drżącym głosem. Lu wpatrywał się w jego oczy w taki sposób, jakby już widział w nich wszystko, co Sehun dopiero zamierzał mu powiedzieć. Przerażony nerwowo pokiwał głową, chcąc zaprzeczyć temu co sam zaczynał myśleć, albo kłócić się z tym, co z każdą taką sekundą wydawało się coraz bardziej oczywiste. - To, że zostałem wezwany na sędziego to właśnie jest dowód na to jak mój los się ze mnie śmieje. - Szatyn tylko na moment opuścił głowę, zmuszając się do pełnego bólu uśmiechu. Gdy tylko ponownie spojrzał w oczy osoby naprzeciw, którą tak kochał, zacisnął wargi i opuścił bezsilnie ręce. - Luhan... wszystko tutaj... jest moją winą. Mam tak wiele powodów, żeby cię przepraszać, że nawet nie widzę sensu, żeby to robić, bo słowa... a nawet moja śmierć, nic! Nic tego nie naprawi! To ja sprawiłem, że oboje skończyliśmy właśnie tutaj... bo tak bardzo chciałem mieć cię tylko dla siebie, że... chciałem zapłacić każdą cenę, nawet taką, że teraz stoję w tym miejscu - zatrzymał się nie wiedząc, co mówić dalej. Kompletnie nie zwracał uwagę na resztę. Myśli po prostu wypływały z jego głowy, a słowa same układały się w ten chaotyczny sposób w jakim zostały zamknięte w jego głowie przed Luhanem i tylko czekały na moment w którym miały się z niej wydostać. Blondyn odsunął się mimowolnie, nie przestając patrzeć na jego twarz. Nie było na niej już nic widać, jakby z odwagą chciał przyjąć to, czego właśnie miał się dowiedzieć. - Na Ziemi nie byliśmy parą. Nasi rodzice po prostu... postanowili się związać i byłeś moim przyrodnim bratem – wyrzucił z odrazą jakby to słowo było najgorszym określeniem jakie tylko usłyszał w swoim życiu. - Ale dla mnie nie. Patrzyłem na ciebie inaczej... chciałem, żebyś ty patrzył na mnie tak samo. - Podszedł kilka kroków do przodu, ale Luhan tylko wycofał się bardziej jak spłoszone zwierze. Do jego oczu zaczęły powoli napływać łzy, a obrazy przewijały się z każdym jego słowem. Oh nie był już w stanie patrzeć na jego twarz, po prostu cierpiał wtedy jeszcze bardziej i nie chciał ranić go kolejnymi słowami. - Wiesz ile razy tłumaczyłeś mi... rodzaje miłości? Mówiłeś, że to co czuję i to co czujesz ty... to coś silnego, bo możemy na sobie polegać, ale... nigdy nie będzie w tym nic ponadto, nic więcej. - Luhan zasłonił usta i opuścił głowę, czując ten ogromny ból, spowodowany tym, że prawie zapomniał, jak się oddycha. Gdy zamykał powieki, widział to miejsce, które kiedyś nazywał domem. Ceglane ściany, kwiaty przy wejściu, duże drzwi, później schody, ciepły brąz podłogi pod jego stopami, wszystko tak znajome, ale tak dalekie. Wydawało mu się, że kiedyś było snem, który zniknął sprzed jego oczu i z pamięci, ale zawsze przy nim był, nawet jeśli widok swojego pokoju zamienił na chłodne mury, długie korytarze, niemal puste pomieszczenia i umierające światło, to wiedział, że gdzieś było miejsce takie jak to, które pojawiało się przed jego oczami, gdy słyszał słowo „dom”. 
               Luhan jęknął cicho, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na swoich ustach, wyczuwając już pod palcami opór jakim stawały się mocne kości szczęki. Jongin bez słowa wpatrywał się w niego tak jak i reszta, nie przerywając, nie reagując, różnica była może tylko taka, że część przysłuchujących się tej scenie była zaskoczona tym wyznaniem, a druga połowa słuchała go uważnie, jakby właśnie odkryli coś, czego nigdy się nie spodziewali. 
