niedziela, 24 maja 2015

Szept SIEDEMNASTEJ, spadającej gwiazdy

A/N: Witam! Już wstyd pisać, że długo mnie nie było i że przepraszam z tego powodu, bo to już któryś raz. No ale... zrehabilituje się i powiem już oficjalnie, że mam wszystko gotowe (już od kilku miesięcy, ale nie miałam jak dodać) i wzięłam się za dodatki, które kiedyś już obiecałam (też mam je prawie wszystkie gotowe). Będzie ich dwanaście i niestety nie będą długie, ale każdy będzie dotyczył jakieś pary, albo kogoś z Casso i ich przyszłości, albo przeszłości po tym opowiadaniu. Mam nadzieje, że wam się spodoba. + Co do reszty ff aktywnie zabrałam się za skończenie ALBUMU EXO i jestem zadowolona fabułami, które znacznie zmieniłam. Też powinny się w najbliższym czasie pojawić. 
Mam nadzieje, że się tu nie wygłuszyło. Gdyby nie to, że czytam komentarze w których piszecie, że czekacie nie wiem czy jeszcze byłabym na tym blogu. To naprawdę mnie nakręca i nie jestem w stanie zostawić pisania właśnie z tego powodu. Dziękuje wam za to. :3 Jak szybko pojawi się w ogóle jakaś odpowiedź na tą notkę z waszej strony, to od razu dodam kolejny. 






               Kris pospiesznie wszedł z powrotem do sali, gdy już jej próg przekroczył spóźniony Tao. Yifan z ciężkim westchnieniem spojrzał na jego mokre, zmierzwione włosy nawet nie chcąc komentować, że były one dla niego ważniejsze niż zjawienie się w sali o ustalonej porze. Gdy ostatni uczestnik usiadł na miejscu, czyli pomiędzy Lu a Kaiem, Kris spojrzał na nich z uśmiechem. 
               - Co to za miny? - zapytał odruchowo, zauważając że każdy z nich, bez wyjątku wbija nieobecny wzrok w podłogę. - Nie jesteśmy tu po to, żeby się właśnie żegnać - mruknął pod nosem zrezygnowany. Jego wzrok zatrzymał się na Luhanie. Nigdy nie widział takiego wraku człowieka jak Lu w tamtym momencie. Z opuszczoną głową, całkowicie bez światła życia w oczach patrzył w jakiś oddalony punkt. Za to wzrok Jongina co jakiś czas uciekał w jego kierunku, jakby licząc że tamten też na niego spojrzy, ale niestety nie wywołało to takich skutków. - Gdy jest nas teraz tylko czterech musimy zrobić coś zanim Jaejoong....
             - Po co? Pozabija nas jednego po drugim, ewentualnie dla oszczędności wszystkich na raz - wyrzucił spokojnie Tao, nawet nie patrząc na Krisa, który próbował skarcić go wzrokiem. 
              - Słyszeliście kiedyś, że ci co widzą więcej, wiedzą co ich czeka? - mówił dalej Kris, odwracając z pogardą wzrok od bruneta. Jak zwykle oboje mieli całkiem inne zdanie, albo nawet to samo, tylko inaczej starali się ten problem, którego ono dotyczyło, rozwiązać. 
              - Tak? Widzę więcej, widzę jak zginę - wycedził przez zęby Tao.
              - Też to widzę. - Blondyn zmierzył go lodowatym spojrzeniem, które tym razem Huang wyłapał. - Sam cię zaraz zabiję, jak nie przestaniesz wchodzić mi w słowo - dokończył, podnosząc trochę ton głosu. Zaczesał włosy do tyłu, wzdychając ciężko. - Chodzi mi o to, że musimy znaleźć stąd wyjście, jeśli chcemy przeżyć - wrócił pospiesznie do tematu. 
                Luhan na dźwięk tych słów gwałtownie wstał ze swojego miejsca, z zaciśniętymi w pięści dłońmi.
               - Dajmy sobie lepiej z tym spokój, jak masz ciągle powtarzać to samo! - wyrzucił głośno. Tao na widok aż tak zdenerwowanego Luhana uśmiechnął się tylko złośliwie. - Wyjście jest jedno. Nikt nie wróci i wszyscy wiedzieli to od samego początku. Chcecie, to oszukujcie się do końca - dokończył już ciszej i spokojniej, po czym nerwowym krokiem ruszył w stronę drzwi. Otworzył je z hukiem i z podobnym hukiem zamknął je za sobą. Nikt się nie odezwał, Kai całkiem bez emocji spojrzał na drzwi, zostając na swoim miejscu. Normalnie poszedłby za nim z obawy, że Lu może zrobić coś głupiego, ale obiecał sobie - "nic na siłę". Po ich ostatniej kłótni musiał dać mu trochę czasu, nie naciskać, nie przepraszać, skoro nie miał o co. Przestał też szukać sposobów, żeby go zatrzymać, bo gdy ten odchodził od niego tak daleko, że nie potrafił złapać go, by został przy nim. Ściganie go stało się kompletnym bezsensem, bo krok do przodu w wykonaniu Jongina powodował, że Lu cofał się o dwa. Ta ciągła gra czekała tylko na tę chwilę, w której rozwiąże ją czas i wszystko co wcześniej wydawało się bezsensem zacznie układać się w logiczną całość, długą ścieżkę prowadzącą do momentu, który cały czas był tym celem. 
                - Kris, bez urazy... on ma całkowitą rację. Ile czasu szukamy już sposobu, żeby stąd wyjść? - zapytał znudzony Kai. - Każdy przed tobą mówił to samo, ale jak widzisz - Rozłożył szeroko ręce. - Jest nas tu tylko czwórka i wszystkie ich próby okazały się nic nie warte jak i twoje słowa. 
                - Więc co? Usiądźmy i czekajmy? A może lepiej... zabijmy się nawzajem. Taki wiesz... Wielki Finał! - wyrzucił złośliwie dokładnie akcentując ostatnie słowa. Chociaż uśmiechał się odpowiadając Jonginowi to jego oczy kipiały wściekłością, jakby cedziła się z nich czysta złość. 
                - Dobry pomysł - stwierdził Tao z entuzjazmem. - Powtórka, oficerze Wu Yifan? - dodał jeszcze gdy ten na niego spojrzał. 
               - No dobra - odparł zrezygnowany Kai. - Jaki jest twój pomysł geniuszu? 
               - Tym razem to ja wyzwę go na pojedynek. - Tao zaniemówił po raz pierwszy od bardzo dawna. Zacisnął usta w wąską linie, spoglądając na niego obolałym wzrokiem. Zaskoczony Kris nie przestawał go obserwować, czekając tylko na to aż młodszy coś powie. Brunet wstał tylko z miejsca i podszedł do niego powoli. Blondyn nie wycofał się, jakby zatrzymywało go samo jego spojrzeniem. Tao szybko uniósł dłoń i uderzył go gwałtownie w policzek, zaciskając przy tym zęby. Kris nie ruszył się, tylko otworzył szerzej oczy, jakby był zaskoczony tym co stało się dokładnie sekundę wcześniej. 
               - Zapomnij - warknął Tao, patrząc na niego zdenerwowany. Kris odruchowo złapał go za nadgarstek, jakby chcąc przez to powstrzymać kolejne uderzenie. 
               - Nie mamy wyjścia - syknął przez zęby, nieznacznie się nad nim pochylając. - Poza tym nie będę sam, zrobimy to wspólnie - dodał po chwili, spoglądając też na pogrążonego w myślach Kaia, który na dźwięk tych słów odwrócił się gwałtownie. 
               - Co?! 
               - W końcu nie ma w naszym regulaminie zakazu wezwania do walki demona przez więcej niż jedną osobę - wyrzucił spokojnie. 
                - Zapominasz tylko o tym, że to on ustala zasady i może je zmienić kiedy zechce. - Jongin nie czytał w całości wszystkich punktów regulaminu, bo ktoś kto ma nad nimi pełną władzę, wcale nie musiał przejmować się jakimiś prawami, bo wszystkie pochodziły od niego. 
               - To nasze ostatnie wyjście, ale... do was należy decyzja.




