sobota, 19 kwietnia 2014

SZÓSTY zmysł

WESOŁYCH ŚWIĄT! 
No to jest sobota i według planu dodaje kolejny rozdział. Szczerze przyznam, że z każdym kolejnym fabuła tego opowiadania jakby sama się buduje (i mój plan szlak trafia), do tego jest coraz dłuższa i tak z około 12 planowanych rozdziałów pojawia się ich coraz więcej (i mój rządek magicznych 12 szlak trafił). Wiem, że nie dodaje rozdziałów za często, ale teraz czasu powinno być coraz więcej i postaram się dodawać tak jak sobie zaplanowałam. W sumie nie dziwie się, że przez to tak dużo osób o tym opowiadaniu zapomniało - no cóż mogę winić tylko siebie, ale mam taką prośbę: czysto orientacyjnie proszę zostawić po sobie jakiś znak, żebym wiedziała ile właściwie osób jeszcze czyta "Casso". 
Nom zostało mi życzyć tylko miłego czytania i... takie małe ostrzeżenie - wszystko wyjaśni się w kolejnym rozdziale. xD 
~dydyk dla mojej sis (nie chce nic mówić, ale pobiła mnie za to, że zamordowałam jej biasa jako pierwszego hahaha) a i przepraszam za literówki i głupie błędy - pisane na ostatnią chwilę, więc na pewno się ich od nich roi. 






          Kai zacisnął dłonie na metalowej barierce od mostka. Pochylił się lekko do przodu, czując jak metalowa rurka przyciska się do jego brzucha. Nie przeszkadzało mu to. Tak jak i mglista pogoda. Niebo całkiem zasłaniały szare chmury, a gęsta mgła unosiła się, sięgając ponad większe budynki. Otulała wszystko wokół, niczym welon. Powietrze przy jej obecności wydawało się cięższe i bardziej wilgotne, ale Jongin i tak był zadowolony, że nie padało. Optymistyczna myśl u pesymisty. Silniejszy wiatr co jakiś czas rozwiewał jego włosy, które uderzały o policzki. Typowa jesienna pogoda. Można by powiedzieć, że odzwierciedlała to jak się czuł. Wydawała się obojętna. Mgła, szare niebo, betonowa konstrukcja niewielkiego mostu, bloki, chodniki - to wszystko było szare. Jakby cały świat przybrał ten kolor. Kolor obojętności. To wcale nie poprawiało humoru zdołowanego chłopaka. 
          Pochylił głowę, spoglądając na płynący pod nim niewielki strumyk, ostatnią garstkę natury na obrzeżach zatłoczonego miasta. W sumie większość osób powiedziałaby, że ta rzeczka to jakiś zabrudzony potok z innego miasta, bardziej przypominający ściek, ale Jongin pamiętał skąd jest jego ujście. Często wyjeżdżał tam z rodzicami jako dziecko. Ta krystaliczna woda, przecinająca tą brudną, miastową ziemię już nie przypominała siebie, z tego miejsca skąd pochodziła. Z naturalnego ujścia, w tym miejscu stała się niemalże ściekiem ogrodzonym betonową barierką, żeby woda nie wyżłobiła większego koryta. Na jej płytkim dnie walały się reklamówki, puszki i butelki. Tak się właśnie działo z wszystkim, co trafiało do tego miasta. To miejsce je niszczyło. Tak było z Kaiem i z małżeństwem jego rodziców. Jedynym wyjątkiem był jego najlepszy przyjaciel. Chociaż wydawał się nieco szorstki, to ciągle naiwnie spoglądał na świat. Do tego jego oczy potrafiły zobaczyć prawdziwą naturę ludzi. Tylko dlatego Kai nie musiał się przed nim ukrywać. Był sobą. Zbywał innych, broniąc się przed jakąkolwiek rozmową. Tak było łatwiej. Rozmowa mogłaby spowodować, że zacząłby myśleć o swoich problemach, a ostatnio to było jego największą torturą. Starał się "znieczulić" swoje myśli, ale ciągłe pytania powodowały, że resztki nadziei jakie u niego zostały budziły się co jakiś czas, dodając tylko więcej bólu. 
          Spojrzał w dół, widząc swoje odbicie na tafli brudnej wody. Obraz delikatnie się rozmywał, gdy o wodę ocierał się delikatny wiatr. Chłopak z niechęcią zacisnął wargi i pochylił się do przodu. Złożył ręce i oparł o nie brodę, ze znudzeniem patrząc na płynącą swobodnie wodę. 
          - Jongin! - Usłyszał czyjś głos. Jego serce od razu zabiło mocniej. Znał osobę, od której ten głos pochodził. - Cholera... Czemu nie odbierasz? - zapytał chłopak, podchodząc bliżej. Kai z jakiegoś powodu ciągle nie odrywał wzroku od widoku przed sobą, jakby w ogóle nie interesując się obecnością przyjaciela. Przynajmniej chciał, żeby właśnie tak to wyglądało. W głębi duszy cieszył się, że znowu go słyszy.
          Chłopak stanął obok niego, również jak Kai opierając się o barierkę. Dopiero wtedy Jongin spojrzał na niego odruchowo. Nie mógł przypomnieć sobie jego twarzy, do tego i tym razem do końca jej nie widział. Chłopak miał założony kaptur i tak jak ostatnio wzrok Kaia powędrował na malinowe usta przyjaciela. 
          - Skąd wiedziałeś gdzie jestem? - zapytał odruchowo. 
          - Czemu pytasz? - Chłopak wydął lekko usta, które Kai cały czas obserwował. - Przecież wiem o tobie wszystko, Domyśliłem się, że tu będziesz, bo twoja mama... - Nagle poczuł narastającą w sobie wściekłość. To było za wcześnie, za mało delikatnie, nie chciał o tym słyszeć. Z jakiegoś powodu automatycznie zacisnął oczy, czując napływające łzy. To było ponad jego siły. Nie chciał sobie o tym teraz przypominać. - Jeśli chcesz... porozmawiać, to... - kontynuował towarzysz. Kai nie potrafił znieść żadnego kolejnego słowa idącego w tym kierunku. Czuł, że każde z nich przecinało go jak nóż. - To nie twoja wina, że...
          - Skończ z tym! - warknął zdenerwowany. Jego ręka automatycznie powędrowała w stronę twarzy zaskoczonego chłopaka, jednak zanim jej dotknęła Jongin nie tylko zaczął żałować tego gestu, ale i jego palce rozmyły obraz, jakby przejechał ręką po tafli wody. To znowu był sen