              - Więc... wykorzystałeś to, że nic nie pamiętam tak? Okłamałeś mnie tylko dlatego... jesteś egoistą! Idiotą – warknął przez zaciśnięte zęby. Pochylił się nieco do przodu patrząc na niego nienawistnie. Nogi też ledwie wytrzymywały jego ciężar. Sehun nic nie odpowiedział, po prostu odwrócił głowę, czując że sam już nie jest w stanie z siebie nic wykrzesać, bo łzy powoli spływały w dół jego policzka. - Mów dalej! Czemu tu jesteśmy?! - krzyknął Luhan, zaciskając swoje małe dłonie w pięści. Czuł tak ogromny ból, smutek i nienawiść, którą ranił się tylko bardziej, bo nie mógł skierować jej na Sehuna. Nie potrafił nawet po tym co się stało, widział to, że zawsze byli ze sobą blisko, nie tak jak po śmierci, ale jednak miłość, nieważne jaka ona była, zawsze sprawiała, że inne uczucia przy niej słabły, tak jak złość czy nienawiść. Zamykał oczy, żeby nie widzieć jego twarzy, ale nawet kiedy je otwierał, łzy wypływały z jego oczu w takim tempie, że zasłaniały powoli wszystko. 
               - No Sehun... - Usłyszeli głos brunetki, która patrzyła na nich z uśmiechem pełnym satysfakcji. - Powiedz swojemu ukochanemu jaka była cena tych waszych kilku wspólnych chwil – ponagliła go, patrząc na zaskoczonego Luhana tylko po to, żeby zobaczyć tę złość w jego oczach. 
              - Przed „Casso”... dostałem propozycje, że... jeśli będę gotowy zapłacić swoją duszą... dostanę to czego chcę – wyszeptał automatycznie, bez uczuć. Jego wzrok, całkiem pusty znajdował się w jakimś innym miejscu, w przeszłości. - Ona powiedziała, że dostanę cię... jeśli tylko jej posłucham. Zgodziłem się – wyrzucił te słowa ze śmiechem. - Dlaczego miałem sądzić, że... to wszystko się stanie i tak się potoczy? - Oh zamknął oczy, próbując się skupić na swoich blednących wspomnieniach. - Kazała mi pewnej nocy zamknąć wszystkie drzwi, zabarykadować okna... wszystko wtedy, gdy zostaliśmy w domu całkiem sami... Zrobiłem to. Nie była to dziwna prośba... Ja po prostu wtedy nie myślałem, Luhan! Nie wiedziałem, że tak to się skończy. - Przed jego oczami stanął jaskrawy obraz płomieni trawiących wszystko. Idealny kontrast dla tych czerwono-złotych języków stanowił ciemny dym, kotłujący się nad sufitem. Z tamtego momentu Sehun pamiętał też ogromny ból, przeszywający od zewnątrz i palący w środku, ale najgorszy był głos Luhana, gdzieś za ścianą ognia. - Przepraszam... przepraszam Luhan – wyszeptał przez łzy, chociaż im częściej mówił to słowo tym bardziej wydawało mu się żałosne po tym wszystkim co powiedział. Blondyn po prostu stał w bezruchu, a kolejne informacje nie docierały już do niego w takim stopniu jak wcześniej. Oszołomiony próbował odnaleźć się w tych kłamstwach, na których kiedyś wszystko budował. Każde z nich jak cegiełka wypadały z jego idealnie ułożonej wizji i zjawiało się nowe i całkiem nie pasujące, tylko że po tych kolejnych słowach tym razem czuł, że to prawda. - Z każdym kolejnym dniem... kiedy miałem przy sobie ciebie, zapominałem o tym co mnie czeka. Nie sądziłem, że ktoś się o mnie upomni, nie po śmierci, poza tym... już nic oprócz ciebie nie mogłem stracić, byłem w końcu tutaj... w piekle, tyle że... żadne