               Blondyn odwrócił głowę po raz kolejny zastanawiając się czy aby na pewno Kai w ogóle słucha tego co on mówi. Z ciężkim, ale znaczącym westchnieniem wrócił wzrokiem do swojej półpełnej szklanki soku. Odkąd oboje zaczęli chodzić na uczelnię, nie mieli czasu tak po prostu rozmawiać ze sobą, a co dopiero spędzać razem czas. Luhan naprawdę za tym tęsknił, nawet jeśli jego rozmowy polegały na monologu i musiał się zastanawiać, jak rozmówca naprawdę gdzieś tam wewnątrz reaguje na to co on mówi. 
               - No, ale... skończyło się tak , że zdjąłem wszystkie ciuchy i zacząłem tańczyć na stole. - dodał beznamiętnie, ale po chwili kąciki jego ust uniosły się w złośliwym uśmieszku.
                - Co ? - zapytał głośno Kai, jakby dopiero teraz składając wysłuchaną historię w całość, która nie do końca się zgrywał. Opowieść o ostatnim wykładzie Lu miała już całkiem inne zakończenie niż mógłby się spodziewać. Blondyn otworzył szerzej oczy wreszcie patrząc w jego stronę. Luhan zaśmiał się tylko widząc jego reakcje. 
               -  Żartuje głupku - rzucił śmiejąc się pod nosem. Przysunął się, przytulając nieco głowę do jego ramienia. - Po prostu widzę, że o czymś myślisz - wytłumaczył  się, opierając ciało o niego już całkiem. Ziewnął spokojnie, po czym starł z  kącików oczu nagromadzone tam łzy. Po dłuższej chwili bez odpowiedzi na ten gest podniósł wzrok, nadal przytulając policzek do jego ramienia, unosząc przy tym podbródek. - Coś się stało? - zapytał specjalnie łagodniej, licząc że w końcu czegoś sensownego się dowie. Jongin obrócił głowę i spojrzał z uśmiechem na Lu. Rzadko się uśmiechał, szczególnie tego gestu brakowało na jego twarzy gdy przy danej sytuacji wydawał się być na miejscu. 
              - Czemu zawsze myślisz, że coś się stało? - wyminął jego pytanie własnym, na co Luhan prychnął tylko pod nosem od razu się odsuwając. 
             - Chyba widzę... - mruknął niezadowolony, po czym upił jeszcze łyk napoju. - Coś nie tak w pracy? - zapytał jeszcze raz, nie mogąc znieść tej mrocznej ciszy. 
              - W pracy właśnie coraz lepiej - odpowiedział nawet z wyczuwalną nutą entuzjazmu, przez co Luhan automatycznie się uśmiechnął. Od dwóch miesięcy Jongin pracował w nowym miejscu i przede wszystkim za większe pieniądze. W jego życiu wiele się zmieniło i chłopak ciągle parł do przodu, czemu Lu przyglądał się z dumą. Sam raczej nie miał jeszcze tyle siły, żeby być tak samodzielny. Dużo nad tym myślał i mieszkanie, praca, nauka - połączenie tego wszystkiego i samotna droga w przyszłość bez niczyjego wsparcia to dość trudne, ale dawało wiele wolności, którą Jongin tak cenił.
              - Dogadujesz się tam? - zapytał zainteresowany, szukając powodu tej jego radości. 
              - Można tak powiedzieć. - Podniósł szklankę z drinkiem, co brunet obserwował dokładnie. Przyłożył ją do ust znowu się uśmiechając. - Tak właściwie najlepiej dogaduję się z kierownikiem zmiany - dodał i upił łyk alkoholu.
                  - Serio? Musi cię doceniać - odpowiedział szybko jakby ten entuzjazm mu się udzielił. - Może da ci jakąś podwyżkę i w końcu pojedziemy razem na Bahamy? - zażartował, ale zamiast uśmiechu ze strony Jongina zobaczył tylko zaskoczony wyraz jego twarzy.
               - Czemu akurat Bahamy? - ciągnął dalej temat, pytając śmiertelnie poważnie. Przybliżył się nawet bardziej do niego z taką miną, że można było od razu wywnioskować, że nie potraktował tej wypowiedzi jak żartu.
                - A czemu nie? Dziewczyny tańczące w stanikach z kokosów cię nie cieszą? - Lu żartował dalej z tą iskierką w oku, uśmiechając się pod nosem. Blondyn odsunął tylko od niego wzrok chłodno spoglądając przed siebie. - No co? - zapytał blondyn, zauważając od razu jego dziwaczną reakcje. Znowu słysząc, a właściwie nic nie słysząc otoczony przez ciszę, spojrzał tak samo, bez emocji na bruneta, siadając do niego bokiem. Dźgał go w policzek, bawiąc się całkiem jak znudzone dziecko. Zirytowany Kai złapał w końcu jego dłoń, obracając się. 
              - Mam ugryźć? - zapytał całkiem poważnie. Blondyn otworzył szerzej oczy, gdy tylko Kai tak się do niego zbliżył. Lu patrzył na niego w ten sposób przez dłuższą chwilę nie odrywając wzroku. Dopiero gdy poczuł to ciepłe uczucie na swojej dłoni, płynące od niej aż do rumieniących się policzków, odwrócił gwałtownie głowę. 
               - Nie ignoruj mnie... po prostu - odpowiedział drżącym głosem. 
               - Nie ignoruję. Słucham cię uważnie - odpowiedział szybko, tym samym tonem co zwykle. - Chcesz jutro wpaść do mnie po pracy? - zapytał szybko Jongin, widząc że chłopak nie odpowiada przez dłuższą chwilę i nawet na niego nie patrzy. Jego zarumienione policzki dalej nie wracały do normalności. 
                - Dobra - mruknął cicho, zastanawiając się w duchu czemu jest mu aż tak gorąco. 
             Luhan zacisnął mocniej powieki, po tym gdy obraz sprzed jego oczu zniknął. Obudził się samotnie, wtulając się w poduszkę. Skulił się bardziej, bo jakby przez powracającą świadomość odchodziła od niego ta przytulna niewiedza i błogi stan w którym wszystko było obojętne. Nie umiał jednak uciec przed wspomnieniami. Doganiały go nawet we śnie, więc nawet zamykając umysł te zatajone w jego zakamarkach wspomnienia wyrywały się, aby powrócić na swoje stałe miejsce. 
             Kai. Te ciemne oczy, ten sam głos i przyjemny zapach intensywnych perfum. Lu ciągle miał jego widok przed oczami, jego uśmiech i z jakiegoś powodu czuł ten dziwny uścisk w brzuchu. Nie myślał i nie zastanawiał się czym to było, bo właśnie to „przyjemne uczucie” skupiało całą jego uwagę. Westchnął ciężko, obracając się na drugi bok. Lekko przymrużonymi oczami wodził wzrokiem po pomiętej pościeli na pustym miejscu obok. Materiał tworzył fałdy, a poduszka była pognieciona. Blondyn ułożył na niej delikatnie dłoń, po czym przesunął ostrożnie ją w dół, jakby miała sunąć po czyimś torsie. Niestety zamiast ciepłego ciała i czyjegoś bijącego serca poczuł chłodny dotyk materiału. Chciałby, żeby ktoś tu był. Ten ktoś kogo wtedy i zawsze potrzebował. Czuł to, ale tym razem jego umysł musiał to zrozumieć. 