          - Wiedziałem, że tu jesteś - wyrzucił z uśmiechem brunet. Gdy tylko wszedł zobaczył przed sobą skulonego w kącie Jongina. Podpierał swoją głowę na kolanie, obejmując ramionami przysunięte do siebie nogi. Wyglądał tak niewinnie i uroczo. Powodowała to nie tylko smutna mina, ale i lekko zaszklone oczy, którymi chłopak teraz patrzył przed siebie. D.O uśmiechał się w duchu, gdy tylko dane było mu zobaczyć tą "prawdziwą wersje Kaia". Jakby, gdy tylko był w otoczeniu innych ludzi odgrywał swoją role. Udawał, że jest całkiem samodzielny, nikogo nie potrzebuje, tak jakby nie chciał w ten sposób dopuścić, by ktokolwiek go zranił. Jongin był po prostu typem osoby, która niewiele po sobie okazywała, ale wiele do niego trafiało. 
          - Już skończyliście naradę? - zapytał ochrypniętym głosem, podnosząc głowę. Jego wyraz twarzy diametralnie się zmienił, jakby opuściły go wszystkie zmartwienia, którymi teraz się zadręczał. - Czym wy się w ogóle tam zajmujecie tyle czasu? - zapytał, obracając głowę w stronę D.O. 
          - Nic szczególnego... Coraz mniej mi się to podoba! W sumie na początku też nie byłem przekonany do tego pomysłu, ale to, jak teraz to wygląda... po prostu zaczynają przesadzać - burknął. 
          - Czyli? Macie za dużo ćwiczeń? 
          - Nie... Suho uderzyła woda sodowa do głowy. Wymyślił nam jakieś zasady, których mamy przestrzegać. Nie wolno nam mówić o postępach pracy i tak dalej. Jakby był w jakiejś sekcie - dodał poirytowany. D.O rzadko się złościł. Robił to, gdy coś przerastało jego rozumowanie, lub gdy czarno na białym widział jakąś niesprawiedliwość. - Za niedługo każe nam się odseparować od reszty, albo co gorsza... wygrać...
          - Nawet nie mów takich rzeczy! - oburzył się Jongin. Już od jakiegoś czasu o tym myślał. Bał się kolejnego morderstwa, tym bardziej, że teraz wyglądało na to, że będzie ono nieuniknione. Wygrana wydawała się kusząca, co powodowało, że ten spokój był jak cisza przed burzą. Wśród ludzi zaczęła się szerzyć niepewność, bo każdy właśnie tak uważał. 
          - Ale to prawda Kai! - odpowiedział D.O, siadając po turecku przed brunetem. - Mam złe przeczucia co do tego sojuszu. 
          - Czyli tak? Przyciskają cię treningami - zaśmiał się brunet, po czym po chwili poczuł na sobie złowrogie spojrzenie chłopaka przed sobą. 
          - Głupek. Głupek. Głupek - syknął. - Nigdy by mi to nie przeszkadzało, gdybym mógł kogoś przez to uratować - wyszeptał cicho. Kai uśmiechnął się mimowolnie na dźwięk tych słów. Z jakiegoś powodu stracił nadzieje, że jeszcze ktoś tak myśli. Nie sądził, że gdzieś jeszcze, przy nim jest osoba która podaruje mu choć taką małą jej iskierkę, ale właśnie tak się stało, gdy D.O wypowiedział te słowa. On sam był tego zdania, ale nigdy nie powiedziałby tego na głos. Nie lubił zgrywać bohatera. To nie zmieniało faktu, że doceniał ludzi, którzy potrafili jeszcze "tacy" być. Szczególnie w trakcie tak bezdusznego projektu jak "Casso". Najcięższe warunki potrafiły zmusić człowieka do najgorszych czynów. Chęć przetrwania powodowała, że ludzie zatracali się, jakieś ważniejsze wartości teraz szły na bok, dlatego właśnie tak ucieszył się, słysząc to wyznanie od D.O.
          - A kto ciebie ochroni? 
          - No jak to kto? No liczę, że ty - zaśmiał się chłopak, odruchowo zasłaniając usta ręką. Kai poczuł, że coś w nim drgnęło. Tak. To była prawda. Były tylko dwie osoby, które według niego zasługiwały na to, żeby ich bronić. I jedną z tych osób był właśnie D.O. - A tak na marginesie... O czym rozmawiałaś z Luhanem? - zapytał nieco ciszej, ze smutną miną. Ukrywał to, że zastanawiał się nad tym od dłuższego czasu. D.O bardzo dobrze widział, że Kai traktuje Luhana inaczej niż resztę. Przy nim z jakiegoś powodu był prawdziwym sobą. D.O często zazdrościł właśnie tego Lu. On doceniał każdy uśmiech Jongina, podczas gdy starszy chłopak wydawał się całkiem tego nie zauważać. 
          - Podziękował mi tylko - syknął zarumieniony. Zacisnął dłoń, na swojej kostce, nie mając odwagi spojrzeć w oczy rozmówcy. Z jakiegoś powodu przy D.O bał się kłamać i udawać, że nic go to nie obchodzi. 
          - Tylko? Nic nie mówił o Sehunie? 
          - Skąd ty... - zatrzymał się. Westchnął głęboko, widząc dociekliwą minę D.O, który spoglądał na niego swoimi dużymi, szklącymi się oczami. - No tak. Nawet go sam zapytałem, ale tylko z ciekawości. Znowu coś sugerujesz? - warknął, ledwie zbierając myśli pod naciskiem pytań, które dopiero zaczęły się sypać. 
          - No nie udawaj już. Jesteś o Sehuna zazdrosny, co nie? Przypomniałeś coś sobie o Luhanie? 
          - Nie... no co ty. Nie myślę, żebym go znał. Wydaje mi się znajomy, ale z jakiegoś powodu czuje, że to nie ta osoba o której ostatnio śnię. 
          - Powiedziałbym, że może to ja, ale boje się wiedzieć jakiej natury są te twoje sny. - Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech, a do tego wysłał Kaiowi swoje porozumiewawcze spojrzenie. Brunet przewrócił tylko znacząco oczami, nawet nie komentując jego słów. 
          - Chciałbyś się w nich znaleźć... Mówię ci... - powiedział jednak po chwili, ze złośliwym uśmieszkiem, najbardziej głębokim głosem, jaki udało mu się z siebie wykrzesać. 
          - Co to za pedalski ton? - D.O z teatralną miną odsunął się od Jongina, śmiejąc się pod nosem. Młodszy zareagował na to tylko szerokim uśmiechem. D.O tak bardzo chciał, żeby tak było zawsze. Był pieprzonym egoistą, ale nie mógł z tym nic zrobić. Jego myśli ciągle krążyły tylko wokół tego, żeby zatrzymać Kaia dla siebie, ale to było bardziej niż niemożliwe. 