piekło nim nie jest, gdy mam obok siebie właśnie ciebie. - Szatyn zmusił się do krótkiego spojrzenia w oczy Luhana, który załkał żałośnie, siadając bezsilnie na podłodze. Nie patrzył już w jego stronę, tylko oddychał przez zaciśnięte zęby czując, jak każda kolejna łza spływa z jego policzka w dół, aż do brody. - Kocham cię... pamiętaj o tym nawet kiedy mnie nie będzie i pamiętaj też, że ja nie jestem osobą, którą ty powinieneś pokochać – dodał jeszcze słabo. - Dlatego... teraz jestem tu i właśnie... moja gra się skończyła w najgorszy z możliwych sposobów, bo to nie jestem tym który miał cię bronić. Winny miał wskazać winnego. - Uśmiechnął się mimowolnie, podnosząc głowę do góry, unosząc wysoko podbródek, żeby zatrzymać płynące w dół łzy. Przetarł swój policzek rękawem długiego płaszcza. - Zabiłem go, bo... chciałem już uciec przed tym, co miało mnie czekać. Nie bałem się, że zginę, albo ktoś dowie się, że to ja jestem winnym, bez ciebie nie miałem już czego się bać. Kiedy użyłem tej mocy co na treningu i po prostu wbijałem w jego nóż... nie czułem się jakbym pozbawiał go życia. Nie czułem po prostu nic, tak jak teraz – dodał po sekundzie. - Mogę czuć, widać tylko to, co czuje do ciebie, Luhan – dodał jeszcze słabiej. Każde kolejne słowo przechodziło z jego ust coraz trudniej, a jednocześnie stawało się tak naturalne, jakby to była najbardziej oczywista rzecz jaka siedziała u Sehuna w głowie. 
               Zapłakany Lu schował swoją twarz w dłoniach, płacząc już bezmyślnie, bo czuł tylko ten żal, z każdym słowem tylko bardziej trwały. Szatyn powoli podszedł do niego, ale im bliżej niego się znajdował tym bardziej jego płacz i łkanie przypominały mu tamten dzień, gdy jego egoizm po raz pierwszy sprowadził go do łez, do bólu i do śmierci. Uklęknął przy nim gwałtownie, drżącymi dłońmi łapiąc jego policzki. Lu wcale się nie bronił od jego dotyku, czuł się po prostu jak we śnie. Patrzył na niego, chociaż tak bardzo chciał żeby on zniknął, pozwalał mu być blisko, chociaż wolałby uciec od niego jak najdalej. Sehun z łagodnym uśmiechem, ostrożnie pocałował go w czoło, ledwie dotykając jego skóry wargami. 
               - Żegnaj, braciszku. - Szatyn odsunął od niego swoje dłonie, nawet jeśli tak bardzo już tęsknił za jego skórą. Wstał z miejsca z tym rozdzierającym go bólem, mając w głowie tylko tą świadomość, że zaraz wszystko się skończy. Obrócił się do niego tyłem, i natychmiast skierował swój wzrok w stronę brunetki. Kobieta wyciągnęła tylko przed siebie dłoń, jakby nakłaniając go, żeby do niej podszedł. W sali można było usłyszeć tylko jego kroki i coraz głośniejszy płacz Luhana. Blondyn podniósł lekko wzrok, widząc tylko jak Sehun oddala się powoli od niego, idąc na sam koniec szachownicy. Podniósł głowę całkiem, odsłaniając zaszklone od łez oczy i naprawdę wymuszony uśmiech. 
                - Żegnaj...Hunnie – powiedział to proste zdanie zaplątane od dawna w jego pamięci. Mówił je wiele razy, ale wtedy rozdzielał ich tylko próg drzwi. Widział jeszcze, jak Sehun zatrzymał się, zawahał się na moment, a Lu po prostu wpatrywał się w niego, jakby samym spojrzeniem chciał go zatrzymać. 