                Luhan z radosnym uśmiechem podniósł głowę, spoglądając na piękne, mieniące się lodowymi kryształkami gałęzie drzew. Lubił ten widok, może nawet wydawał mu się cenniejszy niż taka sama, mieniąca się podobnie ilość diamentów. Poprawił szalik, po czym przełączył kolejną piosenkę, wsłuchując się w jej melodie. Z jakiegoś powodu ogromnie się ekscytował, a każdy krok do przodu powodował tylko, że to uczucie się nasilało. Miał już swój mały, chytry plan, żeby poczekać na Jongina aż wyjdzie z pracy i razem pójdą do niego do mieszkania. Chciał zrobić mu niespodziankę i był ciekaw jak na to zareaguje. Przeczuwał, że na pewno się ucieszy na jego widok, więc z radosnym uśmiechem zatrzymał się przed budynkiem, stając na lekko ośnieżonych schodach. Poprawił jeszcze lekko sterczące w każdą stronę, niesforne kosmyki włosów i otulił się szczelnie szalikiem, nie wiedząc ile dokładnie będzie musiał czekać. 
              Kolejne minuty mijały, a każda z nich wydawała się dłuższa, jakby do tych sześćdziesięciu sekund ktoś doliczał ich więcej, albo nagle każda z nich zaczęła przyjmować wartość większej jednostki czasu - minuty. Luhan nałożył na głowę kaptur, czując już, że jego policzki niemal zastygły od mrozu. Obrócił się, słysząc rozmowy za sobą. Za szklanymi drzwiami zobaczył grupkę chłopaków. Nie dostrzegł wśród nich początkowo Jongina, ale gdy kilku wyszło z budynku, odsłaniając mu więcej obrazu Lu natychmiast wyłapał wzrokiem znajomą twarz Jongina. Nie był sam, stał z jakimś wysokim mężczyzną o włosach niedużo jaśniejszych od niego. Najbardziej w oczy Lu rzucał się fakt, że Kai się uśmiechał. Naprawdę wyglądał na zadowolonego. Po chwili ten wyższy chłopak podszedł do niego i złapał go w pasie, przyciągając do siebie. Kai najpierw wydawał się zaskoczony, ale zaraz się uśmiechnął. Gorzej zareagował na to oglądający to zza drzwi Luhan. Poczuł przenikającą do niego znikąd złość. I to ogromną. Zacisnął dłonie w pięści, po czym bez zastanowienia ruszył w drogę powrotną. Wszystko robił automatycznie, nie wiedząc nawet czemu czuje się tak podle. Coś pozbawiło go w sekundzie radości, a on nawet nie połączył faktów. Zdenerwowany szedł szybkim krokiem, tym samym parkiem którym tu przyszedł, jednak już nie z tak dobrym humorem. Po kilku sekundach tego marszu usłyszał swój dzwonek telefonu. Wyciągnął go niechętnie z kieszeni płaszcza i spojrzał ze złością na wyświetlacz, na którym pokazało się zdjęcie Kaia. "Czemu on w ogóle dzwoni?" - zapytał sam siebie, po czym odrzucił połączenie, przypominając sobie jak przyjaciel obściskuje się z tamtym facetem. Po chwili zatrzymał się gwałtownie, jakby w tej minucie coś stało się dla niego oczywiste. Nie miał prawa tak reagować. Po prostu kompletnie nie rozumiał swojej reakcji i tego dziwnego odczucia złości. Przygryzł wargę oddychając głębiej, po czym ponownie wyciągnął telefon z kieszeni. Wybrał ostatni numer i czekał aż Kai odbierze, wsłuchując się w monotonny dźwięk sygnału połączenia. 
                 - Czemu dzwoniłeś? - zapytał ze złością w głosie Lu, nawet nie witając się z nim tak jak robił to wcześniej, przy każdej ich rozmowie. 
                - Zapomniałeś? Mieliśmy dzisiaj spotkać się u mnie - wyrzucił zaskoczony dopiero po chwili, zastanawiając się jak ma zareagować na ten chłodny ton Lu. 
               - Nie zapomniałem - burknął blondyn, ruszając jeszcze szybciej przed siebie. - Już nie mam czasu, ani humoru, ani ochoty...
              - Zobaczyć się ze mną? - dokończył za Luhana spokojnie. Z jakiegoś powodu ta oddzywka zdenerwowała Lu jeszcze bardziej. Oddychał głęboko, próbując z każdym kolejnym wdechem ugasić to gorące uczucie w płucach, ale było tylko gorzej.
               - Tak. Nie chcę się z tobą widzieć - burknął i rozłączył się zdenerwowany. Chociaż to były jego własne słowa, to fakt, że w złości je wypowiedział bolał go może i nawet bardziej niż Kaia. Był zazdrosny i już nie znosił tego niszczącego uczucia. 