          Czerwonowłosy zacisnął mocniej palce wokół nadgarstka zaszokowanego blondyna. Luhan nie odrywał od niego wzroku, niczym przestraszone zwierzątko. Jego szeroko otwarte oczy, ani na moment nie przykryły powieki, jakby bojąc się, że nieobserwowany Xiumin wykona ruch, przed którym Lu nie zdąży się obronić.
          - Co jeszcze do cholery wiesz?! - krzyknął, szarpiąc wątłą sylwetkę blondyna. Chłopak nie widział, jak ma na to zareagować. Nie miał pojęcia, że to jedno pytanie tak wytrąci Xiumina z równowagi. Nagle jego półprzytomne oczy wydawały się szklić złością, za którą zapewne krył się strach. Całkowicie niezrozumiały, szczególnie dla Luhana. - Pytam się ciebie... Mów mi wszystko, co wiesz ! - krzyknął, przyciskając blondyna do przeciwległej ściany. Na twarzy chłopaka pojawił się grymas, choć uderzenie nie było mocne. Xiumin ciągle trzymał rękę Lu, a drugą przycisnął jego gardło. Luhan automatycznie starał się go odsunąć. Bał się. Reakcja Xiumina była przerażająca. Jakby nagle stał się inną osobą. - Nie możesz nikomu powiedzieć...- wyszeptał z psychopatycznym uśmiechem. Luhan czuł, że jego serce bije szybciej, powoli zaczynał tracić oddech, czując ucisk na swojej szyi. Bolesne uczucie, niemal całkowicie pozbawiło go chęci do obrony. Przed jego oczami zaczęły pojawiać się białe plamy. Odpychanie Xiumina nie pomagało, jedynie pozbawiało Lu resztki sił.- Dopilnuje, żebyś nikomu nic nie powiedział - dodał po chwili. Luhan całkowicie spanikował po tych słowach. Starał się krzyknąć, ale nie był w stanie, jego głos utknął gdzieś w gardle, które blokowało powietrze. Przez głowę zaczęła przepływać masa chaotycznych myśli, które przeplatały się między sobą. - Ale... nie w ten sposób. - Xiumin odsunął się od chłopaka, którego wątłe ciało pochyliło się bardziej do przodu. Zaczął łapczywie chwytać powietrze. Oparł ręce o kolana, pochylając się do przodu, starł ślinę zabłąkaną w kącikach jego ust spoglądając na Xiumina z nienawiścią. Wyglądał, jak psychopata z tym szerokim uśmiechem.
          - O co ci chodzi do cholery - warknął Lu, łamiącym się głosem.
          - Nie zrozumiesz, Lu. Musisz po prostu być cicho. Wzywam cię na pojedynek, Luhan. Pojedynek na śmierć i życie - wyjaśnił z dumą. Wyglądał na poważnego mówiąc te słowa. Blondyn ciągle patrzył na niego z niedowierzaniem. Najpierw ta dziwna reakcja, później groźba. To było dziwne. "Dlaczego Xiumin chciał ukryć coś takiego?" - tylko to pytanie chodziło teraz po głowie Luhana.
          - Nie zgadzam się - warknął blondyn. - Nie musisz uznawać mnie za zagrożenie. Nikomu o tym nie powiem. - dodał, po czym wyprostował się i ruszył w dalszą cześć korytarza. Xiumin natychmiast złapał go za ramię, wbijając w niego swoje złowrogie spojrzenie. Lu zrozumiał, że znalazł się w pułapce. 