                - Jongin – wyrzucił z odrazą, odwracając głowę. - On ma stąd wyjść. On musi stąd wyjść – wyrzucił śmiertelnie poważnie, patrząc w oczy Kaia. Brunet zacisnął tylko swoje wargi, będąc w stanie kiwnąć jedynie głową na potwierdzenie. - Wyprowadź go stąd... - burknął jeszcze Sehun, po czym powoli wyszedł na niewielkie podwyższenie, gdzie już czekała na niego właścicielka. Luhan zacisnął dłonie mocniej i opuścił głowę. Czuł w sobie tyle bólu i nienawiści, że mógłby właśnie w tym momencie zniszczyć wszystko i każdego, ale gdy tylko na swoich ramionach poczuł dotyk dłoni Jongina to poczucie złudnej potęgi po prostu go opuściło. Nie miał w sobie tej siły, żeby go bronić, a do tego czuł, że to Sehun chce bronić jego. Nie potrafił nawet kontrolować swojego ciała, które drżało od płaczu i strachu. Spojrzał jeszcze raz na szatyna, ale ten nie odwrócił się już w jego stronę. Luhan z każdą chwilą miał w głowie coraz więcej obrazów, głosów i Sehuna. Znikał z tego świata, ale budził się w nim, jakby zawsze miał tam zostać.


              Stanąłem odważnie przed kobietą, spoglądając w jej ciemne oczy już bez strachu. Przez to, że wiedziałem co zaraz się stanie po prostu pozwoliłem swoim myślą całkiem się uspokoić. Zacisnąłem swoje dłonie, ale szybko poluzowałem ich uścisk, bo nawet na to nie miałem siły. Jakoś wszystko odchodziło, „wyciekało” ze mnie, czułem się jakbym już umierał i to od chwili w której uświadomiłem sobie, że to koniec. 
              Demon ostrożnie podniósł moją dłoń i objął ją swoimi, gładząc kciukiem jej wierzch. Nie czułem na skórze jej dotyku, a nawet wyraźniejszym i bardziej realnym dla mnie uczuciem było to opuszczające mnie życie. Zostawała we mnie tylko obojętność, którą już przesiąkłem na wylot. Musiałem się poddać i pozwolić sobie właśnie na taki stan, w którym nic nie miało dla mnie znaczenia. 
              - Jesteś gotowy? - zapytała, podnosząc wzrok i chłodno spoglądając na moją twarz. Tym razem jej wzrok był inny, gdy patrzyłem dłużej w jej oczy, miałem ochotę uciekać, bo chociaż widziałem przed sobą najzwyklejszą twarz, człowieczą, to jednak byłem pewny, że to co przede mną stało, nie było człowiekiem. W szponach tego drapieżnika powinienem panikować, próbować się ratować, albo chociaż liczyć na ratunek, tylko wtedy wydawało mi się, że to nie jest mi potrzebne. W mojej głowie nie budowały się już żadne myśli, więc i na zmartwienia nie było tam miejsca. Kiwnąłem tylko głową, zbliżając się do niej bardziej. Gdy tylko wykonałem ten krok, tak jak i zawsze wiedziałem, że droga jest tylko jedna, nie było już odwrotu, po prostu postanowiłem pójść w tą ciemność, głęboką jak jej spojrzenie. Zamknąłem powieki, powtarzając w myślach tylko jedno zdanie. 
„Przepraszam, braciszku.”



              - Nie! - wrzasnął Jongin, przyciskając Luhana niczym kukłę do ściany. Blondyn spojrzał na niego nienawistnie spod zasłaniających mu oczy kosmyków. Oddychał głęboko, rozchylając lekko swoje malinowe usta. 
            - Nie ty decydujesz o tym, co mam zrobić, a czego nie! - wrzasnął, starając się odciągnąć od swoich ramion dłonie Jongina. Nie miał już siły, tak naprawdę czuł tylko, że nie może być tak bezczynny i powinien obronić kogoś, kto starał się bronić go zawsze. Zostając za tymi drzwiami, stracił szansę nawet na to, czując się jeszcze bardziej żałośnie i bezsilnie. W jego głowie pozostawała tylko myśl, że gdyby zginął próbując, to może zacząłby w swoich własnych oczach coś znaczyć. 