               Strach, który wzbudził się w każdym z ocalałych na słowo "zebranie" był jak ostatni cios, zabijający wszystkie gnijące już nadzieje. Nie było zbrodni, więc jedyna możliwość jaka została w ich głowach to zakończenie projektu. Wszyscy już dawno stracili nadzieję, że odejdą stąd inaczej niż reszta, nie posiadali już nawet tej naiwności, żeby wierzyć w łaskawość demona. Jedyna osoba, która mogła liczyć kiedykolwiek na empatie Jaejoonga nie żyła, więc już brakowało im karty przetargowej. Każdy już widział oczami wyobraźni jak demon nagle zjawia się przy nich, żeby zakończyć to, co kiedyś go bawiło. Kurtyna musiała opaść i właśnie to zebranie przepowiadało zakończenie przedstawienia. 
               Ogromne drzwi otworzyły się po raz ostatni, a ta świadomość, że widzi się coś po raz ostatni sprawiała, że wzrok chciał zapisać w odmętach pamięci jak najwięcej szczegółów. Dlatego zdenerwowany Jongin zmierzał w stronę sali dostrzegając każdy emblemat i ozdobę będącą w zasięgu wzroku, od pozłacanych, lwich głów, które zdobiły grube drzwi, aż po pęknięcie płyty w marmurowej posadzce, jakby jej fragment był ukruszony. Z wszystkim już chciał się pożegnać, pokornie idąc za tłumem, ale tylko z jedną osobą nie umiał się rozstać. Idący przed nim przodem Luhan jako jedyny uśmiechał się szeroko, jakby dostrzegał w tej sytuacji coś pozytywnego. Tak właśnie było, bo nie myślał o tym jaki będzie koniec, ale cieszył się, że on nareszcie nadejdzie. Chociaż była to dość demotywująca prawda, to jednak nie potrafił jej zmienić. W porównaniu z Jonginem nie martwił się już niczym, przyjął to co go w jego mniemaniu czeka z pokorą i odwagą taką z jaką wcześniej zrobił to Sehun. Rozumiał wtedy jak lekkie towarzyszyło mu uczucie gdy zmierzał prosto w stronę demona, który miał zwrócić im wolność, nawet jeśli na swój sposób. 
               Gdy tylko przekroczyli próg sali, stawiając pierwsze kroki w tę ciemność, od razu usłyszeli szczęk ognia, który nagle zapłonął przy wysokich filarach z dużych, ozdobnych lamp, najprawdopodobniej wypełnionych naftą. Tak jak i pierwszego dnia bladoniebieskie, to turkusowe języki mieszały się z bielą i wyciągały w górę swoje szczerbate kolce. To ponure, bijące od nich światło, rozświetlało salę. Po raz pierwszy zza okien nie padała ani jedna łuna światła, zastygłe za horyzontem słońce w końcu całkiem zniknęło, jakby już za murami zamku nie było nic. Kris od razu dostrzegł tą ponurą zmianę, zastanawiając się czy aby demon już nie zadecydował o ich końcu, a teraz po prostu zwołał ich starając się nie wzbudzić paniki. Kiedyś możliwe, że żaden z nich nie przyszedłby do niego tak pokornie, na pewno baliby się przekroczyć próg tej sali. Tak było kiedyś, ale teraz ta obojętność i beznadzieja wypełniała ich całkiem. 
              Yifan obrócił się w bok, od razu, gdy dwa największe znicze zapłonęły z charakterystycznym dźwiękiem. Ich blask, lodowatobiały z błękitną nutką rozświetlił twarz demona. Jej wyraz przez to wydawał się jeszcze chłodniejszy, nawet w oczach obudził się ten niepokojący blask.
               - Nie sądziłem, że zjawicie się tu tak liczną grupą – zakpił, kończąc zdanie z dumnym uśmieszkiem. Założył nogę za nogę i oparł głowę o dłoń, którą trzymał na wąskim oparciu krzesła. Ciemne włosy chłopaka nie były jak zwykle perfekcyjnie ułożone, tym razem ich niesforne kosmyki sterczały w każdą stronę, jakby były specjalnie postrzępione i takie właśnie sprawiały wrażenie. Pasowały do żywych jak na demona oczu i standardowego uśmieszku. - Zostaniecie dziś sam na sam ze mną – wyszeptał prostując się i całkiem opierając plecy o oparcie. Jego luźno rozpięta zaledwie o dwa guziki, ciemno bordowa koszula odsłaniała trochę jego torsu. - Cieszycie się? - zapytał a w odpowiedzi otrzymał jedynie głuchą ciszę. To właśnie przez nią jego głos miał taki mroczny wydźwięk i atmosfera stawała się bardziej upiorna. Nikt nie miał odwagi się odezwać z goryczą i poniekąd odwagą patrząc na Jaejoonga. Mieli jedno zdanie - byli już gotowi na wszystko. 
             Demon skupił swój wzrok na jednej z osób przed sobą. Jego oczy po prostu niezmiennie były skierowane właśnie w jego stronę. Kai był pochłonięty swoimi myślami, bólem przez to, że znowu nie zdążył osiągnąć tego czego pragnął. Nie podnosił wzroku, bojąc się, że znowu zobaczy Luhana, tak blisko, na wyciągnięcie dłoni, a jednak i tak nie będzie miał prawa go dotknąć, nawet jeśli to byłby ostatni raz. Wszystkie te uczucia jak nigdy było po nim widać, najbardziej właśnie po wzroku. Jaejoong upajał się tym widokiem jak generał na wojnie obserwując upadek ostatniego bastionu wroga. 
             - Kim Jongin! - powiedział spokojnym tonem, chociaż w tej istnej ciszy tak niewielki dźwięk nabrał mocy. Chłopak podniósł niechętnie głowę z odrazą spoglądając na demona. Czuł się tak jakby został wezwany do tablicy, ale tutaj strach był większy, albo i nawet bardziej wypełniający go tą myślą o przegranej. Bierność, apatia i niemoc – to wszystko sprawiło, że bez większego zastanowienia, bez ceremonialnie podszedł do niewielkiego podestu. Zrobił kilka kroków, ale z jakiegoś powodu nie myślał, że idzie na śmierć, tylko do jego głowy wpadła myśl w ogóle nie związana z jego losem. Sam zadawał sobie te pytania. „Ciekawe jakim wzrokiem patrzy na mnie w tej chwili Luhan? Jak się czuje, widząc, że idę do Jaejoonga? Że mogę umrzeć?” Mógłby się odwrócić i odpowiedzieć sobie przez jedno spojrzenie chociaż na część tych pytań, ale nie miał tyle odwagi. Podszedł do bruneta, który błyszczącymi oczami obserwował go dokładnie. To było dość dziwne, intensywne spojrzenie, jakby widział jego emocje, a nawet cieszył się wiedząc, jak bardzo rozdarte ma serce. Ich reakcje w tym momencie były jak wielki finał, spinający klamerką całą tą drogę którą przeszli w Casso. 
             - Nie bój się – wyszeptał gdy Jongin stał przy nim. Dzieliła ich może kilkucentymetrowa odległość, ale wystarczająca, żeby słyszeli każdy swój szept. 
             - Nie mam się czego bać – wyrzucił arogancko Kai, uświadamiając sobie po tych słowach, że jest jedna osoba o którą się boi. Nawet wtedy kiedy już jego życie było mu obojętne, nie był do końca uwolniony od strachu. 
             - Dokładnie. - Brunet zmienił pozycje, siadając wygodniej na krześle. Wyprostował się, spoglądając z dumą na Kaia lekko unosząc głowę. - To ja powinienem bać się ciebie – wyrzucił, kończąc zdanie z uśmieszkiem. 
             - Nie rozumiem...
             - Czy nie obiecałeś mi, że zabijesz mnie swoimi własnymi rękami? - zapytał złośliwie demon. Od razu było widać jak złośliwie przypomina mu o tej obietnicy. Robiąc to, czuł się trochę jak człowiek pochylający się nad mrówką, szepcząc jej, że powinna go zabić, albo jak kot proszący mysz o śmierć. Z ignorancją podchodził do całej tej rozmowy. Bawiło go to jak ludzie szukają jakiś nadziei i szans, uważając, że gdy dadzą szansę przyszłości, to nagle zdobędą moc, która przekuje ich słowa w czyny. Sami niczego niczego nie robili. Nie starali się specjalnie, aby dosięgnąć tych marzeń. Właśnie gdy przypominają sobie o swoich pragnieniach szukają tej siły, dlatego powstała postać taka jak Bóg. To moc, której mogli te próby powierzyć i zrzucić z siebie to brzemię pracy nad sobą i obowiązkami. W jego oczach Jongin nie zrobił nic nowego. Pod wpływem emocji obiecał, że go zabije, ale po śmierci Kyungsoo która tak nim poruszyła było jeszcze wiele ofiar, a on się nie zgłosił. Kolejny „Nieudolny Bohater Wybawiciel”, całkiem jak Chanyeol, do którego Jae czuł taką odrazę. 