          - Xiumin ? - Usłyszeli za sobą łagodny głos Jongina. Czerwonowłosy obrócił się, przybierając na twarzy swój najbardziej fałszywy uśmiech.
          - Kai? Jak ja cię dawno nie widziałem. - Dłoń Xiumina błyskawicznie puściła Luhana, ale Jongin ciągle mierzył czerwonowłosego morderczym spojrzeniem. Domyślił się po minie Luhana, że to nie była zwykła kłótnia, której usłyszał jedynie końcówkę.
          - Zamknij się - syknął przez zęby. Jego wzrok skupiał się raz na zaszklonych oczach Luhana, raz na twarzy Xiumina. Z jakiegoś powodu czuł w sobie narastający gniew. - Co tu się stało ? - zapytał, zaciskając dłonie.
          - Od kiedy cię to interesuje, Jongin? - zaśmiał się czerwonowłosy. - Powiedzmy, że ja i Lu mieliśmy coś... a właściwie mamy do załatwienia na osobności
          - Czyli ? 
          - Słyszałeś o nowej zasadzie Kai ? - podszedł bliżej do bruneta. Nie chciał robić ze swoich motywów jakieś szczególnej tajemnicy. - Z pewnością ci się spodoba. Dzięki niej można łatwo się stąd wydostać. Ominąć sąd i morderstwa. - Oczy Kaia lekko się poszerzyły, z zainteresowaniem spoglądając na Xiumina. Luhan też wyglądał na zaskoczonego. - Czyli oboje nic o tym nie wiedzieliście? Jaejoong uświadomił mi, że aby ominąć sąd i się stąd wydostać, można kogoś pokonać w pojedynku. Pojedynku na śmierć i życie.
          - Co to zmienia? To też zabójstwo - odpowiedział po chwili Kai, wzruszając obojętnie ramionami.
          - Nie trzeba się z niczym kryć - warknął czerwonowłosy. - Jesteśmy podobni. Nie rób z siebie nagle takiego szlachetnego. Może powiesz mi, że gdybyś miał okazje nie wyszedłbyś stąd?
          - Możliwe... - odpowiedział obojętnie.
          - No to gdzie widzisz problem? Wyzwij jakąś "ofiarę" i tyle. Przecież i tak nie przeżyje do końca gry. - Czerwonowłosy wskazał ręką stojącego przy nim Lu. Blondyn spojrzał na niego gniewnie, po czym od razu spuścił wzrok. Zacisnął usta w wąską linie. Taka była prawda. Był po prostu "ofiarą". Z jego błyszczących oczu zaczęły płynąć łzy. Nie zatrzymywał ich. Kai spojrzał na niego odruchowo, po czym obdarował spojrzeniem pełnym jadu, stojącego przed nim Xiumina. Zacisnął silniej dłonie, po czym wymierzył cios w twarz chłopaka. Chciał pozbyć się tego uśmieszku z jego twarzy. Całkowicie stracił nas sobą kontrolę, jakby na moment przed ciosem wyszedł ze swojego ciała. Na początku w ogóle nie poczuł, że kogokolwiek uderzył, dopiero po chwili jego palce lekko pulsowały, po zderzeniu się ze szczęką czerwonowłosego. Xiumin oblizał językiem rozciętą wargę, spoglądając na Jongina z przerażającym uśmieszkiem.
          - Jeśli chcesz kogoś wyzywać na pojedynek, wyzwij kogoś, podobnego do siebie, tchórzu - warknął, drżącym głosem Kai, nie panując już nad adrenaliną pulsującą w jego żyłach.
          - Załatwione - wyszeptał Xiumin, stając prosto. 