            - Sehun chce, żebyś stąd wyszedł. To, co zrobił... to, co się teraz stało, to tylko kara. Musiał to zrobić... obronienie go, nawet gdyby się udało... sprawi że będzie się czuł tak jak czuł się teraz. Daj mu wolność, pozwól mu zrobić tak jak uważa. Chociaż raz! - wrzasnął głośno tuż przy jego twarzy. Luhan otworzył szczerzej oczy, słuchając uważniej tych słów. Już je słyszał i to nie raz, mówił je ten sam głos i zawsze z tą samą złością. Dla nikogo innego wolność nie była tak cenna. 
             - Ty – wyrzucił cicho, spoglądając niepewnie na Jongina. Z jego nowych wspomnień wyłoniło się kilka kolejnych obrazów tej samej twarzy. Kolejny element dopasował się do tych zagubionych prawdziwych faktów. - Wiedziałeś, że to wszystko nieprawda! Udawałeś, że mnie nie znasz... czemu? Nie zasługuje na to, żeby dowiedzieć się prawdy? Nie potrzebowałem waszej opieki! Nie musieliście robić wszystkiego, co według was było dla mnie dobre... - powiedział, czując kolejny napływ łez. - Ty... kim dla mnie byłeś?! Też moim bratem? Kim?! - Uderzył go z całej siły w klatkę piersiową, patrząc wyczekująco w jego oczy. Nic nie było go już w stanie zaskoczyć. Bał się swoich wspomnień, ale nie sądził, że aż tak bardzo dał się zwieść i oszukać. Osoba, która najbardziej go zraniła i której nie potrafił wybaczyć jeszcze raz sprawiła, że Luhan czuł się jak nic niewarty śmieć. Powoli sam nienawidził siebie, im więcej o sobie wiedział. To nie była ta osoba, którą był na Ziemi. Tam decydował za siebie, znał swoją wartość, a w tamtym momencie po prostu nie widział jej, jakby nie było niczego za co mógłby się szanować i jedynym wyjściem, aby jakoś się przydać było oddanie się komuś. Z każdym prawdziwym wspomnieniem i obrazem czuł się, jakby właśnie wybudzał samego siebie z długiego snu. W tym świecie, którego tak nie chciał naprawdę ujrzeć w jego naturalnych barwach, nie mógł ufać nawet osobie, którą nazywał wcześniej swoim przyjacielem. Spojrzał w jego oczy z taką pewnością, jakby chciał wszystko z nich przeczytać. To dziwne uczucie, jak miliony obrazów odnajdowały miejsce w jego umyśle i głosy włączały się tam na nowo, chociaż były tam od zawsze, po prostu zamrożone. Luhan wpatrywał się w Jongina i z sekundy na sekundę wiedział o nim coraz więcej. To dziwne uczucie sprawiało, że wszystko co do tej pory widział wydawało się inne, bo znikał ten zakłamany, „tekturowy” świat, który Lu sam stawał sobie przed oczami, aby nie tęsknić za prawdą. 
              Wspomnienia z Jonginem nie kończyły się szybko. Był przy nim dłużej niż Sehun, jakby od zawsze u jego boku. Kilka pięknych scen, jego uśmiech, albo uczucie tego ciepła w środku przecinały też te złe chwile, na zmianę z tymi które Luhan obiecał sobie pamiętać zawsze. Wszystko spływało na niego błyskawicznie, jakby kilka prawdziwych słów i ten wzrok Sehuna sprawiły, że ta powłoka która otaczała go od tamtego świata pękła. 
              - Luhan... pamiętasz mnie? - zapytał Kai w istnej ciszy, spokojnie patrząc w jego zszokowane oczy. Nie wiedział co ma powiedzieć i jak się tłumaczyć, a już na pewno nie wiedział czy powinien się cieszyć, że Lu przypomniał sobie o nim, czy uznać że jego szansa zdobycia go właśnie odeszła. 