              Kai przełknął ślinę, przypominając sobie ten dzień sądu po śmierci Do. Emocje jakie nim targały przez ten czas pewnie w aktualnym stanie jego psychiki byłby mniej intensywne. Przeżył już tak dużo, że każdy kolejny cios, smutek, czy porażka znikały w liczbach kilku cyfrowych, powiększając ich wartość. Wtedy był pewny, że w końcu znajdzie siłę, żeby to zrobić, ale gdy stał przed demonem i już widział jak wygląda walka z nim, zaczął wątpić w swoje szanse. Patrzył na niego chłodno, po prostu milcząc. 
               - Nie martw się – wyrzucił po chwili Jaejoong. - Wezwałem cię, żeby zobaczyć właśnie tą minę. Nie chce walczyć – burknął. - Jesteś za słaby, żeby zawracać sobie tobą głowę. - Odwrócił wzrok z odrazą. - Najpierw pokonaj samego siebie, jak chcesz zmienić moje zdanie – syknął jeszcze, po czym machnął ręką jakby chciał tym gestem pokazać, że może, a nawet powinien odejść. 
              - Ty już przegrałeś sam ze sobą. To nie znaczy, że ja mam pokonać siebie – dodał po czym obrócił się i ruszył z powrotem w na swoje miejsce. Czuł ten sam ogień, nienawiść zjadającą go od środka. Nie odrywał ognistego spojrzenia od Jaejoonga. 
               - Huang Zitao – zawołał imię kolejnego chłopaka. Chciał z każdym z nich porozmawiać i miał swoje motywy, żeby to ronić. Musiał ich przygotować do tego co ich miało czekać. 
             Brunet bez ociągania się i bez stresu ruszył w stronę demona. Idąc w tamtym kierunku zauważył kątem oka, że Kris natychmiast wbił wściekły wzrok w Jaejoonga, jakby chciał mu przekazać, że Tao jest pod jego opieką. 
             - Zawiodłeś mnie – rzucił dość głośno brunet, zanim dumny Tao stanął naprzeciw niego. Chłopak od razu zaczął wpatrywać się w niego z zaskoczeniem wypisanym na twarzy, w ogóle nie mając pojęcia o co mu chodzi. - Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Już dawno mógłbyś stąd wyjść z taką mocą jaką masz. Taki „cichy zabójca”. 
             - Ale nie chciałem – przerwał mu szorstko. 
             - Nie chciałeś, czy bałeś się? Który z was jest prawdziwy? Ten Tao, który płacze, chowając się za plecami Krisa, czy ten który „chce opuścić tą norę”? - zacytował go dokładnie. - W sumie... gdyby nie Kris już dawno by cię tu nie było – wyrzucił szybko, oczywiście otrzymując po tym u Tao tą reakcje, którą chciał zobaczyć. Jego ciemne oczy kipiały złością, ale on sam uśmiechał się, a nawet zaśmiał pod nosem, słysząc to co miał do powiedzenia. Doskonale wiedział, że dużo mu zawdzięcza, ale gdy wypominał mu to ktoś inny natychmiast odbierał to jako atak, nawet jeśli to była tylko prowokacja. 
             - Co ma do tego Kris? - zapytał od razu. 
             - Zawiodłeś mnie, bo kiedyś się od niego udało ci uwolnić. Byłeś silniejszy, a teraz jesteś taki sam jak kiedyś. Naiwny i słaby. Nie chciałem takiej osoby w Casso – mówił dalej, ale teraz już półszeptem. 
             - Nawet jeśli, to po co mi to mówisz? - zapytał już zdenerwowany Tao. Te słowa były prawdą. Obiecał sobie kiedyś, że nigdy nie da się ponownie zawieść Krisowi, ale i tak znowu uwierzył w jego słowa. 
             - Dla twojej informacji. Jakbyś chciał zmienić moje zdanie – dodał obojętnie, albo raczej chciał, żeby tak to wyglądało. 
             - Nie chcę – prychnął Hyuang odwracając się. - Nie obchodzi mnie twoje zdanie. 
             - Wu Yifan – zawołał demon, w końcu natrafiając wzrokiem na ciągle wpatrującego się w niego Krisa. Chłopak ominął Tao bez słowa idąc do Jaejoonga z równie sporą ciekawością. 
             - Kris... myślałem, że ciebie nie zobaczę na końcu – wyrzucił spokojnie. 
             - Po co te rozmowy z każdym z osobna? - wyminął jego pytanie własnym oczekując konkretnej odpowiedzi. 
             - To taka odprawa – odparł, uśmiechając się. - Nie bądź taki konsekwentny – mruknął. - Nie wszystko co robię musi mieć jakieś szczególne znaczenie. 
             - Nie musi, ale ma. 
             - Widzę, że dalej arogancki z ciebie dupek – dodał z uznaniem. - Większy ode mnie. - Kris nie odpowiadał na tą „pochwałę” ze strony demona, dalej szukając w jego mimice twarzy, czy gestach czegoś co przypominałoby motyw. 
             - Coś jeszcze? - zapytał dość uprzejmie co tylko sprawiło, że to zdanie zabrzmiało bardziej złośliwie. 
             - Tak. Muszę ci przyznać, że spodziewałem się z twojego pobytu w „Casso” czegoś więcej. Nie wybierałem idioty, który nic nie zauważa, a teraz... taki przede mną stoi. 
             - Czego niby nie zauważyłem? - zmrużył lekko oczy w dalszym ciągu patrząc na niego pełnym złości wzrokiem. 
              - Nie zauważyłeś, że Tao tylko czeka na moment, żeby się ciebie pozbyć – dokończył Jaejoong dość spokojnie. Odruchowo zerknął na Tao z daleka, po czym z uśmiechem wrócił wzrokiem do Yifana. Kris nie odezwał się, nawet na jego twarzy nie było widać żadnej reakcji. - Wiesz jak zmienić moje zdanie. To koniec rozmowy – mruknął demon, dając tym samym do zrozumienia, żeby już odszedł. Zasiał już w nim ziarno niepewności, którego korzenie prędzej czy później miały rozerwać więzy zaufania. 
             - Lu Han – wyrzucił ostatnie imię. Blondyn poczuł, że jego serce zaczyna bić jak oszalałe, uderzając tak, że owo bicie odczuwał nawet w gardle. Skulił się nieco i ruszył ostrożnie w stronę Kima, jakby poruszał się po lodzie. Nieśmiało spojrzał na jego twarz w dalszym ciągu, bojąc się spojrzeć w jego oczy. - Najlepsze zostawiłem na koniec – wyrzucił spokojnie, zerkając na zawstydzoną twarz blondyna. 
              - Czego chcesz? - zapytał szorstko, chociaż nawet gdy próbował „warczeć” brzmiał jak obrażone dziecko. 
              - Widzę... jakąś zmianę w twojej postawie. - Zaśmiał się gdy tylko wypowiedział te słowa. - Nie pyskowałbym tak, jakbym chciał dowiedzieć się czegoś o Sehunie. Jestem w stanie ci go oddać – dodał obojętnie monotonnym głosem, jakby to nic dla niego nie znaczyło, było czymś naprawdę łatwym. Luhan powstrzymywał radość i nadzieje. Uderzał te uczucia, które  się w nim rodziły po tej wiadomości, jakby chciał je poniżyć, upchnąć gdzieś pod rozsądek. To nie mogło być możliwe. 
             - Czego chciałabyś w zamian? - To akurat go interesowało. Zabrzmiał, jakby chciał zawrzeć z nim jakiś kontrakt, do którego podchodził dość niepewnie, chcąc poznać jego warunki. 
             - Nie zawiedź mnie i walcz – dodał, pozwalając sobie nawet na dość przyjazny ton. 
             - Czyli miałbym kogoś zabić? 
             - No tak, mnie. Ale... niekoniecznie. Wystarczy, że przestaniesz zasłaniać się innymi – dokończył, wstając ze swojego miejsca przez co od Lu dzieliło go kilka centymetrów. - Postaraj się zmienić moje zdanie – dokończył. Lu wpatrywał się z przerażeniem w jego ciemne oczy, po czym obrócił się i wrócił na swoje miejsce. Jaejoong uśmiechnął się dumnie. Wydawało mu się, że przez te rozmowy udało mu się rozgrzać w nich to zaśniedziałe uczucie nienawiści. Wystarczyło tylko trochę zatrząsnąć ich obawami, żeby obudził się od razu. Strach tylko miał zdeterminować ich do zrobienia wszystkiego czego demon oczekiwał. Krok po kroku musiały zniknąć wszystkie bariery, społeczne normy i zasady które ich blokowały, aby mogli pokazać swoje prawdziwe, niczym nie skrępowane ludzkie odruchy. 
             - Nie wezwałem was tutaj tylko po to, żeby z wami porozmawiać – wyrzucił spokojnie. - Mam niespodziankę – dodał słodkim głosem, uśmiechnął się uroczo. - Wasz zegar właśnie ruszył. Dzisiaj otrzymacie ostatnią, jedyną szansę, żeby się stąd wydostać. Otrzymacie idealną okazję aby mnie zabić. Będę czekał na końcu labiryntu. Oczywiście otrzymacie broń. To wasza ostatnia gra i możliwe, że moja też. Zasady są podobne, jeśli ktoś mnie zabije, wyjdziecie wszyscy z projektu, ale jednym z waszych największych problemów będziecie wy sami. Sukcesem będzie jeśli w ogóle ukończycie własny labirynt. Gotowi? 