          Chłopak bez słowa wrzucił wszystkie czekające przy misce składniki. Nie potrafił się skupić. Nie po tym, co udało mu się znaleźć. Z jakiegoś powodu ciągle nie potrafił się uspokoić. Ostrożnie sięgnął rękami po drewnianą łyżkę leżącą obok. Jego drżące palce ledwie były w stanie ją złapać.
          - Wszystko w porządku ? - zapytał lekko ochrypniętym głosem Jongin. D.O. podniósł tylko głowę,uśmiechając się do niego sztucznie. Z jakiegoś powodu przez jego obecność czuł się jeszcze bardziej zdenerwowany. Ostatnio po prostu za dużo myślał.
          - Yyy... Tak. - odpowiedział po chwili, jakby nie do końca przekonany.
          - Kłamiesz gorzej niż myślałem. - Jongin pochylił głowę nad krojonymi owocami, odwracając wzrok od D.O. chłopak uśmiechnął się pod nosem, czując się na jego policzkach pojawia się rumieniec. Ostatnio ciągle czuł to dziwnie uczucie przy Jonginie. Nie mógł powiedzieć, że go kocha w "ten sposób", ale na pewno coś do niego czuł. Z dnia na dzień ten chłopak stał się dla niego najbliższą osobą. Chyba nigdy nie miał kogoś takiego. Lubił to uczucie. Uwielbiał świadomość, że ma kogoś, kogo chce chronić.
         - Wiesz, tak tylko myślę - wyszeptał.
         - Aaa. Czyli psychologiczne przemyślenia przy gotowaniu ? - streścił brunet, z pokerową miną dalej krojąc owoce.
          - Tsaa! Zaraziłeś mnie tym chyba - zaśmiał się pod nosem. - Jest coś czego ci raczej nie opowiadałem. - mówił dalej, mieszając ciasto które z trudem zbliżało się do wymaganej konsystencji. Mąka co jakiś czas wysypywała się z miski, przy każdym obrocie łyżką. - Właśnie pamiętam większą część swojego życia. Nie było w nim nic specjalnego. Niewiele wiem o swoim dzieciństwie, ale wychowywałem się w "domu dziecka". Jedyne co wtedy myślałem i jedyna rzecz o jakiej marzyłem, to było wydostanie się stamtąd. Wiesz... wejście do tego świata w którym nie musiałbym liczyć na innych, mógłby spróbować swoich sił i zacząłbym sam kierować swoim życiem. Podobało mi się to. Gdy w końcu natrafia się taka możliwość, wynająłem z trójką innych chłopaków jakąś tanią klitkę. W sumie i tak przychodziłem tam tylko, aby się wyspać. Pracowałem cały czas. Brałem prace za pracą, a i tak ledwie wiązałem koniec z końcem. Krótko mówiąc szybko zatęskniłem, za tym by tam wrócić. - D.O. spojrzał na Jongina, który w tym momencie przerwał na chwilę swoje zajęcie. - Mówię to, bo zaczynam zastanawiać się, czy... w ogólne chciałbym stąd wyjść - wyszeptał bardziej do siebie brunet.
          - Jesteś niesamowity D.O. - Te słowa po chwili ciszy rozbrzmiały w pomieszczeniu. - Znaczy wiedziałem, ale... - Kai obrócił się i gwałtownie przytulił chłopaka. - Chciałbym cię naprawdę kiedyś obronić - wyszeptał z uśmiechem poklepując go po plecach.
          - Kai ? Nie wydurniaj się...no... - Dłonie bruneta objęły sylwetkę wyższego chłopaka. - Wystarczy, że mam nareszcie takiego kumpla - wyszeptał cicho. Z jakiegoś powodu, ta scena był dla niego przygnębiająca. Przytulił Kaia mocniej, chcąc mieć go jeszcze kilka sekund przy sobie. O takiej osobie mówi się " prawdziwy przyjaciel". D.O. żałował, że musiał się o tym dowiedzieć tak późno.
          - Wiesz co ? - Odsunął się od bruneta. - Powinieneś dać sobie spokój z tym sojuszem, jak nie chcesz z nimi siedzieć - dodał po chwili z nieco większym przekonaniem. - Rób co chcesz, a nie katuj się, jak masz chodzić taki zdołowany - wyrzucił niższym głosem, po czym wrócił do pracy. D.O. z uśmiechem zrobił to samo.
          - Masz w sumie racje- odpowiedział. Nie mógł powiedzieć Kaiowi, że ostatnio to była tylko jedno z jego licznych zamartwień, a decyzje o odejściu podjął już dawno.
          - Ej! A czyja to kawa? - Jongin wskazał stojący obok niego na blacie kubek.
          - Cholera... zapomniałem - syknął brunet, odsuwając od siebie miskę. - Miałem ją zanieść Suho.
          - A co ty ? Jesteś jego pachołkiem, czy coś ? - zadrwił Jongin.