              - Jak mogłeś, Jongin? - wyszeptał, mając w głowie te słowa którymi wymienili się w tym ostatnim dniu swojego życia. Wbił wzrok w podłogę, a jego ręce opadły bezwładnie bo już nie miał siły ich podnieść. Kai ostrożnie chciał położyć dłoń na jego ramieniu, ale wtedy blondyn się odsunął, z podobnym wyrazem twarzy jak wtedy gdy mu odmówił, tłumacząc że przyjaźń jest najważniejsza. 
              Zdenerwowany brunet po raz kolejny wyciągnął przed siebie dłonie, tym razem po to żeby mocno przyciągnąć go do siebie, wbijając palce w jego kościste ramiona, ostatecznie go unieruchomić. Jego usta po prostu przyłączyły się do jego, a wargi z chęcią odbierały to co uznawały za swoje, dominując całkiem w tym pocałunku. Jongin drżał na przemian z podniecenia, albo złości, że nie był na tyle silny, żeby powstrzymać się od tego nachalnego pocałunku. Nie przerywał, sądząc że brak odmowy to pozwolenie. Gdy tylko jedna z jego dłoni przesunęła po karku chłopaka i wsunęła się w jego jasne włosy Luhan drgnął, jakby wybudził się właśnie z tej „magi jednej chwili”. Odsunął go od siebie gwałtownie i bez jednego spojrzenia, czy słowa po prostu ominął go z opuszczoną głową. Teraz wszystko miało być inne, łącznie z nim.


 


               Kobieta uniosła delikatnie podbródek z uśmiechem spoglądając na tlący się płomień świecy. Trzymała w dłoni ozdobiony kawałek zastygniętego wosku, na którego gładkiej powierzchni widniał pozłacany ornament. Każdy jej krok powodował, że obłok światła okalał inny fragment ciemnej przestrzeni. Chociaż idący ze świecą demon nie przyspieszał, podążając tym samym tempem, płomień świecy przechylał się coraz bardziej w jej kierunku, jakby poruszał nim wiatr. Kobieta zatrzymała się na środku korytarza i właśnie w tym samym momencie płomień świecy po prostu zgasł, szarpnięty przez mocny podmuch powietrza. Brunetka w odpowiedzi zaśmiała się tylko cicho, wyszczerzając swoje śnieżnobiałe zęby. 
              - Wszystko w swoim czasie – wyszeptała, zasłaniając dymiący knot świecy. Gdy tylko jej palce odsunęły się od niego, płomień ponowie zabłysł na szczycie świecy. Wtedy ponownie ruszyła w stronę drzwi, prowadzących na balkon, spodziewając się, że to właśnie tam znajdzie Jaejoonga. Gdy tylko otworzyła szeroko dwuskrzydłowe drzwi nie ujrzała za nimi nic oprócz samotnego szezlonga, na którego w połowie padało blade światło. 
              Obróciła się z rezygnacją, ale wtedy na jej drodze stanęła czyjaś sylwetka, na którą padało światło świecy. Brunetka sunęła wzrokiem po torsie, aż do twarzy Jaejoonga, który spojrzał na nią pytająco. 
              - Czego chcesz? - burknął nieco rozczarowany, że nawet tu Gain musi się za nim snuć. - Myślałem, że już masz wszystko, czego chciałaś. 
              - Nie pozwolisz mi zostać do końca zabawy? - zapytała, seksownie rozchylając usta i lekko mrużąc kocie oczy. Mężczyzna położył dłoń na jego głowie i przeszedł obok bez słowa. Wyraz jego twarzy specjalnie się przy tym nie zmienił. Całkowicie ignorując stojącą w drzwiach Gain, usiadł na obitym czerwoną tapicerką meblu. 