Jongin nałożył na głowę kaptur, po raz ostatni stając na swoim miejscu. Wszystko co właśnie miało się stać miało być walką w ich własnym poplątanym umyśle. Westchnął tylko podnosząc głowę, żeby spojrzeć na zdobione sklepienie sufitu. Wyglądał jakby odbite były na nim wszystkie konstelacje gwiazd. Kai dawno nie widział nieba. Tęsknił już za tym życiem jakie prowadził do tej pory. Prawie zapomniał jak to jest wyjść na ulicę i spotykać codziennie innych ludzi i oglądać nieznajome twarze. Tęsknił za zmianą pogody, za chłodnym deszczem, ciepłymi promieniami słońca, które wschodziło i zachodziło we własnym tempie ustalając samolubnie długość dnia. Tutaj zjadała go rutyna, nawet jeśli to było możliwe. Niestety spowszechniał tu tylko smutek i strach. Reszta innych uczuć była raczej gdzieś poza tymi murami i poza tym światem. Kai nie czuł już stresu, cieszył się, że to koniec. Początek końca. 
Jaejoong wyszedł na środek sali, narzucając wcześniej długi, skórzany płaszcz. Pierwszy raz stanął między swoimi owieczkami i jak jeden z nich zajął miejsce w tym okręgu. Stanął na znaku który już od dawna nie świecił, tym należącym do Baekhyuna. Co dziwne znak od razu się zaświecił, a nawet może zabłyszczał jaśniej niż te pozostałe, na których stali ich właściciele. Demon podniósł dumnie głowę, spoglądając na nich spod przymrużonych powiek. 
- Pasuje ustalić jakieś zasady. Wyjaśnię je wam po prostu – zaczął spokojnie. Tao nawet nie zwrócił na niego uwagi, opuszczając głowę jakby czekał na najgorsze, albo w myślach już układał jakiś plan działania. Kris jako jedyny podniósł głowę, słuchając go uważnie. - 1. Mistrzem Gry pozostaje „Bóg” Sanktuarium. 2. Każdy Gracz posiada swoje własne „piętno”, niezmienne w labiryncie. 3. Labirynt istnieje tylko dzięki wyobraźni Graczy. 4. Z pomocą labiryntu mogą przejąć nad wszystkim kontrolę i manipulować widzianym przez siebie obrazem. 5. Istnieje możliwość zabicia innego gracza. - Kris natychmiast przeniósł swój wzrok na Tao. Zastanawiał się od dłuższego czasu czy słowa Jaejoonga, te, w których przekazał mu, że Huang chce go zabić są prawdą. Nie raz tłumaczył samemu sobie, że gdyby tylko chciał zrobiłby to już dawno, mógł nawet wyzwać go na pojedynek, na nim użyć swojej mocy kontroli czasu i go zniszczyć. Nikt by się nie czepiał. Yifan ostatnio dostrzegał w nim coś, co mógłby nazwać uczuciem. Wydawało mu się, że takim właśnie „większym uczuciem” go darzył, więc zaczynał mu ufać, oddalając całkiem wszystkie obawy i starając się odbudować pomiędzy nimi silną relacje nawet bardziej niż przyjacielską. Niestety te słowa i obawy wróciły po słowach demona. Nawet jeśli były niechciane i Kris doskonale wiedział, że były prowokacją, to nie mógł pozbyć się pytania: „A jeśli?” - 6. Zabójstwo w labiryncie nie podlega karze, ani Sądom. 7. Każdy musi ukończyć swoją własną ścieżkę. 8. Podczas jej przebycia Graczy mogą pokonać ich własne obawy. 9. Zegar rusza wraz z przekroczeniem wejścia labiryntu. 10. Każdy zegar odmierza inny czas, ten który pozostał Graczom. - Tao uśmiechnął się mimowolnie. Wiedział, że może manipulować własnym czasem i akurat jego nawet szybka śmierć nie jest dla niego żadnym zagrożeniem. W tej konkurencji był od innych krok do przodu, więc nie musiał się śpieszyć podczas pokonywania labiryntu. - 11. Każde wyjście z labiryntu prowadzi do „Boga”. 12. Przekroczenie labiryntu jest jednoznaczne z wyzwaniem demona do walki. 13. Podczas gry Bóg posiada moc równą Graczom. - Luhan westchnął głęboko, jakby na dźwięk tych słów urodziła się w nim jakaś nadzieja. Miał niewielkie doświadczenia ze swoją mocą i mógł liczyć jedynie na fart. - 14. Śmierć Gracza podczas walki jest śmiercią ostateczną. 15. Śmierć Boga uwalnia wszystkich pozostałych z projektu „Casso”. 16. Do walki może przystąpić więcej niż jeden z Graczy. 17. Gracze mają możliwość zabicia Boga przy użyciu broni. 18. Nie można wycofać się z gry. To wszystko – wyrecytował niemal z pamięci z całkowitą powagą, jakby właśnie wygłaszał jakiś śmiertelnie ważny kodeks. Demon zmierzył wszystkie twarze zawodników wzrokiem. Zawsze był z kimś podczas realizowania swojego projektu, więc ten brak poklasku ze strony innych demonów nieco go zniechęcał. W końcu żaden z nich nie wiedział jakie to poświęcenie mocy i sił zorganizowanie takiego rytuału. - Jakieś pytania? - zapytał jeszcze rozkładając ręce. 
- Nie. Ale mam ci coś do powiedzenia – wyrzucił Jongin jakby tylko czekał, aż padnie właśnie to pytanie z ust demona. Mężczyzna skinął tylko głową, tym samym pozwalając mu mówić. Jongin uśmiechnął się złośliwie. - Zabije cię, Jaejoong – odpowiedział z dumą. Demon zaśmiał się dźwięcznie. Nie zaskoczyła go ta deklaracja, ale słysząc te słowa znowu obudziła się w nim wola walki. 
- Widzimy się w piekle – odpowiedział jeszcze niższym niż zwykle tonem. To co sami sobie zgotowali, rzeczywiście było piekłem. 