          - Czy nie można już niczego nikomu przynieść? - D.O. złapał naczynie do ręki, z pośpiechem wychodząc z kuchni. Chciał wykorzystać tą chwilę sam na sam z Suho, by udało mu się w końcu go przekonać do zmiany zasad lub do przyjęcia rezygnacji D.O. Od śmierci Laya minął już prawie miesiąc. Przynajmniej tak mogło się wydawać. Od tamtego czasu nie pojawiały się żadne zagrożenia. Chyba to zmusiło Jaejoonga do serii pomysłów. Im więcej ich było, tym bardziej wszyscy zaczynali panikować. Suho najwidoczniej też. Po śmierci Laya i Chena wziął swoją pozycję w sojuszu całkiem na poważnie. Gdy zagrożenia zaczęły się mnożyć, w Suho obudziła się jego obsesyjna nadwrażliwość. Robił wszystkim awantury o byle drobnostki. D.O. nie zwracał na to początkowo uwagi, ale ostatnio zobaczył w Suho coś, czego sam się wystraszył.
          Stanął przed drzwiami do pokoju po Layu i Chenie. Suho miał całą sypialnie tylko dla siebie, więc D.O. nie  musiał się bać, że ktoś będzie światkiem ich rozmowy. Drzwi uchyliły się, a w progu pojawił się Suho. Pytająco spojrzał na bruneta, który trzymał w rękach kubek z parującą cieczą.
          - Wejdź - powiedział po chwili, otwierając szerzej drzwi. D.O wszedł do pokoju niepewnie, z pochyloną głową. - To... o czym tak ważnym chciałeś pomówić? - zapytał oschle chłopak, zamykając drzwi za brunetem. Chłopak rozglądał się wokół, badając każdy element wystroju sypialni. Wyglądała całkiem inaczej, niż ta należąca do niego i Jongina. Była kilkakrotnie bardziej nowoczesna. D.O postawił kawę na niewielkim stoliku obok. Obrócił się w stronę Suho, z poważną miną. 
          - Chciałem odejść z sojuszu - wyrzucił pewnie. Szatyn z zaskoczeniem spojrzał na niego, przez chwilę przetwarzając to co właśnie powiedział. Chłopak oparł się o ścianę ręką. Westchnął pod nosem, pochylając głowę. 
          - Skąd do cholery ten pomysł, co? - warknął niższym głosem. D.O słyszał kołatanie swojego serca. Chciał raz, a porządnie załatwić tą sprawę z Joonmyunem i pozbyć się przynajmniej jednego z problemów. Wiedział, że nie obejdzie się bez kłótni, szczególnie kiedy Suho zaczęło zależeć na tym, co robił. 
           - To nie ma teraz sensu. - Na dźwięk tych słów zdenerwowany Kim podniósł głowę, spoglądając nienawistnym wzrokiem na chłopaka. 
           - Jeśli ktoś teraz umrze to co? Dopiero wtedy będzie miało sens? Przecież wiesz dlaczego powstał ten sojusz. Wiesz, że jeśli nie będzie całej czwórki to...
           - To już do cholery nie jest sojusz! - krzyknął D.O. Zaskoczony Suho uciął swoją wypowiedź. Nigdy nie widział przyjaciela w takim stanie. Nie przypominał sobie, żeby brunet kiedykolwiek krzyczał, a więc musiał być naprawdę zdenerwowany. - To tylko wszystko pogarsza... Ty wszystko pogarszasz. Nie chce zostawiać reszty i ratować tylko siebie. 
           - Ale my to robimy dla nich! W ogóle cię nie rozumiem. Wszystko sprowadza się do tego, żeby zabić Jaejoonga. 
           - Jaką ceną? - Brunet przymrużył oczy. - Mam być wrogiem pozostałych? Mam traktować ich wszystkich jak morderców? 
           - D.O nie chce nic mówić, ale gadasz jak jakaś baba - syknął Suho. Przeczesał włosy, zaczesując je do tyłu. Ich kosmyki niemal od razu opadły z powrotem na czoło. - Chodzi ci tylko o te nowe zasady? 
           - Po prostu mam złe przeczucia. - Joonmyun zaśmiał się głośno, słysząc tą odpowiedź. 
           - Serio? No prawdziwa baba! - zadrwił. - Słuchaj, nie mam czasu na twoje humorki. Do tego muszę cię powiadomić, że nie możesz odejść. Pomyśl o reszcie, która ciągle pracuje. Bez jednego ogniwa osłabniemy, a nie mogę na to pozwolić, bo ty sobie wróżysz z fusów. 
           - Nie rób ze mnie głupka! Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi! Po co ci te rozmowy z Krisem? Myślisz, że nie wiem, iż masz na każdego jakiegoś haka. Co ze mną zrobisz, jak odejdę co? Będziesz mnie szantażować, czy może zabijesz? - Oczy D.O zaczęły błyszczeć złowrogo. Suho oparł się o jedną z szuflad, przytrzymując się rękami o jej brzegi. 
           - O to chodzi, tak? - Joonmyun zacisnął mocniej palce na drewnianej powłoce niewielkiej szuflady. - To wszystko jest po to, żeby trzymać nas razem. 
           - No to się skończyło. Boje się wiedzieć, co jeszcze chcesz zrobić, żeby ten sojusz nie został zrujnowany. Mnie możesz już do niego nie wliczać - syknął, zmierzając do wyjścia. Ominął wściekłego Suho, po czym z podniesioną głową otworzył drzwi. 
           - Nie myśl, że do tego dopuszczę - rzucił na pożegnanie szatyn. D.O bez słowa komentarza wyszedł, trzaskając drzwiami za sobą. Te słowa jeszcze długo chodziły po jego głowie, ale nie miał czasu się nad nimi zastanawiać. Miał jeszcze wiele spraw do załatwienia. 