              Ostatnio to było jedyne miejsce w którym przestawał myśleć o tym wszystkim co mogłoby go czekać. Jak nigdy, teraz naprawdę czuł, że ma nóż na gardle. Nie pierwszy raz ryzykował zabijając wysoko postawionego demona, chociaż zwykle chodziło mu tylko o to, żeby pozbyć się przeciwnika, albo kogoś kto miał nad nim władzę. Jaejoong od zawsze obiecywał sobie, że gdy odsunie od siebie człowieczeństwo i tę „siłę wyższą”, którą niektórzy nazywali bogiem, postacią której pozwalali błędnie kierować swoim życiem, to już nie pozwoli nikomu sobą rządzić. Właśnie dlatego zabijał stopniowo, pokonując kolejne szczeble, bo po każdym z nich pojawiał się ktoś wyższy, potężniejszy. Zatrzymał się dopiero przy elicie, za którą tak wiele osób stanęłoby murem. Do tej grupy należała niestety też Seungyeon, więc zabójstwo właśnie tego demona było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku. Kim już praktycznie nie miał wyjścia, mógł tylko czekać, aż zjawi się ktoś, kto ukarze go za jego „niesubordynacje”. Najbardziej obciążającym go dowodem była nieopuszczająca go ani na krok Gain, która chociaż dostała to na czym jej zależało czekała na jego upadek jak głodujący sęp. 
              Brunetka ruszyła ze świecą w jego kierunku, w dalszym ciągu strzegąc jej gasnącego płomienia. Kim nie komentował jej zachowania, wiedząc czemu tak strzeże tego ognia, który miał komuś wskazać kierunek miejsca, w które ma wrócić. U demonów ogień i wola stawały się ogromną siłą, nie zawsze tylko niszczycielską. Intencje były właśnie tym, co pozwało im kontrolować tą moc, im gorsze były i im większa napędzała je nienawiść tym silniejsze stawały się jej pokłady. Gain usiadła obok niego, na tak bezpieczną odległość, żeby nie narazić płomienia świecy. 
            - Idiotka... po co chcesz wyciągnąć „Coś” co miało zostać w piekle? - zapytał w końcu, podpierając głowę i swój znudzony wzrok skierował na krajobraz podzielony przez kamienne szczeble barierki na balkonie. - Zresztą... - burknął ledwie wyraźnie - nie moja sprawa. 
            - Zresztą co? - wyrzuciła półszeptem, zbliżając się do bruneta. - Domyślasz się kogo tak wyczekuję? - Uśmiechnęła się nienaturalnie, mierząc dokładnie wzrokiem od góry do dołu sylwetkę Jaejoonga. - Teraz moja kolej na zabawę – dodała składając usta w dzióbek. Kim wyprostował się i obrócił głowę aby spojrzeć w jej stronę. 
           - Skąd pomysł, że ja skończyłem zabawę? - wyrzucił z uśmiechem pełnym satysfakcji, która pojawiła się natychmiast, gdy tylko zobaczył w oczach brunetki cień zainteresowania. 
           - Z tą garstką niespecjalnie się zabawisz – odparła po chwili zastanowienia z odrazą. 
           - Dlaczego? Została najsilniejsza czwórka, a do tego najśmieszniejsze jest to, że mamy tutaj ludzi... pełnych bólu, miłości wymieszanej z nienawiścią – brunet mówił dalej z błyszczącymi oczami, jakby poruszany przez niego temat przynosił mu największą radość. - Można zrobić tak wiele, żeby ten koniec był zwieńczeniem całego projektu, upadkiem człowieka i...
            - Sam upadłeś – przerwała mu - i to na głowę. - Jaejoong zaśmiał się tylko w odpowiedzi. - Chcesz sprawić, żeby pozabijali się nawzajem? - mruknęła niechętnie, uświadamiając sobie jak mało interesujące byłoby z tego widowisko. 