8 komentarzy:

  1. Kyaaaaa! Nowy rozdział!!! Pewnie zaśpie jutro przez cb do szkoły ale trudno ^-^. Troche się naczekaliśmy na kolejny rozdział ale warto było bo jest FENOMENALNY. Jak wszystko od ciebie z resztą. Małe pytanko: masz zamiar dodać do opo jakieś elemęty yaoi? Ach, szalona yaoistka prosi o Taoris *-* Jeszcze 2,3 rozdziały do końca? No trudno, jakoś przeżyję. I poczekam oczywiście. Nie popędzam, wiem że proces twórczy potrafi trwać naprawdę długo, wystarczy że będziesz dalej pisać takie perełki <3 Pozdrawiam i dobranoc XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo panie ._. ja tutaj umieram..
    wchodzę na Twojego bloga i już lambada bo nowy rozdział, który jest jak zwykle boski ;;
    nadal nie mogę pozbierać się po HunHanie jako rodzeństwie D:
    ale weny życzę i czekam na kolejny rozdział, bo warto~~
    /Miyuki (͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej! Ale sie ciesze że nie przerwałaś pisania! Nie moge sie doczekać co będzie dalej! Rozdział wspaniały (zresztą jak każdy ) <3
    Czekam na ciąg dalszy !