          Zaskoczony Kai półprzytomnie spojrzał na kłębiący się przy schodach tłum. Przed chwilą się obudził i jeszcze nie do końca przytomny ruszył do kuchni, chcąc znaleźć coś do picia. Choć spał dość długo, bo jedyny raz  kiedy się obudził widział wychodzącego z pokoju D.O i to właśnie jego krzątanie się po pokoju go obudziło. W tą noc udało mu się nie śnić o żadnych scenach ze swojego życia i ani razu nie obudził się oblany zimnym potem. Chyba po raz pierwszy od bardzo dawna spał spokojnie. 
          Brunet przeczesał ręką skołtunione włosy, spoglądając lekko podpuchniętymi oczami na to zbiorowisko. Żadne odgłosy ich rumów nie dochodziły do niego w takim stopniu, jak powinny. Słyszał słowa, ale nie chciał ich w ogóle interpretować. Miał już machnąć na to ręką i zejść na dół, gdy usłyszał chyba najcichsze z wypowiedzianych słów, ale o najgorszym znaczeniu "zamordowany". Jego serce nagle zabiło mocniej, a niewiadomego pochodzenia chłód opanował całe jego ciało. Obrócił powoli wzrok spoglądając w tamto miejsce. "Kto tym razem to zrobił?" - Usłyszał kolejny raz. Przerażony podszedł bliżej, chcąc zobaczyć, co tak bardzo poruszyło resztę chłopaków. Stres pozbawiał go zdolności jasnego spojrzenia na sytuacje. Oddychał płytko, a w jego głowie ciągle słyszał błagalne "nie, proszę nie". Stanął za całą zgrają. W tłumie starał się wyłapać znajome twarze. Nigdzie nie widział D.O. Spanikowany brunet przepchnął się przez mur zbudowany ze stojących niczym słup soli osób. Czuł ich pełne wyrzutu westchnienia. A gdy tylko spoglądał na nich odruchowo, widział w ich oczach pewnego rodzaju współczucie. Jongin nie miał pojęcia, skąd wzięła się u nich ta reakcja. W końcu udało mu się stanąć z samego przodu. Jego tępy wzrok natrafił na znajomą mu sylwetkę. D.O leżał przed schodami, na plecach. Nie ruszał się. Jego jasna skóra była jeszcze bladsza niż normalnie, a duże usta w kształcie serca tym razem były sine, niemal całkiem przybierając martwy, fioletowy kolor. Włosy bruneta były mokre, a ich ciemne kosmyki przyklejały się do czoła. Jedna z dłoni D.O leżała na pierwszym stopniu rozciągających się nad nim schodów, a druga przykrywała ranę na klatce piersiowej chłopaka. W tym miejscu jego ciemna koszulka była rozdarta, a pod nią można było zauważyć poważną ranę, jakby całkiem przeszywającą jego pierś. Wokół chłopaka było pełno wody, która była widoczna nawet na schodach. Mieszała się z krwią bruneta, płynąc razem między kafelkami. Kai przyglądał się tej scenie początkowo nieprzytomnie, pustym wzrokiem, jednak z sekundy na sekundę jego oczy zaczęły wypełniać łzy. Oddychał głęboko, nie rozumiejąc do końca tego, co udało mu się zobaczyć. Zacisnął ręce, wbijając paznokcie w skórę. Chciał sobie udowodnić, że to sen, ale tak nie było. 
           - D.O? - szepnął, spoglądając na martwe ciało z szaleńczym uśmiechem. Wszystkie rozmowy ucichły. Wzrok wszystkich powędrował na bruneta, każdy miał w sobie choć nutkę współczucia. Łzy zaczęły powoli spływać po policzkach chłopaka, nie potrafiąc już zmieścić się w jego zaszklonych oczach. Słodkie krople jedna po drugiej spadały na mokrą posadzkę. - Nie... - wyszeptał łamiącym się głosem. Zasłonił twarz rękami, pochylając głowę. To nie mogło się zdarzyć, przerastało wszelkie rozumowanie. Kilka godzin temu rozmawiał z nim. Widział go. Żywego. Kiedy to się stało? Czemu to się stało? Kto to zrobił? Brunet obrócił się powoli, spoglądając na przyglądające się mu osoby. Poczuł do nich nienawiść. Do wszystkich. Bez najmniejszego powodu. Nagle ich obecność zaczęła go drażnić. Ich spojrzenia, szepty, jakimi się wymieniali. - Który to z was, co? - syknął cicho brunet. - Kto go zabił do cholery! - wrzasnął, podchodząc bliżej do reszty. Czyjeś ramiona objęły go, zatrzymując go. - Co on niby zrobił co?! - wrzeszczał, ciągle płacząc. Jego policzki stały się czerwone, a dolna warga drżała. Ciężkie powietrze utkwiło w jego płucach i gardle. Nie mógł się pozbyć tego uczucia. 
          - Kai... uspokój się - szepnął trzymający go Chanyeol. Jego silne ramiona z trudem trzymały Jongina. Chłopak z nienawiścią kipiącą z oczu łącznie z łzami, ciągle patrzył na niewinne miny pozostałych. Miał ochotę zabić. Gdyby wiedział, kto jest zabójcą już teraz wymierzyłby sprawiedliwość. Zamknął oczy, czując ogarniającą go bezsilność. Musiał się poddać. To nie miało sensu. Jego ramiona opadły bezwładnie, a wątłe ciało oparło się o ramiona Chanyeola. W istnej ciszy wszyscy słyszeli tylko jego drżący oddech. Nikt nie miał odwagi się choć poruszyć, z powagą spoglądając to raz na Kaia, raz na martwe ciało D.O, które otaczała zabarwiona czerwienią woda. 
          - A więc... ktoś w końcu pękł. - Usłyszeli donośny głos demona. Jongin nie miał nawet siły podnieść głowy. - Nie sądziłem, że tak szybko - zaśmiał się demon. Dźwięk jego głosu doprowadzał Jongina do szału. - Skąd te grobowe miny? - zapytał nie widząc po grupie żadnej reakcji. - Zaraz rozpoczynamy sąd. Powinniście się cieszyć - dodał z uśmiechem. 
           - Zgłaszam się... - wyszeptał przez spierzchłe usta brunet. Nie miał siły powiedzieć nic innego. - Zgłaszam się na sędziego - powtórzył głośniej. Jego przerażający głos jakby odbijał się echem przez kilka kolejnych sekund. Jaejoong początkowo spoglądał na niego z zaskoczeniem, ale po chwili uśmiech wrócił na jego twarz.