             - To za proste. - Wstał z miejsca, zostawiając brunetkę samą na czerwonym szezlongu. - Tym razem sporo zaryzykuję, ale wtedy „zabawa” będzie jeszcze lepsza – zaakcentował wyraźnie. Gain uśmiechnęła się złowieszczo, widząc już po dumnej minie Jaejoonga, że widocznie coś ma w planach w najbliższym czasie. 
              - Czyli mam rozumieć, że czeka mnie niezłe widowisko? - zapytała spokojnie, odrywając wzrok od iskrzącego płomienia tylko na chwilę. Już później nie zgasnął, jakby zapowiadał „Coś”, co miało nadejść. 

11 komentarzy:

  1. Już sie nie moge doczekać kolejnej części *^*

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwszy raz komentuję, ale podziwiam cię za napisanie takiego czegoś.
    Tematyka jezt trudna do zrozumienia i oryginalna. Fajny pomysł na stworzenie tego i kurde nie spodziewałam się, tego że Sehun i Luhan to bracia ;_;
    popłakałam sie jak okazało się, że to Hun zabił Suho
    weny życzę i czekam na kolejny rozdział~

    /Outsiderka (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też komentuje pierwszy raz, bo dopiero co trafiłam na bloga.

    Wow. .. Lu i Sehun to bracia, ale juz chyba nic mnie nie zdziwi xd

    Życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiam sie jak ta opowiesc moze być taka genialna ? Jest idealna. Tajemnicza wielu rzeczy bym sie niespodziewala. Zastanawia mnie na co czeka Gain... Ktoś ma powrócić z piekła ? Jak dobrze zrozumiałam? Jakiś nowy demon czy cos tego rodzaju. Hahah i teraz nie bedzie mi dawało to spokoju. Bede myślała kto ? Po co ? Dlaczego? Od początku tej opowieści tak mam. Moze Baekhyun ... Liczę ze to on ta wróci i taka zmiana akcji.... Trzymam kciuki ze Kris wyjdzie , le watpię napewno przegra Wraz z tao lub na odwrót. A ta scena z Sehunem kłamałam bym jakbym powiedziała ze sie nie wzruszyłam. Mam nadzieje ze nadal bedziesz pisać takie genialne opowiesc ^^ po prostu bajka. Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału. Powodzenia i weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest po prostu przepiękne ;_;
    Komentuję po raz pierwszy, jednak czytam już od dłuższego czasu.
    Tylko pogratulować, jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam. O błędach nie mówię, człowiek nie maszyna, może się pomylić, jednak fabuła, dialogi...Cudo~
    Btw, biedny Lulu ;; I biedny Jongin, znowu Lulu go odrzucił ;;
    No nic, weny, weny i jeszcze raz weny życzę! c:

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kolejne rozdziały? Tęsknię :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej ale sie dzieje *0* nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :z
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuje cię do Liebster Award!!!
    http://chanrae.blogspot.com/ -Szczegóły

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba pośpieszyłam się za bardzo z pochwałami pod ostatnim rozdziałem...Choć co prawda, jeśli miałabym się zatrzymać przy nim nic bym nie zmieniła, to w tym rozdziale znów czułam tą chaotyczność no i do tego ten rozdział był dla mnie niczym otwarta księga nim zaczęłam go czytać, choć co prawda spodziewałam się innego zabójcy Suho, ale tylko dlatego, że założyłam z góry, iż rozwiązanie nie będzie tak oczywiste. Pomyliłam się.
    Jednego tylko nie jestem pewna i od początku nie potrafię sobie tego wyobrazić - zakończenia Casso. Nie potrafię wyobrazić sobie finału, który zgotował im Jaejoong. Liczę na wiele niespodzianek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Casino Hotel Spa Spa - JM Hub
    Casino Hotel Spa Spa - Spa in 경주 출장마사지 Atlantic City - 상주 출장안마 See what your friends are saying about Casino Hotel 서울특별 출장마사지 Spa Spa. By creating an account 경상남도 출장안마 you are able to follow friends and 진주 출장샵 experts you trust

    OdpowiedzUsuń