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu nowy rozdział! ♥
    Jak zwykle cudowny i jak zwykle skończony w najbardziej ciekawym momencie eh. Powinnam się już do tego przyzwyczaić...
    Mam nadzieję, że Tao nie zabije Krisa. Nie rób mi tego, błagam ;; Moje taorisowe serduszko złamie się doszczętnie ;;
    Tak w ogóle to mam wrażenie, że Tao może tu odbębnić największą robotę i zabić Jeajonga, bo jak nam wiadomo, jego moc jest najsilniejsza.
    Żeby tak było ;;
    O Jezu, ile ja bym dała, żeby tak było TT
    I jeszcze ten Kaihan, dlaczego... Hunhan... Kaisoo... Dlaczego ;;
    (Tak wiem, mój komentarz sięga dna, ale te wszystkie emocje... chyba rozumiesz)

    Czekam niecierpliwie!

    OdpowiedzUsuń
  5. O. Moj. Boże.
    Nareszcie !!!!!
    Boskie!!!!!
    Opłacało sie tyle czekać ❤️❤️❤️❤️
    Nie mam bladego pojęcie co sie stanie , ale wiem ze i tak bedzie genialne!
    Chociaż można jedna rzecz chyba przewidzieć ze Kris i Tao zgina.... 😥 ale i tak moj ulb. ( Kris ) daleko zaszedł.
    Ale jedyny komentarz który mi przychodzi do głowy to Woooow
    A było cos z ta demona ze ona na kogoś czekała ?
    Nieważne !
    WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. A no właśnie co z ta demonka?
    Ale to jest idealne.
    Jak ty to robisz ? Ze wszystko co piszesz jest genialne.
    Ach... Nie tylko zeby Tao nie zabił Krisa T.T ( ani na odwrót)
    Niech skończą razem na polanie wsród jednorożcow :)))
    A tak na serio to hwaiting !

    OdpowiedzUsuń
  7. Wreszcie napisane @___@ Uuu ile akcji
    Jutro przeczytam kolejne <3
    /Nawn

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam wrażenie jakby do tego rozdziału całe opowiadanie trwało w miejscu - emocje były rozłożone równomiernie, nawet jeśli ktoś umierał nie czuło się szczególnego strachu, nic nie wzbudzało szczególnie skrajnych emocji.
    Teraz akcja się zaczęła, czuje to wyraźnie po dreszczach ekscytacji i gęsiej skórce na sobie.
    Wyłapałam chyba tylko dwa błędy - zamiana literki (przypadkowa, pewnie z nieuwagi i pośpiechu) oraz brak polskiego znaku w jednym ze słów. Jest jeszcze jeden błąd, ale to się ciągnie i ciągnie od początku - użycie słowa "tłum" w odniesieniu do dwunastki osób, a co dopiero czwórki jest zupełnie nieadekwatne. Tłum, to tłum - gdy ktoś wypowiada to słowo mamy w głowie przed oczami setki, a nawet tysiące ludzi, a nie ilość ledwie przekraczającą pierwszą dziesiątkę...
    Mimo wszystko, to, co zrobiło na mnie największe wrażenie, to widoczna na tle opowiadania geneza samego autora, dzięki której dał się poznać nieco czytelnikowi. Naprawdę widać jak się zmieniłaś przez te niecałe dwa lata, Iz.
    Pewnie dziwnie czytać takie rzeczy od osoby, która nigdy nie zamieniła z Tobą słowa, prawda?

    OdpowiedzUsuń