◀ ◀ ROZDZIAŁ 5                                                                

11 komentarzy:

  1. Zauważyłam kilka błędów:
    - chumorki zamiast humorki
    - tą zamiast tę
    - żłował zamiast żałował
    - pęknął zamiast pękł

    Tak czy siak każdemu zdarzają się literówki. a co do rozdziału to mam ochotę cię zabić. Dlaczego mój mały Kyungsoo? No dlaczego? Wae? Przecież to było takie kochane stworzonko, które nie zabiłoby nawet muchy...
    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG! Dziękuje, że zwróciłaś mi uwagę - włączyłam jeszcze raz wersje roboczą i posypała się jeszcze większa ilość błędów którymi aż się załamałam. xD Już nie będę dodawać rozdziału bez przeczytania tego co napisałam - normalnie tylko patrzeć i płakać. Jeszcze raz dziękuje xD

      Usuń
  2. Czyżby tym przyjacielem Jongina, którego twarzy nie może sobie przypomnieć, jest Luhan? Jakoś tak od razu mi się skojarzyło... DO NIE ŻYJE! W sumie... Lepiej, ze on został zamordowany aniżeli Lu albo Chan, albo Baek! Czekaj, tam była woda, tak? To Suho go zabił? A może ktoś inny i przez rozlanie wody chciał zrzucić podejrzenia na Suho? Jak doszłam do momentu z tym tłumem zgromadzonym przy schodach pomyślałam, że Xiumin nie żyje, że Luhan go zabił w akcie desperacji czy coś, a potem pomyślałam, ze Luhan został zamordowany, ale tego byś chyba nie zrobiła, prawda? ;p teraz Kai będzie się chciał zemścić, nie dziwię sie, ze zgłosił się na ochotnika do bycia sędzią... tylko jak dojdzie do tego, kto zamordował DO?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam, zostawiam orientacyjny komentarz - przepraszam, że taki krótki. Łzy są słone, a nie słodkie - tak na marginesie, mimochodem pozwolę sobie zauważyć. Nawet, gdybym później nie komentowała, to i tak proszę wiedzieć, że wciąż czytuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. O bosze o bosze nowy rozdzial <3 sorry za brak polskich znakow ale siedze na komorce D: bosze xiumin tak mnie wkurza niech odczepi sie od luhana ee ale zastanawia mnie o co sie slytal skoro xiu takiej wscieklizny dostal Oo bosze ja tu juz zaczynam sie nad jakims kaisoo rozczulac a tuDO nie zyje DDDD: ale w koncu ff to SeKaiHan z tego co pamietam to zobaczymy xp wiem ze tutaj hunhan a tam gadajace kaihan ale licze na sekai tez XD no zobaczymy jak sad sie potoczy ale suho to jest za oczywisty aby bycmorderca xD pozdrawiam zycze weny duzo na te piekne ff i dalej bd komentowac nowe notki <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Spędziłam całe popołudnie czytając tego ff i nie żałuję,naprawdę. Fabuła jest mega wciągająca w dodatku to jedno pytanie które wisi przez całe opowiadanie "kto wygra?" sprawia ze nie chce się przerwać czytania. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  6. Och, tyle myśli kłębi mi się w głowie po przeczytaniu tego rozdziału >_<
    Mogę się domyślać, że to Suho zamordował D.O, chociaż w sumie winnym mógł być każdy z wyjątkiem Kaia. W dodatku XiuMin... Akcja staje się coraz bardziej napięta.
    Rozdział jak zwykle ciekawy ^_^

    OdpowiedzUsuń
  7. Kayayayayayayayayayayayayaa boże, dlaczego mój mały Kyungie? Taką kruszynkę zabić? :CCCC I jeśli się jeszcze okaże, że to Suho (mój bias ;;;;) to zwariuję chyba, za co taką malutką istotkę zabijać :CCCCCCCCCCCCCCCCC
    Hę, i jak zwykle nie przynudzasz, akcja jest wartka i napięta - czyli to, co tygryski lubią najbardziej <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Jednocześnie się niesłychanie cieszę jak i smucę... o pierwsze dlatego, że znów dodałaś kolejny rozdział Casso, które po protu uwielbiam! <3 Ale jednak zawładnęły mną i te przygnębiające uczucia... No dlaczego uśmierciłaś Soo? To była jedna z dwóch os, które Jongin lubił i ufał mi! Trzeba było zabić Sehuna albo Xiu! ;p
    W każdym bądź razie jestem niezmiernie szczęśliwa z faktu, iż kolejny rozdział się pojawił i mam nadzieję, że na kolejny nie trzeba bd czekać za długo ;p
    Życzę weny i hwaiting!~

    OdpowiedzUsuń
  9. Hahaha sorry, ale ja też prawie oszalałam jak mi uśmierciłaś mojego Ultimata xD

    ~*~*~
    Pierwsze: Xiumin to mi psychikę aż za bardzo niszczy, już od samego początku...

    Drugie: D.O ....... czemu?......... Ja myślałam, że do finału dojdzie a tu puff. Moje zamysły szlak trafił. Jestem w szoku, TO wprawiło mnie naprawdę w szok. Za cholerę nie spodziewałam się tego..

    Prawie 12 i nie chcę mi się rozpisywać, wiedz że czytam to bo to genialne :P Zresztą nadal jestem w szoku...

    OdpowiedzUsuń
  10. NIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE.
    Nie.
    Nienienienienienienienienie.
    D.O T T
    Why?
    Wny\\hyyyy?!!@#$
    A teraz na poważnie, zostawmy moją rozpacz. Co prawda kompletnie się tego nie spodziewałam, choć, gdy w tekście padło słowo "zamordowany" już wiedziałam kto padł ofiarą, nawet po wcześniejszej kłótni Xiu i Lu. To mówiło samo przez się, że biedny Kyungsoo umarł z rąk Suho. Ale właśnie... czy to nie nazbyt oczywiste? Przekonam się w kolejnym rozdziale.
    Do tego jakoś strasznie szybko minął mi ten rozdział, szkoda, że nie jest dłuższy. Szczerze, im dłuższe tym lepsze, zwłaszcza jeśli wciąga.
    *tym razem bez marudzenia na temat błędów i wymądrzania się, he*

    OdpowiedzUsuń